wspomnienia – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Jeśli tęsknisz do starych, dobrych czasów https://v1ncentify.prohost.pl/post/jesli-tesknisz-do-starych-dobrych-czasow https://v1ncentify.prohost.pl/post/jesli-tesknisz-do-starych-dobrych-czasow#respond Mon, 22 May 2017 16:57:31 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2862 Kto twierdzi, że nie łapie się czasem na tym, że tęskni do "starych, dobrych czasów", ten kłamca.

Artykuł Jeśli tęsknisz do starych, dobrych czasów pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Kto twierdzi, że nie łapie się czasem na tym, że tęskni do “starych, dobrych czasów”, ten kłamca. 

Ławeczka i rowery

Był czas, jeszcze zanim przeprowadziłem się do Warszawy, że przyjeżdżałem tu co dwa tygodnie na studia. Pomieszkiwałem wtedy u brata, zanim wyleciał na stałe na Filipiny. Czasem wpadałem do niego wcześniej, przed weekendem i zostawałem dłużej. Każdego roboczego dnia z rana siłą ściągał mnie z łóżka, mimo że nie musiałem nigdzie wstawać. Trochę się dąsałem, trochę byłem zły. W domu już przyjemnie pachniało kawą. Nie znałem się wtedy kompletnie, a definicją “dobrej kawy” była byle jaka, często zwietrzała mieszanka zalana wrzątkiem, której smak oceniało się po tym, jak mocno wykręcała poranną, zaspaną gębę. Moc z kolei – po tym, jak szybko goniła do kibla. Zalepiony snem wkładałem krótkie spodenki i przypadkową koszulkę. Łapałem w dłoń gorący kubek, jednak gdy chciałem pociągnąć z niego parujący łyk, dostawałem po łapach.

– Na ławeczce – strofował mnie brat.

– Przecież chcę tylko nadpić, by po drodze się nie rozlało, spokojnie.

Z kubkami schodziliśmy po schodach i wynurzaliśmy się z bloku na zalane słońcem osiedle. Witała nas mieszanka lekko szczypiącego, porannego zimna i palącego, padającego pod ostrym kątem słońca. Zmierzaliśmy w stronę Ławeczki. Ludzie mijający nas po drodze nigdy nie ukrywali zdziwienia, widząc dwóch zaspanych gości człapiących po podwórku z kubkami w dłoni. Ławeczek było kilka, ale nasza była jedyna, nazywała się “34”. Obok rosło wysokie drzewo, na które ktoś przybił metalowy numer. Z oddali widzieliśmy, że Michał już jest – w dłoni oczywiście termos i parująca kawa. Zbijaliśmy piątkę, siadaliśmy. Po chwili z oddali wyłaniał się Donek z kubkiem. Czasem dołączał Mpi, rzadziej Bercik. Wszyscy spotykaliśmy się regularnie pod “34”, by wspólnie wypić kawę przed pracą. To był rytuał. Nie jestem pewien, kto go zapoczątkował, ale wydaje mi się, że był to mój brat. Czasem oczywiście kogoś nie było, czasem ktoś zaspał. Zawsze jednak jedna lub dwie osoby z ekipy odbębniały Ławeczkę w okolicach 7:30-8:00. Magiczne 20 minut, zanim każdy wypije swoją kawę służyło do porannych żartów, rozmów o życiu i wypalaniu fajek. Gdy kubki robiły się puste, zbijaliśmy piątkę i każdy rozchodził się do swojej pracy. Ja wracałem na mieszkanie, odpalałem laptop i ożywiony kofeiną zaczynałem produkować dla Was wpis.

Wieczorami z kolei był czas na rowery. Ponieważ w Warszawie nie miałem swojego, korzystałem z miejskich. Wsiadaliśmy całą paczką i rozpoczynaliśmy wieczorny lub nocny objazd po Mokotowie i Ursynowie. Pruliśmy przez zalane pomarańczem latarni, puste ulice. Przecinaliśmy ciche, zielone osiedla oprószone żywopłotami, zielonymi placami zabaw, poprzetykane kwitnącymi drzewami. Mijaliśmy grupki młodych osób, spijających dyskretnie piwo na osiedlowych ławeczkach. Raz pojechaliśmy na zamkniętą jeszcze autostradę przy Okęciu, położyliśmy się na asfalcie i podziwialiśmy napuchnięte brzuchy lądujących i startujących nad nami samolotów.

Minęło kilka lat i zarówno Ławeczkę 34, jak i nocne rowery wspominałem z lekką nostalgią, jako “stare, dobre czasy”. Coś, czego już nie ma i do czego nie da się wrócić. Ławeczka rzeczywiście, nie ma szans na powtórkę – brat na Filipinach to raz, pourywane kontakty dwa, każdy mieszka teraz w innej części Warszawy, to trzy.

Nowe, dobre czasy

Ostatnio wieczory zrobiły się ciepłe, wzięło mnie na wspomnienia i odezwałem się do Mpiego. Tak po prostu, jak gdyby wcale nie minęło kilka długich lat, stawiliśmy się na nocne zwiedzanie Warszawy. W momencie, kiedy rozpoczęliśmy jazdę, poczułem ciepły wiatr na twarzy i ciężkie do zdefiniowania uczucie wolności. Jednocześnie, ogarnęło mnie wrażenie, że nic tak naprawdę się nie zmieniło.

Jest wiosenno-letnia noc, ciśniemy z Mpim na rowerach przez puste, klimatyczne uliczki. Zupełnie tak, jakbyśmy wtedy wcisnęli Pauzę, a teraz nagle wdusili Play. Prujemy przez pagórki napuszone soczyście zieloną trawą, z której w górę strzelają złote mlecze. Jeździmy w kółko po boiskach, a następnie wyskakujemy na pustą ulicę. Mijamy wielkie, powciskane w parki pomniki. Zjeżdżamy na wariata stromą drogą, za jedyne oświetlenie mając tylko lampy rowerów i srebrny blask Księżyca.

Przypomniałem sobie główną zaletę tego, że na podwórku jest ciepło – mikroprzygody. Nie potrzebujesz orgii na Filipinach, ani wypadów do innych miast na imprezę, by zajebiście spędzić czas. Wystarczą koc i łąka, rower i noc, przyjaciel i spacer.

Iluzja

Tak sobie myślę, że stare, dobre czasy to w większości przypadków bzdura. Fajne wspomnienia warto sobie przewijać, ale zamiast rozczulać się nad tym, że już ich nie ma, lepiej zabrać się do produkcji nowych. Starzejesz się nie wtedy, gdy w lustrze znienacka napadają Cię zmarszczki albo nagle budzisz się cały w sztruksie, ale kiedy w kółko wspominasz sytuacje z przeszłości. Żeby była jasność, powspominać jest fajnie – ale kiedy robisz to non stop, plus łapiesz się na mieleniu po raz nty tej samej historii, jest to jasny sygnał mówiący, że nowy odcinek Barw Szczęścia jest bardziej emocjonujący, niż Twoje życie w tej chwili.

Jest wiosna. Wyjdź z domu i zrób coś fajnego. Nawet głupie rowery ze znajomymi, niepozorne spotkania z czasem nabierają wartości, by ostatecznie po latach zająć szczególne miejsce w albumie wspomnień.

Nie przestawaj ich tworzyć.

Artykuł Jeśli tęsknisz do starych, dobrych czasów pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jesli-tesknisz-do-starych-dobrych-czasow/feed 0
Podróż nie kończy się nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy#respond Tue, 10 Jan 2017 20:00:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2205 Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

 

Chciałoby się napisać, że to przypadłość ludzi głupich, mało świadomych, generalnie tych gorszego sortu. Chciałoby się, ale byłoby to kłamstwem. Bo stagnacja dopada i zwodzi nawet tych “oświeconych”, co pozjadali wszystkie rozumy. Rozpisujących wielkie prawdy i prowadzących przed sobą całe tłumy wiernych wyznawców.

 

Ludzie chcą, żeby zostawić ich w spokoju

 

Szukasz wytchnienia, którego nie ma. Spokoju, co Cię wykończy i odpowiedniego zakończenia. Prawda jednak jest taka, że póki żyjesz zamknąć możesz rozdział, nie książkę. Podróż nie kończy się nigdy, jeśli kochasz życie i szanujesz siebie. Natomiast jeśli w pewnym momencie postanowisz przestać się starać, osiąść na laurach to wiedz, że nie kończysz historii, a jedynie sprzedajesz prawa do jej kontynuacji beznadziejnej wytwórni, która rozrobi Cię na drobne odcinając kupony od tego, co było.

Jeśli Twoja osobista podróż jest dla Ciebie brzemieniem, codzienność męczarnią, a przyszłość szarą, pustą skorupą i jedyne, czego chcesz to uwolnić się od odpowiedzialności, odizolować i zaznać “świętego spokoju” to wiedz, że problem nie tkwi w okrutnym losie, ale w Tobie. To Twoje wybory, priorytety i Twój wyrzut sumienia. Owszem, możesz tak żyć, tylko jaka z takiego życia radość? Niektóre osoby wegetują aż do upragnionej emerytury, końca pracy, jakiej nienawidzili przez całe dekady. I wiesz, co się wtedy dzieje w pierwszej kolejności? Umierają.

Bo człowiek potrzebuje celu. Potrzebuje priorytetów, marzeń i kolejnego kolorowego snu, którym wprowadza pastelowe barwy w rzeczywistość – a ta bywa szara tylko wtedy, gdy przestajesz chcieć. Potrzebujemy podróży, jej poszczególnych etapów, ale najbardziej potrzebujemy właśnie pragnąć. Więcej, lepiej, szczęśliwiej. Spakować plecak i sprawdzić, co znajduje się po drugiej stronie tęczy. Ludzie mogą mówić że nic, i że w sumie całkiem Ci odbiło – co tylko powinno przyspieszyć tempo pakowania i sprawić, że szybciej trzaśniesz drzwiami.

Osiągane cele to tylko przystanki na drodze, zielone i pachnące polany skąpane w słońcu. Nie zapuszczaj w nie korzeni, tylko wyciągaj mapę i wskazuj następny punkt. Bo pójść możesz wszędzie, życie jest jedno, a w tej zabawie chodzi o to, by w nią grać. To nie film, w którym pojawiają się napisy końcowe i nie spektakl z ciężko opadającą kurtyną. Niektórzy ludzie rzeczywiście tak myślą i w istocie właśnie wtedy się kończą. Bo kontynuacje w ich imieniu napiszą tak przebojowi ghost writerzy jak Lenistwo, Życie Przeszłością, czy Zrobię to Jutro.

Kolejne wyzwania sprawiają, że jesteśmy obecni, wybudzeni i mamy dużo energii. To świeżość, wieczna młodość i siła nie do powstrzymania. Determinacja, która zaraża i wybudza ze śpiączki innych ludzi.

Gdziekolwiek idziesz, nie przestawaj. Dokądkolwiek nie dojdziesz, szukaj dalej. Czegokolwiek nie szukasz – kochaj proces.

 

Gdy bawiłem się w chowanego nie chodziło o moment, w którym znalazłem w krzakach Asię zwiniętą w kłębek, tylko o szukanie samo w sobie.

Gdy uwodzę, niepewność, pierwsze kroki i flirt są równie ekscytujące co zsuwanie czerwonych stringów i stygnąca na ciałach ślina.

Wydając książkę cieszyłem się jej ostatecznym sukcesem, ale to jedynie wiśnia na torcie dyscypliny, przekraczania własnych granic, wiary we własne możliwości i długich godzin hartowania silnej woli.

To podróż jest kluczem do tego, by wzrastać. Podróż wymaga, uczy i nie pozwala odpuścić.

To nie jest tak, że pamiętam o tym zawsze. W tym tkwi problem. To gra, w której podświadomość próbuje dogonić świadomość, by zakomunikować jej: rusz się wreszcie, bo grzęźniemy. Lepiej obudzić się późno, niż wcale, a ostatecznie nie liczy się ile razy mieliśmy przestoje, tylko czy w ogólnym rozrachunku idziemy do przodu i szukamy nowych wyzwań.

A co z wiekiem?

 

Bardzo często przy okazji tego typu dyskusji ludzie wytaczają słuszny argument – nie wszystko przecież kontrolujemy. Dla przykładu wiek jest sporym ograniczeniem i mimo dobrych chęci skutecznie ogranicza nasze pole do popisu. Z czasem nie będziemy w stanie wykonywać pewnych czynności i w końcu zostaniemy na stagnację skazani. Brzmi rozsądnie, ale… czy do końca?

Natura określa wiek, ale ty określasz swój stan umysłu” – powiedział Deshun Wang, po czym w wieku prawie 80 lat przeszedł po wybiegu China Fashion Week.

maxresdefault

http://www.mundotkm.com/

W wieku 24 lat zaczął grać w teatrze. Po skończeniu czterdziestki został nauczycielem języka angielskiego. Tuż przed pięćdziesiątką stworzył grupę zajmującą się pantomimą, a gdy stuknęło mu pół wieku po raz pierwszy poszedł na siłownię. Siedem lat później opracował performance “Żywa rzeźba”, a w wieku 70 lat znów zabrał się za siłkę… ale tym razem tak na poważnie. Dzięki determinacji, dziesięć lat później przeszedł po wybiegu jako model. Każdego dnia czyta i się uczy, pływa oraz ćwiczy na pobliskiej siłowni.

I wiecie co? Wang wciąż ma wiele do zrobienia i nie zamierza przechodzić na emeryturę. To dlatego, że rozumie tytuł tego wpisu lepiej, niż ktokolwiek inny. To poczucie celu  i nowe wyzwania pchają nas do przodu, nie pozwalając zdziadzieć i zerdzewieć. Możesz zostać mentalnym starcem w wieku 20 lat lub mając cztery razy więcej zawstydzać kolejne młode pokolenie swoją pasją, wigorem i determinacją w urzeczywistnianiu kolejnych marzeń.

Podróż nie kończy się nigdy, a wartość jaką ze sobą niesie jest nieoceniona – ale tylko wtedy, kiedy zechcesz świadomie w niej uczestniczyć. W przeciwnym wypadku poturbuje Cię i zamieni w zabetonowaną w stagnacji, wypraną z nadziei kukłę.

Wybór jest oczywisty.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy/feed 0
Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach#respond Thu, 01 Dec 2016 06:37:08 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2089 Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

 

Jestem oderwany od rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby ktoś złapał mnie za głowę, wyciągnął z korzeniami, poszatkował, posypał chilli i wystrzelił w kosmos. Tydzień na Filipinach przelewa się w mojej głowie, wymieszane noce, imprezy, dziewczyny, alkohol. W kilka dni doświadczyłem więcej, niż przez ostatni rok.

 

Sunrises be like… #pool #sunrise #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Jest zupełnie tak, jak w moim wpisie “Spotkamy się gdzieś na końcu świata”. Przeżywam przygodę życia, którą sobie wyśniłem. Codziennie obecny, wyciskający każdy wieczór jak sok ze słodkiego mango. Tegoroczny wyjazd bije poprzedni na głowę. Wszystkiego jest więcej. Ludzi, miejsc, kobiet (figur geometrycznych), smaków, niezapomnianych momentów. Aż ciężko mi zrozumieć, że to dopiero 1/3 całego wyjazdu. Dzieją się tu rzeczy, w które ciężko uwierzyć, a co dopiero je opisać? Brakuje mi słów, a ludziom, którzy nigdy nie mieli okazji odwiedzić Azji – punktów odniesienia. Tym razem postanowiłem zrezygnować z dokładnych raportów opisujących moje perypetie. Po pierwsze są zbyt hardcore’owe nawet jak na ten blog (Californication przy tym to dobranocka), po drugie szkoda mi na to czasu. O ostatnich siedmiu dniach mógłbym napisać książkę, zmieszczenie tego w jednym wpisie byłoby niesprawiedliwe. Postanowiłem zachować te przeżycia w swoim serduszku. Nie obrazicie się, prawda?

Domóweczka #villa #poolparty #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Powoli wprowadzam w codzienność jakiś porządek. Ostatnie 7 dni spałem po 2-3 godziny na dobę, piłem za dużo alkoholu i robiłem nieskończone cardio w sypialni. Teraz Krzysiek i Lips, dwa imprezowe zwierzaki, opuścili Manilę, więc będzie nieco spokojniej. To oni prowokowali szalone momenty, byli jak tykająca bomba. Wszystkie dopuszczalne normy arogancji zostały przekroczone wielokrotnie, a zakazy wyśmiane. Dlatego też wczorajszy dzień powitałem z ulgą. Cieszyłem się, że nie wychodzę do klubu i nie muszę spotykać się z żadną dziewczyną. Teraz planuję powrót na siłownię po złamaniu nadgarstka. Będę sprawdzał, które ćwiczenia mogę z nim wykonywać, bo pomimo długiej rekonwalescencji, wciąż mi pobolewa. 

 

Chill. #manila #philippines #trip #coast

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Czuję obezwładniające, pozytywne zmęczenie i uśmiecham się do wszystkich niezapomnianych momentów z minionego tygodnia.

 

Do szalonej imprezy w willi z basenem, gdzie w pewnym momencie ktoś odkręcił gaz i poszedł szukać zapalniczki, podczas gdy całe pomieszczenie wypełniało się łatwopalną substancją. Wkrótce idiota z ogniem wrócił, a stojący nieopodal chłopak złapał nieświadomą dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz zanim powstała iskra. Sekundę później gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy (nie pytajcie proszę, co robiła tam panda). Nie wiem jak to możliwe, ale nikt nie odniósł poważnych obrażeń.

 

Do koncertu Armina, na który wprosiliśmy się omijając 3 godzinną kolejkę, listę gości oraz bramkarzy – tylko dlatego, że jesteśmy biali.

 

Do nieprzespanych nocy, pływania w basenie o 5 rano, drinków przed śniadaniem i rozmów na tarasie 54 piętra Gramercy.

 

Do wszystkich biforów, wspólnych wyjść i rozmów z niesamowicie zgraną ekipą. Nie do wiary, że potrafiliśmy spotkać się na drugim końcu świata po dwóch latach przerwy. Gdy tylko się zobaczyliśmy, to było tak, jakbyśmy nigdy nie opuścili Manili i przeżywali bezpośredni sequel poprzedniego wyjazdu.

 

Do sytuacji, których opisać tutaj nie mogę, ale które na zawsze będą wywoływać niespokojne łaskotanie w żołądku.

 

Przy okazji… to bardzo dziwne uczucie, słyszeć kolędy w każdym lokalu, oglądać udekorowane choinki – jednocześnie ocierając pot z czoła i znosząc 27 stopniowy upał.

 

 

Dobra, czas odpowiedzieć na pytanie, które ciągle powtarza się w mailach i prywatnych wiadomościach na fanpage:

 

Ile kosztuje miesiąc na Filipinach?

 

home, sweet home #gramercy #manila #makati #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Przelot 2,5-3 tysiące złotych

Polecam wybierać linie Emirates lub Quatar Airways. Po pierwsze dlatego, że oferują najwyższy standard, posiłki na pokładzie oraz nieograniczone przekąski i drinki. Po drugie, przelot tymi liniami z międzylądowaniem w Dubaju lub Abu Dhabi trwa nie więcej, niż 21-25 godzin. Czasem możesz dorwać tańszy bilet innych linii za powiedzmy 2k, ale wtedy lecisz 30-40, a czasem nawet 50 godzin i masz 3 przesiadki. Jeśli lubisz hardcore możesz się skusić, ale te oszczędzone 500 zł nie jest warte zachodu – 20-25 godzin lotu z jednym międzylądowaniem to i tak tortury.

 

Mieszkanie 1,5-2 tysiące złotych.

Mowa o zadbanym, klimatyzowanym pokoju w samym sercu Manili. Za 300-500 złotych więcej wynajmiesz apartament w Gramercy (szukamy na airbnb) – najwyższym i najbardziej prestiżowym wieżowcu w stolicy. To właśnie tutaj mieszkam. W budynku masz siłownię, saunę, basen, galerię handlową, pralnię – jest samowystarczalny. Niestety klub na 71 piętrze jest zamknięty, a szkoda. Oprócz pięknej panoramy miasta nocą, oferował świetną logistykę. Chciałeś do klubu, wsiadałeś w windę i już.

 

 

Jedzenie, imprezy 1 tysiąc złotych na tydzień

Za 1000 PLN masz codzienny clubbing, alkohol, najlepsze restauracje i wożenie się taksówkami po całym mieście. Jeśli dużo nie imprezujesz i nie masz tak szalonej ekipy, spokojnie przeżyjesz za połowę tej kwoty.

 

 

Lokalna karta SIM z nieograniczonym transferem 100 złotych

Osobiście używam Globe. Niestety, internet jest bardzo wolny, nawet jeśli podpinasz się pod wifi.

 

 

Bilet lotniczy na Boracay 200 złotych, nocleg 50-70zł za noc

Wyspa, którą musisz odwiedzić wybierając się na Filipiny. Warto obserwować mój Instagram oraz snapchata (v1ncent.pl), bo już jutro tam lecę. Wstukajcie sobie “Boracay” na Google, a zrozumiecie, dlaczego jest to must-see. Biały piasek o konsystencji mąki, krystalicznie czysta woda, niesamowite imprezy, tłuste nietoperze i zapierające dech w piersiach widoki.

 

 

Rooftop party #rooftop #beers #trip #philippines #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Co jest tanie?

Lokalne jedzenie na bazarkach (około 10zł za pełny obiad), niektóre knajpy. Papierosy i alkohol, o ile kupujesz je w sklepach. Taksówki są prawie za darmo – 15 minutowy kurs kosztuje 10-15 złotych (trzeba cisnąć kierowcę, by włączał taksometr i pilnować trasy na gps). Bardzo dobrze funkcjonuje tu Uber i posiada opcję rozliczania się w gotówce, co mnie pozytywnie zaskoczyło. 

Co jest drogie?

Picie w klubach (około 50 złotych za drinka), niektóre restauracje, owoce oraz warzywa (małe pudełko truskawek lub czereśni 50 PLN). Ceny produktów spożywczych w sklepach zbliżone do tych u nas.


Gdzie mnie śledzić?

Instagram: v1ncent.pl

Snapchat: v1ncent.pl

 


Co z książkami?

 

Dostałem wiele zapytań na temat dostępności Płonąc w atmosferze. Mój wyjazd na Filipiny nie wpływa w żaden sposób na proces i płynność wysyłek. Książkę cały czas zamawiać można bezpośrednio na moim blogu.

 

Na dziś to tyle. Do następnego. Ulepcie za mnie bałwana, okej?

 

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach/feed 0
Spotkajmy się głębiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej#respond Mon, 05 Sep 2016 19:21:50 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1816 Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Dla przykładu, zaczynasz chodzić na siłownię – z pozoru prosta czynność. Wchodzisz, machasz, zarzucasz białko, wychodzisz. Tak? Nie. Prawda jest taka, że idziesz tam kilka razy i nagle okazuje się, że bez konkretnego planu nic nie zrobisz. Załatwiasz więc sobie plan, ale pojawia się następny problem, bo każdy koks na siłowni kręci z zażenowania głową widząc, jak kaleczysz po kolei każde ćwiczenie. Zaczynasz więc oglądać filmy instruktażowe, wgryzasz się głębiej. Czytasz o jedzeniu, o kaloriach, o proporcjach. Więc sobie gotujesz, więc wrzucasz tego kurczaka dwa-trzy razy dziennie, więc rośniesz (przy okazji poszerzasz świadomość na temat zdrowej żywności i tego, jak jest ważna). Pewnego dnia jednak budzisz się i boli Cię wszystko, nie masz ochoty na nic, a już z pewnością nie na siłownię. Śnieg po drodze, piździ, ugotować trzeba, niech to jasny chuj. Zaczynasz rozumieć, że to nie przelewki. Zaczynasz szanować wszystkich ludzi, którzy są w tym systematyczni (nie mylić z kłuciem dupy) i niejako zazdrościć im wyrobionego nawyku, zacięcia. Może mimo wszytko zmuszasz się do marszu przez zaspy, rozciągania obolałych mięśni i dokładania kolejnych ciężarów. Może odpuszczasz i wracasz za miesiąc, rok lub wcale – ale już nigdy nie będziesz robił sobie żartów z wysportowanych ludzi. Bo wiesz, ile poświęceń wymaga bycie wysportowanym.

Zaczynasz kręcić vlogi. Nic prostszego, kamera jest, czas jest, ochota jest. Tak? Srak. Stajesz przed kamerą i czujesz, że zamiast obiektywu mierzy w Ciebie lufa czołgu T-55. Nagrywasz, ale wychodzi gniot. Powtarzasz, ale wstydzisz się tego, co wyszło. Mówisz, ale to tak, jakbyś bez przekonania mówił, spięty się czujesz, pocisz się, nie wychodzi. Myśli jakieś w głowie są, ale bałagan w nich jak w Twoim mieszkaniu po weekendzie imprezowania. Więc się uczysz, oglądasz bez końca te wypociny. Krzywisz się zupełnie tak, jakbyś oglądał swoje miny podczas masturbacji i starasz się nie wstydzić tych wszystkich dziwnych ruchów, mimiki dziwnej, włosów źle ułożonych i w ogóle zerowego składu wypowiedzi.

Odpalasz filmy lepszych od siebie, zaczynasz zwracać uwagę na małe, maleńkie detale, których wcześniej nie widziałeś. Znów wychodzisz, znów nagrywasz. Jest lepiej i lepiej. Zupełnie tak, jakby w mózgu otwierały Ci się nowe szufladki, na płycie wypalały nowe ścieżki, połączenia. Chwytasz, po kilku tygodniach czujesz się już przed kamerą swobodnie. I wtedy jesteś tak głęboko, że przychodzą inne problemy. Dla przykładu mówisz na bardzo dobrej energii i płyniesz, ale płynąc nie zaplanujesz punchline’ów, mocnych uderzeń, point. W sensie, czasem wychodzą same, szczególnie jak się dobrze rozgadasz i przemyślisz temat, ale lepiej to działa, jeśli masz wcześniej przygotowany plan. Ale mając przygotowany plan nie jesteś w pełni naturalny i teraz rozdarcie. Jak bardzo planować? Troszkę tylko, czy dokładnie do każdego zdania, przecinka i pauzy? Jak jest lepiej? Sam nie wiesz, więc próbujesz, nagrywasz dalej, sprawdzasz, testujesz, mielisz, montujesz, oglądasz, oni oglądają, oceniasz, jesteś oceniany. Bierzesz feedback, bo już się nie fochasz na negatywne komentarze jak dzieciak, wiesz że jest to coś, czego musisz się nauczyć i popełniać przy tym błąd za błędem.

Albo pisanie. Na bloga najczęściej z potrzeby piszę, często też muszę nieco na siłę przysiąść, ale blog to pikuś w porównaniu do pisania książki. Bo pisać umiem, prawda? To siadam, patrzę na kursor i przerażenie we mnie wstępuje. Bo jak tu plan ułożyć, jaką myśl przewodnią dać, jak powiązać to wszystko? Jak sprawić, by dobrze się czytało i nie nużyło, a jednocześnie żeby zawrzeć tam wszystko, co zawarte być musi? Jakiej narracji użyć, jaki styl? Czy ten fragment pasuje do tamtego? No ciężko jest, ale się pisze. Tylko rzadko się pisze, bo ciężko usiąść. A jak już się usiądzie, to słowa jakoś się nie lepią, więc się wstaje lub wyłącza edytor tekstu. Tylko, że myśli się sobie – tak książki nie napiszę przecież. Więc trzeba się zmuszać, to praca musi być, codziennie, od rana, minimum pięć godzin pisał będę. Więc siadam rano i pięć godzin w kursor patrzę, muzyki słucham, myślę, piszę, skreślam, no skreślaj się kurwa mać, laptop wolny, do wymiany, wysypał się program już przekleństw brakuje. Więc od nowa odpalić. I patrzeć się w ekran? Nie, inaczej trzeba, poczuć, bo pisanie samo nie starczy. Czyta się więc poprzednie strony, żeby klimat poczuć, puszcza się piosenkę odpowiednią i po 30-50 minutach męczarni palce niejako się rozsupłują i się pisze. I płynnie to leci, nie musi się, tak jak przed godziną, na każdy przecinek patrzeć, słów ważyć, bo same się ważą. I się pisze pięknie i niesie wena i okazuje się, że ta wena nie jest niezależna od woli, że przymusić ją można, by się pojawiła. Więc młody pisarz uczy się tę wenę mieć codziennie i robi sobie z wchodzenia w wenę nawyk.

Na tym poziomie wtajemniczenia już tak dziwne konstrukcje, sposoby, myśli, sposób patrzenia na pisanie, że nie da się z niepiszącą osobą o tych niuansach nawet dyskutować. Dla przykładu pisząc w określonym stylu muszę dietę czytelniczą sobie robić. Czyli nie mogę czytać w tym czasie pisarzy ze stylem dalece od mego odbiegającym, bo w moim pisaniu styl ten zacznie znajdować odbicie. Jest też bardzo pozytywny aspekt tego zjawiska – dzięki temu mogę swój styl wyostrzyć, karmiąc wenę książkami o stylu lepszym od mego. I czasem jeden rozdział dobrego pisadła przed własnym pisaniem połknąć i nagle piszę dosadniej, ostrzej, błyskotliwiej.

A relacje damsko-męskie? To już jest w ogóle kosmos. Wychodzisz na miasto, dziewczyna fajna. Ale strach jest, więc się nie podejdzie. I co ludzie powiedzą. Ale wiosna jest, lasek mnóstwo i chce się, czuje się pociąg taki wewnętrzny, w lędźwiach łaskocze. Więc idzie się za laską, ale co się do niej powie? Już się prawie zagaduje, ale się nie zagaduje, bo idź sobie albo czy się znamy i co wtedy? I więcej się myśli. A im więcej się myśli, tym trudniej zaczepić, bo za dużo śmieci w mózgu. Uczy się więc małe kroki robić, komplement powiedzieć, uśmiecha się, motylków w brzuchu setki, nawyk z podchodzenia się robi i się podchodzi, mimo że nie wychodzi. Bo się rozumie, że jak umiejętności się nie ma, to rezultatem jest sam fakt podejścia, odezwania się. Jak można rezultatów oczekiwać w postaci numeru, randki, seksu, jeśli nigdy się dziewcząt w życiu nie miało? Przecież to głupota i jeśli kto głupi, to przestanie podchodzić, bo się sfrustruje. A jak się nie sfrustruje i zrozumie, to zacznie się uczyć psychiki kobiet i swojej przede wszystkim. Jak znosić odrzucenie, jak się nie rozkleić, nie poddać. Podnieść się po raz dziesiąty, jedenasty i piętnasty, jeśli taka potrzeba. Gdy tylko ona w myślach, ale ona nie chce i już koniec i już nie chcę, ale trzeba, więc wychodzę i zapominam i kolejnej szukam. I się uczy się dalej. Jak rozmawiać, jak w rozmowie wyluzować, jak samopoczucie na samopoczucie rozmówcy wpływa. W jaki sposób numer zaproponować, co napisać, jak randka, co na randce, jak pocałować, kiedy, czy można, no można chyba, ale czy z pewnością? Więc podąża się za dobrym myśleniem, że kobiety lubią, że jakby nie chciała, to by nie przyszła, że po męsku tak. Więc się próbuje i się całuje i dobrze się całuje i jak ja mogłem tyle lat się nie całować. I dobrze się warunkuje myślenie o tej seksualności i warto to robić. I czasem się przegina i dlaczego te dziewczyny nie chcą?

A może elastycznym trzeba być? Może zamiast tak dotykania połączenie głębsze trzeba zbudować, dobry balans między wszystkim. I żarty i droczenie i seksualność i romantyczność i poważne tematy i całość po prostu. A nie kawałek tylko. I uczy się tego balansu całe życie i lepiej rozmawiać, dotykać, całować. Z własnymi emocjami sobie radzić, empatię większą wyrobić i wyczucie towarzyskie. I czasem boli w środku, bo stawia się czoła własnym lękom, kompleksom, słabości swojej całej. I buduje się odwagę, by odrzucić jak nie jest i widzieć, jak jest w rzeczywistości. Bo prawda może boleć ale pokaże obszary pracy. Więc rozwija się będąc świadomym i bardzo szybko, jeśli się wyciąga wnioski. I zauważa się, że same umiejętności towarzyskie, to nie wszystko. I trzeba holistyczne nad sobą pracować. I relacje i sport i pieniądze i wygląd, prezencja. Jest się całością, a nie kawałkiem, wycinkiem. Więc rozwija się na wszystkich płaszczyznach, lepiej rozumiejąc świat dookoła. Ma się więcej kobiet, lepszym się jest w łóżku, nadrabia się te wszystkie lata. Tworzy udane relacje nie tylko z kobietami, ale kolegami, rodzicami, pracownikami, szefami. Rozumie się to wszystko, widzi się te koła zębate mechanizmów wzajemnie się nakręcających. Samemu się je nakręca wedle woli.

I wchodzi się w dłuższą, głębszą relację i znowu się nic nie wie. Bo trzeba nauczyć się rozmawiać z kobietą, nie powierzchownie, ale otwierając się, będąc szczerym, czy potrafi się być szczerym? Bo najmniejsza nieszczerość buduje piramidę nieszczerości, która prowadzi do problemów i wybuchu – a odłamki ranią głęboko wszystkich w polu rażenia. Zbiera się te ochłapy, ociera krew, buduje się coś razem i lepiej jest, ale pęknięcia na zawsze tam pozostaną. Wybaczyć je można, ale one są tam, jak na pokancerowanym, poklejonym wazonie. I kolejne dochodzą i tłucze się wazon i tłucze i się skleja i już nie ma jak posklejać, za małe kawałki. I jakichś kompromisów się uczy i trzeba pamiętać, co się obiecało i energię wkładać, poświęcać się czasem.

I jest też ciemna strona, bo się ma wiele kobiet, kilka się bardzo dobrze poznaje i się widzi ich prawdziwą naturę. I nie porcelana i nie takie słabe, tylko przebiegłe. I też seksu chcą, potrafią być chłodne, wyrachowane, okrutne. I wpierw wkurwienie, później nienawiść. Później akceptacja, no okej, skoro one takie, to i ja taki będę. Ale to wypala i niszczy i poznaje się więcej i pościel zmienia częściej. W końcu trafia się na taką jedną, która wiarę w całe plemię przywraca. Znów emocje, radość, głębia i cykl się powtarza. A mózg się uczy, wyciąga wnioski, łączy poprzednie sytuacje, nadbudowuje na doświadczeniu strzeliste wieże przekonań, filtrów, wspomnień, wspaniałych chwil. I po jakimś czasie tej podróży stwierdza się, że kobiety chciało się poznawać, ale najbardziej to poznało się samego siebie.

I się lubi siebie. I zaczyna się własne potrzeby rozumieć, drogę własną. To, że sami jesteśmy, idziemy, padamy i umieramy. Sami też się podnosimy, nikt nie pomoże i zapierdalamy i gonimy szczęście, ale szczęścia nie da się dogonić, bo ma się je w sobie. Więc stara się je w sobie odkrywać, a nie w nowych butach, projekcie nowym, słowach ciepłych. I okazuje się, że podróż jest fajna dla podróży, a nie dla jej celu. Bo celem ostatecznie jest śmierć i wszystkie te umiejętności, te pisanie, kręcenie vlogów, kobiety i ich psychika, siłownia, kalorie, tyle a tyle białka, a pszenica gówniana, niezdrowa, pszenicy to najbardziej nie jeść – na nic wszystko, ostatecznie. Bo umrzesz, a wcześniej się zestarzejesz i już nie będziesz w stanie lub ochoty nie będzie nagrywać, bzykać, pisać, ćwiczyć. Więc okazuje się, że ta jedna chwila, że teraz tylko się liczy, jak blisko jesteś z tymi, których kochasz, tymi, co ich bardzo lubisz. Więc otaczasz się tylko najbliższymi, najcieplejszymi osobami i im najważniejszy swój zasób, czyli czas, poświęcasz. Z nimi chcesz się cieszyć, ich chcesz pocieszać, najważniejsi są. Ta mała plamka na linii historii. Ja i ty i jeszcze kilkoro z nich. Nic więcej, bo im dalej tym bardziej się rozmywa – co ktoś powiedział, kto Cię lubił, kto szanował, a kto pluł na Twój widok. Pragniesz więcej czasu, ale nie ma więcej, więc dzielisz go jak tylko możesz i coraz bardziej się starasz być z kimś, a nie sam, bo wszyscy zmierzamy ku zagładzie. Więc mocniej trzeba się kochać, goręcej przytulać, ze łzami w oczach żegnać i każdym momentem ekscytować.

Bo jesteśmy tylko momentem, który przemija.

Ale potrafi przemijać pięknie, jeśli się o to postara.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej/feed 0
Przepis na zauroczenie https://v1ncentify.prohost.pl/post/przepis_na_zauroczenie https://v1ncentify.prohost.pl/post/przepis_na_zauroczenie#respond Wed, 15 Jul 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=178 W dzisiejszym odcinku odzieramy zauroczenie z przypadku. Kalkulujemy na chłodno tylko po to, by móc częściej i gęściej przeżywać chwile z ważnymi dla nas kobietami. Zostajemy nie tylko aktorem, ale także scenarzystą i reżyserem.

Artykuł Przepis na zauroczenie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W dzisiejszym odcinku odzieramy zauroczenie z przypadku. Kalkulujemy na chłodno tylko po to, by móc częściej i gęściej przeżywać chwile z ważnymi dla nas kobietami. Zostajemy nie tylko aktorem, ale także scenarzystą i reżyserem.

Jakie to było słodkie i urocze. Zobaczyło się dziewczynę, jej długie lśniące włosy. Spojrzało się w oczy i czas zwalniał. Nie można było złapać tchu. Jeśli dodatkowo nasz anioł odwzajemnił spojrzenie i posłał uśmiech, nogi zamieniały się w gumowe żelki. I choć chwila trwała bardzo krótko, bo niewiasta zaraz znikała za zakrętem lub wysiadała z autobusu – o sytuacji myślało się godzinami. Co jakiś czas jechało się tą samą linią, z nadzieją na ponowne „spotkanie”. Szukało się oszałamiających emocji, które towarzyszyły kontaktowi wzrokowemu. Oczywiście nie miało się jaj, by do takiej dziewczyny po prostu zagadać. Tęskniło się do niej, dopowiadało sobie, jaka jest w rzeczywistości. Bo skoro tak śliczna, to zapewne też miła. Jeśli tak intensywnie patrzy, to ciepła i emocjonalna. Uśmiecha się tak fascynująco, że z pewnością przed snem szepcze do ucha i uwielbia się przytulać.

Później zaczęło się prawdziwe uganianie za spódniczkami. Przełamywanie strachu i poznawanie wielu dziewczyn. Łapało się każdą szansę, by nadrobić te wszystkie stracone w przeszłości. Randki, spacery, pocałunki i seks. Wszystko było nowe, fascynujące i ważne. Jednak wraz z upływem czasu i zdobywanym doświadczeniem, te rzeczy przestały być wyjątkowe. Stały się wtórne i zaczęły powszednieć.

W przypadku faceta, który miał w życiu wiele kobiet, prawdziwe zauroczenie zdarza się bardzo rzadko. Może raz na rok? Jednego razu z przyjacielem siedzieliśmy na ławce. Był koszmarnie duszny wieczór, a my piliśmy zimne piwo i rozmawialiśmy o życiu. W pewnym momencie zeszliśmy na temat kobiet.

– Ale mi brakuje takiego totalnego zauroczenia się laską – żalił się Michał. – Nie zwykłego rżnięcia… Tęsknię do relacji, które dawały emocje, gdzie dziewczyna była wyjątkowa. Gdzie zwykły spacer wywoływał motyle w brzuchu. Ostatni raz miałem tak chyba dwa lata temu. Że nie dałem rady się skupić, w każdej minucie myślałem o niej.

– Wiesz. – Zamyśliłem się. – Kiedy wspominam moje kobiety, bardzo rzadko wracam do scen seksu z nimi. Najbardziej kolorowe wspomnienia i te, które chętnie przywołuje mój mózg dotyczą zupełnie innych sytuacji.

– Jakich? – spytał Michał, pociągając łyk piwa z butelki.

– No takich, jak mówisz. Gdzie tworzyło się historię. Pamiętam, pierwszy raz poszedłem w Białymstoku na spacer z Różową. Potrafię odtworzyć dokładnie to, jak była ubrana i jak ciepło mi się robiło od samego patrzenia na nią. Okej, seks był świetny, ale częściej wspominam jej uśmiech, zapach. To, jak uroczo się krępowała. Nasz wypad za miasto i przytulanie się na moście. Kojarzy mi się z gorącym latem, zupełnie takim jak te. Gdy jadę z miasta do miasta i patrzę na zielone pola, automatycznie widzę jej twarz i zatapiam się we wspominaniu, jak nam było dobrze. W relacjach, gdzie jesteś zauroczony nie chodzi o bzykanie, a na pewno nie jest ono na pierwszym miejscu. Chodzi o emocje, które wyzwala w Tobie druga osoba i całą otoczkę towarzyszącą waszej znajomości. Momenty, które tworzycie.

– Najgorsze jest w tym to, że coraz rzadziej się na takie kobiety trafia. Kiedy ostatni raz tak miałeś?

– Z rok temu – odpowiedziałem, pozwalając mózgowi, by podrzucił mi pierwszą sytuację, jaką pamięta. – Ale moim zdaniem nie jest to tylko kwestia odpowiedniej kobiety. Bo możesz wziąć idealną kandydatkę, zaprosić do siebie na pierwsze spotkanie i po prostu pójść do łóżka. Nie budując z nią niczego, nie korzystając z potencjału relacji. Utopić w morzu wszystkich innych, które bzykałeś zaraz po poznaniu, w identycznych okolicznościach. Poznanie, wino, seks. Fast food.

Moim zdaniem, u doświadczonych facetów prawdziwe zauroczenie zdarza się rzadko, bo są oni świadomi procesów, jakie zachodzą w relacjach. Wiedzą, co zrobić by maksymalnie przyspieszyć proces, nie idealizować kobiety i ją bzyknąć. Zamiast błądzić w interakcji, idą prosto do celu. Tylko, że cel jakim jest seks bardzo powszednieje i wraz z doświadczeniem traci na wartości. Dlatego często mężczyźni muszą zmienić priorytety i na pierwszym miejscu postawić na emocje. I tutaj zaczyna się ciekawa zabawa.

Jeśli miałbym w tym momencie rozpisać przepis na zauroczenie, uwzględniłbym trzy czynniki. Zaczniemy od najmniej ważnego:

 

3. CHARAKTER

Wszystko, czym ta konkretna kobieta się wyróżnia. Może łapie Twoje żarty, wie co to ironia i potrafi Cię zagiąć. Być może nie widzi nic uwłaczającego w przygotowaniu Ci obiadu, a gdy wychodzisz spod prysznica zastajesz posłane łóżko. Może jest szczera i otwarta, nie gra w durne gierki. Generalnie wszystko, co sprawia że możesz ją idealizować, a inne dziewczyny wydają się być wyblakłe, jest na plus.

2. WYGLĄD

Miłość i zauroczenie to rzeczy bezpośrednio powiązane z fizycznością. Zakochujemy się wpierw w wyglądzie kobiety. Jeśli ktokolwiek mi nie wierzy i chce w tym momencie zaprotestować, niech wyobrazi sobie seks z nieatrakcyjną dziewczyną. Lub przypomni sobie, kiedy ostatni raz wzdychał do brzydkiej laski, bo miała tak cudowną osobowość. Już? No właśnie. I teraz, jeśli jesteś facetem, który nie ma problemu z bzyknięciem ładnej kobiety, to żeby się zauroczyć będziesz najprawdopodobniej potrzebował jeszcze ładniejszej. Ślicznej, top. Tak atrakcyjnej, jak jeszcze nigdy nie miałeś lub masz relatywnie rzadko. Wygląd pozwala na dopisanie dziewczynie szeregu pozytywnych cech (których prawdopodobnie w rzeczywistości nie ma lub nie są aż tak rozwinięte jak nam się wydaje) oraz niezauważanie niedociągnięć jej charakteru – a to będzie bardzo pomocne w dopasowaniu kluczowego elementu układanki.

1. OSZUKIWANIE SIĘ!

Jest to punkt absolutnie najważniejszy. W mieszance mogą znaleźć się dwa rozpisane wyżej, ale jeśli brakuje świadomego kantowania mózgu, to nici z zauroczenia. Doświadczony facet posiada dwutorowość myślenia i kiedy się wkręca w dziewczynę, robi to świadomie. Na logicznym poziomie wie, że kobieta, z którą się spotyka nie jest wyjątkowa. Że Aśka, Baśka i Aneta również świetnie gotowały, uroczo się uśmiechały i miały długie nogi. Lubiły te same filmy i słuchały podobnej muzyki. Jednak zagłębia się w najdrobniejsze uczucia, upajając się nimi. Wspomina małe elementy, pozwalając sobie odpłynąć i wspiąć się na emocjonalny haj. Dopowiada sobie rzeczy, których nie ma.

Dla przykładu, przez ostatni rok byłem chyba z dwa razy na „normalnej” randce. Zazwyczaj zapraszałem kobietę do siebie, ewentualnie szedłem wpierw na kawę, by pod byle pretekstem i tak wylądować u mnie. Mimo, że miałem seks, coraz bardziej odczuwałem głód zauroczenia, jakichś silniejszych emocji. Jeśli obchodziłbyś Boże Narodzenie co tydzeń, to w końcu na widok pierwszej gwiazdki zacząłbyś ziewać.

Ostatnio miałem szkolenie w Sopocie i w trakcie pokazówki poznałem wyjątkowo śliczną i onieśmielającą dziewczynę. Była ekspedientką w jednym ze sklepów – porozmawiałem z nią krótko i umówiliśmy się, że następnego dnia odbiorę ją z pracy. Dobrze pamiętałem wnioski, jakie wyciągnąłem z rozmowy z Michałem. Poszedłem więc z J. na spacer wzdłuż plaży i na molo – by stworzyć wyjątkową historię i chwilę, która wyryje mi się w pamięci. Podobał mi się jej sposób bycia, w dodatku była po prostu śliczna. Dorzućmy do tego zachód słońca, morze i rozmowy o życiu. Przytulanie na molo. Błękit jej oczu i moment, w którym odgarnąłem rozwiane włosy z jej idealnej twarzy, by nachylić się do pocałunku. Gdy nasze usta się spotkały, po moim ciele przebiegły ciarki, a żołądek skolonizowały łaskoczące motylki. Nie mogliśmy złapać tchu. Namacalnie czułem, jak starannie wyselekcjonowane składniki lądują w fiolce, tworząc miłosną miksturę. Stworzyłem magiczną otoczkę, by wykiwać swój mózg, przekonać go, że właśnie doświadcza czegoś wyjątkowego i bardzo intensywnego. Gdy wracałem taksówką ze spotkania specjalnie skupiałem się na swoich emocjach. Smakowałem błogość tego stanu, zachłannie go ćpając. Przypominałem sobie jej usta i oczy. Kompletnie wyłączyłem logikę, zakładając sobie filtr. Przymknąłem oko na wady J., zauważając jedynie rzeczy, które mnie w niej fascynują.

 

Może się wydawać, że to tylko chłodna kalkulacja i na logicznym poziomie rzeczywiście tak jest. Tylko co z tego, skoro za każdym razem gdy dostaję od niej sms lub do mnie dzwoni, robi mi się ciepło i z trudem mogę zebrać myśli?

Niesamowite, jak wszystko zatacza koło. Kiedyś nie miało się żadnego wyboru, jeśli chodzi o kobiety i wystarczyło, że któraś spojrzała w naszym kierunku. Bam, zauroczenie, bezsenne noce i romantyczne uniesienia. Później był etap radzenia sobie z emocjami, które bardzo przeszkadzały w rozwoju i zdobywaniu kompetencji. Wkręcanie się w jedną kobietę przy braku doświadczenia i opcji na seks było nierozsądne, a jednocześnie ciężkie do uniknięcia, co wywoływało frustrację i aurę bycia potrzebującym. W końcu, nastąpiło odklejenie od idealizowania swoich wybranek i maksymalizowanie potrzeby niższego rzędu. Gdy seks stał się czymś normalnym, zaczął powoli powszednieć i powstało pytanie: czy możliwe jest, żebym na powrót bardzo często przeżywał zauroczenie i potężne emocje, jakie się z nim wiążą? 

 

Dopiero w momencie, gdy świadomie decydujemy o tym, jak wyglądają nasze relacje i które z nich będą wyjątkowe – jesteśmy prawdziwie wolnymi facetami. Sami tkamy magiczne momenty, tworząc niezapomniane przygody. Te przygody, nawet po wielu latach będą napawać nas ekscytacją zakrapianą melancholią. 

 

W końcu to swoiste wizytówki najlepszych chwil naszego życia.

Artykuł Przepis na zauroczenie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/przepis_na_zauroczenie/feed 0