warszawa – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Zapuścić korzenie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zapuscic-korzenie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zapuscic-korzenie#comments Mon, 15 Oct 2018 13:26:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3669 Pierwszy raz od kilku długich miesięcy jestem w jednym miejscu na dłużej.

Artykuł Zapuścić korzenie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pierwszy raz od kilku długich miesięcy jestem w jednym miejscu na dłużej.

 

Letnie dni poprzecinane były pakowaniem się, rozpakowywaniem, zrywaniem z rana na pociąg, jazdą na lotnisko. Byłem wszędzie. Kraków, Warszawa, Sopot, Mińsk, Praga, Zakopane, Białystok, Szklarska Poręba, Płock, Wrocław – w niektórych miastach po kilka razy. Ciągle na walizkach, raz z zajebistymi ludźmi na wyjeździe, innym razem w pracy. Ludzie tęsknią do takiego życia, ale ja uważam, że we wszystkim najważniejszy jest balans. W szczególności w ostatnim miesiącu zaczęło brakować mi stabilności, znajomych procesów, rutyny. Zapuszczenia gdzieś korzeni i spokoju. Na tym całym chaosie najgorzej wyszedł mój blog.

 

View this post on Instagram

 

Mińsk, bardzo ładne miasto duchów #minsk #białoruś #belarus #trip #journey #autumn #light

A post shared by @ v1ncent.pl on

Nawet gdy chciałem o czymś napisać, to po prostu nie miałem na to czasu. Albo byłem tuż przed wyjazdem, z miliardem rzeczy na karku albo tuż po wyjeździe, z zawalonymi deadline’ami w firmie szkoleniowej.

 

Na szczęście dla mnie oraz tych, którzy lubią czasem blog czytać – wróciłem i mam zamiar choć na chwilę osiąść w jednym miejscu. Nieuchronnie nadciąga zima, co znacznie ułatwi mi powrót do środka.

 

Ostatnie miesiące gałka z napisem “ekstrawertyzm” przekręcona była do oporu. Jak nie z przyjaciółmi, to z klientami, ciągle przeżywając, wyrzucając siebie na zewnątrz, cała masa socjalnych sytuacji. Najwyższa pora, by zająć się też zaniedbanym introwertyzmem. Troszkę odzwyczaić się od ludzi, mniej jeździć, a więcej myśleć, analizować i układać. Czytać więcej książek, więcej też pisać, powrócić do konketnej etyki pracy.

 

Na liście do zrobienia mam w tym momencie:

 

#1. Zadbać o jesienną suplementację – wszystko, co podniesie mi odporność, właśnie wychodzę z dość uciążliwego zapalenia oskrzeli i zrobię wszystko, by uniknąć ponownej infekcji.

 

#2. Przeskanować zdrowie – wszystkie badania od A do Z.

 

#3. Wrócić na siłownię i utrzymać jak najdłużej konkretny ciąg – infekcja wykluczyła mnie z treningów już ponad miesiąc temu, czuję się trochę sflaczały i gdyby nie codzienne rozciąganie z rana, moje samopoczucie w tym momencie byłoby już kiepskie.

 

#4. Wrócić do w miarę restrykcyjnej diety – przede wszystkim przestać jeść na mieście, znów każdego dnia gotować. Oszczędzę dzięki temu furę pieniędzy i wspomogę punkt #1.

 

#5. Znów pisać poranny dziennik – do którego będę zrzucał wszystkie poranne myśli. Kiedyś byłem dość sceptyczny i takie pisanie mi się znudziło, ale gdy niedawno odkopałem mój zeszyt, byłem zachwycony. Taki dziennik pomaga nabrać zdrowej perspektywy na codzienność oraz pozwala mierzyć progres, gdy wracam do niego po kilku miesiącach.

Mam kilka historii, które chcę Ci opowiedzieć. Parę przemyśleń, które muszą zostać ułożone w zdania. Zrobię to.

 

Ale wpierw rozpakuję walizkę.

 

Artykuł Zapuścić korzenie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zapuscic-korzenie/feed 4
Nostalgia uwięziona w bursztynie https://v1ncentify.prohost.pl/post/nostalgia-uwieziona-bursztynie https://v1ncentify.prohost.pl/post/nostalgia-uwieziona-bursztynie#comments Tue, 29 May 2018 12:59:06 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3459 W chwilach takich jak ta, gdy siedzę z laptopem okryty cieniem altanki otoczonej krzewami, drzewami i kwiatami pluskającymi się w słońcu, myślę sobie: to przywilej, że mogę tak pracować.

Artykuł Nostalgia uwięziona w bursztynie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W chwilach takich jak ta, gdy siedzę z laptopem okryty cieniem altanki otoczonej krzewami, drzewami i kwiatami pluskającymi się w słońcu, myślę sobie: to przywilej, że mogę tak pracować.

 

Że mam możliwość wyrwać się z miasta, gdzie ludzie zalani są nie słońcem, a betonem. Tam też można odnaleźć spokój i naturę, wymaga to jednak wysiłku. W dodatku ciągle masz świadomość, że znajdujesz się w środku wielkiego, bezdusznego silnika, który nieustannie pompuje w ciasne arterie nieprzerwaną powódź samochodów, ubijając tłokami na gęstą pianę ludzkie problemy, stres, zabieganie – zupełnie tak, jak ubija się białka z jaj na ciasto. Z rury wydechowej buchają przemęczenie, szlugi spalane pod białą koszulą i przewieszką z nazwiskiem oraz rozpećkane na ścianie „jebać policję”.

 

Ktoś mówi do Ciebie per „szefie”, ktoś inny się spieszy, a zawołany biegacz wentyluje płuca lepkim smogiem. Po biegu wleje w siebie zielone smoothie za 18 złotych, tak dla zdrowia. Nie jestem pewien, co przepisują pulmunolodzy, ale z całą pewością nie jest to pietruszka.

 

Nic nie jest czarno-białe i lubię do miasta wracać, pod warunkiem że robię sobie od niego przerwy. Gdy mam ten balans nie przeszkadza mi nawet, że pod Pałacem Kultury, w samym centrum miasta mamy Park Meneli. Zamiast się dziwić, że ludzie do tych lepszych klubów chodzą bardziej się pokazać, a nie bawić, łapię do tego dystans i skupiam się na sobie.

 

Jeśli chodzi o gorsze kluby, na pierwszym planie mamy Teatro Pierdziano. Nie wiem jak to się dzieje, ale za każdym razem gdy tam jestem ludzie opróżniają kiszki z gazu bojowego. Cubano musi bardzo się starać, żeby mnie zaskoczyć – ostatnio widziałem jakiegoś erasmusa, który po oddaniu moczu do pisuaru umył w nim ręce, a następnie penisa. Oszczędność czasu, przyznam. Powinni w pisuarach jeszcze montować podajnik z mydłem, wtedy już niczego by nie brakowało.

 

W mieście, w okresie słonecznym mamy rolki i długie nogi. Psy ganiające się po parkach, miejsca z fenomenalnym jedzeniem i Wisłę, gdzie możesz wypić piwo i zaktualiować przegląd społeczny. Jeden spacer wzdłuż rzeki i do poke-balla złapiesz dziwne gimnazjalistki z modnymi e-fajkami, korpomenów przyssanych do butelki, dresiarza z wydziaraną twarzą Jana Pateła II na łydce i ludzi w każdym możliwym stanie świadomości.

 

Lubię Żoliborz, bo jest zielony, cichy i w centrum, mimo że na spacerze (np. po Sadach Żoliborskich) w ogóle tego nie czuć. Mam sentyment do Mokotowa, ale ostatni powrót na stare śmieci uzmysłowił mi że wspomnień lepiej nie konfrontować ze stanem faktycznym, bo często kończą na deskach jeszcze przed końcem pierwszej rundy.

 

Swoją drogą, może ktoś powsadzać w kaftany tych oszołomów spod Pałacu Kultury, którzy drą ryja przez megafon o tym, że Szatan to frajer? Będę wdzięczny. Gdy ostatni raz sprawdzałem, Diabeł grał w piekle rock’n’roll i polewał cycki diablic whisky, podczas gdy aniołki w przyciasnych albach kręciły się wokół starego zgreda na fotelu. I kto tu jest frajerem? Szczerze, goście wiszą mi siano za laryngologa, bo za każdym razem gdy mijam ten stragan muszę odpalić w słuchawkach muzę na maksa, żeby nie słyszeć ich obłąkanego pierdolenia. Mam uczulenie na debili, a najbardziej niepokojące jest, że im starszy jestem tym bardziej się ono nasila i tym mniejszy mam limit cierpliwości dla tak bezczelnej demonstracji głupoty.

 

A za miastem

 

Lubię szum drzew, śpiew ptaków i słońce, które zalewa wszystko dookoła nostalgią. Pola, łąki jakby uwięzione w bursztynie, ale nie do końca przecież – zielone trawy bujają się lekko, niebo jest błękitne. To wszystko przypomina mi sytuacje, ludzi, zostawiając nieznośny posmak emocji w ustach. Oszałamiający zapach kwiatów uderza w mózg odświeżając najdrobniejsze detale przeszłych zdarzeń, widmo konkretnych myśli. Pamiętam kim byłem, jakiej słuchałem muzyki jadąc rowerem za Białystok. Nie wiedząc jeszcze kim jestem, po co i dla kogo. Głowa ściśnięta wątpliwościami, serce otwarte na oścież za sprawą naiwnych ideałów i niekończące się taplanie we własnych myślach. Szkice opowiadań, dwóch ledwo zaczętych powieści. Pobazgrane zeszyty z nieudanymi wierszami i łeb buchający kolejnymi pomysłami – których było zbyt wiele, by choć jednen z nich doprowadzić do końca.

 

Z tym kojarzy mi się lato za miastem. Nielegalne piwo za łące, jeszcze mniej legalne skręty, wpatrywanie się w smoliście czarne niebo obsypane gwiazdami i zabijanie natrętnych komarów. Rechot żab nad stawem, dyskusje do rana. Kwestionowanie reguł, religii, wpajanych zasad. Była potrzeba odcięcia się od tego, co z góry narzucone, stworzenia jakiegokolwiek, choćby chwiejnego, szkieletu własnych zasad i wartości. Tylko po to, by w kolejnych latach przejechać po nim buldożerem, polać benzyną, podpalić i zdeptać. Stworzyć kolejny, rozpieprzyć go młotkiem. Zabrać się za nowy – i tak w kółko.

 

Teraz znów jest lato. Jest miasto i jest ucieczka od miasta. Jedno i drugie lubię, doceniam równowagę i biorę to, co najlepsze.

 

A teraz zamykam laptop i idę zjeść truskawki, prosto z krzaka. Ślina napływa mi do buzi na samą myśl o chrzęszczącym w zębach piasku.

 

Do następnego.

Artykuł Nostalgia uwięziona w bursztynie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nostalgia-uwieziona-bursztynie/feed 5
Notka z trasy https://v1ncentify.prohost.pl/post/notka_z_trasy https://v1ncentify.prohost.pl/post/notka_z_trasy#respond Tue, 21 Apr 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=161 Siedzę właśnie na rynku we Wrocławiu i piję kurewsko dobrą latte. Ostatnio blog troszkę przygasł - odkąd wystąpiłem na Fullmenie, jestem ciągle w ruchu. Znajomi powoli zaczynają mnie nienawidzić - prawie w ogóle nie mam czasu na facebooka i telefon.

Artykuł Notka z trasy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Siedzę właśnie na rynku we Wrocławiu i piję kurewsko dobrą latte. Ostatnio blog troszkę przygasł – odkąd wystąpiłem na Fullmenie, jestem ciągle w ruchu. Znajomi powoli zaczynają mnie nienawidzić – prawie w ogóle nie mam czasu na facebooka i telefon.

Życie na torbach mi się podoba. Dużo bodźców sprawia, że czujesz się bardziej obecny.

– Siema, wpadasz do Częstochowy?

– Kiedy?

– Dziś.

– Ok.

Zero rutyny, kompletny spontan. Gdy wbijasz się w codzienny rytm tracisz rozpęd. Siedzisz przed laptopem i zapuszczasz korzenie. Stajesz się jakiś nieobecny, odległy. Jakbyś nigdy tak na prawdę się nie budził. Mózg wyciąga po kolei kolejne wtyczki, odpowiadające za ekscytację, zaskoczenie. Ta sama wanna. Ten sam laptop. Sklep i kasjerka z ekspresją pracownika zakładu pogrzebowego. Z czasem zaczynasz chodzić jedynie po wydeptanych ścieżkach i nie masz najmniejszej ochoty tego zmieniać. Brakuje paliwa. Zrobiłyś coś, ale się nie chce – zmęczenie przygniata do ziemi. Ciekawe jest to, że Twój organizm wygeneruje tylko tyle energii, ile potrzebujesz. Najwięcej mocy miałem wtedy, gdy wstawałem o 6:00, o 7:00 podpisywałem listę obecności w pracy, wychodziłem na siłownię o 15:00, wracałem szybko umyć się, zjeść i wychodziłem spotkać się z dziewczyną – a po seksie szedłem jeszcze na pół nocy do klubu.

Jesteśmy zaprogramowani do tego, by dążyć do utrzymania obecnego stanu:

  • Gdy się zamulasz, chcesz zamulać się jeszcze mocniej. 
  • Jeśli jesteś smutny, puszczasz depresyjną piosenkę. 
  • W momencie, gdy rozpiera Cię szczęście, wypełniasz cały dzień pozytywnymi zajęciami.

 

Przekonanie o stałości stanu emocjonalnego to wielka pułapka. Czujemy się dobrze, mamy świetną passę i myślimy, że to tak już na zawsze. Osiadamy na laurach, przestajemy stymulować mózg nowymi bodźcami i powoli wygasamy – sami nie wiedząc kiedy.

Zostawiam w tyle kolejne miasto i czuję się wolny. Każde nowe miejsce ma własny, unikalny klimat. Najlepsi ludzie rozsiani są po całej Polsce. Wyłapywanie ich i zbijanie w grupki stało się moim nowym hobby.

Gdy zadajesz się z idiotami, doświadczasz kumulacji chujni. Na szczęście to działa też w drugą stronę. Dlatego tak często wspomina się nawet krótkie spotkania w gronie serio ogarniętych, inteligentnych osób, które od życia chcą czegoś więcej. Jeden weekend może dostarczyć Ci tyle nieśmiertelnych tekstów i abstrakcyjnych sytuacji, że będziesz je jeszcze wspominał za kilka dekad, przy okazji zamawiania sztucznej szczęki.

Już na Filipinach przekonałem się o tym, że poczucie przemijania czasu – szybko lub wolno – zależy tylko i wyłącznie od ilości rzeczy, które robisz i bodźców, których doświadczasz. Jeśli każdy dzień jest kopią poprzedniego, to nic dziwnego, że tygodnie zlewają się w miesiące. Dla mnie miesiąc Azji ciągnął się jak rok – dlatego, że codziennie doświadczałem nowych rzeczy, w doborowej ekipie. Po powrocie do Polski byłem w szoku, gdy znajomi mówili mi: “Ale ten Twój wyjazd szybko zleciał!”.

Teraz czuję podobnie. Ostatnie dziesięć dni to taka kumulacja akcji, że mam wrażenie, jakby minął co najmniej miesiąc. Doświadczając więcej, żyjesz dłużej. Przynajmniej względnie.

Wracając do Wrocławia – ludzie są zauważalnie mniej spięci, niż w stolicy. Generalnie samo miasto podoba mi się o wiele bardziej, niż ostatnio. Może to kwestia wiosny. Dziś było tak ciepło, że dziewczyny zaświeciły głębokimi dekoltami. Na każdym kroku czuć luz, dziwną beztroskę.

Ostatnie dni dobitnie przypomniały mi, że nigdy nie odnalazłbym się w stacjonarnej pracy na etacie.

Artykuł Notka z trasy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/notka_z_trasy/feed 0
Warszawa umarła po raz drugi https://v1ncentify.prohost.pl/post/warszawa_umarla https://v1ncentify.prohost.pl/post/warszawa_umarla#respond Sat, 27 Dec 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=141 Stolica dogorywa. Bal żywych trupów byłby w tym momencie bardziej ekscytujący, niż imprezowanie w tym wariatkowie.

Artykuł Warszawa umarła po raz drugi pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Stolica dogorywa. Bal żywych trupów byłby w tym momencie bardziej ekscytujący, niż imprezowanie w tym wariatkowie.

Nie daje mi spokoju jedno pytanie – czy tak było od zawsze, ale dopiero teraz zaczęło mnie kłuć w oczy, czy może przez ostatni rok wszystko się zmieniło?

Parę weekendów temu mieliśmy bardzo fajny zlot. Tak się składa, że najbardziej wartościowi ludzie, jakich znam i których towarzystwo uwielbiam rozrzuceni są po całej Polsce. Tak więc spotkaliśmy się wszyscy w nowoczesnym apartamencie na jednym z lepszych osiedli w całej Warszawie. Tabaka do nosa, whiskey i chujowa pizza, lans.

Alkohol tak nas rozochocił, że postanowiliśmy wypełznąć z ciepłego gniazdka w lodowatą noc w poszukiwaniu klubów po brzegi wypchanych kobietami o wyszminkowanych sercach. Na wypełznięciu się skończyło, a najbardziej ekscytującym momentem tej nocy okazało się być obrzucanie się sałatką warzywną tuż przed wyjściem z domu.

Zasada numer 1 imprezowania w Warszawie: jeśli wychodzisz sam, będziesz bawił się okej (podkreślam – okej, a nie zajebiście). Jeśli chcesz wyskoczyć z paroma kumplami to szykuj się na odmrożenie stóp i pielgrzymkę od klubu do klubu. W normalnych miastach i generalnie w normalnych krajach możesz wziąć dobrych znajomych i opuścić mieszkanie bez obaw, że nie znajdziecie miejsca do wspólnego imprezowania. W Warszawie, jeśli jest was więcej niż trzech, prawie zawsze ktoś z was nie wejdzie do lokalu. Naczekacie się pół godziny w kolejce, by dowiedzieć się przy wejściu, że ktoś z Was został odstrzelony.

Poziom klubów. Ostatnio zupełnie przypadkiem odwiedziłem zachwalany, modny, wspaniały, wyjebany na maxa klub Delite, który okazał się być kupą gówna. Przeciskając się przez klaustrofobiczne, odrapane korytarze miałem wrażenie, że właśnie schodzę do piwnicy po ogórki.

Sam klub wcale nie wypadł lepiej. Ciasna, syfiasta klitka, napakowana po brzegi:

1) facetami w garniturach z obowiązkową poszetką (+5 do długości chuja), którzy chlając drogie drinki trzęśli się ze strachu przed

2) bardzo średnimi kobietami, które udawały, że są najpiękniejsze – wiadomo, wywalone cyce, krótkie spódniczki, wysokie szpilki. Niektórzy goście chyba są ślepi. Nieurodziwa kobieta pozostanie nieurodziwą nawet wciśnięta w najpiękniejsze sukienki i nawet z tapetą nakładaną na twarz za pomocą szpachli.

Chyba jedyny klub, który warto teraz odwiedzać to Sketch Nite. Tyle, że wchodzę tam tylko wtedy, gdy idę sam. Na selekcji stoi gość z twarzą seryjnego mordercy, który nieznanym nikomu algorytmem odprawia ludzi z kwitkiem, jak SSman do komory gazowej. Nawet jeśli jesteś śliczną, dobrze zrobioną laską możesz nie wejść – bo nie. Wspaniały case na temat tego, jak zrobić ze zwykłego lokalu najbardziej pożądany klub w mieście. Spraw, by ciężko było się tam dostać, a ludzie będą walić jak nie drzwiami, to oknami. Lub robić podkopy. Wszystko po to, by chociaż przez te kilka godzin poczuć się wyjątkowo.

Trzeba jednak przyznać – w środku zawsze są fajne dziewczyny. Tzn, precyzując: w większości biedne studentki z ładną dupą, które balują za hajs matki. I uważają się za królewny tylko dlatego, że piją drinka za 30zł (za którego nie płaciły) i bawią się w klubie, który jest dżezi (co to kurwa jest dżezi?).

Dziwne jest to, że faceci odwiedzający Sketch to w większości rasowe cipki. Standardowy „samiec” w tym lokalu to gość w modnym sweterku, kolorowych butach i czapką z napisem Obey. Ostatnio mój kumpel, po nieudanym szturmie na lokal stwierdził, że kolejnym razem założy ray bany i pedalski szalik – co powinno zwiększyć jego szanse na dostanie się do środka. Oczywiście nie muszę wspominać, że murzyni wchodzą często bez kolejki i żadnych problemów na bramce? W dodatku panoszą się, jakby byli właścicielami klubu i chętnie prowokują spięcia. Jak tu nie być rasistą?

„Faceci” w Sketchu piją piwo i pocą się ze strachu przed wcześniej opisanymi laskami. Zupełnie tak, jak gdyby one jeździły ferrari. A prawda jest taka, że po imprezie często wracają nocnym autobusem do swoich klitek w kamienicach. Dobrze, jeśli wynajmują pokój. Czasem po prostu mieszkają z rodzicami. A faceci się ich boją. Bo one mają te długie nogi, jędrne tyłki i odsłonięte cycki. Palce lizać, taki cyrk. Polecam uzbroić się w popcorn i przejść się do Sketcha chociażby po to, by zobaczyć na własne oczy ten paradoks.

Jeśli jesteś ogarniętym facetem, to jest Twój raj. Tylko idź sam, jeśli chcesz wejść. Dobre żniwo gwarantowane. Jeśli lubisz takie żniwo.

Warszawa to miasto, w którym każdy z każdym mierzy się na fiuty. Nawet wtedy, gdy jest to pozbawione najmniejszego sensu. Czy mi to przeszkadza? Nie przeszkadza, po prostu irytuje i uświadamia, że chyba czas stąd spierdalać. Bo okazuje się, że tak nie musi być. W innych miastach jest normalnie. Za granicą jest normalnie. Tylko ta Warszawa nie radzi sobie z presją europejskiej stolicy, co pokazuje jedynie, że może i jesteśmy w UE, ale mentalnością siedzimy jeszcze w PRLu.

Jeśli w trakcie wojny nasza stolica została zniszczona fizycznie, zamieniona w stertę gruzu, to teraz mimo, że udało się ją odbudować, zaprzedała ona swoją duszę, co z pewnością jest bardziej smutne. Warszawa rozmieniła się na drobne ze Starbucksem, pustymi biurowcami i ulotkami z Andżelą, Nataszą czy Kają za wycieraczką auta. Luksusowe imprezy, sieciówki oferujące wszystko, co konsumowalne i drogie telefony za granicą są czymś normalnym i służą ludziom. W Warszawie to ludzie służą tym rzeczom, podjarani jak cygan, który właśnie podpierdolił telewizor. Ludzie określają swoją wartość na podstawie symboli nowoczesności i metek, często w środku ziejąc zimną pustką.

I o ile zjawisko to odczuwalne jest wszędzie na świecie, to w Warszawie rtęć wskazuje górną część skali, co zapala lampkę ostrzegawczą każdemu człowiekowi, który potrafi samodzielnie myśleć. 

Artykuł Warszawa umarła po raz drugi pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/warszawa_umarla/feed 0
Za co polubiłem Warszawę? https://v1ncentify.prohost.pl/post/za_co_polubilem_warszawe https://v1ncentify.prohost.pl/post/za_co_polubilem_warszawe#respond Fri, 08 Nov 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=77 Odkąd pamiętam, wszyscy narzekają na stolicę. Że chujowa, że brudna, że każdy gdzieś się spieszy, że ‚warszafffka’, że sponsoring i hipsteriada. Też miałem takie nastawienie, ale odkąd się przeprowadziłem zmieniło mi się o 180 stopni.

Artykuł Za co polubiłem Warszawę? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Odkąd pamiętam, wszyscy narzekają na stolicę. Że chujowa, że brudna, że każdy gdzieś się spieszy, że ‚warszafffka’, że sponsoring i hipsteriada. Też miałem takie nastawienie, ale odkąd się przeprowadziłem zmieniło mi się o 180 stopni.

Najbardziej zadowolony jestem z grona moich znajomych. Spędzam czas z ludźmi kreatywnymi, pozytywnymi, którzy zarażają mnie swoją ambicją oraz motywacją do sięgania po wymarzone cele. W moim życiu w obecnej chwili nie ma ani jednej toksycznej osoby, nikogo kto ściągałby mnie w dół lub próbował w jakikolwiek sposób podcinać skrzydła.

To prawda, część ludzi w tym mieście jest bardzo zabiegana, wessana głęboko w system. Jest dużo biurowców, cała masa krawaciarzy. W niektórych klubach dziewczyny przychodzą tylko po to, by poznać tłustego, siwego sponsora, który zabierze je na Hawaje. Nie można przejść dwóch przecznic, by nie zostać obrzuconym ulotkami, na które nawet się nie zerka wrzucając do śmietnika. Gdy świeci słońce, pod Pałacem Kultury wygrzewają się menele, odparowując wypity w nocy alkohol. Gdy palisz fajkę na własnym balkonie, z sąsiedniego wychyla się nafaszerowana dropsami babcia, by soczyście Cię opierdolić.

Z drugiej strony jednak mamy śliczne dziewczęta na wysokich szpilkach, które chętnie napiją się z Tobą kawy. Świetne kluby i seksowne, klimatyczne puby. Mamy też prawdziwie wyluzowanych ludzi, tylko trzeba chcieć ich poznać. Zakładając, że wszyscy w Wwie są spięci zamykasz się na tysiące możliwości. Zakładając, że ta kobieta przy barze czeka na sponsora tracisz szansę. Idź i sprawdź. Nie oceniaj po okładce. Towarzystwo w Warszawskich klubach będzie Ci się wydawało hermetyczne, dopóki nie przekonasz się, czy jest tak w rzeczywistości, czy to tylko Twoje okulary, przez które patrzysz na stolicę.

Dobre wspomnienia to podstawa. Najcudowniejsza noc w Warszawie, jaką pamiętam to ta, kiedy wybraliśmy się ze znajomymi rowerami na zamknięty odcinek autostrady. Była już skończona, ale do otwarcia zostało jeszcze kilkanaście dni. Szeroka, nowa szosa, bez latarni i my na rowerach w rozgwieżdżoną noc. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się, usiedliśmy na środku i odpaliliśmy jointa, a nad nami startowały i lądowały samoloty. Leżąc na asfalcie i wyciągając dłoń ku nocnemu niebu miałem wrażenie, że moje palce ślizgają się po opasłych brzuchach tych metalowych bestii, podczas gdy ryk potężnych turbin rozdzierał nocną ciszę. Później wracaliśmy do domu. Albo była to wyjątkowo długa trasa albo byłem aż tak upalony. Znaki drogowe braliśmy w slalom, a na koniec wjechaliśmy do sporej wielkości betonowego leja.

Myślę, że nareszcie zrozumiałem jedną, podstawową rzecz: będzie Ci dobrze wszędzie tam, gdzie tworzysz fajne wspomnienia, gdzie masz ludzi na których możesz liczyć i dziewczyny, które chętnie spędzają z Tobą czas. Ulubione miejsca, ulubione sklepy. Kluby, w których czujesz się jak w domu i ulice, którymi poruszasz się wtapiając w rytm nocnego życia.

Artykuł Za co polubiłem Warszawę? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/za_co_polubilem_warszawe/feed 0