bodzce – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Spotkamy się gdzieś na końcu świata https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkamy-sie-gdzies-na-koncu-swiata https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkamy-sie-gdzies-na-koncu-swiata#respond Thu, 14 Jan 2016 18:41:59 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=873 Urodziłem się po to, by spotkać się z Tobą gdzieś na końcu świata. Wspólnie celebrować życie i chwytać nieuchwytne chwile. Odetchnąć ciężkim, wilgotnym powietrzem tysiące kilometrów stąd. Pić drinka opierając łokcie na krawędzi drapacza chmur. Wsłuchiwać się w szalone tętno Miasta zanurzonego w skrzących się neonach i klaksonach niesionych przez echo.

Artykuł Spotkamy się gdzieś na końcu świata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Urodziłem się po to, by spotkać się z Tobą gdzieś na końcu świata. Wspólnie celebrować życie i chwytać to, co pozornie nieuchwytne. Odetchnąć ciężkim, wilgotnym powietrzem tysiące kilometrów stąd. Pić drinka opierając łokcie na krawędzi drapacza chmur. Wsłuchiwać się w szalone tętno Miasta zanurzonego w skrzących się neonach i klaksonach niesionych przez echo.

Chcę zwiedzić wszystkie obrazy z moich snów. Zamówić taksówkę i wysiąść na lotnisku. Obudzić się na wilgotnej plaży i podziwiać tłuste nietoperze na tle granatowego nieba. Zanurzyć ciało w przejrzystej wodzie i uśmiechnąć się do masztów na horyzoncie. Zgubić się w nieskończonym mieście. Zbombardować receptory nowymi smakami i wybuchowym koktajlem dobrze znanych uczuć w kompletnie nieznanych proporcjach. Doświadczać emocji tak mocno, by były nie do zniesienia. Znów poczuć się tak, jakbym po raz pierwszy zrozumiał, co jest ważne. Zagęścić, skondensować wszystko, co świeże, pozytywne i elektryzujące. Więcej momentów doświadczać niż za nimi tęsknić.

Chcę poznawać ludzi wszystkich narodowości i po raz kolejny zachwycić się tym, że mimo różnic wszyscy jesteśmy tacy sami. Tworzyć przyjaźnie, wspólnie podróżować i rozmawiać. Wbrew zdrowemu rozsądkowi wierzyć, że coś będzie trwać wiecznie i spróbować zatrzymać czas. Wcisnąć pauzę, tylko na chwilkę. Wyryć w pamięci chmury rozciągnięte w długie, ogniste smugi na tle zachodzącego słońca. Skąpanych w radości towarzyszy podróży – w tej jednej, najszczęśliwszej stopklatce. Skojarzyć moment z muzyką, zapachem i nieznośnym dławieniem w gardle. Wszystko po to, by kiedyś móc przewijać, oglądać, męczyć w nieskończoność.

Chcę przeciskać się przez tłum w potężnym klubie, pozwolić muzyce mnie otulić – przy kojącej świadomości, że przyjaciele są obok i bawią się dobrze. Niby przypadkiem przejechać po Jej ramieniu zimną szklanką i wywołać dreszcze.  Zmieniać bieg wydarzeń niewinnym: “Może chciałabyś…?”. Zauroczyć się i uprawiać seks nad nieznaną konstelacją gwiazd po drugiej stronie globu. Szukać odpowiednich słów, by opisać jak się czuję, lecz mimo starań nie znaleźć właściwych. Czuć, jak woda paruje ze skóry napinając ją i strzepać zaschnięty piasek – wrócić do soczystego drinka z mango.

Chcę myśleć o moim starym życiu gdzieś daleko i nie rozumieć, dlaczego tyle się przejmowałem. Po co tworzyłem problemy tam, gdzie ich nie było i za czym tak bardzo goniłem. Poczuć dystans, istną przepaść i nabrać perspektywy. Zacząć kwestionować dotychczasowe decyzje i wyznaczyć nową, lepszą ścieżkę. Poznać świeże spojrzenie i skonfrontować przekonania z ludźmi wychowanymi inaczej. W innej kulturze, innym czasie. Uzupełnić proces decyzyjny o niezbędne punkty odniesienia. Zrozumieć, że miejsce mego urodzenia nie określa mnie i nie zamyka w klatce. Sami siebie określamy i sami siebie gnoimy.

W mojej definicji “życie” to nie “bycie”. To nie pieniądze odkładane w nieskończoność, nie wiadomo na co. To nie szepty ludzi, ani nerwowe zerkanie na zegarek w metrze. Mdła poprawność i zaliczanie kolejnych przystanków na drodze do chuj-wie-czego. Kolejne zimne i śnieżne dni owinięte drutem kolczastym z rutyny, wysysające młodość i wszystko, co w Tobie najlepsze. Kiszenie się wciąż w tych samych bodźcach, ludziach, ulicach, autobusach, blokowiskach. Wymiotowanie na widok twarzy szefa i silenie się na uśmiech. Pokonywanie kolejnych szczebli społecznej drabiny i przejmowanie się miejscem w wyścigu. To wszystko rzeczy sztuczne, wymyślone i narzucone przez ludzi. To, co na świecie najlepsze jest uniwersalne i było tam na długo przed nami.

Życie to wykolejenie tego, co znane. Reset systemu. Zapierająca dech mieszanka wspaniałych osobowości, nowych miejsc i abstrakcyjnych historii. To korzystanie z możliwości do tego, by urosnąć, nauczyć się czegoś, coś przeżyć. Wiesz, że mam rację. Wiem, że do tego tęsknisz.

I oboje wiemy, że kiedyś spotkamy się gdzieś na końcu świata, by o tym porozmawiać.

Artykuł Spotkamy się gdzieś na końcu świata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkamy-sie-gdzies-na-koncu-swiata/feed 0
Mocno wypaleni w sosie własnym https://v1ncentify.prohost.pl/post/mocno_wypaleni_w_sosie_wlasnym https://v1ncentify.prohost.pl/post/mocno_wypaleni_w_sosie_wlasnym#respond Tue, 06 Oct 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=187 Nie będę dziś pisał o relacjach. Nie przesłodzę melancholijnym lamentem na temat zbliżającej się zimy. W mordę też bić nie będę - kontrowersję tym razem zostawiam krzykliwym blogerkom.

Porozmawiajmy o wypaleniu.

Artykuł Mocno wypaleni w sosie własnym pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Nie będę dziś pisał o relacjach. Nie przesłodzę melancholijnym lamentem na temat zbliżającej się zimy. W mordę też bić nie będę – kontrowersję tym razem zostawiam krzykliwym blogerkom.

Porozmawiajmy o wypaleniu.

 

Nic się nie chce. Jakoś smutno. Kreatywność na poziomie Przetrwanie – starczy, by rozbić jajka na omlet. 

Wypalamy się głównie przez to, że zapominamy o dwóch bardzo istotnych prawdach:

1. Statyczne otoczenie, czyli stymulowanie się tymi samymi bodźcami przez długi czas musi w końcu doprowadzić do stagnacji, zniechęcenia i apatii. 

 

2. Niesamowicie trudna jest zmiana stanu emocjonalnego poprzez samo myślenie o niej. Jeśli chcesz się lepiej poczuć, wykonaj działanie, które wykolei Cię z obecnego stanu.

Wystarczy zacząć dostarczać mózgowi nowych bodźców. Poznać kogoś, wyjechać gdzieś, zrobić coś po raz pierwszy. Odkurzyć i wybudzić pogrążone w śpiączce receptory. Zaskoczyć mózg. Zacząć można już od małych rzeczy. Przespacerować się do pracy inną drogą. Wyjąć z uszu słuchawki. Zrobić zakupy w innym sklepie. Próbowaliście kiedyś myć zęby lewą ręką? To jak zafundować umysłowi zimny prysznic. Wcale się nie zgrywam.

Czy przypadkiem jest, że najbardziej kreatywny staję się na wszelkiej maści wyjazdach? Gdy poznaję ludzi, eksploruję nowe miejsca, stawiam czoła nowym wyzwaniom? Nie sądzę. Podróżując zawsze mam notatnik pełen nowych pomysłów. Na wpisy, na książkę, na marketing, na szkolenia. Pogłębiam koncepty, które wyznaczają rytm mojego tu i teraz, schodząc niżej w kolejne rozgałęzienia. Rozumiejąc zjawiska wielopoziomowo i analizując je z różnych perspektyw.

Przed moim pierwszym lotem na Filipiny byłem zamknięty w depresyjnej spirali. Prowadziłem zbyt wiele szkoleń, za mało czasu miałem dla siebie. To był chyba początek kryzysu tożsamości, który docisnął mnie do ziemi dużo później. Nie dzieliłem się tym z Wami, ale za cholerę nie chciało mi się wylatywać z Polski. Natomiast, gdy tylko znalazłem się w Azji poczułem, jakbym otworzył oczy po długim, dusznym i ciężkim śnie. Byłem jak małe dziecko. Wszystko mnie ciekawiło, intrygowało. Każda sytuacja była nowa i zmuszała do improwizacji, wykorzystywania mózgu na pełnych obrotach. Gdy wróciłem do Polski dalej jechałem na tym rozpędzie, obserwując “codzienność” przez zupełnie inny pryzmat. Oczywiście z czasem to straciłem, a receptory znów się rozleniwiły – te wahania są jednak nieuniknione jeśli prowadzisz w miarę “stabilne” życie, a ja wtedy zagnieździłem się na dłużej w Warszawie.

Nie czujesz smrodu, kiedy sam tkwisz po uszy w gównie. Nie zauważasz absurdów systemu, jeśli zawsze jesteś jednym z jego trybików. Cieszę się z tego, że mam taką, a nie inną specyfikę pracy. Że dużo podróżuję, poznaję nowe osoby i stawiam sobie kolejne wyzwania. Moją profesja polega na zgłębianiu zależności pomiędzy wyżej wspomnianymi trybikami. Dzięki temu w klubach jestem wyluzowany i mogę śmiać się ze śmiertelnie poważnych facetów i instagramowych dziewczynek z kompleksem niższości. Układać usta w pełen zażenowania uśmiech obserwując z dystansu taniec godowy chłopców, którzy najchętniej przynieśliby ze sobą wielkie transparenty z wytłuszczonym:

+ stanem konta

+ rozmiarem fiuta

+ napisem: “Mam wyjebane” (akurat)

Pominięte: codzienne walenie konia, samotność, poczucie zagubienia.

Oczywiście kobiety przyniosłyby ze sobą swoje tablice informacyjne, a na nich tak istotne szczegóły, jak:

+ poziom niezależności

+ liczba followerów na insta i serduszek pod zdjęciami

+ “jestem dla ciebie zbyt zajebista”

Pominięte: praca w fast foodzie, krótkowzroczność, dupa i cycki jako jedyne atuty.

@up – tak, to była generalizacja. Jeśli zdążyłeś(aś) zapluć monitor to musisz wiedzieć, że wcale nie jest mi przykro.

 

Jeśli dostarczasz sobie za mało zróżnicowanych i nowych bodźców lub szprycujesz się wciąż tymi samymi, to wystarczy włączyć stoper i patrzeć, jak wszystko idzie się pierdolić. Nagle wkurzają Cię małe rzeczy. Że ktoś Cię popchnął na parkiecie, że szefowi coś się nie podoba. Że kot nie trafił do kuwety, bombardując lśniącą posadzkę. Ba, nawet sam(a) siebie zaczynasz wkurzać, a to już bardzo niepokojący sygnał – w końcu… z kim spędzasz najwięcej czasu?

/WTRĄCENIE

Nie da się nie przejmować opinią osób z danej grupy, jeśli stanowi ona Twoją podstawową i jedyną grupę. W dawnych czasach taki brak akceptacji oznaczałby albo wygnanie albo masowanie czaszki sporej wielkości kamieniem. To było kiedyś, ale Twój mózg nie wie, że już jest “teraz”.

Każdy miał/ma na studiach znajomych, którzy zawsze przejmowali się zaliczeniami, biurokracją w dziekanacie i tym, co powiedział profesor równie mocno, jakby w równanie wchodziło krzesło elektryczne. Zdarzały się też osoby, które miały we wszystko po prostu wyjebane. Głównie dlatego, że prowadziły bogate życie, którego mało znaczącym wycinkiem były studia. Mówimy tu o nabieraniu dystansu, o szerszej perspektywie.

/KONIEC WTRĄCENIA

Nie jest możliwa ciągła ekscytacja codziennością, jeśli składa się ona zawsze z tych samych elementów. W końcu przychodzi zmęczenie materiału. Nie trzeba tutaj płakać i się użalać, tylko przeorganizować parę rzeczy, a najlepiej wyjechać – nawet na weekend.

 

Urlop od “codzienności” nie jest kwestią wyboru. Jest obowiązkiem. Chyba, że chcesz się doprowadzić do sytuacji, w której przypominasz wypaloną, obojętną na wszystko skorupę. Wstąpić do armii zombie, które każdego dnia maszerują ulicami miast, wypełniając autobusy, tramwaje i metra. Pusty wzrok, motorek w dupie i kawa w kubku. Pstryk, zdjęcie – cudownie beznadziejny portret XXI wieku.

 

*

Od teraz na instagramie pojawiać się będą oceny filmów, które widziałem. 

Bo tak.

Artykuł Mocno wypaleni w sosie własnym pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/mocno_wypaleni_w_sosie_wlasnym/feed 0
Notka z trasy https://v1ncentify.prohost.pl/post/notka_z_trasy https://v1ncentify.prohost.pl/post/notka_z_trasy#respond Tue, 21 Apr 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=161 Siedzę właśnie na rynku we Wrocławiu i piję kurewsko dobrą latte. Ostatnio blog troszkę przygasł - odkąd wystąpiłem na Fullmenie, jestem ciągle w ruchu. Znajomi powoli zaczynają mnie nienawidzić - prawie w ogóle nie mam czasu na facebooka i telefon.

Artykuł Notka z trasy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Siedzę właśnie na rynku we Wrocławiu i piję kurewsko dobrą latte. Ostatnio blog troszkę przygasł – odkąd wystąpiłem na Fullmenie, jestem ciągle w ruchu. Znajomi powoli zaczynają mnie nienawidzić – prawie w ogóle nie mam czasu na facebooka i telefon.

Życie na torbach mi się podoba. Dużo bodźców sprawia, że czujesz się bardziej obecny.

– Siema, wpadasz do Częstochowy?

– Kiedy?

– Dziś.

– Ok.

Zero rutyny, kompletny spontan. Gdy wbijasz się w codzienny rytm tracisz rozpęd. Siedzisz przed laptopem i zapuszczasz korzenie. Stajesz się jakiś nieobecny, odległy. Jakbyś nigdy tak na prawdę się nie budził. Mózg wyciąga po kolei kolejne wtyczki, odpowiadające za ekscytację, zaskoczenie. Ta sama wanna. Ten sam laptop. Sklep i kasjerka z ekspresją pracownika zakładu pogrzebowego. Z czasem zaczynasz chodzić jedynie po wydeptanych ścieżkach i nie masz najmniejszej ochoty tego zmieniać. Brakuje paliwa. Zrobiłyś coś, ale się nie chce – zmęczenie przygniata do ziemi. Ciekawe jest to, że Twój organizm wygeneruje tylko tyle energii, ile potrzebujesz. Najwięcej mocy miałem wtedy, gdy wstawałem o 6:00, o 7:00 podpisywałem listę obecności w pracy, wychodziłem na siłownię o 15:00, wracałem szybko umyć się, zjeść i wychodziłem spotkać się z dziewczyną – a po seksie szedłem jeszcze na pół nocy do klubu.

Jesteśmy zaprogramowani do tego, by dążyć do utrzymania obecnego stanu:

  • Gdy się zamulasz, chcesz zamulać się jeszcze mocniej. 
  • Jeśli jesteś smutny, puszczasz depresyjną piosenkę. 
  • W momencie, gdy rozpiera Cię szczęście, wypełniasz cały dzień pozytywnymi zajęciami.

 

Przekonanie o stałości stanu emocjonalnego to wielka pułapka. Czujemy się dobrze, mamy świetną passę i myślimy, że to tak już na zawsze. Osiadamy na laurach, przestajemy stymulować mózg nowymi bodźcami i powoli wygasamy – sami nie wiedząc kiedy.

Zostawiam w tyle kolejne miasto i czuję się wolny. Każde nowe miejsce ma własny, unikalny klimat. Najlepsi ludzie rozsiani są po całej Polsce. Wyłapywanie ich i zbijanie w grupki stało się moim nowym hobby.

Gdy zadajesz się z idiotami, doświadczasz kumulacji chujni. Na szczęście to działa też w drugą stronę. Dlatego tak często wspomina się nawet krótkie spotkania w gronie serio ogarniętych, inteligentnych osób, które od życia chcą czegoś więcej. Jeden weekend może dostarczyć Ci tyle nieśmiertelnych tekstów i abstrakcyjnych sytuacji, że będziesz je jeszcze wspominał za kilka dekad, przy okazji zamawiania sztucznej szczęki.

Już na Filipinach przekonałem się o tym, że poczucie przemijania czasu – szybko lub wolno – zależy tylko i wyłącznie od ilości rzeczy, które robisz i bodźców, których doświadczasz. Jeśli każdy dzień jest kopią poprzedniego, to nic dziwnego, że tygodnie zlewają się w miesiące. Dla mnie miesiąc Azji ciągnął się jak rok – dlatego, że codziennie doświadczałem nowych rzeczy, w doborowej ekipie. Po powrocie do Polski byłem w szoku, gdy znajomi mówili mi: “Ale ten Twój wyjazd szybko zleciał!”.

Teraz czuję podobnie. Ostatnie dziesięć dni to taka kumulacja akcji, że mam wrażenie, jakby minął co najmniej miesiąc. Doświadczając więcej, żyjesz dłużej. Przynajmniej względnie.

Wracając do Wrocławia – ludzie są zauważalnie mniej spięci, niż w stolicy. Generalnie samo miasto podoba mi się o wiele bardziej, niż ostatnio. Może to kwestia wiosny. Dziś było tak ciepło, że dziewczyny zaświeciły głębokimi dekoltami. Na każdym kroku czuć luz, dziwną beztroskę.

Ostatnie dni dobitnie przypomniały mi, że nigdy nie odnalazłbym się w stacjonarnej pracy na etacie.

Artykuł Notka z trasy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/notka_z_trasy/feed 0