#BLOG
Wstęp do długoterminowej efektywności
Przez pierwsze ćwiczenia przeszedłem błyskawicznie i stanąłem twarzą w twarz z rozprawką. Przeszyły mnie ciarki na samą myśl o zagłębianiu się w dylematy Wokulskiego i zblazowanej, wyrachowanej księżniczki, której nikt nie nauczył pokory. Pięć razy zabierałem się do napisania pierwszego zdania, za każdym razem kończyło się to tak samo: Bezradność, wstręt, odkładam długopis.
Idziemy jak burza
Długo nic nie pisałem, bo dużo się u mnie aktualnie dzieje i nie wyrabiam na zakrętach. Nie lubię być wielozadaniowy, a na ten moment mam deszcz palących spraw i każda domaga się uwagi – oczywiste więc, że coś musiało dostać tutaj rykoszetem. Padło na bloga.
Kupon na miłosną loterię
Żyjemy w tak pięknie poukładanym świecie. Taksówka na czas, ciuchy szyte na miarę. Organizer wypchany zadaniami, telefon urywa się od rana. W pracy perfekcyjnie sumienni, z gracją wślizgujemy się w rubryki na awans. Unikamy GMO, staramy się jeść zdrowo. Aktywny tryb życia, skrojony na miarę plan treningu. Chcemy mieć kontrolę. Nad czasem, pracą, progresem na siłowni i dietą. Wiedzieć, co dla nas najlepsze i o siebie zadbać. Tym większą kpiną wydaje się fakt, że najważniejszą część życia pozostawiamy przypadkowi.
Czy jesteście żywi?
Dziś porządnie się wkurwiłem. Poszedłem na siłownię poćwiczyć. Nowy trening, wszystko pięknie. Przerzucam więc to żelastwo, pocę się i nagle jak mnie nie zakłuje w barku! Odstawiam sztangę, unoszę ramię, kłuje. Kontuzja. I wiecie co? Wkurwiłem się. Ale nie na trening, ani nie na siłownię. Wkurwiłem się na siebie, bo uraz był wynikiem mojego niedbalstwa.


17 sierpnia 2015
11 kwietnia 2019


