podróże – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Gdyby w Polsce było słońce? https://v1ncentify.prohost.pl/post/gdyby-w-polsce-bylo-slonce https://v1ncentify.prohost.pl/post/gdyby-w-polsce-bylo-slonce#respond Sat, 18 Nov 2017 16:13:46 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3185 Dlaczego w Azji ludzie ciągle się uśmiechają?

Artykuł Gdyby w Polsce było słońce? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Dlaczego w Azji ludzie ciągle się uśmiechają?

Dlaczego w sklepach, restauracjach nie widzę nigdy żadnej spiny i polaczkowych kłótni? Wszyscy są tacy spokojni, wyluzowani. Nie mówię tutaj o udawanej uprzejmości, tylko takiej szczerej, nie dającej pomylić się z niczym innym. Nawet kierowca tricycla, który próbuje zdymać cię na hajs robi to w uprzejmy i zrelaksowany sposób. A gdy nie dajesz się oszwabić po prostu się uśmiecha – nie kpiąco, tylko tak normalnie. No, nie wyszło, trudno. Miłego dnia.

Pierwszy tydzień w Azji zszedł mi na mentalnym zrzucaniu Polskiego balastu. Wyrywaniu z mózgu kabli związanych ze stresem, pośpiechem, małymi problemami. Dopiero teraz, siedząc na leżaku, po lewej mając nieskazitelnie czystą, niebieską wodę i biały piasek, czuję wewnętrzny spokój. Już nie denerwuję się, gdy kelnerka poda mi nie te danie, które zamawiałem lub po raz piąty w ciągu ostatnich 3 dni zapomni do zamówienia dołączyć sztućce. Bzdety przestają mieć znaczenie, giną na tle niezmąconego spokoju. To absurd, ale zaczynam czuć się nieswojo, gdy się kompletnie niczym nie przejmuję. Jakby czegoś mi brakowało, jak gdybym robił coś nieodpowiedniego, nagannego – odpala mi się ciężkie, regularne poczucie winy. To tylko pokazuje, jak patologiczne nawyki myślowe wdrukowała mi Warszawa. Jak możemy żyć, sami siebie torturując w myślach. Co ciekawe, przed wylotem uważałem, że jestem wyluzowany. Dopiero z dystansu mogę ocenić, że w rzeczywistości sam siebie oszukiwałem – po prostu nie miałem punktu odniesienia.

PRZERAŻAJĄCE.

Nie mam tu dostępu do siłowni, ale nie stanowi to dla mnie żadnej wymówki. Dzień zaczynam od stu pompek na plaży i pływania. Długiego spaceru wzdłuż linii brzegu, podczas gdy spod moich stóp całymi stadami uciekają małe, białe kraby. Piasek jest jak mąka, powietrze czyste, a słońce pali moją skórę powoli wtłaczając w nią opaleniznę. Elektrolity uzupełniam wodą ze świeżego kokosa, ciało chłodzę sokiem z mango.

I woke up to this <3 #kohlipe #thailand #happiness #journey #trip

Post udostępniony przez @v1ncent.pl

Podoba mi się, że w Tajlandii ludzie szanują zwierzęta. Na Filipinach psy i koty były wychudzone, brudne i przeganiane przez ludzi. Na Koh Lipe wszystkie są tłuste i zadbane. Miejscowi je lubią i się nimi opiekują. House cat, house dog, tak na nie mówią. Hotel, w którym jestem zajmuje się chyba ośmioma psami, które całymi dniami wylegują się w chłodnych, wykopanych jamach pod leżakami. Bawią się w wodzie, tarzają w piasku. Czasem kładą się na plecach, pokazując dobitnie, jak bardzo mają na wszystko wyjebane jaja. Lubię to.

Na wyspie znajduje się spora wioska. Moje pierwsze myśli – ale tym ludziom musi być ciężko. Niechlujne domy sklecone z blach, które w dzień nagrzewają się tak bardzo, że tajowie z całymi rodzinami muszą czas spędzać na werandach. Szybko się jednak reflektuję. Zaraz, przecież oni są szczęśliwi. Przecież jest im dobrze. Uśmiechają się, życie spędzają na rajskiej wyspie, nigdy nie muszą znosić minusowych temperatur. Żyją z turystyki, mają dużo czasu dla swojej rodziny, a czas płynie wolno.

Bangkok trochę jak Manila (ale wolę Manilę). Na każdym rogu ktoś mnie napastuje i chce mi uszyć garnitur. Jestem odporny na teksty w stylu “great body my man, will make you a suit!”, ale nawet moja asertywność ma swoje granice. Odbieram swój custom suit za dwa dni, ciekawe co to będzie (3-4x taniej, niż w Polsce). Tajskie jedzenie lepsze, niż filipińskie. Co ciekawe, w stolicy ladyboy’ów do tej pory widziałem może trzech, czterech. Albo słabo się rozglądam albo po prostu operacje tu są tak dobre, że nawet ich nie zauważam. Do tej pory się “nie nadziałem”, żeby było jasne.

Ludzie słabiej ogarniają tu angielski, co jest pewnym minusem. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że na Filipinach język królów jest tym urzędowym.

Do tej pory najmocniejszym punktem wyjazdu okazał się być główny powód, dla którego przybyłem do Tajlandii – czyli ślub i wesele Benza, taja, z którym przeżyłem filipiński tajfun dwa lata temu.

Post udostępniony przez @v1ncent.pl

Najfajniejsze wesele, na jakim byłem. Bez gorzko gorzko, żenujących zabaw i disco polo. Wino zamiast wódki, czerwone curry zamiast rosołu no i padthai zamiast dewolaja. Na głośnikach deep house i rave. Bez księdza, za to z dwoma gejami odprawiającymi ceremonię. Afterparty w klubie na dachu. Szczerze, brakowało tylko mdma w ponczu.

*

Napisałbym coś więcej, ale właśnie wróciłem do Bangkoku i wychodzę do klubu. To ostatni dzień Benza w Tajlandii, więc wypada konkretnie się pożegnać z całą ekipą. Chciałem Wam tylko dać znać, że żyję i czuję się mocno zainspirowany. Ostatnio ciągle robię notatki w telefonie, a większość z nich nosi tytuł Blask Szminki, więc…

Do następnego.

 

Artykuł Gdyby w Polsce było słońce? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/gdyby-w-polsce-bylo-slonce/feed 0
Jak odczepiony wagon https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak-odczepiony-wagon https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak-odczepiony-wagon#respond Sun, 23 Jul 2017 09:21:51 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2976 Cień ochoczo zlizuje światło z sufitu, powieki kleją się do siebie jak wargi upaćkane błyszczykiem.

Artykuł Jak odczepiony wagon pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Cień ochoczo zlizuje światło z sufitu, powieki kleją się do siebie jak wargi upaćkane błyszczykiem.

Znów nie mogę spać, mimo 5 gram melatoniny. Serce jest spokojne, ale czuję, że zaraz wpadnie w galop. Podnoszę się z rozgrzanego łóżka i otwieram okno. W twarz uderza mnie podmuch letniego, ciepłego i wilgotnego wiatru. Czuję deszcz, a w zasadzie zapach bakterii, które wystrzeliwują w górę przy uderzeniu kropli o ziemię.

(Dzięki nauce nawet zapach deszczu nie jest już romantyczny.)

Lwów, Brno, Praga, Zakopane, Trójmiasto, Katowice, wszystko praktycznie w jeden miesiąc. Tęsknię za stabilizacją i czasem tylko dla siebie w jakimś mieście. Podążanie za wypracowaną rutyną, trochę spokoju. Wracam z koncertu Mansona i zaszywam się w Białymstoku, dość już jazdy na przeciętych hamulcach. Dzięki temu będę miał więcej czasu na pisanie bloga i zebranie myśli. Kiedyś uważałem, że częste podróżowanie jest inspirujące – dziś wiem, że potrafi także zmęczyć.

Jestem człowiekiem, który musi ładować akumulatory. Po fazie podróżowania, prowadzenia szkoleń, poznawania ludzi, przekraczania strefy komfortu zawsze musi nastąpić u mnie moment, kiedy jedyne, czego pragnę, to pobyć trochę samemu i zapuścić korzenie w jedno, spokojne miejsce. Medytować, iść na siłownię, pojeździć na rowerze, doczytać kilka zaczętych książek. Zwolnić i skupić się na tym, co w środku. Formułować nowe wnioski i wpleść je w pracę nad nowymi wpisami, vlogami czy produktami.

Potrafię w stu procentach dzielić się z innymi tylko wtedy, kiedy sam na moment przestaję zbierać.

*

Długie nitki kropel przecinają szybę, gdy piję zimną wodę w warsie, a krajobraz za oknem rozciąga się w zielone, pastelowe pasy.

I chyba wiem już, o co chodzi.

Chodzi o to, że nie czuję się dłużej związany z żadnym konkretnym miejscem. Jakbym odczepił jakiś wagon.

*

Wracam z Patokatowic. Polecam doświadczenie, jeśli narzekasz na brak adrenaliny albo znudziły Ci się wizyty w zoo. Powinni wypuścić jakiś ilustrowany bumelancki przewodnik po centrum. Trochę w życiu widziałem, ale jeszcze nigdy straganu z zabawkami dla dzieci na głównym deptaku, który obsługiwałby spuchnięty menel, walący wódę z gwinta.

Nikt. Nigdy. Więcej. Mnie. Tam. Nie. Zaciągnie. Nie ma takiej siły. Nie przekona mnie ani darmowy bilet na Mansona, ani nawet możliwość wciągania z nim koksu na backstage’u.

A może po prostu żyję w bezpiecznej bańce i nie wiem, jak wygląda rzeczywistość? Białystok – spokojny, bo miasto policyjne. Śródmieście Warszawy też wypudrowane (może poza parkiem pod Pałacem Kultury). Centrum Lwowa regularnie czyszczone z żulerni.

 

Żeby nie było, że całe Katowice są do dupy – super bawiłem się na Porcelanowej. Świetny klimat, dobre jedzenie i muzyka.

 

Koncert Mansona niestety beznadziejnie nagłośniony (albo wina akustyki Spodka) i musiałem domyślać się, co śpiewa. Natomiast zajebiście spędziłem te 1,5 godziny szalejąc pod sceną – gość wie, jak zrobić show. Kilka razy miałem ciary. Long Hard Road Out Of Hell czytałem dwukrotnie i obiecałem sobie, że przynajmniej raz zobaczę Mansona na żywo, zanim się zaćpa. Odfajkowane.

 

Dojeżdżam do stacji.

 

Do przeczytania. Widzimy się, jak tylko zapuszczę korzenie i odeśpię ostatnie dwa tygodnie.

 

Artykuł Jak odczepiony wagon pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak-odczepiony-wagon/feed 0
8 sposobów na to, by pozostać pozytywnym i nie zwariować https://v1ncentify.prohost.pl/post/7-sposobow-na-to-by-pozostac-pozytywnym-i-nie-zwariowac https://v1ncentify.prohost.pl/post/7-sposobow-na-to-by-pozostac-pozytywnym-i-nie-zwariowac#respond Tue, 21 Feb 2017 20:27:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2378 Zima jeszcze Cię nie zabiła? Ciemne chmury, deszcz i posępna pizgawica? Jak się czujesz? Trzymasz się jeszcze, czy może snujesz się z dnia na dzień jak zombie?

Artykuł 8 sposobów na to, by pozostać pozytywnym i nie zwariować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Cześć.

Zima jeszcze Cię nie zabiła? Ciemne chmury, deszcz i posępna pizgawica? Jak się czujesz? Trzymasz się jeszcze, czy może snujesz się z dnia na dzień jak zombie?

Pozytywna energia jest w tym kraju towarem deficytowym, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Z nosa cieknie, nic się nie chce. Ciężko jest być uśmiechniętym, kiedy dusi Cię smog, a przechodnie zamiast uśmiechu raczą Cię trumienną miną. Tutaj się zgadzamy. Uważam jednak, że zamiast czekać na te 3 miesiące upragnionego słońca i względnego ciepła, lepiej zrobić wszystko, co w naszej mocy, by pozostać w dobrej formie psychicznej przez okrągły rok.

Od razu mówię, że nie jestem w tym mistrzem i czasami też dopada mnie marazm. Tym bardziej, że raczej nie przeszkadza mi odosobnienie i dobrze czuję się sam ze sobą. Znalazłem jednak kilka odpowiedzi na pytanie: “jak dobrze się czuć”. Temat może wydawać się banalny, ale to właśnie zaniedbywanie tych “banałów” sprawia, że jesteś wyprany z energii i wpadasz w negatywne pętle myślowe. Więc przeczytaj uważnie poniższy tekst i koniecznie w komentarzu dopisz swoje sposoby na to, by nie zwariować, gdy za oknem straszą minusowe temperatury.

Witaminy

Owoce, warzywa. To raz. Suplementy witaminowe to dwa. Osobiście używam tych z Olimpu (Vita-Min) – opakowanie zawiera dwie kapsułki, jedną z witaminami, drugą z minerałami. Do tego mocno polecam witaminę d3 (5k lub 10k jednostek) z firmy Puritan’s Pride. Ponieważ żyjemy w kraju, gdzie przez większość czasu promienie słońca zjadane są przez chmury, musimy dostarczać tę witaminę w inny sposób. D3 z wyżej wymienionej firmy powinno się spożywać z witaminą K2, natomiast ja czuję jej działanie nawet solo (więcej energii, podwyższone libido, lepszy sen). Nie będę się długo rozpisywać nad istotą przyjmowania witamin oraz spożywania warzyw, bo jest to rzecz oczywista – choć jak pokazuje doświadczenie, marginalizowana.

 

Sen

Bez porządnych 8 godzin snu ciężko jest przebrnąć przez dzień na pompie. Jeśli tak jak ja masz problem z zasypianiem oraz wybudzaniem się w nocy, to w tym miejscu polecam następujące rzeczy:

 

Zatyczki do uszu. Rzecz niezbędna, jeśli mieszkasz przy ulicy lub masz wielu współlokatorów na mieszkaniu (lub jednego, który lubi o 1 w nocy napierdalać garnkami w kuchni:)). Odkąd stosuję zatyczki do spania rzadziej się wybudzam. Jestem mega uczulony na jakieś oddalone dźwięki imprezy, czy po prostu krzątanie się po apartamencie, natomiast wystarczy, że zakorkuję sobie uszy i mogę spokojnie odpłynąć.

 

Maska na oczy. Ja mam taką zwykłą, jaką dostaje się w niektórych liniach samolotowych w trakcie długich dystansów. Niesamowita rzecz i znacznie poprawia mi głębokość snu. Szczególnie, gdy wracam z pracy o 4-5 nad ranem i muszę odespać te 8 godzin. Rzecz jest bardzo utrudniona, gdy przez żaluzje czy zasłony do pokoju przedziera się światło – bo daje organizmowi do zrozumienia, że powinien raczej się wybudzać. Z taką maską masz niemal stuprocentową ciemność i przełączasz w mózgu odpowiedni przełącznik, który mówi “jest noc, musimy iść spać”.

 

Flux na komputer, Night Mode na telefon. To nazwa dwóch aplikacji, bez których nie wyobrażam sobie pracy i płynnego zasypiania. Wpatrywanie się w ekran monitora, czy telefonu przed snem powoduje poważne problemy z zaśnięciem. Powodem jest niebieskie światło, które utrzymuje mózg w gotowości. Wyżej wymienione pogramy wyciągają te światło, przez co wieczorem mózg nie jest mocno stymulowany i może zgodnie z dobowym rytmem zacząć przygotowywać Cię do snu w wieczornych godzinach. Jest to bardzo ważne – zauważyłem, że od kiedy stosuję Flux oraz Night Mode zasypiam o wiele szybciej.

 

Biały szum lub ambient. Jeśli nie jesteś fanem/fanką zatyczek, możesz do snu puścić sobie cicho biały szum (po prostu wklep w youtube “white noise sleep”). Badania potwierdzają, że stały dźwięk pozwala Ci nie tylko zasnąć, ale także sprawia, że mniej się wybudzasz. Zazwyczaj wybudzenie spowodowane jest jakąś nagłą zmianą w dźwiękach docierających do Twoich uszu z otoczenia, dlatego zablokowanie ich stałym, powtarzalnym elementem pozwala Ci spać spokojnie. Oczywiście nie musisz słuchać typowego “białego szumu”. Ja na przykład swego czasu używałem odgłosów samolotu, a nawet serii Star Wars White Noise, gdzie możesz zasnąć przy… dźwiękach Naboo nocą. Jeśli jednak preferujesz coś melodyjnego, to puść sobie Carbon Based Lifeforms – do snu idealne są płyty Interlooper oraz World of Sleepers. Zazwyczaj nie jestem w stanie zasnąć przy żadnej muzyce, natomiast CBL działa cuda. Słucham chyba od trzech lat. Sprawdza się nie tylko do snu, ale także do pracy, nauki itp.

 

Aktywność fizyczna

Naturalny zastrzyk endorfin. Zapisz się na siłownię, fitness czy po prostu biegaj (choć lepiej przy pomocy bieżni, ze względu na smog). Aktywność fizyczna to więcej energii, fantastyczne samopoczucie oraz świetne narzędzie pozwalające utrzymać dyscyplinę w innych dziedzinach życia. Odkąd mam restrykcyjną dietę i konkretny plan treningowy stałem się dużo lepszy w zarządzaniu czasem. Lepiej planuję codzienną pracę, wyjazdy. Zauważyłem też, że wzrosła moja siła woli. Fakt, że potrafię zerwać się z samego rana, wyślizgnąć się z ciepłej pościeli w chłód mieszkania i w 20 minut wyjść na pizgawicę po to, by przerzucać żelastwo na siłowni sprawia, że jestem w stanie dużo skuteczniej motywować się do innych obowiązków. Wzrosła moja decyzyjność. Zamiast rozwlekać się nad danym problemem, po prostu wybieram najlepszą opcję i dokonuję egzekucji. Ponieważ przygotowuję sobie posiłki, gotuję i spożywam jedzenie w określonych godzinach, mój codzienny grafik wygląda dużo efektywniej.

 

Do aktywności fizycznej wlicza się oczywiście seks, który konkretnie boostuje zadowolenie z codzienności.

 

DO FACETÓW: Przestań się masturbować. Jeśli nie masz partnerki i już musisz, zrób to raz na dwa tygodnie, ale nigdy częściej. Masturbacja zabija motywację, sprawia, że masz DUŻO mniej życiowej energii i silnej woli. Jeśli czujesz się jak zombie, miewasz huśtawki nastroju i nic Ci się nie chce, a przy tym codziennie (lub kilka razy w tygodniu) walisz konia, to na Twoim miejscu przestałbym się dziwić. Jak możesz czuć naturalną potrzebę do poznawania kobiet, kiedy oszukujesz swój organizm, wmawiając mu, że masz seksu po dostatkiem? Ja wyznaję zasadę, że bzykam się z kobietami, nie z samym sobą.

Czasem faceci pytają mnie, w jaki sposób wytworzyć chemię na spotkaniu z kobietą, bo oni nie potrafią. Ja pytam, jak często się masturbują.

Przemyśl to, serio.

 

Wyjazdy

Staram się minimum raz w miesiącu wyjechać gdzieś ze znajomymi. Bardzo łatwo jest wpaść w koleiny rutyny, stracić uważność i przeżywać dzień za dniem w sposób, który przypomina pracę kserokopiarki. Wyrwanie się z tego schematu wybudza Cię, dostarcza emocji i pozwala odsapnąć od rzeczy, które robisz na co dzień – nabrać dystansu. Nawet głupi wypad do innego miasta ze znajomymi działa odświeżająco i sprawia, że jestem dużo bardziej szczęśliwy. Gdy piszę te słowa siedzę akurat w Krakowie, poprzedni tydzień spędzałem w Poznaniu, a jeszcze poprzedni we Wrocławiu. Czuję się zajebiście – dużo bodźców, większa motywacja do pracy i fajne wspomnienia. Akurat jestem w trakcie trasy konferencji IU Nights, stąd ta intensywność, z kolei gdy żyję sobie w Warszawie, czasem ratuje mnie nawet głupi powrót na parę dni do Białegostoku.

 

Pamiętaj o ładowaniu baterii. Nie możesz tylko pracować i siedzieć w jednym miejscu. Potrzebujesz oddechu, więc korzystaj z weekendowych wypadów, kiedy tylko możesz.

 

Aktywizuj znajomych

Rzecz mocno powiązana z wcześniejszym punktem. Bardzo łatwo jest być biernym i czekać. Na propozycje wyjazdów, wyjść na miasto, generalnie kreatywnego spędzania czasu. Kończy się na tym, że wszyscy czekają i ostatecznie nic się nie dzieje. Bądź tą osobą, która wychodzi z propozycją spotkania, domówki, imprezy, czy wyjazdu. Jeśli musisz, sam wszystko zorganizuj i postaw znajomych przed prostym dylematem: jedziesz lub nie. Nie czekaj, tylko aktywnie kieruj swoim życiem i zarządzaj grupkami znajomych. Możecie świetnie spędzić czas, ale jeśli nie będziesz osobą, która wychodzi z inicjatywą, ten potencjał najczęściej pozostanie niewykorzystany. Ja od dawna staram się być kimś, kto tworzy sytuacje, zamiast na nie czekać. Dzięki temu w ciągu ostatniego roku byłem we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Częstochowie, we Lwowie i na Filipinach.

 

Myśl mniej

W Polsce, przy naszej pogodzie i warunkach ludzie mają zbyt wiele czasu na myślenie. Tutaj przypominają mi się Filipiny, gdzie po prostu nie ma kiedy myśleć. Kiedyś ktoś mnie zapytał, jakie mam przemyślenia na temat Azji. Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, bo ja tam po prostu BYŁEM. Tam każdego dnia masz tyle do roboty, tak dużo propozycji spotkań, obiadów i imprez ze znajomymi, że dom traktujesz jak hotel. Cały czas żyjesz TERAZ. Do tego trzeba dorzucić obfitość słońca i dziewicze wyspy na wyciągnięcie ręki (3-4h podróży ze stolicy) i masz prosty przepis na bycie uśmiechniętym przez większość czasu.

 

Natomiast w Polsce jest tak, że w ciemne, zimne dni zamykamy się w swoich pieczarach razem ze swoimi myślami i kminimy, kminimy. Oramy sobie mózg na wszelkie możliwe sposoby, bo po prostu mamy na to wystarczająco dużo czasu. Jesteśmy mało aktywni. Mało działamy, mało się realizujemy i zbyt rzadko spotykamy się z zajebistymi ludźmi. To tworzy pustkę, którą wypełniamy negatywnymi pętlami myślowymi (na temat których przygotowuję oddzielny wpis). Jeśli masz doła, źle się czujesz lub łapiesz się na tym, że myślisz za dużo, po prostu zadzwoń do kogoś i wyjdź z mieszkania. Zrób to wbrew sobie, pamiętając o tym, że Twój mózg będzie zawsze dążył do utrzymania obecnego stanu (czyli jeśli jest mi smutno, chcę słuchać melancholijnych piosenek zamiast pozytywnych itd). Jedyną szansą na to, by go zmienić, jest wykonanie działania, które Cię emocjonalnie wykolei. W tym przypadku wyjście z domu, interakcja z drugim człowiekiem sprawi, że będziesz zmuszony/zmuszona wyjść z głowy i dostosować się do otoczenia (jak z zanurzaniem się w chłodnej wodzie na basenie – wpierw jest ciężko, ale po kilku minutach szok mija i możesz pływać).

 

Realizuj się i doprowadzaj sprawy do końca

Gdy wykonuję dobre działanie – czyli takie, które w jakiś sposób rozwija moją karierę lub ciało/umysł – czuję się fenomenalnie. Dlatego skupiam się na organizacji czasu, planowaniu i osiąganiu kolejnych celów. Za każdym razem, gdy zrobię wpis na bloga, zorganizuję szkolenie, wystąpię publicznie lub opublikuję wideo w ustalonym terminie – jestem zadowolony, rośnie moje poczucie skuteczności oraz zaufanie do samego siebie. Tak samo z trzymaniem michy i treningami na siłowni. Jeśli sobie coś postanowisz, zrób wszystko, by dopiąć sprawę. W przeciwnym wypadku pojawią się wyrzuty sumienia, stracisz do siebie zaufanie, zaczniesz się mentalnie zamęczać… negatywna, chujowa pętla. Skup się na budowaniu tej pozytywnej. W długoterminowej perspektywie na stałe zwiększają się Twoje poczucie własnej wartości, pewność siebie no i oczywiście kompetencje w określonych dziedzinach. Rośnie też bardzo mocno siła woli, ale o tym pisałem już wyżej.

 

Ustawiaj sobie małe, mierzalne cele prowadzące do osiągnięcia tego wielkiego. Gdybym przy pisaniu książki założył sobie, że celem jest jej skończenie i publikacja, bardzo ciężko byłoby mi ją napisać. Dlatego ustaliłem sobie, że codziennie przez kilka godzin będę pisał, choćby paliło się i waliło, choćbym był chory, niewyspany lub miał odruch wymiotny na widok pustej strony w Wordzie. Nawet, gdy nie napisałem danego dnia dużo, sam fakt, że pracowałem, starałem się i zapisałem choć 2-3 akapity wystarczył, by poklepać się po plecach i uznać dzień za udany.

 

Karm swój umysł

Czytaj książki, minimum 30-50 stron dziennie. Zamknij jebanego fejsa, na którym 95% treści to żywe, śmierdzące gówno. Olej kwejki, demotywatory i wykopy. Przestań prać sobie mózg filmikami na YT z prankami. Czytaj dobrą literaturę, a w trakcie nie dotykaj telefonu i laptopa. Ćwicz swoje skupienie na jednej wykonywanej czynności. Oducz się kompulsywnego sprawdzania powiadomień i rozpraszania swojej uwagi. W dzisiejszych czasach jesteśmy jak dzieci z ADHD, które co chwila potrzebują nowej rozrywki. Po całym dniu notorycznego przerzucania się od jednej treści do drugiej czujemy się bardziej wycieńczeni niż po ostrym treningu na siłowni. Dlatego czytaj, bo czytając:

  • zdobywasz wiedzę…
  • …a także tematy do rozmów z ludźmi
  • wyciszasz się
  • ćwiczysz skupienie
  • rozwijasz wyobraźnię i pobudzasz kreatywność
  • świetnie się bawisz
  • poprawiasz własny styl
  • intuicyjnie uczysz się poprawnej polszczyzny…
  • …a czytając po angielsku naturalnie szlifujesz język

 

Jeśli koniecznie musisz coś obejrzeć, to niech nie będą to koty, psy i wypadki z idiotami z USA bez podstawowej wiedzy na temat ziemskiego przyciągania, tylko rzecz, która Cię rozwinie i dostarczy nowej wiedzy. Dlatego lepiej odpal sobie wystąpienie na Tedx lub ciekawy vlog. Jeśli już musisz siedzieć na fejsie, to zamiast gównianych fanpage’y polub sobie na przykład ScienceAlert i czytaj publikowane artykuły (a nie tylko nagłówki…).

 


 

 

Czekam na Wasze sposoby w komentarzach. Spróbujmy razem nie zwariować 🙂

 

Artykuł 8 sposobów na to, by pozostać pozytywnym i nie zwariować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/7-sposobow-na-to-by-pozostac-pozytywnym-i-nie-zwariowac/feed 0
Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach#respond Thu, 01 Dec 2016 06:37:08 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2089 Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

 

Jestem oderwany od rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby ktoś złapał mnie za głowę, wyciągnął z korzeniami, poszatkował, posypał chilli i wystrzelił w kosmos. Tydzień na Filipinach przelewa się w mojej głowie, wymieszane noce, imprezy, dziewczyny, alkohol. W kilka dni doświadczyłem więcej, niż przez ostatni rok.

 

Sunrises be like… #pool #sunrise #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Jest zupełnie tak, jak w moim wpisie “Spotkamy się gdzieś na końcu świata”. Przeżywam przygodę życia, którą sobie wyśniłem. Codziennie obecny, wyciskający każdy wieczór jak sok ze słodkiego mango. Tegoroczny wyjazd bije poprzedni na głowę. Wszystkiego jest więcej. Ludzi, miejsc, kobiet (figur geometrycznych), smaków, niezapomnianych momentów. Aż ciężko mi zrozumieć, że to dopiero 1/3 całego wyjazdu. Dzieją się tu rzeczy, w które ciężko uwierzyć, a co dopiero je opisać? Brakuje mi słów, a ludziom, którzy nigdy nie mieli okazji odwiedzić Azji – punktów odniesienia. Tym razem postanowiłem zrezygnować z dokładnych raportów opisujących moje perypetie. Po pierwsze są zbyt hardcore’owe nawet jak na ten blog (Californication przy tym to dobranocka), po drugie szkoda mi na to czasu. O ostatnich siedmiu dniach mógłbym napisać książkę, zmieszczenie tego w jednym wpisie byłoby niesprawiedliwe. Postanowiłem zachować te przeżycia w swoim serduszku. Nie obrazicie się, prawda?

Domóweczka #villa #poolparty #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Powoli wprowadzam w codzienność jakiś porządek. Ostatnie 7 dni spałem po 2-3 godziny na dobę, piłem za dużo alkoholu i robiłem nieskończone cardio w sypialni. Teraz Krzysiek i Lips, dwa imprezowe zwierzaki, opuścili Manilę, więc będzie nieco spokojniej. To oni prowokowali szalone momenty, byli jak tykająca bomba. Wszystkie dopuszczalne normy arogancji zostały przekroczone wielokrotnie, a zakazy wyśmiane. Dlatego też wczorajszy dzień powitałem z ulgą. Cieszyłem się, że nie wychodzę do klubu i nie muszę spotykać się z żadną dziewczyną. Teraz planuję powrót na siłownię po złamaniu nadgarstka. Będę sprawdzał, które ćwiczenia mogę z nim wykonywać, bo pomimo długiej rekonwalescencji, wciąż mi pobolewa. 

 

Chill. #manila #philippines #trip #coast

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Czuję obezwładniające, pozytywne zmęczenie i uśmiecham się do wszystkich niezapomnianych momentów z minionego tygodnia.

 

Do szalonej imprezy w willi z basenem, gdzie w pewnym momencie ktoś odkręcił gaz i poszedł szukać zapalniczki, podczas gdy całe pomieszczenie wypełniało się łatwopalną substancją. Wkrótce idiota z ogniem wrócił, a stojący nieopodal chłopak złapał nieświadomą dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz zanim powstała iskra. Sekundę później gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy (nie pytajcie proszę, co robiła tam panda). Nie wiem jak to możliwe, ale nikt nie odniósł poważnych obrażeń.

 

Do koncertu Armina, na który wprosiliśmy się omijając 3 godzinną kolejkę, listę gości oraz bramkarzy – tylko dlatego, że jesteśmy biali.

 

Do nieprzespanych nocy, pływania w basenie o 5 rano, drinków przed śniadaniem i rozmów na tarasie 54 piętra Gramercy.

 

Do wszystkich biforów, wspólnych wyjść i rozmów z niesamowicie zgraną ekipą. Nie do wiary, że potrafiliśmy spotkać się na drugim końcu świata po dwóch latach przerwy. Gdy tylko się zobaczyliśmy, to było tak, jakbyśmy nigdy nie opuścili Manili i przeżywali bezpośredni sequel poprzedniego wyjazdu.

 

Do sytuacji, których opisać tutaj nie mogę, ale które na zawsze będą wywoływać niespokojne łaskotanie w żołądku.

 

Przy okazji… to bardzo dziwne uczucie, słyszeć kolędy w każdym lokalu, oglądać udekorowane choinki – jednocześnie ocierając pot z czoła i znosząc 27 stopniowy upał.

 

 

Dobra, czas odpowiedzieć na pytanie, które ciągle powtarza się w mailach i prywatnych wiadomościach na fanpage:

 

Ile kosztuje miesiąc na Filipinach?

 

home, sweet home #gramercy #manila #makati #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Przelot 2,5-3 tysiące złotych

Polecam wybierać linie Emirates lub Quatar Airways. Po pierwsze dlatego, że oferują najwyższy standard, posiłki na pokładzie oraz nieograniczone przekąski i drinki. Po drugie, przelot tymi liniami z międzylądowaniem w Dubaju lub Abu Dhabi trwa nie więcej, niż 21-25 godzin. Czasem możesz dorwać tańszy bilet innych linii za powiedzmy 2k, ale wtedy lecisz 30-40, a czasem nawet 50 godzin i masz 3 przesiadki. Jeśli lubisz hardcore możesz się skusić, ale te oszczędzone 500 zł nie jest warte zachodu – 20-25 godzin lotu z jednym międzylądowaniem to i tak tortury.

 

Mieszkanie 1,5-2 tysiące złotych.

Mowa o zadbanym, klimatyzowanym pokoju w samym sercu Manili. Za 300-500 złotych więcej wynajmiesz apartament w Gramercy (szukamy na airbnb) – najwyższym i najbardziej prestiżowym wieżowcu w stolicy. To właśnie tutaj mieszkam. W budynku masz siłownię, saunę, basen, galerię handlową, pralnię – jest samowystarczalny. Niestety klub na 71 piętrze jest zamknięty, a szkoda. Oprócz pięknej panoramy miasta nocą, oferował świetną logistykę. Chciałeś do klubu, wsiadałeś w windę i już.

 

 

Jedzenie, imprezy 1 tysiąc złotych na tydzień

Za 1000 PLN masz codzienny clubbing, alkohol, najlepsze restauracje i wożenie się taksówkami po całym mieście. Jeśli dużo nie imprezujesz i nie masz tak szalonej ekipy, spokojnie przeżyjesz za połowę tej kwoty.

 

 

Lokalna karta SIM z nieograniczonym transferem 100 złotych

Osobiście używam Globe. Niestety, internet jest bardzo wolny, nawet jeśli podpinasz się pod wifi.

 

 

Bilet lotniczy na Boracay 200 złotych, nocleg 50-70zł za noc

Wyspa, którą musisz odwiedzić wybierając się na Filipiny. Warto obserwować mój Instagram oraz snapchata (v1ncent.pl), bo już jutro tam lecę. Wstukajcie sobie “Boracay” na Google, a zrozumiecie, dlaczego jest to must-see. Biały piasek o konsystencji mąki, krystalicznie czysta woda, niesamowite imprezy, tłuste nietoperze i zapierające dech w piersiach widoki.

 

 

Rooftop party #rooftop #beers #trip #philippines #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Co jest tanie?

Lokalne jedzenie na bazarkach (około 10zł za pełny obiad), niektóre knajpy. Papierosy i alkohol, o ile kupujesz je w sklepach. Taksówki są prawie za darmo – 15 minutowy kurs kosztuje 10-15 złotych (trzeba cisnąć kierowcę, by włączał taksometr i pilnować trasy na gps). Bardzo dobrze funkcjonuje tu Uber i posiada opcję rozliczania się w gotówce, co mnie pozytywnie zaskoczyło. 

Co jest drogie?

Picie w klubach (około 50 złotych za drinka), niektóre restauracje, owoce oraz warzywa (małe pudełko truskawek lub czereśni 50 PLN). Ceny produktów spożywczych w sklepach zbliżone do tych u nas.


Gdzie mnie śledzić?

Instagram: v1ncent.pl

Snapchat: v1ncent.pl

 


Co z książkami?

 

Dostałem wiele zapytań na temat dostępności Płonąc w atmosferze. Mój wyjazd na Filipiny nie wpływa w żaden sposób na proces i płynność wysyłek. Książkę cały czas zamawiać można bezpośrednio na moim blogu.

 

Na dziś to tyle. Do następnego. Ulepcie za mnie bałwana, okej?

 

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach/feed 0
Spotkamy się gdzieś na końcu świata https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkamy-sie-gdzies-na-koncu-swiata https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkamy-sie-gdzies-na-koncu-swiata#respond Thu, 14 Jan 2016 18:41:59 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=873 Urodziłem się po to, by spotkać się z Tobą gdzieś na końcu świata. Wspólnie celebrować życie i chwytać nieuchwytne chwile. Odetchnąć ciężkim, wilgotnym powietrzem tysiące kilometrów stąd. Pić drinka opierając łokcie na krawędzi drapacza chmur. Wsłuchiwać się w szalone tętno Miasta zanurzonego w skrzących się neonach i klaksonach niesionych przez echo.

Artykuł Spotkamy się gdzieś na końcu świata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Urodziłem się po to, by spotkać się z Tobą gdzieś na końcu świata. Wspólnie celebrować życie i chwytać to, co pozornie nieuchwytne. Odetchnąć ciężkim, wilgotnym powietrzem tysiące kilometrów stąd. Pić drinka opierając łokcie na krawędzi drapacza chmur. Wsłuchiwać się w szalone tętno Miasta zanurzonego w skrzących się neonach i klaksonach niesionych przez echo.

Chcę zwiedzić wszystkie obrazy z moich snów. Zamówić taksówkę i wysiąść na lotnisku. Obudzić się na wilgotnej plaży i podziwiać tłuste nietoperze na tle granatowego nieba. Zanurzyć ciało w przejrzystej wodzie i uśmiechnąć się do masztów na horyzoncie. Zgubić się w nieskończonym mieście. Zbombardować receptory nowymi smakami i wybuchowym koktajlem dobrze znanych uczuć w kompletnie nieznanych proporcjach. Doświadczać emocji tak mocno, by były nie do zniesienia. Znów poczuć się tak, jakbym po raz pierwszy zrozumiał, co jest ważne. Zagęścić, skondensować wszystko, co świeże, pozytywne i elektryzujące. Więcej momentów doświadczać niż za nimi tęsknić.

Chcę poznawać ludzi wszystkich narodowości i po raz kolejny zachwycić się tym, że mimo różnic wszyscy jesteśmy tacy sami. Tworzyć przyjaźnie, wspólnie podróżować i rozmawiać. Wbrew zdrowemu rozsądkowi wierzyć, że coś będzie trwać wiecznie i spróbować zatrzymać czas. Wcisnąć pauzę, tylko na chwilkę. Wyryć w pamięci chmury rozciągnięte w długie, ogniste smugi na tle zachodzącego słońca. Skąpanych w radości towarzyszy podróży – w tej jednej, najszczęśliwszej stopklatce. Skojarzyć moment z muzyką, zapachem i nieznośnym dławieniem w gardle. Wszystko po to, by kiedyś móc przewijać, oglądać, męczyć w nieskończoność.

Chcę przeciskać się przez tłum w potężnym klubie, pozwolić muzyce mnie otulić – przy kojącej świadomości, że przyjaciele są obok i bawią się dobrze. Niby przypadkiem przejechać po Jej ramieniu zimną szklanką i wywołać dreszcze.  Zmieniać bieg wydarzeń niewinnym: “Może chciałabyś…?”. Zauroczyć się i uprawiać seks nad nieznaną konstelacją gwiazd po drugiej stronie globu. Szukać odpowiednich słów, by opisać jak się czuję, lecz mimo starań nie znaleźć właściwych. Czuć, jak woda paruje ze skóry napinając ją i strzepać zaschnięty piasek – wrócić do soczystego drinka z mango.

Chcę myśleć o moim starym życiu gdzieś daleko i nie rozumieć, dlaczego tyle się przejmowałem. Po co tworzyłem problemy tam, gdzie ich nie było i za czym tak bardzo goniłem. Poczuć dystans, istną przepaść i nabrać perspektywy. Zacząć kwestionować dotychczasowe decyzje i wyznaczyć nową, lepszą ścieżkę. Poznać świeże spojrzenie i skonfrontować przekonania z ludźmi wychowanymi inaczej. W innej kulturze, innym czasie. Uzupełnić proces decyzyjny o niezbędne punkty odniesienia. Zrozumieć, że miejsce mego urodzenia nie określa mnie i nie zamyka w klatce. Sami siebie określamy i sami siebie gnoimy.

W mojej definicji “życie” to nie “bycie”. To nie pieniądze odkładane w nieskończoność, nie wiadomo na co. To nie szepty ludzi, ani nerwowe zerkanie na zegarek w metrze. Mdła poprawność i zaliczanie kolejnych przystanków na drodze do chuj-wie-czego. Kolejne zimne i śnieżne dni owinięte drutem kolczastym z rutyny, wysysające młodość i wszystko, co w Tobie najlepsze. Kiszenie się wciąż w tych samych bodźcach, ludziach, ulicach, autobusach, blokowiskach. Wymiotowanie na widok twarzy szefa i silenie się na uśmiech. Pokonywanie kolejnych szczebli społecznej drabiny i przejmowanie się miejscem w wyścigu. To wszystko rzeczy sztuczne, wymyślone i narzucone przez ludzi. To, co na świecie najlepsze jest uniwersalne i było tam na długo przed nami.

Życie to wykolejenie tego, co znane. Reset systemu. Zapierająca dech mieszanka wspaniałych osobowości, nowych miejsc i abstrakcyjnych historii. To korzystanie z możliwości do tego, by urosnąć, nauczyć się czegoś, coś przeżyć. Wiesz, że mam rację. Wiem, że do tego tęsknisz.

I oboje wiemy, że kiedyś spotkamy się gdzieś na końcu świata, by o tym porozmawiać.

Artykuł Spotkamy się gdzieś na końcu świata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkamy-sie-gdzies-na-koncu-swiata/feed 0