Wjechałem w zatokę autobusową i zatrzymałem auto, by wysadzić Piotrka. W tym momencie za nami pojawił się samochód, który śledził nas odkąd wyjechaliśmy z galerii.
– To nie jest ten gość, co krzyczał coś do nas na parkingu? – spytał Piotrek.
W tym momencie kierowca wysiadł i energicznym, nerwowym krokiem ruszył w naszą stronę. W lusterku zobaczyłem: łysą głowę, nieprzyjemne rysy twarzy i rękę w kieszeni kurtki. Tyle mi wystarczyło.
– Zamknij drzwi – poleciłem i wcisnąłem gaz. Wyrwaliśmy do przodu akurat w momencie, w którym tajemniczy nieznajomy zrównał się z moim autem. Spojrzałem w lusterko. Gość wsiadł do swego samochodu i ruszył za nami.
Teraz już nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że facet czegoś od nas chce. Wjechałem w osiedle, by wysadzić Piotrka pod samymi drzwiami klatki. Nie udało mi się jednak zwiększyć dystansu z naszym prześladowcą i gdy tylko zwolniłem, on otworzył drzwi i zaczął biec w naszą stronę.
Pojebany jakiś? Znów gaz do dechy. Wjechaliśmy na główną ulicę i przejechaliśmy na wczesnym czerwonym świetle, by ponownie zatrzymać się w zatoczce. Gdy tylko Piotrek otworzył drzwi, za nami pojawiło się znajome auto. Kierowca wysiadł i – tak jak wcześniej – ruszył szybko w naszą stronę.
– Jedź, jedź – rzucił przestraszony już Piotrek.
Wyrwałem na główną ulicę i zatrzymałem się na czerwonym świetle. Obróciłem się przez ramę. Gość tak pospiesznie wracał do auta, że upuścił kluczyki. Nerwowym ruchem zebrał je ze śniegu i wskoczył do samochodu. Spojrzałem na światło. Czerwone. Czerwone. Zielone. Znów znaleźliśmy się na osiedlu. Tym razem udało się nam nabrać dystansu. Piotrek wyskoczył przed swoją klatką, a ja wjechałem na plac, żeby zawrócić. Tak jak się spodziewałem, psychol zablokował mi wyjazd. W dodatku wysiadł z auta i właśnie rozmawiał z Piotrkiem.
Nie bił go, nie dźgał nożem – rozmawiał.
Piotrek pomachał do mnie, żebym się zatrzymał. Zwolniłem więc, odsunąłem szybę i usłyszałem absurdalne:
– Ej spoko, to mój kumpel.
Nie prościej było zadzwonić?



11 kwietnia 2019


