randka – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Najdziwniejsza randka z tindera https://v1ncentify.prohost.pl/post/najdziwniejsza-randka-z-tindera https://v1ncentify.prohost.pl/post/najdziwniejsza-randka-z-tindera#respond Sun, 26 Nov 2017 15:40:32 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3204 Postanowiłem podzielić się zabawną sytuacją, jaka miała miejsce w Tajlandii i przy okazji pokazać, jak potrafi wyglądać rzeczywistość niektórych kobiet.   Nie, tekst nie zawiera bliskich spotkań trzeciego stopnia z dziewczynami posiadającymi dodatkowe oprzyrządowanie.   Przepraszam, jeśli zawiodłem.   *   Teraz   Morze łoskocze falami o brzeg. Mam przepoconą koszulkę mimo, że słońce zaszło […]

Artykuł Najdziwniejsza randka z tindera pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

Postanowiłem podzielić się zabawną sytuacją, jaka miała miejsce w Tajlandii i przy okazji pokazać, jak potrafi wyglądać rzeczywistość niektórych kobiet.

 

Nie, tekst nie zawiera bliskich spotkań trzeciego stopnia z dziewczynami posiadającymi dodatkowe oprzyrządowanie.

 

Przepraszam, jeśli zawiodłem.

 

*

 

Teraz

 

Morze łoskocze falami o brzeg. Mam przepoconą koszulkę mimo, że słońce zaszło już 5 godzin temu. Jest 30 stopni i przed momentem spadł deszcz, który nie przyniósł żadnej ulgi od wilgotnego powietrza otulającego wyspę jak ciężki koc. Na horyzoncie statki rybackie zieją w mrok surrealistycznymi, zielonymi snopami światła, wabiąc krewetki.

 

Czuję wibracje telefonu w kieszeni i nawet nie mam ochoty sprawdzać powiadomienia – postanowiłem, że nigdzie nie idę. Trochę jestem ciekaw, co napisała, jednak ten moment z chłopakami jest na tyle fajny, że nie chcę się rozpraszać. W ustach czuję cierpki posmak wina, w głowie przyjemnie przelewają się myśli po tłustym skręcie.

 

Po jakimś czasie jednak ciekawość przejmuje kontrolę. Czytam wiadomość od niej, następnie od Benza. Moje brwi szybują do góry. No dobra, tego się nie spodziewałem.

 

Szybko żegnam się z chłopakami i żwawym krokiem idę do swego domku wziąć prysznic.

 

Nie mam pojęcia, w jaki sposób ogarnę całą akcję kompletnie zjarany, ale jedno jest pewne – będzie zabawnie.

 

 

*

 

Dwa dni wcześniej

 

Czas spędzamy na małej wyspie Koh Lipe. Przylecieliśmy tu z młodą parą i wszystkimi osobami, które zaproszone były na wesele. Trzeba Benzowi przyznać, że wie jak zorganizować imprezę – na jego ślubie i weselu pojawili się znajomi z całego świata: Tajlandii, Filipin, Norwegii, Szwecji i Polski.

 

Wieczorem siedzę z rodziną na plaży, jemy kolację. W międzyczasie dosiada się do nas Henry, świeżo upieczony szwagier mojego tajskiego kumpla. Henry jest norwegiem, ma jakieś 22 lata i uśmiech na stałe przyspawany do twarzy.

– Chłopaki, ale zmaczowałem laskę na tinder, widzimy się wieczorem.

 

Podekscytowany, oczywiście puszcza telefon w obieg. Wow, jak na Azjatkę (nie kręcą mnie) jest naprawdę bardzo ładna.

 

 

*

 

Zajadam śniadanie i popijam okrutnie niedobrą kawą, która mogłaby z powodzeniem służyć jako roztwór do marynowania siekier. Na horyzoncie majaczy skacowany Henry. Dosiada się i opowiada ze szklanymi oczami o wczorajszym spotkaniu. A taka fajna, a jaka energia, jak kleiła się rozmowa i w ogóle jak było super.

 

Oho, ktoś nie poruchał.

– Bzykałeś? – przechodzę do rzeczy.
– Nie, ale się całowaliśmy, było fajnie. Wiesz, nie chcę niczego na siłę pospieszać. Dziś widzimy się znowu.

 

Z mojego doświadczenia z Azjatkami wynika, że ciężko jest z jakąś nie trafić do łóżka na pierwszym spotkaniu. Jestem przekonany, że Henry nie za bardzo ogarnia laski i po prostu nie wiedział, jak się do tego zabrać. Jeszcze parę lat temu zrobiłbym mu w tym miejscu wykład, teraz zamiast tego mówię:

– To zajebiście, gratulacje.

 

 

*

 

Henry widzi się z nią po raz drugi. Po raz drugi nie ma seksu. Tym razem jest już wjebany po uszy. Żali mi się, że gdyby tylko mógł zostałby na wyspie dłużej – do czego aktywnie zachęca go tajka.

– Gdybym tylko zarabiał własne siano, stary. Zostałbym jeszcze z dwa tygodnie, ona jest niesamowita!

 

Halo, pogotowie Pizdusiowe? Proszę natychmiast przyjechać zająć się kolegą.

 

 

*

 

Po jakimś czasie sam instaluję Tinder. Do tej pory na wyjeździe nie miałem okazji nikogo poznać, bo jestem w Tajlandii z rodzicami, co tworzy logistyczny koszmar. Co prawda, nie po to przyleciałem do Azji i tym razem nawet nie nastawiałem się na seks-turystykę, ale nic nie poradzę na to, że bardzo chce mi się bzykać.

 

Dobra, zobaczmy.

 

W lewo. W lewo. Osz kurwa, w lewo. W praw… nie no, w lewo. Lewo, lewo, lewo. O, dzień dobry. W prawo.

 

Jest match. Z Missy, laską Henry’ego. Nie mija nawet minuta i dostaję wiadomość:

„Nice match”

 

Uśmiecham się, zabawna sytuacja.

 

Odpisuję: „Does it mean, that we see each other in the evening?” – robię to specjalnie, bo wiem, że umówiła się już z Henrym. Jutro z rana wszyscy wracamy do Bangkoku, więc gościem rzuca na prawo i lewo, maksymalnie napalił się na ten wieczór. Na tym etapie jest już jak ćpun bez strzykawki.

 

Missy odpisuje mi, że wieczór ma zajęty. No tak, Henry ważniejszy – to naturalne, na tym etapie zainwestowała w niego już dwa wieczory. Piszę, że w takim razie nie uda nam się zobaczyć, bo nazajutrz wylatuję.

 

W międzyczasie idę z rodzinką wzdłuż plaży, cykamy fotki. W końcu idziemy na „główną ulicę” na wyspie, Walking Street, która łączy dwie plaże z przeciwnych stron wyspy. Poupychane są tam knajpy z żarciem, salony masażu, biura szkół nurkowania, „kluby”. Spacerując zauważam Missy – pracuje jako kelnerka w jednym z pubów. Wygląda serio fajnie. Wymieniamy spojrzenia, ona spuszcza wzrok i znika w barze. Wiem, że mnie poznała. Ja przechodząc koło pubu nawet nie szukam jej wzrokiem, zupełnie tak, jakbym jej nie rozpoznał. Nie czuję potrzeby rozmawiania z nią, mam dziwne przeczucie, że samo to, że zobaczyła mnie na żywo, zrobi robotę. Nie oszukujmy się – jestem biały w Azji, a czasem to wszystko, czego potrzebujesz, żeby przespać się tu z laską.

 

Czuję na sobie jej oczy. Po kilku minutach dostaję wiadomość:

„I think I saw you”.

Odpisuję krótko: “lol;)”

“I finish my work around 11, if you down to say hi”.

 

Okej, laska zmieniła zdanie. Już nie Henry? Fajnie. Nie mam nic do gościa – lubię go, ale nie jest moim bliskim znajomym, więc nie miałbym żadnych skrupułów, by ogarnąć laskę, za którą i tak zabiera się jak pies do jeża.

 

 

*

 

Ustalam, że odbiorę ją z pracy o 23. Wracam do hotelu, chilluję na plaży. O sytuacji opowiadam Tonemu, który potrafi trzymać język za zębami.

– Stary, ale jak to się z nią widzisz? Przecież właśnie rozmawiałem z Henrym, ona potwierdziła mu spotkanie o 23.

 

Wow. O co tu chodzi? Po chwili dostaję wiadomość.

„11pm sharp;) see u!”

 

Nic z tego nie rozumiem, jaki gameplan ma ta laska i o co jej chodzi? Chce, żebyśmy obaj pojawili się w tym samym miejscu i… no właśnie, i co dalej? Benz akurat jest przy Henrym, więc piszę do niego, by dla pewności wypytał go jeszcze raz o plany na wieczór.

„Man, he’s seeing this girl at 11pm, she just confirmed”.

 

Ustawiła nas obu w barze, w którym pracuje. Próbuję zmienić miejsce na plażę, żeby sprawdzić reakcję.

„Let’s just see at the bar, plz”

 

Myślę, myślę i wpadam tylko na kilka opcji:

 

1. Chce, żebyśmy przyszli obaj, bo po prostu lubi atencję, nie wie, że się z Henrym znamy. Sytuacja ją bawi i chce zobaczyć, co z tego wyniknie. W tej opcji po prostu wybrałaby lepszego z naszej dwójki.

2. Chce, żebyśmy przyszli obaj, bo zgadała się z Henrym, któremu powiedziała, że z nią piszę i oboje rozgrywają mnie.

3. Chce, żebyśmy przyszli obaj, bo w jakiś sposób dowiedziała się, że się z Henrym znamy (może np. widziała mojego brata z Henrym „na mieście”) i kompletnie nie wie o co chodzi. Ze swojej perspektywy może się zastanawiać, czy nie wymyśliliśmy sobie jakiejś głupiej zabawy. Ustawiając nas obu doprowadza do konfrontacji.

 

W każdym przypadku admirał Ackbar krzyczy, że jest to pułapka. Tym bardziej, że Henry jest szczeniacko zakochany i nie mam ochoty pakować się w jakąś zbędną, dziecinną dramę.

 

Postanawiam odpuścić. Zostać z chłopakami, napić się wina i zapalić. A Missy kłamię, że się pojawię – ciekaw tego, co się stanie, gdy będzie przekonana, że przyjdę i na zegarku wybije 23:00.

 

 

*

 

Teraz

 

Godzina 23:05

 

„Where are you?” – wiadomość od Missy.

„Be there in 15 min, sry”, odpisuję bezczelnie, nigdzie się przecież nie wybierając.

 

Wibracja. Wiadomość od Benza.

“LOL. Henry’s girl came to the bar where we sit. She just told him, that she has to go home take a shower before she can see him. He’s really pissed at her now”.

Wibracja. Missy: “Ok please be quick, I’m waiting!”.

 

Wow, dobra, tego się kompletnie nie spodziewałem. Laska chce wcisnąć quick fuck przed romantyczną randką, wiedząc że Henry i tak będzie na nią czekał jak wierny pies. Byłem przekonany, że gdyby chciała rzeczywiście się ze mną zobaczyć, odwołałaby kompletnie Henryego – okazuje się jednak, że dla tej laski nie istnieje coś takiego, jak zjeść jedno ciastko i stracić drugie. Zamiast wcisnąć „cancel” na okienku spotkania z Henrym, wybrała „postpone”. Z zimną krwią zje ciastko i jednocześnie drugie zachowa sobie na później.

 

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden mankament.

 

Jestem zjarany jak tołpyga.

 

Ledwo ogarniam rozmowę z kumplami, a co dopiero mówić o podróży z buta przez dżunglę i akcję typu ninja w taki sposób, by Henry o niczym się nie dowiedział. Całość jednak zbyt mocno pachnie przygodą, nie mogę odpuścić.

 

Stealth mode ON. Bez znaczenia, co się dziś wydarzy – z pewnością będę miał co wspominać.

 

 

*

 

Wchodzę w las. Komplenie spizgany i zdezorientowany – ale pachnący, świeżo po prysznicu. Jest ciemno, więc świecę pod nogi latarką z telefonu. Przecinam wioskę, w której tajskie rodziny siedzą na werandach (w nagrzanych, blaszanych chatach jest za gorąco). Kilku tajów coś do mnie krzyczy, łapie mnie lekka krzywa pizda, więc przyspieszam.

 

Wychodzę na piaszczystą ścieżkę, w końcu beton. Jest, symbol cywilizacji, już się nie zgubię. Wiem, gdzie idę – niedługo znajdę się na Walking Street. Jeden problem z głowy.

 

Drugi problem jest dużo bardziej poważny.

 

Missy właśnie zmieniła miejsce spotkania na Pattaya Beach – jedyna droga do tej plaży prowadzi właśnie przez Walking Street, pod koniec której w jednym z barów siedzą Benz i Henry. Nie mogę przejść koło nich niezauważony. Nie mogę też przejść zauważony i przekonująco wyjaśnić (kompletnie zbombardowany), dlaczego sam idę na plażę i nie chcę do nich dołączyć na piwko. Oczywiście mogłbym powiedzieć, że mam randkę – ale mój skopcony, pogrążony w paranoi umysł podpowiada mi, że sytuacja byłaby wtedy dla Henryego nie tyle podejrzana, co dowodziłaby jawnej zbrodni.

 

Po lewej i prawej zaczynają wyrastać stragany, budy z żarciem, reklamy. Za 150 metrów dotrę do Walking Street i lepiej, żebym miał gotowy plan.

„Where are you? I don’t have much time…”, Missy mnie pinguje. Jestem spóźniony już 25 minut.

“Man, Henry is furious, this chick is late af, lol”, wiadomość od Benza.

 

Odpalam mapy Google. Nie ma innej drogi, muszę iść Walking Str, w którą właśnie skręcam. Obsadzona po lewej i prawej żarciem, salonami masażu, jeszcze większą ilością żarcia, restauracji, hosteli, pubów. Mijam bar za barem, aż w końcu docieram do tego, w którym pracuje Missy. Jest już zamknięty. Przed sobą mam jeszcze z pół kilometra Walking Street i gdzieś tam (dokładnie nie wiem, gdzie) siedzą Benz i Henry. Jeszcze dalej ulica wychodzi na plażę, na której czeka na mnie Missy.

 

Wygląda to jak jakiś level do przejścia w Hitmanie, czy innym Thief.

 

Jestem spóżniony już pół godziny. Nie ma czasu na plan, trzeba improwizować.

 

Skręcam w lewo, mimo że gołym okiem widać, że turyści się tu nie zapuszczają. Następnie zamieniam się w Rambo i skręcam w prawo – prosto w dżunglę i wydeptaną ścieżkę. Jeśli tylko uda mi się podążać prosto wystarczająco długo, nie ma innej opcji – dotrę do plaży alternatywną drogą.

 

Odpalam latarkę, omijam kałuże, zardzewiałe motory. Z ciemności dobiega mnie warczenie psów, niektóre z nich szczekają. Cały czas trzymam się błotnistej drogi. Nie wiem, gdzie idę, ale po chwili dociera do mnie, że poruszam się równolegle do Walking Street. To oznacza, że wkrótce ominę Henryego i Benza. To oznacza, że plan ma prawo wypalić.

 

O ile po drodze nie zeżrą mnie bezdomne psy, nie zarobię kosy pod żebro i nie rozdziewiczy mi dupska żaden ladyboy.

 

W uszach szumi mi krew, jestem mokry, ale już nie dlatego, że brałem prysznic – pot ścieka mi strugami po twarzy, tną mnie komary i właśnie wdeptuję w kałużę, która ochlapuje mi całą nogę.

 

Z oddali dobiega mnie przyduszony bas, korony drzew rozświetlają fioletowe i pomarańczowe światła. Pattaya Beach ma tylko jeden klub i to musi być właśnie ten, a to oznacza, że jestem już bardzo blisko celu. Powoli z pomiędzy drzew wynurzają się zabudowania, zaplecze klubu. Krzątają się osoby z obsługi. Ja skręcam łagodnie w lewo, bo widzę płomień świeczek. Kojarzą mi się one z wieczorami na Boracay, gdzie cała plaża nocą rozświetlana była przez dziesiątki, jeśli nie setki świec.

 

Misja Rambo zakończona powodzeniem. Wynurzam się z dżungli i wchodzę prosto na plażę. Przede mną rozpościera się nieskończona ciemność, gdzie czarne jak smoła morze miesza się z nocnym, bezgwiezdnym niebem. Wygląda to jak koniec mapy w jakiejś grze na peceta.

 

Jestem spóźniony 40-45 minut, ale widzę Missy, czekała na mnie. Przedzierając się przez dżunglę zastanawiałem się, ile sensu ma ta cała wyprawa. Podchodzi do mnie szczerząc białe zęby, które kontrastują z ciemną opalenizną. Ma długie, bardzo zgrabne nogi, na odstający tyłek zarzuciła jeansowe szorty, na górę luźną koszulkę. Z ciała podoba mi się bardzo, z twarzy z bliska, cóż, jest po prostu kolejną przeciętną Azjatką.

 

Dobra, teraz przede mną kolejne wyzwanie. Przebrnąć przez rozmowę i udawać normalnego, podczas gdy jestem ujebany jak czajnik. Ta gra jest zdecydowanie zbyt wymagająca na mój obecny stan.

 

Leci typowy small talk, jestem koszmarnie zajebany w akcji. Trochę nie wiem, co chcę powiedzieć, trochę się gubię. Mijają dwie, trzy minuty, zanim się ogarniam, łapię potrzebny luz i zauważam, że rozmowa zaczyna iść w dobrym kierunku.

 

Niestety widzę też, że Missy jest zestresowana. Mówi, że mamy bardzo mało czasu, bo musi zaraz zobaczyć się „ze znajomymi”. Gdy pytam, jacy to znajomi, odpowiada, że jej PRZYJACIEL z Tajlandii bierze ślub z laską z Norwegii. Uśmiecham się szeroko i dopytuję, czy to jakiś dobry znajomy. O tak, najlepszy, znamy się od dawna, srata-tata. Benz by się uśmiał. W trakcie ściemniania ani na chwilę nie widać po niej zawahania. No bezczelna laska.

 

Nagle czuję wibrację w kieszeni. W mniej więcej tym samym momencie Missy wyciąga swój telefon.

Benz: „Henry is pissed off and went home”.

 

Podnoszę głowę, widzę twarz Missy.

– I have to go now, sorry, my friends are very upset. If we only had more time…
– Propably we will never see each other again…
– Maybe tomorrow morning before you leave? 7am?
– Propably no, so… – podchodzę bliżej, przyciągam jej twarz i zaczynamy się całować.

 

Spacerujemy jeszcze chwilę, po czym się rozdzielamy.

 

Tej nocy Henry w końcu bzyka. Dostaje na punkcie laski pierdolca, zaczyna mówić, że obiecała przyjechać do Europy, że chcą się jak najszybciej zobaczyć. Zakochane ptaszki, kurwa ich mać. No tak, eurotrip na koszt norwega musi brzmieć dla tajki bardzo atrakcyjnie. Gdy opowiadamy mu ze znajomymi, że laska pewnie przeżywa tu prawdziwy deszcz białych fiutów, gość nie chce słuchać – woli swoją bajkę.
Całkowicie nieświadomy, że gdybym tylko docenił przebiegłość Missy i był na plaży punkt 23, podczas spotkania z nim miałaby jeszcze na sobie mój materiał genetyczny.

 

Henry wraca od niej o 6:00.

 

O 6:40 dostaję od Missy wiadomość: „Good morning…;)”. Rain of cocks. Laska robi sobie prawdziwy rampage.

 

Budzę się o 8, nie odpisuję.

 

Kobiety:)

 

Artykuł Najdziwniejsza randka z tindera pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/najdziwniejsza-randka-z-tindera/feed 0
Niektóre kobiety https://v1ncentify.prohost.pl/post/niektore-kobiety https://v1ncentify.prohost.pl/post/niektore-kobiety#respond Wed, 22 Jun 2016 11:49:32 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1621 Została na noc.

Artykuł Niektóre kobiety pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Została na noc.

Nie spytała o to, w pewnym momencie nawet zaczęła wybierać numer na taksówkę – specjalnie odczekałem chwilę, po czym zabrałem jej telefon. Nie wyspaliśmy się wcale.

Budzik wyrwał nas ze snu o 8:00, za pół godziny miałem mieć konsultację Skype z klientem. Poczłapałem do łazienki, omijając po drodze przewróconą butelkę po winie, pusty kieliszek i rozdarte opakowanie durexa. Wziąłem szybki prysznic i usiadłem do laptopa. Słabo zaparzona kawa niespiesznie rozrzedzała mgłę zalegającą w moim umyśle. Połączyłem się z czytelnikiem bloga i rozpocząłem pracę. Szło mi nieźle, naprawdę. W pewnym momencie już całkiem się obudziłem i wpadłem we flow.

Niestety, kilka minut później zostałem z tego rozpędu wykolejony.

Weszła do pokoju, świeżo po prysznicu. Mokre, skręcone włosy przykleiły się do jej nagich pleców i ramion. Miała na sobie jedynie czarne stringi i stanik, mocno ściskający spore, wciąż wilgotne piersi. Na paluszkach zbliżyła się do swojej torebki i pochylając się, wypięła połyskujący tyłek w moim kierunku. Ocknąłem się, zdając sobie sprawę, że urwałem zdanie w połowie. Sekundy mijały. Klient czekał. Nie byłem w stanie sobie przypomnieć, dokąd dążyłem z moim wywodem. Ba, nie wiedziałem nawet, o czym konkretnie rozmawialiśmy. Zupełnie tak, jakby po wszystkich zdaniach, tych wypowiedzianych i tych, które chciałem wypowiedzieć, bez zapowiedzi i bezczelnie przejechał Pacman.

Z trudem z tego wybrnąłem, zadając klientowi jakieś pytanie. Starałem się trzymać wzrok na kamerce, ale głowa mimowolnie skręcała w stronę łóżka, na którym rozłożyła się Ona. Wspominała mi wcześniej, że ma jakiś egzamin i musi się uczyć. Do nauki najwyraźniej nie potrzebowała ubrań. Przeglądała skserowane notatki w samej bieliźnie, niby przypadkowo ściskając w zębach zawieszony na szyi łańcuszek. Po chwili uniosła wzrok. Zrobiła niewinną minę, trzepocząc rzęsami – jakby kompletnie nie rozumiała, dlaczego patrzę na nią, skoro pracuję. Zmarszczyła nawet brwi, karcąc mnie za nieprofesjonalne zachowanie.

Była to najgorsza, najmniej merytoryczna konsultacja, jaką przeprowadziłem. Czułem się tak głupio, że po jej zakończeniu zaproponowałem klientowi darmową powtórkę.

I natychmiast wróciłem do łóżka. Wywróciłem przy tym stojący na ziemi kieliszek. Rozdeptałem go dopiero godzinę później, gdy wstawałem przygotować śniadanie.


Niektóre kobiety wciąż to potrafią, niektórym kobietom wciąż się chce. Też uwodzić, też się starać. Dodawać od siebie do relacji. Wzbogacać ją, wykorzystując do tego swoje wszystkie atuty. Nie zachowywać się, jakby odrabiały pańszczyznę lub – co gorsza – robiły łaskę, że w ogóle rozkładają przed facetem nogi.

Niektóre kobiety mają wpisane w swoją naturę lub – tu czasem mam dylemat – idealnie wyuczone manewry, które rozbrajają faceta. To są małe rzeczy, przez które ciężko jest o dziewczynie zapomnieć.

Niektóre kobiety przywłaszczają sobie zbyt duże koszule i paradują w nich po mieszkaniu. Na paluszkach, z jędrnymi pośladkami nieśmiało wyglądającymi spod materiału. Zupełnie tak, jakby tylko do tego były stworzone, a Twoje mieszkanie znały jak własną kieszeń.

Niektóre kobiety są pewne siebie, świadome swojej kobiecości i tego, jak na Ciebie działają. Kompleksy, jeśli jakieś mają – zostawiają dla uszu koleżanek. Przy Tobie są boginiami, prawdziwymi kobietami, przy których Ty możesz poczuć się jak prawdziwy facet.

Niektóre kobiety są bezpruderyjne, uwielbiają seks i się z tym nie kryją. Nie mają wyrzutów po, bo wiedzą, że spotkanie dwóch wolnych, dorosłych i świadomych swoich potrzeb ludzi jest po to, by: otworzyć wino, zamknąć drzwi i przestać udawać. Młodość przemija, ale w takich chwilach zdaje się być wieczna, płonąc nieskończoną energią rozgrzanych ciał. To o tych kobietach faceci nie mogą zapomnieć. To z tymi kobietami chcą ponownie się zobaczyć.

Niektóre kobiety na propozycję kolejnego spotkania tylko się uśmiechają, niespiesznie kończą naciągać zakolanówki i szepczą:„może”. Wtedy całują Cię długo na pożegnanie, kuszą spojrzeniem i po prostu wychodzą. Każdy normalny facet potrzebuje czasem kobiety, co do której nie jest pewny, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy ją w swoich drzwiach. Kto wymyślił, że tylko dziewczyny potrzebują emocjonalnej huśtawki?

Niektóre kobiety znają zasady gry i lubią w nią grać.

Niektórych kobiet jest zbyt mało.


Zdjęcie: Fedor Shmidt

Artykuł Niektóre kobiety pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/niektore-kobiety/feed 0
Dresistok https://v1ncentify.prohost.pl/post/dresistok https://v1ncentify.prohost.pl/post/dresistok#respond Sun, 13 Jul 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=111 …jako nowa nazwa stolicy województwa podlaskiego.

Artykuł Dresistok pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
…jako nowa nazwa stolicy województwa podlaskiego.

Uwielbiam, gdy kobieta na spotkanie ze mną zrobi się na bóstwo. Ta konkretna mogłaby startować w boskich zawodach miss. Czerwone szpile, obcisłe spodnie na zgrabnych nogach (przepraszała mnie później, że nie włożyła mini), biała elegancka koszula opinająca seksowną klepsydrę i rozpięte guziki odsłaniające dekolt. Do tego długie, rozpuszczone włosy. Nie wiem, kto wymyślił, że najbardziej u ludzi liczy się wnętrze. Na początku zawsze liczy się wygląd. Co z tego, że samochód ma mocny silnik, skoro wizualnie jest gratem? Można się z tym nie zgadzać, można robić fochy, ale biologii się w ten sposób nie zmieni. 

No więc widzę ją i jestem miło zaskoczony. Poznaliśmy się dwa dni temu na rynku i zapamiętałem, że jest bardzo atrakcyjna, mimo tego, że nie była w ogóle zrobiona. Teraz odstrzeliła się tak, że na sam widok coś mi urosło – i nie było to serce.

Obrazek psuła grupa łysych jegomościów w dresach, którzy z nią stali. Na mój widok dziewczę opuściło wesołą gromadkę. Przywitaliśmy się całusem, kątem oka zaobserwowałem u jej „znajomych”:

  • niekontrolowany opad szczęki
  • wytrzeszcz gałek ocznych
  • skonsternowany wyraz twarzy świadczący o wzmożonej aktywności śladowej populacji szarych komórek

Nauczyłem się oceniać nowo poznane osoby po ludziach, jakimi się otaczają. Agnieszka musiała zrozumieć, co oznacza moje zimne spojrzenie, bo w lot mi się wytłumaczyła:

– To znajomi mojej koleżanki, zagadali mnie jak na ciebie czekałam, nie chcieli się odczepić.

Zerknąłem na nich.

– Eee, pedale. – Sądząc po facjacie, gość który wystąpił z grupki był niedoszłym doktorem nauk i bankowo nie płacił jeszcze twarzowego za ten miesiąc. Koledzy w uznaniu dla „odwagi” swego lidera, zaczęli się szczerzyć jak autystyczne dzieci na widok kredek.

Właśnie szliśmy z Agnieszką przez przejście dla pieszych, a homo erectus człapał za nami. Nawet zdjął bluzę – zakładam, że miał to być substytut wielobarwnego ogona u samca pawia.

– Dawaj pedale, co ty na to?

– Przepraszam cię, strasznie mi wstyd… – Agnieszka wyglądała na mocno zakłopotaną.

– Ciekaw jestem, kto tutaj jest pedałem – odpowiedziałem uśmiechając się. – Ja, spotykając się z tobą, czy gość, który wieczór spędzi z kolegami i własną ręką.

Gdy przeszliśmy przez jezdnię obejrzałem się i zmierzyłem gościa wzrokiem. Akurat wrócił do kolegów i pajacował przy nich, jak małpa w cyrku.

Autentycznie było mi go żal. Przegraną miał wymalowaną na twarzy. Rozdzierał go dysonans poznawczy – skoro jest tak zajebisty, za jakiego się uważa, to dlaczego jakiś byle „pedał” właśnie zwędził mu dziewczynę, do której się ślinił sprzed nosa?

Jego naturalną reakcją na to, co zobaczył było zredukowanie dysonansu przez zwyzywanie mnie i okazanie gotowości do bójki. Musiał ominąć go fakt, że ludzie nie mieszkają już w jaskiniach, a gdy przestano polować na mamuty osobnicy jego pokroju stali się równie bezużyteczni co zużyta prezerwatywa. Nie potrafiłem patrzyć na niego inaczej, niż jak na biedne, upośledzone dziecko. Tak, jesteś większy, wygrałeś. A teraz wracaj mierzyć się na fiuty ze swoimi kolegami.

Czasami myślę, że dresiarzy niezdatnych do życia w społeczeństwie powinno się zamykać w rezerwatach. Oglądać przez szybę, nie dokarmiać, ewentualnie raz na jakiś czas rzucić banana. Słowo daję, gdy byłem kiedyś w warszawskim zoo i patrzyłem w oczy goryla, miał on dużo bardziej inteligentne spojrzenie od większości łebków z szarych blokowisk.

Generalnie Białystok powinien chyba w końcu przemianować się na Dresistok. Dopiero wtedy nazwa oddawałaby w stu procentach niepowtarzalny klimat tego miasta.

Artykuł Dresistok pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/dresistok/feed 0
Październik był boski https://v1ncentify.prohost.pl/post/pazdziernik_byl_boski https://v1ncentify.prohost.pl/post/pazdziernik_byl_boski#respond Wed, 30 Oct 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=75 Warszawa podoba mi się coraz bardziej. Przez pierwsze parę tygodni nie działo się kompletnie nic, za to teraz dzieje się tyle, że nie wyrabiam się na zakrętach.


Artykuł Październik był boski pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Warszawa podoba mi się coraz bardziej. Przez pierwsze parę tygodni nie działo się kompletnie nic, za to teraz dzieje się tyle, że nie wyrabiam się na zakrętach.

Godzinę przed tym, jak przyjechał do mnie kursant z mieszkania wyszła dziewczyna, którą poznałem dzień wcześniej. Byłem trochę zmęczony, ale jednocześnie podekscytowany kolejnym szkoleniem. Po trzech wyczerpujących dniach mogę stwierdzić, że znów, tak jak na samym początku mego rozwoju przekraczam swoje granice, co daje mi niesamowitą satysfakcję i świetne wspomnienia.

Na wcześniejszych coachingach łapałem się na tym, że pokazując kursantowi, jak powinno się podchodzić do dziewczyn robiłem to dla niego, nie dla siebie, przez co nie czułem z tymi kobietami żadnego połączenia. Zebranych numerów nawet nie zapisywałem w telefonie. Tym razem było inaczej i wiem, że w końcu odnalazłem w tym wszystkim równowagę. Efektem tego była sytuacja, w której całowałem się z nowo poznaną dziewczyną w galerii handlowej, a kolejnego dnia, gdy wracałem z kursantem z klubu – z kobietą w metrze, po minucie rozmowy.

Odnoszę wrażenie, że proces uwodzenia sprawia mi większą frajdę, niż kiedykolwiek wcześniej, a uczenie moich kursantów jest dużo bardziej efektywne. To niesamowite uczucie, widzieć faceta, który jeszcze dzień wcześniej był w klubie sparaliżowany, a następnej nocy sprawnie zabiera dziewczyny z parkietu na loże, gdzie… no, jest miło.

Wiem, zaniedbałem moje dziecko. Wszystko przez rzeczy, które ogarniam i dziewczyny, które ogarniają mnie. Ostatnio jedna z Czytelniczek, którą poznałem w Białymstoku opieprzyła mnie, mówiąc, że powinienem częściej pisać. Obiecuję poprawę i dwa nowe artykuły w tygodniu.

Odezwała się do mnie Różowa. Między nami już wszystko skończone, dlatego bardzo się zdziwiłem. Oczywiście wysłała smsa „przez pomyłkę, ale przy okazji – co słychać?”. Zabawna zagrywka. Z ciekawości się z nią spotkam na piwie, ale z zastrzeżeniem, że ona stawia.

Byłem ostatnio na najgorszej oraz na najlepszej randce w życiu.

Najgorsza randka – dziewczyna wyglądała dwa razy gorzej, niż w momencie, gdy ją poznałem. Usiedliśmy w knajpie i okazało się, że laska nie ma absolutnie nic ciekawego do powiedzenia. W dodatku jechało jej z ust jak z krypty. Ulotniłem się w tempie ekspresowym, to był chyba rekord, wyszedłem po pięćdziesięciu minutach. Na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Dobrze, że w lokalu nieopodal siedział Red Hood, bo musiałem się przed kimś wyspowiadać i wyrzucić to z głowy. Dziewczyny, ogarnijcie się.

Najlepsza randka – kobieta starsza ode mnie, konkretna, uwodzicielska, seksowna. Świadoma siebie i tego, o co chodzi we flircie. Dawno, serio dawno nie czułem takich emocji na spotkaniu. W dodatku śliczna i bardzo inteligentna. Czy istnieje bardziej niebezpieczna mieszanka dla faceta? Śmiem wątpić. Dyskusje wciągające jak odkurzacz przeplataliśmy czułościami tak intensywnymi, że ściągaliśmy na siebie uwagę całego lokalu. Trzy godziny minęły sam nie wiem kiedy. W dodatku jej zapach… ciąg dalszy nastąpi, ale Wy już go niestety nie poznacie 😉

Organizacja czasu. Mam ostatnio bardzo wiele na głowie. Przygniatało mnie to, cały czas myślałem o rzeczach, które muszę zrobić, przez co stałem się drażliwy i cały czas spędzałem w mojej głowie. W końcu znalazłem idealne rozwiązanie – doit.im. W momencie, gdy spisałem wszystko, co jest do zrobienia i podzieliłem to na czas wykonania – dziś, jutro, zaplanowane, kiedyś etc. – poczułem wewnętrzny spokój i od teraz wykonanie czynności z listy zajmuje mi dużo mniej czasu, stałem się też bardziej efektywny.

Już 9 listopada odbędzie się pierwsza edycja projektu The Red Pill. Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem bardzo podekscytowany i nie mogę się doczekać.

Koniec ogłoszeń parafialnych. Do przeczytania już wkrótce.

Artykuł Październik był boski pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/pazdziernik_byl_boski/feed 0
Może uwierzę w prawo przyciągania https://v1ncentify.prohost.pl/post/moze_uwierze_w_prawo_przyciagania https://v1ncentify.prohost.pl/post/moze_uwierze_w_prawo_przyciagania#respond Sun, 28 Apr 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=33 Przyjechałem do Warszawy na zjazd. Zgrzewacz wybył na majówkę do Włoch, więc mieszkanie miałem do swojej dyspozycji. Pomyślałem, że fajnie byłoby mieć tu w sobotę wieczorem jakąś kobietę. Ustawiłem się o dziewiętnastej pod rotundą ze Skillsem. 

Artykuł Może uwierzę w prawo przyciągania pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przyjechałem do Warszawy na zjazd. Zgrzewacz wybył na majówkę do Włoch, więc mieszkanie miałem do swojej dyspozycji. Pomyślałem, że fajnie byłoby mieć tu w sobotę wieczorem jakąś kobietę. Ustawiłem się o dziewiętnastej pod rotundą ze Skillsem. 

Z zajęć wróciłem koło szesnastej i poszedłem się zdrzemnąć. Gdy obudził mnie budzik, wcale nie miałem ochoty ani wstawać, ani jechać na miasto. Zwlekłem się jednak z łóżka, wziąłem prysznic, wskoczyłem w moją ulubioną, czarną klubową koszulę (podejrzewałem, że wypad skończy się na jakimś disco), założyłem pantofle i kurtkę, bo akurat się ochłodziło, zaledwie chwilę wcześniej spadł deszcz.

Kręcąc się przy rotundzie walczyłem z sennością. Moje ciało jeszcze spało. Powinienem był wypić kawę przed wyjściem. Zerknąłem na ludzi dookoła, którzy stali wbici w ziemię jak tyczki. Każdy na kogoś czekał, zabawny widok.

Po chwili przyszedł Skills. Ruszyliśmy w stronę Nowego Świata rozmawiając. Ładnych kobiet nie stwierdzono.

Tak. Jestem wybredny. Podchodzę mało, rzadko widzę dziewczyny w moim typie. Ludzie, którzy ze mną wychodzą twierdzą, że przesadzam. Tylko Zgrzewacz i Skills mnie rozumieją, mamy podobny gust i podobne wymagania co do płci pięknej. Oczywiście nie oznacza to, że podchodzę tylko i wyłącznie do najpiękniejszych dziewczyn nadających się na okładki pism, a inne są u mnie spalone. Poznaję też ładne, średnie i te ‚okej’. Co nie zmienia faktu, że najbardziej energetyzują mnie interakcje z tymi najładniejszymi dziewczynami. Wtedy czuję, że jest tak, jak być powinno. Wszystko płynie samo, każdy element relacji sprawia mi radość i ładuje moje baterie.

Postanowiliśmy ze Skillsem wstąpić gdzieś na piwo, ewentualnie soczek. W chwilę później nogi się pode mną ugięły. Pojawiła się nagle – nie byłem na nią przygotowany. Wyszła zza rogu, minęła nas jak zjawa, krocząc bojowo. Wysoka brunetka. Proste, długie włosy związane w machający się na boki kucyk. Czarne szpilki, leginsy opinające bardzo długie i niesamowicie zgrabne nogi zwieńczone apetycznym, hipnotyzującym tyłkiem. Zanim się nad tym zastanowiłem, już ją goniłem. Gdybym jeszcze wystawiał dziewczynom numerki, tej dałbym bez wahania 9. W końcu się zrównaliśmy, spojrzała na mnie brązowymi, bardzo ciemnymi oczami. Na ustach miała krwisto-czerwoną szminkę. Z bliska była jeszcze bardziej niesamowita niż z daleka. Prawdopodobnie najpiękniejsza kobieta, jaką widziałem w tym roku, wpasowująca się w 100% w mój gust.

– Cześć. – Wysiliłem się na oryginalny tekst i szczerze się uśmiechnąłem.

– Hej – odpowiedziała, nie zwalniając kroku, a maszerowała bardzo szybko.

– Gdzie lecisz? – Kontynuowałem starając się dotrzymać jej kroku. Na tych szpilkach była prawie równa ze mną (mam 194 cm).

– Do Złotych Tarasów.

– Zakupy?

– Połazić.

– Spieszysz się? – spytałem, mając na uwadze, że Skills został daleko w tyle.

– Właściwie to nie.

– To zatrzymajmy się, zostawiliśmy mojego kolegę.

Stanęliśmy w miejscu i się sobie przedstawiliśmy. Marta jest modelką, od kilku lat chodzi po wybiegach w całej Europie i Azji. W sumie jest to pierwsza ‚prawdziwa’ modelka, jaką poznałem. Do tej pory trafiały mi się same fotomodelki. Rozmowa kleiła się dobrze. Po około dziesięciu minutach spytałem, czy ma ochotę spotkać się jutro na kawę. Odpowiedziała, że jutro jest zajęta, ale dziś chętnie. Umówiliśmy się tak, że ona pójdzie połazić po galerii, ja pokręcę się ze Skillsem i wtedy się zdzwonimy. Wymieniliśmy się numerami i się rozstaliśmy.

Wróciłem do Skillsa, zrobiliśmy sobie solidny spacer, podczas którego odpuściłem sobie uroczą blondynkę z napompowanymi cyckami, bo gadała przez telefon. Nie miałem fazy na akcję pod tytułem „oddzwonisz później, skończ rozmowę”, a czekać nam się też nie chciało.

Gdy w końcu usiedliśmy na soczek, postanowiłem, że zorientuję się, co robi Marta. Zadzwoniłem i okazało się, że właśnie miała wracać do domu, bo wyszła ze Złotych. Poprosiłem ją, żeby na mnie zaczekała i pójdziemy gdzieś pogadać. Soczek ze Skillsem nie wypalił, wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę galerii, po drodze Skills odbił na swój przystanek.

Już z daleka zobaczyłem, jak Marta kręci się przy Hard Rock Cafe, szukając mnie wzrokiem. Uśmiechnęła się na mój widok. Weszliśmy do Złotych, szukając miejsca, w którym można spokojnie pogadać. Najbardziej w galeriach handlowych wkurwia mnie brak jakichkolwiek stylowych lokali z fajnym klimatem. Wszędzie te korpo-kawiarnie. Sterylne, bez charakteru – typowe, konsumenckie gówno. Wchodzisz, płacisz za usługę, wychodzisz. Dzień dobry, dziękuję, dobranoc.

W oddali zobaczyłem neon Coffe Heaven. Dookoła i tak nie było nic ciekawszego, trudno. Skierowaliśmy się w tamtą stronę, po drodze Marta oferowała mijanym facetom karkoskręt, szczękoopad i niebezpiecznie szeroki wytrzeszcz. Wzrok kobiet zaś szybko ześlizgiwał się z mojej towarzyszki na mnie, wyrażając coś na kształt zazdrości. Zawsze mnie takie sytuacje bawią. Wstąpiliśmy do kawiarni, zajęliśmy miejsca na niewygodnej, ordynarnie zwykłej kanapie, by zaraz wstać i podejść do kasy, bo przecież w tego typu dziurach nie ma czegoś takiego, jak obsługa klienta przy stoliku.

Nie wiem, co mi odbiło, ale kazałem jej za siebie zapłacić. Nie po chamsku, normalnie – stwierdziłem, że płacimy oddzielnie. Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło, bo nigdy nie widzę problemu w płaceniu za kobietę na pierwszej randce, a tu wypaliłem jak z automatu. Zrobiło się dziwnie, tym bardziej, że przecież to ja ją tu zaprosiłem. Postanowiłem się tym jednak nie przejmować.

Usiedliśmy i rozmowa stała się drętwa. Marta zaczęła unikać kontaktu wzrokowego, a ja zauważyłem u siebie, że zachowuję się inaczej, niż przy innych dziewczynach. Nie do końca szczerze, nie do końca tak, jak chciałem. Z pewnością miało to związek z jej urodą, a także życiowym doświadczeniem, dziewczyna jest też bardzo inteligentna. Ogarnij się, skarciłem sam siebie w myślach, to tylko kobieta, zachowuj się tak samo, jak przy innych pannach, z którymi się spotykałeś.

Po chwili wróciłem do siebie i automatycznie rozmowa zaczęła się kleić. Rozmawialiśmy o podróżach, opowiadałem jej moje porąbane przygody z Kijowa. Nie dotykałem jej. Minęło 1,5 godziny i stwierdziłem, że lecimy stąd. Wyszliśmy ze Złotych.

– Wiesz, szczerze mówiąc, to nie wiem, gdzie idziemy – przyznałem.

– No to masz dwadzieścia sekund, żeby wymyślić. – Marta wzięła się pod boki i uśmiechnęła zawadiacko.

– No to jedziemy do mnie. Kupimy jakiś alkohol, pogadamy, może obejrzymy film.

– Okej, może być. – Zdziwiło mnie, że poszło tak gładko.

Wsiedliśmy w autobus i zajechaliśmy na Mokotów. Wstąpiliśmy do nocnego po piwa, za które tym razem ja zapłaciłem i wylądowaliśmy w domu. W momencie, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania uświadomiłem sobie, że zostawiłem w pokoju totalny burdel. Otworzyłem balkon, poprawiłem łóżko, zgarnąłem niepotrzebne rzeczy. Lubię u Zgrzewacza jeden patent – nigdy nie składa łóżka. Pościel przykrywa miłą w dotyku, mięciutką narzutą. Zanim jednak się położyliśmy, skierowaliśmy się do kuchni. Marta była głodna, więc przygotowałem jej jajecznicę, jednocześnie popijając piwo i przekomarzając się z nią. W końcu spoczęliśmy na łóżku. Włączyłem muzykę. Rozmawialiśmy z takim zainteresowaniem, że wpadliśmy w trans. Minuty zlewały się ze sobą, czas mijał bardzo szybko, a wspólne tematy mnożyły się jak grzyby po deszczu. Piwo szybko ubywało z butelek.

Do tej pory nie było żadnego dotyku, ani solidnej chemii. Nachyliłem się do niej, by sprawdzić reakcję – tak jak podejrzewałem, odchyliła się.

– Wąchasz mnie? – spytała.

– Yhm. Daj mi dłoń.

– Po co?

Sam ją sobie wziąłem i zacząłem pieścić. Odwzajemniała dotyk, zrobiło się bardzo miło. Nachyliłem się, żeby ją pocałować. Zrobiła unik.

– Hej, ja nie chcę ciebie pogryźć, tylko pocałować.

Znów się nachyliłem, znów się odchyliła. Zacząłem się śmiać.

– Z czego ty się tak cieszysz? – spytała, też rozbawiona.

– Bawi mnie twoja reakcja. Czego się boisz?

– Ja niczego się nie boję.

– Tak?

Ponownie się nachyliłem, odwróciła głowę, dotknąłem jej policzka, zwracając twarz do mnie.

– Czego się boisz? – ponowiłem pytanie. Nasze usta dzieliło kilkanaście centymetrów. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Zacząłem bardzo wolno się przybliżać. Gdy już prawie stykaliśmy się ustami, zahaczyłem moją górną wargą o jej dolną, odchylając ją delikatnie. W końcu złapałem ustami dolną wargę i zacząłem ją ssać. Kilka chwil później całowaliśmy się już na całego.

Odchyliłem się, rozmawialiśmy dalej jak gdyby nic się nie stało. Wiedziałem już, że tej nocy nie będzie seksu. Marta od samego początku trzymała dystans i rozpraszała napięcie wtedy, gdy się pojawiało. W końcu, koło 2:30 zadzwoniła po taksówkę i pojechała do znajomych, którzy się za nią stęsknili i wydzwaniali co pięć minut. Przed wyjściem zatańczyliśmy sobie na środku pokoju i poprosiła mnie, żebym podał jej swój profil na fb. Na noc zostać nie chciała.

Odprowadziłem ją na dół. Idąc z tyłu napawałem się widokiem jej kształtnego tyłka i niesamowitych nóg. Przy taxi daliśmy sobie po buzi.

– Do zobaczenia – rzuciła wsiadając do środka.

Przed snem wymieniliśmy jeszcze kilka smsów.

To był nieoczekiwany, ale bardzo przyjemny dzień.

A pomyśleć, że mogłem zrezygnować z wyjścia na miasto i cały wieczór gnić bezproduktywnie w łóżku.

Artykuł Może uwierzę w prawo przyciągania pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/moze_uwierze_w_prawo_przyciagania/feed 0