przekonania – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Uwodzenie. Szatan z ludzką twarzą https://v1ncentify.prohost.pl/post/uwodzenie_szatan_z_ludzka_twarza https://v1ncentify.prohost.pl/post/uwodzenie_szatan_z_ludzka_twarza#respond Mon, 30 Sep 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=70 Patrząc na nasz kraj, a w szczególności na przekonania jego mieszkańców w sferze relacji damsko-męskich, można dojść do wniosku, że Średniowiecze jeszcze się nie skończyło. Mimo, iż drewniane chałupy i kamienice zostały z powodzeniem zastąpione przez szklane biurowce, za każdym rogiem czyha Inkwizycja, która aż pali się (ha) do tego, by zaciągnąć grzeszników do lochu i zabawiać się z nimi w ‚ciepło czy zimno’ przy pomocy pochodni. 


Artykuł Uwodzenie. Szatan z ludzką twarzą pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Patrząc na nasz kraj, a w szczególności na przekonania jego mieszkańców w sferze relacji damsko-męskich, można dojść do wniosku, że Średniowiecze jeszcze się nie skończyło. Mimo, iż drewniane chałupy i kamienice zostały z powodzeniem zastąpione przez szklane biurowce, za każdym rogiem czyha Inkwizycja, która aż pali się (ha) do tego, by zaciągnąć grzeszników do lochu i zabawiać się z nimi w ‚ciepło czy zimno’ przy pomocy pochodni. 

Nie znam drugiego cywilizowanego kraju, w którym słowa: uwodzenie, podrywanie, seks bez zobowiązań, miałyby tak negatywny wydźwięk. Na wschodzie jest normalnie. Na zachodzie jest normalnie. Tylko u nas jak zwykle pierwsze skrzypce grają szarość, przygnębienie oraz – wisienka na torcie – odwieczne poczucie winy.

Jest wielu ogarniętych facetów. Jest wiele ogarniętych i świadomych kobiet. Co z tego, skoro giną oni w oceanie kompleksów, zawiści i skrzywionego myślenia grubej części społeczeństwa? Od dziecka wkłada się nam do głowy, że seks to zło. Efektem tego są przekonania równie użyteczne i potrzebne co chwasty.

Jeśli chodzi o facetów z mojego grona znajomych, są to ludzie z bardzo fajnym spojrzeniem na życie, a przede wszystkim – relacje. Odciąłem się od gości z kompleksami, którzy wyznają zasadę ‚bzykający facet to kozak, bzykająca kobieta – dziwka’. W moim świecie ich nie ma. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że istnieją i że jest ich gruba większość. Dlatego też trudno dziwić się zamkniętej postawie kobiet, ale szczerze powiedziawszy, powoli robi się to nudne.

Czy to przy poznaniu, czy to na randce, kobiety rzucają teksty niezgodne z ich naturą (a często też niezgodne z przekonaniami) i założę się, że większość z nich już dawno zapomniała, skąd wzięły się te wyuczone regułki. To leci z automatu. Taka formalność. Kolejna randka. Kolejna kobieta, która ‚nie jest taka’ i ‚ma zasady’. A my, ogarnięci faceci, kiwamy głowami robiąc znudzone miny, przyjmując po raz n-ty te same słowa, swoistą mantrę, która nie robi na nas wrażenia od czasów, kiedy poszliśmy na pierwszą randkę i przekonaliśmy się, że ten pistolet, którym nas straszą w rzeczywistości jest na kulki. Bierzemy więc głęboki oddech i odpowiadamy formułką na formułkę dając porozumiewawczy sygnał, który znaczy mniej więcej tyle, co ‚skończ, wiem o co chodzi, nie jestem kolejnym idiotą, tylko normalnym facetem, nie będę cię oceniał – wyluzuj’, po czym przez kolejne minuty obficie wymieniamy się płynami ustrojowymi.

Przedmiotowe podejście? 

Dla wszystkich osób, które uważają, że pisząc o seksie robię to przedmiotowo mam nowinę – seks jest przedmiotowy, a dorabianie do niego ideologii pachnie mi XV wiekiem. Tak, seks gdy czujesz coś więcej do drugiej osoby jest lepszy. To fakt. Tak, seks gdy już znacie się z drugim partnerem również jest super. To fakt numer dwa. Nie zmienia to jednak w żaden sposób faktu numer trzy – seks jest czynnością, taką samą jak jedzenie czy spanie. Dlatego też, nie mam zamiaru pisać o seksie jak w Harlequinach, rozprawiać o ‚zroszonych kwiatach’ i ‚twardych męskościach’, bo tego nie idzie czytać – to raz, a dwa – zakładam, że wszyscy moi czytelnicy są pełnoletni i nie boją się słowa ‚penis’, ‚cipka’, czy ‚orgazm’.

W sumie, to współczuję kobietom, które czytając mego bloga dochodzą do wniosku, że przedmiotowo traktuję kobiety (tak, były takie przypadki). Nigdy w życiu nie spotykałbym się z dziewczyną, której nie lubię, tylko po to, by ‚zaliczyć’. Nigdy też nie zdarzyło mi się pójść do łóżka, a później totalnie olać. Szczerze mówiąc, tak jak już wspomniałem znam całą masę facetów, którzy ponadprzeciętnie radzą sobie z kobietami i ŻADEN z nich nie wpasowuje się w szufladkę ‚zimnego skurwysyna, który chce tylko poruchać’. My nie chcemy was ‚zaliczać’, my chcemy dzielić się z Wami sobą, poznawać Was i spędzać z Wami niezapomniane chwile. Chcemy się do Was przytulać, patrzeć, jak się uśmiechacie po fajnym seksie i pić z Wami kawę z samego rana. Tak, czasem nie mamy w planach wiązać się na dłużej, ale kto powiedział, że to źle? Czasem ludzie szukają miłości, totalnej chemii i zauroczenia. Innym razem chodzi bardziej o seks, ciepło i dobrze spędzony czas. Życie to nie tylko miłość, ale także po prostu bzykanie i uważam, że demonizowanie tej naturalnej potrzeby jest najzwyczajniej w świecie nie fair. Jednak…

Seks jest przereklamowany. W momencie, gdy jest go dużo schodzi na drugi plan, a  główną rolę zaczyna odgrywać proces uwodzenia. Poznawanie się, stopniowe wkręcanie się w siebie. Smakowanie każdej emocji jak wyjątkowo smacznego drinka. Adrenalina, niepewność, motyle w brzuchu. Magiczne momenty, niepowtarzalne sytuacje. To jest jak narkotyk, którego skutkiem ubocznym jest łóżko. Jak już wspomniałem, nie znam nikogo, komu chodzi TYLKO o bzykanie, a jeśli są takie osoby, to uważam takie podejście za bardzo płytkie – odcinające dostęp do głębi relacji z kobietą i całej palety uczuć, jakie daje taniec godowy, uwodzenie.

Najdziwniejsze pytanie, jakie może usłyszeć facet

– Szukasz czegoś na stałe, czy raczej interesują cię przelotne znajomości?

A skąd ja mogę to wiedzieć? To jest coś, czego NIE DA SIĘ założyć. Kiedyś szukając seksu znalazłem dłuższą, monogamiczną relację. Innym razem chciałem się związać, a zamiast tego wyszedłem z dziewczyną poznaną w klubie do auta po kilkunastu minutach znajomości. Z tym pytaniem to jest tak, jakby ktoś wykupił Ci wycieczkę do kraju, w którym nigdy nie byłeś i o którym nie masz bladego pojęcia i spytał ‚będzie ci się tam podobać i zostaniesz na bonusowe trzy dni i zwiedzanie okolic, czy raczej podstawowe siedem i bez wycieczek będzie ok?’. 

Przylepianie metek jest pozbawione sensu. ‚Ok, niech będzie związek’. A później okazuje się, że jedynym miejscem, w którym się dogadujecie jest łóżko, a na co dzień nie potraficie na siebie patrzeć. Innym razem z kolei zakładacie ‚tylko seks’, a po dwóch miesiącach macie coraz bardziej markotne miny i wymyślacie skomplikowane strategie, w jaki sposób zakomunikować drugiej osobie, że taki układ przestał wam odpowiadać. I że tak na prawdę to już od długiego czasu nie chodzi tylko o seks i macie ochotę razem gotować obiady i pić gorącą czekoladę na starówce, patrząc sobie głęboko w oczy. Po jaką cholerę tak komplikować sobie życie?

 

Ja nie szukam ‚czegoś’. Nawet kiedy mam ochotę na dłuższą relację, nie oznacza to, że otrzymam ją od tej konkretnej kobiety. To jest kwestia zgrania, płynięcia z emocjami. Nie szukam. Akceptuję. Sprawdzam. Dobrze się przy tym bawiąc i dając drugiej osobie niesamowite chwile.

Artykuł Uwodzenie. Szatan z ludzką twarzą pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/uwodzenie_szatan_z_ludzka_twarza/feed 0
Czego szkoła nie uczy? https://v1ncentify.prohost.pl/post/czego_szkola_nie_uczy https://v1ncentify.prohost.pl/post/czego_szkola_nie_uczy#respond Thu, 29 Aug 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=63 Idziemy do szkoły. Uczymy się dodawania, odejmowania, tabliczki mnożenia. Interpretujemy wiersze poetów, zgłębiamy tajniki ludzkiego ciała, kujemy na pamięć części składowe komórki. Wsysamy informacje, chłoniemy je jak gąbka. Nawet te najbardziej niepraktyczne. Nie uczymy się życia, a na pewno nie fundamentów. 

Artykuł Czego szkoła nie uczy? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Idziemy do szkoły. Uczymy się dodawania, odejmowania, tabliczki mnożenia. Interpretujemy wiersze poetów, zgłębiamy tajniki ludzkiego ciała, kujemy na pamięć części składowe komórki. Wsysamy informacje, chłoniemy je jak gąbka. Nawet te najbardziej niepraktyczne. Nie uczymy się życia, a na pewno nie fundamentów.

Znajomość daty bitwy pod Kłuszynem nie pomoże nikomu nabrać pewności siebie ani nie zakoduje w głowie wartościowych przekonań. Społeczeństwo zakłada, że nauki tego typu człowiek zdobędzie od rodziców, z otoczenia i własnego doświadczenia. Wszystko ładnie i pięknie, ale do tego potrzebne są wzorce inne niż lansowane przez TV, w stylu:

Moim zdaniem to właśnie w szkole jest miejsce na edukowanie młodych ludzi w takim zakresie, jak: poczucie własnej wartości, motywacja, szybkie uczenie się, seksualność, styl, zdrowe odżywianie, atrakcyjność. Uczenie się tysiąca zbędnych i nikomu niepotrzebnych informacji (do dziś pamiętam, jak wygląda pieprzony pantofelek) można by urozmaicić konkretnymi, życiowymi zajęciami, dzięki którym ludzie kończący liceum byliby świadomymi siebie, zaradnymi osobami z konkretnym pomysłem na życie.

Po pierwsze dietetyka, zdrowe odżywianie. Każdy człowiek powinien potrafić oddzielić zdrowe jedzenie od syfu i zauważyć związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy jakością spożywanych posiłków, a samopoczuciem i wyglądem. Zapobiegłoby to kwiatkom w stylu mojej koleżanki z gimnazjum, która była tak gruba, że najprawdopodobniej prasowała spodnie na ulicy. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic do otyłych ludzi, jeśli jest to wina choroby. Najczęściej jednak jest to zwyczajne niedbalstwo i obżarstwo. Wyżej wymieniona dziewczyna uznała, że jej otyłość to kara boska i z tego żalu na każdej przerwie wpieprzała pączki. Słabo?

Ludzie na całym świecie stosują porąbane diety, które negatywnie odbijają się na zdrowiu, prowadzą do wypadania włosów i innych powikłań, podczas gdy wystarczy najzwyczajniej w świecie MŻ (mniej żreć – magiczna dieta) i wiedzieć CO się je.

Zajęcia takie, jak: zdrowe przekonania, nauka pozytywnego myślenia, warsztaty z medytacji zdziałałyby więcej dobrego, niż większość poradni psychologicznych, które przy tak wyedukowanych pokoleniach najprawdopodobniej stałyby się zbędne. Szkoły powinny uczyć takich cech jak bezpośredniość, szczerość, zaradność. Podkreślać wagę rozmowy, uczyć ludzi wyrażania swoich opinii. Świadomości, że sukces nie zależy od szczęścia czy talentu, ale głównie od ciężkiej pracy. Dorzućmy do tego wyznaczanie i osiąganie celów, zajęcia z atrakcyjności oraz stylu – jak być interesującą osobą, jak się ubierać, dbać o siebie – i mamy narzędzia, za pomocą których ukształtujemy konkretnego, świadomego człowieka, gotowego na podbój świata.

Okej, każdy powinien znać matematykę, historię swego kraju, podstawy biologii, chemii, kojarzyć polskich artystów i potrafić pokazać palcem na mapie konkretny kraj – zgoda. Ja zadam tylko jedno pytanie: jak można kazać ludziom się uczyć, nie mówiąc im w jaki sposób mają to robić? Dlaczego w szkole nie przedstawia się metod efektywnej nauki i zapamiętywania? Dopiero na studiach dowiedziałem się o technikach zwiększających osiągi i pozwalających zapamiętać bardzo dużo informacji w krótkim czasie. W Japonii potrafią to robić nawet dzieci. Dlaczego tak nie może być u nas?

Charakter człowieka jest wypadkową jego genów, wychowania oraz przede wszystkim – otoczenia. Dlatego moim zdaniem to właśnie szkoła powinna być kuźnią hartującą umysły młodych ludzi. W końcu idziemy do niej jako dzieci, a opuszczamy ją jako dorośli ludzie (przynajmniej z definicji). Byłoby o wiele lepiej dla tego kraju, gdyby absolwenci liceów byli odważni i przebojowi, a patrząc w przyszłość zamiast niepewności czuli podekscytowanie, mieli jasno określone cele i sprecyzowaną wizję siebie za kilka lat. 

A to ciekawe

Pisząc ten tekst pokopałem trochę w google. Okazuje się, że istnieje już inicjatywa „wolnej szkoły”, która mniej więcej wpasowuje się w tematykę tego wpisu. Poniżej wklejam tabelkę wziętą ze strony internetowej jednej z takich placówek.

TRADYCYJNY SYSTEM NAUCZANIA EDUKACJA W WOLNOŚCI
Przekazanie wiedzy określonej podstawą programową, jak największej ilości uczniów. Nauczenie praktycznych i przydatnych w dorosłym życiu kompetencji, małej społeczności dzieci, z dużym naciskiem na indywidualne poczucie satysfakcji i szczęścia.
Posłuszeństwo, hierarchia.
Dziecko uczy się posłuszeństwa i uznaje wyższość nauczycieli. Często porzuca swoje cele, gdyż nie ma dość swobody, aby je realizować.
Wolność i odpowiedzialność.
Dziecko ma możliwość decydowania o sobie i o swoim czasie. Dzięki takiej swobodzie ma okazję doświadczyć naturalnych konsekwencji swoich działań. W efekcie uczy się odpowiedzialności za swoje decyzje i troski o to, by jego cele nie szkodziły jemu i innym.
Książkowa wiedza
Łatwo dostępna i szybko dezaktualizująca się wiedza, w większości wypadków nie posiadająca praktycznego zastosowania w codziennym życiu.
Praktyczna wiedza i umiejętności na całe życie
Dzieci w wieku 5-10 są rozwojowo w okresie ułatwionej nauki przez robienie – wykonywanie czynności (a nie siedzenie w ławkach i czytanie książek). Opanowane w ten sposób kompetencje pozostają ich atutem na całe życie.
Przymusowy, jednakowy dla wszystkich
Podstawa programowa, jest materiałem o uśrednionym stopniu trudności, dla dzieci ze wszystkich grup społecznych, dodatkowo pozbawionym nauki praktycznej ze względu na trudności organizacyjne i finansowe szkół.
Indywidualny dla każdego ucznia, rozwijający wrodzone talenty
Program nauczania jest indywidualnie dobierany pod pasje, talenty i aktualny poziom kompetencji danego ucznia. Dziecko wybiera, czego i jak się uczy, dzięki czemu robi to chętniej i wybiera sposób, który najlepiej mu odpowiada.
Nadzoruje, karze i nagradza
Nauczyciel egzekwuje i nadzoruje naukę dziecka. Nagradza i karze dziecko za jego wyniki.
Wspiera samodzielność, zaciekawia, inspiruje
Nauczyciel, proponuje i podpowiada ciekawe możliwości nauki, z których dziecko samo wybiera to, co je interesuje. W takim systemie nauczania, to właśnie dziecko aktywnie sięga po wiedzę i umiejętności.
Motywacja zewnętrzna – „uczę się dla oceny – tego, co muszę”
Dziecko często nie rozumie, dlaczego ma się uczyć danego materiału. Jednym z najistotniejszych powodów, dla których podejmuje wysiłek, jest ocena i odczuwany przymus.
Motywacja wewnętrzna – „uczę się dla siebie – tego, co mnie interesuje”
Dziecko uczy się dla siebie z własnej inicjatywy i potrzeby. Najcięższą i najrzadziej spotykaną karą w wolnej szkole jest niemożliwość uczęszczania na lekcje.
Szkoła stymuluje dzieci do uzyskiwania ocen. Nagradzane jest posłuszeństwo, skrupulatność w wykonywaniu poleceń i efektywność mechanicznego zapamiętywania informacji. Szkoła stymuluje do pełnego samorozwoju: do uzyskania wysokiej samoświadomości, podejmowania odpowiedzialnych wyborów oraz wiedzy i kompetencji potrzebnych do prowadzenia spełnionego, szczęśliwego życia.
Tak Tak

Umiejętność zdobywania ocen, zaliczania testów i egzaminów
Wiedza wedle wszelkich badań, jest nietrwała i z czasem zapominana, w dodatku obecnie niezwykle łatwo dostępna. Główną kompetencją, która pozostaje uczniom po zakuwaniu wiedzy, jest sposób podejmowania decyzji na testach.

Samodzielność, odpowiedzialność, kreatywność, pewność siebie, umiejętność logicznego myślenia, samoświadomość, umiejętność współpracy
Powyższe umiejętności są bezpośrednim skutkiem mierzenia się z doświadczeniem wolności, decyzyjności w istotnych kwestiach i swobody.

Artykuł Czego szkoła nie uczy? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/czego_szkola_nie_uczy/feed 0