Tłusta, polska baba pojawiła się na balkonie. W jednej dłoni trzymała choinkę, w drugiej niedopalonego peta. W pierwszej chwili myślałem, że chce wystawić drzewko na balkon, ale ona po prostu bezceremonialnie wypierdoliła je przez barierkę – prosto na trawnik. Cóż, wygląda na to, że okres świąteczny w Cebulandii dobiegł końca.
Mój przyjaciel Michał Flisiuk, który prowadzi największego w Polsce bloga o motywacji powiedział mi ostatnio, że w nowym roku ruch na jego stronie wzrósł trzykrotnie. Jak co 365 dni, ludzie obudzili się ze śpiączki i ruszyli zdobywać świat.
Fajnie jest mieć cele, ale trudniej zebrać się do ich realizacji, co?
„Tak, chciałoby się mieć tę kratę na brzuchu, ale tak kurewsko się nie chce zabierać do ćwiczeń…”
Dla mnie cały koncept postanowień noworocznych jest poroniony. Nie mam nic do ludzi, którzy rzeczywiście stawiając sobie takie cele konsekwentnie i bez zbędnego pierdolenia je realizują. Piszę o osobach, które raz do roku przypominają sobie, że maja chujowe życie, po czym lecąc na noworocznym rozpędzie rozpisują wszystkie zmiany, jakie chcą wprowadzić. Zazwyczaj kończy się to brutalną pobudką wraz z kolejnym pierwszym stycznia – okazuje się, że nic się nie zmieniło.
Jak osiągać cele? Wykonując działanie. Czy serio ktokolwiek wpisujący w google frazę „motywacja” myśli, że istnieje maleńka pigułka, po zażyciu której nagle chce się zapierdalać? To tak nie działa! Czasami pracując nad projektem dochodzę do wniosku, że położenie się w łóżku i obejrzenie jakiegoś serialu byłoby o wiele przyjemniejsze. Wtedy kładę się i włączam komputer. Po chwili jednak uzmysławiam sobie, że nie przybliża mnie to w żaden sposób do mojego celu. I może w tej krótkiej chwili będzie mi przyjemnie, ale na biurku czeka praca do wykonania.
Myślę wtedy o tym, dlaczego zdecydowałem się dany projekt zrealizować. Wyliczam korzyści, wyobrażam sobie jak będę się czuł, gdy w końcu dopnę wszystko na ostatni guzik. Wizualizuję sobie też brud psychiczny, który z pewnością mnie dopadnie, gdy będę w tak bezczelny sposób się opierdalać. W końcu podnoszę się z łóżka i znów siadam przed laptopem. Nie ma, że boli. Albo to zrobię albo nikt nie zrobi tego za mnie.
Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak wiele byliby w stanie osiągnąć, gdyby poświęcili bezproduktywnie spędzany czas na realizację swoich postanowień. Jeszcze do niedawna myślałem, że zarządzam moim czasem w miarę ok. Wtedy podliczyłem, ile czasu w dalszym ciągu spędzam przed facebookiem i na słodkim nic nierobieniu. Przeraziłem się, po czym postanowiłem pracować jeszcze więcej. Czy takie systematyczne zapierdalanie jest trudne? Oczywiście, że tak. Gdyby było łatwe, codziennie setki przeciętnych Krzyśków, czy innych Tycjanów przechodziłoby metamorfozę w Wilka z Wall Street.
Poczytaj o motywacji. O tym, w jaki sposób wyznaczać sobie cele. Tylko proszę, zrób coś dla mnie – zachowaj do siebie resztki szacunku i tym razem:
1. Przestań się mentalnie masturbować i przygotuj się na zapierdol
2. Zaciśnij zęby
3. Zepnij pośladki
4. Codziennie wykonuj działanie, które rzeczywiście przybliży Cię do upragnionego celu
Zgoda?



11 kwietnia 2019


