Słyszałem, że w Krakowie sami mordercy. Że bez kosy w plecach nie wrócisz. Że obiją Cię bez powodu i przeciągną z buta, bo po prostu miałeś pecha. Nie chciałem wierzyć w taki Kraków. Chciałem dać temu miastu szansę na obronę i zaprezentowanie się z jak najlepszej strony.
Jadąc autem z Xemem i Robertem wyobrażałem sobie, że 400 kilometrów dalej czeka na mnie niesamowita dziewczyna, którą dziś poznam. Jest coś magicznego i ekscytującego w świadomości, że zawsze jadąc do innego miasta możesz przeżyć bardzo miłą przygodę z kobietą, której nigdy wcześniej nie widziałeś na oczy.
Tak, myślałem o laskach. Jechałem, by ukatrupić wydarzenie, na którym z chłopakami wypruliśmy sobie flaki i wykrwawiliśmy serca, a jedynym dylematem w mojej głowie był kolor majtek mojej potencjalnej przygody.
Od rana robiłem za call center. Dogadywałem sprawy z Pazem, Rakiem, Festem. Podróż leniwie się dłużyła. Gdy byliśmy pod Krakowem niebo już całkiem pociemniało, powieki zaczęły mi ciążyć i przeszła ochota na jakąkolwiek imprezę. Gdy w końcu wjechaliśmy w ciasne, krakowskie uliczki i zaparkowaliśmy przez naszym apartamentem w ogóle nie chciało mi się wysiadać z auta. Powietrze było jednak rześkie i pomogło mi nieco się ocucić. Czekała na nas ekipa powitalna w składzie: Paz, TP, Jazda, Dario i cała reszta zajebistych chłopaków.
Rozłożyliśmy się w apartamencie i urządziliśmy sobie małą imprezę. Wkrótce przyjechał Raku z Kasią i resztą ekipy. Odwiedzili nas też Kuba i Pasja, a jakiś czas później przybył Fest. Rozmowy rozciągały się na cały apartament, ludzie pozbijali się w grupki. Pokoje, kuchnia, taras. Wszędzie było ciekawie.
Nie chciałem iść na miasto, bo z samego rana jako pierwszy prowadziłem wykład. Plan zakładał tylko wizytę w jednym klubie, by dogadać z jedną tancerką jej udział w evencie. Ruszyliśmy na miasto.
Kraków taki, jak go malują
Pierwszy i ostatni klub tej nocy. Wchodzimy do środka, idę do szatni. Wymieniam kontakt wzrokowy z szatniarką. Spuszcza wzrok, speszona i uśmiecha się. Czuję pozytywne wibracje i chęć wejścia w interakcję z jakąś śliczną dziewczyną. Już, teraz. Idę na parkiet. Obracam do siebie wysoką brunetkę z fajnym ciałem. Ruszamy się chwilę, ale czuję, że to nie to i że mogę tej nocy mieć więcej. Zostawiam ją i przeciskam się w głąb parkietu. Dokładnie w tej chwili tłum faluje i rozstępuje się. Na środku jeden gość okłada po twarzy drugiego. Leje się krew. Na koszulę, na białą marynarkę. Bity zamiast oddać, czy się zasłonić po prostu przyjmuje na twarz bombę za bombą, unosząc dłonie do góry w błagalnym geście. Ochrona wpada dopiero po minucie.
Jestem w szoku, idę zapalić. Wracam na parkiet. Jacyś faceci znów się przepychają, znajomi odciągają jednego, który aż rwie się do tego, by zmasakrować twarz chłopaka stojącego naprzeciw. Czuję niepokój. Podchodzi do mnie Kuba i mówi, że przed momentem prawie bił się z jakimś gościem. Jestem spięty, stwierdzam, że nie dam rady w tym klubie wyluzować i dobrze się bawić, jak gdyby nic się nie stało. Mieszkam w Warszawie od siedmiu miesięcy i w tym czasie widziałem tylko jedną bójkę. To, czego właśnie doświadczałem na imprezie było dla mnie kompletną patologią. Ludzie z Krakowa, którzy wyszli z nami na imprezę zapewniali mnie, że to tutaj całkiem normalne. Dziwili się, że aż tak wziąłem to do siebie. Patrzyłem na nich jak na kosmitów.
Tancerki w klubie nie było. Wychodzimy na zewnątrz, przed lokalem stoi ambulans. Przechodzi mi kompletnie ochota na dalsze imprezowanie. Wspólnie decydujemy, że wracamy do domu odpocząć przed jutrzejszymi wykładami.
W domu zamiast spać, zaczynamy rozmawiać. Wpierw w dużej grupie, o życiu, relacjach i uwodzeniu. W końcu stwierdzam, że idziemy spać i w pokoju zostaję ja, Fest, Xem i Paz. Jestem bardzo zmęczony, ale Fest nakręca tematy. W pewnym momencie wiem już, że powinienem spać, że kolejnego dnia będę jak zabity, ale odnoszę wrażenie, że właśnie odbywam najważniejszą rozmowę o uwodzeniu w ciągu ostatnich dwóch lat. Po kilkunastu minutach mam dreszcze i jestem tak nabuzowany, jakbym właśnie wypił parę energetyków. Tak rozbudzony i tak nie usnę. Drążymy więc temat i schodzimy na taki poziom dyskusji, na jakim nie byłem już dawno. Mam wrażenie, że właśnie otwierają się nowe drzwi, niesamowite możliwości. Czuję się jak dziecko rozpakowujące prezent pod choinkę. Prowadzimy rozmowę i jestem przekonany, że na takim poziomie zrozumienia o uwodzeniu można porozmawiać w tym kraju z maksymalnie pięcioma osobami.
Nie wiadomo kiedy mija kilka godzin, a my dalej rozmawiamy. Za oknem robi się już jasno, jest 6:30, za dwie godziny wstaję, jadę na miejsce eventu i prowadzę wykład dla 50 osób. W tym momencie, po tak inspirującej rozmowie poprowadzenie wykładu wydaje mi się dziecinnie proste. Nie wiem, kiedy zasypiam, ale po chwili dzwoni budzik. 8:30, wstawaj skurwysynu. Jestem zaspany, zamulony. Siadam na łóżku i zaczynam się rozciągać. Po chwili przypominam sobie całonocną rozmowę, koncepty jakie tam poruszyliśmy i czuję, jak wraca do mnie energia, rozrywa mnie od środka, jak dynamit.
Prysznic, kawa i słońce na tarasie. Koszulka stworzona specjalnie na The Red Pill z napisem Fuck Normality. Prowadzę wykład za godzinę, a myślami wciąż jestem w pokoju i rozmawiam z chłopakami o uwodzeniu. Wystąpienie, które czeka mnie za moment wciąż wydaje mi się być dziecinną igraszką.
Pakujemy się z całym sprzętem w auto. GPS prowadzi nas zupełnie nie tam, gdzie trzeba. Dzwoni do mnie Maciek, operator sprzętu. Czeka na nas. Czas ucieka, a my nie wiemy, gdzie jesteśmy i jak to się stało, że nawigacja źle nas poprowadziła. Wychodzę z auta i chcę wołać taksówkę. Zamiast tego odpalamy trzy nawigacje na raz i tym razem – mamy nadzieję – jedziemy pod dobry adres.
Ostatnia czerwona pigułka

„Głównym celem mojego przyjazdu był właśnie event organizowany przez chłopaków. Ten był ostatni, a szkoda. Sala była bardzo klimatyczna i blisko centrum. Trochę mniej klimatyczny był tunel, który było trzeba pokonać po drodze, ale warto było się poświęcić.
Pierwszy wystąpił Vincent. Skurwiel stał się dużo bardziej charyzmatyczny od kiedy przeprowadził się do Warszawy. Teraz od razu po nim widać, że rucha na tony niewinne panienki. Jego tematem było „Jesteś tak dobry na ile sobie pozwalasz” i właśnie to zdanie, które jest bardzo głębokie postaram się zapamiętać przez najbliższe kilka miesięcy, powtarzając je jak mantrę.
Czy kiedykolwiek pomyśleliście „Ta dziewczyna jest dla mnie zbyt dobra?”, „Nie uda mi się?”, „Idę po zlewkę?”. No właśnie. Zawsze można wierzyć w siebie bardziej. Kiedyś udowodnił mi to Fest na Fullmenie (opiszę to kiedyś, bo świetna sytuacja), a teraz przypomniał Vinc.
Potem Raku. Z jego wykładu zapamiętam to, że każda racjonalizacja swojego działania jest wskaźnikiem wymówki. Podobały mi się też sytuacje, które opowiadał – o prawie 4kącie i o tym, że jest współlokator ruchał kiedy mu się tylko chciało – bardzo inspirujące.
Paz rozjebał system w drobne kawałeczki. Opisywał, co wskazuje na ogarnięcie emocjonalne człowieka. Rozpisał to na czynniki pierwsze i podobno ma gdzieś udostępnić, więc oczekujcie. Ja o większości już słyszałem, ale zapamiętam, że ludzie nie widzą swoich wad i dlatego warto pytać o to innych – to mój wniosek. No i postaram się lepiej słuchać, bo wiem, że czasem mam w dupie co ludzie do mnie mówią 🙂
Fest opowiadał na freestyle’u o uwodzeniu. Fajnie opisał jak uwodzenie jest proste i jak niepotrzebnie ludzie to utrudniają. Zapamiętam o poznawaniu kobiet w głąb, a nie wszerz. Fest przypomniał mi o tym, że każdą zlewkę można ominąć, bo z czegoś ona wynika. A no i zapamiętam żeby nie pić dużo na domówkach ; ) Fest powiedział też o tym, że po takim seminarium maksymalnie jedna, może dwie osoby zmienią swoje życie. Reszta zapomni. Postaram się żebym to był ja mimo, że lubię swoje życie. Chcę żeby w przyszłości było ‚LEGEN wait for it DARY’.
Trenerzy Red Pilla- odjebaliście świetną robotę. Ciężko będzie komuś przebić te wydarzenie w ciągu najbliższych 10 lat. Czekam na wakacyjny Red Pill w małym gronie nad morzem. Tylko taki tygodniowy.”
– Jazda, uczestnik szkolenia
„Wykład Vince’a, słowa Paza, Raku, znowu Vince… to co powiedzieli, zaczęło się łączyć w całość, dając mi odpowiedź na moje pytania. Na koniec wyszedł Fest, który swoim wykładem postawił kropkę nad “i”.
Jest taki film “Limitless” z Bradley’em Cooper’em, on dostał swoją pastylkę, dzięki której rozwiązał problemy, dała mu olbrzymiego kopa motywacji. Jak zapewne każdy z was, ja marzyłem o podobnej pigułce. Dziś mogę powiedzieć: Spełniło się moje marzenie. DOSTAŁEM CZERWONĄ PIGUŁKĘ!”
– Shelby, uczestnik szkolenia
„Atmosfera bardzo przyjazna, trenerzy podczas rozmów w przerwach pomiędzy wykładami byli otwarci, chętnie odpowiadali na pytania, nie był wyczuwalny dystans prowadzący – uczestnik (to o czym mówił Vincent trener =/ Bóg). Wszystko opisuję z pozycji outsidera.
Ogółem bardzo fajnym doświadczeniem jest spotkanie tak pozytywnych, ogarniętych życiowo osób. Nie do pominięcia jest tez aspekt ceny kursu, fakt że trenerzy robią to charytatywnie, po prostu chcą się dzielić z innymi swoimi doświadczeniami / wiedzą.”
– Anonimowy uczestnik szkolenia
Pożegnanie
Gdy już po wykładach uczestnicy zaczęli rozchodzić się do domów poczułem błogie uczucie szczęścia i jednoczesne ukłucie smutku. Zamknęliśmy pewien etap i dopiero wtedy, stojąc w pustej sali i sprzątając sprzęt, poczułem jak bardzo będzie mi tego brakować.
Pojechaliśmy do domu, gdzie od razu poszedłem spać. Obudziłem się po dwóch godzinach i poszedłem pod prysznic. W tym czasie do naszego apartamentu zaczęli się schodzić uczestnicy The Red Pill. Postanowiliśmy zaprosić do nas wszystkich na before, by lepiej się zintegrować i uczcić koniec serii eventów.
Domówka była idealną okazją do przeprowadzenia eksperymentu. Część czasu spędziłem w kuchni, ze wszystkimi, a część w wybranym pokoju, w małej kameralnej grupce. Rozmawiałem z byłymi kursantami oraz z Festem, Xemem i Pazem. Byłem ciekaw, ilu uczestników szkolenia wejdzie do takiego pokoju i dołączy do dyskusji. Zrobiło tak niewielu. Każdego, kto się odważył zachęcaliśmy, by usiadł obok i przyłączył się do pogawędki.
W życiu jest tak, że niektóre drzwi musisz sam sobie otworzyć. Nikt za Ciebie się tego nie zrobi. Możesz postawić się w roszczeniowej pozycji i oczekiwać, że wszystkie drzwi zostaną otwarte, a możesz wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu wziąć to, czego chcesz. Wtedy zawsze czeka na Ciebie nagroda, bo świat należy do odważnych. Myślę, że dla wielu uczestników TRP była to fajna lekcja.
Po domówce poszliśmy do klubu. Podobno miał być lepszy i „bananowy”. Wyglądał jak zabita dechami dziura, a poziom dziewcząt rodził pytanie, czy aby przypadkiem nie trafiliśmy na jakąś imprezę dla Niemców. Bawiłem się średnio i wkrótce, styrany wróciłem do apartamentu. Do Krakowa już nigdy dobrowolnie nie wrócę.
Coś się kończy, coś się zaczyna.
The Red Pill nie umarło. Zmieniło tylko stan skupienia. TRP to nie trenerzy. To nie eventy. To Wy – ludzie, którzy chcą od życia więcej. TRP to społeczność, zrzeszająca osoby złaknione rozwoju, przekraczania własnych barier i patrzenia ponad stadem. Już w najbliższej przyszłości wystartuje forum www.theredpill.pl. Będzie o tym głośno, więc z pewnością nie przegapicie informacji na ten temat.
Dziękuję uczestnikom wszystkich edycji. Dziękuję osobom, które bezpośrednio wspierały nas i pomagały tworzyć wspaniałe eventy. Nie będę wymieniał każdego z osobna z obawy, że kogoś pominę. Wiem jedno – stworzyliśmy nieśmiertelną ekipę wartościowych i ciekawych życia ludzi. Wspaniale było po raz kolejny spotkać Was wszystkich i uwierzyć w to, że ogarniętych osób jest coraz więcej.
Świat należy do nas.



11 kwietnia 2019


