Ludzie to lubią zabierać się za ogarnianie życia od dupy strony. Związki zaczynać od miłości zamiast seksu. Wpierw się kłócić, a dopiero później rozmawiać. Przede wszystkim jednak – udowadniać wszystkim dookoła, jacy to nie są zajebiści, co bywa tylko jaskrawym dowodem na to, że… mentalnie nigdy nie opuścili gimnazjum.
Bardzo często w klubach zaczepiają mnie faceci, czytelnicy bloga. Zdarza się, że proszą, żebym “pokazał, co potrafię”. Zazwyczaj wzruszam wtedy ramionami i odpowiadam, że jestem słaby, nic nie umiem. Nie będę robić za małpę w cyrku i już dawno nauczyłem się, że nikomu nie muszę niczego udowadniać. Okres w mojej karierze, kiedy tego nie rozumiałem był najbardziej rozczarowującym w moim życiu. Do dziś męczy mnie sytuacja, w której bzyknąłem laskę z klubu tylko dlatego, że lokal wyładowany był gośćmi, którzy wiedzieli czym się zajmuję.
Ale nie to było najgorsze.
Najgorsze było, że przez pierwszą połowę imprezy nic nie zrobiłem, czując na sobie ogromną presję. Dopiero na koniec podszedłem do uroczej brunetki, zamieniłem z nią dwa zdania. Później się całowaliśmy. Gdy już czekałem na kurtkę w szatni przechodziła obok, złapałem ją za dłoń i wylądowaliśmy w taksówce.
Nikt nie widział momentu, w którym opuściliśmy razem klub, a nazajutrz po mieście chodziły plotki, że “Vincent nie podchodzi”, mimo iż miałem wtedy seks. Cała relacja była wymuszona, a mi został po niej moralny kac. Sytuacja zmusiła mnie do zadania sobie fundamentalnego pytania: dla kogo ja to robię?
Dla siebie? Czy może dla ludzi, których nawet nie znam?
Nie jestem w stanie zliczyć sytuacji, w których podchodzą do mnie faceci i w pierwszych kilku zdaniach spowiadają mi się z tego, ile mają seksu, jakie dziewczyny i jak bardzo ogarniają. Zupełnie tak, jakby mnie to chociaż minimalnie obchodziło. Myślę wtedy: no kurwa mać, co za kosmici. Jednocześnie czuję głęboką wdzięczność za to, że sam już kosmitą nie jestem. Nie potrafię sobie wyobrazić gorszego sposobu na “zaprezentowanie wartości” i zapoznanie się z drugim człowiekiem, niż takie pajacowanie.
Fakt, że prowadzę bloga o relacjach i uczę, jak stać się atrakcyjnym facetem nie oznacza, że chcę słuchać o tym, jak długiego masz fiuta i jak bardzo jesteś szczęśliwy. Szczerze mówiąc mam to głęboko w dupie i w ogóle nie oceniam facetów na podstawie tego, jak radzą sobie z kobietami. Oceniam ich za to po tym, czy potrafią być NORMALNI i prowadzić NORMALNĄ ROZMOWĘ. Większość nie potrafi. Większość jest odstrzelona od socjalnej rzeczywistości i pochodzi nie tylko z innej planety, ale przede wszystkim z innej galaktyki.
Chcesz poznać kogoś, kogo szanujesz i kto według Ciebie osiąga sukcesy w jakiejś sferze życia? To zamiast od początku budować ramę znajomości pt. “fan-guru” lub, co gorsza “JESTEM TAK SAMO LUB BARDZIEJ ZAJEBISTY OD CIEBIE” po prostu potraktuj tę osobę jak człowieka. Przywitaj się. Spytaj, jak wieczór. Wybierz temat niezwiązany z działalnością tej osoby. Bądź banalnie normalny, do cholery jasnej. Zrobisz lepsze wrażenie, niż 90% innych ludzi (kosmitów).
Pamiętam, jak byłem na domówce u kumpla (którego notabene poznałem w taki sposób, że zaczepił mnie w klubie – z tym, że właśnie był NORMALNY) i nagle w mieszkaniu pojawił się jakiś jego dalszy znajomy. Od progu zaczął wszystkim zebranym opowiadać o tym, jakich to nie zrobił przekrętów, ile milionów nie wydoił i że za tydzień wypierdala z tej okazji do Azji. Życzyłem mu w myślach, by wypierdalał gdziekolwiek, byle szybko, po czym wyszedłem na taras, żeby powstrzymać krwotok z uszu.
Prawdziwie kompetentną osobę w danej dziedzinie poznasz po tym, że się nie chwali i nie przejmuje się tym, co pomyślą o niej ludzie wokół. Czy wypadnie dobrze, czy sprosta wykreowanemu obrazowi. Takie osoby charakteryzuje głębokie zrozumienie trzech rzeczy:
1. Stanowisz wartość samą w sobie.
Wiesz, na ile cię stać i jak bardzo jesteś kompetentny w danej dziedzinie. Nie zmieni tego żadna opinia, a już tym bardziej nie opinia kogoś, kto Cię kompletnie nie zna.
2. Nie masz na to wpływu – ludzie zawsze będą pierdolić.
Pierwszy z brzegu przykład: ktoś zobaczy mnie w klubie przez moment rozmawiającego z kumplem. Wniosek: Vincent nic nie potrafi. Ta osoba nie widzi już tego, co działo się wcześniej, czy później. A może tej nocy rzeczywiście nie podejdę ani razu, bo nie spodoba mi się żadna kobieta?
3. To, co robisz, robisz dla siebie. Uznanie w oczach innych osób jest jedynie dodatkiem.
Ludzie cenią pisarzy za styl i przekazywane emocje. Pisarze z kolei cenią sobie pisanie za możliwość uzewnętrznienia się, wpadnięcia w trans i doświadczenia oczyszczającego uczucia, jakie towarzyszy tworzeniu tekstu. Uwielbiam kobiety, bo kocham chemię, jaka może się wytworzyć między dwiema osobami. To jest mój narkotyk. Wydzielanie odrębnego świata, “tylko dla nas”. Doświadczanie całej palety emocji i niesamowitych przygód rodem z filmu. Tworzenie unikalnych historii, które zostaną na całe lata. A nie jakiś pusty seks, czy niedowierzanie wymalowane na twarzy faceta, który przypadkiem ogląda całą sytuację.
To właśnie dlatego prawie nigdy w towarzystwie nie angażuję się w rozmowy o relacjach. Odpuszczam też kompletnie, gdy ktoś prosi mnie, bym wytłumaczył, czym się zajmuję. Jeśli mam mało czasu, nie zależy mi lub czuję, że nie byłbym w stanie wyklarować wszystkich niuansów – po prostu wzruszam ramionami i kapituluję. Wcale nie potrzebuję do szczęścia, by wszyscy rozumieli motywację stojącą za tym, co robię.
Być może zarabiasz dużo pieniędzy, prowadzisz własny start-up, świetnie grasz w piłkę, dobrze piszesz lub masz ultra-ciekawe życie i zwiedziłeś cały świat. Wspaniale. Jednak jeśli te rzeczy służą Ci głównie do tego, by mentalnie wydłużać sobie penisa i zdobywać uznanie innych osób, to stajesz się irytującym innych, wydrążonym w środku i uzależnionym od walidacji, samotnym dziwakiem.



11 kwietnia 2019


