doswiadczanie – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach#respond Thu, 01 Dec 2016 06:37:08 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2089 Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

 

Jestem oderwany od rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby ktoś złapał mnie za głowę, wyciągnął z korzeniami, poszatkował, posypał chilli i wystrzelił w kosmos. Tydzień na Filipinach przelewa się w mojej głowie, wymieszane noce, imprezy, dziewczyny, alkohol. W kilka dni doświadczyłem więcej, niż przez ostatni rok.

 

Sunrises be like… #pool #sunrise #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Jest zupełnie tak, jak w moim wpisie “Spotkamy się gdzieś na końcu świata”. Przeżywam przygodę życia, którą sobie wyśniłem. Codziennie obecny, wyciskający każdy wieczór jak sok ze słodkiego mango. Tegoroczny wyjazd bije poprzedni na głowę. Wszystkiego jest więcej. Ludzi, miejsc, kobiet (figur geometrycznych), smaków, niezapomnianych momentów. Aż ciężko mi zrozumieć, że to dopiero 1/3 całego wyjazdu. Dzieją się tu rzeczy, w które ciężko uwierzyć, a co dopiero je opisać? Brakuje mi słów, a ludziom, którzy nigdy nie mieli okazji odwiedzić Azji – punktów odniesienia. Tym razem postanowiłem zrezygnować z dokładnych raportów opisujących moje perypetie. Po pierwsze są zbyt hardcore’owe nawet jak na ten blog (Californication przy tym to dobranocka), po drugie szkoda mi na to czasu. O ostatnich siedmiu dniach mógłbym napisać książkę, zmieszczenie tego w jednym wpisie byłoby niesprawiedliwe. Postanowiłem zachować te przeżycia w swoim serduszku. Nie obrazicie się, prawda?

Domóweczka #villa #poolparty #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Powoli wprowadzam w codzienność jakiś porządek. Ostatnie 7 dni spałem po 2-3 godziny na dobę, piłem za dużo alkoholu i robiłem nieskończone cardio w sypialni. Teraz Krzysiek i Lips, dwa imprezowe zwierzaki, opuścili Manilę, więc będzie nieco spokojniej. To oni prowokowali szalone momenty, byli jak tykająca bomba. Wszystkie dopuszczalne normy arogancji zostały przekroczone wielokrotnie, a zakazy wyśmiane. Dlatego też wczorajszy dzień powitałem z ulgą. Cieszyłem się, że nie wychodzę do klubu i nie muszę spotykać się z żadną dziewczyną. Teraz planuję powrót na siłownię po złamaniu nadgarstka. Będę sprawdzał, które ćwiczenia mogę z nim wykonywać, bo pomimo długiej rekonwalescencji, wciąż mi pobolewa. 

 

Chill. #manila #philippines #trip #coast

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Czuję obezwładniające, pozytywne zmęczenie i uśmiecham się do wszystkich niezapomnianych momentów z minionego tygodnia.

 

Do szalonej imprezy w willi z basenem, gdzie w pewnym momencie ktoś odkręcił gaz i poszedł szukać zapalniczki, podczas gdy całe pomieszczenie wypełniało się łatwopalną substancją. Wkrótce idiota z ogniem wrócił, a stojący nieopodal chłopak złapał nieświadomą dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz zanim powstała iskra. Sekundę później gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy (nie pytajcie proszę, co robiła tam panda). Nie wiem jak to możliwe, ale nikt nie odniósł poważnych obrażeń.

 

Do koncertu Armina, na który wprosiliśmy się omijając 3 godzinną kolejkę, listę gości oraz bramkarzy – tylko dlatego, że jesteśmy biali.

 

Do nieprzespanych nocy, pływania w basenie o 5 rano, drinków przed śniadaniem i rozmów na tarasie 54 piętra Gramercy.

 

Do wszystkich biforów, wspólnych wyjść i rozmów z niesamowicie zgraną ekipą. Nie do wiary, że potrafiliśmy spotkać się na drugim końcu świata po dwóch latach przerwy. Gdy tylko się zobaczyliśmy, to było tak, jakbyśmy nigdy nie opuścili Manili i przeżywali bezpośredni sequel poprzedniego wyjazdu.

 

Do sytuacji, których opisać tutaj nie mogę, ale które na zawsze będą wywoływać niespokojne łaskotanie w żołądku.

 

Przy okazji… to bardzo dziwne uczucie, słyszeć kolędy w każdym lokalu, oglądać udekorowane choinki – jednocześnie ocierając pot z czoła i znosząc 27 stopniowy upał.

 

 

Dobra, czas odpowiedzieć na pytanie, które ciągle powtarza się w mailach i prywatnych wiadomościach na fanpage:

 

Ile kosztuje miesiąc na Filipinach?

 

home, sweet home #gramercy #manila #makati #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Przelot 2,5-3 tysiące złotych

Polecam wybierać linie Emirates lub Quatar Airways. Po pierwsze dlatego, że oferują najwyższy standard, posiłki na pokładzie oraz nieograniczone przekąski i drinki. Po drugie, przelot tymi liniami z międzylądowaniem w Dubaju lub Abu Dhabi trwa nie więcej, niż 21-25 godzin. Czasem możesz dorwać tańszy bilet innych linii za powiedzmy 2k, ale wtedy lecisz 30-40, a czasem nawet 50 godzin i masz 3 przesiadki. Jeśli lubisz hardcore możesz się skusić, ale te oszczędzone 500 zł nie jest warte zachodu – 20-25 godzin lotu z jednym międzylądowaniem to i tak tortury.

 

Mieszkanie 1,5-2 tysiące złotych.

Mowa o zadbanym, klimatyzowanym pokoju w samym sercu Manili. Za 300-500 złotych więcej wynajmiesz apartament w Gramercy (szukamy na airbnb) – najwyższym i najbardziej prestiżowym wieżowcu w stolicy. To właśnie tutaj mieszkam. W budynku masz siłownię, saunę, basen, galerię handlową, pralnię – jest samowystarczalny. Niestety klub na 71 piętrze jest zamknięty, a szkoda. Oprócz pięknej panoramy miasta nocą, oferował świetną logistykę. Chciałeś do klubu, wsiadałeś w windę i już.

 

 

Jedzenie, imprezy 1 tysiąc złotych na tydzień

Za 1000 PLN masz codzienny clubbing, alkohol, najlepsze restauracje i wożenie się taksówkami po całym mieście. Jeśli dużo nie imprezujesz i nie masz tak szalonej ekipy, spokojnie przeżyjesz za połowę tej kwoty.

 

 

Lokalna karta SIM z nieograniczonym transferem 100 złotych

Osobiście używam Globe. Niestety, internet jest bardzo wolny, nawet jeśli podpinasz się pod wifi.

 

 

Bilet lotniczy na Boracay 200 złotych, nocleg 50-70zł za noc

Wyspa, którą musisz odwiedzić wybierając się na Filipiny. Warto obserwować mój Instagram oraz snapchata (v1ncent.pl), bo już jutro tam lecę. Wstukajcie sobie “Boracay” na Google, a zrozumiecie, dlaczego jest to must-see. Biały piasek o konsystencji mąki, krystalicznie czysta woda, niesamowite imprezy, tłuste nietoperze i zapierające dech w piersiach widoki.

 

 

Rooftop party #rooftop #beers #trip #philippines #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Co jest tanie?

Lokalne jedzenie na bazarkach (około 10zł za pełny obiad), niektóre knajpy. Papierosy i alkohol, o ile kupujesz je w sklepach. Taksówki są prawie za darmo – 15 minutowy kurs kosztuje 10-15 złotych (trzeba cisnąć kierowcę, by włączał taksometr i pilnować trasy na gps). Bardzo dobrze funkcjonuje tu Uber i posiada opcję rozliczania się w gotówce, co mnie pozytywnie zaskoczyło. 

Co jest drogie?

Picie w klubach (około 50 złotych za drinka), niektóre restauracje, owoce oraz warzywa (małe pudełko truskawek lub czereśni 50 PLN). Ceny produktów spożywczych w sklepach zbliżone do tych u nas.


Gdzie mnie śledzić?

Instagram: v1ncent.pl

Snapchat: v1ncent.pl

 


Co z książkami?

 

Dostałem wiele zapytań na temat dostępności Płonąc w atmosferze. Mój wyjazd na Filipiny nie wpływa w żaden sposób na proces i płynność wysyłek. Książkę cały czas zamawiać można bezpośrednio na moim blogu.

 

Na dziś to tyle. Do następnego. Ulepcie za mnie bałwana, okej?

 

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach/feed 0
Znikam https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam#respond Sun, 20 Nov 2016 20:54:29 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2056 Gdy opuszczałem Manilę dwa lata temu, ktoś mi powiedział: "Publish your book and come back here". Książkę wydałem, bilety mam kupione i odliczam czas do momentu, w którym rozparty w wygodnym fotelu będę mógł uśmiechnąć się do ślicznej stewardessy i poprosić o Jamesona z sokiem jabłkowym. Tym razem obiecuję pić rozsądnie, tj. tak, żeby nie zemdleć na pokładzie samolotu.

Artykuł Znikam pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy opuszczałem Manilę dwa lata temu, ktoś mi powiedział: “Publish your book and come back here”. Książkę wydałem, bilety mam kupione i odliczam czas do momentu, w którym rozparty w wygodnym fotelu będę mógł uśmiechnąć się do ślicznej stewardessy i poprosić o Jamesona z sokiem jabłkowym. Tym razem obiecuję pić rozsądnie, tj. tak, żeby nie zemdleć na pokładzie samolotu.

Jeśli miałbym powtórzyć tylko jedno doświadczenie z mego krótkiego życia, byłaby to z całą pewnością podróż na Filipiny. Manila zmieniła mnie na zawsze i mimo 24 miesięcy, jakie minęły od ostatniej podróży – nie przestałem tęsknić nawet na chwilę.

Pomimo rozległych raportów, jakie spisywałem wtedy na blogu, nie zamknąłem wyprawy żadnym podsumowaniem. Zabierałem się do tego kilka razy i za każdym ostatecznie się poddawałem. Przerastało mnie, że miałbym skompresować takie przeżycia do notki na blogu. Z drugiej strony wiedziałem też, że wciąż znajduję się pod wpływem bardzo silnych emocji i mogę pewne kwestie przekoloryzować. Ponieważ już jutro z rana wsiadam w samolot, wrzucam tu na szybko mały flashback:

Wizyta w Azji była jak przejście na drugą stronę lustra, do świata z innymi prawami fizyki. Dzięki tak dalekiej podróży nabrałem dystansu do samego siebie, spraw, które zostawiłem w Polsce i przekonałem się do regularnego kręcenia vlogów. Zrozumiałem, jak bardzo tempo i intensywność skorelowane są z miejscem, w którym się żyje. Przestałem wierzyć w bajkę pt. “jeśli bardzo chcesz, możesz żyć na najwyższych obrotach niezależnie od tego, gdzie byś nie mieszkał”. Bawiąc się w warszawskim klubie nie możesz spontanicznie wyciągnąć z niego znajomych po to, by w trzy godziny później podziwiać wschód słońca na plaży rajskiej wyspy, z drinkiem mango w łapie. Co najwyżej możesz ich wyciągnąć na kebaba. Tu nie chodzi o chęci, a o możliwości. Wbrew temu, co prawią znani kołcze od samorozwojowej masturbacji, wizualizacją załatwisz sobie tylko wymarzone Ferrari.

Miesiąc, który spędziłem na Filipinach był tak skondensowany, że spokojnie zmieścił w sobie rok spędzony w Polsce, a może i lepiej. Mój mózg przebudził się z letargu, został podkręcony na najwyższe obroty i ostrzelany nieoczekiwanymi bodźcami. Każdego dnia zaskakiwały mnie nowe smaki kosmicznie pysznego jedzenia, niesamowite miejsca, niezapomniane imprezy i spontaniczne perypetie jak żywcem wyjęte z filmów pokroju Californication, czy Kac Vegas.

Nigdy nie zapomnę nocy, kiedy w wyspę, na której spędzaliśmy weekend uderzył tajfun. Byliśmy odcięci od świata, a porywisty wiatr przygniatał do ziemi wysokie palmy, które wyglądały, jakby zrobione były z pianki. Poszliśmy z Mary do pokoju obok i bzykaliśmy się tak, jakby tym razem słońce miało nie wstać, a gdy dochodziliśmy, razem z nami dochodził huragan, przerabiając pobliskie chaty na drzazgi z nieopisaną furią, zalewając wszystko hektolitrami wody. Następnego dnia musieliśmy przedzierać się przez dżunglę i góry do najbliższego miasta – bez jedzenia i wody pitnej – i przy okazji kilka razy walczyć o życie. Dowiedziałem się wtedy wiele o sobie i zrozumiałem, że takich insightów nie dołączają do żadnych wycieczek all-inclusive.

Ten wyjazd zacementował moją wiarę w siebie i przekonanie, że zawsze sobie w życiu poradzę – niezależnie od okoliczności. Pozwolił mi bardzo mocno odkleić się od opinii ludzi na mój temat. Gdy nagle wybierasz się na koniec świata, poznajesz tylu wspaniałych ludzi i doświadczasz rzeczy, które zapamiętasz do końca życia, przejmowanie się hejtem jakiegoś internetowego no-life’a wydaje się być równie rozsądnym pomysłem, co sprawienie sobie dożywotniej prenumeraty Tele Tygodnia.

Zrozumiałem, że to, czy czas płynie wolno czy szybko zależy od tego, jak spędzamy nasze dni. Jeśli żyjemy rutyną, a poniedziałek zlewa się z każdym innym dniem tygodnia, to patrząc w kalendarz złapiemy się za łeb próbując zrozumieć, gdzie przepadł nam ostatni miesiąc. Jeśli z kolei doświadczamy wielu nowych bodźców, a każdy dzień wypełniony jest czymś emocjonującym i świeżym, czas się rozciąga (a wena jest King Konga). Ja po miesiącu spędzonym na Filipinach miałem wrażenie, że minął rok i absolutnie nie uważałem, że podróż minęła mi zbyt szybko. Natomiast gdy wróciłem do Polski, słuchałem od znajomych, że te 30 dni minęło im jak z bicza strzelił.

Mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać się po powrocie na Filipiny. Jestem również świadom tego, że z pewnością mnie zaskoczy, po raz kolejny wybudzając z letargu. Potrzebuję tego wyjazdu, by zdjąć mgłę z mózgu i odzyskać klarowność. Chcę sobie parę rzeczy przemyśleć i naładować baterie słoneczne. Chciałbym powiedzieć, że będę tęsknił za nocą o 16:00 i pizgawicą przegryzającą nawet najgrubszy płaszcz. Za solą, która wżera się w buty i humorami kasjerek w osiedlowych sklepach. Chciałbym, ale nie mam serca Wam kłamać.

Tak jak dwa lata temu, tak i teraz będziecie mogli ten trip przeżywać razem ze mną za pośrednictwem Instagrama. Jeśli jeszcze nie klepnęliście “follow”, to lepszej okazji nie będzie. Przy okazji, od paru dni staram się zrozumieć, w jaki sposób działa Snapchat. Nie wiem, czy jestem już tak kurewsko stary, czy ta apka jest aż tak nieintuicyjna. Po rozmowie z kumplem doszliśmy do wniosku, że trzeba chyba pójść pod najbliższe gimnazjum i zastraszyć jakiegoś yolo-gówniarza, żeby nam wszystko dokładnie wytłumaczył.

Anyway, moje konto na Snapchat: v1ncent.pl. Ogarnąłem na tyle, że potrafię coś tam wrzucić. Spodziewajcie się niespodziewanego.

Tak jak przy ostatnim tripie do Manili, tak i tym razem pojawi się kilka raportów, na bieżąco komentujących moje przygody. Stay tuned!

PS. Sorry, że wpis trochę chaotyczny, ale jutro z rana wylot, a ja nie ogarnąłem jeszcze połowy spraw, które powinny być ogarnięte.

PS2. Do przeczytania, kocham Was…

…ale tylko trochę.

Artykuł Znikam pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam/feed 0
Mocno wypaleni w sosie własnym https://v1ncentify.prohost.pl/post/mocno_wypaleni_w_sosie_wlasnym https://v1ncentify.prohost.pl/post/mocno_wypaleni_w_sosie_wlasnym#respond Tue, 06 Oct 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=187 Nie będę dziś pisał o relacjach. Nie przesłodzę melancholijnym lamentem na temat zbliżającej się zimy. W mordę też bić nie będę - kontrowersję tym razem zostawiam krzykliwym blogerkom.

Porozmawiajmy o wypaleniu.

Artykuł Mocno wypaleni w sosie własnym pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Nie będę dziś pisał o relacjach. Nie przesłodzę melancholijnym lamentem na temat zbliżającej się zimy. W mordę też bić nie będę – kontrowersję tym razem zostawiam krzykliwym blogerkom.

Porozmawiajmy o wypaleniu.

 

Nic się nie chce. Jakoś smutno. Kreatywność na poziomie Przetrwanie – starczy, by rozbić jajka na omlet. 

Wypalamy się głównie przez to, że zapominamy o dwóch bardzo istotnych prawdach:

1. Statyczne otoczenie, czyli stymulowanie się tymi samymi bodźcami przez długi czas musi w końcu doprowadzić do stagnacji, zniechęcenia i apatii. 

 

2. Niesamowicie trudna jest zmiana stanu emocjonalnego poprzez samo myślenie o niej. Jeśli chcesz się lepiej poczuć, wykonaj działanie, które wykolei Cię z obecnego stanu.

Wystarczy zacząć dostarczać mózgowi nowych bodźców. Poznać kogoś, wyjechać gdzieś, zrobić coś po raz pierwszy. Odkurzyć i wybudzić pogrążone w śpiączce receptory. Zaskoczyć mózg. Zacząć można już od małych rzeczy. Przespacerować się do pracy inną drogą. Wyjąć z uszu słuchawki. Zrobić zakupy w innym sklepie. Próbowaliście kiedyś myć zęby lewą ręką? To jak zafundować umysłowi zimny prysznic. Wcale się nie zgrywam.

Czy przypadkiem jest, że najbardziej kreatywny staję się na wszelkiej maści wyjazdach? Gdy poznaję ludzi, eksploruję nowe miejsca, stawiam czoła nowym wyzwaniom? Nie sądzę. Podróżując zawsze mam notatnik pełen nowych pomysłów. Na wpisy, na książkę, na marketing, na szkolenia. Pogłębiam koncepty, które wyznaczają rytm mojego tu i teraz, schodząc niżej w kolejne rozgałęzienia. Rozumiejąc zjawiska wielopoziomowo i analizując je z różnych perspektyw.

Przed moim pierwszym lotem na Filipiny byłem zamknięty w depresyjnej spirali. Prowadziłem zbyt wiele szkoleń, za mało czasu miałem dla siebie. To był chyba początek kryzysu tożsamości, który docisnął mnie do ziemi dużo później. Nie dzieliłem się tym z Wami, ale za cholerę nie chciało mi się wylatywać z Polski. Natomiast, gdy tylko znalazłem się w Azji poczułem, jakbym otworzył oczy po długim, dusznym i ciężkim śnie. Byłem jak małe dziecko. Wszystko mnie ciekawiło, intrygowało. Każda sytuacja była nowa i zmuszała do improwizacji, wykorzystywania mózgu na pełnych obrotach. Gdy wróciłem do Polski dalej jechałem na tym rozpędzie, obserwując “codzienność” przez zupełnie inny pryzmat. Oczywiście z czasem to straciłem, a receptory znów się rozleniwiły – te wahania są jednak nieuniknione jeśli prowadzisz w miarę “stabilne” życie, a ja wtedy zagnieździłem się na dłużej w Warszawie.

Nie czujesz smrodu, kiedy sam tkwisz po uszy w gównie. Nie zauważasz absurdów systemu, jeśli zawsze jesteś jednym z jego trybików. Cieszę się z tego, że mam taką, a nie inną specyfikę pracy. Że dużo podróżuję, poznaję nowe osoby i stawiam sobie kolejne wyzwania. Moją profesja polega na zgłębianiu zależności pomiędzy wyżej wspomnianymi trybikami. Dzięki temu w klubach jestem wyluzowany i mogę śmiać się ze śmiertelnie poważnych facetów i instagramowych dziewczynek z kompleksem niższości. Układać usta w pełen zażenowania uśmiech obserwując z dystansu taniec godowy chłopców, którzy najchętniej przynieśliby ze sobą wielkie transparenty z wytłuszczonym:

+ stanem konta

+ rozmiarem fiuta

+ napisem: “Mam wyjebane” (akurat)

Pominięte: codzienne walenie konia, samotność, poczucie zagubienia.

Oczywiście kobiety przyniosłyby ze sobą swoje tablice informacyjne, a na nich tak istotne szczegóły, jak:

+ poziom niezależności

+ liczba followerów na insta i serduszek pod zdjęciami

+ “jestem dla ciebie zbyt zajebista”

Pominięte: praca w fast foodzie, krótkowzroczność, dupa i cycki jako jedyne atuty.

@up – tak, to była generalizacja. Jeśli zdążyłeś(aś) zapluć monitor to musisz wiedzieć, że wcale nie jest mi przykro.

 

Jeśli dostarczasz sobie za mało zróżnicowanych i nowych bodźców lub szprycujesz się wciąż tymi samymi, to wystarczy włączyć stoper i patrzeć, jak wszystko idzie się pierdolić. Nagle wkurzają Cię małe rzeczy. Że ktoś Cię popchnął na parkiecie, że szefowi coś się nie podoba. Że kot nie trafił do kuwety, bombardując lśniącą posadzkę. Ba, nawet sam(a) siebie zaczynasz wkurzać, a to już bardzo niepokojący sygnał – w końcu… z kim spędzasz najwięcej czasu?

/WTRĄCENIE

Nie da się nie przejmować opinią osób z danej grupy, jeśli stanowi ona Twoją podstawową i jedyną grupę. W dawnych czasach taki brak akceptacji oznaczałby albo wygnanie albo masowanie czaszki sporej wielkości kamieniem. To było kiedyś, ale Twój mózg nie wie, że już jest “teraz”.

Każdy miał/ma na studiach znajomych, którzy zawsze przejmowali się zaliczeniami, biurokracją w dziekanacie i tym, co powiedział profesor równie mocno, jakby w równanie wchodziło krzesło elektryczne. Zdarzały się też osoby, które miały we wszystko po prostu wyjebane. Głównie dlatego, że prowadziły bogate życie, którego mało znaczącym wycinkiem były studia. Mówimy tu o nabieraniu dystansu, o szerszej perspektywie.

/KONIEC WTRĄCENIA

Nie jest możliwa ciągła ekscytacja codziennością, jeśli składa się ona zawsze z tych samych elementów. W końcu przychodzi zmęczenie materiału. Nie trzeba tutaj płakać i się użalać, tylko przeorganizować parę rzeczy, a najlepiej wyjechać – nawet na weekend.

 

Urlop od “codzienności” nie jest kwestią wyboru. Jest obowiązkiem. Chyba, że chcesz się doprowadzić do sytuacji, w której przypominasz wypaloną, obojętną na wszystko skorupę. Wstąpić do armii zombie, które każdego dnia maszerują ulicami miast, wypełniając autobusy, tramwaje i metra. Pusty wzrok, motorek w dupie i kawa w kubku. Pstryk, zdjęcie – cudownie beznadziejny portret XXI wieku.

 

*

Od teraz na instagramie pojawiać się będą oceny filmów, które widziałem. 

Bo tak.

Artykuł Mocno wypaleni w sosie własnym pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/mocno_wypaleni_w_sosie_wlasnym/feed 0
Musisz spłonąć w atmosferze https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze#respond Mon, 13 May 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=40 Bardzo nie lubię słowa ‚musisz’, bo uważam, że żaden człowiek nic nie musi, a najwyżej może. Wyrzuciłem to słowo ze słownika już dawno temu i od tamtej pory moje życie stało się prostsze. Dziś jednak zrobię wyjątek i napiszę:

Musisz spłonąć w atmosferze.

Artykuł Musisz spłonąć w atmosferze pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Bardzo nie lubię słowa ‚musisz’, bo uważam, że żaden człowiek nic nie musi, a najwyżej może. Wyrzuciłem to słowo ze słownika już dawno temu i od tamtej pory moje życie stało się prostsze. Dziś jednak zrobię wyjątek i napiszę:

 

Musisz spłonąć w atmosferze.

Odkąd skończyłem 14 lat intensywnie zastanawiałem się, o co chodzi w życiu. Wpierw myślałem, że chodzi o szczeniacką miłość i czerwone wypieki na twarzy, gdy dawałem bukiet kwiatów koleżance. Później byłem przekonany, że chodzi o cierpienie, o to by słuchać smutnych piosenek i manifestować całemu światu swoje stany depresyjne. Następnie zacząłem umawiać się z Mary Jane, która nauczyła mnie, że chodzi o to, by się wyluzować i skręcić kolejnego jointa. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że to jednak nie to. Rozpieprzyłem swoje życie na kawałki i poukładałem jak puzzle, znajdując sens w naprawianiu samego siebie, zdobywaniu wyznaczonych celów i ganianiu po galeriach handlowych za kolejnymi panienkami. Wtedy byłem przekonany, że w końcu znalazłem odpowiedź i że mogę z czystym sumieniem powiedzieć: wiem, o co chodzi w życiu. Chodzi o samolot do innego kraju tylko po to, by ponownie spojrzeć w oczy ukochanej kobiety. Chodzi o tych zajebistych ludzi i o zapach wszystkich długonogich dziewcząt, które coraz chętniej i coraz szybciej pozwalały smakować swoich ust. Rozczarowanie przyszło w momencie, w którym okazało się, że miłość na odległość nie działa, a seks jest przereklamowany i – jakkolwiek by to nie brzmiało – po prostu normalny. Dotarło do mnie, że fakt posiadania w życiu dziewczyn nie zapełnia pustki, nie jest odpowiedzią na żadne pytanie i z całą pewnością nie stanowi o tym, czy nasze życie ma sens, czy nie.

Wtedy przyszła pora na mocne psychodeliki, które przekonały mnie, że jestem częścią Wszechświata, połączony węzłami ciepłej, pulsującej energii z każdą żywą istotą na tej planecie. Że mogę wszystko i nie muszę nic w tym samym momencie. Że jesteśmy tutaj przez krótką chwilę po to, by smakować moment, który przemija. Że jesteśmy manifestacją kosmicznej energii, a po śmierci wrócimy do źródła, stapiając się z potęgą Wszechświata i wszystkimi jego wymiarami, ale zanim to się stanie musimy jak najwięcej czasu spędzić z naszymi bliskimi.

Przez osiem lat błądziłem, uzyskując wiele odpowiedzi na to samo pytanie, jednak żadna z nich nie była dla mnie w stu procentach satysfakcjonująca. Dopiero niedawno zrozumiałem, że nie chodziło tu o to, że wnioski, do których dochodziłem były złe. Wręcz przeciwnie. Każdy z nich jest prawdziwy, ale w oderwaniu od siebie żaden z nich nie ma sensu. Dopiero wszystkie odpowiedzi zebrane razem składają się na pełną, jasną odpowiedź na podstawowe pytanie:

O co chodzi w życiu?

Chodzi o bukiet kwiatów i rumieńce na twarzy.

O cierpienie i izolację.

Zgubienie drogi i odnalezienie tej właściwej.

O jointa w rozgwieżdżoną noc.

O gorzkie łzy i szeroki uśmiech.

O wielką, niespełnioną miłość i uganianie się za spódniczkami.

O seks, smak błyszczyka do ust i jej nagie ciało z samego rana.

O realizację celów, upadanie i podnoszenie się, by dalej iść przed siebie.

O potęgę natury, jedność z każdą żywą istotą, smakowanie momentu, który szybko przemija.

O budowanie niesamowitych wspomnień i spotkanie na drodze życia cudownych ludzi.

O czas spędzony z Twoimi bliskimi.

Chodzi to, by DOŚWIADCZAĆ I CHŁONĄĆ.

 

Ryzykować, sprawdzać, wyciągać wnioski.

 

Życie musi stać się Twoim narkotykiem.

 

Musisz ćpać życie.

Musisz spaść z orbity i spłonąć najjaśniejszym światłem, bo właśnie moment spadania jest najważniejszym okresem w Twoim życiu. To pięć minut, które ukształtuje Ciebie jako człowieka. Pięć minut, które da Ci wspomnienia i tylko Ty decydujesz o tym, czy będą to miłe obrazy, do których chcesz wracać, czy szara codzienność, w której jeden dzień nie różnił się niczym od poprzedniego.

Życie jest za krótkie na to, by się bać. Masz tylko jedno życie, więc doświadcz i wchłoń jak najwięcej. Zakochaj się i płacz. Tańcz i się śmiej. W życiu chodzi o emocje, o momenty, w których czujesz, że żyjesz. Przykładasz dłoń do swojej piersi, w której grzmi podekscytowane serce i wiesz, że jesteś człowiekiem. Nie uciekaj od żadnych emocji, bo żadna emocja nie jest zła. Złe jest Twoje podejście do życia. Podejdź do kobiety, na widok której szybciej bije Twoje serce. Zostań odrzucony. Poczuj obezwładniające uczucie elektryzujące Twoje ciało. Uśmiechnij się, nie jesteś robotem. Ty czujesz.

Obejrzyj smutny film. Wspomnij piękne obrazy z dzieciństwa, wzrusz się. Wyjdź z domu, spotkaj znajomych. Zróbcie coś szalonego. Zakochaj się, strać nad sobą kontrolę. Nie zastanawiaj się, czy powinieneś się angażować, nie trać czasu, który przecieka między Twoimi palcami na zbędne analizy. Żyjesz teraz, więc bądź teraz. Nie odkładaj uczucia na później, bo później może nigdy nie nadejść.

Doświadcz w życiu jak najwięcej. Otwarty umysł to podstawa. Czytaj książki, zainteresuj się muzyką, której nigdy nie słuchałeś. Oglądaj filmy, podróżuj. Przeżyj romans z narkotykami. Poznawaj ludzi, ucz się. Medytuj. Odkryj sprzeczne filozofie i różne spojrzenia na świat. Nie zamykaj się w swojej skorupie. Nie mów, że coś nie jest dla Ciebie, jeśli tego nie spróbowałeś. Sprawdź sam. Doświadcz sam. Wyciągnij własne wnioski. Kwestionuj wszystko: politykę, zasady, religię, wychowanie, życie. Zdaj sobie sprawę z faktu, że jako ludzie jesteśmy na Ziemi przez chwilę krótką, jak mrugnięcie powiekami, więc nie daj sobie wmówić, jak masz żyć. Nie skupiaj się tylko na jednej rzeczy. Bądź ciekaw wszystkiego. Znajdź równowagę w swoich zainteresowaniach i nie pozwól, byś popadł w obsesję na jakimkolwiek elemencie, który jest tylko małym wycinkiem składającym się na Twoją egzystencję.

Lepiej spłonąć w atmosferze, niż bezczynnie krążyć po orbicie.

Lepiej działać, niż żałować.

Lepiej doświadczać, niż się domyślać.

Lepiej prawdziwie żyć i w pełni czuć, niż wygodnie wegetować.

Artykuł Musisz spłonąć w atmosferze pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze/feed 0