namietnosc – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Moje królestwo https://v1ncentify.prohost.pl/post/moje-krolestwo https://v1ncentify.prohost.pl/post/moje-krolestwo#respond Wed, 24 Aug 2016 12:36:19 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1776 Jest grubo po północy, gdy piszę te słowa. Siedzę w wygodnym fotelu, przed nowym laptopem. Stary się spalił, więc kupiłem prawdziwy kombajn, jeszcze nigdy nie miałem tak mocnego sprzętu. Pisać na nim teksty to tak, jak grać w sapera na urządzeniach NASA. Do renderu filmików będzie jak znalazł. Do Wiedźmina 3 też. Jak prześmiewczo mawiał mój dziadek, teraz "laleczki będą szybciej biegać po ekranie". Mam bilet do Lwowa na 9:40 i wcale nie jestem spakowany.

Artykuł Moje królestwo pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
PRZED WYJAZDEM, GODZINA 00:55

 

Jest grubo po północy, gdy piszę te słowa. Siedzę w wygodnym fotelu, przed nowym laptopem. Stary się spalił, więc kupiłem prawdziwy kombajn, jeszcze nigdy nie miałem tak mocnego sprzętu. Pisać na nim teksty to tak, jak grać w sapera na urządzeniach NASA. Do renderu filmików będzie jak znalazł. Do Wiedźmina 3 też. Jak prześmiewczo mawiał mój dziadek, teraz “laleczki będą szybciej biegać po ekranie”. Mam bilet do Lwowa na 9:40 i wcale nie jestem spakowany. Zazwyczaj pakuję się minuty przed wyjściem, patent podpatrzyłem u starszego brata. Przed każdym lotem: do Tokyo, Manili, Barcelony, Dubaju pakował się dopiero wtedy, gdy miał już zamówioną taksówkę na lotnisko. Powiem tak, wiele zapożyczonych od niego nawyków jest bardzo pożytecznych. Dajmy na to całkowite odstawienie cukru. 15 lat temu brat przy rodzinnym obiedzie strzelił focha, że on to już nigdy herbaty sobie nie posłodzi. Pomyślałem: osz kurwa, jaka rebelia! I też przestałem słodzić – gdy dziś przypadkiem wezmę łyk skrzywdzonej cukrem kawy, zbiera mi się na wymioty. Anyway, tak jak wpisanie cukru na listę rzeczy przeklętych wyszło mi na zdrowie, tak pakowanie się na ostatni moment już nie bardzo. Zawsze w uberze na dworzec, czy lotnisko przynajmniej jeden “chuj” czy inna “kurwa” poleci. Bo szczoteczka do zębów, bo koszula, bo (najczęściej) ładowarka została w mieszkaniu, wciśnięta w gniazdko. Dlatego przez długi czas myślałem nad tym, jak te pakowanie usprawnić. Ogarnianie tego dzień wcześniej nie wchodziło w rachubę – gdy raz zrobisz to na ostatni moment, już nigdy nie spakujesz się na zapas. Dobrym kompromisem jest lista. Piszesz taką przed snem, a najlepiej cały dzień poprzedzający podróż, dodając do niej kolejne elementy. Gdy rano wstajesz tylko z listy odhaczasz. Myk i spakowanyś, spakowanaś.

Jutrzejszą, dziesięciogodzinną podróż autokarem umili mi Twardoch. Za tą jego “Morfiną” po całej Warszawie biegałem. Sprawdzimy, co tam napisał. We Lwowie czeka mnie dziesięć intensywnych dni szkolenia z wymagającym klientem. Ostatnie cztery dni też miałem szkolenie, co tłumaczy, dlaczego przeciąg jesienne liście na bloga wwiewał – po prostu nie miałem czasu ani energii, a co za tym idzie, ochoty nie miałem, by porządnie przysiąść do klawiatury. Wracam na najwyższe obroty, jeśli chodzi o podbój niewieścich serc. W końcu wiecie, czas spierdala, młodość czeka, nie opłaca się nie rozmawiać z tymi wszystkimi gazelami na szpilkach. Emocjonalnie znów się czuję, jak człowiek naszprycowany grzybami, czy innym LSD. Tak to wygląda, gdy ujarzmisz rzeczywistość, naginając ją, by ci służyła. Na nowo odkrywam znajome emocje, przypominając sobie, jak intensywna może być trzeźwość, gdy nie potrzebujesz ani alkoholu, ani innych wspomagaczy do tego, by czuć się po prostu zajebiście.

Ostatnio często mnie do Lwowa nosi, o wiele częściej, niż to widać na moim Instagramie. Od kwietnia byłem już 5 czy 6 razy. Nie mówię, dlaczego (tak, po części dlatego, że żadna Ukrainka nie założy, kurwa, trampek czy adidasów do sukienki. Co za wieśniacka moda do tej Polski przyszła, dziewczyny młode tak bluźnierczo kalać? Może jeszcze sandały albo gumiaki w kwiatki do kiecek niech laski noszą, przecież to już żadna różnica). Teraz wyjątkowo szkolenie z VIPem, ale wcześniej to zupełnie inna bajka. Dowiecie się z następnej książki. A propos, bardzo ładnie ta pierwsza schodzi. Dzięki za wszystkie ciepłe słowa spływające na moją skrzynkę. Za prywatne wiadomości, smsy i przybite piątki w warszawskich galeriach i klubach. To serio bardzo, bardzo miłe, że część ciebie, kolosalna praca zostaje nie tylko przez czytelników zaakceptowana, ale przede wszystkim zmusza ich do refleksji, wbija w skrajne emocje i po prostu cieszy. Teraz to już wiecie o mnie (prawie) wszystko, a ja nie wiem o Was nic. To niefair, wisicie mi piwo albo dwa. Ewentualnie wino, (koniecznie) półsłodkie. Zgoda?

Ja się zgadzam, więc zgoda.

A właśnie, łapę mi z gipsu wyjęli. Sprawność w niej taka, że mogę sobie nią co najwyżej muchy odganiać, ale będzie dobrze. Jak spytałem lekarza, co sądzi o świeżutkim RTG, na które czekałem jedyne 5 godzin w kolejce składającej się z meneli, żuli i jedynaków z poprawczaka, to przyjrzawszy się z namaszczeniem, stwierdził: “Chyba się zrasta”. No to “chyba” wypada się cieszyć. Z tym poprawczakiem i menelami nie przesadzam, chyba mecz jakiś był. Jeden typ z kołnierzem ortopedycznym wyglądał, jakby przez pomyłkę założył dwa różne szaliki (jak w tym klasyku z syntezatorem mowy Ivona). Gdyby nie slither.io, to bym tam raczej nie wysiedział. A tak człowiek poślizgał robakiem, poślizgał i czas szybciej zleciał.

Przepraszam i w ogóle, ale muszę iść spać, bo nie wstanę. W sensie wstanę, ale zapomnę połowy rzeczy. A tak tylko jedną trzecią.

Dobranoc.

W AUTOKARZE, GODZINA 10:00

 

Nosz kurwa. Otwieram tu laptopa tylko na moment, bo raz że niewygodnie pisać, a dwa że się boję, czy mi nikt tego nowiuśkiego cudeńka nie podpierdoli. Serio. Niby kupiłem bilet na stronie Polonusa, a siedzę w jakimś ukraińskim rzęchu, dziury po kulach z drugiej wojny ledwo taśmą izolacyjną oklejone. Huczy, buczy, niby zaraz pierdolnie. A w środku tak świeże powietrze, no poezja po prostu. Żeby wciągnąć nosem tę stęchłą zawiesinę trzeba podwójnie mobilizować płuca i samego siebie. Raz do wdechu, drugi, by z automatu haftem do tej atrakcji pieszczącej nozdrza się nie dorzucić. Nieopodal siada taki Ukrainiec. No ja jebię, nie mam nic do Ukraińców, niech sobie chłopak siedzi w tych dresach, niech kitra za pazuchą tę Tatrę, jeśli musi wypić. Ale dlaczego, się pytam, dlaczego tak gównem jebać chłopak musi? Czy to jakiś przykaz odgórny jest, się spytam, jak już się pytam? Jak pierwszy raz jechaliśmy z ekipą, identyczna historia była. Wracamy do autokaru po krótkim postoju, ale w mig pojmujemy, że coś nie tak. Patrzymy na ostatnie siedzenie, a tam Ukrainiec się zamenelił i raczy wszystkich smrodem. Żeby jakoś wysiedzieć pobiliśmy wszyscy rekord we wciąganiu tabaki. Na granicy celnik (chyba zaprawiony jakiś, jałowe nozdrza, bo nawet się nie skrzywił) bierze od gościa paszport, taksuje wzrokiem to menela, to jakieś bagaże obok i wypala:

 

– Andrej, a co ty wieziesz?

 

Dwa i pół kilo gówna, na sobie.

 

Dobra, wracamy do rzeczywistości. W nic nie wierzę, ale i tak się modlę, żeby podróż wytrzymać. Do Morfiny. Twardocha będę pochłaniać, zobaczymy czy się wkręci.

 

 

LWÓW, APARTAMENT, GODZINA 22:26

 

Piwo szumi mi w głowie, na spółkę z półsłodkim (nieco kiepskim) winem. Wiem, że chwilę wcześniej pisałem, że trzeźwość jest zajebista. Bo jest. Ale w połączeniu z alkoholem potrafi być jeszcze lepsza.

 

Jakby ktoś się pytał, to “Morfina” dupę urywa, wedle zapowiedzi. Dziś w autokarze 200 stron mi pykło. Chciałbym potrafić pisać aż tak dobrze. Tak się wciągnąłem, że smród, gorąc i wszelkie inne niewygody przestały przeszkadzać. Gdyby nie ta książka, chyba bym nie dojechał. A tak dojechałem.

 

Czekała na mnie na dworcu. Taksówką przecięliśmy centrum, dłonie gorące, moja wpleciona w jej dłoń. Policzek ciepły i zapach słodki. W apartamencie porozmawiać tyci, choć troszkę, dla formalności. Nie da się rozmawiać. Trzeba się rozbierać. Ciało jej spocone, chętne, wilgotne. Wygina się niespokojnie, ściany chłoną piszczenie ciche i głośniejsze, nieoczekiwane jęknięcia. Jestem zmęczony, ale jak czuć zmęczenie w takiej chwili? Nie da się. Fala za falą zatapiamy się w lepkiej, słodkiej rozkoszy. Koniec. Jakby ktoś wyciągnął wtyczkę. Ciężko jeszcze składać zdania, szukając bokserek zataczam się na ścianę, ale trzeba się zbierać. Ona wychodzi, pościel ciepła jeszcze i pomięta, a ja szykuję się na spacer. Łóżko stygnie w apartamencie, a ja stygnę już na zewnątrz.

 

Wychodzę sam. Chłonę ciasne, magiczne uliczki. Kilkaset kilometrów od Warszawy, a świat zupełnie inny. Powietrze jakieś lżejsze, lżej się oddycha. Uśmiech sam wpełza na twarz. Jest ciepło, miasto jest piękne, cudownie zachęca, macane jasnymi halogenami. Skręcam i widzę przed sobą rynek, w oddali. Jest wtorek, a deptak pulsuje masą ludzką. Poskręcaną, kolorową, radosną i żywą. Ktoś gra na gitarze. Za kolorowym, podświetlanym parawanem pary piją wino. Wolność się czuje i młodość, bardziej się moment docenia w mieście takim, jak to. We Lwowie, w królestwie moim. W mojej ucieczce i ukojeniu. Bezpieczny się tu czuję i że wszystko jest dobrze. Nie potrzebuję znajomych, dziewczyny, muzyki, telefonu. Rynek otula mnie ochronną, ciepłą bańką, w której niczego mi nie brakuje. Nie muszę nawet dziś wieczorem pić, ani jeść. Usiadłbym na ławce i też by dobrze było. A jednak piję i jem. Wbijam widelec w soczystego kurczaka, zapijam piwem i wychodzę. Bardziej duszą najedzony, jak zawsze po wizycie w Baczewskim. Po drodze do apartamentu wstępuję po wino. O dobre, półsłodkie proszę – kiepskie dostaję.

 

Te wszystkie piękne, długonogie dziewczyny. Jutro o 15 na lotnisku ląduje mój kursant i zaczynamy szkolenie. Uśmiecham się do tej myśli bardzo ciepło, bo ja po prostu kocham swoją pracę.

 

A jeśli o dzisiejszy wieczór chodzi, to pozostaje jedno tylko pytanie, mocno retoryczne. Pić więcej nieco kiepskiego wina? Pić.

 

No to nalewam.

 

Artykuł Moje królestwo pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/moje-krolestwo/feed 0
Jak poznałem swój ideał? https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak_poznalem_swoj_ideal https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak_poznalem_swoj_ideal#respond Mon, 02 Dec 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=81 Historia ekstremalnie krótkiej znajomości. Bez seksu po pięciu minutach, ale z dużym ładunkiem emocjonalnym. Dziewczyna, którą wspominam do dziś, bo ponad roku nie spotkałem kobiety, która zrobiłaby na mnie tak wielkie wrażenie niespotykanym połączeniem urody, inteligencji i nieokiełznanej seksualności bezwstydnie spuszczonej ze smyczy…

Artykuł Jak poznałem swój ideał? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Historia ekstremalnie krótkiej znajomości. Bez seksu po pięciu minutach, ale z dużym ładunkiem emocjonalnym. Dziewczyna, którą wspominam do dziś, bo ponad roku nie spotkałem kobiety, która zrobiłaby na mnie tak wielkie wrażenie niespotykanym połączeniem urody, inteligencji i nieokiełznanej seksualności bezwstydnie spuszczonej ze smyczy…

Siedziałem sobie w domu, gdy odezwał się do mnie Jazda. W moim ulubionym klubie zorganizowano imprezę Silent Party, miało być sporo ludzi jak na post.

Nie chciało mi się iść, bo ostatnie wyjścia były bezowocne i chciałem zawiesić kluby do momentu, w którym okres postu się skończy i fajne dziewczyny znów wyjdą się zabawić.

Jazda nie dawał jednak za wygraną, a ja nie dałem długo się prosić. Stwierdziłem, że zamiast siedzieć w domu mogę równie dobrze wyjść na miasto i sobie z nim pogadać, jeśli impreza będzie chujowa.

Przy wejściu dostaliśmy z Jazdą słuchawki. Na każdym były trzy kanały: pop, techno i disco polo. W klubie panowała niemal całkowita cisza, tylko w tle leciał leciutki podkład, jak w jakimś pubie. Wszedłem na główną salę i zobaczyłem ludzi ze słuchawkami na głowach, którzy bawili się w najlepsze. Ja swoje miałem zdjęte i obraz przedstawiał się dość żałośnie. Tym bardziej, że w tamtej chwili ludzie na parkiecie nucili pod nosami disco polo.

Rozglądałem się w poszukiwaniu jakiejś ślicznotki, nie znalazłem żadnej. Zapowiadała się kolejna przegadana impreza.

Dzień wcześniej rozmawialiśmy z Nitro o tym, jaka musiałaby być idealna kobieta. Wyszły nam takie podpunkty:

1. wysoka

2. inteligentna

3. oczytana

4. mająca dobre poczucie humoru

5. zadziorna, z charakterem

6. brunetka

7. proste, długie włosy

8. uwielbiająca szpilki

9. długie nogi, idealna klepsydra

10. cycki.

11. fajna, nieco sucza twarz

12. miła

13. drapieżna, wariatka w łóżku, potrafiąca być dominująca, przejmująca kontrolę

14. potrafiąca zajebiście tańczyć

15. znająca swoją wartość, pewna siebie

16. dobry tyłek do klepania

Spojrzałem kolejny raz, znudzonym już wzrokiem na parkiet. Z pomiędzy dwóch przeciętnych lasek wyłoniła się śliczna i niesamowicie zgrabna dziewczyna. Aż nogi się pode mną ugięły, motyle rozproszyły się harcując po brzuchu, przyspieszyło mi tętno. W myślach odhaczałem podpunkty związane z wyglądem. Spełniała wszystkie, z wyjątkiem piersi, które były stosunkowo małe. Długie, czarne i proste włosy spięła w seksowny, wysoki kucyk. Miała twarz suczki, śliczne nogi na szpili, ponętną klepsydrę i tyłek stworzony do klapsów. Tańczyła powoli, wczuwając się w rytm piosenki, której słuchała na słuchawkach.

Założyłem swoje słuchawki i po kolei przełączałem kanały, żeby sprawdzić który najlepiej pasuje do jej ruchów. W końcu znalazłem. Patrzyłem się na nią przygryzając wargę, czując rosnący smutek. Była idealna, ale z buźki wydawała mi się zbyt młoda. Pomyślałem, że to kolejna małolatka.

Jej dużo słabsza koleżanka zeszła z parkietu i podeszła prosto do mnie.

– Cześć. – Spojrzała mi prosto w oczy. – Jak się podoba impreza?

– Nie podoba się – odpowiedziałem.

– Mam na imię Agnieszka. – Wyciągnęła do mnie dłoń. Przedstawiłem się. – Mi też się średnio podoba, ale mam ochotę potańczyć, co ty na to?

– Nie, dzięki – odpowiedziałem. – Nie mam ochoty.

– No chodź, poruszasz się trochę.

– Może później. – Chciałem jak najłagodniej dać jej kosza. Wyszło średnio.

– Wiesz, nie jestem kobietą, która prosi dwa razy. – Odwróciłem w myślach sytuację i uświadomiłem sobie, jak bezcelowe jest zachęcanie do siebie dziewczyny, która właśnie dała Ci zlewkę. Agnieszka nie mogła zrobić dosłownie NIC, by mnie do siebie przekonać. Po prostu mi się nie podobała, koniec tematu.

– Serio, nie mam ochoty.

– Ok. – Poszła sobie.

W tym momencie wszystko się skomplikowało, bo teraz trochę głupio mi było podejść do jej zajebistej koleżanki.

Pomyślałem więc, że zrobię to później, gdy nie będą razem. Rozejrzałem się. Bieda. Bardzo dużo przeciętnych lasek. Zobaczyłem jednak jeszcze jedną godną uwagi. Wow, dwie fajne panienki na cały klub.

Siedziała na loży. Dosiadłem się, otworzyłem usta i zacząłem się produkować. Dziewczyna miała jednak na głowie te pieprzone słuchawki i ani mnie nie usłyszała, ani mnie nie zobaczyła. Wstała i poszła sobie do kibla. Czułem się zażenowany.

Wróciłem do barierki przy parkiecie i zacząłem robić się senny. Rozejrzałem się w poszukiwaniu mojego ideału. Stała nieopodal, też przy barierce. Koleżanki przy niej nie było.

Podszedł do niej jakiś koleś i zaczął nawijać jej makaron na uszy.

Nie ważne, jak trudna by nie była sytuacja, nie zamierzałem pozwolić, by szansa na poznanie mojej ‚idealnej’ dziewczyny przeszła mi koło nosa. Pomyślałem, że czas zepsuć komuś imprezę. Podszedłem do nich. On po lewej, ona w środku, a ja oparłem się o barierkę po prawej i tylko patrzyłem na nią uśmiechając się leciutko.

Koleś do niej mówił, ona go słuchała. Zerkała na mnie jednak co chwilę, zaintrygowana. W końcu ślicznie się do mnie uśmiechnęła, poświęcając mi całą uwagę, już zupełnie zbita z tropu.

– Cześć – powiedziałem. – Jestem Vincent.

– Cześć. – Wyciągnęła do mnie dłoń. – Justyna.

W tym momencie koleś się poczuł i też się jej przedstawił.

– Kamil jestem.

Sytuacja była wręcz komiczna, Justyna przedstawiła nas sobie, niemal wybuchając śmiechem.

Zacząłem z nią rozmawiać. Też nie podobała jej się muzyka w słuchawkach. Mówiła dużo, ale bardzo ciekawie. Koleś stojący obok zaczął się wkurwiać i wcinać w rozmowę. Czuł, że traci grunt pod nogami. Chyba nie lubił konkurencji. Ja miałem to gdzieś, bo nawet nie traktowałem go jako swego konkurenta, więc mogłem rozmawiać sobie z nimi na totalnym luzie. Gdy nie etykietujesz w swojej głowie potencjalnych przeszkód jako przeszkody, to one po prostu przestają istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie. W końcu wziąłem Justynę za dłoń i zbliżyłem się.

– Idziemy na parkiet. – Kątem oka widziałem, że koleś robi się czerwony ze złości i nie wie, jak zareagować. – Chodź.

Pociągnąłem ją, odchodząc poklepała swego adoratora w ramię na pocieszenie.

Ustawiliśmy w słuchawkach wspólny kanał i zbliżyliśmy się do siebie. Pachniała zniewalająco, jej ruchy były miękkie i seksowne. Wtuliliśmy się w siebie. Po jakimś czasie wziąłem ją za dłoń i poszliśmy usiąść na lożę.

Niesamowicie nam się rozmawiało. Okazało się, że Justyna studiuje medycynę i ma 23 lata. Aż mnie zatkało. Ucieszyłem się, że nie jest kolejną małolatką. Powiedziała, że chodzi na siłownię. Miała bardzo fajne riposty i często się śmiała. W myślach odhaczałem kolejne punkty zbliżające ją do ideału.

Justyna miała bardzo dużo do powiedzenia i dobrze się jej słuchało. W końcu znów poszliśmy na parkiet.

Od pierwszych chwil zetknęliśmy się czołami. Urzekła mnie jej pewność siebie i fakt, że patrzyła mi prosto w oczy. W ciągu kolejnych chwil przestałem zwracać uwagę na ludzi dookoła. Tunelowa wizja. Dotykałem jej ciepłego i miękkiego ciała. Uwodziliśmy się wzrokiem, zbliżaniem do siebie ust i oddalaniem.

W końcu delikatnie oplotłem jej dolną wargę moimi ustami. Trwało to sekundę i sprawiło, że zaczęło między nami się gotować. Po chwili znów się pocałowaliśmy. Znów nigdzie się nie śpieszyliśmy i robiliśmy to z wyczuciem. Miała najbardziej miękkie wargi, jakie całowałem. Doprowadzały mnie do szaleństwa.

Gdy wziąłem ją za dłoń i schodziliśmy z parkietu moje serce biło bardzo szybko, a sam oddychałem, jakbym właśnie wbiegł na czwarte piętro po schodach. Usiedliśmy, pocałowałem jej szyję, zacząłem ssać ucho. Wróciliśmy do rozmowy. Byłem w środku zdania, gdy wzięła moją twarz w dłonie i wpiła się w moje usta.

Tym razem całowaliśmy się zatracając się w tym bez reszty.

Znów parkiet. Tańczyliśmy ocierając się o siebie, już dawno stał mi na baczność. W końcu zatrzymałem się, jedną dłonią złapałem ją z całej siły za włosy, drugą dotknąłem twarzy, przyciągnąłem do siebie i zacząłem namiętnie całować.

Gdy oderwaliśmy się od siebie Justyna dyszała przygryzając wargę.

– Masz wielkiego plusa – wyszeptała mi do ucha muskając szyję miękkimi wargami.

– Za co?

– Za to, co przed chwilą zrobiłeś.

Jakiś czas później staliśmy przy barierce. Rozmawialiśmy o czymś, gdy popchnęła mnie w stronę filaru, przywarła do mnie całym ciałem i zaczęła całować moją szyję. Po plecach przeszły mi ciarki. Myślałem, że oszaleję. Kolejny punkt odhaczony.

Wziąłem ją za dłoń, wyprowadziłem z sali z parkietem i zdecydowanie przyparłem do ściany w miejscu, gdzie było zgaszone światło i nikogo nie było. Gdy skończyłem ją całować, cała dyszała, jakby miała dostać ataku serca. Wtuliliśmy się w siebie, ścisnąłem jej idealne pośladki.

– Tak dawno nie uprawiałam seksu – wydyszała mi prosto w ucho. – Na 8 mam codziennie praktyki w szpitalu, później studia, wracam do domu po 20 i jeszcze muszę się uczyć… Oglądam porno. Dużo, wiesz? Aż wstyd się przyznać. To smutne, nie robię tego bo lubię, tylko dlatego, że nie mam alternatywy. Mam nawet swój ulubiony filmik.

W tym momencie obróciła mnie i tym razem ona mnie przyparła do ściany. Złapała za nadgarstki, żebym nie mógł się bronić, przywarła do mnie całując mnie i dotykając mojego krocza.

– Z kim mieszkasz? – spytałem.

– Sama.

– Jedziemy do ciebie. Teraz.

W tym momencie Justyna zrobiła zrezygnowaną minę.

– Idiotka ze mnie. – Złapała się za głowę. – Pamiętasz moją koleżankę, co do ciebie podchodziła? Spytała mnie, czy może dziś u mnie nocować i się zgodziłam. Gdybym tylko wiedziała, że spotkam kogoś takiego jak ty…

Wtedy nie wiedziałem jeszcze tego, co wiem teraz. Byłem za mało wytrwały i po prostu dałem w tym momencie ciała. Z perspektywy czasu uważam, że gdybym odpowiednio z nią porozmawiał i podjął parę zdecydowanych kroków (czyt. zadecydował za nią) to wyszlibyśmy w tym momencie z klubu. Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny i później wyniosłem z tej sytuacji parę wniosków, które pozwoliły mi nie popełniać podobnych błędów w przyszłości:

 

1. Słuchaj, co kobieta mówi, ale z przymrużeniem oka. Gdy powie ‚nie’, spytaj znowu. Za drugim lub trzecim razem odpowiedź może brzmieć ‚tak’.

 

2. Gdy masz rozgrzaną kobietę w klubie to zamiast błąkać się z nią po nim, postaraj się go jak najszybciej z nią opuścić. Jeśli nie masz zamiaru uprawiać z nią tej nocy seksu to NIE PRZEGRZEWAJ jej, skup się raczej na takich rzeczach jak zaufanie, pokazanie, że jesteś ciekawym facetem.

 

3. Gdy jest problem z koleżanką (blokuje przed opuszczeniem klubu), porozmawiaj z dziewczyną, którą podrywasz. Powiedz jej, jak się przy niej czujesz, zapewnij, że może Ci ufać i poproś ją, by sama załatwiła problem koleżanki-przeszkadzajki. Niech rozegrają to między sobą. Jeśli mają dobrą relację, powinno się udać.

 

4. Jeśli planujesz uprawiać z dziewczyną seks, nie ważne czy tej samej nocy, czy rozłożysz to na randki, ZAWSZE komunikuj jej, jakie jest Twoje podejście do seksu, seksualności, kompleksu madonny-ladacznicy (będę o tym mówił więcej na drugiej edycji The Red Pill)

Pomizialiśmy się jeszcze, wrócilismy na salę. Dużo rozmawialiśmy. Później, podczas tańca z nią tak się wczułem, że spadły mi słuchawki i się rozjebały.

Jakiś czas później stałem przy barierce próbując je naprawić. Wziął je ode mnie jakiś koleś. Okazało się, że to organizator imprezy.

– Już takie były jak dostałem – próbowałem walić ściemę.

– Nie, nie… nie były takie – powiedział patrząc na mnie i delikatnie się uśmiechnął. – Upadły ci, jak tańczyłeś z tamtą zajebistą laską.

– No dobra – przyznałem zrezygnowany. Nie miałem przy sobie pieniędzy, a musiałem zapłacić pięć dych. Na szczęście uratował mnie Jazda.

Stałem przy barierce, Justyna tańczyła na parkiecie poniżej. Zbliżyła się w seksownym tańcu. Wychyliłem się przez barierkę i ją pocałowałem. Wymieniliśmy się numerami. Uprzedziła mnie, że serio ma mało czasu i ciężko będzie się spotkać. Wiedziałem, że małe są szanse, że coś z tego wyjdzie. Ta sytuacja aż prosiła się o finisz w łóżku tej samej nocy.

Gdy już byłem z Jazdą w szatni, przybiegła jeszcze raz się ze mną pożegnać. Nie chciałem jej jeszcze zostawiać, ale rano miałem rozmowę kwalifikacyjną.

W końcu opuściliśmy z Jazdą klub.

Nigdy więcej jej nie spotkałem. Podczas analizy sytuacji skupiłem się bardziej na seksie, ale prawda jest taka, że od tego wieczoru minęło sporo czasu, a ja wciąż co jakiś czas wracam do niego myślami, mimo że nie wylądowałem z Justyną w łóżku. Bo tak na prawdę w interakcji z kobietą liczy się dla mnie coś więcej. Chemia, połączenie, emocje jakie sobie przekazujemy. Bzykanie to skutek uboczny. Gdy myślę o nocach, kiedy uwodziłem dziewczyny, lecz bez tej całej otoczki, tej ‚magii’, a był seks to czuję, że czegoś po prostu tam zabrakło. Wszystko było suche, niemal mechaniczne. Masturbacja drugą osobą, to chyba dobre określenie. Dlatego poznając dziewczyny szukam tunelowej wizji, chcę się w interakcji zatracić i przeżywać niesamowite chwile, które będę długo wspominał, sytuacje rodem z filmów. 

Artykuł Jak poznałem swój ideał? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak_poznalem_swoj_ideal/feed 0