noc – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Jeśli tęsknisz do starych, dobrych czasów https://v1ncentify.prohost.pl/post/jesli-tesknisz-do-starych-dobrych-czasow https://v1ncentify.prohost.pl/post/jesli-tesknisz-do-starych-dobrych-czasow#respond Mon, 22 May 2017 16:57:31 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2862 Kto twierdzi, że nie łapie się czasem na tym, że tęskni do "starych, dobrych czasów", ten kłamca.

Artykuł Jeśli tęsknisz do starych, dobrych czasów pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Kto twierdzi, że nie łapie się czasem na tym, że tęskni do “starych, dobrych czasów”, ten kłamca. 

Ławeczka i rowery

Był czas, jeszcze zanim przeprowadziłem się do Warszawy, że przyjeżdżałem tu co dwa tygodnie na studia. Pomieszkiwałem wtedy u brata, zanim wyleciał na stałe na Filipiny. Czasem wpadałem do niego wcześniej, przed weekendem i zostawałem dłużej. Każdego roboczego dnia z rana siłą ściągał mnie z łóżka, mimo że nie musiałem nigdzie wstawać. Trochę się dąsałem, trochę byłem zły. W domu już przyjemnie pachniało kawą. Nie znałem się wtedy kompletnie, a definicją “dobrej kawy” była byle jaka, często zwietrzała mieszanka zalana wrzątkiem, której smak oceniało się po tym, jak mocno wykręcała poranną, zaspaną gębę. Moc z kolei – po tym, jak szybko goniła do kibla. Zalepiony snem wkładałem krótkie spodenki i przypadkową koszulkę. Łapałem w dłoń gorący kubek, jednak gdy chciałem pociągnąć z niego parujący łyk, dostawałem po łapach.

– Na ławeczce – strofował mnie brat.

– Przecież chcę tylko nadpić, by po drodze się nie rozlało, spokojnie.

Z kubkami schodziliśmy po schodach i wynurzaliśmy się z bloku na zalane słońcem osiedle. Witała nas mieszanka lekko szczypiącego, porannego zimna i palącego, padającego pod ostrym kątem słońca. Zmierzaliśmy w stronę Ławeczki. Ludzie mijający nas po drodze nigdy nie ukrywali zdziwienia, widząc dwóch zaspanych gości człapiących po podwórku z kubkami w dłoni. Ławeczek było kilka, ale nasza była jedyna, nazywała się “34”. Obok rosło wysokie drzewo, na które ktoś przybił metalowy numer. Z oddali widzieliśmy, że Michał już jest – w dłoni oczywiście termos i parująca kawa. Zbijaliśmy piątkę, siadaliśmy. Po chwili z oddali wyłaniał się Donek z kubkiem. Czasem dołączał Mpi, rzadziej Bercik. Wszyscy spotykaliśmy się regularnie pod “34”, by wspólnie wypić kawę przed pracą. To był rytuał. Nie jestem pewien, kto go zapoczątkował, ale wydaje mi się, że był to mój brat. Czasem oczywiście kogoś nie było, czasem ktoś zaspał. Zawsze jednak jedna lub dwie osoby z ekipy odbębniały Ławeczkę w okolicach 7:30-8:00. Magiczne 20 minut, zanim każdy wypije swoją kawę służyło do porannych żartów, rozmów o życiu i wypalaniu fajek. Gdy kubki robiły się puste, zbijaliśmy piątkę i każdy rozchodził się do swojej pracy. Ja wracałem na mieszkanie, odpalałem laptop i ożywiony kofeiną zaczynałem produkować dla Was wpis.

Wieczorami z kolei był czas na rowery. Ponieważ w Warszawie nie miałem swojego, korzystałem z miejskich. Wsiadaliśmy całą paczką i rozpoczynaliśmy wieczorny lub nocny objazd po Mokotowie i Ursynowie. Pruliśmy przez zalane pomarańczem latarni, puste ulice. Przecinaliśmy ciche, zielone osiedla oprószone żywopłotami, zielonymi placami zabaw, poprzetykane kwitnącymi drzewami. Mijaliśmy grupki młodych osób, spijających dyskretnie piwo na osiedlowych ławeczkach. Raz pojechaliśmy na zamkniętą jeszcze autostradę przy Okęciu, położyliśmy się na asfalcie i podziwialiśmy napuchnięte brzuchy lądujących i startujących nad nami samolotów.

Minęło kilka lat i zarówno Ławeczkę 34, jak i nocne rowery wspominałem z lekką nostalgią, jako “stare, dobre czasy”. Coś, czego już nie ma i do czego nie da się wrócić. Ławeczka rzeczywiście, nie ma szans na powtórkę – brat na Filipinach to raz, pourywane kontakty dwa, każdy mieszka teraz w innej części Warszawy, to trzy.

Nowe, dobre czasy

Ostatnio wieczory zrobiły się ciepłe, wzięło mnie na wspomnienia i odezwałem się do Mpiego. Tak po prostu, jak gdyby wcale nie minęło kilka długich lat, stawiliśmy się na nocne zwiedzanie Warszawy. W momencie, kiedy rozpoczęliśmy jazdę, poczułem ciepły wiatr na twarzy i ciężkie do zdefiniowania uczucie wolności. Jednocześnie, ogarnęło mnie wrażenie, że nic tak naprawdę się nie zmieniło.

Jest wiosenno-letnia noc, ciśniemy z Mpim na rowerach przez puste, klimatyczne uliczki. Zupełnie tak, jakbyśmy wtedy wcisnęli Pauzę, a teraz nagle wdusili Play. Prujemy przez pagórki napuszone soczyście zieloną trawą, z której w górę strzelają złote mlecze. Jeździmy w kółko po boiskach, a następnie wyskakujemy na pustą ulicę. Mijamy wielkie, powciskane w parki pomniki. Zjeżdżamy na wariata stromą drogą, za jedyne oświetlenie mając tylko lampy rowerów i srebrny blask Księżyca.

Przypomniałem sobie główną zaletę tego, że na podwórku jest ciepło – mikroprzygody. Nie potrzebujesz orgii na Filipinach, ani wypadów do innych miast na imprezę, by zajebiście spędzić czas. Wystarczą koc i łąka, rower i noc, przyjaciel i spacer.

Iluzja

Tak sobie myślę, że stare, dobre czasy to w większości przypadków bzdura. Fajne wspomnienia warto sobie przewijać, ale zamiast rozczulać się nad tym, że już ich nie ma, lepiej zabrać się do produkcji nowych. Starzejesz się nie wtedy, gdy w lustrze znienacka napadają Cię zmarszczki albo nagle budzisz się cały w sztruksie, ale kiedy w kółko wspominasz sytuacje z przeszłości. Żeby była jasność, powspominać jest fajnie – ale kiedy robisz to non stop, plus łapiesz się na mieleniu po raz nty tej samej historii, jest to jasny sygnał mówiący, że nowy odcinek Barw Szczęścia jest bardziej emocjonujący, niż Twoje życie w tej chwili.

Jest wiosna. Wyjdź z domu i zrób coś fajnego. Nawet głupie rowery ze znajomymi, niepozorne spotkania z czasem nabierają wartości, by ostatecznie po latach zająć szczególne miejsce w albumie wspomnień.

Nie przestawaj ich tworzyć.

Artykuł Jeśli tęsknisz do starych, dobrych czasów pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jesli-tesknisz-do-starych-dobrych-czasow/feed 0
Warszawa umarła po raz drugi https://v1ncentify.prohost.pl/post/warszawa_umarla https://v1ncentify.prohost.pl/post/warszawa_umarla#respond Sat, 27 Dec 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=141 Stolica dogorywa. Bal żywych trupów byłby w tym momencie bardziej ekscytujący, niż imprezowanie w tym wariatkowie.

Artykuł Warszawa umarła po raz drugi pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Stolica dogorywa. Bal żywych trupów byłby w tym momencie bardziej ekscytujący, niż imprezowanie w tym wariatkowie.

Nie daje mi spokoju jedno pytanie – czy tak było od zawsze, ale dopiero teraz zaczęło mnie kłuć w oczy, czy może przez ostatni rok wszystko się zmieniło?

Parę weekendów temu mieliśmy bardzo fajny zlot. Tak się składa, że najbardziej wartościowi ludzie, jakich znam i których towarzystwo uwielbiam rozrzuceni są po całej Polsce. Tak więc spotkaliśmy się wszyscy w nowoczesnym apartamencie na jednym z lepszych osiedli w całej Warszawie. Tabaka do nosa, whiskey i chujowa pizza, lans.

Alkohol tak nas rozochocił, że postanowiliśmy wypełznąć z ciepłego gniazdka w lodowatą noc w poszukiwaniu klubów po brzegi wypchanych kobietami o wyszminkowanych sercach. Na wypełznięciu się skończyło, a najbardziej ekscytującym momentem tej nocy okazało się być obrzucanie się sałatką warzywną tuż przed wyjściem z domu.

Zasada numer 1 imprezowania w Warszawie: jeśli wychodzisz sam, będziesz bawił się okej (podkreślam – okej, a nie zajebiście). Jeśli chcesz wyskoczyć z paroma kumplami to szykuj się na odmrożenie stóp i pielgrzymkę od klubu do klubu. W normalnych miastach i generalnie w normalnych krajach możesz wziąć dobrych znajomych i opuścić mieszkanie bez obaw, że nie znajdziecie miejsca do wspólnego imprezowania. W Warszawie, jeśli jest was więcej niż trzech, prawie zawsze ktoś z was nie wejdzie do lokalu. Naczekacie się pół godziny w kolejce, by dowiedzieć się przy wejściu, że ktoś z Was został odstrzelony.

Poziom klubów. Ostatnio zupełnie przypadkiem odwiedziłem zachwalany, modny, wspaniały, wyjebany na maxa klub Delite, który okazał się być kupą gówna. Przeciskając się przez klaustrofobiczne, odrapane korytarze miałem wrażenie, że właśnie schodzę do piwnicy po ogórki.

Sam klub wcale nie wypadł lepiej. Ciasna, syfiasta klitka, napakowana po brzegi:

1) facetami w garniturach z obowiązkową poszetką (+5 do długości chuja), którzy chlając drogie drinki trzęśli się ze strachu przed

2) bardzo średnimi kobietami, które udawały, że są najpiękniejsze – wiadomo, wywalone cyce, krótkie spódniczki, wysokie szpilki. Niektórzy goście chyba są ślepi. Nieurodziwa kobieta pozostanie nieurodziwą nawet wciśnięta w najpiękniejsze sukienki i nawet z tapetą nakładaną na twarz za pomocą szpachli.

Chyba jedyny klub, który warto teraz odwiedzać to Sketch Nite. Tyle, że wchodzę tam tylko wtedy, gdy idę sam. Na selekcji stoi gość z twarzą seryjnego mordercy, który nieznanym nikomu algorytmem odprawia ludzi z kwitkiem, jak SSman do komory gazowej. Nawet jeśli jesteś śliczną, dobrze zrobioną laską możesz nie wejść – bo nie. Wspaniały case na temat tego, jak zrobić ze zwykłego lokalu najbardziej pożądany klub w mieście. Spraw, by ciężko było się tam dostać, a ludzie będą walić jak nie drzwiami, to oknami. Lub robić podkopy. Wszystko po to, by chociaż przez te kilka godzin poczuć się wyjątkowo.

Trzeba jednak przyznać – w środku zawsze są fajne dziewczyny. Tzn, precyzując: w większości biedne studentki z ładną dupą, które balują za hajs matki. I uważają się za królewny tylko dlatego, że piją drinka za 30zł (za którego nie płaciły) i bawią się w klubie, który jest dżezi (co to kurwa jest dżezi?).

Dziwne jest to, że faceci odwiedzający Sketch to w większości rasowe cipki. Standardowy „samiec” w tym lokalu to gość w modnym sweterku, kolorowych butach i czapką z napisem Obey. Ostatnio mój kumpel, po nieudanym szturmie na lokal stwierdził, że kolejnym razem założy ray bany i pedalski szalik – co powinno zwiększyć jego szanse na dostanie się do środka. Oczywiście nie muszę wspominać, że murzyni wchodzą często bez kolejki i żadnych problemów na bramce? W dodatku panoszą się, jakby byli właścicielami klubu i chętnie prowokują spięcia. Jak tu nie być rasistą?

„Faceci” w Sketchu piją piwo i pocą się ze strachu przed wcześniej opisanymi laskami. Zupełnie tak, jak gdyby one jeździły ferrari. A prawda jest taka, że po imprezie często wracają nocnym autobusem do swoich klitek w kamienicach. Dobrze, jeśli wynajmują pokój. Czasem po prostu mieszkają z rodzicami. A faceci się ich boją. Bo one mają te długie nogi, jędrne tyłki i odsłonięte cycki. Palce lizać, taki cyrk. Polecam uzbroić się w popcorn i przejść się do Sketcha chociażby po to, by zobaczyć na własne oczy ten paradoks.

Jeśli jesteś ogarniętym facetem, to jest Twój raj. Tylko idź sam, jeśli chcesz wejść. Dobre żniwo gwarantowane. Jeśli lubisz takie żniwo.

Warszawa to miasto, w którym każdy z każdym mierzy się na fiuty. Nawet wtedy, gdy jest to pozbawione najmniejszego sensu. Czy mi to przeszkadza? Nie przeszkadza, po prostu irytuje i uświadamia, że chyba czas stąd spierdalać. Bo okazuje się, że tak nie musi być. W innych miastach jest normalnie. Za granicą jest normalnie. Tylko ta Warszawa nie radzi sobie z presją europejskiej stolicy, co pokazuje jedynie, że może i jesteśmy w UE, ale mentalnością siedzimy jeszcze w PRLu.

Jeśli w trakcie wojny nasza stolica została zniszczona fizycznie, zamieniona w stertę gruzu, to teraz mimo, że udało się ją odbudować, zaprzedała ona swoją duszę, co z pewnością jest bardziej smutne. Warszawa rozmieniła się na drobne ze Starbucksem, pustymi biurowcami i ulotkami z Andżelą, Nataszą czy Kają za wycieraczką auta. Luksusowe imprezy, sieciówki oferujące wszystko, co konsumowalne i drogie telefony za granicą są czymś normalnym i służą ludziom. W Warszawie to ludzie służą tym rzeczom, podjarani jak cygan, który właśnie podpierdolił telewizor. Ludzie określają swoją wartość na podstawie symboli nowoczesności i metek, często w środku ziejąc zimną pustką.

I o ile zjawisko to odczuwalne jest wszędzie na świecie, to w Warszawie rtęć wskazuje górną część skali, co zapala lampkę ostrzegawczą każdemu człowiekowi, który potrafi samodzielnie myśleć. 

Artykuł Warszawa umarła po raz drugi pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/warszawa_umarla/feed 0
Psychoza wieczorową porą https://v1ncentify.prohost.pl/post/psychoza_wieczorowa_pora https://v1ncentify.prohost.pl/post/psychoza_wieczorowa_pora#respond Tue, 29 Apr 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=103 Wjechałem w zatokę autobusową i zatrzymałem auto, by wysadzić Piotrka. W tym momencie za nami pojawił się samochód, który śledził nas odkąd wyjechaliśmy z galerii.

Artykuł Psychoza wieczorową porą pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Wjechałem w zatokę autobusową i zatrzymałem auto, by wysadzić Piotrka. W tym momencie za nami pojawił się samochód, który śledził nas odkąd wyjechaliśmy z galerii.

– To nie jest ten gość, co krzyczał coś do nas na parkingu? – spytał Piotrek.

W tym momencie kierowca wysiadł i energicznym, nerwowym krokiem ruszył w naszą stronę. W lusterku zobaczyłem: łysą głowę, nieprzyjemne rysy twarzy i rękę w kieszeni kurtki. Tyle mi wystarczyło.

– Zamknij drzwi – poleciłem i wcisnąłem gaz. Wyrwaliśmy do przodu akurat w momencie, w którym tajemniczy nieznajomy zrównał się z moim autem. Spojrzałem w lusterko. Gość wsiadł do swego samochodu i ruszył za nami.

Teraz już nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że facet czegoś od nas chce. Wjechałem w osiedle, by wysadzić Piotrka pod samymi drzwiami klatki. Nie udało mi się jednak zwiększyć dystansu z naszym prześladowcą i gdy tylko zwolniłem, on otworzył drzwi i zaczął biec w naszą stronę.

Pojebany jakiś? Znów gaz do dechy. Wjechaliśmy na główną ulicę i przejechaliśmy na wczesnym czerwonym świetle, by ponownie zatrzymać się w zatoczce. Gdy tylko Piotrek otworzył drzwi, za nami pojawiło się znajome auto. Kierowca wysiadł i – tak jak wcześniej – ruszył szybko w naszą stronę.

– Jedź, jedź – rzucił przestraszony już Piotrek.

Wyrwałem na główną ulicę i zatrzymałem się na czerwonym świetle. Obróciłem się przez ramę. Gość tak pospiesznie wracał do auta, że upuścił kluczyki. Nerwowym ruchem zebrał je ze śniegu i wskoczył do samochodu. Spojrzałem na światło. Czerwone. Czerwone. Zielone. Znów znaleźliśmy się na osiedlu. Tym razem udało się nam nabrać dystansu. Piotrek wyskoczył przed swoją klatką, a ja wjechałem na plac, żeby zawrócić. Tak jak się spodziewałem, psychol zablokował mi wyjazd. W dodatku wysiadł z auta i właśnie rozmawiał z Piotrkiem.

Nie bił go, nie dźgał nożem – rozmawiał.

Piotrek pomachał do mnie, żebym się zatrzymał. Zwolniłem więc, odsunąłem szybę i usłyszałem absurdalne:

– Ej spoko, to mój kumpel.

Nie prościej było zadzwonić?

 

Artykuł Psychoza wieczorową porą pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/psychoza_wieczorowa_pora/feed 0
24 https://v1ncentify.prohost.pl/post/_24 https://v1ncentify.prohost.pl/post/_24#respond Thu, 11 Apr 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=27 Przyjęło się, że urodziny to taki dzień w roku, który zmusza do refleksji. Nad osiągniętymi celami, jak i tymi do osiągnięcia. Nad przyszłością. Tak myślę i myślę, ale tylko jedno przychodzi mi dziś do głowy: stara dupa ze mnie.

Artykuł 24 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przyjęło się, że urodziny to taki dzień w roku, który zmusza do refleksji. Nad osiągniętymi celami, jak i tymi do osiągnięcia. Nad przyszłością. Tak myślę i myślę, ale tylko jedno przychodzi mi dziś do głowy: stara dupa ze mnie.

No dobra, żartowałem.

Lata mijają, a ja z każdym rokiem jestem inny. Gdy przypominam sobie siebie sprzed dwóch wiosen widzę kolosalną różnicę. Wiem, że idę w dobrą stronę. Cieszy mnie to bardzo, bo czuję nieustanny progres. Z każdym kolejnym miesiącem wiem więcej, patrzę szerzej.

I sądzę, że słowo ‚zmiana’ nie jest tu adekwatne. Ja nie czuję, że się zmieniam, tylko że coraz bardziej się przebudzam. Szerzej otwieram oczy i doświadczam więcej – więcej widzę, słyszę, czuję, rozumiem. Towarzyszy mi takie dziwne uczucie, że odkrywam w sobie całe kilometry niezagospodarowanej przestrzeni, o której nie miałem wcześniej pojęcia, że w ogóle istnieje.

Przez ostatni rok dużo bardziej otworzyłem się na ludzi. Staram się dostrzegać pozytywne cechy w każdym człowieku. Kiedyś bardzo szybko skreślałem osoby za byle pierdołę, co było piramidalną głupotą. Wiadomo, że nie każdy jest doskonały. Ja nie jestem. A przez pochopne ocenianie można stracić szansę na poznanie wielu wyjątkowych osób.

Otworzyłem się na filozofię wschodu, nowe gatunki muzyczne, ciekawe poglądy. Przestałem brać swoje obecne przekonania i doświadczenia za pewnik, zamiast tego doceniłem ile daje kwestionowanie. Kwestionowanie wszystkiego. Zrozumiałem, że nie warto w życiu się ograniczać i trzeba poznawać, uczyć się, chłonąć jak najwięcej. Sprawdzać nieznane do tej pory sfery, by zdobyć doświadczenie i być może zainteresować się na dłużej rzeczami, obok których w normalnych okolicznościach przeszlibyśmy obojętnie.

Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się sytuacja chyba sprzed roku, kiedy pojechałem autem na urodziny kumpla. Planowałem zostać krótko. Impreza była fajna, tym bardziej że sponsorowana głównie przez Mary Jane. Gdy wyszedłem na podwórko strasznie lało. Było ciemno i nie mogłem znaleźć auta. Mój stan świadomości nie ułatwiał mi zadania, ale po kilku minutach mi się udało.

Wyjechałem na główną drogę. Do domu miałem niedaleko. Mój samochód sunął przez śliniącą się potokami deszczu ulicę, po drodze mijałem rozmazane przez deszcz neony i uliczne lampy.

Włączyłem moją ulubioną składankę IAMX & Sneaker Pimps.

Gdy pierwsze dźwięki piosenki swobodnie rozpłynęły się po samochodzie i przeszły przez moje ciało poczułem dreszcze. Byłem w innej rzeczywistości. Droga przede mną była surrealistyczna, mroczna i piękna zarazem. Czułem się jak bohater filmu, który wraca przez skąpane w deszczu miasto nocą. Wiatr tańczył z jesiennymi liśćmi unoszącymi się wszędzie i wirującymi szaleńczo przed autem, na przystankach i chodnikach. Czułem euforię i spokój zarazem. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i byłem obserwatorem nocnej jazdy.

Wycieraczki pracowały na pełnych obrotach, samochód przesuwał się powoli, a moje oczy obserwowały spokojną, skąpaną w deszczu i czeluściach nocy okolicę. Cała scena wydała mi się jakimś pięknym, nieuchwytnym snem, którego nie mogę zatrzymać na zawsze, którym muszę się cieszyć właśnie w tej jednej, szczególnej chwili.

Otworzyłem okno po stronie kierowcy i do samochodu wdarł się orzeźwiający, pachnący deszczem wiatr. Podkręciłem dźwięki wydobywające się z odtwarzacza i oddałem się wizji, chciałem być jej częścią w każdym calu. Mijałem latarnie, ciemne uliczki i przesuwające się raz za razem domki jednorodzinne. Minąłem moje stare liceum i jechałem drogą, którą kiedyś codziennie chodziłem do szkoły. Kiedyś, kiedy nie byłem jeszcze sobą. Kiedy żyłem dla innych, zamiast dla siebie. Zamknięty w ciasnej skorupie nakazów, spętany ogólnie przyjętymi normami, z klapkami na oczach. Kiedy nie wiedziałem, że życie może w głównej mierze być piękne, pełne i takie, jakim tego chcemy.

Zobaczyłem człowieka, który mimo deszczu szedł wolnym krokiem przed siebie i po prostu mókł. Następnie dziewczynę, skręcającą w jakieś pogrążone we śnie osiedle. Przypomniał mi się tekst piosenki T.Love – To wychowanie:

„Cześć, gdzie uciekasz

Skryj się pod mój parasol

Tak strasznie leje i mokro wszędzie

Ty dziwnie oburzona odpowiadasz – nie trzeba

Odchodzisz w swoją stronę, bo tak cię wychowali”

Droga do domu nie była długa, ale ja miałem wrażenie, że ciągnęła się w nieskończoność. Gdy już zaparkowałem pod domem uśmiechnąłem się i wiedziałem, że przeżyłem coś wyjątkowego.

Tak na marginesie.

Serio stara dupa ze mnie.

Artykuł 24 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/_24/feed 0