ukraina – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Dlaczego moja żona będzie Ukrainką? https://v1ncentify.prohost.pl/post/dlaczego_moja_zona_bedzie_ukrainka https://v1ncentify.prohost.pl/post/dlaczego_moja_zona_bedzie_ukrainka#respond Sun, 04 May 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=104 Kochane Polki, przyszedł czas na gorzką prawdę.

Artykuł Dlaczego moja żona będzie Ukrainką? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Kochane Polki, przyszedł czas na gorzką prawdę.

Poniżej są trzy powody, dla których nigdy nie ożenię się z moją rodaczką:

1. Ukrainki są najpiękniejszymi kobietami na świecie

Szczerze nie mam pojęcia, kto wymyślił, że Polki są piękne. Bo wystarczy przeskoczyć jedną granicę na Wschód, by szybko zrewidować ten pogląd i dostać niekontrolowanego wytrzeszczu gałek ocznych. Po wejściu do typowego polskiego klubu mamy średnio 3-4 fajne dziewczyny na całą imprezę. Na Ukrainie te proporcje się odwracają i po wejściu na dyskotekę widzimy tylko 3-4 brzydkie.

W całej reszcie się zakochujemy.

Po dwóch wizytach na Krymie oraz dwóch w Kijowie nie mam wątpliwości – gdzieś na Ukrainie musi istnieć fabryka, w której produkowane są te wszystkie idealne kobiety. Długie, zgrabne nogi, śliczna talia, długie włosy, wielkie oczy. I ta gracja, kobiecość przy każdym ruchu. Chyba nie ma drugiego kraju, w którym 90% dziewcząt chodzi na szpilkach i w dodatku POTRAFI to robić.

Bardzo zabawna sytuacja miała miejsce, gdy po raz pierwszy zawitaliśmy w Eupatorii. Poszliśmy do klubu Amsterdam, gdzie 8 na 10 kobiet wyglądało, jakby je wyjąć z okładek czasopism. Byliśmy w takim szoku, że wyszliśmy na zewnątrz ochłonąć. Siedzieliśmy na murku i paliliśmy papierosy. W tym momencie obok nas przeszło przypadkowe dziesięć par. Wszystkie laski były śliczne. Jeden z kumpli rzucił fajkę na ziemię, przygniótł butem i ruszył w stronę postoju taksówek.

– Pierdolę to – rzucił przez ramię.

Później do białego rana siedzieliśmy przy naszym pensjonacie i dyskutowaliśmy o tym, jak to w ogóle możliwe, że istnieje takie miejsce. Po tygodniowym pobycie na Krymie powrót do Polski był dla mnie jak nokaut.

Fakt, że istnieje państwo, w którym jest tak wiele ślicznych kobiet zmienia wszystko. W Polsce laska ładniejsza niż średnia krajowa czuje się jak miss świata. Zadziera do góry nos i w sumie nic ponad to nie musi robić. Nie musi być inteligentna, bo i tak znajdzie faceta, który ją przeleci. Nie musi mieć pasji i zainteresowań, bo nikt nie wymaga od niej, by była ciekawa. Ona ma się tylko ładnie uśmiechać i tym uśmiechem gasi wszystkie konkurentki. Opakowana w celofan, zimna suka.

Najchętniej wsadziłbym te wszystkie zapatrzone w siebie niewiasty w pociąg i wysłał na wycieczkę na Ukrainę, żeby nabrały trochę pokory.

Nie musicie wierzyć mi na słowo. Wejdźcie na stronę www.vk.com (wschodni odpowiednik facebooka), zarejestrujcie się i wybierzcie wyszukiwanie. Kliknijcie sobie Kijów, Lwów lub Dnietropietrowsk, a następnie filtrujcie kobiety ze zdjęciami. I nie układajcie ich według popularności, zdajcie się na przypadek. Porównajcie urodę tych kobiet z Polkami z facebooka.

UWAGA: Rysujecie sobie mózgi na własną odpowiedzialność! Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że po wizycie na vk Polki już NIGDY nie będą wyglądać tak samo.

2. Ukrainki są ambitne, ciekawe świata i rozwijają swoje pasje

W kraju, w którym uroda jest pospolita kobiety muszą konkurować ze sobą osobowością, charakterem i stylem życia.

Za każdym razem, gdy poznaję jakąś dziewczynę ze Wschodu przeżywam szok. Spytaj Polkę, co robi w życiu. Odpowie, że spotyka się ze znajomymi, imprezuje i studiuje. Spytaj o to samo Ukrainkę. Powie, że jeździ konno, śpiewa, maluje obrazy i gra na klarnecie. Po kilkunastu odpowiedziach tego typu, przy jednej z rozmów zacząłem drążyć temat.

– Skąd u ciebie takie zainteresowania? Dlaczego to robisz? – spytałem.

– Wiesz, moja babcia uważała, że prawdziwa kobieta powinna potrafić śpiewać. Ucząc się wykorzystywać mój głos stałam się bardziej otwarta na inne formy sztuki, na przykład malarstwo. Wpierw rysowałam, w końcu kupiłam sobie płótno i jakoś tak poszło.

– No dobra, a jazda konna?

– Po prostu kocham konie, więc zaczęłam jeździć.

W tym momencie nie wytrzymałem i zaczęliśmy się całować. Gdy kobieta jest inteligentna i pielęgnuje swoje pasje, opowiada o nich z ogniem w oczach i wypiekami na policzkach – automatycznie jestem zakochany.

Polki na tle Ukrainek wypadają jak „zwykły proszek” przy Persilu. Szare, bezpłciowe, nieciekawe. Najbardziej inteligentne, wyrafinowane i przesiąknięte flirtem rozmowy miałem właśnie z dziewczynami ze Wschodu. Wyobraź sobie, że przed Tobą stoi bogini, najpiękniejsza panna, z jaką kiedykolwiek gadałeś i w dodatku posługuje się biegle trzema obcymi językami, prowadzi studio fotograficzne i pisze książki. Bluescreen, error, błąd w Matrixie. A raczej dziesiątki, setki, tysiące, miliony takich długonogich błędów.

3. Ukrainki to 100% zawartości kobiety w kobiecie

Przede wszystkim potrafią uwodzić i być uwodzone. W Polsce faceci są pizdami i mają grę na poziomie zerowym, ale kobiety wcale nie wypadają tutaj lepiej. Zamiast ognistego flirtu zazwyczaj mamy listę checkpointów do odhaczenia, zanim trafimy do łóżka. Polki w rozmowie są nieporadne, wstydzą się własnej seksualności i średnio radzą sobie z podtekstami.

Typowa Ukrainka to kwintesencja kobiecości. Wyzywająco ubrana, bo świadoma własnego seksapilu. Pewna siebie i przebojowa. Lepsza w uwodzeniu niż Ty i zaskakująca trafnymi ripostami. Ukrainki „wiedzą o co chodzi” i uwielbiają flirt. Potrafią doprowadzić Cię do wrzenia podczas zwykłej rozmowy. Nie udają zimnych suk i potrafią pierwsze zacząć Cię komplementować.

Nigdy nie zapomnę nocy w bułgarskim klubie. Spotkałem jedną ze śliczniejszych kobiet, jakie widziałem w całym moim życiu. Aż ugięły się pode mną kolana. Nie byłem jeszcze wtedy tak pewny siebie i doświadczony, jakbym sobie tego życzył. Ona stała z koleżanką obok stolika, obie piły drinki i paliły papierosy. Podszedłem i zaczęliśmy rozmawiać po angielsku. Okazało się, że dziewczyna jest modelką z Moskwy (nie była to Ukrainka, ale Rosjanki i Białorusinki są do nich bardzo podobne). Słowa mi się plątały, słyszałem tylko bicie mojego serca, zrobiło się bardzo niezręcznie. Nie wiedziałem, co robić, więc zaproponowałem, żebyśmy poszli zatańczyć.

– Piję drinka, później – odpowiedziała.

Odszedłem więc od niej i gdy tylko schowałem się za filarem, złapałem się za głowę. Co ja robię do cholery? Dlaczego od niej odszedłem? Wziąłem kilka głębszych wdechów i postanowiłem wrócić tam i rozmawiać z nią tak długo, aż:

a) wejdzie mi z nią

b) sama sobie pójdzie

c) każe mi spierdalać

Wróciłem więc i ciągnąłem maksymalnie niezręczną i nieklejącą się rozmowę. Nagle jej koleżanka poszła na parkiet, a obok nas zwolniła się loża.

– Usiądziemy? – zaproponowała.

Bardzo się zdziwiłem, bo przecież rozmawiało nam się koszmarnie. Usiadłem jednak obok niej. Temat zszedł na pasje. Dziewczyna zarabia kupę kasy na wybiegach i reklamach, dodatkowo śpiewa. Między nami powoli rosło napięcie, sama zaczęła dotykać mego kolana. W końcu przyszedł TEN moment, by ją pocałować, ale nie dałem rady tego zrobić. Byłem przytłoczony jej urodą, osobowością. Pierwszy raz w życiu uwodziłem kobietę tej klasy.

– Wiesz, bardzo chcę cię pocałować, ale jesteś zbyt śliczna. – Wykrztusiłem z siebie. Jej reakcja zdefragmentowała mi mózg.

– Och… to takie słodkie! – Dziewczyna zrobiła rozmarzone oczy, położyła dłoń na mój policzek, drugą złapała mnie za kark i przyciągnęła do siebie. To był najlepszy. Pocałunek. Ever.

Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy na kanapy przed klub. Tam przez godzinę nasłuchałem się tyle komplementów, co od Polek przez całe życie. „You’re so handsome…”, „you’re so cool…”, „I think I could fall in love with you…”, „you have so beautiful eyes…”, „I love your lips…”, „you smell so good…”, „you’re such a good kisser…”.

Słuchając tego wszystkiego od tak ślicznej, ogarniętej kobiety, po mojej głowie tłukło się tylko jedno pytanie: „Czy ja śnię?!”

Dziewczyny ze Wschodu mają serce na dłoni, są autentyczne. Żeby dobrać się do serca Polki, musisz obierać ją jak cebulę, przedrzeć się przez wszystkie warstwy. Warstwę zimnej suki, warstwę obojętności, niedostępności, cnotki. Męczysz się, by w końcu się zorientować, że przeinwestowałeś, bo dziewczyna poza seksem nie ma Ci nic więcej do zaoferowania.

Ukrainki nie udają, nie chcą udawać. Gdy się którejś spodobasz, sama się do Ciebie uśmiechnie. Gdy zaczniecie rozmawiać powie Ci, co najbardziej ją w Tobie kręci. Nie będzie zgrywać przesadnie niedostępnej, poczuje się dobrze w roli uwodzonej, nie będzie też miała nic przeciwko, by nagle zacząć uwodzić Ciebie.

Angażowanie się w Polki jest jak skok ze spadochronem bez spadochronu. Chyba, że Polka wkręci się w Ciebie pierwsza. Wtedy można sobie pozwolić na częstsze myślenie o niej, ale też trzeba trzymać samego siebie na smyczy. Z dziewczynami ze Wschodu nie musisz bawić się w takie głupoty. Relacje z nimi są intensywne, autentyczne i sprawiają, że czujesz, że żyjesz. Nie ma zabaw w kotka i myszkę, bo te kobiety rozumieją, że na takie rzeczy był czas w przedszkolu. Są po prostu ogarnięte pod kątem relacji jak i ogólnie – życia.

Zapewne wielka w tym zasługa faktu, że w wieku 22 lat przeciętna Ukrainka jest już po studiach i rozpoczyna karierę zawodową. Podczas, gdy Polki jeszcze „uczą się” życia balując za hajs matki i zapijając się na śmierć na imprezach, ich koleżanki z Ukrainy idą na swoje, pracują i realizują się.

Ukrainki mają w sobie całe pokłady ciepłej, kobiecej energii. Chcą kochać i być kochane. Chcą Cię przytulić, powiedzieć Ci, jak bezpiecznie się przy Tobie czują. Chcą stroić się dla Ciebie, chcą dla Ciebie gotować i sprzątać. Są śliczne, inteligentne i bystre. Są prawdziwymi kobietami.

Warto przeczytać ten artykuł, by poznać ciekawe statystyki.

W tym miejscu chciałbym jednak rozbić mit, że Ukrainki chcą się za każdą cenę dostać do Polski, by lepiej żyć i utrzymywać się z Twojej pensji. Ukrainki kochają swoją ojczyznę i domowe ognisko. Są bardzo przywiązane do kultury i tradycji.

Dziewczyny, o których piszę nie potrzebują też Twoich pieniędzy, bo najpewniej są wykształcone lepiej od Ciebie oraz realizują się zawodowo. Bardziej chodzi tutaj o kogoś, z kim będą one mogły utworzyć stabilną relację, rodzinę. Rodzina i stabilność to pojęcia, które na Ukrainie mają dużo większe znaczenie, niż w Europie Zachodniej. Ukrainek się nie „rucha”, Ukrainki się kocha. Serio.

 

Co na to Polki?

Nic sobie z tego nie robią i jest z nimi coraz gorzej. Mam wrażenie, że Polki z roku na rok mniej o siebie dbają. Nie jest to tylko moja opinia. Uważam, że obecnie jedynym miastem, w miarę trzymającym poziom, jeśli chodzi o urodę i inteligencje kobiet jest Warszawa – która i tak wypada żałośnie przy takim Kijowie czy Lwowie.

Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, to ogarnięci faceci coraz częściej będą szukać żon na Wschodzie, a zimne, nieogarnięte Polki dalej będą szczycić się szalonym życiem singielki (kot, dildo i kac w niedzielę rano).

Zanim typowa Polka zrozumie błędy, jakie popełnia, będzie już dla niej za późno.

Artykuł Dlaczego moja żona będzie Ukrainką? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/dlaczego_moja_zona_bedzie_ukrainka/feed 0
Krym: Rozdział III: Amsterdamska hipotetówa https://v1ncentify.prohost.pl/post/krym_rozdzial_iii_amsterdamska_hipotetowa https://v1ncentify.prohost.pl/post/krym_rozdzial_iii_amsterdamska_hipotetowa#respond Sat, 23 Mar 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=20 Wstałem rano o piętnastej. Chłopaki już dawno byli na nogach, odwiedzili bazarek i sklep. Wkrótce pojechaliśmy na plażę. Byłem w wodzie z Pawłem. Nagle naszła nas głupawka. Zacząłem zachowywać się jak upośledzony.

Artykuł Krym: Rozdział III: Amsterdamska hipotetówa pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Wstałem rano o piętnastej. Chłopaki już dawno byli na nogach, odwiedzili bazarek i sklep. Wkrótce pojechaliśmy na plażę. Byłem w wodzie z Pawłem. Nagle naszła nas głupawka. Zacząłem zachowywać się jak upośledzony.

– E! Y! – krzyczałem.

Paweł śmiał się do tego stopnia, że prawie się utopił.

– Weź podejdź tak do jakiejś dupy z olejkiem, żeby ci plecy posmarowała i mów E! Y! jak debil.

Pomysł wydał mi się ciekawy, miałem dziwny humor i wielką ochotę, by zrobić z siebie imbecyla. Wybrałem na cel dziewczynę, która nie chciała posmarować Nitroobolonia (tak mówiliśmy na Nitrobolona. Od słów Nitro i Oboloń). Paweł nagrał całą „akcję”.

Kucnąłem przy dziewczynie. Pokazałem na olejek.

– E!

A następnie na moje plecy.

-Y!

Dziewczyna była dzielna i na twarzy miała pokerface.

– E! Y! – powtórzyłem.

Pokerface.

– E! Y!

– Debil? – Dziewczyna, nadal z pokerem na twarzy zadała pytanie, na które byłem odpowiedzią.

Gdy wróciliśmy do „Mewy” była już osiemnasta i właśnie przyjechał nowy turnus studentów. Sporo ludzi, sporo dziewczyn. Buhaj najszybciej spróbował się z nimi zintegrować. Nie trwało to jednak długo bo… zaczęła mu lecieć krew z dupy. Zgrzewaczowi zresztą też.

Wcześniej nieśmiało, a teraz z większą pewnością w głosie ludzie z ekipy zaczęli mówić, że wyjazd jest jakiś felerny i dzieje się dużo złych rzeczy. Zgrzewacz nie pił tego dnia wódki, żeby sobie nie pogarszać. Buhaj miał wyjebane i pił ile wlazło. Wątpię jednak, by ktokolwiek chciał wylądować w ukraińskim szpitalu.

Pierwszego dnia wyjazdu, idąc do pokojów zauważyłem seksowną dziewczynę z laptopem. Okazało się, że pracuje w seks-szopie (mieścił się w tym samym budynku co „Mewa”). Przemek poszedł do niej i zaczął ją bajerować. Siara się podniecił.

– Vincent! Mówię ci, ten koleś to wariat! Do panien w busie zagaduje. Żebyś zobaczył co on robi to byś nie uwierzył.

Po jakimś czasie wrócił do nas. Był ustawiony na spacer. Nieźle.

Zaczął się bifor i Buhaj zrobił się nie do zniesienia. Rozsiadł się w fotelu i szpanował przy Felicji, która na każdy wypowiedziany przez niego tekst śmiała się jak upośledzona i dotykała jego kolana lub ramienia. Zaczął do wszystkich z ekipy mówić władczym tonem, wywyższać ię. Nie chciało mi się brać w tej parodii udziału, więc ignorowałem i jego i Felicję.

W pewnym momencie jednak ledwo się powstrzymałem, by na jego zaczepkę nie odpowiedzieć „idź wytrzyj krew z dupy”. Za to nie utrzymałem już języka za zębami, kiedy Felicja pocisnęła właściwie za nic Nitro. Nie pamiętam, jakich słów użyłem wobec niej, ale poczułem ulgę.

Pierwsza integracyjna impreza studentów, którzy właśnie przyjechali miała się odbyć w Amsterdamie, który był także naszym celem na ten wieczór. Amsterdam. Rok temu to był istny szok. Klub, w którym 80-85% dziewczyn wygląda, jakby je wyjąć z okładek pism, czy stronek z pornolami (z zakładek beautiful, long legs, tremendous, babes, heels i stockings). Zależało mi, żeby pójść właśnie tam, by pokazać chłopakom z ekipy, którzy pierwszy raz byli na Krymie, co to znaczy koncentracja dobrych kobiet w jednym miejscu.

Siedzieliśmy właśnie na fotelach, gdy Kredka oznajmił, że guma wpadła mu do gardła. Wyjmując ją wydał na świat obfitego pawia. Wyglądało na to, że musimy przenieść się parę metrów dalej. Jebało niemiłosiernie. Mało tego. Kredka wstał i ruszył do pokoju. Zatrzymał się jednak przed drzwiami, oparł o słup i rzygnął raz jeszcze na bis. Klasa, jakby to powiedział Flamboyant.

Założyłem czarną koszulę, Buhaj dał mi srebrny krawat, który świetnie pasował. Wypiłem dużo. Miałem świetny humor, może aż za dobry. Wszyscy wyszli przed „Mewę”. Razem było około trzydzieści osób. Wyszedł nawet Kredka! Ten człowiek był nie-do-za-je-ba-nia. Felicja obdzwoniła firmy taksówkarskie po transport. Co chwila jakaś łada zatrzymywała się i grupka Polaków wsiadała do środka.

– Kurwa, jak mi szkoda Popierdalatora – mruknął Buhaj. – Nie ma szans, żeby odzyskać jego numer.

Nagle usłyszeliśmy pisk. Biała, stuningowana łada wleciała wślizgiem w uliczkę, na której była „Mewa” i chyżo popierdoliła przed siebie.

– Buhaj! Buhaj! – Siara podbiegł do nas z butelką wódki. Jego czerwona twarz promieniała w dziecięcym uśmiechu. – To był On! Popierdalator! To musiał być on!

Uśmiechnąłem się i zaniosłem wesołe nowiny dalej. Teraz trzeba było go zatrzymać, gdy będzie wracał.

– Tylko nie wiadomo, czy będzie tędy przejeżdżał – rzucił Silnoręki odpalając papierosa.

Ludzie z wjazdu słuchali z zaciekawieniem, kim jest ten słynny Popierdalator. W tym momencie usłyszeliśmy pisk opon. W kierunku „Mewy” znów mknęła biała łada. Wyszliśmy na środek ulicy i zatrzymaliśmy ją. To był on! Buhaj wziął od niego numer i kazał mu po nas za chwilę zajechać. To się nazywa szczęście.

Po kilku minutach wsiadłem do Popierdalatora. Buhaj siedział z przodu, a ja z tyłu po środku, wciśnięty między Silnorękiego i Siarę. Czułem się mały. W pewnym momencie Silnoręki położył swoją dłoń na moim prawym kolanie, a Siara na lewym.

– Teraz jesteś naszą dziwką – stwierdził z lubieżnym uśmiechem ten pierwszy. Siara potwierdził pijackim chichotem. Mi nie było za bardzo do śmiechu.

Buhaj kazał kierowcy się zatrzymać i pobiegł do sklepu, w którym kupił mu fajki. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił. Gdy wysiedliśmy i szliśmy przez deptak w kierunku Amsterdamu Silnoręki dał mi Revo.

– Masz.

– Nie chcę – zaprotestowałem. – I tak się najebałem.

– Nie chcę, żebyś pił to Revo. Masz je ukryć. – Wielkolud nie mógł być bardziej tajemniczy.

– Jak to, kurwa, ukryć.

– Jesteśmy najebani jak świnie. Po klubie będzie się chciało pić! Revo do środka nie wniesiemy, ale możesz ukryć je gdzieś w parku obok Amsterdamu.

Tym sposobem zatrzymaliśmy się w drzewach opodal klubu. Schowałem Revo za jakimś krzakiem. Byłem pewien, że później nie znajdę cholernej puszki.

Wszedłem do klubu. Rozejrzałem się. Podniosłem szczękę z ziemi. Spojrzałem raz jeszcze. Tyle kobiet. Tyle pięknych kobiet. Tyle pięknych, seksownych kobiet w obcisłych, skąpych ciuchach i wysokich szpilkach! Spotkałem Nitro. Stanęliśmy razem na schodkach, z których było widać dużą część klubu.

– Patrz – powiedziałem do niego pokazując laski na dole. – Jebałby, jebałby, jebałby, jebałby, o tej by nie jebał. Jebałby, jebałby, oooo tą jebałby! I tą by jebał. I tamtą. I jej koleżankę. O i tą. I tą by jebał.

Wyliczałem tak jeszcze przez jakiś czas. Nitro złapał się za głowę.

W międzyczasie spotkałem Flamboyanta, który wytłumaczył mi, czym jest hipotetówa.

– Bo wiesz – zaczął. – Pamięciówa to jest jak trzepiesz przypominając sobie jak dupcyłeś się z laską. Hipotetówa to jest, gdy wyobrażasz sobie, że dupcysz się z laską, z którą seksu nie miałeś.

Hipotetówa weszła na stałe do naszego słownika.

Mimo takiego natłoku niesamowitych kobiet bawiliśmy się czerstwo. Muzyka była w stylu „przejechał kijem po płocie”. Zero imprezowych kawałków do potańczenia. Dziewczyny dawały zlewki, nie chciały tańczyć do takich rytmów. Ludzie w Amsterdamie sprawiali wrażenie, jakby przyszli się polansować, nie dobrze bawić. Tylko Flamboyantowi coś zaskoczyło, przegadał z dziewczyną pół godziny. Niestety, jak się okazało źle jej zapisał swój numer. To się nazywa pech.

Ja odbijałem się od dziewczyn jak piłeczka, postanowiłem jednak dobrze się bawić mimo to. Podszedłem do podestu i przybiłem dwie piątki seksownej tancerce. Później pobujałem się sam i zobaczyłem Polki z wyjazdu, które dziś przyjechały. Tańczyły w kółeczku. Było wiadomo, że to Polki, bo ruszały się najgorzej ze wszystkich lasek w klubie. Fajna była tylko jedna, Jola.

Podszedłem do niej, wziąłem ją za dłoń i zaprowadziłem w głąb parkietu. Taniec był świetny. Wyszalałem się, ale wiedziałem że nic z tego więcej nie będzie, mimo że momentami było bardzo gorąco. Tej nocy Silnoręki miał seks z Felicją. Co kto lubi.

Z chłopakami stwierdziliśmy, że impreza chujowa i spadamy do domu. Po wyjściu próbowałem odnaleźć puszkę Revo, ale mi się nie udało. Wiedziałem, że tak będzie.

Wróciliśmy do „Mewy”. Usiedliśmy przed pokojami. Śmierdziało rzygowinami. Rozmawialiśmy o tym, jak słabo się bawiliśmy w Amsterdamie. W tym momencie nie wiadomo skąd zjawił się Kredka. Niuchnął parę razy jak chomik i wykrzywił twarz.

– A co tu tak jebie? – W tym momencie zauważył własne rzygowiny. – A kto tu tak narzygał? Ja pierdolę, ludzie.

Kilka sekund ciszy i nagle wszyscy wybuchli śmiechem. Kredka stał patrząc na nas. Też się uśmiechnął.

– Ale o co wam chodzi?

– To twoje. – Ktoś wykrztusił z siebie przez łzy.

Uśmiech zniknął z jego twarzy.

– No co wy pierdolicie…

Kredka przyglądał się, jak zwijamy się w spazmach śmiechu. Wtedy zrozumiał, że nie żartujemy i też zaczął się śmiać. Podrapał się w głowę, jakby zadawał sobie w myślach pytanie: „że niby jakim cudem?”. Wkrótce poszedł spać. Siedzieliśmy jeszcze trochę i kończyliśmy browary. Robiło się już jasno. Jutro trzeba znaleźć klub, w którym będziemy się dobrze bawić, pomyślałem. Porozmawialiśmy o tym chwilę z chłopakami i zapadła cisza. Zrobiliśmy się senni. Wszyscy zaczęli wstawać i rozchodzić się do pokojów.

– To co, chłopaki. Hipotetówa! – podsumował noc Flamboyant.

Artykuł Krym: Rozdział III: Amsterdamska hipotetówa pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/krym_rozdzial_iii_amsterdamska_hipotetowa/feed 0
Krym: Prolog https://v1ncentify.prohost.pl/post/krym_prolog https://v1ncentify.prohost.pl/post/krym_prolog#respond Tue, 05 Mar 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=12 Kiedyś, gdy wróciłem z drugiej w moim
życiu wyprawy na Krym, spisałem wspomnienia z wyjazdu w formie
opowiadania. Podzieliłem się tymi zapiskami tylko z wąskim gronem
zaufanych osób, doszedłem jednak do wniosku, że miejsce tej opowieści
jest tutaj. Historia będzie pojawiała się w odcinkach, w każdą sobotę. Z
miejsca odpowiadam na dwa najważniejsze pytania – nie, nikt z głównych
bohaterów nie poruchał. Tak, wyjazd był zajebisty.

Artykuł Krym: Prolog pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Kiedyś, gdy wróciłem z drugiej w moim życiu wyprawy na Krym, spisałem wspomnienia z wyjazdu w formie opowiadania. Podzieliłem się tymi zapiskami tylko z wąskim gronem zaufanych osób, doszedłem jednak do wniosku, że miejsce tej opowieści jest tutaj. Historia będzie pojawiała się w odcinkach, w każdą sobotę. Z miejsca odpowiadam na dwa najważniejsze pytania – nie, nikt z głównych bohaterów nie poruchał. Tak, wyjazd był zajebisty.

 

Spotkałem Pawła i Nitro na dworcu w Białymstoku. Tradycyjnie już kupiłem papierosy w kiosku. Zawsze, jak gdzieś wyjeżdżam kupuję ramkę fajek. Fajna wymówka, żeby palić. Wsiedliśmy w pociąg do Warszawy. Rozpoczęło się odliczanie. Za czterdzieści godzin będziemy na Krymie. Jakoś to do mnie jeszcze wtedy nie docierało.

 

Wysiedliśmy na Zachodniej i po kilkunastu minutach dołączył do nas Flamboyant z Krakowa, a niedługo po nim Zgrzewacz. Z Flamboyantem pisaliśmy do siebie przez internet bardzo długi czas. Teraz widzieliśmy się po raz drugi na żywo. Ekipa podróżująca drogą lądową była gotowa do wystrzelenia w kosmos. Druga część naszej drużyny startowała z Katowic samolotem i mieliśmy się spotkać na miejscu, w Eupatorii.

 

Zajęliśmy miejsca w autokarze i ruszyliśmy. Obok mnie siedział Zgrzewacz.

 

– Jedziemy na Krym, ogarniasz? – spytał podekscytowany. Uśmiechnąłem się, choć jeszcze wcale tego nie czułem. W naszym planie było za dużo zmiennych. Dużo zmiennych oznacza dużo kłopotów. Czułem lekki niepokój. Jak się okazało, nie musiałem długo czekać na skok ciśnienia.

 

Kierowca właśnie przechadzał się między siedzeniami i zbierał świstki z biletów. Któryś z pasażerów zapytał:

– Przepraszam, o której będziemy we Lwowie?

– Na pewno przed dwunastą. Zależy, ile nas będą na granicy trzymać. Bo to może być godzina, a może być i osiem.

 

Poczułem suchość w ustach. Pociąg do Simferopola mieliśmy o 9:47. Planowy przyjazd autokaru do Lwowa miał być o 6:30. Tak było napisane na stronie internetowej, z której braliśmy bilety. Spojrzeliśmy na siebie ze Zgrzewaczem.

– Myślisz, że zdążymy? – spytałem sam nie wiem, po co. Chyba chciałem usłyszeć zapewnienie, że wszystko będzie okej.

– Pewnie nie.

– I co wtedy?

– Będziemy musieli spędzić kilka dni we Lwowie. Zanim uda się kupić kolejne bilety na Simferopol.

– Kurwa. Mać.

– Dlaczego nie zadzwoniłeś do nich i nie spytałeś, ile naprawdę czasu jedzie ten autokar do Lwowa? – spytał, a ja poczułem jak rośnie mi ciśnienie. Ja załatwiałem wszystkie przejazdy, bilety, więc teraz cała wina spadnie na mnie. Zajebiście.

 

Myślałem, że rozmowę kierowcy z pasażerem słyszeliśmy tylko my. Inni siedzieli dalej za nami. Nie chciałem ich niepokoić, więc nie powiedziałem im o tym, że krótko mówiąc mamy przejebane. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem pisać smsa do konika z Lwowa, który kupował nam bilety na pociąg do Simferopola.

 

Witam. Kupiłem u Ciebie pięć biletów na połączenie Lwów-Simferopol na 9:47. Planowy przyjazd autokaru do miasta to 6:30, ale kierowca mówił coś, że możemy być dopiero przed dwunastą. Orientujesz się może, ile rzeczywiście trwa czas przejazdu na trasie Warszawa-Lwów? Jechałeś kiedyś tym połączeniem? Co, jeśli nie zdążymy na pociąg?

 

Kilka chwil po wysłaniu mój telefon zaczął ćwierkać. Konik dzwonił.

– Halo?

– Dobry wieczór – odpowiedział mi głos w słuchawce. – Pan teraz jedzie do Lwowa, tak?

– Zgadza się.

– O której pan wyjechał? – w głosie konika czuć było ukraiński akcent, choć po polsku rozmawiał świetnie.

– O 21:30. Kierowca…

– Niech pan powie kierowcy, żeby wysadził was przed Lwowem, bo oni zawsze tak głupio robią, że jadą do Lwowa obwodnicą. Jeśli wysiądziecie przed Lwowem i weźmiecie taksówkę na dworzec zaoszczędzicie dużo czasu. No, a jeśli nie zdążycie to ja nie dam rady wam w tym miesiącu załatwić biletów na ten pociąg, więc utkniecie we Lwowie.

– Okej, wielkie dzięki.

– Do widzenia.

 

Poszedłem do kierowcy.

– Witam, o której będziemy na miejscu?

 

Kierowca, facet w średnim wieku przeczesał swoje długie włosy i zrobił minę, jakby srał.

– Chodzi panu o czas teoretyczny przyjazdu, czy praktyczny?

 

A zgadnij, głupi fiucie.

– Praktyczny.

– Praktyczny czas to zależy od tego, ile nas na granicy przetrzymają. Bo to może być godzina, albo pięć tak jak ostatnio.

– Chodzi o to, że mamy pociąg z Lwowa o 9:47 i nie wiem, czy zdążymy – w tym miejscu opisałem mu, co powiedział mi konik o obwodnicy.

– Jak miniemy granicę będziemy o tym rozmawiać.

 

Wróciłem na miejsce i streściłem rozmowę Zgrzewaczowi. Zadzwonił telefon. Lips.

– Tak?

– Siema stary! – usłyszałem podekscytowany głos w słuchawce. – Już na Ukrainie jesteś?

– Nie, jeszcze nie. W autokarze.

– A co ty taki zamulony głos, spałeś?

– Prawie – nie chciało mi się wdawać w szczegóły, nie byłem zbyt rozmowny. Martwiłem się, że cały pierdolony wyjazd szlag trafi.

– Stary, a ja w Mielnie jestem! Na Baltic Campie! Jak powiedziałem, że jestem z Białegostoku wszyscy zaczęli mnie pytać, czy znam Vincenta. Ha! Jasne kurwa, że znam haha. Wszyscy tu ciebie znają. Ale tu jest klimat stary, jak zajebiście. Masz pozdrowienia od Seducteura! Still o ciebie pytał.

– Jak ty się na Balticu znalazłeś?

– Długa historia, stary!

– Zajebiście, pozdrów wszystkich i bawcie się dobrze. My jedziemy w stronę granicy.

– To pisz tam koniecznie jak wam idzie!

– Ty też!

– To siema!

– Yo.

 

Energia Lipsa udzieliła mi się, tylko że nie w tą stronę, co trzeba. Denerwowałem się bardziej. Nie zmrużyłem oka do samej granicy. Widziałem na zegarku, jak kolejne minuty uciekają bezpowrotnie zmniejszając szanse na wykonanie planu do zera. W międzyczasie przypomniałem sobie jeszcze, że na Ukrainie czas przestawia się o godzinę do przodu. Świetnie, kolejna godzina w plecy. Oparłem głowę o oparcie fotela i spróbowałem zamknąć oczy. Na drodze tak telepało, że głowa zaczęła mi bezwładnie podskakiwać i czułem jak trzeszczą mi kręgi szyjne. Zasnąć w takiej pozycji, to można się już nie obudzić.

 

Po kilku długich godzinach dojechaliśmy do granicy gdzie na nasze szczęście nie było dużej kolejki. Staliśmy tylko dwie godziny z kawałkiem. To był duży fart. Gdyby zaczęli sprawdzać wszystkie bagaże mielibyśmy kolejne dwie godziny w plecy. Gdy byliśmy już po ukraińskiej stronie granicy zacząłem wierzyć, że zdążymy i uda nam się. Całkowicie uspokoiła mnie rozmowa z jednym z pasażerów, który już jeździł tą trasą. Mówił, że we Lwowie będziemy w przeciągu godziny. To dawało nam zapas półtorej godziny do pociągu, czyli w sam raz.
Od granicy do Lwowa wiodła droga, która wyglądała, jakby spadł na nią deszcz meteorów. Dziura obok dziury i jeszcze jedna dziura, a w dziurze kolejna dziura i tak bez końca. Już nigdy nie powiem, że drogi u nas są chujowe. Swoją drogą, warsztaty samochodowe i wulkanizacyjne muszą tu zarabiać fortunę.

 

Wjechaliśmy do Lwowa. Miasto budziło się do życia. Zatrzymaliśmy się przy jakimś hotelu. Podszedłem do najbliższej taksówki. Z sałaciarzami na Ukrainie trzeba ustalać cenę kursu przed przejażdżką, bo później taki rusek może nam zaśpiewać cenę, jaką zechce. W ukraińskich taksówkach nie ma taksometru. Gdy taki cwaniak widzi turystę od razu zaciera ręce. Na szczęście rok temu nauczyłem się co nieco o tym, jak nie zostać wyruchanym przez ukraińskie usługi przewozowe. Nie wiedziałem, jak daleko mieszka konik. Taksówkarz miał nas zawieźć do niego, a następnie na dworzec kolejowy. Zaryzykowałem i spytałem czy przewiezie nas za pięćdziesiąt hrywien (1 hrywna – 0,40 zł). Zgodził się, zapakowaliśmy bagaże i ruszyliśmy.

 

W międzyczasie mogłem po raz drugi w życiu obejrzeć z bliska Lwów. Nie podoba mi się to miasto. Stare, brudne. Cuchnące komuną jak Polska trzydzieści lat temu. Odrapane autobusy, ciasne, rozjeżdżone uliczki. Ponure, utaplane w szarości budynki. Nie chciałbym tu mieszkać. Wysiadłem z auta i puściłem sygnał konikowi. Po chwili usłyszałem krzątanie na klatce i przed blok wyszedł zaspany facet w bokserkach. Dał mi kopertę z biletami. Podziękowałem mu i szybko zapakowałem dupę ponownie w taksówkę. Skierowaliśmy się na dworzec. Wyjąłem z koperty bilety. Były cztery. Cztery, a nas jest pięciu. Co jest? Zadzwoniłem do konika. Okazało się, że na jednym bilecie są dwa miejsca. Taka błahostka, a mi znów zrobiło się gorąco.

 

Wysiedliśmy na dworcu i stwierdziłem, że pięćdziesiąt hrywien za taki kurs to uczciwa cena.
Do pociągu pozostała nam jedna godzina.

 

Artykuł Krym: Prolog pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/krym_prolog/feed 0