hipokryzja – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Ty też możesz być ekspertem, czyli za co nie lubię blogerów https://v1ncentify.prohost.pl/post/tez-mozesz-byc-ekspertem-czyli-lubie-blogerow https://v1ncentify.prohost.pl/post/tez-mozesz-byc-ekspertem-czyli-lubie-blogerow#comments Mon, 22 Oct 2018 15:27:34 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3683 Zmarnowałem dziś dobrą godzinę snu na czytanie polskich blogerów.

Artykuł Ty też możesz być ekspertem, czyli za co nie lubię blogerów pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Zmarnowałem dziś dobrą godzinę snu na czytanie polskich blogerów.

Ja pierdolę.

Wiecie, jak to jest. Wracam z imprezy, trochę zrobiony. Jeszcze nie spać, to może coś napisać? Więc siadam, odpalam edytor, skrobię trzy szkice tekstów, może coś z tego trafi na bloga. Później wciąż nie chce mi się spać. Żółta lampka z Ikei rozlewa się na ścianie pomarańczowym światłem, to światło pada na okładkę mojego Kindla. Palahniuk kusi. Chcę go czytać, wciągnąłem się. Invisible Monsters może i ma fabułę kalkowaną z Fight Clubu, ale wciąż czyta się to znakomicie.

Wtedy podejmuję najgorszą możliwą decyzję.

Zamiast wyłączyć laptop i zaszyć się w łóżku, ja wstukuję w przeglądarkę adres bardzo znanego bloga. Nie czytam blogerów (z przyczyn, o których przeczytasz niżej), ale raz na pół roku wchodzę przeklikać te bardziej znane witryny.

Do rzeczy: gościa czyta cała Polska, gość pisze o relacjach, a jak na dłoni widać, że zna się on na kobietach równie dobrze, co ursynowski menel na ekonomii. Dlaczego cała Polska nie widzi, że facet się nie zna? Bo po pierwsze dobrze pisze i działa efekt aureoli, dzięki czemu może sprzedać się w internecie jak chce, a po drugie ludzie chuja się znają na relacjach damsko-męskich, taka smutna rzeczywistość. Myślenie statystycznego człowieka wygląda tak: skoro coś mądrze brzmi i logicznie trzyma się kupy – musi być prawdą.

Prawdą jest, owszem. Konkretniej powszechną jej odmianą – gównoprawdą.

Kiedyś jeszcze częściej wchodziłem na polskie blogi poświęcone relacjom, żeby się z nich pośmiać. Dziś najzwyczajniej w świecie takie zjawisko mnie wkurwia.

Filmy, książki, blogi, wszędzie pseudoporady dotyczące spraw damsko-męskich tak dalece oderwane od rzeczywistości, że można by posądzać ich autorów o pochodzenie pozaziemskie.

Młody facet w dzisiejszych czasach nie ma absolutnie żadnego przykładu poprawnego postępowania z kobietami (czy miał kiedykolwiek?). Wszędzie dookoła kłamstwa, same kobiety tutaj ciężko winić o brak sprostowania przeróżnych bredni, bo:

Po pierwsze, same często nie wiedzą, jak działają lub powinny działać relacje.

Po drugie, muszą grać kartami rozdanymi przez społeczeństwo i głośno nie mówić o tym, jak wygląda rzeczywistość, żeby nie otrzymać stempla z najczęściej wymawianym polskim słowem w mowie potocznej.

PROSZĘ PAŃSTWA, SZAMBO WYLAŁO

Powszechny dostęp do internetu wyzwolił ludzkość. Wydobył z ciemnoty, otworzył dostęp do cyfrowego oceanu wiedzy. Jednocześnie jednak dał wszystkim narzędzie do dystrybucji informacji, więc zrobił się tu niezły burdel. W dzisiejszych czasach najcenniejszą umiejętnością jest selekcja przyjmowanych z sieci danych. Jak często oglądając film na YouTube, czytając artykuł, zadajesz sobie podstawowe pytania:

Czy autor filmu / artykułu jest kompetentny w tym, co mówi?

Jeśli uważam, że jest kompetentny, to… dlaczego tak uważam? Z powodu dobrej prezencji, doboru słownictwa, płynności wypowiedzi, przekonania, z jakim stawia puentę za puentą? Czy to wystarczające atrybuty do tego, by z całym przekonaniem stwierdzić, że podawane przez tę osobę informacje są rzetelne i niewyssane z dupy?

Znajdujemy się w erze informacyjnego chaosu. W samym epicentrum tornada danych. Albo selekcjonujesz wiedzę, starasz się krytycznie myśleć albo Twoje życie staje się wypadkową przeciętności o zabarwieniu papieru toaletowego.

W internecie publikuję od 2010 roku. Wpisy, przemyślenia, filmy. Prawdziwie dumny jestem z tego, że absolutnie nigdy nie wypowiedziałem się na temat, o którym nic nie wiem. Nigdy nie usłyszysz ode mnie “wydaje mi się”, “myślę, że”. Informacje niepoparte osobistą praktyką po prostu nie przechodzą mi przez gardło, a palce nie chcą uderzać w klawiaturę. Zastanawiające, że podobne nastawienie nie jest ogólnym standardem.

Każdego dnia, o każdej porze komuś coś się wydaje. Ktoś posiada opinię, najczęściej niepopartą niczym. I czuje niepowstrzymaną chęć, by się swoimi wydmuszko-przemyśleniami dzielić ze światem. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że czasem te złote porady rzeczywiście, wynikają z jakichś doświadczeń. Czyli: gość miał dwie, trzy sytuacje na podstawie których buduje generalizację i z których wyciąga objawione wnioski.

Szczerze? Nie ruszałoby mnie to w ogóle, gdyby zjawisko dotyczyło innych sfer, niż relacje damsko-męskie.

Kiedyś byłem niepewny siebie, a moje pojęcie o dobieraniu się przez ludzi w pary ograniczało się do romantycznych uniesień – czyli tego, czym nakarmiła mnie popkultura. Natomiast wiem dobrze, jak szkodliwa może być dla psychiki młodego faceta dezinformacja nie tylko dlatego, że sam jej doświadczyłem. Od ponad 5 lat spotykam się z facetami na szkoleniach i widzę na własne oczy ponure żniwo tornada nieselekcjonowanych gówno-danych. Bezsensownych porad udzielanych przez pseudotrenerów oraz blogerów, którzy pisać powinni o wszystkim, tylko nie o relacjach. W szczególności parę lat temu panował wysyp ‘ekspertów’ piszących o dupach, bo było to bardzo modne i poczytne. Goście podawali się za reinkarnację Casanovy, tylko z dwukrotnie dłuższym chujem o zwielokrotnionej sile rażenia (większość tych blogów już dawno padła, jeden trzymał się zaskakująco długo, ale jak widzę ostatnio autor zamieścił tam ostatni, pożegnalny wpis – cóż za ulga!).

Niestety, podobny wysyp wiedzy rzetelnej-inaczej panuje obecnie na YouTube.

Te ‘autorytety’ robią innym krzywdę. Mój znajomy mawia “kopałbym po ryju takich ludzi”. Zastanawia mnie, czy kopanie zmieniłoby cokolwiek. Efektem dezinformacji są mężczyźni zakompleksieni, w depresji, bez żadnych efektów na polu relacji damsko-męskich, powtarzający raz za razem te same błędy. Ludzie oszukani tak bardzo, że porównać ich można do myszy próbującej po ciemku opuścić labirynt.

Tworzący słabe związki, tkwiący w toksycznych relacjach, zachowujący się skrajnie nieatrakcyjnie.

Jak to jest, że naganna jest kradzież, (coraz częściej) zaznaczanie głośno zdania niepoprawnego politycznie, ale kłamstwo jest już jak najbardziej w porządku? Czy bohaterowie dzisiejszego wpisu, kłamiąc czują jakiekolwiek wyrzuty sumienia? Czy może przywykli do pisania / nagrywania bzdur tak bardzo, że nie robi im to żadnej różnicy?

Z drugiej strony, założę się, że w grubej większości są to osoby z rozdmuchanym ego, żyjące w wirtualnym świecie, sprintem uciekające od prawdy na swój temat.

Niech uciekają, pompują ego, wydłużają fiuta. Tylko mogliby przy okazji przestać wykorzystywać do tego innych ludzi.

Artykuł Ty też możesz być ekspertem, czyli za co nie lubię blogerów pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/tez-mozesz-byc-ekspertem-czyli-lubie-blogerow/feed 8
Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent#comments Tue, 15 May 2018 12:37:51 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3403 Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu "musisz zapierdalać", "codziennie dawaj z siebie sto procent". Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień - przynajmniej na instagramie i snapie.

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu “musisz zapierdalać”, “codziennie dawaj z siebie sto procent”. Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień – przynajmniej na instagramie i snapie.

Później patrzysz na swoje życie. Przypominasz sobie poranek, kiedy kompletnie nic Ci się nie chciało. Odpuszczony trening na siłowni, olana dieta na rzecz pizzy o 3 w nocy i o jedno wino za dużo, mimo że alkoholu miało już nie być. Patrzysz wtedy na te wszystkie powiadomienia, te wszystkie mini-filmiki na tablicy, które piorą Ci mózg. Sugerując się mediami społecznościowymi można szybko dojść do wniosku, że wszyscy dookoła są idealni, tylko nie Ty. Że z Tobą coś nie tak. Każdy tak zapieprza, każdy z tak podkręconą czakrą motywacji, że przy nich wyglądasz jak rozczochrany pajac. I mimo tego, że w głębi duszy ktoś sepleniąc szepcze Ci “jesteś diamentem”, to jakoś coraz mniej w to wierzysz.

Fit laski na insta są tylko i wyłącznie fit. Fit laska nie zrobi Ci fotki, jak wdupia kiełbasę na ognisku, ani jak trzyma zimnego browara zamiast białkowego szejka. Motywacyjny kołcz nie wstawi zdjęcia ze zmiętolonego łóżka, z którego nie jest w stanie wygrzebać się od godziny, ani nie pochwali się, że akurat jest wkurwiony i owszem – czuje wenę – ale tylko do tego, by spuścić wpierdol świadkom Jehowy.

 

Internet to tylko wycinek życia. Ten idealny wycinek, który chcesz zaprezentować światu. Bardzo często jest to nawet wycinek, który absolutnie nie istnieje. To tylko scenografia i aktor, ustawieni idealnie tylko po to, by pstryknąć zdjęcie i wywołać w Tobie poczucie, że nie ogarniasz życia i bez przewodnika to się w miejskiej dżungli nie odnajdziesz.

Celem dzisiejszego wpisu nie jest oddanie Ci w ręce wygodnej wymówki pod tytułem “mogę się opierdalać, bo nawet moje autorytety się opierdalają”. Nie.

Celem jest uzmysłowienie Ci, że każdy ma czasem gorszy dzień. I gdy ten gorszy dzień Cię dopadnie nie wolno się biczować i generować sobie negatywnych emocji. Daj sobie przyzwolenie na bycie człowiekiem, bo z całą pewnością ludźmi nie są Twoje autorytety z insta i fejsa. To tylko marketing i tak je traktuj. Jeśli dają Ci fajną motywację i zastrzyk energii to super, wykorzystaj te zasoby. Ale nigdy nie popadaj w skrajność i pamiętaj o tym, że nie są do końca prawdziwe. To tylko obrazki ludzi – nie ludzie.

Masz prawo czuć się gorzej. Czasem idę na siłownię i po prostu nie jestem w stanie dać z siebie 100%, bo nie mam energii. Zmniejszam wtedy ilość serii lub ciężar. Rozumiem siebie i to, że po prostu zdarzają się gorsze dni. Zamiast panikować dostosowuję się ze świadomością, że prawdopodobnie kolejny trening będzie lepszy. Są momenty, gdy siadam przed laptopem i nie jestem w stanie nic napisać przez kilka długich godzin. Akceptuję to i zajmuję się czymś innym (nagradzając się jednocześnie w myślach za to, że spróbowałem). Mam sesje nagrywania vlogów, gdzie stoję przed aparatem i powtarzam po raz dziesiąty ten sam punkt, nie mogąc wbić się we flow. I to nie jest tak, że wcześniej chlałem bądź się nie wyspałem. Po prostu w ten konkretny dzień mózg odmawia posłuszeństwa i ja to rozumiem. Przestaję wtedy wymagać od siebie niemożliwego. Jeśli nie goni mnie deadline, przekładam nagrywanie na kolejny dzień. Jeśli mnie goni to po prostu nagrywam materiał tak dobrze, jak jestem w stanie to zrobić w obecnym stanie i siadam do produkcji. Oczywiście wiem, że nie jest to idealne, że najprawdopodobniej w dowolny inny dzień zrobiłbym to kilka razy lepiej – ale w produktywności nie chodzi o to, by cały czas robić wszystko na 100%, tylko o to, by robić. Nie mówię tutaj o generowaniu chałtury, po prostu najczęściej tam, gdzie wydaje nam się, że daliśmy dupy, odbiorca nie widzi aż tak dużej różnicy. Ostatecznie przecież nie liczy się to, czy realizujemy swoją wizję w najdrobniejszym nanodetalu, tylko czy udało nam się przekazać główny rdzeń.

Proponuję odrzucić presję idealności. To prawda, trzeba trzymać się za mordę, bo w innym wypadku pogrążymy się w lenistwie i bierności. Potrzebujemy konkretnych założeń, listy w todoist, priorytetów – narzędzi, dzięki którym krok po kroku każdego dnia realizujemy swoją wizję. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli na przestrzeni miesiąca trzymasz się swoich nawyków i realizujesz postanowienia, ale kilka razy zdarzy Ci się potknąć – nic się nie stało. Mania idealności tworzy przekonanie, że albo potrafisz być superczłowiekiem 24/7 albo nie powinieneś zabierać się osiąganie wyznaczonych celów, bo po prostu się nie nadajesz.

 

Prowadzi to do zbyt dużej presji, wkurwienia i wypalenia, a przede wszystkim nie ma absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, w której wszyscy się poruszamy.


BEKA Z SERII: MUSIAŁEM

Tragedia fanki Apple. Kupiła wymarzonego MacBooka, chciała przylansować się z równie dżezi workplace jako znana influencerka, ale niestety w Białymstoku nie ma Starbucksa.

Pytanie do widowni. Influencerka nosi czapkę, bo:

a) unika kontaktu wzrokowego z biednymi ludźmi

b) nie chce, by ktoś ją rozpoznał i puścił plotkę, że influencuje z byle Costy

c) czapki są nawet bardziej dżezi od workplace

 

Do wygrania pusty kubek po kawie. Zwycięzca zostanie wyłoniony z komentarzy. 

 

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent/feed 1
Darowałem sobie cmentarz https://v1ncentify.prohost.pl/post/darowalem-sobie-cmentarz https://v1ncentify.prohost.pl/post/darowalem-sobie-cmentarz#respond Wed, 01 Nov 2017 14:05:54 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3170 Po raz pierwszy w życiu darowałem sobie wystawanie na zimnie, zdzieranie kciuka na kole zapalniczki, zapach palonej siarki i sztuczny small talk z przypadkowo spotkanymi członkami rodziny.

Artykuł Darowałem sobie cmentarz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Po raz pierwszy w życiu darowałem sobie wystawanie na zimnie, zdzieranie kciuka na kole zapalniczki, zapach palonej siarki i sztuczny small talk z przypadkowo spotkanymi członkami rodziny.

Ludźmi dziwnymi, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego, a z którymi łączy mnie jedynie nazwisko. Przed którymi zwykłem uciekać, klucząc w labiryncie nagrobków obłożonych kwiatami, wieńcami i czerwonymi zniczami. Potykając się o marmur, wciągając lodowate powietrze.

Najkrótszy limit cierpliwości od zawsze mam na hipokryzję. Sztuczne uśmiechy, podszyte jadem pytania i machinalne cmokanie powietrza wokół różowych od mrozu policzków. Smród tanich perfum i nieudolne próby równie tanich manipulacji. Używać słów trzeba umieć, w szczególności, gdy mają Ci służyć za sztylet. W przeciwnym wypadku jesteś jak ten idiota, który nie dostrzega własnej głupoty – przez co sam nie cierpisz, ale cierpią wszyscy wokół.

– Pomódl się. – Tę komendę też sobie w tym roku darowałem.

Nie tylko nie rozumiem koncepcji modlitwy, ale przede wszystkim założenia, że istnieje jeden, słuszny sposób myślenia o zmarłych, pielęgnowania pamięci o nich. Religia posiada monopol na wiele rzeczy, ale z całą pewnością nie na zdrowy rozsądek. W powszechnie rozumianym katolicyzmie większe znaczenie ma nie to co konkretnie czujesz, tylko jakie rytuały odbębniasz. Czyli tak jak w naszym poronionym systemie edukacji – nie liczą się Twoje starania, a jedynie efekt końcowy. Nieważne, że na egzaminie ściągałeś, ważne że nie dałeś się złapać i dostałeś 5.

Przyszedłeś na nagrobek i się nie przeżegnałeś? Błąd. Postałeś nad nagrobkiem, ale nie mruczałeś przy tym konkretnych słów? Błąd. Nie liczy się to, jak pielęgnujesz pamięć o tych, którzy odeszli. Co czujesz, gdy o nich myślisz. Liczą się bzdury i procedury, czyli na przykład KIEDY o nich myślisz. Bo możesz mieć cały rok konkretnie wyjebane, ale jeśli ten jeden raz w listopadzie zmusisz się do pójścia na cmentarz i od niechcenia odbębnisz parę rytuałów, to wszystko jest cacy i nie masz sobie nic do zarzucenia.

Nie potrzebuję jeździć na cmentarz. Bliskie osoby, które straciłem są na wyciągnięcie metaforycznej dłoni, zawsze w pamięci podręcznej. Kolorowe wspomnienia wywołujące ciepłe i nieco melancholijne emocje. Na pozór mało znaczące chwile, które po latach nabrały znaczenia oraz uczuciowego ładunku. Niby drobne rzeczy, o których nigdy byś nie pomyślał, że zapamiętasz. Takie stopklatki, składające się na pamięć o ważnej dla Ciebie osobie. Ja o nich nie zapominam, ale mam wrażenie, że “głęboko religijni ludzie” zapomnieli i pomylili Księżyc z jego odbiciem na tafli jeziora. Że zatracili się trochę w swoich obrzędach, spłycając ich znaczenie – odbębniając rzeczy z ‘check-listy’. Kupić kwiatek, zapalić znicz, pojawić się pierwszego w konkretnym miejscu (i naprawdę gorliwie się modlić, by nie spotkać przy okazji jakiejś wyjątkowo niechcianej męczybuły).

Czasem czuję silną potrzebę wspominania tych, którzy odeszli. Czasem z kolei kompletnie nie czuję nic – a najczęściej tak mam właśnie 1 listopada. Może wynika to z lekko buntowniczej natury i tego, że nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić lub co gorsza jak i co czuć. Nie potrafię wzruszyć się na komendę i uważam, że wcale nie o to tutaj chodzi. Każdy przeżywa swoje emocje na własny sposób i w różnych cyklach. Są momenty w życiu, kiedy rzeczywiście intensywnie myślę o dziadku, o babci. To chwile, kiedy tego potrzebuję. Są też długie miesiące, gdy pamięć o nich jest gdzieś na peryferiach świadomości, ale niekoniecznie chcę na te peryferie się zapuszczać. Nie ma w tym absolutnie nic złego.

Sami nadajemy znaczenie myślom, gestom, słowom. Wcale nie uważam, że ktoś tu ma prawo do monopolu na prawdę. Pamiętam i pielęgnuję pamięć o zmarłych na swój sposób, który mi odpowiada i jest mi bliski. Jeśli ktoś utożsamia to z konkretnym obrzędem, robi z niego formę ekspresji, nie ma w tym rzeczywiście nic złego – tak długo, jak nie mówi innym, w jaki sposób mają przeżywać coś tak intymnego, jak strata bliskiej osoby.

Amen?

Artykuł Darowałem sobie cmentarz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/darowalem-sobie-cmentarz/feed 0
Dlaczego moja żona nie będzie Polką? https://v1ncentify.prohost.pl/post/dlaczego-moja-zona-nie-bedzie-polka https://v1ncentify.prohost.pl/post/dlaczego-moja-zona-nie-bedzie-polka#respond Sat, 08 Oct 2016 15:52:40 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1882 Ostatnio na fanpage odświeżyłem wpis "Dlaczego moja żona będzie Ukrainką". Zrobiłem to z dwóch powodów.

Artykuł Dlaczego moja żona nie będzie Polką? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Ostatnio na fanpage odświeżyłem wpis “Dlaczego moja żona będzie Ukrainką”. Zrobiłem to z dwóch powodów.

KLIK

Pierwszy był taki, że chciałem nieco przetrzepać grono moich fanów i oczyścić je z przypadkowych osób, które polubiły bloga na zasadzie łapanki – czy to z reklam, które puszczam na Fejsie, czy wpisów, które idą viralem. Niektóre kobiety mają to do siebie, że w świecie social mediów wpierw coś lajkują, piszą komentarz, wrzucają na tablicę swoją i trzech najlepszych psiapsiółek, a dopiero później czytają (lub nie…).

Takich osób tutaj nie chcę. Nie chcę przypadkowych, niedzielnych czytelników. Nie chcę ludzi, którzy napływają dla chwytliwego tytułu, czy obrazka i zamiast wgryźć się w treść i styl bloga po prostu zostawiają mi lajka na FB. Ten blog nie jest również miejscem dla ludzi z zaślepkami na oczach i nie dającym się przeinstalować, starym oprogramowaniem. Nie potrzebuję tutaj osób, które nie rozumieją, że w Polsce mamy jeszcze coś takiego, jak wolność słowa. Nie zamierzam też przed każdym wpisem zamieszczać  wielkimi literami napisu: “MOIM ZDANIEM”. Niemile widziane są osoby, które nie potrafią prowadzić racjonalnej dyskusji popartej rozumieniem czytanego tekstu.

Po prostu debili tutaj nie chcę.

Drugi powód – chciałem zobaczyć, czy tekst rozpęta podobny ból dupy, co parę lat temu. I tutaj, drogie niewiasty, nie zawiodłyście mnie po raz drugi. Pod tekstem na fejsie musiałem usunąć i trwale zbanować kilkanaście dziewcząt, które z żarliwością prezentowały najlepsze cnoty Polek – zawiść, brak kultury, ubytki w rozumieniu czytanego tekstu. Obrażając przy tym mnie, innych komentujących, używając wulgaryzmów. Well done. Właśnie za to was kochamy. Udowodniłyście, że wcale nie jesteście tymi Polkami opisanymi w tekście! Jedyne, czego żałowałem, to że zapomniałem do całego spektaklu zafundować sobie popcorn.

Przynęta połknięta, rybki wyselekcjonowane, to teraz rybki – sio z akwarium.

Wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? Że wbrew pozorom wpis polubiła cała masa kobiet. Tych normalnych, z dystansem do siebie. Tych, które nikomu nie muszą udowadniać swojej wartości za pomocą wyzwisk i krzykliwych komentarzy. Tych, które tekstem nie poczuły się urażone, bo:

  • albo tekst ich nie dotyczy (ale są świadome zjawiska)
  • albo zmotywował je do kilku przemyśleń.

 

Dla takich kobiet chcę pisać, dzielić się doświadczeniami. Cała reszta powinna już teraz zamknąć tego bloga i odlajkować go na fejsie.

 

Kiedyś pisałem:

Dlaczego poczułyście się urażone, gdy powiedziałem, że Polki bardzo odstają w mentalności od Ukrainek? Przecież ja nie obrażam się, gdy kobiety w kółko powtarzają: „faceci w tym kraju są do niczego”. Nie obrażam się, bo taka jest prawda! W grubej większości faceci w tym kraju nie mają niczego ciekawego do zaoferowania, mają zerowe pojęcie o ubiorze i nie potrafią przyjść na randkę bez trzęsących się nóg. Nie są ciekawi i nie potrafią prowadzić interesującej rozmowy, takie są fakty. Ale zamiast ich bronić wymagam więcej od siebie, przez co jestem bardziej wartościowy nie tylko dla kobiet, które spotykam na swej drodze, ale PRZEDE WSZYSTKIM dla własnego odbicia w lustrze.

 

Co rozbawiło mnie niesamowicie to obszary, na których skupiały się kobiety atakując tekst, mnie i innych facetów w komentarzach:

  • wygląd fizyczny Polek, a Ukrainek
  • wygląd facetów w Polsce (czyli odbijanie piłeczki, ale wciąż jesteśmy przy wyglądzie)
  • stereotypy na temat Ukrainek (“a one z PEWNOŚCIĄ po ślubie XYZ”, “one OCZYWIŚCIE lecą na obcokrajowców i tylko dlatego tak się starają”, “chodzi im TYLKO o paszport UE”)

 

Jakie to płytkie. Dupa, cycki, stereotypy – i że niby facet to świnia? Muszę przyznać, że momentami byłem zszokowany powierzchownością komentujących, kompletnym brakiem argumentów i pominięciem SEDNA mojego tekstu, tak jakby cały artykuł traktował o długości czyichś nóg. Pieniaczki zafundowały sobie auto-pojazd, który stał się świetnym uzupełnieniem tamtego tekstu, podkreślając przy tym, jak bardzo aktualny jest – mimo tych 2,3 lat od publikacji.

 

 

Dlaczego żadna z komentujących nie broniła Polek w najważniejszych sferach, takich jak kobiece ciepło, otwartość, szczerość (brak gierek), ciekawość świata i pasje? A jeśli już jakiś komentarz się trafił, to w formie prześmiewczej, tak jakby te cechy były czymś wstydliwym, złym. We łbach się niektórym poprzewracało. To piękne rzeczy i powinno się je pielęgnować. Z drugiej strony, założę się, że gruba większość komentujących nie tylko nigdy nie była na Ukrainie, ale też nie poznała wystarczającej ilości tamtejszych kobiet, żeby w ogóle wypowiadać się w temacie.

 

Już na zakończenie, bardzo fajny komentarz do całej sytuacji zostawiła Dagmara:

 

Po przeczytaniu wysłałam tekst koleżance. Po chwili ostałam odpowiedź: “Hahahha, Śmieszny.” Zdziwiło mnie to, ponieważ dziewczyna po każdej porażce w sprawach damsko-męskich zastanawia się co robi nie tak. Jak prawdopodobnie my wszystkie. Odpisałam: “Co w tym śmiesznego? Mi tekst dał do myślenia”. Ona na to: “A mnie zdołował”. Zaciekawiona przesłałam kolejnej, która uważa się za chętną do samorozwoju. Reakcja typu “Nie chcę mi się tego czytać”. Kolejna “Ja znam swoją wartość, więc po co mi czytać teksty jakiegoś faceta, który jedynie co robi, to ocenia”. Więc chyba powinieneś dodać kolejną cechę: Opór przed krytyką i samorozwojem. Sama czytając tekst kolejny raz (wcześniej przy tekście o dziewczynie, która zerwała kontakt przez flirt z koleżanką na Badoo) pomyślałam sobie: “Kurcze, ma rację”. Przemyślałam ile razy zrywałam kontakt, kiedy wiedziałam, że będę tego żałować, ale przecież “zasługiwałam na coś lepszego”. Kiedy myśląc o swojej wartości i rzeczach, które chce osiągnąć rezygnowałam. Nie chcę stwierdzić, że Polki nie mają nic do zaoferowania. W ogóle nie chcę brać pod uwagę narodowości. Jestem świadoma swoich pozytywnych cech i osiągnięć, które zapewne wiele osób uznałoby za znaczne, jednak dla masy innych są czymś zupełnie naturalnym i niczym wyjątkowym.

 

Chciałam opisać problem Polek, z który też kiedyś mnie dotyczył. Otóż nie potrafimy wyjść z inicjatywą i okazać zainteresowania. Jesteśmy przerażone, samą myślą, że mężczyzna może uznać nas za zainteresowane w jakikolwiek sposób. A przecież na tym to wszystko polega.

 

Analizując teraz moje zachowania – z nie z jakiejś bardzo odległej przeszłosci, zauważam ile błędów popełniłam i ile relacji ucięłam, dlatego, że uznałam, że ktoś mnie nie szanował, czy nie doceniał, kiedy nawet nie zdążyłam swoich wartości pokazać. Ze strachu przed wykorzystaniem, skrzywdzeniem nie potrafilam nawet zdobyć się na ciepło. Nie wiem czy teraz potrafię, ale przynajmniej widzę jak wiele tekstów “niezależnych kobiet” i pseudofeministyczych wywodów jest tylko budowaniem muru, ze strachu. Polki boją się pokazać, że chcą czułości i są zainteresowane, by ktoś nie uznał je za słabe. A przecież każda kobieta jest na swoj sposób krucha i wrażliwa.

 

Bardzo dobry tekst i skłania do myślenia. Nie o pochodzeniu czy kulturze jako czynniku wartościującym, ale nad tym co sprawia, że gramy w te gry, udajemy, gdzie całkiem blisko, kobiety mają odwagę by funkcjonować inaczej. Dzięki za inspirację 🙂

 

 


 

 

Ponad połowa użytkowników bloga to Czytelniczki i bardzo dobrze. Dziewczęta są tu zawsze mile widziane – ale tylko takie, które:

  • lubią siebie, bo nad sobą pracują
  • czują się wartościowe i rzeczywiście takie są
  • chcą się rozwijać i być bardziej świadome
  • oczekują od innych tylko tego, co same egzekwują
  • wyznaczają standardy zamiast dopasowywać się do minimalnych wymagań
  • mają do siebie dystans

 

 

Reszcie dziękujemy.

 


Od napisania tego zapalnego wpisu byłem na Ukrainie jeszcze 8 razy i na pytanie, czy zmieniłbym w nim cokolwiek, odpowiadam: tak, zmieniłbym. Styl pisania, bo ten z artykułu był zbyt mało dosadny.

Artykuł Dlaczego moja żona nie będzie Polką? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/dlaczego-moja-zona-nie-bedzie-polka/feed 0
A może byśmy przestali w końcu udawać? https://v1ncentify.prohost.pl/post/a-moze-bysmy-przestali-w-koncu-udawac https://v1ncentify.prohost.pl/post/a-moze-bysmy-przestali-w-koncu-udawac#respond Thu, 07 Jul 2016 16:44:42 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1642 Do napisania tego tekstu zainspirował mnie komentarz pod ostatnim wpisem. A szedł mniej więcej tak (pisownia oryginalna):

Artykuł A może byśmy przestali w końcu udawać? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie komentarz pod ostatnim wpisem. A szedł mniej więcej tak (pisownia oryginalna):

Przyjdzie czas ze Vincent dojdziesz do tego, ze to tylko w polowie prawda i prawdziwy facet to taki, ktory moze pytac czy moze pocalowac, byc romantykiem i robic to na co ma ochote nie emanujac swoja meskoscia a i tak bedzie mial powodzenie a tam gdzie nie bedzie mial to bedzie mial to zwyczajnie w dupie. A tak to wyglada, ze grasz w gre kobiet, taka w ktorej liczy sie to czego one chca i co jest skuteczne na wiekszosc. To przyjemna gra ale nadal nie na Twoich zasadach.

Dobra. Rozbijmy to na części, po których będziemy się ślizgać.

“…prawdziwy facet to taki, który może pytać czy może pocałować, być romantykiem i robić to na co ma ochotę nie emanując swoją męskością, a i tak będzie miał powodzenie…”

Fakt nr 1: Nie znam żadnego faceta, który prezentuje takie podejście i regularnie sypia z bardzo ładnymi kobietami.

“…a tam gdzie nie będzie miał to bedzie mial to zwyczajnie w dupie…”

Fakt nr 2: W świadomym uwodzeniu chodzi o to, żeby nie mieć w dupie, tylko jednak sprawić, by ta konkretna kobieta była NAMI zainteresowana, trafiła właśnie z NAMI do łóżka i to do NAS się przywiązała. Jeśli ktoś chce się ograniczać tylko do kobiet, które z miejsca na niego lecą to proszę bardzo, ale nie nazywajmy tego uwodzeniem.

Fakt nr 3: “Manie w dupie” tam, gdzie nie wychodzi to domena facetów, którzy nie wiedzą, jak zbudować zainteresowanie i w efekcie kobietę zdobyć. Poza tym taka rada jest krzywdząca dla mężczyzn, którzy dla przykładu nie są przystojni – bo tacy nie mają wstępnego zainteresowania u kobiet, a jeśli mają to tylko z bardzo małym, tak małym, że aż nieistotnym ich procentem. Niech tacy właśnie faceci będą niemęscy, słodcy, romantyczni, a na dokładkę niech mają wywalone jaja na to, czy jakaś dziewczyna ich chce, czy nie – w domu czeka przecież niezastąpiona pani Renata Rączyńska.

“A tak to wyglada, ze grasz w gre kobiet, taka w ktorej liczy sie to czego one chca i co jest skuteczne na wiekszosc”

 

Wszędzie to pierdolenie: nie robię tego dla kobiet, tylko dla siebie.

 

Niezależny jestem.

 

Ubieram się dla siebie.

 

Ćwiczę dla siebie.

 

Karierę robię dla siebie.

 

Takiego chuja.

 

Powiem Ci, dlaczego tak się ubierasz. Dlaczego poprawiasz 5 razy grzywkę w lustrze i nakładasz na łeb pastę szpachlą. Żeby podobać się kobietom.

 

Powiem Ci, dlaczego ćwiczysz. Żeby napinać się przy laskach, żeby czuć tę moc, gdy spompowany po siłowni wracasz do domu i czujesz się najatrakcyjniejszym samcem na całej jebanej planecie. A następnie zaborczo wdupiasz michę ryżu ze zdobyczną kurą, niemal rycząc w wiktorii niczym napuszony szympans.

 

Powiem Ci, dlaczego robisz karierę. Żeby mieć dupy, dupy, dupy, więcej dup i jeszcze jedną dupę. Żeby gniazdo zapewnić, a później samicę jak najlepszą do tego gniazda wpuścić. Mieć wpływ na to, z jakimi genami wymieszasz własne, móc mieszać wiele razy i z wieloma kandydatkami.

 

Powiem Ci, dlaczego robisz sobie słodkie zdjęcia na insta i dorzucasz hashtagi #polishboy #handsome #wstawdowolnegownoodnoszacesiedotegojakijestesatrakcyjny. Żeby kobiety się tobą zainteresowały, żeby większe powodzenie wśród nich mieć, a nóż któraś rozchyli nogi. To samo z fejsem, chujowymi cytatami, które tam wrzucasz po to, by zdobyć uwagę i sprawdzaniem lajków pod zdjęciem, bo może akurat jakaś spoko cipka kliknęła i będzie można się podjarać.

 

Kiedy my się przestaniemy w końcu oszukiwać, że cały ten cyrk jest tylko po to poruchać, zapłodnić, przekazać dalej geny i pozycjonować się na tle innych samców? Że to wszystko to jeden wielki taniec godowy, kolorowe pióra i genowa loteria? Że na początku zawsze chodzi o seks, a dopiero później o wszystko inne?

 

Lubimy sobie wpychać do gardeł górnolotne hasła (mam nadzieję, że tylko górnolotne hasła, bo jak nie to pomyliłeś blogi/jeśli czytasz to i jesteś kobietą – zadzwoń do mnie) o naszej niezależności, “maniu wyjebania”, wyższych celach. Kiedy wszystkie te wysokie jak zasrane Pireneje potrzeby wywodzą się z tych podstawowych, bez tych podstawowych istnieć nie mogą. Czemu sobie nie powiemy, o co tak naprawdę chodzi? Dlaczego zwierzęta z tym problemu nie mają?

 

Wyobrażacie sobie takiego lwa, który zamiast zaprezentować przed samicą piękną grzywę i ją dosiąść, wpierw się kręci koło niej jakby kociej sraczki dostał? Udając, że tak serio to jej nie chce, tylko tak towarzysko sobie pomruczeć przyszedł, koci pedał jeden?

 

Po małpach bonobo, gatunek homo sapiens jest najbardziej jurnym, zboczonym ssakiem znanym naturze. Wszystko w naszej kulturze kręci się wokół bzykania, jebania, pieprzenia i ruchania. Szminkowane, przypominające waginę usta, wysoki obcas uwydatniający tyłek, a co za tym idzie – narząd rozrodczy. Sukienki mini, dekolty, powiększanie piersi, ostrzykiwanie warg, przedłużanie włosów, rzęs i depilacja.

 

Tak bardzo chcemy być lepsi od zwierząt, tak mocno pragniemy się na każdym kroku “uczłowieczać”. Tylko coś nam nie wychodzi.

 

Reklamy lodów z pannami biorącymi do ust aż po patyk.

Światowy rynek pornograficzny warty 57 miliardów dolarów.

68 milionów zapytań Google o seks – dziennie.

Światowym bestsellerem grafomańska erotyka.

 

Nie pamiętam już, gdzie czytałem o tym case: na pewnej platformie wiertniczej kierownictwo borykało się z bardzo niską efektywnością pracowników. Sprowadzono więc na nią kobiety. Rezultatem był niesamowity wzrost zaangażowania w wykonywaną pracę; facetom włączyło się współzawodnictwo i wróciły morale. Prawie każdy facet zmienia swoje zachowanie w zależności od tego, czy przebywa w grupie składającej się z samych samców czy w grupie mieszanej.

 

Przestańmy się tego, kurwa, wstydzić. Chcemy się podobać, chcemy mieć seks, chcemy atencji kobiet. Dlatego ubieramy się atrakcyjnie, dbamy o ciało i zachowujemy się tak, by dopasować się do wybranej samicy – czyli zwiększyć swoje szanse na stosunek z nią. Nie ma w tym nic złego.

Wszyscy załapali? Mamy już świadomość powyższych?

Dobrze, to teraz możemy dorobić do tego filozofię.

Artykuł A może byśmy przestali w końcu udawać? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/a-moze-bysmy-przestali-w-koncu-udawac/feed 0