Please enable JavaScript to view the comments powered by Disqus.
30 Mar
 KOMENTARZY
, , ,
#Podróże

Krym: Rozdział V: Farewell to Buhaj

Około siódmej rano zaczął się na podwórku ruch. Co chwila ktoś przechodził pod moim oknem. Słyszałem przytłumione rozmowy ale nie rozumiałem słów. W końcu otworzyłem jedno oko i zobaczyłem, że pod moim oknem przeszedł Silnoręki. Chwilę po nim mignął na sekundę Buhaj i Zgrzewacz. Wszyscy byli ubrani jak na miasto i rozbudzeni.

Zamknąłem oczy i poszedłem dalej spać. Nawet ciekawość nie pokonała zmęczenia, które zamknęło moje powieki.

Jakiś czas później obudził mnie płacz. Ktoś szlochał w sąsiednim pokoju.

– Buhaj, Buhaj. – Łagodnie mówił Siara. Głos mu się łamał. – Spokojnie Buhaj. Wypłacz się.

Wychyliłem się. Pod moim oknem stał Silnoręki i palił papierosa. Dym wydmuchiwał nosem. Twarz miał zamyśloną, patrzył w ziemię.

Co znowu, pomyślałem. Parę minut później drzwi mojego pokoju otworzyły się. Wszedł Zgrzewacz z fajkiem w ustach. Kucnął przy moim łóżku. Pieprzone deja vu.

– Ojciec Buhaja miał zawał.

Poczułem jak żołądek podjeżdża mi do gardła.

– I co?

– Nie żyje – odpowiedział Zgrzewacz kipując papierosa w kromce chleba, która leżała na ziemi. – Poszedłem z nim do bankomatu i wypłaciłem trzy tysiące złotych. Buhaj wraca do kraju.

– Nie chcę tu być. – Łamiący się głos doszedł nas z sąsiedniego pokoju. – Nie mogę tu być. Muszę wracać.

– Spokojnie Buhaj… – Znów głos Siary.

– Co jest nie tak z tym jebanym wyjazdem? – Spytałem, nie mogąc uwierzyć w całą sytuację. – I jak on załatwi bilet do Polski?

– Siergiej mu pomaga. Ma jakieś kontakty na lotnisku. Tyle, że bilet na dziś kosztuje trzy tysie. – Porozmawialiśmy ze Zgrzewaczem jeszcze chwilę i poszedł do swojego pokoju. Opadłem na łóżko. Znałem ojca Buhaja. To on podwoził nas i odbierał z lotniska, gdy lecieliśmy dwa razy do Kijowa. Świetny człowiek. Spokojny, opanowany z dobrym poczuciem humoru. Mimo tylu lat na karku widać było w nim jeszcze dawny żar. Dało się wyczuć, że za młodu lubił dobrze się bawić i poznawać kobiety. Buhaj opowiadał mu o swoich podbojach, kogo i kiedy przeleciał. Między nimi była szczególna więź, której ja nigdy nie będę miał ze swoim ojcem. On mógł ze swoim porozmawiać na dosłownie każdy temat. Gdy obserwowałem ich z boku, miałem wrażenie że przysłuchuję się rozmowie dwóch świetnych kumpli, nie ojcu i synowi.

Wstałem, poszedłem pod prysznic. Nałożyłem krótkie spodenki i wyszedłem na podwórko. Z czystego, błękitnego nieba spływał na podwórko ciężki żar.

Wszedłem do pokoju Buhaja. Silnoręki leżał na łóżku pod ścianą i się nie odzywał. Buhaj pakował swoją walizkę. Nie było po nim widać, że płakał. Przyjął maskę obojętności, żeby pokazać, że jakoś się trzyma. Znam go jednak za długo, żeby się na to nabrać. Podszedłem, przytuliłem go i poklepałem po plecach.

– Tak mi przykro, stary.

– Co zrobisz. – Widziałem, że prawie się rozkleił. Szybko odwrócił się, podniósł koszulkę z łóżka i rzucił do walizki. – Trzeba żyć dalej, nie? Każdego z nas kiedyś to czeka. Śmierć rodziców.

– Słyszałem, że Siergiej załatwia ci bilety do kraju.

– Nie chcę tu dłużej być. Chyba rozumiesz. Muszę i chcę być tam, gdzie moje miejsce w tej chwili. Niezależnie od tego, ile będzie mnie to kosztować. – Buhaj odpalił papierosa. – Zgrzewacz uratował mi dupę. Po tym jak mnie okradli mam cały chuj. Rozliczę się z nim, jak wrócę do Polski.

W ciągu godziny wszystko było załatwione. Siergiej, właściciel „Mewy” przytulił Buhaja i życzył mu wszystkiego najlepszego. W jego oczach widać było prawdziwe współczucie. Spytał, czy może jeszcze coś dla niego zrobić. Złoty człowiek.

Wszyscy odprowadziliśmy naszego towarzysza na taksówkę. Z głośników rozstawionych przy „Mewie” rozpływały się dźwięki jakiejś smutnej piosenki w stylu Louisa Armstrong’a. Cała scena wydała mi się, jak wyjęta z filmu. Każdy po kolei żegnał się z Buhajem i życzył mu powodzenia. Drzwi taksówki zatrzasnęły się i samochód odjechał.

Czekał na ten wyjazd cały rok. Kochał Ukrainę bardziej niż ja. A teraz ją opuszczał. Już nikt nie bał się stwierdzić, że wyjazd jest felerny i ciąży na nim jakieś fatum. Cóż, trzeba było żyć dalej.

Kilka godzin później znaleźliśmy się na plaży. Leżeliśmy i opalaliśmy się rozmawiając o wszystkim. Wtedy któryś z chłopaków zwrócił uwagę na dziewczynę samotnie spacerującą po plaży ze słuchawkami na uszach. Miała świetny tyłek. Po krótkim namyśle wstałem i poszedłem do niej bojąc się, że zrobi to któryś z chłopaków. Szedłem w jej stronę, ona to widziała i nieśmiało się do mnie uśmiechała. Też się uśmiechnąłem i stanąłem przed nią. Zapytałem po rosyjsku, czego słucha i wziąłem od niej na chwilę słuchawkę. Dziewczyna bardzo słabo rozmawiała po angielsku. Pospacerowałem z nią chwilę. Spytała, czy chcę pójść z nią usiąść. Parę minut później siedzieliśmy na jej ręczniku i kontynuowaliśmy rozmowę. Wziąłem kamyczki, których pełno było na plaży i zacząłem sypać je na jej dłoń, a ona na moją. Wymieniliśmy się numerami i umówiliśmy na spacer wieczorem.

Wróciliśmy z plaży, coś zjedliśmy i chłopaki zamówili u Felicji saunę, która była w „Mewie”. Ja nie lubię tego typu rozrywki. Zawsze później boli mi serce i słabo się czuję. Gdy szykowałem się na spotkanie, Kredka był już mocno zaprawiony.

Przemek był na spacerze z dziewczyną z sex-shopu. Mówił, że było miło, ale do niczego nie doszło.

Poszedłem pod prysznic. Doprowadziłem się do ładu i wyszedłem na podwórko.

– O człowieku, nie będziesz mógł opędzić się od panien – podsumował Siara popijając revo.

Pożegnałem się z chłopakami i udałem się na spotkanie. O dwudziestej pierwszej godzinie serce Eupatorii budziło się do życia. Deptak prowadzący do centrum klubów był niesamowicie długi, poprzetykany porozstawianymi namiotami i stoiskami z zimnym piwem, kwasem chlebowym, muzyką z Kazantipu, watą cukrową, popcornem, pamiątkami. Z każdej strony krzyczały kolorowe neony. Z mijanych lokali wypływała muzyka, która łączyła się z gwarem setek ludzi przewijających się przez deptak. Niebo było rozgwieżdżone, powietrze pachniało morską bryzą zmieszaną z perfumami mijanych kobiet i smrodem śmietników porozstawianych co kilkanaście metrów.

Gdy zaszedłem na miejsce, ona już czekała. Muszę przyznać, że wyglądała lepiej bez ubrania. Przywitaliśmy się i poszliśmy do wesołego miasteczka na karuzelę. Zapłaciłem za nią. Wiem, jestem wielką pizdą. Później był spacer i na koniec rozmowa na ławce naprzeciw „Jużnego Chriesta” – mojego ulubionego klubu, który był w tym roku zamknięty na cztery spusty. Spotkanie było czerstwe, nie było między nami chemii. Nic się nie kleiło. Nie było iskier, ognia, ani znajomych motyli w brzuchu. Nie stanął mi, a ona nie miała kisielu w majtkach. Nie mieliśmy ochoty rzucić się na siebie i zrywać z siebie ubrań. Dziewczyna zabierała z siebie moje dłonie powtarzając, że nie jest przyzwyczajona do tak szybkiego rozwoju sytuacji. Zresztą nie dziwię się jej, robiłem wszystko na siłę i z automatu, nie czułem tego.

Siliłem się, żeby wytrzymać z nią jeszcze kilka minut. Właśnie wtedy sama mnie uratowała mówiąc, że ma ochotę iść do klubu. Stwierdziłem, że w takim razie wracam do znajomych. Podziękowałem za spotkanie i zadzwoniłem do Nitroobolonia, który był z Pawłem na deptaku. Spotkałem się z chłopakami i stwierdziłem, że muszę poznać dziś jakieś dziewczyny. Na pierwszy ogień poszła blondynka rozdająca ulotki. Podszedłem do niej i umówiłem się na spacer. Wymieniliśmy się numerami i buziakami w policzek. Parę minut później sytuacja powtórzyła się, gdy podszedłem do seksownej dziewczyny, która była na deptaku z koleżankami.

Koleżanki, gdy zorientowały się o co chodzi zostawiły nas samych. Miała na imię Maria i utrzymywaliśmy intensywny kontakt wzrokowy. Mówiła po angielsku, co było miłym zaskoczeniem. Twarz miała słabszą od ciała, ale czułem z nią silne połączenie. Widziałem, że jest mocno podekscytowana całą sytuacją. Wpisała mi numer, puściłem jej sygnał i pożegnaliśmy się.

Nitro tej nocy też wziął numer od dwóch dziewczyn. Wróciliśmy do domu. Nikt nie miał dziś ochoty na klub. W „Mewie” okazało się, że chłopaki są jeszcze na saunie.

Relacja Flamboyanta:

„Ja chciałem odpocząć i położyć się wcześnie spać. Znaczy chciałem się zabawić, ale nikt nie chciał iść do klubu. Co miałem iść sam? To i tak nie miał był mój odcinek… Może lepiej dać czasem sprawom zwolnić? Wybrałem się z resztą ekipy do sauny. Był i Kredka. Zadziwiał mnie. Miał 180 cm wzrostu i ważył 50 kg. Ciągle na bani. Nie widziałem, żeby jadł. Czy wszystkie kalorie dostarczał sobie wódką? Czy słyszał o kacu? Nie wiem skąd on wziął siły, żeby pójść do sauny. A nie była to taka zwykła sauna…

Lubię pójść na saunę i wygrzać kutasa. Ale takiej sauny jeszcze nie widziałem. W pomieszczeniu do ochłodzenia się po wyjściu z sauny stał stół. Służył tylko do jednego celu. Żeby było gdzie wódkę polać. Kredce zaszkliły się oczy, gdy zobaczył flakon Nemiroffa. Nie wiem, jak on jeszcze stał na nogach, ale polewał i wznosił toasty. W swoim sprinterskim tempie. Tylko ja nie piłem. Siedzieliśmy w saunie, a każdy z nas oczekiwał nieuniknionego. Kiedy Kredka zarzyga wszystko i wszystkich? To byłoby coś. Jednak tym razem guma nie ugrzęzła mu w gardle i jakoś utrzymał całą wódkę w swoim żołądku. Zrobił jedynie pokaz kulturystyczny, okazując nam każde pojedyncze żebro swojego wychudzonego, biednego ciała.”

Chłopaki opowiadali mi, że Kredka na koniec przegrał na rękę ze wszystkimi. Łącznie z Felicją.

Nie chciało się już nic konkretnie robić, dopiłem więc piwo, które kupiłem na deptaku i poszedłem spać.

To był dziwny dzień.

comments powered by Disqus

Nie przegap

# • # • # • #

Już wiem, gdzie jesteś

#Dziennik

30

(Nie)zwykły poniedziałek

Przetrzyj swoją szybę

O vincencie

Dzięki swej determinacji zmienił się z zakompleksionego introwertyka w konkretnego, pewnego siebie faceta. Autor niniejszego bloga, współpracownik CKM oraz trener rozwoju osobistego.