sukces – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 5 minut dłużej https://v1ncentify.prohost.pl/post/5-minut-dluzej https://v1ncentify.prohost.pl/post/5-minut-dluzej#comments Tue, 07 Aug 2018 12:03:55 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3597 5 minut. Czasem tylko tyle dzieli Cię od sukcesu. "Tylko tyle" to czasem rzeka nie do przejścia.

Artykuł 5 minut dłużej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
5 minut. Czasem tylko tyle dzieli Cię od sukcesu. “Tylko tyle” to czasem rzeka nie do przejścia.

 

Najlepsze teksty pisałem po 55 minutach gapienia się w migający kursor. Przy klawiaturze trzymał mnie tylko timer i fakt, że ustaliłem z góry, że będę siedział przez okrągłą godzinę, nawet gdyby miało to oznaczać tylko wysiadywanie hemoroidów. Atakowało mnie poczucie bezsensu, marnowania czasu, nękały myśli, że jestem pusty w środku i nie mam już nic do powiedzenia. Nagle coś we mnie pękało, myśli zlewały się w nieoczekiwany sposób tworząc sznur przyczynowo-skutkowy, odpalający żarówkę. Timer sygnalizował, że godzinę już wysiedziałem – ignorowałem go, rozwalałem tamę i zalewałem pusty ekran ciągiem znaków. Po paru godzinach okazywało się, że właśnie popełniłem jeden z lepszych wpisów na blogu. Jeden z lepszych, rozumiecie? Patrzyłem na taki tekst z wytrzeszczem i myślą “kurwa, skąd to się w ogóle wzięło?” – pamiętając, że wcześniej siedziałem bezproduktywnie, użalając się nad sobą i dobijając myślami, że się wypaliłem i nawet ze spluwą przy skroni nie byłbym w stanie wypluć z siebie ani słowa.

 

Najlepsze interakcje z dziewczynami miałem wtedy, gdy po podejściu, poznaniu na ulicy, czy w klubie – zostawałem, mimo rosnącego dyskomfortu. Mimo tego, że rozmowa nam się nie kleiła, że czułem się nieswojo i miałem wrażenie, że robię z siebie debila. Przeczekiwałem najcięższy moment wiedząc, że piłka jest na boisku dopóki ona stoi i wymieniamy słowa. Takie “słabe” podejścia przeradzały się później w niezapomniane historie. Szybką kawę, jeszcze szybsze zauroczenie i wspomnienia, do których dziś mogę się uśmiechać. A mogłem odejść – jak robi to każdego dnia większość facetów. Odciąć złe emocje, uciec.

 

Najwydajniejsze treningi na siłowni robiłem wtedy, gdy po pierwszym ćwiczeniu myślałem: “dobra, to nie twój dzień Vincent. Może daruj sobie?”. Mięśnie miałem z waty, nie czułem w ogóle kopa ani najdrobniejszej motywacji do tego, by przejść do kolenego stanowiska, założyć ciężar i przerzucać żelastwo. Mimo wszystko zaciskałem zęby, odpalałem bardziej agresywną muzykę na Spotify i zatracałem się w ćwiczeniach, realizując plan. Co działo się po 20-30 minutach? Następował wyrzut endorfin, mięśnie się rozbudzały i nie wyrobrażałem sobie nie dokończyć treningu.

 


POPROSZĘ SOK

Ludzie poddają się zbyt szybko. Trafiają na pierwszy opór, ukłucie dyskomfortu i po prostu odpuszczają. Jesteśmy dla siebie zbyt wyrozumiali, obchodzimy się ze sobą jak jajkiem, czy zastawą z porcelany. Kto nauczył nas takiego kalectwa? Pójścia na łatwiznę? Fajne rzeczy w życiu nie są łatwe i bezwysiłkowe.

 

Dlatego ci, którzy idą wydeptaną ścieżką wrzucają na fejsa zdjęcia ze smutnymi cytatami, a nieliczni, zapuszczający się z maczetą w dżunglę dostają od życia sok ze świeżo wyciśniętej rzeczywistości.

 

Źle Ci się siedzi? Dupa boli od krzesła i wkurwia Cię laptop? Wcale nie jest mi przykro. Wybór masz prosty – wstać i przegrać lub zrobić sobie herbatę, zarzucić dobrą muzykę na słuchawki i posiedzieć nad case’m dodatkowe 20-30 minut.

 

Nie wiesz, o czym z nią rozmawiać? Całe ciało krzyczy “uciekajmy stąd ty samobójco”? Dobra, wracaj do rzeczywistości, w której jesteś przeczekującą życie, bierną pizdą. Albo zostań, przecież nie zejdziesz na zawał serca. W najgorszym wypadku poćwiczysz rozmowę i pożegnasz się z nią 5 minut później, w najlepszym – będziesz miał o czym opowiadać dzieciom (może z pominięciem niektórych “detali”).

 

Ciało boli, ciężary ciężkie, może po prostu siłownia nie jest dla Ciebie? Halo, mam newsa – wysiłek fizyczny nie jest DLA NIKOGO. Bo naszym podstawowym programem jest się nie przemęczać i mieć wyjebane w marnotrawienie energii, którą możesz przeznaczyć na walenie konia i gówniane produkcje Netfliksa. Możesz to olać. Możesz zostać. Ja mam to w dupie, ale Ty powinieneś się poważnie zastanowić. Czasem, na wyjątkowo ciężkich treningach, gdy przy ostatnich powtórzeniach miałem ochotę po prostu wszystko pierdolnąć i wrócić do domu, wyobrażałem sobie, że obok stoi mój trener – potężny, napakowany i lśniący murzyn, który drze się na mnie: “CIŚNIESZ, CIŚNIESZ, NIE BĄDŹ FRAJEREM!”.

 

Może śmieszne, może początki choroby psychicznej, ale działa. A jeśli działa, zostaje dodane do arsenału, którym musztruję mózg każdego dnia.

 


Nie chcę tu brzmieć jak wasz tatuś albo nadgorliwy kołcz motywacyjny, ale po prostu wkurwia mnie, że tyle osób na całym świecie wiedzie przeciętne życie wyprane z sukcesów i osiągania celów TYLKO dlatego, że poddaje się od razu, gdy robi się zbyt ciężko. Że nie wytrzymuje dodatkowych 5 minut, które mogą zmienić absolutnie wszystko.

 

Ostatnio w 5 dni zrobiłem 86 kilometrów po górach. Trzeciego lub czwartego dnia miałem kryzys. Mięśnie w nogach paliły, z nieba lał się żar zalewając czoło strugami potu, utykałem i miałem wrażenie, że wypruty jestem z jakiejkolwiek energii – a przed sobą miałem 8 godzin wspinaczki. Gdybym mógł zawrócić, zrobiłbym to – ale nie mogłem. Po 15-20 minutach marszu “rozchodziłem” nogi. Po kolejnej godzinie zapieprzałem jak z motorkiem w dupie, generując energię chyba z powietrza. Mimo wszystko przerażał mnie widok wysokiej góry, na którą maszerowałem, na której ledwo majaczyły mikro sylwetki innych ludzi. Mózg wołał “nie dasz rady”, więc skupiałem się na mniejszych celach. Ten pagórek, te dwa kamienie – pokonam je w ten sposób. W dodatku, schronisko na szczycie wyglądem przypominało klasztor z filmu Batman Begins – do którego wspinał się młody Bruce, zanim został Batmanem. Puściłem sobie więc soundtrack z tego filmu, dokładnie tą samą piosenkę, która leciała podczas scen ze wspinaczką. Po godzinie byłem na szczycie i wcale nie tak zajechany, jak obiecywał mi mój skatowany umysł – co więcej, dzięki wkręcie z Batmanem ten wysiłek był przyjemny i dał mi dużo frajdy.

 

Twoja głowa zrobi wszystko, by pójść na łatwiznę, omamić Cię i zrobić w chuja. Podsunąć Ci łatwiejszą, bezwysiłkową drogę, prostsze rozwiązanie. Twoim zadaniem natomiast jest taki bullshit wykryć i przechytrzyć mózg.

 

Jeszcze 200 metrów.

 

Jeszcze 5 minut.

 

Jeszcze to ćwiczenie.

 

Czasem tylko tyle dzieli Cię od sukcesu. “Tylko tyle” to rzeka nie do przejścia dla większości osób. Bądź inny. Zaciśnij zęby i idź przed siebie. Palące pragnienie ugasisz sokiem ze świeżo wyciśniętej rzeczywistości.

 

Artykuł 5 minut dłużej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/5-minut-dluzej/feed 6
Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent#respond Tue, 09 May 2017 17:55:45 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2704 To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który - przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania - w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką...

...które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który – przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania – w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką…

…które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

(gdy piszę te słowa jest 18:43, 9 maja, za oknem pada śnieg, z głośników hipnotyzująco zawodzi Chris Corner)

Misio

Pies zdychał. Leżał przy budzie, z której płatami odchodziła zgniłozielona farba. Jego futro było wyblakłe, poszarpane, skołtunione. Pysk nosił głębokie blizny po latach zaciekłych walk z psami z sąsiedztwa. Misio nie skończył się dziś. Misio kończył się latami. Wpierw rozpędzona furgonetka i przetrącona miednica – wylizał się. Później złamana łapa, która zrosła się zaskakująco szybko, sprawiając jednak, że zaczął kuleć. Poharatany do nieprzytomności dochodził do siebie przez dwa tygodnie po tym, gdy stanął w obronie dziadka i sam – zwykły kundel – z furią zagrodził drogę dwóm owczarkom niemieckim, przyjmując głębokie, szarpane rany od kłów. Kolejne przygody zostawiały coraz głębsze ślady, Misio powoli się rozpadał i oddalał. Uwielbiałem tego psa, a teraz mogłem tylko patrzeć mu w oczy, które nie świeciły już blaskiem, słuchać jak sapie ciężko, zupełnie jakby chciał się na coś poskarżyć. I był z tym sam. Kręciłem, kręciliśmy się obok, a jednocześnie byłem, byliśmy daleko i nic nie mogliśmy z tym zrobić. W swoich ostatnich chwilach Misio stał się metaforą samotnej drogi, którą wszyscy idziemy. Jak obraz namalowany drżącymi palcami, maczanymi w smoliście czarnej farbie. I mimo, że nie byłem już szczeniakiem i oglądałem ten obraz wielokrotnie, nurzając się w nim w myślach, tracąc w ten sposób beztroskie dzieciństwo, to wciąż byłem wstrząśnięty. I jak za każdym razem, nie mogłem nie patrzeć na zjawisko w szerszej perspektywie.

Jesteśmy sami

Jesteśmy razem, a jednak osobno. Nikt za Ciebie nie podejdzie do tej fajnej dziewczyny, na którą się lampisz. Nie zdejmie z barków brzemienia straty i nie zatka podziurawionego jak sito serca. Nie pomoże przełknąć porażki, której smak wykręca Ci twarz, jakbyś próbował przełknąć miąższ wściekle gorzkich cytryn. Nie uwolni od odpowiedzialności za rzeczy, których nie zrobiłeś, zobowiązań, które ciążą jak betonowe buty, nie wyswobodzi z obietnic wobec samego siebie. Rodzice mogą przygotowywać dziecko na moment zderzenia się z prawdziwym życiem, ale nie da się z nim oswoić inaczej, niż go doświadczając. Mogłeś słyszeć o tym, żeby się nie przejmować, gdy ktoś się z Ciebie śmieje, ale w momencie, gdy zostałeś po raz pierwszy ośmieszony na forum klasy, zapiekły Cię policzki i nie wiedziałeś co zrobić z oczami. To było przytłaczające. Tak samo wystąpienie z referatem i pierwsze, rozpalające żołądek uczucie do kogoś, kto miał Cię w dupie. Maturalny stres, odpowiedzialność za uczucia osoby, z którą poszedłeś do łóżka, praca i obowiązki, płacenie rachunków. Te wszystkie dziwnie obce, strasznie głębokie uczucia powiązane ze wspomnieniami, przemijaniem, planami. Myśli, które przelatują przez głowę, gdy patrzysz w lustro. Czasem się do tego odbicia uśmiechasz, czasem nim gardzisz.

10 procent

I z tym wszystkim jesteś sam. Byłeś i będziesz.

Jesteśmy sami ze swoimi głębokimi emocjami, demonami, planami, zmartwieniami, kompleksami. Innym ludziom pokazujemy czubek góry lodowej, ledwie dziesięć procent siebie. Marne, wymuskane dziesięć procent zdatne do publikacji wysuwamy na linię frontu, w odwodach kłębiąc tsunami gotowe do tego, by w końcu uderzyć z pełną mocą. Przetoczyć się jak buldożer się przez konwenanse, zmiażdżyć plastikowe uśmiechy, powyrywać z korzeniami maski i rozszarpać wszystko, czego nie chcemy, a musimy. Albo schować się, zaszyć głęboko, uciec.

 

Ostatecznie jesteśmy sami, żyjemy sami i sami też umrzemy. Z innymi ludźmi możemy jedynie przebywać – każde z nas ma inną ścieżkę, priorytety, swój interes. Nikogo nie obchodzi Twój płacz, łkanie po nocach i złamane serce. W kolektywnej dupie mamy Twoją samotność, radość, wysokie loty i ciężkie upadki. Możesz kogoś zainteresować swoją historią, ale tylko na tyle, na ile ta osoba ma pamięci podręcznej – bo całą resztę mocy przeznacza na utrzymanie własnego, rozklekotanego życia w jakiejkolwiek zdatnej do funkcjonowania formie. Szok życia, ładna nazwa, tak będę na to mówił. Ludzie, doznając szoku życia próbują unikać tych rzeczy i wrócić do słodkiego, beztroskiego dzieciństwa – które było tylko iluzją, więc muszą stworzyć sobie kolejną iluzję, wirtualną, wolną od odpowiedzialności rzeczywistość. To generator dorosłych, bezradnych dzieci, uciekających od konsekwencji miękkich jak faja facetów i rozlazłych ciamajd – lasek, które są w stanie zgubić się na osiedlu w kwadrat i dzwonić po pomoc, lamentując przy tym, jakby właśnie straciły po pijaku dziewictwo.

 

Takie osoby nie mogą pogodzić się z tym, że jesteśmy sami, przez co odcinają sobie dalszą drogę eksploracji – skupiając się na oszukiwaniu samych siebie, unikaniu odpowiedzialności.

 

To dobrze, że jesteśmy sami

Nie możemy do końca poznać drugiego człowieka lub sprawić, by on zrozumiał nas – to smutne, zgadzam się.

 

Musimy dokonywać wyborów w samotności, nie dzieląc się z nikim konsekwencjami – czasem może przytłaczać, racja.

 

Tylko, zamiast skupiać się na tym, co smutne, przytłaczające i poza naszą kontrolą, może skierujmy uwagę w przeciwnym kierunku? To pobite, zmiażdżone ciężkim butem szkło to była kiedyś szklanka. Kałuża wokół wypełniała ją i ta szklanka była do połowy pełna, nie pusta.

 

Pełna. Rozumiesz?

 

Ucz się uśmiechać do odpowiedzialności, bo ona sprawia, że jesteś silny i ugruntowany, trzymasz się kupy. Baw się decyzjami wiedząc, że w dłoni ściskasz swoją przyszłość – możesz popchnąć ją w dowolnym kierunku. Wyciągaj wnioski z konsekwencji swoich decyzji i pamiętaj, że błędów nie popełnia tylko ktoś, kto ucieka od życia, nie wykonuje działania, cofa się w rozwoju i zamiast korzystać z codzienności, zamienia się w bezczynną, przerażoną larwę – z której oczywiście może coś wyrosnąć, zgadzam się, ale z całą pewnością nie będzie to motyl.

 

Możesz zejść w głąb siebie. Wyjść naprzeciw życiu, akceptując wszystkie wyzwania, które wiążą się z wybraną przez Ciebie drogą. Brać je na klatę i stawać się w tym lepszym. Odkryć w sobie całą galaktykę mechanizmów, zależności. Warstw przekonań, pragnień, motywacji i utkanych z nich uczuć. Dojść do tego, co Ciebie pasjonuje i podążyć za celem, wyruszyć w podróż. Możesz poznać, zaakceptować, pokochać siebie i ukierunkować cały swój wysiłek na to, by wzrastać, czuć się dobrze i tą energią się dzielić z innymi. Na pewnym etapie, jedyne co możesz zrobić, to szlifować swoje 10 procent w taki sposób, by dawać ludziom wartość. Zamienić je w coś pozytywnego, dającego nadzieję, inspirującego innych. Dzięki temu przyciągniesz wartościowe osoby i przestaniesz otaczać się spanikowanymi dziećmi.

 

Na pewnym poziomie wciąż będziecie mieli siebie nawzajem w dupie, bo przecież żyjemy sami i sami umieramy, ale jednocześnie, pomimo tego, będziecie mogli kolektywnie wzrastać, dzielić się wiedzą, doświadczeniem, zajebistymi emocjami i determinacją. Wraz z doświadczeniem uświadomisz sobie, że nic w Twoim życiu nie musi być, “bo tak”. Nabierzesz świadomości, że możesz wszystko poruszyć, zmodyfikować, poddać działaniu swojej woli. Tak, to brzmi jak kołczingowy bullshit, ale zaczniesz rozumieć, że każde banalne, żałosne motywacyjne powiedzonko zdaje się być kupą gówna tylko do momentu, w którym staje się podstawą Twojego życia. Z perspektywy zauważysz, że tutaj chodzi o ogólne koncepty i ścieżki, a mniej o detale.

 

To będzie jak spacer w parku. Będziesz kroczyć w swoim tempie, w konkretnie obranym kierunku. Czasem zadumany, czasem zainspirowany lub podekscytowany. Zatrzymasz się na moment, by pozdrowić osobę nadchodzącą z naprzeciwka. Przekażesz jej swoje wnioski, podzielisz się energią i jeśli będzie to ktoś właściwy – te rzeczy do Ciebie wrócą. Pomnożycie swoje 10 procent. Dzięki nim, bogatszy, po krótkiej chwili ruszysz dalej sam, bez żadnego żalu. Nie możecie pójść razem, to prawda.

 

Prawdą jest też to, że wcale nie musicie. Rozumiesz?

 

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent/feed 0
Nie zrób sobie krzywdy, ok? Myśli to nie zabawka https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-zrob-sobie-krzywdy-ok-mysli-to-nie-zabawka https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-zrob-sobie-krzywdy-ok-mysli-to-nie-zabawka#respond Mon, 03 Apr 2017 15:17:42 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2256 To Twój szef, pogoda, rząd czy miejsce urodzenia sprawiają, że źle się czujesz i w siebie nie wierzysz, jasne. Rzeczy, których nie kontrolujesz. A przynajmniej tak brzmi oficjalna, wygodna wersja. Prawda spod lady natomiast szepcze, że największy wróg i główna przyczyna negatywnych myśli patrzy na Ciebie każdego poranka z lustra.

Artykuł Nie zrób sobie krzywdy, ok? Myśli to nie zabawka pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
To Twój szef, pogoda, rząd czy miejsce urodzenia sprawiają, że źle się czujesz i w siebie nie wierzysz, jasne. Rzeczy, których nie kontrolujesz. A przynajmniej tak brzmi oficjalna, wygodna wersja. Prawda spod lady natomiast szepcze, że największy wróg i główna przyczyna negatywnych myśli patrzy na Ciebie każdego poranka z lustra.

Widzisz, ludzie myślą, że muszą siebie słuchać. Albo że każda myśl jaka im się pojawia w głowie jest prawdą objawioną i określa ich rzeczywistość. Proste przykłady:

“Nie jestem wystarczająco przystojny, by do niej zagadać” lub “słabo dziś wyglądam/źle się dziś czuję, odpuszczę, spotkam inną”.

“Nie dam rady poprowadzić tego wykładu, to zbyt duża odpowiedzialność. Nie jestem przygotowany, zatnę się, będzie wstyd”.

“Wszyscy na mnie patrzą i mnie oceniają”.

Wiesz, co w tym wszystkim najgorsze? Nikt nigdy nie nauczył nas kwestionować dialogu wewnętrznego. On po prostu towarzyszy nam tak długo, że traktujemy go jako integralną część nas samych. Akceptując myśli, które pojawiają się w naszych głowach czy utożsamiając się z nimi nadajemy im moc i sprawiamy, że czarne scenariusze stają się faktem. Z czasem tworzymy swoiste negatywne pętle, gdzie mózg przyzwyczajony jest do analizowania danej sytuacji na naszą niekorzyść. Wtedy odpalenie jednej myśli skutkuje pojawieniem się całego warkocza kolejnych, które prowadzą do załamania stanu emocjonalnego. Wierz mi, byłem w tym ekspertem.

 

Pierwsze wystąpienie publiczne

Poranek przed. Otwieram zlepione snem oczy i już czuję ucisk stresu w żołądku. Zaraz później nadlatuje furgocząca lawina negatywnych myśli:

W co ja się, kurwa, wpakowałem. Nie dam rady. Przecież nic nie pamiętam. Ludzie z całej Polski zjechali się, by mnie zobaczyć. Ja pierdolę, co za kosmiczna kompromitacja. Po cholerę mi to było?

To był niekończący się potok, który tłukł się po mojej głowie gdy brałem prysznic, na siłę wpychałem w ściśnięty przełyk śniadanie i przymierzałem przed lustrem ciuchy. Nie słyszałem żadnej innej myśli, nie mogłem skupić się dosłownie na niczym poza prowadzeniem negatywnego dialogu wewnętrznego, który sprawiał że pragnąłem zostać w domu. Przypominało to sytuację, w której wichura otwiera Ci w domu okno, a Ty zamiast je zamknąć marzniesz i kulisz się w kącie, pochlipując: błagam, niech to się skończy.

Gdyby nie pomoc przyjaciela, który tuż przed wyjściem na scenę sprzedał mi mentalnego liścia i ustawił myślenie, to z ręką na sercu przyznaję – nie poprowadziłbym tego wykładu. Negatywna fala zepchnęła racjonalne myślenie tak głęboko, że bez pomocy z zewnątrz bym się stamtąd nie wydostał. Ja sam byłem wtedy zbyt niedoświadczony i brakowało mi narzędzi do tego, żeby sobie z tym poradzić.

Najśmieszniejsze w tej historii jest to, że po odpowiednim przygotowaniu mentalnym wyszedłem na scenę i dałem z siebie wszystko. Technicznie wystąpienie położyłem pod każdym kątem: chaotyczność, prędkość wypluwania słów, za dużo chodzenia i niekontrolowane ruchy dłońmi. Emocjonalnie jednak uwolniłem się ze smyczy do takiego stopnia, że pod koniec otrzymałem owacje na stojąco – do dziś nie udało mi się tego powtórzyć, mimo że występowałem później jeszcze wielokrotnie, z dużo lepszym warsztatem.

Wracając do tematu. Przed każdym kolejnym wykładem z rana napadały mnie podobne, negatywne myśli. Tylko wiesz co? Nauczyłem się ich nie słuchać. Zrozumiałem, że nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością i wychodzą ze stanu emocjonalnego, który po prostu mi nie sprzyja. Pozwalałem tym głupotom przelatywać swobodnie. Z czasem nabrałem do nich takiego dystansu, że zauważając jakąś konkretną myśl, aż kręciłem głową z niedowierzaniem, że mój własny mózg może produkować tak toksyczne brednie. Zamiast za nimi podążać, zacząłem skupiać się nad tym, co kontroluję:

“Okej, najwyżej się zatnę. Nic wielkiego się nie stanie.”

“Nawet, jeśli technicznie będę popełniał błędy, to postaram się przekazać wiedzę po prostu tak, jak potrafię najlepiej”.

“Jestem przygotowany, w razie gdyby coś poszło nie tak, zawsze mogę zrobić pięć minut przerwy”.

Dodatkowo, gdy nabrałem doświadczenia dorzuciłem do tego zaufanie do samego siebie:

“Występowałeś już X razy. Wiesz, że potrafisz i że będzie dobrze”.

Twoje myśli, szczególnie w emocjonujących i stresogennych chwilach bardzo często będą Cię osłabiać, zamiast dodawać otuchy. W takiej chwili warto jest pamiętać, że mają bardzo mało wspólnego z rzeczywistością. Nie trzymać się ich kurczowo, pozwolić im przepłynąć, na przekór powiedzieć sobie: dam radę. Przypomnieć wszystkie inne, podobne sytuacje, w których stanąłeś na wysokości zadania. Skupić się na pozytywnych aspektach, na tu i teraz. Zaufać sobie i z tego zaufania robić nawyk. W końcu, po jakimś czasie pozbędziesz się negatywnego dialogu wewnętrznego, a jego miejsce zajmie twarde przekonanie, że będzie dobrze – przekonanie to zbudowane będzie na solidnych, empirycznych dowodach, na doświadczeniu. Teraz, gdy budzę się przed wystąpieniem publicznym nie czuję żadnego stresu, a głowę mam czystą. Lekkie podniecenie zaczyna się dopiero w drodze na salę i celowo używam tu słowa “podniecenie”, bo to emocja bardziej pozytywna i napędzająca, niż destruktywna.

Negatywne myśli nie pomagają Ci w żaden sposób, ani nie zmieniają rzeczywistości – powodują tylko nieprzyjemne samopoczucie. Pozytywne myśli z kolei też nie naginają praw fizyki, ale po pierwsze nie przeszkadzają, a po drugie dają Ci dostęp do lepszych zasobów.

“Wiara w siebie”

Na studiach prawie nigdy nie uczyłem się do egzaminów ustnych, bo wiedziałem że zawsze mam o połowę większe szanse zdać ustny, niż pisemny – a to dlatego, że w opcji numer 1 mamy interakcję z drugą osobą. Ponieważ poznawałem bardzo dużo nieznajomych ludzi (kobiet) i uczyłem się zarządzać emocjami w rozmowie, dobrze wiedziałem, że potrafię być błyskotliwy i świetnie “lać wodę” w taki sposób, by druga osoba zaczęła mnie lubić. Przed samym egzaminem obserwowałem zestresowanych kolegów i koleżanki z roku – uczyli się bardzo dużo, bili mnie na głowę wiedzą (czyli na pierwszy rzut oka posiadali zasoby, których ja nie miałem), a dziwnym trafem zwykle wychodziłem z lepszą lub taką samą oceną. Opierałem się całkowicie na kreatywności, nawiązywaniu połączenia z drugą osobą – a wychodziło mi to dobrze, bo po pierwsze ufałem sobie w tej kwestii, a co za tym idzie byłem wyluzowany.

Magiczna “wiara w siebie”, która pozwala pokonywać wszelkie przeszkody to nic innego, jak wkroczenie w sytuację z lepszymi zasobami – mniejszym stresem, większym przekonaniem i entuzjazmem – co z kolei bezpośrednio przekłada się na rezultaty. To jest aż tak proste i logiczne. To dlatego facet, który podchodzi do kobiety czując kompletny luz jest z miejsca atrakcyjny – dziewczyna może poczuć się przy nim swobodnie, nie promieniuje on na nią swoich lęków, niepewności i zmieszania.

Kolejnym razem stając przed stresującą sytuacją spróbuj wpierw zauważyć, co pojawia się w Twojej głowie i czy warto za tym podążać. Nie zrób sobie krzywdy, ok? Myśli to nie zabawka.

Artykuł Nie zrób sobie krzywdy, ok? Myśli to nie zabawka pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-zrob-sobie-krzywdy-ok-mysli-to-nie-zabawka/feed 0
Wiecznie podlany kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek#respond Fri, 30 Sep 2016 13:28:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1846 Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

 

Większość ludzi ma źle obrany cel. Większość ludzi myśli, że istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”.

Raz na zawsze ogarnąć finanse.

Raz na zawsze ogarnąć życie seksualne, miłość.

Raz na zawsze ogarnąć sylwetkę.

Czyli przejść poziom, jak w Mortal Kombat. Rozpierdolić Subzero, problem Subzero rozwiązany. Tak? Nie, wszystko jest nie tak.

W naturze nie istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”. Raz na zawsze to miraż i powód, dla którego większość ludzi “szczęście” czuje jedynie od święta. Przy okazji kupna nowego auta, mieszkania; zaliczenia nowej dziewczyny, czy uzyskania awansu w robocie. Później wszystko wraca do normy, czyli do gonienia następnego checkpoint’u. I coraz większych rozczarowań.

Wszystko się rozpada, wszystko się degraduje. Sadzisz kwiatek – przestaniesz go podlewać, kwiatek usycha. Dwa plus dwa, cztery. Wiesz, że wiecznie podlany kwiatek to science fiction, a mimo to wierzysz w niego, jak naiwne dziecko w Mikołaja, zapach choinki i pierwszą gwiazdkę na niebie.

Życie ma tylko dwa biegi. Rozwój lub degradację – stagnacja, stanie w miejscu, to w rzeczywistości cofanie się. Uwstecznianie sposobu myślenia, utwierdzanie się w przekonaniach, które odcięte od nowych informacji szybko się dezaktualizują. To zapuszczanie korzeni w ziemi, która jest toksyczna i w dłuższej perspektywie po prostu Cię wykończy. Pewnego dnia powiesz sobie, że już nie musisz się rozwijać. Że w danej dziedzinie osiągnąłeś wszystko. Zatrzymasz więc ten obraz w swojej głowie, w wyobraźni oprawisz w ramkę i zawsze, gdy o sobie pomyślisz, zamiast faktycznego stanu rzeczy, dostrzeżesz tę właśnie laurkę.

Rysowanie laurek bywało niezłym zajęciem, ale w przedszkolu.

Wszystko jest w porządku – usłyszysz słodki szept z tyłu głowy. Nawet nie zauważysz, kiedy się przeterminowałeś – Ty, Twój sposób myślenia, umiejętności, relacje z bliskimi Ci ludźmi. Rzeczywistość spróbuje Cię wykoleić, pierdolnąć Ci w twarz, ale odbijesz się od ego, jak głowa kierowcy odbija się od poduszki powietrznej. Zracjonalizujesz sobie lenistwo, brak działania, rozwoju i stawiania sobie nowych wyzwań.

Człowiek dąży do status quo, tego co trwałe – by wydatkować jak najmniej energii, móc przełączyć mózg w Stand By mode. Przestaje być czujny i zamyka się w bańce. Tylko, że ta bańka nie zmienia podstawowych praw fizyki. Oszukiwanie samego siebie to żaden powód do dumy, wszyscy tak robią.

A teraz rozejrzyj się i sam oceń – jak na tym wychodzą “wszyscy”.

 

Weźmy na warsztat związki. Zwykle ludzie nie grają o ich jakość, ale o DEKLARACJĘ. Tak jakby “kocham cię”, “chcę być z tobą”, czy magiczne “tak” na banalne “wyjdziesz za mnie?” załatwiało sprawę. A, kochasz mnie? No to zajebiście, gdzie ten pilot od TV? Ludzie starają się, nadskakują sobie, a później nie tylko nie są w stanie długodystansowo sprostać odgrywaniu postaci, jaką wykreowali, ale po dobiegnięciu do mety (deklaracji) po prostu odpuszczają, kładą się na ziemi ciężko sapiąc – udało się. A przecież ta droga nigdy się nie kończy. W życiu nie chodzi o deklaracje, o kilka ciepłych słów. Słowa nie zastąpią właściwego uczucia i obopólnej chęci, by razem coś zbudować. Wciśnięcie drugiej osobie obrączki na palec nie powstrzyma biologii, ani nie zwolni Cię z obowiązku wkładania w relację energii – a już z pewnością nie zapewni “wierności aż po grób”.

(Przy okazji spójrzmy na wszystkie laski, które odwlekają w czasie seks z nowym facetem, byle tylko usłyszeć jakieś zapewnienie. Że tym razem po seksie będzie inaczej. Że napisze, odezwie się, będzie chciał znów się zobaczyć. Często tak bardzo na to napierają, że w końcu słyszą, co chciały usłyszeć. I po raz kolejny płaczą. Wybłaganie zapewnienia jest o wiele łatwiejsze, niż stanie się kobietą, do której facet będzie CHCIAŁ się odezwać po seksie.)

 

Podejście ludzi w wieku naszych rodziców do pracy? Jeśli nie wychowywałeś się w przedsiębiorczej rodzinie, to zwykle zamiast zachęty przy otwieraniu własnej firmy usłyszysz “normalną pracę byś znalazł”. Gdy pomyślisz o zmianie pracodawcy, bo uważasz, że stać Cię na więcej, z kolei osłuchasz się z “po co będziesz zmieniać, źle tam masz?”, “trzymać się jednej pracy trzeba”. Tak, trzeba trzymać się jednej pracy, aż po grób. Nawet za cenę zarabiania poniżej swoich kompetencji – tylko dlatego, że “pewne”.

 

Chcemy za wszelką cenę dobiec do mety i odpuścić. 

 

Nic nie jest permanentne. Twoje piękne mięśnie, przyjaźnie, biznes, kompetencje w danej dziedzinie. Permanentna i niezmienna jest jedynie konieczność “podlewania kwiatka”, w innym wypadku…

 

Spójrz na swój parapet. Policz martwe, uschnięte kwiatki. To nie ma być wyrzut sumienia, tylko lekcja. Język, którym posługiwałeś się biegle, ale przestałeś go używać. Fajna sylwetka, na którą zabrakło Ci motywacji. Dobrze prosperujący biznes, przy którym zamiast elastycznie odpowiadać na potrzeby rynku, powielałeś to, co działało na samym początku. Fotel w korpo, który miał dać Ci piękną przyszłość, a przyniósł stagnację. Niepielęgnowana, zdeptana miłość Twego życia. Relacje z przyjaciółmi, po których zostały cyferki w telefonie i “sto lat” raz do roku na Facebooku.

Zrozumienie natury rozwijania i utrzymywania jakiejkolwiek sfery w życiu pozwala oszczędzić wiele nerwów, czasu i energii.

 

Moje załamanie, upadek i strata szacunku do samego siebie były przywilejem. Dzięki temu przez lata robiłem wszystko, byle tylko nie wpaść w System. Nie poszedłem na etat, nie patrzyłem na to, co wypada i starałem się realizować własne cele – nie te sugerowane wymownym spojrzeniem rodziny, znajomych, czy piętnowane w popkulturze. Im bardziej jednak nie chciałem być częścią Systemu, tym bardziej System mnie dotyczył, bo byłem (i jestem) zmuszony stawiać mu ciągły opór. To wszystko przyniosło zrozumienie pewnych uniwersalnych mechanizmów. Niestety, nie każdy zdołał wyrwać sobie z karku wtyczkę z wgranym programem. Przeciętny Kowalski Systemu już nie widzi, bo od dawna jest jego częścią, o wiele ciężej jest więc mu dostrzec te wszystkie niuanse, kółka zębate i zależności.

 

Jednak mimo tej świadomości, daleko mi do pozowania na “oświeconego”. Nie jestem żadną wyrocznią i cały czas zdarza mi się popełniać te same błędy, od tego nie ma ucieczki. Pewnych lekcji uczymy się cyklicznie przez całe życie. Nie ma czegoś takiego, jak “zrozumieć” dane zjawisko raz na zawsze. Jako ludzie zapominamy, nadpisujemy to, co już wiemy, kasujemy i ładujemy od początku.

 

Ostatecznie jednak nie liczy się to, ile kwiatków Ci uschło, ale ile nowych dzięki nim mogło zakwitnąć.

 

 

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek/feed 0
Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac#respond Tue, 15 Sep 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=185 Pierwotnie ten tekst miał być soczystym opierdolem z góry na dół. Jak po wywiadówce. Zaczynał się od słów: "Zdiagnozowałem nową chorobę cywilizacyjną. Zwie się: 90 procent planowania i 10 działania.".

Postanowiłem jednak, że zmienię konwencję i zadziałam jak mądry nauczyciel - używając pozytywnego języka. Nie chcę handlować negatywnymi emocjami i wywoływać poczucia winy (w sensie - nie dziś). Dlatego też, w poniższym tekście nie będę na nikogo wjeżdżał. Jeśli masz delikatne serduszko, szklaną dupę lub po prostu boisz się krytyki, to możesz mimo wszystko spokojnie rozwalić się w fotelu i zacząć czytać.

Artykuł Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pierwotnie ten tekst miał być soczystym opierdolem z góry na dół. Jak po wywiadówce. Zaczynał się od słów: “Zdiagnozowałem nową chorobę cywilizacyjną. Zwie się: 90 procent planowania i 10 działania.”

Postanowiłem jednak, że zmienię konwencję i zadziałam jak mądry nauczyciel – używając pozytywnego języka. Nie chcę handlować negatywnymi emocjami i wywoływać poczucia winy (w sensie – nie dziś). Dlatego też, w poniższym tekście nie będę na nikogo wjeżdżał. Jeśli masz delikatne serduszko, szklaną dupę lub po prostu boisz się krytyki, to możesz mimo wszystko spokojnie rozwalić się w fotelu i zacząć czytać.

Są dwie kategorie ludzi. Jedni dużo gadają, drudzy dużo robią. W tych pierwszych można się utopić. Ubabrać ich szarością i dojść do wniosku, że bierność jest spoko. Tych drugich ciężko znaleźć. Ja sam, jeszcze sześć lat temu znałem tylko jedną taką osobę. Był nią mój starszy brat. Zawsze trochę na przekór wszelkim normom, jak o czymś mówił, to zazwyczaj robił. A jak nie udawało się zrobić, to upewniał się, że wykonał każde działanie, na jakie było go w danym momencie stać. Dopiero wtedy odpuszczał.

Mi osobiście nauczenie się tej sztuki zajęło… jedną noc. W jedną noc z pasywnego marzyciela podążającego za stadem zmieniłem się w egzekutora. Ale ja doznałem rzadkiego zaszczytu, jakim jest ostateczne sięgnięcie dna. Stracenie do siebie resztek szacunku. Całkowite rozprucie ego. Już następnego poranka przestałem oszukiwać znajomych. Przestałem oszukiwać siebie. Przestałem mielić jęzorem. Zamknąłem japę i zacząłem działać. Szukać potwierdzenia bądź zaprzeczenia każdego dogmatu. Poddawać wszystkie halucynacje, które pełzały po mojej czaszce próbie ognia. Stawiać czoła swoim największym, paraliżującym lękom. Docierać głębiej, rozumieć pełniej i przeżywać emocje jak ćpun po szocie ze strzykawki. Sprowadziłem swoje marzenia i mrzonki na ziemię, przygniotłem butem i odarłem ze świętości. Zrobiłem z nich cele do realizacji. I działałem każdego dnia, coraz częściej przekładając praktyczne doświadczenia na kolejne sfery życia. Nie będę tutaj wdawał się w szczegóły, bo w końcu o tych szczegółach i konsekwencjach pamiętnej nocy napisałem książkę. Skupmy się na wnioskach.

Poniższe podpunkty odnoszą się do życia holistycznie. I do relacji i do biznesu. Do rozwijania swojego charakteru i osiągania prywatnych celów. Pewne wnioski, do których dochodzimy są uniwersalne i to jest w nich najlepsze.

Rzeczy, które dzieją się kiedy wreszcie zaczynasz działać

 

Budujesz poczucie własnej wartości na stabilnych fundamentach. Oceniasz siebie na podstawie tego, co zrobiłeś. Co osiągnąłeś, ile potrafisz i jaki zauważasz u siebie progres. Zaczyna tu brakować miejsca na takie zwroty, jak: “wydaje mi się”, “myślę, że jestem w stanie…”. Są wypierane przez: “wiem”, “mogę”, “zrobię” oraz – UWAGA – pokorne “nie wiem”. Ludzi, którzy działają i trzymają się blisko rzeczywistości poznasz po tym, że będą potrafili przyznać się do niekompetencji, tak po ludzku. A później poprosić Cię, byś podzielił się swoją wiedzą i tym samym wzbogacił ich własną. Dlatego, że w świecie egzekucji nie ma miejsca na oszukiwanie siebie, a największe profity daje zapuszczenie korzeni w rzeczywistość. Oraz kurczowe się jej trzymanie.

 

Jesteś świadom, na ile Cię stać. Doświadczając wielu kryzysowych i ryzykownych sytuacji wiesz dokładnie, w jaki sposób Twoje ciało reaguje na lęk. Jak radzisz sobie z presją. Czy potrafisz trzymać fason, gdy wokół świszczą odłamki gówna. A to z kolei przekłada się na zaufanie do samego siebie. Coraz śmielej wchodzisz w ogień. Wciąż parzy – wiesz jednak, że Cię nie spali. 

 

Działasz, ewentualne błędy poprawiając w locie. Zdajesz sobie sprawę z tego, że niekończące się planowanie to mentalne bicie konia. To nie jest tak, że olewasz etap planowania – byłoby to głupotą. Po prostu pieprzysz perfekcjonizm. Zdajesz sobie sprawę z prostego, banalnego wręcz faktu (powinni tego uczyć w szkołach): nie posiadając kompetencji w danej dziedzinie, trzeba je zdobyć. W jaki sposób? Metodą prób i błędów. Wsiąść na rower i się wywrócić. Zedrzeć skórę z łokci. Spłonąć. Wygrywa nie ten, kto bez końca szlifuje materiał, ale ten, kto z materiałem wychodzi do ludzi, zbierając feedback. Dotyczy to całego alfabetu: prowadzenia bloga, poznawania nowych ludzi, podchodzenia do nieznajomych kobiet, akceptacji lęku, wystąpień publicznych, pisania, otwierania działalności, produkcji video, marketingu, organizacji eventów, tripów, a nawet hodowania jebanych jedwabników. 

 

Zaczynasz rozumieć, że niemniej ważne od posiadania celu jest środowisko, które sprzyja jego osiągnięciu. Jak chcesz być dobry z kobietami, najlepiej jest otaczać się facetami, którzy mają ich na pęczki. Jeśli masz ochotę otworzyć własną działalność, to zamiast pić z kumplami ze studiów, poznaj kogoś, kto się na tym zna i robi wynik. Utrzymanie konsekwencji w treningu i diecie jest łatwiejsze w otoczeniu ludzi, którzy również cenią sobie zdrowy tryb życia, niż w grupie informatyków żłopiących colę i wpychających w siebie Maca. Ciężko być pozytywną osobą w towarzystwie ponuraków-narzekaczy i niemal niemożliwe jest ruszenie do przodu, gdy na każde swoje działanie słyszysz: “pojebało Cię?”.

 

Nagle zdajesz sobie sprawę, że doba jest za krótka. Jednocześnie ciężko jest Ci pogodzić się z tym, ile godzin, dni, miesięcy, a nawet lat zmarnowałeś na nicnierobienie. Na trwonienie młodości, możliwości i szans. Jednak zamiast pogrążać się w goryczy, obracasz to w motywator. By nic więcej nie stracić, niczego już nie przespać. Tym samym…

 

Wykorzystujesz szanse. Oswajasz się z ryzykiem i wiesz, że podejmując działanie, które wiąże się z wyjściem ze strefy komfortu po prostu się rozwijasz. Tak, jeszcze Cię tam nie było. Nie wiesz, jaki będzie wynik, a to oznacza tylko jedno – nauczysz się nowych rzeczy, a to najbardziej podniecająca rzecz w świecie egzekucji. Dodatkowo, wskakuje tutaj natychmiastowa nagroda w postaci błogiej emocji na skraju ekstazy – “zrobiłem to”. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że czasem to lepsze niż seks. 

 

Nagradzasz się za działanie, a nie za wynik. Dlatego, że skupiasz się na tym, nad czym masz bezpośrednią kontrolę. Czyli zaczynasz rozumieć, że pomimo włożenia gigantycznej pracy i szczerych chęci, może nie wyjść. Ale nie płaczesz nad tym tak, jak zwykła robić to pierwsza kategoria ludzi. Cieszysz się, bo wiesz, że zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy. Wszedłeś w niekomfortową sytuację, zebrałeś bezcenny feedback i punkty odniesienia – rozwinąłeś się. Nie kupisz tego za żadne pieniądze.

 

Jesteś bardziej obecny, “tu i teraz”. Stapiasz się z rzeczywistością, sam dla siebie jesteś – z braku lepszego określenia – bardziej namacalny. Przejmujesz kontrolę nad własnym mikroświatem i masz tą piękną świadomość, że spychasz przypadek i ślepy los na margines błędu. 

 

Odkrywasz piękną zależność. Gdy nic nie robisz, nie chce Ci się nic robić. Gdy zapierdalasz, chcesz zapierdalać jeszcze mocniej. Uczysz się, że Twoje ciało wygeneruje tylko tyle energii, ile będzie potrzebne. Jeśli cały dzień leżysz w łóżku i oglądasz Californication, to nic dziwnego, że nie masz ochoty wyjść z domu. Natomiast gdy od rana pracujesz, jesteś kreatywny oraz aktywny fizycznie – rozsadza Cię energia. Nagle chcesz wszystko i wszystko wydaje się być śmiesznie proste. 

 

Zaczynasz przyciągać do siebie podobnych ludzi. A ponieważ takich osób jest stosunkowo mało i zwykle rozrzuceni są po całej Polsce – masz kontakty we wszystkich większych miastach. Pewnego dnia zdajesz sobie sprawę, że praktycznie nie ma rzeczy nie do załatwienia. Następuje synergia kompetencji, wiedzy, znajomości. A to otwiera wiele drzwi zgrabniej, niż wytrych. 

 

To tylko 10 podpunktów. Oczywiście jest ich o wiele więcej – te po prostu jako pierwsze spłynęły z mego mózgu przez palce, zachlapując klawiaturę. Nie wstydźcie się dopisywać w komentarzach całej reszty.

Jeśli przy czytaniu tych podpunktów kiwaliście ochoczo głowami, krzycząc “mam tak samo!” i czuliście między nami miętę, to prawdopodobnie dlatego, że chcę napić się z Wami piwa (w grę wchodzi jednak jedynie mój cheat day – którego nie mam).

Artykuł Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac/feed 0