…jako nowa nazwa stolicy województwa podlaskiego.
Uwielbiam, gdy kobieta na spotkanie ze mną zrobi się na bóstwo. Ta konkretna mogłaby startować w boskich zawodach miss. Czerwone szpile, obcisłe spodnie na zgrabnych nogach (przepraszała mnie później, że nie włożyła mini), biała elegancka koszula opinająca seksowną klepsydrę i rozpięte guziki odsłaniające dekolt. Do tego długie, rozpuszczone włosy. Nie wiem, kto wymyślił, że najbardziej u ludzi liczy się wnętrze. Na początku zawsze liczy się wygląd. Co z tego, że samochód ma mocny silnik, skoro wizualnie jest gratem? Można się z tym nie zgadzać, można robić fochy, ale biologii się w ten sposób nie zmieni.
No więc widzę ją i jestem miło zaskoczony. Poznaliśmy się dwa dni temu na rynku i zapamiętałem, że jest bardzo atrakcyjna, mimo tego, że nie była w ogóle zrobiona. Teraz odstrzeliła się tak, że na sam widok coś mi urosło – i nie było to serce.
Obrazek psuła grupa łysych jegomościów w dresach, którzy z nią stali. Na mój widok dziewczę opuściło wesołą gromadkę. Przywitaliśmy się całusem, kątem oka zaobserwowałem u jej „znajomych”:
- niekontrolowany opad szczęki
- wytrzeszcz gałek ocznych
- skonsternowany wyraz twarzy świadczący o wzmożonej aktywności śladowej populacji szarych komórek
Nauczyłem się oceniać nowo poznane osoby po ludziach, jakimi się otaczają. Agnieszka musiała zrozumieć, co oznacza moje zimne spojrzenie, bo w lot mi się wytłumaczyła:
– To znajomi mojej koleżanki, zagadali mnie jak na ciebie czekałam, nie chcieli się odczepić.
Zerknąłem na nich.
– Eee, pedale. – Sądząc po facjacie, gość który wystąpił z grupki był niedoszłym doktorem nauk i bankowo nie płacił jeszcze twarzowego za ten miesiąc. Koledzy w uznaniu dla „odwagi” swego lidera, zaczęli się szczerzyć jak autystyczne dzieci na widok kredek.
Właśnie szliśmy z Agnieszką przez przejście dla pieszych, a homo erectus człapał za nami. Nawet zdjął bluzę – zakładam, że miał to być substytut wielobarwnego ogona u samca pawia.
– Dawaj pedale, co ty na to?
– Przepraszam cię, strasznie mi wstyd… – Agnieszka wyglądała na mocno zakłopotaną.
– Ciekaw jestem, kto tutaj jest pedałem – odpowiedziałem uśmiechając się. – Ja, spotykając się z tobą, czy gość, który wieczór spędzi z kolegami i własną ręką.
Gdy przeszliśmy przez jezdnię obejrzałem się i zmierzyłem gościa wzrokiem. Akurat wrócił do kolegów i pajacował przy nich, jak małpa w cyrku.
Autentycznie było mi go żal. Przegraną miał wymalowaną na twarzy. Rozdzierał go dysonans poznawczy – skoro jest tak zajebisty, za jakiego się uważa, to dlaczego jakiś byle „pedał” właśnie zwędził mu dziewczynę, do której się ślinił sprzed nosa?
Jego naturalną reakcją na to, co zobaczył było zredukowanie dysonansu przez zwyzywanie mnie i okazanie gotowości do bójki. Musiał ominąć go fakt, że ludzie nie mieszkają już w jaskiniach, a gdy przestano polować na mamuty osobnicy jego pokroju stali się równie bezużyteczni co zużyta prezerwatywa. Nie potrafiłem patrzyć na niego inaczej, niż jak na biedne, upośledzone dziecko. Tak, jesteś większy, wygrałeś. A teraz wracaj mierzyć się na fiuty ze swoimi kolegami.
Czasami myślę, że dresiarzy niezdatnych do życia w społeczeństwie powinno się zamykać w rezerwatach. Oglądać przez szybę, nie dokarmiać, ewentualnie raz na jakiś czas rzucić banana. Słowo daję, gdy byłem kiedyś w warszawskim zoo i patrzyłem w oczy goryla, miał on dużo bardziej inteligentne spojrzenie od większości łebków z szarych blokowisk.
Generalnie Białystok powinien chyba w końcu przemianować się na Dresistok. Dopiero wtedy nazwa oddawałaby w stu procentach niepowtarzalny klimat tego miasta.



11 kwietnia 2019


