szkolenie – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Moje królestwo https://v1ncentify.prohost.pl/post/moje-krolestwo https://v1ncentify.prohost.pl/post/moje-krolestwo#respond Wed, 24 Aug 2016 12:36:19 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1776 Jest grubo po północy, gdy piszę te słowa. Siedzę w wygodnym fotelu, przed nowym laptopem. Stary się spalił, więc kupiłem prawdziwy kombajn, jeszcze nigdy nie miałem tak mocnego sprzętu. Pisać na nim teksty to tak, jak grać w sapera na urządzeniach NASA. Do renderu filmików będzie jak znalazł. Do Wiedźmina 3 też. Jak prześmiewczo mawiał mój dziadek, teraz "laleczki będą szybciej biegać po ekranie". Mam bilet do Lwowa na 9:40 i wcale nie jestem spakowany.

Artykuł Moje królestwo pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
PRZED WYJAZDEM, GODZINA 00:55

 

Jest grubo po północy, gdy piszę te słowa. Siedzę w wygodnym fotelu, przed nowym laptopem. Stary się spalił, więc kupiłem prawdziwy kombajn, jeszcze nigdy nie miałem tak mocnego sprzętu. Pisać na nim teksty to tak, jak grać w sapera na urządzeniach NASA. Do renderu filmików będzie jak znalazł. Do Wiedźmina 3 też. Jak prześmiewczo mawiał mój dziadek, teraz “laleczki będą szybciej biegać po ekranie”. Mam bilet do Lwowa na 9:40 i wcale nie jestem spakowany. Zazwyczaj pakuję się minuty przed wyjściem, patent podpatrzyłem u starszego brata. Przed każdym lotem: do Tokyo, Manili, Barcelony, Dubaju pakował się dopiero wtedy, gdy miał już zamówioną taksówkę na lotnisko. Powiem tak, wiele zapożyczonych od niego nawyków jest bardzo pożytecznych. Dajmy na to całkowite odstawienie cukru. 15 lat temu brat przy rodzinnym obiedzie strzelił focha, że on to już nigdy herbaty sobie nie posłodzi. Pomyślałem: osz kurwa, jaka rebelia! I też przestałem słodzić – gdy dziś przypadkiem wezmę łyk skrzywdzonej cukrem kawy, zbiera mi się na wymioty. Anyway, tak jak wpisanie cukru na listę rzeczy przeklętych wyszło mi na zdrowie, tak pakowanie się na ostatni moment już nie bardzo. Zawsze w uberze na dworzec, czy lotnisko przynajmniej jeden “chuj” czy inna “kurwa” poleci. Bo szczoteczka do zębów, bo koszula, bo (najczęściej) ładowarka została w mieszkaniu, wciśnięta w gniazdko. Dlatego przez długi czas myślałem nad tym, jak te pakowanie usprawnić. Ogarnianie tego dzień wcześniej nie wchodziło w rachubę – gdy raz zrobisz to na ostatni moment, już nigdy nie spakujesz się na zapas. Dobrym kompromisem jest lista. Piszesz taką przed snem, a najlepiej cały dzień poprzedzający podróż, dodając do niej kolejne elementy. Gdy rano wstajesz tylko z listy odhaczasz. Myk i spakowanyś, spakowanaś.

Jutrzejszą, dziesięciogodzinną podróż autokarem umili mi Twardoch. Za tą jego “Morfiną” po całej Warszawie biegałem. Sprawdzimy, co tam napisał. We Lwowie czeka mnie dziesięć intensywnych dni szkolenia z wymagającym klientem. Ostatnie cztery dni też miałem szkolenie, co tłumaczy, dlaczego przeciąg jesienne liście na bloga wwiewał – po prostu nie miałem czasu ani energii, a co za tym idzie, ochoty nie miałem, by porządnie przysiąść do klawiatury. Wracam na najwyższe obroty, jeśli chodzi o podbój niewieścich serc. W końcu wiecie, czas spierdala, młodość czeka, nie opłaca się nie rozmawiać z tymi wszystkimi gazelami na szpilkach. Emocjonalnie znów się czuję, jak człowiek naszprycowany grzybami, czy innym LSD. Tak to wygląda, gdy ujarzmisz rzeczywistość, naginając ją, by ci służyła. Na nowo odkrywam znajome emocje, przypominając sobie, jak intensywna może być trzeźwość, gdy nie potrzebujesz ani alkoholu, ani innych wspomagaczy do tego, by czuć się po prostu zajebiście.

Ostatnio często mnie do Lwowa nosi, o wiele częściej, niż to widać na moim Instagramie. Od kwietnia byłem już 5 czy 6 razy. Nie mówię, dlaczego (tak, po części dlatego, że żadna Ukrainka nie założy, kurwa, trampek czy adidasów do sukienki. Co za wieśniacka moda do tej Polski przyszła, dziewczyny młode tak bluźnierczo kalać? Może jeszcze sandały albo gumiaki w kwiatki do kiecek niech laski noszą, przecież to już żadna różnica). Teraz wyjątkowo szkolenie z VIPem, ale wcześniej to zupełnie inna bajka. Dowiecie się z następnej książki. A propos, bardzo ładnie ta pierwsza schodzi. Dzięki za wszystkie ciepłe słowa spływające na moją skrzynkę. Za prywatne wiadomości, smsy i przybite piątki w warszawskich galeriach i klubach. To serio bardzo, bardzo miłe, że część ciebie, kolosalna praca zostaje nie tylko przez czytelników zaakceptowana, ale przede wszystkim zmusza ich do refleksji, wbija w skrajne emocje i po prostu cieszy. Teraz to już wiecie o mnie (prawie) wszystko, a ja nie wiem o Was nic. To niefair, wisicie mi piwo albo dwa. Ewentualnie wino, (koniecznie) półsłodkie. Zgoda?

Ja się zgadzam, więc zgoda.

A właśnie, łapę mi z gipsu wyjęli. Sprawność w niej taka, że mogę sobie nią co najwyżej muchy odganiać, ale będzie dobrze. Jak spytałem lekarza, co sądzi o świeżutkim RTG, na które czekałem jedyne 5 godzin w kolejce składającej się z meneli, żuli i jedynaków z poprawczaka, to przyjrzawszy się z namaszczeniem, stwierdził: “Chyba się zrasta”. No to “chyba” wypada się cieszyć. Z tym poprawczakiem i menelami nie przesadzam, chyba mecz jakiś był. Jeden typ z kołnierzem ortopedycznym wyglądał, jakby przez pomyłkę założył dwa różne szaliki (jak w tym klasyku z syntezatorem mowy Ivona). Gdyby nie slither.io, to bym tam raczej nie wysiedział. A tak człowiek poślizgał robakiem, poślizgał i czas szybciej zleciał.

Przepraszam i w ogóle, ale muszę iść spać, bo nie wstanę. W sensie wstanę, ale zapomnę połowy rzeczy. A tak tylko jedną trzecią.

Dobranoc.

W AUTOKARZE, GODZINA 10:00

 

Nosz kurwa. Otwieram tu laptopa tylko na moment, bo raz że niewygodnie pisać, a dwa że się boję, czy mi nikt tego nowiuśkiego cudeńka nie podpierdoli. Serio. Niby kupiłem bilet na stronie Polonusa, a siedzę w jakimś ukraińskim rzęchu, dziury po kulach z drugiej wojny ledwo taśmą izolacyjną oklejone. Huczy, buczy, niby zaraz pierdolnie. A w środku tak świeże powietrze, no poezja po prostu. Żeby wciągnąć nosem tę stęchłą zawiesinę trzeba podwójnie mobilizować płuca i samego siebie. Raz do wdechu, drugi, by z automatu haftem do tej atrakcji pieszczącej nozdrza się nie dorzucić. Nieopodal siada taki Ukrainiec. No ja jebię, nie mam nic do Ukraińców, niech sobie chłopak siedzi w tych dresach, niech kitra za pazuchą tę Tatrę, jeśli musi wypić. Ale dlaczego, się pytam, dlaczego tak gównem jebać chłopak musi? Czy to jakiś przykaz odgórny jest, się spytam, jak już się pytam? Jak pierwszy raz jechaliśmy z ekipą, identyczna historia była. Wracamy do autokaru po krótkim postoju, ale w mig pojmujemy, że coś nie tak. Patrzymy na ostatnie siedzenie, a tam Ukrainiec się zamenelił i raczy wszystkich smrodem. Żeby jakoś wysiedzieć pobiliśmy wszyscy rekord we wciąganiu tabaki. Na granicy celnik (chyba zaprawiony jakiś, jałowe nozdrza, bo nawet się nie skrzywił) bierze od gościa paszport, taksuje wzrokiem to menela, to jakieś bagaże obok i wypala:

 

– Andrej, a co ty wieziesz?

 

Dwa i pół kilo gówna, na sobie.

 

Dobra, wracamy do rzeczywistości. W nic nie wierzę, ale i tak się modlę, żeby podróż wytrzymać. Do Morfiny. Twardocha będę pochłaniać, zobaczymy czy się wkręci.

 

 

LWÓW, APARTAMENT, GODZINA 22:26

 

Piwo szumi mi w głowie, na spółkę z półsłodkim (nieco kiepskim) winem. Wiem, że chwilę wcześniej pisałem, że trzeźwość jest zajebista. Bo jest. Ale w połączeniu z alkoholem potrafi być jeszcze lepsza.

 

Jakby ktoś się pytał, to “Morfina” dupę urywa, wedle zapowiedzi. Dziś w autokarze 200 stron mi pykło. Chciałbym potrafić pisać aż tak dobrze. Tak się wciągnąłem, że smród, gorąc i wszelkie inne niewygody przestały przeszkadzać. Gdyby nie ta książka, chyba bym nie dojechał. A tak dojechałem.

 

Czekała na mnie na dworcu. Taksówką przecięliśmy centrum, dłonie gorące, moja wpleciona w jej dłoń. Policzek ciepły i zapach słodki. W apartamencie porozmawiać tyci, choć troszkę, dla formalności. Nie da się rozmawiać. Trzeba się rozbierać. Ciało jej spocone, chętne, wilgotne. Wygina się niespokojnie, ściany chłoną piszczenie ciche i głośniejsze, nieoczekiwane jęknięcia. Jestem zmęczony, ale jak czuć zmęczenie w takiej chwili? Nie da się. Fala za falą zatapiamy się w lepkiej, słodkiej rozkoszy. Koniec. Jakby ktoś wyciągnął wtyczkę. Ciężko jeszcze składać zdania, szukając bokserek zataczam się na ścianę, ale trzeba się zbierać. Ona wychodzi, pościel ciepła jeszcze i pomięta, a ja szykuję się na spacer. Łóżko stygnie w apartamencie, a ja stygnę już na zewnątrz.

 

Wychodzę sam. Chłonę ciasne, magiczne uliczki. Kilkaset kilometrów od Warszawy, a świat zupełnie inny. Powietrze jakieś lżejsze, lżej się oddycha. Uśmiech sam wpełza na twarz. Jest ciepło, miasto jest piękne, cudownie zachęca, macane jasnymi halogenami. Skręcam i widzę przed sobą rynek, w oddali. Jest wtorek, a deptak pulsuje masą ludzką. Poskręcaną, kolorową, radosną i żywą. Ktoś gra na gitarze. Za kolorowym, podświetlanym parawanem pary piją wino. Wolność się czuje i młodość, bardziej się moment docenia w mieście takim, jak to. We Lwowie, w królestwie moim. W mojej ucieczce i ukojeniu. Bezpieczny się tu czuję i że wszystko jest dobrze. Nie potrzebuję znajomych, dziewczyny, muzyki, telefonu. Rynek otula mnie ochronną, ciepłą bańką, w której niczego mi nie brakuje. Nie muszę nawet dziś wieczorem pić, ani jeść. Usiadłbym na ławce i też by dobrze było. A jednak piję i jem. Wbijam widelec w soczystego kurczaka, zapijam piwem i wychodzę. Bardziej duszą najedzony, jak zawsze po wizycie w Baczewskim. Po drodze do apartamentu wstępuję po wino. O dobre, półsłodkie proszę – kiepskie dostaję.

 

Te wszystkie piękne, długonogie dziewczyny. Jutro o 15 na lotnisku ląduje mój kursant i zaczynamy szkolenie. Uśmiecham się do tej myśli bardzo ciepło, bo ja po prostu kocham swoją pracę.

 

A jeśli o dzisiejszy wieczór chodzi, to pozostaje jedno tylko pytanie, mocno retoryczne. Pić więcej nieco kiepskiego wina? Pić.

 

No to nalewam.

 

Artykuł Moje królestwo pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/moje-krolestwo/feed 0
K. – opinia ze szkolenia https://v1ncentify.prohost.pl/post/k_opinia_ze_szkolenia https://v1ncentify.prohost.pl/post/k_opinia_ze_szkolenia#respond Wed, 25 Feb 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=149 Zazwyczaj opinie ze szkoleń wklejam na fanpage. To jednak nie jest opinia, a obszerny raport z całego weekendu. Został rozpisany w sposób tak ciekawy, że nie mogłem się oprzeć - musiał zagościć na łamach bloga.

Artykuł K. – opinia ze szkolenia pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Zazwyczaj opinie ze szkoleń wklejam na fanpage. To jednak nie jest opinia, a obszerny raport z całego weekendu. Został rozpisany w sposób tak ciekawy, że nie mogłem się oprzeć – musiał zagościć na łamach bloga.

 

Taką notkę zamieściłem na fanpage zaraz po szkoleniu. A jak ten intensywny weekend wyglądał z oczu kursanta?

FLASHBACK

Mijam Niemcy i próbuję sobie przypomnieć ten weekend. Siedzę w autokarze wiozącym mnie do domu. Poranek spędziłem jeszcze w Warszawie, o piątej nad ranem zamawiając taksówkę dla Ukrainki, która spędziła u mnie sporą część nocy. I to jest pewien rodzaj klamry, ładnie zamykającej ten weekend. Jak i sporą część mojego dotychczasowego życia.

Ale może wrócę do początku.

DZIEŃ PRZED SZKOLENIEM

Czwartkowa noc była dziwna. Lubię hostele, więc zarezerwowałem jeden na Chmielnej, blisko Pałacu Kultury na dwie noce. Przybyłem wieczorem mocno głodny. W moim pokoju jeden facet, mega dziwny. Z braku chęci i ogólnego przerażenia (co się ma wydarzyć, co ten Vincent mi zrobi?) wybrałem Burger Kinga i tak się strułem, że nie wiem czy bardziej mnie bolał żołądek, czy bardziej byłem blady. Na domiar złego, wracając na hostel, zorientowałem się, że w moim pokoju mieszka też kobieta karzeł.

PIĄTEK

Workshop zacząłem więc mieszanką strachu, creepy aury i rzygania w Arkadii punktualnie o 14.

Do tej pory prawie nie podchodziłem do lasek. Wszystkie kobiety, z którymi miałem kiedykolwiek kontakt pochodziły z moich kręgów znajomych i nie było tego szczerze mówiąc dużo. W życiu umówiłem się tylko raz z nieznajomą laską poznaną na ulicy, a i tak to było tylko pod pretekstem foto-sesji.

SMS Vincent: Za dwie minuty pod empikiem.

Ze spiętym żołądkiem i ogólnym psychicznym paraliżem stoję przed Empikiem zgrywając twardziela, kiedy podchodzi Vincent.

Zagaiłem optymistycznie:

– Nie wiem co ja tutaj właściwie robię.

Spoko koleś myślę. Gada ze mną wyluzowany, nie ocenia mnie. Takie pierwsze wrażenie.

Idziemy na kawę, z myślą opowiedzenia co i jak. Po drodze Vincent wyhaczył jakąś laskę na ruchomych schodach. Pierwszy raz widziałem, żeby  ktoś tak bez zastanowienia podszedł do ładnej laski i z nią chwilę pogadał. Nie zaskoczyło mnie, to, że z nią gadał, ale to jak szybko się zdecydował. Później tego dnia czasem nie wiedziałem, kiedy on znikał.

Pierwsze co – wstyd. Siedzimy pijąc kawę i on na prawdę głośno mówi w ciasnej kawiarni o co tutaj chodzi i co będziemy robili. Wstyd, że ludzie słyszą. I tu wychodzi moja pierwsza blokada, z której pączkowały takie zachowania jak ściszanie głosu w socjalnych sytuacjach. To szkolenie właściwie mnie z tego wyleczyło. Po weekendzie ci, których znam mówią mi, że głośniej i bardziej zdecydowanie mówię.

Obchód galerii i tłumaczenie, co teraz będziemy robili. Demonstracja podejść i brania numerów, ale sam nie potrafię się przełamać. Puszcza mi audio z podejścia swojego kursanta i dla kontrastu ze swojego podejścia. Tutaj dostałem pierwszego olśnienia – przecież on nic specjalnego nie mówi tej dziewczynie, ani nic specjalnego nie robi. 

Popycha mnie trochę i bam pierwsze podejście. Dosyć pozytywna zlewka. Szybki feedback idziemy dalej.

Vincent (to pytanie zadawał mi dosyć często): O czym teraz myślisz?

Ja: Yyyyy….

Kolejna blokada – zatrzymanie ekspresji i analizowanie wewnątrz. Przez te parę dni skutecznie nauczyłem się mówić co mam w głowie, bez myślenia o tym, bez takiego krytykowania siebie za to, że jestem – z czego wynikało wiele patternów w moim zachowaniu, które raczej nie świadczyły o pewności siebie.

Vincent ciągle popychał mnie do podchodzenia, ale z drugiej strony to nie było takie jak musztra, czy opierdalanie, wprowadzające stres. Czułem się normalnie przy tym gościu, dawał przestrzeń na otwarcie się.

Wyszła też kolejna rzecz – często robiłem tak, że patrzyłem na laskę, ale z myślą o podejściu odwracałem od niej wzrok, udając że jej nie widzę.

Vincent: Czy mi się wydaje, czy ty unikasz tych lasek?

Unikałem lasek całe, życie, dlatego tutaj jestem.

Kolejne podejścia tego dnia. Nie pamiętam ich wiele, wszystko zlewa mi się w jedną całość. Bodajże drugie – kobieta na ławce (czekająca na chłopaka), dosiadam się. Cześć, coś do niej mówię, a ona się do mnie cieszy. Jak to?

Mówię dalej, a ona cieszy się jeszcze bardziej. Jak to możliwe? Proponuję spotkanie, ona, że czeka na chłopaka. Idę od niej. Feedback. Trochę nienaturalnie przeszedłem do propozycji spotkania.

Okazuje się, że to wszystko jest bardzo normalne i proste. Spadł ze mnie ciężar, że muszę coś robić. Nie muszę, To było kluczowa realizacja pierwszego dnia. Nie muszę być śmieszny, nie muszę być jakiś. Wystarczy, że jestem sobą. Tylko tyle i płynę z interakcją.

Problemem pozostało jak to coś dostarczyć do laski bez paraliżowania się przed podejściem?

Vincent: Podejdź nogami, a nie głową.

Ta myśl zapadła mi naprawdę głęboko w świadomości. Nie jest sztuką się bać i nic nie robić, sztuką jest podejść razem z tym strachem. Vincent zaproponował mi, żebyśmy skupili się tylko na dniu i go wydłużyli, a kluby odpuścili. Chodziło tylko o to, żebym się zaczął czuć bardziej swobodnie. Ok, to świetny pomysł.

Końcem dnia, totalnie zmęczony stoję z Vincentem przed kawiarnią i mówimy, on ciągle stara się popchnąć mnie do kolejnego podejścia. A może ta, a może tamta.

Bam, idzie jakaś w naszym kierunku, pokazuje mi ją. Myślę, dooobra, chuj, będę miał święty spokój. Robię dwa kroki w tył, zachodząc jej drogę, patrząc w oczy bez słowa, wyciągam do niej dłoń. Ona podaje z uśmiechem, mówię, że K.

Nie wiem o czym rozmawialiśmy, ale po paru sekundach pokazuję jej dłonią, że idziemy. No to idzie ze mną i rozmawiamy o czymś.  Okazuje się, że z Ukrainy. Po paru minutach mówię, że idziemy na kawę. Ona bardzo chętnie. Z kawiarni na kanapy, siedzimy, rozmawiamy, napięcie rośnie

– Nie patrz tak na mnie, nie możesz tak patrzeć…

Numer telefonu sam się bierze, w głowie mam – kurde, czuję, że mogę z nią iść dalej, do niej, do mnie, gdziekolwiek. Ale mam przecież to szkolenie, ona coś ględzi, że do domu musi. Ok, nuda się wkradła odprowadzam ją do drzwi i buzi na do widzenia.

Od razu inaczej się czuję. Jakby to się nie stało na prawdę. Nigdy tak nie wyhaczyłem laski z biegu na randkę. Nigdy. To było takie proste i jej też się szczerze podobało.

Znajduję Vincenta i opowiadam całą akcję, kwitując – to na prawdę jest takie łatwe? On, że tak i każe mi dzwonić do tej laski, żeby się dzisiaj z nią spotkać i wziąć na mieszkanie.

Tutaj wyszła kolejna rzecz – nie wiem, że coś mogę zrobić z laską i tego nie robię. A raczej czuję, że mogę, ale sobie nie ufam, bo do tej pory tego nie robiłem – mogłem z nią od razu wyjść do mnie.

Ok, dzwonię i się ustawiam na później – ona się zgadza. Rezerwuję hotel, uciekam z mojego creepy hostelu. Dziewczyna jednak odwołuje spotkanie, przekładam je na kolejny dzień.

SOBOTA

W sobotę nadal mam opory przed podejściami, ale dużo mniejsze. Czuję się dużo lżej. Jakby wiele rzeczy wypalało się w mojej głowie. Tematem tego dnia jest zabieranie lasek na randki i jak to wygląda. Opowiada mi proste, kluczowe rzeczy, które później tego dnia okazały się pomocne.

Dużo dało mi też pokazanie jak radzić sobie z oporami kobiet. I znowu siedzenie w kawiarni i mówienie głośno o tym co robimy, kiedy ludzie dookoła słuchają. Dużo lepiej czuję się w tej sytuacji, już się nie peszę.

Czaję się za laską przed sklepem, ale coś nie wychodzi, Vincent idzie do kibla i zauważam, że sam z siebie nie potrafię się przemóc do podejść, choć laski mnie mijają. Przerywam piorunującą rozkminę blondynką wchodzącą do Reserved. Widziałem tylko z profilu, ale coś w sobie miała. Idę do niej, zachodząc od przodu, aby ocenić, czy ładna. Oceniam, a ona idzie w moją stronę, cóż mogę zrobić? Zachodzę jej drogę z uśmiechem i mówię – w czym mogę pomóc?

Ta, że szuka płaszcza jakiegoś… ale patrząc w moje oczy, swoim przenikliwym spojrzeniem przerywa pytaniem:

Ale ty tu chyba nie pracujesz?

– Nie.

– To w czym chcesz mi pomóc?

– W towarzystwie.

– Aaaa, ok…

Krążę z nią po sklepie, jej humor się poprawia, widzę w oczach „ten koleś jest spoko”.

Jak już podejdę do laski, to słowa same mi przychodzą i trudno wyczerpać materiał. Gorzej, kiedy pojawiają się jej opory.

– To co, chodzisz tak i zaczepiasz ludzi?

– Przyszedłem z kumplem na zakupy.

Gadka gadka, gadka, ona coraz bardziej się uśmiecha.

– I co teraz będziesz robił?

– Pójdę z Tobą na kawę.

Patrzę jej w oczy bez zrywania kontaktu. Ona się rumieni. Ucieka, że nie pije kawy.

– To posiedzisz ze mną i przemyślisz płaszcze i torebki.

Ona, że nie i coś tam, ale pod tą rozmową zaczęło się tworzyć coś fajnego. Taka typowa gra kobieta – facet, gdzie zwyczajnie jest przyjemnie dla obu stron. Była ogólnie na nie, więc ją odpuściłem.

Feedback od Vincenta, że w sumie to zajebiście mi idzie. Tylko za szybko odpuszczam. Można wyciągnąć z interakcji 70%, a można 100%. 

Nauczyłem się mówić mu wszystkie moje wątpliwości i myśli, które tworzą moje zachowania. On to szybko palił, do tego stopnia, że później od razu, kiedy coś pojawiło się w mojej głowie, co mnie ciągnęło w dół, od razu mu o tym mówiłem. Inna sprawa – Vincent mówi mi swoje spostrzeżenie – laski są mną zainteresowane, z tego co widzi chcą ze mną gadać, wyglądają na zadowolone. Dobrze to słyszeć, bo sam w sumie widziałem to, ale jakbym w to sam nie wierzył 🙂

Spacerujemy dalej. Pokazuje mi jakąś laskę opartą o balustradę, że fajny tyłek i nogi. Gdy do niej podszedłem już siedziała.

Dosiadam się, patrząc w oczy z uśmiechem, zanim się odezwałem ona wyciągnęła do mnie dłoń, przedstawiła się i popatrzyła w taki sposób w moje oczy, że aż zrobiło mi się gorąco. Od pierwszej sekundy gadamy właściwie tak jakbyśmy się znali. Super naturalnie. Zwyczajna gadka, a pod powierzchnią czuć seks.

Ona do mnie mówiła, a ja czułem jej słowa w moim kutasie. Wiem, że ona też to czuła. Co chwilę się peszyła i spuszczała wzrok, patrząc na moje spodnie. Czeka na kogoś, więc biorę numer luźno umawiam się na później. Nie chciała ze mną teraz iść na kawę. Odchodzę od niej z buzi w policzek.

Idę i nie wierzę w to co się stało. Absolutnie nic nie robiłem, nic nie próbowałem. To było magiczne podejście z seksem między słowami.

Opowiadam Vincentowi całe zajście podekscytowany, a tutaj telefon, dzwoni ona, że w sumie to może napić się ze mną soku, TERAZ.

 

Rozmowa, prowadzę ją do soków. Ona kupuje mi sok. I jeszcze walczy, że to ONA stawia, okej, nie protestuję. Rozmawiam z nią, cały czas wisi coś w powietrzu, ale jakby opada. Chwilę rozmawiamy, ona ciągle od kogoś odbierała telefon, jakiś koleś (o którym mówiła per „osoba”), i miała się z nim spotkać za moment. Buzi w policzek i umówienie się na później (ale ostatecznie stwierdziła, że nie ma czasu).

Czuję się jak jakiś jebaka. Nie wierzę w to, co się dzieje.

Dalej nie pamiętam co robiliśmy. Wiem, że na wieczór miałem umówioną Ukrainkę. Mając kilka opcji i fajnych interakcji danego dnia opada presja. Widzisz, że możesz i widzisz, że możesz na prawdę łatwo. Tego wieczoru jeszcze podbiłem do fajnej azjatki i trochę pogadaliśmy.

Idziemy z Vincentem na piwo po szkoleniu, chwilę pogadać.

Wieczorem przyjeżdża do mnie pod sam hotel Ukrainka poznana poprzedniego dnia. Mogłem ją od razu zgarnąć do siebie, ale idę z nią jeszcze na krótki spacer i herbatę, bo wydaje mi się, że muszę zbudować komfortową atmosferę. A chodzi tylko o to, żebym ja czuł się komfortowo. Samym tym, że wydaje mi się, że coś muszę wprawiam się w niekomfortowy nastrój, który próbuję zdjąć. Bez sensu 🙂

Jesteśmy u mnie w pokoju, pokazuję jej coś na kompie i uczę polskiego, dotykając części ciała – to jest noga, to jest szyja, to jest policzek. Gadka szmatka, całuję. Biorę ją na łóżko, sadzam na siebie okrakiem, całujemy się, ale czuję, że ona się za bardzo wkręca w samo całowanie, ale rozebrać się nie daje. Podciągam jej koszulkę, liżę sutki, ręką jadę na jej cipkę.

Ogólnie był ciągły opór, więc po czasie odpuściłem parcie na seks tego dnia. Położyłem się wygodnie, dałem jej głowę na mój brzuch i tak sobie leżeliśmy na łóżku gadając, aż zaczęła się otwierać. Kolejna próba, kolejny opór. Zawija się na chatę trochę jakby wkurwiona :).

NIEDZIELA

Niedzielne szkolenie. Krążymy i bam, widzę jakąś zagubioną blond sarnę szukającą czegoś na tablicy informacyjnej. Podchodzę (tym razem to Vincent nie zauważył, że zniknąłem).

– Cześć, czego szukasz?

– English please.

I zaczynam z nią gadać po angielsku. A ona się czerwieni. Okazało się, że Białorusinka. Szukała kantoru, więc mówię, że zaprowadzę ją (choć sam nie wiem, gdzie jest). Idziemy tak, wolno, blisko siebie, bo ona cicho mówi, więc ramię w ramię, gadka. Po drodze pytam jakiejś ekspedientki gdzie tu jest kantor. Pokazuję  mojej blondi i czekam przed. W oddali widzę Vincenta obserwującego, jak sobie radzę.

Ona wychodzi do mnie, mówię, że możemy w sumie na chwilę iść wypić kawę. Ona, że chętnie. Siedzimy w kawiarni i całkiem fajnie się rozmawia, ale jakoś zbyt neutralnie jak dla mnie. Niby patrzy mi w oczy, niby się uśmiecha… Ok, ustawiam się z nią na później, ona daje mi swojego FB. Miała na prawdę piękne foty.

Krążymy z chłopakami, Vincent opowiada mi różne ciekawe rzeczy. Stwierdzam, że na takim szkoleniu zbyt dużo teorii jest zbędne, bardziej chodzi o to, żeby spędzić z kimś czas, zobaczyć jak zachowuje się trener, jaką ma energię. Jakby z automatu przejmujesz od niego pewne rzeczy bez zbędnych słów. I w  sumie tak właśnie było.

Vincent ma bardzo pozytywne nastawienie do wszystkiego. Wydaje się, że jeśli ja mam do czegoś negatywne, on to jakby ignoruje, pokazując mi dla kontrastu jak można pomyśleć w inny sposób.

Nauczyłem się kuć żelazo póki gorące, cisnąć zamiast myśleć. 

Za jakiś czas Vincent mówi, żebym ustawił się z Ukrainką na wieczór. Dzwonię, gadam moment i akurat widzę, że w moim kierunku idzie Białorusinka poznana wcześniej – kontakt wzrokowy, rozłączam się z Ukrainką w połowie zdania.

Mówię Białorusince, że wysłałem jej wiadomość na FB, i że widzimy się wieczorem o 19, odbiorę ją spod jej hostelu. Ona że spoko, będzie czekała.

Oddzwaniam do Ukrainki i umawiam się na wieczór. Mam ustawione dwa spotkania na dziś. Pierwszy raz w życiu 🙂

Niedzielne szkolenie kończymy na piwie i spoko rozmowie. Vincent to konkretny facet, który nie wstydzi się siebie. Ta aura naprawdę się udziela człowiekowi, kiedy przebywasz w jego towarzystwie. Wręcz chce się spędzać z nim czas. Rozpierdolił mi dotychczasowe braki w postrzeganiu relacji z kobietami.

O 19 jestem pod hostelem Białorusinki i zabieram ją coś zjeść.

Zauważam w ogóle, że nie muszę jakoś specjalnie organizować randki albo nawet robić czegokolwiek co jest randką. Idę na miasto coś zjeść, bo jestem głodny, przy okazji zabieram poznaną wcześniej tego dnia kobietę. Proste? Poszerzam naturalny rytm dnia o kobiety, nie robię nic specjalnie pod nią.

Idziemy do Pizza Hut, naprawdę spoko sobie gadamy, siedząc udo w udo (choć na początku trzymała dystans). Trochę się zaczynam nudzić, więc mówię chodź kupimy wino i pojedziemy je wypić.

– Gdzie, na dworze wypijemy?

– Nie, u mnie 🙂

– Ok… (ale bez przekonania)

Tutaj zauważam, że trochę się spinam, kiedy mam konkretnie zaproponować coś, bo ona naprawdę mi się podoba.

Idziemy do monopolowego. Ona coś, że nie będzie i tak piła. Ok, wychodzimy, idziemy na miasto, się przejść.

– Jedźmy do mnie na chwilę, nie chce mi się łazić kiedy jest tak zimno.

– Mam złe doświadczenia, kiedy mężczyźni proponują mi, że zabierają mnie do siebie tylko na chwilę.

– Nie jestem takim facetem… gejem też nie 🙂 (ok, to było słabe)

Gadamy, nie tłumaczę nic, po prostu mówię mhm, okej.

Idziemy dalej w stronę centralnego. W sumie to było wszystko przyjemne, ale w całej interakcji brakowało mi tego czegoś – seksu. Zbyt neutralnie.

Dzwoni do mnie Ukrainka, nie odbieram.

Bierzemy kawę do ręki w jakiejś knajpie i błądzimy dalej. Odprowadzam ją pod hostel, kolejny raz mówiąc, żeby szła do mnie, że pojedziemy taksówką – w tym momencie już po nią dzwonię. Ona że nie i się śmieje. Ale nie była ani przez moment opryskliwa, ani niemiła. Ogólnie spędziliśmy może ze 3 godziny, dosyć luźno, i nawet mając głębszy kontakt niż taki wynikający z gadania o pierdołach.

Czeka ze mną na taxi.

– Fotografowałaś Warszawę? (była tu na wycieczce)

– Nie, wiesz co, wolę mieć wspomnienia, zapamiętać to miasto wewnątrz mnie, zamiast mieć zdjęcia.

Podjeżdża taksówka, dziewczyna żegna się ze mną, idzie. Mówię, żeby zaczekała, podchodzę ze słowami – chcę mieć inne wspomnienia – idę po pocałunek. Ona zaczyna się śmiać i że nieee :).

W tej interakcji mogę sobie zarzucić, że nie próbowałem wcześniej się za nią zabierać. Czasem miałem ochotę, ale wydawało mi się, że to zły moment…

Wsiadam do taksówki, dzwonię do Ukrainki. Ona trochę niechętna, żeby do mnie przyjechać, bo późno, bo zmęczona. Ja mówię, że dzisiaj akurat jestem  wolny, a w tygodniu nie będę miał czasu, żeby się spotkać i nie wiem kiedy się znowu zobaczymy.

– Czym będziesz zajęty? Innymi kobietami?

– Nie mam kobiety.

Widziałem spojrzenie taksówkarza we wstecznym lusterku, który widział, jak próbowałem pocałować tamtą Białorusinkę.

Ona, że trudno, jest zmęczona i ta sama gadka. W końcu odpuszczam i mówię okej, to zostań w domu, jeśli jesteś zmęczona. Zaczynam z nią dosyć naturalnie się droczyć.

Dojeżdżam do hotelu, mówię znowu, żeby wpadła, obejrzymy film.

– Ooo, filmy uwielbiam.

Przyjeżdża w tak krótkiej mini, że prawie widzę jej majtki.

Tutaj zobaczyłem jak warto być wytrwałym przy oporach i w ogóle się nimi nie przejmować.

Oglądamy film. Prawie zasypiam, nie mam pojęcia co oglądamy, czas płynie szybko. Ona mnie co chwilę całuje, leżymy na łóżku obok siebie, zmieniamy pozycje, przytula mnie, ja przytulam ją. Zaczynam ją całować i dobierać się do niej. Ona oczywiście opór. Wstaje i siada na krześle obok łózka, obrócona do mnie bokiem i mówi:

– Tak będę siedziała.

– Okej.

Odwracam się od niej i oglądam film, zasłaniając jej ekran :). Wraca do mnie i gryzie mnie w wargę.

Jestem totalnie wyluzowany i widzę, że nie byłem aż tak z Białorusinką, bo uznałem ją za bardziej atrakcyjną. Dobry kontrast, dający zrozumienie pewnych rzeczy.

– I po co tu przyjechałaś? Posiedzieć chwilę, i znowu pojechać do domu? Weź się nie wygłupiaj.

Powiedziałem to na totalnym luzie, nawet w pewien sposób ją opierdalając. Nie miałem w głowie, że będzie seks. Zapowiadało się, że nie.

Rozbieram się do bokserek. Kładę się do spania. Ona, że zaraz jedzie. Ja, że okej. Kładzie się przy mnie.

Zbliżam do niej usta, ale nie całuję. Po prostu mam twarz przy jej twarzy, milimetry od siebie, delikatnie dotykając jej skóry i tak przesuwam moimi ustami, do jej szyi, policzków. Nie całując, zaczyna mnie to nic nierobienie nakręcać i ją też. Kładę się na niej i całuję mocno, wydając jakieś dźwięki z  krtani. Ona aż się grzeje.

Gniotę jej cycki i masuję cipkę. Ona prawie dochodzi. Ale co chwilę zamyka się na moment w sobie, jakby sparaliżowana, zabiera moją rękę. Wtedy na moment zwalniam.

– Popatrz na mnie.

I znowu zaczynam. Ściągam jej bluzkę i stanik. Ona protestuje, ale tylko słowami, ja nie przestaję. Rajstopy.

– Nie ściągaj mi rajstop, protestuję.

Po prostu zabieram jej ręce na bok i ściągam rajstopy.

Biorę ją na siebie, siedząc na łóżku, tak, żeby mogła się ocierać cipką o mojego kutasa. Pomagam jej dłonią, ona mnie tak pieprzy przez majtki i odpływa przy tym, ale w każdej chwili, gdy ściągam jej majtki albo odchylam ona się znowu zamyka i protestuje.

Kładę ją na plecy, wyciągam kutasa, odsłaniam jej majtki i biję ją po cipce :).

Ona się opiera przed wsadzeniem.

Ok, znowu spokój, i znowu ją zaczynam nakręcać. Wkładam w nią palec i kładę jej dłoń na moim fiucie.

Biorę prezerwatywę i ona znowu się wyłącza, zasłania dłońmi piersi (choć jest prawie naga u mnie od jakiejś godziny) i patrzy zamrożona w sufit.

Jakoś nie mam parcia na seks, więc odpuszczam. Może ona jest zbyt zamknięta w sobie i niepewna?

Kładę się do spania i mówię, żeby została. Ona, że nie.

Chwilę leżymy ja goły, ona w majtkach. gadamy. Znowu się z nią droczę tak, że ona wchodzi pod kołdrę i próbuje zasnąć,  za chwilę wstaje i próbuje założyć biustonosz, ja mówię, że okej, ubieraj się, i kładę jej dłoń na cipce i pomału masuję. Dziewczyna jest zdezorientowana.

Znowu się kładzie, biorę jej rękę, żeby pobawiła się moim ptakiem.

Za jakiś czas dzwonię jej po taksówkę, bo już jestem naprawdę śpiący :). Znowu lekko wkurwiona wychodzi :). Jest godzina 5:00.

Zasypiam.

 

 

OŚWIECENIE

 

Budzę się i czuję się jak młody bóg. Zdecydowany, odporny na zlewki. Ten weekend mnie zmienił, z przestraszonego, nieśmiałego faceta, w młodego lwa, który zaczyna się z każdym dniem nakręcać.

Taksówkarz odwożący mnie na miejsce mówi, po krótkiej rozmowie, że rzadko trafia na tak normalnych ludzi. Nawet oferuje mi, żebym sobie z nim posiedział jeszcze chwilę, bo na dworze zimno, a i tak nie ma kursu.

Ekspedientki w sklepach się uśmiechają, ogólnie widzę, że kobiety jakoś cieszą się do mnie w neutralnych rozmowach. Mam wrażenie, że ludzie bardziej słuchają co mam do powiedzenia, niż kiedykolwiek.

Zacząłem pisać ten raport w busie, w którym wyhaczyłem pewną Rudą laskę i luźno umówiłem się z nią na ten tydzień. Sama inicjowała jakieś wyjście na fajkę albo rozmowę.

Jadąc pisałem też z moją nauczycielką on-line portugalskiego, która od słowa do słowa zaczęła się masturbować, wysyłać mi zdjęcia swojej cipki i filmik jak dochodzi. A doszła 3 razy, albo 4. W nagrodę wysłałem jej zdjęcie mojego kutasa :).

– Put the phone on your pussy.

– Ok.

Zacząłem do niej dzwonić, a telefony mają wibracje…

Nigdy nie widziałem jej na oczy, ale chce do mnie przyjechać w wakacje.

Znajomy dzisiaj, dwa dni po szkoleniu zapytał mnie po krótkiej rozmowie przez telefon – co się z Tobą stało, gdzie jest dawny K.? 

Nie mam już ochoty słuchać czyichś narzekań albo pozwalać ludziom na ściąganie mnie do ich smutnych przekonań.

Właściwie to czuję się bardziej sobą, niż byłem do tej pory. Wiem co mam dalej robić, to wszystko to dopiero początek. 

 

Jestem podekscytowany.

Artykuł K. – opinia ze szkolenia pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/k_opinia_ze_szkolenia/feed 0
Październik był boski https://v1ncentify.prohost.pl/post/pazdziernik_byl_boski https://v1ncentify.prohost.pl/post/pazdziernik_byl_boski#respond Wed, 30 Oct 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=75 Warszawa podoba mi się coraz bardziej. Przez pierwsze parę tygodni nie działo się kompletnie nic, za to teraz dzieje się tyle, że nie wyrabiam się na zakrętach.


Artykuł Październik był boski pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Warszawa podoba mi się coraz bardziej. Przez pierwsze parę tygodni nie działo się kompletnie nic, za to teraz dzieje się tyle, że nie wyrabiam się na zakrętach.

Godzinę przed tym, jak przyjechał do mnie kursant z mieszkania wyszła dziewczyna, którą poznałem dzień wcześniej. Byłem trochę zmęczony, ale jednocześnie podekscytowany kolejnym szkoleniem. Po trzech wyczerpujących dniach mogę stwierdzić, że znów, tak jak na samym początku mego rozwoju przekraczam swoje granice, co daje mi niesamowitą satysfakcję i świetne wspomnienia.

Na wcześniejszych coachingach łapałem się na tym, że pokazując kursantowi, jak powinno się podchodzić do dziewczyn robiłem to dla niego, nie dla siebie, przez co nie czułem z tymi kobietami żadnego połączenia. Zebranych numerów nawet nie zapisywałem w telefonie. Tym razem było inaczej i wiem, że w końcu odnalazłem w tym wszystkim równowagę. Efektem tego była sytuacja, w której całowałem się z nowo poznaną dziewczyną w galerii handlowej, a kolejnego dnia, gdy wracałem z kursantem z klubu – z kobietą w metrze, po minucie rozmowy.

Odnoszę wrażenie, że proces uwodzenia sprawia mi większą frajdę, niż kiedykolwiek wcześniej, a uczenie moich kursantów jest dużo bardziej efektywne. To niesamowite uczucie, widzieć faceta, który jeszcze dzień wcześniej był w klubie sparaliżowany, a następnej nocy sprawnie zabiera dziewczyny z parkietu na loże, gdzie… no, jest miło.

Wiem, zaniedbałem moje dziecko. Wszystko przez rzeczy, które ogarniam i dziewczyny, które ogarniają mnie. Ostatnio jedna z Czytelniczek, którą poznałem w Białymstoku opieprzyła mnie, mówiąc, że powinienem częściej pisać. Obiecuję poprawę i dwa nowe artykuły w tygodniu.

Odezwała się do mnie Różowa. Między nami już wszystko skończone, dlatego bardzo się zdziwiłem. Oczywiście wysłała smsa „przez pomyłkę, ale przy okazji – co słychać?”. Zabawna zagrywka. Z ciekawości się z nią spotkam na piwie, ale z zastrzeżeniem, że ona stawia.

Byłem ostatnio na najgorszej oraz na najlepszej randce w życiu.

Najgorsza randka – dziewczyna wyglądała dwa razy gorzej, niż w momencie, gdy ją poznałem. Usiedliśmy w knajpie i okazało się, że laska nie ma absolutnie nic ciekawego do powiedzenia. W dodatku jechało jej z ust jak z krypty. Ulotniłem się w tempie ekspresowym, to był chyba rekord, wyszedłem po pięćdziesięciu minutach. Na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Dobrze, że w lokalu nieopodal siedział Red Hood, bo musiałem się przed kimś wyspowiadać i wyrzucić to z głowy. Dziewczyny, ogarnijcie się.

Najlepsza randka – kobieta starsza ode mnie, konkretna, uwodzicielska, seksowna. Świadoma siebie i tego, o co chodzi we flircie. Dawno, serio dawno nie czułem takich emocji na spotkaniu. W dodatku śliczna i bardzo inteligentna. Czy istnieje bardziej niebezpieczna mieszanka dla faceta? Śmiem wątpić. Dyskusje wciągające jak odkurzacz przeplataliśmy czułościami tak intensywnymi, że ściągaliśmy na siebie uwagę całego lokalu. Trzy godziny minęły sam nie wiem kiedy. W dodatku jej zapach… ciąg dalszy nastąpi, ale Wy już go niestety nie poznacie 😉

Organizacja czasu. Mam ostatnio bardzo wiele na głowie. Przygniatało mnie to, cały czas myślałem o rzeczach, które muszę zrobić, przez co stałem się drażliwy i cały czas spędzałem w mojej głowie. W końcu znalazłem idealne rozwiązanie – doit.im. W momencie, gdy spisałem wszystko, co jest do zrobienia i podzieliłem to na czas wykonania – dziś, jutro, zaplanowane, kiedyś etc. – poczułem wewnętrzny spokój i od teraz wykonanie czynności z listy zajmuje mi dużo mniej czasu, stałem się też bardziej efektywny.

Już 9 listopada odbędzie się pierwsza edycja projektu The Red Pill. Nie wiem, jak Wy, ale ja jestem bardzo podekscytowany i nie mogę się doczekać.

Koniec ogłoszeń parafialnych. Do przeczytania już wkrótce.

Artykuł Październik był boski pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/pazdziernik_byl_boski/feed 0