przyjazn – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Jakim ty jesteś twardzielem https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakim-ty-jestes-twardzielem https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakim-ty-jestes-twardzielem#respond Tue, 31 Jan 2017 18:15:36 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2306 Ostatnio usłyszałem opinię, jakoby pisanie o swoich emocjach było "babskie". Zgadzam się, udawanie, że jest się ze skały to klasyczny przykład męskości - na równi z dociskaniem gazu do dechy w golfie na widok lasek stojących nieopodal.

Artykuł Jakim ty jesteś twardzielem pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Ostatnio usłyszałem opinię, jakoby mówienie o swoich emocjach było “babskie”. Zgadzam się, udawanie, że jest się ze skały to klasyczny przykład męskości – na równi z dociskaniem gazu do dechy w golfie na widok lasek stojących nieopodal. 

Zresztą, mam kompletnie wyjebane w to, co uznaje się za “męskie”, “niemęskie”, “pizdowate” i “babskie”. Jestem człowiekiem, więc czuję jak człowiek. Akceptuję wszystkie emocje, które wchodzą w ten pakiet i się nimi dzielę, bo od tego mam bloga. To trochę egoistyczne, co teraz napiszę, bo mimo, że na skrzynkę regularnie dostaję od Was maile odnośnie tego, jak moje teksty Wam pomagają lub po prostu umilają długie wieczory – ostatecznie to ja wynoszę z tego układu największą wartość.

/Żeby nie było – bez Was nie istnieję i żyjemy w perfekcyjnej synergii. Kiedyś tego nie rozumiałem. Początki tego bloga to autoportret aroganckiego szczeniaka bez cienia pokory. Nic dziwnego, że w tamtym czasie dzień musiałem zaczynać od kasowania i banowania hejterów. Lubiłem myśleć o sobie jak o kimś nieomylnym, a jednocześnie pełnym szacunku i pokory – cóż za paradoks. W rzeczywistości nie rozumiałem tych słów, a wady widziałem u każdego wokół, lecz nigdy u siebie. Nie mówię, że teraz jestem idealny, bo nie jestem i nigdy nie było to moim celem. Zależy mi na docieraniu do prawdy i zrzucaniu kolejnych warstw iluzji. Założę się, że za kilka lat będę mógł spojrzeć na ten wpis, pokręcić głową z niedowierzaniem i sapnąć: “dzieciaku, gówno wiedziałeś o życiu i o samym sobie”. Prawdę mówiąc, ucieszyłbym się, bo zależy mi na ciągłym rozwoju./

Ten blog powstał tylko dlatego, że potrzebowałem swojego miejsca w internecie. Miejsca bez cenzury, z moimi zasadami, gdzie swobodnie przelewając myśli przez klawiaturę będę się oczyszczał. Jestem uzależniony od dzielenia się przemyśleniami i opiniami. Układam się w ten sposób, zapamiętuję na długie lata ważne dla mnie historie (między innymi dlatego, że w latach 2010-2013 regularnie spisywałem, co się u mnie w życiu dzieje, byłem w stanie precyzyjnie odtworzyć konkretne sytuacje, emocje i dialogi w książce) oraz świetnie się bawię. Pozbywam się też presji. Kiedyś, kiedy jeszcze byłem zagubionym, młodym facetem pisanie było dla mnie jedyną terapią. Zauroczyłem się – pisałem. Miałem depresję – pisałem. Byłem zainspirowany – zarywałem noc przy komputerze, stukając w klawiaturę. Czasem nawet budziłem się o 6 rano, by zapisać myśli. Fajne jest to, że wyrabiając sobie ten nawyk, uczyłem się akceptowania tego, jak się czuję. Pisałem o własnych emocjach bez wstydu, przez co nabierałem do nich dystansu i byłem w stanie je przepracowywać. Gdyby nie ten kanał ekspresji, po prostu bym się sam sobą udusił.

Tylko, że akceptacja własnych emocji to jedna kwestia. Pokazywanie ich i akceptacja tego, jak nasze emocje postrzegają inni, to zupełnie inna bajka.

Staję przed wami nagi – być może dzięki temu nabierzecie odwagi, by odrzucić iluzję i spojrzeć w lustro. Jesteśmy tylko ludźmi i jedyne, czego powinniśmy się wstydzić to dzień, w którym pozwoliliśmy sobie o tym zapomnieć. Tymi zdaniami rozpoczynam moją pierwszą książkę. Zapisałem te słowa, by w ogóle być w stanie puścić ją do drukarni. Przed samym wydaniem męczyły mnie różne dziwne myśli. Że zbyt osobista, za bardzo emocjonalna i odkrywa o wiele za dużo mnie. Pisanie “Płonąc w atmosferze” było jak spowiedź w konfesjonale. Ukończenie projektu i wydanie książki – też jak spowiedź, tyle że przez megafon plus wystawienie się na ostrzał. Dosłownie przez wgraniem pliku w system drukarni napisałem do osób odpowiedzialnych za skład i poinformowałem je, że musimy dodać jeszcze jedną stronę. Zapisałem na niej wyżej wspomniane motto. Miało mi przypominać o tym, że cokolwiek by się nie działo, emocje są dobre. Nie ma nic złego w ich odczuwaniu i dzieleniu się nimi. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wstydzimy się, kochamy i cierpimy tak samo. Tylko, że mało kto ma jaja potrzebne do tego, by mówić o tym na głos.

Kobiety posiadają pełne przyzwolenie społeczne na dzielenie się emocjami. Dziewczyna płacze – bidulka, ciekawe co się stało. Płacze facet – co za pizda! Wielu facetów codziennie wychodzi z domu, idzie do pracy, na imprezę, jedzie na wakacje – podczas, gdy paradoksalnie ani na moment nie opuszcza mentalnego więzienia. Uczy się bycia kimś innym, wtapiania się w schemat: nie wychylać się i unikać oceny otoczenia. Wszyscy dookoła noszą maski i już nie wiesz, czy rozmawiasz z żywą osobą, czy z jej avatarem. Ludzie wstydzą się siebie, tego co czują i jak czują, a później dziwią się, że ich relacje przypominają mrożonki z Carrefoura. Staram się w moim życiu prywatnym i profesjonalnym być na tyle prawdziwy, na ile tylko mogę – rozciągając ogólnie przyjęte normy. Skutkuje to bardziej zażyłymi relacjami z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Pozwala to też otwierać się moim klientom na szkoleniach i konsultacjach. Mimo wszystko, wciąż pracuję nad tym, by było tego jeszcze więcej i ciągle się uczę.

Zresztą, tam wyżej podałem przerysowany przykład o płaczu, kiedy ludzie mają problem ze zwykłymi szczerymi komplementami. Kiedy ostatni raz powiedziałeś przyjacielowi, że lubisz spędzać z nim czas?

Dwa miesiące temu bawiłem się na Filipinach. Jednego wieczora, gdy byliśmy z kumplem lekko pijani (i lekko coś jeszcze) – powiedziałem mu, że bardzo go lubię i że cieszę się, że go poznałem i że mógł ze mną polecieć. W zamian dostałem opierdol z przymrużeniem oka, bo akurat jest człowiekiem skrajnie otwartym w stosunku do innych ludzi i jeśli mnie pamięć nie myli, powiedział mi to już wcześniej, kiedy jeszcze byliśmy w Polsce. O wiele łatwiej jest powiedzieć coś takiego osobie, która pierwsza wyszła z inicjatywą. Skutkuje to zamkniętym kołem, gdzie jedna strona czeka na drugą i nikt nigdy nie mówi nic. Jesteśmy w kontaktach z innymi bierni, bo przyzwyczailiśmy się do odwzajemniania, zamiast dawania. To w ogóle odnosi się już do całego życia. Łatwiej jest konsumować content, niż go produkować. Prościej przyjąć zaproszenie, niż zaprosić i odebrać telefon niż zadzwonić. Ciągle narzekać, niż się zmienić.

Ostatnio miałem konsultację Skype z klientem, który całe życie uważał na to, co wypada mówić i kiedy. Przez lata wiązał uczucie wstydu z momentami, kiedy zdarzało mu się w relacjach być prawdziwym. Dziś nie ma ani jednego bliskiego znajomego, jego życie to praca – dom. Mentalne więzienie samotności i mijanie się z innymi ludźmi zupełnie tak, jakby zrobieni byli z powietrza. To nie jest tak, że procesu odwrócić się nie da, ale wymaga to dokładnego planu, pracy i cierpliwości. Lepiej nie iść tą drogą, niż musieć później z niej zawracać.

Nie obchodzi mnie, za jakiego twardziela się uważasz, bo jeśli w Twoim słowniku “być męskim” oznacza wstydzić się samego siebie, swoich myśli i uczuć – to dla mnie jesteś raczej pocieszną autoparodią. Trzymam kciuki, przyda Ci się.

PS. Mówiłem kiedyś, że Was lubię? Mam nadzieję, że tak. Na wszelki wypadek: bardzo Was lubię. Dzięki, że jesteście;)

 

Artykuł Jakim ty jesteś twardzielem pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakim-ty-jestes-twardzielem/feed 0
Nie uszczęśliwiaj innych na siłę https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie_uszczesliwiaj_innych_na_sile https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie_uszczesliwiaj_innych_na_sile#respond Mon, 16 Dec 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=85 Pamiętam dzień, w którym natknąłem się na tematykę świadomego rozwoju osobistego i zrozumiałem, że moje bezwartościowe, szare i smutne życie może być inne, jeśli tylko będę tego chciał. Chłonąłem teorię i rosła we mnie nadzieja, że może nie wszystko stracone? Może będę mógł być szczęśliwy? Znaleźć sobie jakąś dziewczynę, która się mną zainteresuje? Może wcale nie muszę robić tego, co wszyscy? Może nie muszę się smucić i popadać w cykliczne depresje?

Artykuł Nie uszczęśliwiaj innych na siłę pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pamiętam dzień, w którym natknąłem się na tematykę świadomego rozwoju osobistego i zrozumiałem, że moje bezwartościowe, szare i smutne życie może być inne, jeśli tylko będę tego chciał. Chłonąłem teorię i rosła we mnie nadzieja, że może nie wszystko stracone? Może będę mógł być szczęśliwy? Znaleźć sobie jakąś dziewczynę, która się mną zainteresuje? Może wcale nie muszę robić tego, co wszyscy? Może nie muszę się smucić i popadać w cykliczne depresje?

Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem lukę w społecznym matrixie – wyrwę, przez które świeciło słońce. Postanowiłem, że sprawdzę dokąd zaprowadzi mnie królicza nora. Nie chciałem jednak odbywać tej podróży samotnie. Marzyłem o tym, by razem ze sobą zabrać mego przyjaciela z dzieciństwa i razem się rozwijać, sprawdzać, gdzie są granice. Wysłałem mu książki, które zainspirowały mnie do zmiany i ze smutkiem stwierdziłem, że nie podziałało to na niego w takim stopniu, jak na mnie. Nie był zbyt entuzjastycznie do tego nastawiony i porzucił temat. Nie zniechęciło mnie to jednak do pracy nad sobą.

Minął rok. Wywróciłem życie do góry nogami, zacząłem lepiej się ubierać, ćwiczyć na siłowni, poznałem ekipę wspaniałych ludzi, z którymi chodziliśmy po klubach, gdzie uczyliśmy się tańczyć i uwodzić dziewczęta. Z tą samą ekipą buszowaliśmy po galeriach handlowych, wyrywając kobiety z zakupowego transu, zdobywając ich numery. Łamaliśmy system jak zapałki. Właśnie wtedy odbyłem szczerą rozmowę z moim przyjacielem. Siedzieliśmy w jakiejś budzie z tanim żarciem. W pewnym momencie spojrzał mi prosto w oczy i stwierdził: „Zobacz, tyle nad sobą pracujesz, wychodzisz z domu, podchodzisz do tych dziewczyn i nic z tego nie masz. Nie bzykasz”. Aż się we mnie zagotowało. Poczułem wszechogarniające wkurwienie. Z jednej strony miał rację. Poświęcałem całe masy czasu na doskonalenie i mimo, iż bardzo się zmieniłem – zdobyłem pewność siebie, podniosłem poczucie własnej wartości, nauczyłem się poznawać dziewczęta – to w dalszym ciągu nie szło mi z kobietami tak, jakbym tego chciał. Wiedziałem jednak, że praca nad sobą nie przynosi natychmiastowych efektów, tym bardziej, gdy startujesz z wieloma brakami. Po tej rozmowie stwierdziłem, że będę pracował jeszcze więcej, ciężej i osiągnę zamierzone cele, choćby nie wiem co.

Minął kolejny rok. Siedziałem z moim przyjacielem, właśnie skończyliśmy oglądać jakiś film. Otworzyliśmy piwo. Smsowałem z dziewczyną, którą regularnie bzykałem. Spytał mnie o nią, więc opowiedziałem mu całą historię – w jaki sposób ją uwiodłem. Wspomniałem też, że w zeszłym tygodniu wyszedłem po 15 minutach z inną kobietą z klubu i pojechaliśmy do niej. W tym momencie mój przyjaciel zamyślił się, po czym zupełnie szczerze przyznał: „Wiesz, zazdroszczę ci. Żałuję, że nie wszedłem w to wtedy z tobą, czuję, że straciłem cenny czas i nigdy go nie odzyskam. Tak patrzę teraz na ciebie i widzę, ile straciłem.”

Jednak wtedy ja wiedziałem już z całą pewnością jedną, bardzo ważną rzecz – na zmianę musisz być gotowy. Aby zdobyć determinację trzeba wpierw upaść. Otwarcie stwierdzić, choćby było to bardzo bolesne, że jest źle. Zasmakować goryczy, bezsilności. Nawet gdyby mój przyjaciel wszedł ze mną w tematykę na samym początku i towarzyszył mi w najbardziej popieprzonych latach mego życia, NIC BY MU TO NIE DAŁO. Odpadłby w trakcie. Nie możesz uszczęśliwić kogoś na siłę. To jest indywidualna sprawa każdej osoby.

Nie uzmysłowisz żadnemu człowiekowi, jak bardzo potrzebuje zmiany, jeśli on sam nie będzie gotowy na to, by się do tego przyznać.

Tamten wieczór i ta rozmowa to był moment, w którym mój przyjaciel zrozumiał, że musi w końcu ruszyć z miejsca. Od tamtej pory pracował nad sobą i teraz zbiera owoce tej pracy. Historię z tego wpisu można odnieść do bardzo wielu sytuacji. Gdy widzisz, że któryś z Twoich znajomych potrzebuje pomocy, jesteś w stanie pokazać mu rozwiązanie, ale nigdy nie rozwiążesz za niego problemu. Zostaw go z tym. W życiu każdego człowieka przychodzi czas, w którym przestaje sam siebie oszukiwać i zbiera się na odwagę, by spojrzeć prawdzie w oczy. Dostrzega rozwiązanie, które było tam już od dawna i właśnie w tym momencie postanawia się tego rozwiązania chwycić, tak jak tonący chwyta się brzytwy.

I wtedy dzieje się magia.

Artykuł Nie uszczęśliwiaj innych na siłę pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie_uszczesliwiaj_innych_na_sile/feed 0
Wychodząc naprzeciw burzy https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac_naprzeciw_burzy https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac_naprzeciw_burzy#respond Wed, 18 Sep 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=68 W przyrodzie wszystko dąży do równowagi. Dlatego, nawet po wielkich zmianach, bardzo szybko przystosowujemy się do nowych warunków. Wpadamy w wir codzienności, życie powszednieje i bardzo łatwo jest stracić z oczu to, co liczy się w nim najbardziej. Właśnie wtedy przychodzi sztorm. Uderza nagle, bez żadnej zapowiedzi, wyrywając nas z apatii i sprawiając, że wracamy do korzeni, stawiając czoła wszystkim demonom, które staraliśmy się skrzętnie zamieść pod łóżko.

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W przyrodzie wszystko dąży do równowagi. Dlatego, nawet po wielkich zmianach, bardzo szybko przystosowujemy się do nowych warunków. Wpadamy w wir codzienności, życie powszednieje i bardzo łatwo jest stracić z oczu to, co liczy się w nim najbardziej. Właśnie wtedy przychodzi sztorm. Uderza nagle, bez żadnej zapowiedzi, wyrywając nas z apatii i sprawiając, że wracamy do korzeni, stawiając czoła wszystkim demonom, które staraliśmy się skrzętnie zamieść pod łóżko.

Napisałem do TP. Tak, stęskniłem się za nim, za naszą przyjaźnią. Ostatnio rosła we mnie gorycz, gdy uświadomiłem sobie, jak wszystko między nami się koncertowo spieprzyło. Ustawiliśmy się na spotkanie, niedługo ma wyjechać, może na zawsze, dobrze trafiłem. Parę dni później i być może nie zobaczylibyśmy się już nigdy.

Spotkaliśmy się i szliśmy przed siebie, gdy nagle zobaczyliśmy przed sobą X.

Czy to przypadek? Akurat teraz?

Nie, nie uwierzę że to był przypadek, takich przypadków nie ma.

Wzięliśmy go ze sobą, usiedliśmy przy stolikach restauracyjnych w galerii.

Zaczęliśmy rozmawiać. Nie wiem jak to się stało, ale tematy były ciężkie, życiowe, nie była to rozprawka trzech pijanych życiem wariatów, raczej spowiedź staruszków. Rozmawialiśmy o tym, że wszystko minęło. Ekipa się posypała. Tak wiele wspólnych wspomnień. Tu, za tym rogiem robiliśmy pierwsze podejścia, pamiętasz stary? To było trzy lata temu, o właśnie tutaj. Pierwsze, nieudolne próby sklejania życia do kupy. Rozumiesz? Rozumiem. Mam ciarki na plecach.

Zaraz, zaraz. Chłopaki. Skoro wszystkie chwile, które razem przeżyliśmy były tak wspaniałe, wartościowe i niepowtarzalne, to dlaczego wspominanie ich jest tak bolesne? 

Dlaczego wszystko, co było dobre, a już nie jest z czasem tak boli? Na przykład zdjęcie. Zdjęcie z momentu, gdy byłeś szczęśliwy, patrzysz na nie po dziesięciu latach i przygryzasz wargę do krwi. Gdzie uleciało to wszystko, dlaczego wszystko się tak zmieniło, dlaczego nie mogę czuć się przyjemnie, gdy widzę tę fotografię? Dlaczego pojawia się tam zawsze melancholia, maleńki smutek, ukłucie żalu, że tego już nie ma? 

Jaki jest sens robić cokolwiek, jeśli ma to sens jedynie teraz? Jeśli za pięć lat będziesz tylko wspominał? Jeśli za sześćdziesiąt lat będziesz tylko wspominał i nic poza wspomnieniami Ci nie pozostanie?

O co chodzi w tym życiu? Jaki tu jest sens, jest sens w ogóle? Wszyscy, ja TP, X, wszyscy ruszyliśmy jakoś swoją drogą, posypało się. Wszystko się sypie, jak stary most. Biegniemy do przodu przez życie najszybciej jak możemy, a oglądając się za siebie widzimy spadające w otchłań kostki bruku. 

Parę lat temu kręciłem kamerą wszystko. Nie oglądam tych nagrań, bo na samą myśl czuję ból. Uśmiechnąłbym się parę razy, ale byłbym smutny. Na nagraniach zobaczyłbym mojego nieżyjącego już dziadka, zobaczyłbym całą rodzinę w komplecie, jakąś dziwnie beztroską, bezproblemową, zobaczyłbym COŚ, CZEGO JUŻ NIE MAM. Wszystko, co masz w tej chwili za parę lat może być jedynie wspomnieniem, będziesz chciał je dotknąć, uśmiechniesz się na ten powidok, ale ostatecznie złapiesz pustkę, nie będziesz mógł posmakować, dotknąć, powąchać! 

Po co nam te kobiety? Po co? Ja chcę poznać jedną i się cholernie zakochać.

Ja też.

Ja mam to samo. Nie widzę już w tym żadnego sensu.

Bo przecież sensu nie ma.

A może właśnie jest, w miłości? Tylko jak to z nią jest? Patrzysz wstecz jeszcze jej nie było, patrzysz teraz – jest. Patrzysz w przyszłość, już jej nie ma. Boli.

Życie boli.

Nie ma na tym świecie piękna bez bólu.

Zwycięstwa bez straty.

Wspaniałych chwil bez duszącego żalu.

Dlaczego życie jest tak przyziemne i puste, kiedy nie jesteś zakochany? Pyta kolejny rozmówca, już po całej dyskusji, gdy zdaję mu relację – muszę się podzielić. Kiedyś, w bujanym fotelu będę cholernie żałował każdej samotnej chwili, której nie wykorzystałem inaczej.

Żyjemy na tej planecie nie wiadomo jak, nie wiadomo według jakich reguł, podskakujemy na sznurkach zasad, jak bezwolne kukły. Zasad moralnych, zasad pseudo-własnych, zasad przejętych od społeczeństwa. Żyjemy, ale co znaczy nasze życie, jeśli spojrzeć z perspektywy tej planety? Układu słonecznego? Galaktyki? Wszechświata? Gromad Wszechświatów? Jesteśmy niczym i z całym prawdopodobieństwem nasze życie nie ma najmniejszego sensu.

Kogoś spotkasz, Wasze drogi życia się zejdą – tworzycie wspaniałe chwile. Kogoś nie spotkasz, drogi się nie zejdą – nie masz nic. W pierwszym wypadku żałujesz parę lat później, gdy już to stracisz, w drugim…

Gdy się rozstawaliśmy z chłopakami przed galerią, chciało nam się płakać. Patrzyłem przez łzy na TP, który tarł oko, pewnie coś mu wpadło. X, nigdy nie widziałem, żeby miał taki wyraz twarzy.

X wsiadł w autobus pierwszy. Następnie przyjechał pojazd TP. Przytuliliśmy się.

– Chce mi się ryczeć – powiedział. Poklepałem go po plecach.

– Musimy się jeszcze spotkać przed twoim wyjazdem, koniecznie – rzuciłem, gdy już wskakiwał do środka.

Zmiany, zmiany, zmiany.

Czas = zmiany.

Nieuniknione. Okrutne. Bezlitosne?

Po powrocie do domu dostałem sms od TP:

Tak głębokie rozmowy, jak i otoczka tego wszystkiego jest niepowtarzalna. I teraz jak kurwa pomyślę, że 95% ludzi nie pojmuje tego w taki sposób jak my, to aż straszne jest. Nie wiem, czy w to wierzę, ale to chyba było zaplanowane, że się w życiu spotkamy i wyniesiemy z tego ogromną lekcję (przynajmniej ja). A to, co razem przeżyliśmy jest nasze i nikt nam tego nie zabierze, chociaż mimo wszystko to smutne i aż łzy się cisną… 

Każdy ma swoje demony. Niewygodne, ściskające za gardło myśli, które dopuszczone do głosu zaczynają nas dusić. Wtedy odpychamy je od siebie, chowamy w najskrytszych zakamarkach umysłu, udając że ich nie ma. W swojej naiwności wierzymy, że to takie proste. Że tym razem już nie wrócą. One zawsze wracają. Czekają na odpowiedni moment, by uderzyć ze zdwojoną mocą i będą to robić do czasu, aż nasze oczy zajdą łzawą mgłą, padniemy na kolana i – zrezygnowani, zmęczeni uciekaniem – stawimy im czoła. Dopiero wtedy, kiedy uwolnimy wszystkie nasze lęki – pozwolimy sobie na płacz, wzruszenie i zagubienie – zaczniemy rozumieć, że właśnie tego potrzebowaliśmy. Powrotu do źródła, przeżycia całym sobą wszystkich obaw i negatywnych myśli, by doznać oczyszczenia i pogodzić się z własnym wnętrzem. Otrzymać potężny zastrzyk sił witalnych do dalszej drogi, w którą wyruszymy z podniesioną głową i ogniem w sercu.

 

Tekst ten powstał już jakiś czas temu, rozmowa w nim opisana spowodowała w moim życiu swoisty reset. Reset, który zmusił mnie do gruntownego przedefiniowania mojego tu i teraz, ustawienia priorytetów i określenia, co jest dla mnie istotne. Owocem tych przemyśleń były pełne nadziei wnioski, które przekułem w najpoczytniejszy tekst na blogu. Tekst, który jest manifestacją przeżywania i chłonięcia życia. Tekst, który nie miałby prawa powstać, gdybym w pewien deszczowy dzień nie odezwał się do starego przyjaciela, gdybym nie wyszedł naprzeciw burzy…

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac_naprzeciw_burzy/feed 0
Musisz spłonąć w atmosferze https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze#respond Mon, 13 May 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=40 Bardzo nie lubię słowa ‚musisz’, bo uważam, że żaden człowiek nic nie musi, a najwyżej może. Wyrzuciłem to słowo ze słownika już dawno temu i od tamtej pory moje życie stało się prostsze. Dziś jednak zrobię wyjątek i napiszę:

Musisz spłonąć w atmosferze.

Artykuł Musisz spłonąć w atmosferze pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Bardzo nie lubię słowa ‚musisz’, bo uważam, że żaden człowiek nic nie musi, a najwyżej może. Wyrzuciłem to słowo ze słownika już dawno temu i od tamtej pory moje życie stało się prostsze. Dziś jednak zrobię wyjątek i napiszę:

 

Musisz spłonąć w atmosferze.

Odkąd skończyłem 14 lat intensywnie zastanawiałem się, o co chodzi w życiu. Wpierw myślałem, że chodzi o szczeniacką miłość i czerwone wypieki na twarzy, gdy dawałem bukiet kwiatów koleżance. Później byłem przekonany, że chodzi o cierpienie, o to by słuchać smutnych piosenek i manifestować całemu światu swoje stany depresyjne. Następnie zacząłem umawiać się z Mary Jane, która nauczyła mnie, że chodzi o to, by się wyluzować i skręcić kolejnego jointa. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że to jednak nie to. Rozpieprzyłem swoje życie na kawałki i poukładałem jak puzzle, znajdując sens w naprawianiu samego siebie, zdobywaniu wyznaczonych celów i ganianiu po galeriach handlowych za kolejnymi panienkami. Wtedy byłem przekonany, że w końcu znalazłem odpowiedź i że mogę z czystym sumieniem powiedzieć: wiem, o co chodzi w życiu. Chodzi o samolot do innego kraju tylko po to, by ponownie spojrzeć w oczy ukochanej kobiety. Chodzi o tych zajebistych ludzi i o zapach wszystkich długonogich dziewcząt, które coraz chętniej i coraz szybciej pozwalały smakować swoich ust. Rozczarowanie przyszło w momencie, w którym okazało się, że miłość na odległość nie działa, a seks jest przereklamowany i – jakkolwiek by to nie brzmiało – po prostu normalny. Dotarło do mnie, że fakt posiadania w życiu dziewczyn nie zapełnia pustki, nie jest odpowiedzią na żadne pytanie i z całą pewnością nie stanowi o tym, czy nasze życie ma sens, czy nie.

Wtedy przyszła pora na mocne psychodeliki, które przekonały mnie, że jestem częścią Wszechświata, połączony węzłami ciepłej, pulsującej energii z każdą żywą istotą na tej planecie. Że mogę wszystko i nie muszę nic w tym samym momencie. Że jesteśmy tutaj przez krótką chwilę po to, by smakować moment, który przemija. Że jesteśmy manifestacją kosmicznej energii, a po śmierci wrócimy do źródła, stapiając się z potęgą Wszechświata i wszystkimi jego wymiarami, ale zanim to się stanie musimy jak najwięcej czasu spędzić z naszymi bliskimi.

Przez osiem lat błądziłem, uzyskując wiele odpowiedzi na to samo pytanie, jednak żadna z nich nie była dla mnie w stu procentach satysfakcjonująca. Dopiero niedawno zrozumiałem, że nie chodziło tu o to, że wnioski, do których dochodziłem były złe. Wręcz przeciwnie. Każdy z nich jest prawdziwy, ale w oderwaniu od siebie żaden z nich nie ma sensu. Dopiero wszystkie odpowiedzi zebrane razem składają się na pełną, jasną odpowiedź na podstawowe pytanie:

O co chodzi w życiu?

Chodzi o bukiet kwiatów i rumieńce na twarzy.

O cierpienie i izolację.

Zgubienie drogi i odnalezienie tej właściwej.

O jointa w rozgwieżdżoną noc.

O gorzkie łzy i szeroki uśmiech.

O wielką, niespełnioną miłość i uganianie się za spódniczkami.

O seks, smak błyszczyka do ust i jej nagie ciało z samego rana.

O realizację celów, upadanie i podnoszenie się, by dalej iść przed siebie.

O potęgę natury, jedność z każdą żywą istotą, smakowanie momentu, który szybko przemija.

O budowanie niesamowitych wspomnień i spotkanie na drodze życia cudownych ludzi.

O czas spędzony z Twoimi bliskimi.

Chodzi to, by DOŚWIADCZAĆ I CHŁONĄĆ.

 

Ryzykować, sprawdzać, wyciągać wnioski.

 

Życie musi stać się Twoim narkotykiem.

 

Musisz ćpać życie.

Musisz spaść z orbity i spłonąć najjaśniejszym światłem, bo właśnie moment spadania jest najważniejszym okresem w Twoim życiu. To pięć minut, które ukształtuje Ciebie jako człowieka. Pięć minut, które da Ci wspomnienia i tylko Ty decydujesz o tym, czy będą to miłe obrazy, do których chcesz wracać, czy szara codzienność, w której jeden dzień nie różnił się niczym od poprzedniego.

Życie jest za krótkie na to, by się bać. Masz tylko jedno życie, więc doświadcz i wchłoń jak najwięcej. Zakochaj się i płacz. Tańcz i się śmiej. W życiu chodzi o emocje, o momenty, w których czujesz, że żyjesz. Przykładasz dłoń do swojej piersi, w której grzmi podekscytowane serce i wiesz, że jesteś człowiekiem. Nie uciekaj od żadnych emocji, bo żadna emocja nie jest zła. Złe jest Twoje podejście do życia. Podejdź do kobiety, na widok której szybciej bije Twoje serce. Zostań odrzucony. Poczuj obezwładniające uczucie elektryzujące Twoje ciało. Uśmiechnij się, nie jesteś robotem. Ty czujesz.

Obejrzyj smutny film. Wspomnij piękne obrazy z dzieciństwa, wzrusz się. Wyjdź z domu, spotkaj znajomych. Zróbcie coś szalonego. Zakochaj się, strać nad sobą kontrolę. Nie zastanawiaj się, czy powinieneś się angażować, nie trać czasu, który przecieka między Twoimi palcami na zbędne analizy. Żyjesz teraz, więc bądź teraz. Nie odkładaj uczucia na później, bo później może nigdy nie nadejść.

Doświadcz w życiu jak najwięcej. Otwarty umysł to podstawa. Czytaj książki, zainteresuj się muzyką, której nigdy nie słuchałeś. Oglądaj filmy, podróżuj. Przeżyj romans z narkotykami. Poznawaj ludzi, ucz się. Medytuj. Odkryj sprzeczne filozofie i różne spojrzenia na świat. Nie zamykaj się w swojej skorupie. Nie mów, że coś nie jest dla Ciebie, jeśli tego nie spróbowałeś. Sprawdź sam. Doświadcz sam. Wyciągnij własne wnioski. Kwestionuj wszystko: politykę, zasady, religię, wychowanie, życie. Zdaj sobie sprawę z faktu, że jako ludzie jesteśmy na Ziemi przez chwilę krótką, jak mrugnięcie powiekami, więc nie daj sobie wmówić, jak masz żyć. Nie skupiaj się tylko na jednej rzeczy. Bądź ciekaw wszystkiego. Znajdź równowagę w swoich zainteresowaniach i nie pozwól, byś popadł w obsesję na jakimkolwiek elemencie, który jest tylko małym wycinkiem składającym się na Twoją egzystencję.

Lepiej spłonąć w atmosferze, niż bezczynnie krążyć po orbicie.

Lepiej działać, niż żałować.

Lepiej doświadczać, niż się domyślać.

Lepiej prawdziwie żyć i w pełni czuć, niż wygodnie wegetować.

Artykuł Musisz spłonąć w atmosferze pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze/feed 0