poczucie wlasnej wartosci – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Koszmar, w którym żyjesz https://v1ncentify.prohost.pl/post/koszmar-na-jawie https://v1ncentify.prohost.pl/post/koszmar-na-jawie#respond Thu, 13 Oct 2016 15:07:44 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1914 Gdy miałem kilkanaście lat, co jakiś czas nawiedzał mnie ten sam koszmar.

Artykuł Koszmar, w którym żyjesz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy miałem kilkanaście lat, co jakiś czas nawiedzał mnie ten sam koszmar.

Zazwyczaj zaczynał się niewinnie. Bawiłem się na podwórku dziadków – albo kopałem piłkę albo ganiałem się z psem. W pobliżu, w zasięgu wzroku miałem rodziców, braci lub jakiegoś kumpla. Byłem spokojny i beztroski. W jednej chwili jednak niebo zmieniało się, a krystaliczny błękit wypierała zgniła, szara masa ciężkich chmur. Zrywał się nieprzyjemny wiatr, gwałtownie strącając liście z pobliskiego bzu. Gdy się rozglądałem nie było już rodziców, braci czy psa. Znajome podwórko stawało się nagle dziwnie obce, postarzone jak na przedwojennej pocztówce. Już nie czułem się bezpieczny. Rozglądałem się i byłem całkiem sam, choć dobrze wiedziałem, że w pobliżu czai się ktoś jeszcze. Ciarki na całym ciele i przerażenie ściskające mój żołądek podpowiadało mi, że znam tę osobę. W tym momencie wiedziałem już, że śnię, nie było to jednak żadnym pocieszeniem.

Znajdowałem się w śnie-pułapce, w którym wszystkie pokrętła emocji przekręcone były do oporu. Gdzie scenariusz musiał zawsze zostać odegrany od początku do końca, a jedyną szansą na wybudzenie była bolesna śmierć.

Za każdym razem naiwnie powtarzałem sobie, że nic z tego, co za chwilę się wydarzy nie jest prawdziwe. Naiwnie, bo podobna mantra jeszcze nigdy mi nie pomogła. Nieznośne, ciężkie i dławiące uczucie obecności kogoś złego wlewało się we mnie przez każdy otwór w ciele, każdą komórkę. Obracałem się wokół własnej osi, żeby nie dać się zaskoczyć. Mój paniczny wzrok ślizgał się po żywopłocie, letniej kuchni, zbutwiałym płocie i zardzewiałej bramce. On nadchodził, a zła aura wypełniała powietrze do tego stopnia, że włosy stawały mi dęba. Koszmar robił się coraz bardziej fotorealistyczny. Nie był to zwykły, rozmazany i pastelowy sen. Nie tylko widziałem każdy detal otoczenia w wysokiej rozdzielczości. Czułem zapachy, lodowaty wiatr na skórze i zimny oddech szybko zasysany do gwałtownie rozkurczających się płuc. Serce zamieniło się w szaloną maszynę, z której ktoś pozdejmował wszelkie limity, zaprogramował, by dążyła do autodestrukcji przez jak najszybsze i jak najmocniejsze łomotanie w mojej klatce piersiowej.

Oczekiwanie Go pozbawiało tchu, wykańczało emocjonalnie, ale to moment, kiedy wdzierał się w pole mego widzenia był zawsze najbardziej przerażający. To strach, który przepalał receptory, powodował, że nogi zamieniały się w gumę do żucia, a moje usta zaczynały wypluwać nieartykułowane dźwięki. Wychodził zza rogu domu, wynurzał się z chlewa lub po prostu pojawiał się przy bramce. W brązowym, ciężkim płaszczu. Przepalał mnie na wylot zimnymi, błękitnymi ślepiami. Miał długie, białe wąsy, brodę i pobrużdżoną, poskręcaną ze starości skórę na bladych policzkach. W kościstych, kurczowo zaciśniętych dłoniach miętosił wielki, obrzydliwie szary worek.

Worek przygotowany na mnie.

Nie mogłem na niego patrzeć i się nie trząść. Trząść się i nie krzyczeć. Krzyczeć i nie uciekać. Nie miało znaczenia, w którym kierunku się rzucałem – wszystkie drogi zawsze prowadziły na dach. Do ostatniego wyboru. Biegłem więc, na miękkich nogach, ledwo nimi przebierając, zmuszając całą siłą woli do posłuszeństwa. Oglądałem się za siebie i najbardziej przytłaczające zawsze było to, że Jemu nigdzie się nie spieszyło. Po prostu wlókł się za mną ze stałą prędkością, spacerkiem. Nie spieszył się, a mnie doganiał. Stawiał leniwie krok za krokiem, aż prawie czułem jego brudny oddech na moich zimnych od potu plecach.

Wbiegałem po schodach, które wiły się wokół domu, prowadząc na dach. Była tu tylko płaska przestrzeń, bez barierek. Ciężko dysząc zbliżałem się do krawędzi. Z tej wysokości powinienem był zobaczyć podwórko, domy sąsiadów, drogę. Zamiast tego widziałem bezkresną, białą przepaść. Po horyzont, biała nicość. Nieskończony spadek. Pewna śmierć, pewna pobudka. Okupiona jednak długim, okropnym lotem.

Obecność.

Odwracam się, On już tu jest. Wdrapał się po schodach, ściska ten worek i maszeruje na mnie. Moje ciało dygocze, tracę zmysły na niego patrząc, na czeluść worka, mój koniec w nim. Oglądam się. Przepaść, biała, pewna śmierć. Bilet do jawy, moje wyjście ewakuacyjne. Waham się, choć zawsze wybieram tak samo. Czekam do ostatniej chwili, gdy prawie czuję zbutwiały, piwniczy smród, gdy mam Go na wyciągnięcie ręki, gdy wyrzuca w moja stronę szpony, by mnie chwycić.

Wtedy robię krok w tył, a moja stopa nie znajduje oparcia. Moje ciało się przechyla, zaczynam spadać. Żołądek wypełnia nieznośne łaskotanie, które rośnie geometrycznie, poza wszelkie normy odczuwania. Nie mogę tego wytrzymać, już nie widzę Jego, ani domu. Tylko ta biel i spadek.

Spadam bez końca, a każda komórka żołądka syczy z bólu. Podrywam się z łóżka z otwartymi ustami – ktoś krzyczy.

To ja krzyczę.


Koszmar wracał do mnie co kilka miesięcy, nie pamiętam już jak długo. Pamiętam jednak dokładnie noc, kiedy przyśnił mi się po raz ostatni.

Przewijamy. Replay. Stoję przerażony, strach ugniata mi serce, On wchodzi w pole widzenia. Włączam czerwony alarm dla nóg, nogi reagują zbyt wolno. Worek chce mnie wessać, jest coraz bliżej.

Coś się zmienia. Tym razem coś jest inaczej, niż zwykle.

Odwołuję alarm, tym razem nie będę uciekać. Zamiast tego krzyczę: “Stój!”. Efekt jest taki, jakby nagle zatrzymać płytę. Strach przestaje być straszny, cała ponura, ciężka aura rozpływa się, jakby było jej głupio, że za pomocą tak tanich trików próbowała mnie zaszczuć. On jest zdziwiony – staje w miejscu, opuszcza worek, unosi brwi. “O co ci chodzi?!” – krzyczę jeszcze pewniej, bo się poczułem, odzyskałem kontrolę. Sen wraca do normy. Widzę rodziców, otoczenia nabiera kolorów. Sielanka.

Gość mi nie odpowiada, po prostu znika.

Nigdy więcej mi się nie śni.


Jak często sobie to robisz? Uciekasz przed czymś, co wydaje się być przerażające, nigdy nie analizując dlaczego i czy w ogóle jest czego się bać?

Jak często podążasz za impulsem, wypaloną w mózgu ścieżką reakcji, ani przez chwilę nie zastanawiając się nad własnym zachowaniem? Nie dociekając skąd się bierze, ani czy kontekst jest adekwatny do tego, by odpalić właśnie ten schemat?

Jak bardzo zajęty, zajęta jesteś codziennie uciekaniem? Jak długo jeszcze możesz tak pociągnąć?

Możesz albo stawić Mu czoła, gdy się pojawi albo uciec. Za każdym razem. Tylko pamiętaj, że ucieczka jest o wiele bardziej bolesna, łatwo się od niej uzależnić i popaść w automasochizm. Zrobić sobie krzywdę uważając, że robisz dobrze. Zakodować sobie tę samą reakcję na ten sam bodziec. Przestać to kontrolować, wydrążyć w sobie algorytm. Przenieść odpowiedzialność na coś, co po jakimś czasie przestaniesz kwestionować. Ale to będzie wracać. To jak z wodą, której wlejesz zbyt dużo do garnka. Gotując się, zacznie kipieć, targać pokrywą, a w końcu wylewać się, ściekać i kapać na płomień. Zaczniesz gasnąć, zamieniając się w dziwne stworzenie, przepełnione frustracją, lękiem i wyrzutami sumienia.

Kwestionuj swoje myśli, automatyczne odruchy i nawyki. Wybieraj to, co Ci się najbardziej opłaca, a nie to, co zapewni Ci chwilowy komfort, okupiony późniejszym żalem. Rozmawiaj ze sobą (tak w przenośni, ale tylko jeśli uważasz za niemodne noszenie kaftana bezpieczeństwa).

Im dłużej żyję i obserwuję świat, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że okej, ludzie mają problem w komunikacji z innymi ludźmi – to fakt. Ale najbardziej przejebane jest to, że prawie nikt nie potrafi rozmawiać sam ze sobą. Mało kto sam siebie rozumie. Swoje potrzeby, motywacje i genezę własnych zachowań.

Dlaczego w jednym momencie jesteśmy spokojni, a sekundę później następuje emocjonalny wybuch? Co jest zapalnikiem?

Dlaczego unikamy trwałych, głębokich emocjonalnie reakcji? Przed czym tak uciekamy?

Dlaczego racjonalizujemy skrajnie głupie, nieodpowiedzialne oraz niezdrowe zachowania, nawyki?

Dlaczego tak bardzo przejmujemy się opinią innych? Czy to prawidłowo obrany cel?

Dlaczego czujemy zazdrość w konkretnym kontekście? Skąd się to wzięło i o czym świadczy?

Dlaczego wybieramy życie w selektywnej rzeczywistości, gdzie obudujemy swoją codzienność szczelną bańką?

Jak infantylna jest wiara w to, że dorobienie do czegoś ideologii jest w stanie zmienić PRAWDĘ? Że zamiatanie problemów, słabości pod dywan się opłaca?

Konfrontacja ze stanem faktycznym jest nieunikniona. Jeśli stawiasz mu czoła na bieżąco, tak naprawdę nie masz czego się bać. Jeśli wolisz to odwlekać, mamić się i zwodzić – proszę bardzo. Miej jednak świadomość, że to się nawarstwia. I po jakimś czasie będzie jak czołowe zderzenie przy 200 kilometrach na godzinę. Zmiażdży Ciebie, Twoje ego i przerobi iluzję, którą utkałeś na nic niewarty, poskręcany złom.

Poturbuje Cię, posiniaczy i rzuci na beton. Oj, uwierz mi – wtedy zmiana nie będzie już kwestią wyboru.

Ponieważ mało kto siebie rozumie, mało kto jest w stanie dostrzec, że potrzebuje zmiany. Bardziej efektywnych rozwiązań, innych nawyków. Stawienia czoła prawdzie, od której pęka lustro. Z ludzi, którzy wiedzą, że muszą się zmienić zmienia się już jedynie promil. To gówno maleje wykładniczo. Żeby się w nim babrać potrzeba nie tylko świadomości, zrozumienia, odarcia się ze złudzeń, ale też wysiłku, energii włożonej w zmianę. Na to już nie stać każdego.

Lepiej uciekać. Lepiej się bać. Skoczyć w przepaść, by uciec. Przyśnić sobie miły sen.

Nie zauważyć obrzydliwych, szarych chmur wpełzających na czyste niebo.

Zapętlić.

Artykuł Koszmar, w którym żyjesz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/koszmar-na-jawie/feed 0
Nie daj się wykastrować https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-daj-sie-wykastrowac https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-daj-sie-wykastrowac#respond Mon, 11 Jul 2016 14:50:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1657 "Jak nie wejść pod pantofel?" To pytanie, które zadałby sobie każdy zdrowy na umyśle facet wchodząc w związek... gdyby tylko potrafił wtedy trzeźwo myśleć.

Artykuł Nie daj się wykastrować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
“Jak nie wejść pod pantofel?” To pytanie, które zadałby sobie każdy zdrowy na umyśle facet wchodząc w związek… gdyby tylko potrafił wtedy trzeźwo myśleć.

Po pierwsze, musisz zapamiętać jedną rzecz: związek to nie życie. Związek to jedynie jego uzupełnienie. Największym błędem, jaki możesz popełnić, to zastąpić wszystkie swoje dotychczasowe aktywności, zainteresowania oraz znajomości jedną kobietą. Pomyśl: jeśli dziewczyna wypełni każdą sferę Twej codzienności, to co Ci zostanie, gdy któregoś dnia po prostu odejdzie? Jedna, wielka wyrwa. Lej po bombie. Pustka.

Ile razy oglądałeś taki scenariusz? Twój kumpel Krzysio znajduje sobie dziewczynę. I już nie ma Krzysia. Krzysio nie wyjdzie z Tobą na piwo, nie pojedzie na ognisko, nie wyskoczy na mecz. Krzysio każdą chwilę swego życia dzieli z kobietą. I w ten sposób Krzysio dobrowolnie (lub pod przymusem) wyklucza się ze wszystkich kręgów towarzyskich, odcina od swoich zainteresowań – powoli się uwstecznia. I jeszcze jest z tego dumny. „Bo wiesz, chyba w końcu dorosłem”; „to prawdziwe uczucie, kiedyś może sam to poczujesz i zrozumiesz, o czym mówię”.

Wtem jednak nadchodzi ten moment. Po kilku(nastu) miesiącach w progu Twych drzwi staje Krzysio. Po wysportowanej sylwetce pozostało wspomnienie, zbezczeszczone nieprzyzwoicie wielkim, piwnym brzuchem. Zarośnięty, zaniedbany. Z miną tak żałosną, że przez moment się zastanawiasz: wpierw strzelić mu w pysk na otrzeźwienie, czy poklepać po plecach? Krzysio Ci się żali. Że bez niej życie nie ma sensu, że była całym jego światem, a teraz kij bombki strzelił.

Brutalna prawda brzmi: jeśli byłeś na tyle głupi, by kobietę uczynić „całym światem” oraz synonimem „sensu życia”, to teraz cierp. Zasłużyłeś, bo za głupotę to się Krzysiu płaci. Takie są zasady.

Przytłaczająca większość facetów popełnia w związkach podstawowe błędy, które bardzo szybko prowadzą do metamorfozy z niebezpiecznego tygrysa w posłusznego, udomowionego kota. Granice prywatności się zacierają, z czego chętnie korzystają kobiety, wchodząc z obcasami w każdy aspekt życia mężczyzny. Prowadzi to do stopniowego uzależniania się od partnerki i dziwnej sytuacji, w której to ona decyduje, co jest dla nas najlepsze i jak powinniśmy żyć.

8 przykazań chroniących przed psychiczną kastracją

 

1. Częstotliwość spotkań. Mam kumpli, którzy spędzają z drugą połówką każdy wieczór. Przecież od takiego nadmiaru miłości można się rozchorować. Moim zdaniem optymalnie jest spotkać się dwa razy w tygodniu. Maksymalnie trzy. Jest czas, by za sobą zatęsknić i nie robi się nudno. No bo o czym rozmawiać widząc się każdego dnia? Przecież prowadząc taki tryb życia przez cały czas wiemy o sobie dosłownie wszystko. Nie ma przestrzeni, w której mogłyby zadziać się ciekawe i warte wspomnienia sytuacje. Niedosyt jest zawsze lepszy, niż przesyt.

2. Oddziel życie swoje i swojej wybranki grubą kreską. Tak jak ona ma prawo spotykać się ze znajomymi, tak samo Ty możesz skoczyć z kumplami na piwo, do kina, za miasto – bez niej. Nie musisz tłumaczyć się z każdego wyjścia, a jeśli Twoja dziewczyna tego nie akceptuje, to powinieneś jasno dać jej do zrozumienia, że szukasz kobiety-partnerki, a nie drugiej matki. Poinformuj ją, że w dalszym ciągu oboje macie prawo do prywatności i wybierania formy spędzania wolnego czasu. A że czasem przychodzi ochota, by po prostu zostawić partnera lub partnerkę w domu i wyskoczyć gdzieś z ulubioną ekipą – tym lepiej dla związku, który potrzebuje przestrzeni i tęsknoty by zdrowo funkcjonować.

3. Nie odrzucaj dotychczasowego życia. Jeśli chodziłeś na siłownię lub uprawiałeś sporty – rób to dalej. Kontynuuj hobby. Nieważne czy rysujesz, malujesz, śpiewasz, jeździsz na rowerze czy hodujesz patyczaki. Rozwijaj swoje pasje, dbaj o ważne dla Ciebie sfery życia. Nie wyrzucaj wszystkiego do kosza tylko dlatego, że kobieta zawróciła Ci w głowie. Twoje zainteresowania sprawiają, że pozostajesz kreatywny, świeży, rześki. Nie zapadaj w sen zimowy. Zrób wszystko, by nie zamienić się w ugłaskanego misia, którego szczytem szaleństwa w tygodniu jest dziewczyna, seks i nowy odcinek ulubionego serialu.

Oczywiście, cały temat ma również drugą stronę medalu, bo dużo zależy od kobiety, z którą jesteś. Jeśli dobierasz sobie laskę, która ma własne cele, jest zorganizowana i chce się rozwijać – zrozumie, że nie będziecie ze sobą spędzać każdej minuty. Ba, nawet sama poprosi Cię o więcej przestrzeni, nie chcąc zaniedbać własnych spraw. Natomiast jeśli wybierzesz jej przeciwieństwo, czyli wyrób kobietopodobny – bez zainteresowań, znajomych i z masą wolnego czasu – powinieneś się spodziewać, że love story bardzo szybko zamieni się w zaborczy koszmar.

Podsumowując: Znajdź sobie kobietę, która będzie dla Ciebie muzą, napędzającą do tego, by jeszcze odważniej realizować swoje cele i się rozwijać.

4. Pamiętaj o kumplach. Kobiety przychodzą i odchodzą. Nieważne, jak głęboką masz relację ze swoją dziewczyną, ona kiedyś dobiegnie końca. A męska przyjaźń pozostanie zawsze. Gdy zachowasz się równie głupio co Krzysio, pewnego dnia staniesz w drzwiach przyjaciela i to właśnie on pomoże Ci się wygrzebać z dołka. Prawdopodobnie zrobi to nawet mimo faktu, że przez ostatnie miesiące go olewałeś. Tak więc pielęgnuj męskie przyjaźnie. Zawsze znajdź czas, by gdzieś wyskoczyć, a jeśli nie możesz – zadzwoń. Jeśli masz za dużo znajomych, by widywać się z każdym z osobna, możesz wybrać jeden dzień tygodnia, w którym spotkasz się ze wszystkimi naraz. W ten sposób zaoszczędzisz czas i dodatkowo w ciekawy sposób połączysz kumpli z różnych środowisk.

5. Nie wypadaj z gry. Utrzymuj znajomości z innymi dziewczynami lecz miej granicę, której nigdy nie przekroczysz. Prawda jest taka, że kobiety nigdy nie tracą umiejętności towarzyskich, bo nawet gdy są z kimś na poważnie, inni faceci non-stop próbują je poderwać. Nie doprowadź do sytuacji, w której po związku nie będziesz nawet w stanie powiedzieć „cześć” do dziewczyny, która Ci się spodoba. Związek ma Cię uzupełniać i rozwijać, a nie wychowywać na społeczną kalekę. Jeśli Twoja partnerka idzie do klubu i jest tam zagadywana przez facetów, to Ty również możesz na imprezie zaczepiać inne kobiety. Oczywiście niezobowiązująco, dla czystej zabawy i utrzymania męskiego vibe’u. Związek to nie więzienie. Warto jest trochę poluzować te granice, by się sobą nie udusić.

6. Bądź facetem, z którym ona chciała być. Nie daj jej się zmienić w trakcie trwania związku. Każda kobieta ma w swojej naturze wpychanie mężczyzny pod pantofel. One robią to nieświadomie lecz tak naprawdę żadna dziewczyna nie chce mieć za chłopaka usłużnego pizdusia. Wpierw Cię urobi, a później się Tobą znudzi, naturalna kolej rzeczy. Uświadom sobie, że ona związała się z Tobą dlatego, że podobały jej się cechy, jakie reprezentowałeś. Nie zmieniaj się, pozostań sobą. Trzymaj się tego, co działało na samym początku.

7. Miej do siebie szacunek. Nigdy, przenigdy nie pozwól na to, by Twoja dziewczyna zaczęła Cię krytykować i poniżać w obecności wspólnych znajomych. A jeśli taka sytuacja nastąpi, nie miej skrupułów – zrób jej taki dramat, żeby kolejnym razem zastanowiła się kilka razy, zanim zachowa się równie głupio. A jeśli sytuacja się powtórzy po prostu z nią zerwij. Już pierwszy taki incydent powinien być dla Ciebie sygnałem mówiącym, że coś tu jest nie tak. I jeszcze jedno, podsumowując temat szacunku: zlituj się nad honorem wszystkich facetów na Ziemi i pod żadnym pozorem, nigdy, przenigdy nie waż się nosić kobiecie torebki. Widziałem coś takiego kilka razy w życiu i do dziś śni mi się po nocach.

8. Rozmawiaj z nią. Ludzie nie doceniają siły szczerej rozmowy. Moim zdaniem prawie wszystkie nieporozumienia i problemy w relacjach biorą się z błędów w komunikacji bądź kompletnym jej braku. Rozmowa jest po to, by przedstawić swoje oczekiwania, wyraźnie zaznaczyć granice. Jeśli według Ciebie Twoja kobieta zachowuje się zbyt zaborczo, usiądź z nią na spokojnie i powiedz jej, że Ci się to nie podoba i potrzebujesz więcej przestrzeni. Wytłumacz wszystko tak, jak czujesz. Nigdy nie trzymaj w sobie emocji, bo zaczną się nawarstwiać i stworzą problem. Pamiętaj również o tym, by wszystkie inne kwestie, które Cię uwierają załatwiać na bieżąco. Nie odkładaj rozmowy na ważne dla Ciebie tematy na później.

Jako facet powinieneś dbać o to, by w miarę możliwości pozostać w związku niezależnym i samowystarczalnym. Niech kobieta Cię uzupełnia, lecz zawsze bądź gotów poradzić sobie bez niej. Musisz mieć plan awaryjny. Stosując się do powyższych wskazówek, nawet gdy związek się rozpadnie, Ty wciąż będziesz miał ciekawe życie wypełnione ludźmi, na których zawsze możesz liczyć i ulubionymi zajęciami, które pomogą Ci zapomnieć o rozstaniu. 


Tekst pierwotnie ukazał się na łamach pisma CKM nr. 11/14.

Zdjęcie: wallpapers.fansshare.com

 

Artykuł Nie daj się wykastrować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-daj-sie-wykastrowac/feed 0
Udowodnij sobie, że nie musisz niczego udowadniać https://v1ncentify.prohost.pl/post/udowodnij_sobieze_nie_musisz_niczego_udowadniac https://v1ncentify.prohost.pl/post/udowodnij_sobieze_nie_musisz_niczego_udowadniac#respond Sun, 27 Sep 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=186 Ludzie to lubią zabierać się za ogarnianie życia od dupy strony. Związki zaczynać od miłości zamiast seksu. Wpierw się kłócić, a dopiero później rozmawiać. Przede wszystkim jednak - udowadniać wszystkim dookoła, jacy to nie są zajebiści, co bywa tylko jaskrawym dowodem na to, że... mentalnie nigdy nie opuścili gimnazjum.

Artykuł Udowodnij sobie, że nie musisz niczego udowadniać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Ludzie to lubią zabierać się za ogarnianie życia od dupy strony. Związki zaczynać od miłości zamiast seksu. Wpierw się kłócić, a dopiero później rozmawiać. Przede wszystkim jednak – udowadniać wszystkim dookoła, jacy to nie są zajebiści, co bywa tylko jaskrawym dowodem na to, że… mentalnie nigdy nie opuścili gimnazjum.

 

Bardzo często w klubach zaczepiają mnie faceci, czytelnicy bloga. Zdarza się, że proszą, żebym “pokazał, co potrafię”. Zazwyczaj wzruszam wtedy ramionami i odpowiadam, że jestem słaby, nic nie umiem. Nie będę robić za małpę w cyrku i już dawno nauczyłem się, że nikomu nie muszę niczego udowadniać. Okres w mojej karierze, kiedy tego nie rozumiałem był najbardziej rozczarowującym w moim życiu. Do dziś męczy mnie sytuacja, w której bzyknąłem laskę z klubu tylko dlatego, że lokal wyładowany był gośćmi, którzy wiedzieli czym się zajmuję. 

Ale nie to było najgorsze.

Najgorsze było, że przez pierwszą połowę imprezy nic nie zrobiłem, czując na sobie ogromną presję. Dopiero na koniec podszedłem do uroczej brunetki, zamieniłem z nią dwa zdania. Później się całowaliśmy. Gdy już czekałem na kurtkę w szatni przechodziła obok, złapałem ją za dłoń i wylądowaliśmy w taksówce.

Nikt nie widział momentu, w którym opuściliśmy razem klub, a nazajutrz po mieście chodziły plotki, że “Vincent nie podchodzi”, mimo iż miałem wtedy seks. Cała relacja była wymuszona, a mi został po niej moralny kac. Sytuacja zmusiła mnie do zadania sobie fundamentalnego pytania: dla kogo ja to robię?

 

Dla siebie? Czy może dla ludzi, których nawet nie znam?

Nie jestem w stanie zliczyć sytuacji, w których podchodzą do mnie faceci i w pierwszych kilku zdaniach spowiadają mi się z tego, ile mają seksu, jakie dziewczyny i jak bardzo ogarniają. Zupełnie tak, jakby mnie to chociaż minimalnie obchodziło. Myślę wtedy: no kurwa mać, co za kosmici. Jednocześnie czuję głęboką wdzięczność za to, że sam już kosmitą nie jestem. Nie potrafię sobie wyobrazić gorszego sposobu na “zaprezentowanie wartości” i zapoznanie się z drugim człowiekiem, niż takie pajacowanie.

Fakt, że prowadzę bloga o relacjach i uczę, jak stać się atrakcyjnym facetem nie oznacza, że chcę słuchać o tym, jak długiego masz fiuta i jak bardzo jesteś szczęśliwy. Szczerze mówiąc mam to głęboko w dupie i w ogóle nie oceniam facetów na podstawie tego, jak radzą sobie z kobietami. Oceniam ich za to po tym, czy potrafią być NORMALNI i prowadzić NORMALNĄ ROZMOWĘ. Większość nie potrafi. Większość jest odstrzelona od socjalnej rzeczywistości i pochodzi nie tylko z innej planety, ale przede wszystkim z innej galaktyki.

Chcesz poznać kogoś, kogo szanujesz i kto według Ciebie osiąga sukcesy w jakiejś sferze życia? To zamiast od początku budować ramę znajomości pt. “fan-guru” lub, co gorsza “JESTEM TAK SAMO LUB BARDZIEJ ZAJEBISTY OD CIEBIE” po prostu potraktuj tę osobę jak człowieka. Przywitaj się. Spytaj, jak wieczór. Wybierz temat niezwiązany z działalnością tej osoby. Bądź banalnie normalny, do cholery jasnej. Zrobisz lepsze wrażenie, niż 90% innych ludzi (kosmitów).

Pamiętam, jak byłem na domówce u kumpla (którego notabene poznałem w taki sposób, że zaczepił mnie w klubie – z tym, że właśnie był NORMALNY) i nagle w mieszkaniu pojawił się jakiś jego dalszy znajomy. Od progu zaczął wszystkim zebranym opowiadać o tym, jakich to nie zrobił przekrętów, ile milionów nie wydoił i że za tydzień wypierdala z tej okazji do Azji. Życzyłem mu w myślach, by wypierdalał gdziekolwiek, byle szybko, po czym wyszedłem na taras, żeby powstrzymać krwotok z uszu.

Prawdziwie kompetentną osobę w danej dziedzinie poznasz po tym, że się nie chwali i nie przejmuje się tym, co pomyślą o niej ludzie wokół. Czy wypadnie dobrze, czy sprosta wykreowanemu obrazowi. Takie osoby charakteryzuje głębokie zrozumienie trzech rzeczy:

1. Stanowisz wartość samą w sobie. 

Wiesz, na ile cię stać i jak bardzo jesteś kompetentny w danej dziedzinie. Nie zmieni tego żadna opinia, a już tym bardziej nie opinia kogoś, kto Cię kompletnie nie zna.

2. Nie masz na to wpływu – ludzie zawsze będą pierdolić.

Pierwszy z brzegu przykład: ktoś zobaczy mnie w klubie przez moment rozmawiającego z kumplem. Wniosek: Vincent nic nie potrafi. Ta osoba nie widzi już tego, co działo się wcześniej, czy później. A może tej nocy rzeczywiście nie podejdę ani razu, bo nie spodoba mi się żadna kobieta?

3. To, co robisz, robisz dla siebie. Uznanie w oczach innych osób jest jedynie dodatkiem.

Ludzie cenią pisarzy za styl i przekazywane emocje. Pisarze z kolei cenią sobie pisanie za możliwość uzewnętrznienia się, wpadnięcia w trans i doświadczenia oczyszczającego uczucia, jakie towarzyszy tworzeniu tekstu. Uwielbiam kobiety, bo kocham chemię, jaka może się wytworzyć między dwiema osobami. To jest mój narkotyk. Wydzielanie odrębnego świata, “tylko dla nas”. Doświadczanie całej palety emocji i niesamowitych przygód rodem z filmu. Tworzenie unikalnych historii, które zostaną na całe lata. A nie jakiś pusty seks, czy niedowierzanie wymalowane na twarzy faceta, który przypadkiem ogląda całą sytuację.

To właśnie dlatego prawie nigdy w towarzystwie nie angażuję się w rozmowy o relacjach. Odpuszczam też kompletnie, gdy ktoś prosi mnie, bym wytłumaczył, czym się zajmuję. Jeśli mam mało czasu, nie zależy mi lub czuję, że nie byłbym w stanie wyklarować wszystkich niuansów – po prostu wzruszam ramionami i kapituluję. Wcale nie potrzebuję do szczęścia, by wszyscy rozumieli motywację stojącą za tym, co robię.

Być może zarabiasz dużo pieniędzy, prowadzisz własny start-up, świetnie grasz w piłkę, dobrze piszesz lub masz ultra-ciekawe życie i zwiedziłeś cały świat. Wspaniale. Jednak jeśli te rzeczy służą Ci głównie do tego, by mentalnie wydłużać sobie penisa i zdobywać uznanie innych osób, to stajesz się irytującym innych, wydrążonym w środku i uzależnionym od walidacji, samotnym dziwakiem.

Artykuł Udowodnij sobie, że nie musisz niczego udowadniać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/udowodnij_sobieze_nie_musisz_niczego_udowadniac/feed 0
Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac#respond Tue, 15 Sep 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=185 Pierwotnie ten tekst miał być soczystym opierdolem z góry na dół. Jak po wywiadówce. Zaczynał się od słów: "Zdiagnozowałem nową chorobę cywilizacyjną. Zwie się: 90 procent planowania i 10 działania.".

Postanowiłem jednak, że zmienię konwencję i zadziałam jak mądry nauczyciel - używając pozytywnego języka. Nie chcę handlować negatywnymi emocjami i wywoływać poczucia winy (w sensie - nie dziś). Dlatego też, w poniższym tekście nie będę na nikogo wjeżdżał. Jeśli masz delikatne serduszko, szklaną dupę lub po prostu boisz się krytyki, to możesz mimo wszystko spokojnie rozwalić się w fotelu i zacząć czytać.

Artykuł Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pierwotnie ten tekst miał być soczystym opierdolem z góry na dół. Jak po wywiadówce. Zaczynał się od słów: “Zdiagnozowałem nową chorobę cywilizacyjną. Zwie się: 90 procent planowania i 10 działania.”

Postanowiłem jednak, że zmienię konwencję i zadziałam jak mądry nauczyciel – używając pozytywnego języka. Nie chcę handlować negatywnymi emocjami i wywoływać poczucia winy (w sensie – nie dziś). Dlatego też, w poniższym tekście nie będę na nikogo wjeżdżał. Jeśli masz delikatne serduszko, szklaną dupę lub po prostu boisz się krytyki, to możesz mimo wszystko spokojnie rozwalić się w fotelu i zacząć czytać.

Są dwie kategorie ludzi. Jedni dużo gadają, drudzy dużo robią. W tych pierwszych można się utopić. Ubabrać ich szarością i dojść do wniosku, że bierność jest spoko. Tych drugich ciężko znaleźć. Ja sam, jeszcze sześć lat temu znałem tylko jedną taką osobę. Był nią mój starszy brat. Zawsze trochę na przekór wszelkim normom, jak o czymś mówił, to zazwyczaj robił. A jak nie udawało się zrobić, to upewniał się, że wykonał każde działanie, na jakie było go w danym momencie stać. Dopiero wtedy odpuszczał.

Mi osobiście nauczenie się tej sztuki zajęło… jedną noc. W jedną noc z pasywnego marzyciela podążającego za stadem zmieniłem się w egzekutora. Ale ja doznałem rzadkiego zaszczytu, jakim jest ostateczne sięgnięcie dna. Stracenie do siebie resztek szacunku. Całkowite rozprucie ego. Już następnego poranka przestałem oszukiwać znajomych. Przestałem oszukiwać siebie. Przestałem mielić jęzorem. Zamknąłem japę i zacząłem działać. Szukać potwierdzenia bądź zaprzeczenia każdego dogmatu. Poddawać wszystkie halucynacje, które pełzały po mojej czaszce próbie ognia. Stawiać czoła swoim największym, paraliżującym lękom. Docierać głębiej, rozumieć pełniej i przeżywać emocje jak ćpun po szocie ze strzykawki. Sprowadziłem swoje marzenia i mrzonki na ziemię, przygniotłem butem i odarłem ze świętości. Zrobiłem z nich cele do realizacji. I działałem każdego dnia, coraz częściej przekładając praktyczne doświadczenia na kolejne sfery życia. Nie będę tutaj wdawał się w szczegóły, bo w końcu o tych szczegółach i konsekwencjach pamiętnej nocy napisałem książkę. Skupmy się na wnioskach.

Poniższe podpunkty odnoszą się do życia holistycznie. I do relacji i do biznesu. Do rozwijania swojego charakteru i osiągania prywatnych celów. Pewne wnioski, do których dochodzimy są uniwersalne i to jest w nich najlepsze.

Rzeczy, które dzieją się kiedy wreszcie zaczynasz działać

 

Budujesz poczucie własnej wartości na stabilnych fundamentach. Oceniasz siebie na podstawie tego, co zrobiłeś. Co osiągnąłeś, ile potrafisz i jaki zauważasz u siebie progres. Zaczyna tu brakować miejsca na takie zwroty, jak: “wydaje mi się”, “myślę, że jestem w stanie…”. Są wypierane przez: “wiem”, “mogę”, “zrobię” oraz – UWAGA – pokorne “nie wiem”. Ludzi, którzy działają i trzymają się blisko rzeczywistości poznasz po tym, że będą potrafili przyznać się do niekompetencji, tak po ludzku. A później poprosić Cię, byś podzielił się swoją wiedzą i tym samym wzbogacił ich własną. Dlatego, że w świecie egzekucji nie ma miejsca na oszukiwanie siebie, a największe profity daje zapuszczenie korzeni w rzeczywistość. Oraz kurczowe się jej trzymanie.

 

Jesteś świadom, na ile Cię stać. Doświadczając wielu kryzysowych i ryzykownych sytuacji wiesz dokładnie, w jaki sposób Twoje ciało reaguje na lęk. Jak radzisz sobie z presją. Czy potrafisz trzymać fason, gdy wokół świszczą odłamki gówna. A to z kolei przekłada się na zaufanie do samego siebie. Coraz śmielej wchodzisz w ogień. Wciąż parzy – wiesz jednak, że Cię nie spali. 

 

Działasz, ewentualne błędy poprawiając w locie. Zdajesz sobie sprawę z tego, że niekończące się planowanie to mentalne bicie konia. To nie jest tak, że olewasz etap planowania – byłoby to głupotą. Po prostu pieprzysz perfekcjonizm. Zdajesz sobie sprawę z prostego, banalnego wręcz faktu (powinni tego uczyć w szkołach): nie posiadając kompetencji w danej dziedzinie, trzeba je zdobyć. W jaki sposób? Metodą prób i błędów. Wsiąść na rower i się wywrócić. Zedrzeć skórę z łokci. Spłonąć. Wygrywa nie ten, kto bez końca szlifuje materiał, ale ten, kto z materiałem wychodzi do ludzi, zbierając feedback. Dotyczy to całego alfabetu: prowadzenia bloga, poznawania nowych ludzi, podchodzenia do nieznajomych kobiet, akceptacji lęku, wystąpień publicznych, pisania, otwierania działalności, produkcji video, marketingu, organizacji eventów, tripów, a nawet hodowania jebanych jedwabników. 

 

Zaczynasz rozumieć, że niemniej ważne od posiadania celu jest środowisko, które sprzyja jego osiągnięciu. Jak chcesz być dobry z kobietami, najlepiej jest otaczać się facetami, którzy mają ich na pęczki. Jeśli masz ochotę otworzyć własną działalność, to zamiast pić z kumplami ze studiów, poznaj kogoś, kto się na tym zna i robi wynik. Utrzymanie konsekwencji w treningu i diecie jest łatwiejsze w otoczeniu ludzi, którzy również cenią sobie zdrowy tryb życia, niż w grupie informatyków żłopiących colę i wpychających w siebie Maca. Ciężko być pozytywną osobą w towarzystwie ponuraków-narzekaczy i niemal niemożliwe jest ruszenie do przodu, gdy na każde swoje działanie słyszysz: “pojebało Cię?”.

 

Nagle zdajesz sobie sprawę, że doba jest za krótka. Jednocześnie ciężko jest Ci pogodzić się z tym, ile godzin, dni, miesięcy, a nawet lat zmarnowałeś na nicnierobienie. Na trwonienie młodości, możliwości i szans. Jednak zamiast pogrążać się w goryczy, obracasz to w motywator. By nic więcej nie stracić, niczego już nie przespać. Tym samym…

 

Wykorzystujesz szanse. Oswajasz się z ryzykiem i wiesz, że podejmując działanie, które wiąże się z wyjściem ze strefy komfortu po prostu się rozwijasz. Tak, jeszcze Cię tam nie było. Nie wiesz, jaki będzie wynik, a to oznacza tylko jedno – nauczysz się nowych rzeczy, a to najbardziej podniecająca rzecz w świecie egzekucji. Dodatkowo, wskakuje tutaj natychmiastowa nagroda w postaci błogiej emocji na skraju ekstazy – “zrobiłem to”. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że czasem to lepsze niż seks. 

 

Nagradzasz się za działanie, a nie za wynik. Dlatego, że skupiasz się na tym, nad czym masz bezpośrednią kontrolę. Czyli zaczynasz rozumieć, że pomimo włożenia gigantycznej pracy i szczerych chęci, może nie wyjść. Ale nie płaczesz nad tym tak, jak zwykła robić to pierwsza kategoria ludzi. Cieszysz się, bo wiesz, że zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy. Wszedłeś w niekomfortową sytuację, zebrałeś bezcenny feedback i punkty odniesienia – rozwinąłeś się. Nie kupisz tego za żadne pieniądze.

 

Jesteś bardziej obecny, “tu i teraz”. Stapiasz się z rzeczywistością, sam dla siebie jesteś – z braku lepszego określenia – bardziej namacalny. Przejmujesz kontrolę nad własnym mikroświatem i masz tą piękną świadomość, że spychasz przypadek i ślepy los na margines błędu. 

 

Odkrywasz piękną zależność. Gdy nic nie robisz, nie chce Ci się nic robić. Gdy zapierdalasz, chcesz zapierdalać jeszcze mocniej. Uczysz się, że Twoje ciało wygeneruje tylko tyle energii, ile będzie potrzebne. Jeśli cały dzień leżysz w łóżku i oglądasz Californication, to nic dziwnego, że nie masz ochoty wyjść z domu. Natomiast gdy od rana pracujesz, jesteś kreatywny oraz aktywny fizycznie – rozsadza Cię energia. Nagle chcesz wszystko i wszystko wydaje się być śmiesznie proste. 

 

Zaczynasz przyciągać do siebie podobnych ludzi. A ponieważ takich osób jest stosunkowo mało i zwykle rozrzuceni są po całej Polsce – masz kontakty we wszystkich większych miastach. Pewnego dnia zdajesz sobie sprawę, że praktycznie nie ma rzeczy nie do załatwienia. Następuje synergia kompetencji, wiedzy, znajomości. A to otwiera wiele drzwi zgrabniej, niż wytrych. 

 

To tylko 10 podpunktów. Oczywiście jest ich o wiele więcej – te po prostu jako pierwsze spłynęły z mego mózgu przez palce, zachlapując klawiaturę. Nie wstydźcie się dopisywać w komentarzach całej reszty.

Jeśli przy czytaniu tych podpunktów kiwaliście ochoczo głowami, krzycząc “mam tak samo!” i czuliście między nami miętę, to prawdopodobnie dlatego, że chcę napić się z Wami piwa (w grę wchodzi jednak jedynie mój cheat day – którego nie mam).

Artykuł Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac/feed 0
Królewna w domku z kart https://v1ncentify.prohost.pl/post/krolewna_w_domku_z_kart https://v1ncentify.prohost.pl/post/krolewna_w_domku_z_kart#respond Fri, 10 Oct 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=127 - Jeśli miałbym naście lat i hajsu jak Bieber to by mi odjebało – stwierdził mój przyjaciel.

Artykuł Królewna w domku z kart pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
– Jeśli miałbym naście lat i hajsu jak Bieber to by mi odjebało – stwierdził mój przyjaciel.

Musiałem się z nim zgodzić. Po chwili uderzyła mnie inna refleksja.

– Gdybym był fajną laską, to by mi odjebało – powiedziałem.

Wyobraźcie sobie. Odkąd przestajecie przypominać z wyglądu deskę do prasowania, wszyscy faceci się do Was ślinią. Zakompleksieni chłopcy piszą Wam wiersze. Poczta walentynkowa na godzinie wychowawczej równa się stos liścików równie pokaźny co góra koksu, którą wciągał Scarface. Peszą się i gubią przy Was wszyscy. Nawet najbardziej pewni siebie samce zamieniają się w rozdygotane cipki. Później, na studiach uśmiech i głęboki dekolt kupują Ci wszystko. Lepsze oceny, przysługi, wsparcie brzydszych koleżanek, które traktują Cię jak wyrocznię. Gwiazdorzysz, bo możesz. Wybierasz sobie jakiegokolwiek chcesz faceta, bo dostępny jest… każdy.

Jasne jest, że w takich warunkach kobieta uczy się królewskiego traktowania, spełniania wszystkich zachcianek. Szczerze mówiąc, faceci zachowując się w stosunku do nich jak plebs, sami stawiają się w pozycji skomlącego psa.

Władza absolutna.

I budowanie poczucia własnej wartości na… no właśnie, na czym?

Na wszystkim, co związane z wyglądem i obrazem w oczach innych. Na ilości lajków pod nową samojebką. Kolorowych drinkach, które według niektórych frajerów są przepustką między długie nogi, a tak naprawdę służą do samodymania się na hajs. Słyszałem o dziewczynach, które robią zawody: wygrywa ta, która wyłudzi więcej drinków.

Jeśli możesz się upić za darmo, to po co płacić? Jeśli faceci patrzą tylko na to, jak wyglądasz, to po co być dla kogokolwiek miłym? Skoro w życiu zamiast pod górkę jest zawsze z górki, to po co dodatkowo się wysilać?

Śliczne kobiety, które w takiej sytuacji są jeszcze inteligentne i posiadają zainteresowania zasługują na owacje na stojąco. Dlaczego?

Bo nikt od nich tych cech nie wymaga.

I teraz. Co dzieje się, kiedy taka laska spotyka na swojej drodze faceta? I używając słowa „facet” mam na myśli mężczyznę z krwi i kości, a nie rozlazłą łajzę w męskim ciele, która myśli że penis służy do tego, żeby było co pokazać na komisji wojskowej.

Reset. Niedowierzanie. Szok.

Nagle okazuje się, że taka kobieta nie ma żadnej karty przetargowej. Zdzierasz z niej otoczkę suki i zostaje… uległa dziewczynka, która nie wie, jak ma się zachować. 

Wtrąćmy w tym momencie dwie zabawne historie mojego kumpla:

#1

Pewnego razu dostałem na fejsbuku zaproszenie od dziewczyny, której nie kojarzyłem, ale była dosyć ładna. Nie mam w zwyczaju akceptować zaproszeń od ludzi, których nie kojarzę, więc spytałem ją uprzejmie: skąd się znamy?

 

W odpowiedzi dostałem wiadomość o takiej treści: „Jeśli mnie nie kojarzysz to Twoja strata”. Nie widziałem w tym wielkiej straty WŁAŚNIE DLATEGO, że jej nie kojarzyłem, więc zapytałem uszczypliwie: „A co, wisisz mi kasę?”.

#2

Piłem sobie wódkę ze znajomymi w lokalu. Była może godzina trzecia w nocy, więc kluby były już opustoszałe. Miałem jednak ochotę porozmawiać z kimś nieznajomym. Wybrałem najładniejszą dziewczynę w klubie, która i tak była średnia.

 

Prawdę mówiąc nawet jej nie podrywałem, bo zrobiłem to stricte dla przyjemności. W trakcie rozmowy w pewnym momencie ona powiedziała „Nie ta liga”. Pomyślałem sobie, że w sumie mam 21 lat. Bzykałem w życiu kilkanaście kobiet i nie narzekam na brak powodzenia. Pracuję i nie jako jakiś pomiot tylko prawa ręka szefa realizując przy tym swoją pasję. Studiuję kierunek, który lubię, utrzymuję się w 2/3 sam i to na poziomie średniej krajowej – mimo mojego wieku. Jestem rozpoznawalny na mieście, a moimi bliskimi znajomymi są po prostu najlepsi ludzie jakich spotykam. Pozatym mam kilka pasji i wciąż się rozwijam. To wszystko przewinęło się przez moją głowę w ciągu ułamka sekundy. W kolejnym ułamku zastanowiłem się o co jej chodzi z „nie tą ligą” i powiedziałem jej uprzejmie:

 

– Spoko, nie przejmuj się. Skoro podszedłem pogadać, to nie traktuje Cię jako gorszej. W ogóle nie traktuję tak ludzi.

 

– Miałam na myśli, że ja jestem wyższą ligą.

 

– A co Ty takiego zrobiłaś w  życiu, że masz takie wybujałe ego?

 

– Yyyy… – dziewczyna była wyraźnie w szoku.

 

– Jesteś średnio ładna i podszedłem do Ciebie tylko dlatego, że chciałem pogadać z kimś nowym. Nawet nie chciałem Cię podrywać. Pozatym zachowujesz się jak Paris Hilton, a jesteś pewnie przeciętną dziewczyną z Podlasia.

 

– Yyyy… – mówienie w dalszym ciągu nie szło jej najlepiej.

 

– A no i teraz jeszcze pokazałaś jak żałosna jesteś – dodałem i odszedłem.

Sprowadzajmy na ziemię księżniczki. Podcinajmy skrzydła anielicom i patrzmy, jak spadają w deszczu maleńkich, białych piórek. Pokazujmy kobietom, że wygląd może i kupi im zachwyt frajerów, ale jeśli szukają normalnego faceta, to same powinny również znormalnieć.

Walka z wiatrakami? Nie, nie. Nie zrozumieliście mnie.

Nie chodzi o to, by zbawiać świat. Chodzi o to, by z łatwością rozróżniać kobiety, które rzeczywiście są pewne siebie – mają realne podstawy do tego, by uważać się za wartościowe – od uzależnionych od walidacji, pustych gówniar. Tych drugich jest więcej i bywają przydatne (kto nigdy nie wylądował w łóżku z ładną, ale średnio ogarniętą laską ręka w górę?).

Te pierwsze… cóż. Nie trafiają się tak często, jak byśmy sobie tego życzyli, jednak kiedy już taką spotkamy oczywiste jest jedno – będzie ciekawie. Takie dziewczyny czasem z rozpędu będą chciały potraktować Cię jak kolejnego napaleńca, psa na którego wystarczy zagwizdać.

Wtedy sprowadzając ją na ziemię pokazujesz, że trafiła na godnego zawodnika, a zachowując się jak suka sama strzela sobie w stopę.

/photo cred. pianistka.flog.pl

Artykuł Królewna w domku z kart pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/krolewna_w_domku_z_kart/feed 0