Please enable JavaScript to view the comments powered by Disqus.
16 Sty
 KOMENTARZY
, , , , , ,
#Relacje

Autosabotaż czyli strach przed sukcesem

Wydawać by się mogło, że każdy facet, który rozpoczyna swoja przygodę z nauką uwodzenia kobiet i poświęca na nią dużo czasu, chce mieć wymierne sukcesy. 

 

Zatracać się w tańcu, smakować jej czerwone usta w nocy. Budzić się rano, przeciągać się w łóżku studiując jej nagą sylwetkę, gdy zaciąga się slimem przy otwartym balkonie. Uśmiechać się do kolistych, różowych śladów po kieliszkach z winem i przy okazji porządków znajdować pod łóżkiem elementy damskiej garderoby.

Kiedyś pisałem o tym, że każdy człowiek jest swoim najzacieklejszym krytykiem. W odniesieniu do uwodzenia kobiet, każdy z nas ma w sobie bezlitosnego sabotażystę.

Tańczycie na parkiecie, właśnie wszedł pocałunek. Na logicznym poziomie wiesz, że powinieneś wziąć ją teraz za dłoń i zaprowadzić na jakąś kanapę. Zamiast tego wchodzi sabotażysta, przez którego kontynuujesz komfortowy taniec na przemian z pocałunkami do momentu, kiedy sytuacja robi się dla kobiety nudna i odchodzi „znaleźć koleżanki”.

Załóżmy jednak, że wszystko poszło dobrze i w tym momencie bawisz się z tą dziewczyną już od kilku godzin. Pozytywnie reaguje na Twój dotyk, daje się całować i generalnie widać, że nie zostawi Cię, chyba że to Ty ją olejesz pierwszy. Na logicznym poziomie wiesz, że jest to moment, by zaproponować wspólne wyjście z klubu. Co robi sabotażysta? Nakazuje Ci wyjąć z kieszeni telefon, wziąć numer i się ulotnić. Później dzwonisz, piszesz – dziewczyna ma Cię w dupie, a Ty zachodzisz w głowę, co się stało. Przecież była Tobą tak zainteresowana. Masz rację, była – to czas przeszły.

Dlaczego tak się dzieje? Jak działa ten mechanizm?

Wewnętrznie boisz się sukcesu. Strach powstrzymuje Cię przed zejściem z nią z parkietu. Wmawiasz sobie, że spanikujesz i nie będziesz wiedział, co dalej robić, jak poprowadzić interakcję.

Poruszasz się w wyuczonych schematach, które są dla Ciebie bezpieczne.

Nie zaproponujesz jej wina u Ciebie na pierwszym spotkaniu. Logicznie myślisz „ona na to nie pójdzie”. A w środku po prostu czujesz się niekomfortowo z myślą, że jednak mogłoby wejść. Że ona chętnie przyjdzie do Ciebie i okaże się, że masz seks na tacy, ale Twoja słaba psychika nie pozwala Ci po niego sięgnąć.

Drżysz na myśl, że gdy będąc w klubie zaproponujesz jej pójście do Ciebie ona powie: „Okej, tylko wezmę kluczyk do szatni i pożegnam się z koleżankami”. No bo to byłaby dla Ciebie całkiem nowa sytuacja. Trzeba przecież z nią wyjść na zewnątrz i nagle nie ma muzyki, ludzi – jesteście tylko wy. I musisz znaleźć transport do domu, a w trakcie transportu podtrzymać rozmowę i zainteresowanie. W domu natomiast obowiązkowo masz zachowywać się jak gość z 50 Twarzy Geja, generalnie zgrywać macho i nie dać po sobie poznać zmieszania. A nie jesteś pewny, czy tak karkołomne zadanie jest na Twoje siły.

Pamiętam zabawną sytuację. Byłem z paroma kumplami w klubie. Jeden z nich podszedł do naprawdę ładnej blondynki. Wszystko kleiło im się świetnie – taniec, rozmowa, pocałunki. Jednak po kilku przetańczonych piosenkach mój znajomy zszedł z parkietu i mnie odnalazł.

– Stary, ale super mi weszło.

– Widziałem. Co tu robisz?

– Co?

– Przecież ci weszło. Dlaczego do mnie przyszedłeś, zamiast z nią być?

– Eee… w sumie nie wiem. Jakoś tak pomyślałem, że was znajdę i zobaczę, co robicie…

– Leć do niej w tej chwili.

– W sumie masz rację, debil jestem.

Każdy kiedyś zaczynał. Jednak najważniejsza różnica między tymi, którzy coś osiągnęli, a tymi, którzy wciąż nie potrafią relacji z nowo poznaną kobietą wnieść na wyższy poziom jest taka, że Ci pierwsi się nie oszukiwali.

Dokładnie wiedzieli, w którym momencie rozwoju się znajdują. Gdzie mają braki. W czym muszą się podciągnąć. Akceptowali możliwe porażki i często ryzykowali. Wchodzili w niekomfortowe sytuacje, w których nie czuli się pewnie, by wyrobić sobie odpowiednie punkty odniesienia i móc wyciągnąć wnioski. Dla nich moment, kiedy do głosu w głowie dochodził sabotażysta był jak dolanie oliwy do ognia – tym bardziej parli naprzód, by zmierzyć się z nieznanym. Lepiej poznać siebie.

Drudzy natomiast woleli bawić się w Grę. Bo przecież fajnie jest z kumplami wyskoczyć „na dupy”. Popodchodzić, coś porobić – podpiąć ego do ładowarki. Zagrać w ping ponga (zlewka, taniec, inna, rozmowa, katapulta, taniec, pocałunek, inna, numer – spleśniały). I wrócić do domu, zachowując w głowie obraz siebie, jako „fajnego, ogarniętego gościa”, który dużo “działa”.

Jednak prawda jest taka, że nie wygrywa ten, kto robi dużo. Wygrywa ten, kto robi konkretnie. Możesz całą noc podchodzić do wielu kobiet, a przyjdzie gość, który spędzi wieczór z jedną i tyle mu wystarczy, by osiągnąć cel, nad którym Ty się tak pocisz.

Dlatego odrzuć fałszywy obraz siebie. On nie jest Ci do niczego potrzebny. Olej małe sukcesy w postaci tańców, z których nic nie wynika i numerów telefonów, które i tak Ci pleśnieją. Zainteresuj się ciągnięciem każdej interakcji tak daleko, jak to tylko jest możliwe. Będziesz czuł niepewność, czasem stres.

Jeśli tak, to dobrze – oznacza to, że właśnie wkroczyłeś na nowe terytorium, które tylko czeka na Twoją eksplorację.

 

comments powered by Disqus

Nie przegap

# • # • # • #

Już wiem, gdzie jesteś

#Dziennik

30

(Nie)zwykły poniedziałek

Przetrzyj swoją szybę

O vincencie

Dzięki swej determinacji zmienił się z zakompleksionego introwertyka w konkretnego, pewnego siebie faceta. Autor niniejszego bloga, współpracownik CKM oraz trener rozwoju osobistego.