chwila – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 W dupie mam snapchata https://v1ncentify.prohost.pl/post/w-dupie-mam-snapchata https://v1ncentify.prohost.pl/post/w-dupie-mam-snapchata#respond Wed, 05 Jul 2017 16:01:53 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2947 Okej, moja przygoda ze Snapchatem dobiegła końca. Po kilku miesiącach używania doszedłem do ostatecznego wniosku, że nie chcę korzystać z podobnej aplikacji

Artykuł W dupie mam snapchata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Okej, moja przygoda ze Snapchatem dobiegła końca. Po kilku miesiącach używania doszedłem do ostatecznego wniosku, że nie chcę korzystać z podobnej aplikacji.

Moje doświadczenie ze snapem podzieliłbym na 3 etapy:

Jestem na to za stary

Był to pierwszy etap, w którym absolutnie nie rozumiałem, dlaczego jakakolwiek osoba chciałaby nagrywać snapy. Kojarzyło mi się to z niesmacznym, forsowanym ekshibicjonizmem mającym na celu dowartościowanie się. Brzydziła mnie myśl o produkowaniu snapów. Uśmiech politowania budził widok tych wszystkich lasek w klubach, które zamiast rzeczywiście się bawić, zajęte były rejestrowaniem wymuszonych, pseudoradosnych podrygów i dzióbków. Rozkładałem wtedy ręce, rozglądając się po tłumie, pytając miną: “też to widzicie? Przecież to jest żałosne i popierdolone”. Nikt jednak nie zwracał na zjawisko uwagi, byłem więc sam.

Snapa jednak da się lubić

Przełom nastąpił w momencie, kiedy wylatywałem na Filipiny. Wiedziałem, że w trakcie miesięcznego wyjazdu nie znajdę wystarczająco dużo czasu, by regularnie pisać. Mimo wszystko chciałem znaleźć sposób na prowadzenie dynamicznej relacji, żebyście wiedzieli, co się ze mną dzieje. Instagram odpadał, brakowało mu elastyczności i “dynamizmu” właśnie. Padło na snapa, który w tej roli sprawdził się świetnie. Mogliście razem ze mną imprezować, spacerować po Manili, opalać się na gorącym piasku Boracay, czy podskakiwać na koncercie Van Buuren’a. Wciągnąłem się.

Oddaj mi moje życie, szmato

Trzeci etap drastycznie zakończył moją przygodę z aplikacją. Z biegiem czasu Snapchat zaczął mnie męczyć i przytłaczać. Rozdzierał mnie zawsze ten sam dylemat: przeżywać chwilę, czy nagrać snapa? Jedno wykluczało drugie. Ciężko jest chłonąć fajny moment, jednocześnie skupiając się na tym, by poprawnie go zarejestrować i opisać. Może bym się z tym jednak pogodził, gdyby nie to, że apka zaczęła się wieszać. Doszło do sytuacji, w której rejestrowałem snapa tylko po to, by dowiedzieć się, że się nie nagrał – bo aplikacja wysypała się do pulpitu lub zamiast video zarejestrowała mi zdjęcie. Wtedy nie miałem ani snapa, ani chwili, która przepadła. Poczucie straty i złe emocje są mi w życiu zbędne, więc przestałem z aplikacji korzystać. I wiecie co? Czuję się teraz dużo lepiej.

Wierzę, że ludziom aplikacja może się podobać. Mnie osobiście męczyła. Może być tak, że rzeczywiście jestem na to po prostu zbyt zramolały i z przesadnym patosem podchodzę do bycia tu i teraz, kiedy dzieją się ważne dla mnie rzeczy. Z tym, że każdy samodzielnie wartościuje wszystkie składowe codzienności. Mój czas, moje wspomnienia i przeżycia przedkładam nad walidację, liczbę wyświetleń, serduszka i lajki.

Tym bardziej doceniłem Instagram – który pozwala mi wrzucać content wtedy, kiedy mam na to czas i ochotę. Jeśli jeszcze mnie nie śledzicie, to wpadajcie: v1ncent.pl. Ostatnio kupiłem aparat i uczę się produkować wysokiej jakości fotorelacje – już czuję, że znalazłem nową pasję:

Lwowski foodporn-cheat-week <3 #lviv #pornfood #travel

Post udostępniony przez @v1ncent.pl

#lwow #lviv #trip #city #oldtown #beautiful

Post udostępniony przez @v1ncent.pl


Nie wykluczam, że od czasu do czasu coś na snapie się pojawi – informacja o nowym wpisie, vlogu, czy produkcie. Z całą pewnością jednak nie będzie to stała narracja. To ciekawe, bo z marketingowego punktu widzenia powinienem z apki w dalszym ciągu korzystać. >>Powinienem<<. Tym bardziej zastanawiają mnie wszyscy ludzie, którzy używają jej dobrowolnie.

 

Może rzeczywiście zbyt zdziadziały jestem, by to zrozumieć.

Artykuł W dupie mam snapchata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/w-dupie-mam-snapchata/feed 0
To zawsze był film https://v1ncentify.prohost.pl/post/to_zawsze_byl_film https://v1ncentify.prohost.pl/post/to_zawsze_byl_film#respond Mon, 01 Jun 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=170 Był to jeden z tych momentów, które pamięta się przez lata. Czy przeżywaliście kiedyś chwilę z przytłaczającą świadomością, że zapamiętacie ją do końca życia? Ze czegokolwiek nie powiecie lub zrobicie - rozpiszecie historię, która w przyszłości będzie wybuchać w Waszych umysłach barwami, zapachem i przejmującymi ciarkami? 

Artykuł To zawsze był film pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Był to jeden z tych momentów, które pamięta się przez lata. Czy przeżywaliście kiedyś chwilę z przytłaczającą świadomością, że zapamiętacie ją do końca życia? Ze czegokolwiek nie powiecie lub zrobicie – rozpiszecie historię, która w przyszłości będzie wybuchać w Waszych umysłach barwami, zapachem i przejmującymi ciarkami? 

 


 

Że zapamiętacie każdy detal. Krople deszczu płynące po szybie zygzakiem. Nocne światła, neony ustawicznie przecinane strugami wody. Zapach kawy, stukot szpilek i usta, które kleją się od błyszczyka. Wilgotne włosy i przemoczona koszula. Drżenie dłoni – czy to z przejęcia czy z zimna, wtedy żadna różnica, a teraz się zastanawiam. 

Przewinąć, replay.

Oczy. Tonąłem w nich tyle razy, ale nigdy wcześniej nie widziałem w nich takiego smutku. Jej seksowne, zwykle uśmiechnięte usta ściągnięte były w wąską kreskę, drgały wręcz niezauważalnie. Czarne, długie włosy opadały swobodnie na ramiona. Odgarniała je co chwilę nerwowo.

To wisiało w powietrzu. To musiało się w końcu tak skończyć. Kogo chciałem oszukać?

Ciepło rozpływające się po całym ciele, urywany oddech i wszystkie momenty, dla których mógłbym zaryzykować i nazwać je “pięknymi” – sprowadzone do banalnego, popkulturowego pudełka z różową kokardką i napisem “zauroczenie”. Jakie to dziecinne, niesprawiedliwe i mylące. Łamię palcami wykałaczkę. Nie stresuję się, nie mogę też powiedzieć, że jestem bardzo wyluzowany, ale po prostu lubię mieć zajęte dłonie. Łamię wykałaczki, rozrywam małe opakowania z cukrem i wsypuję je do pustej filiżanki. Tak już mam po prostu. Nie ma w tym większej filozofii, ani podtekstów. A jednak, jako ludzie lubimy dopowiadać historię tam, gdzie jej nie ma. Lubimy też – idąc w drugą stronę – bagatelizować i traktować powierzchownie bardzo skomplikowane zjawiska, byle nie musieć w nie schodzić. Daje nam to moc do wydania natychmiastowej, bardzo wygodnej opinii. Tak jest po prostu łatwiej. Dostrzeganie głębi i dochodzenie obiektywnej prawdy to bardzo kłopotliwy proces, więc po co się męczyć?

Nie palę i nie lubię papierosów, ale w retrospekcji dym jest bardzo miękki, nie drażni nozdrzy i kojarzy się raczej z czymś niejednoznacznie przyjemnym. Tymczasem w popielniczce zbiera się coraz więcej popiołu, a to oznacza, że zbliża się koniec. Nawet pole siłowe, bańka otaczająca nasz stolik z wolna gaśnie i do percepcji przedziera się koktail przyciszonych rozmów i spokojnej muzyki wypełzającej ze starych głośników. Może dlatego, że powiedzieliśmy sobie już wszystko.

Może dlatego, że mimo powiedzenia sobie wszystkiego, wciąż siebie nie rozumiemy.

Może dlatego, że mimo braku zrozumienia, całą resztę i tak mamy w dupie.

– Czy podać coś jeszcze? – pyta kelnerka.

Tym razem z miną zbitego psa i ruchami tak ostrożnymi, jak gdbyby wykonywała operację na otwartym sercu. Jakby uważała wejście w tę chwilę za profanację. A przecież nie musiała podchodzić. Czuła aurę, musiała ją czuć. To takie ludzkie, przecież widzę, jak z ciekawości świecą się jej oczy. Patrzę ponad jej ramię i widzę pozostałe kelnerki, zastygłe w oczekiwaniu. Nie patrzę na nie dlatego, że interesuje mnie ich opinia i niezdrowa ciekawość. Patrzę po to, by je zawstydzić. Po chwili, zakłopotane wracają do wycierania kufli. Chyba jest im głupio. Tej, która spytała też jest głupio, bo po chwili odchodzi – moje wymowne spojrzenie po raz kolejny robi robotę.

– Przestań zachowywać się tak, jakby to był film. – Protestuje, stukając czerwonymi paznokciami w blat stołu.

– To zawsze był film.

– Jeśli to jest film, to chyba właśnie patrzymy na jego zakończenie.

– Od jednego do dziesięciu?

– Przestań.

– Ja daję siedem. Z małym plusem.

– Musisz?

– Co muszę?

– Tak się zachowywać.

– A jak się zachowuję?

– Właśnie o tym mówię. – Nachyla się. Jej włosy prawie wpadają w resztki owocowej herbaty.

– Zawsze możesz wyjść.

– I wyjdę. Za chwilkę. Gdybyś tylko nie był taki, to wszystko byłoby inaczej.

– Cóż, tego nie dowiemy się już nigdy, prawda? – pytam, wzruszając ramionami. – “Gdybyś”, “wszystko”, “byłoby”. Powinnaś pomyśleć o karierze wróżki.

Wzdycha z rezygnacją i napiera plecami na oparcie kanapy. Łamię kolejną wykałaczkę. Tym razem dlatego, że mam dość tego nieznośnego uczucia. To będzie wracać jak bumerang i to nie na zdartym VHS-ie, tylko w jakości blue-ray – tak kurewsko dobrą mam pamięć.

Jesteśmy skomplikowanymi istotami w jednowymiarowej pułapce naszej percepcji.

Jesteśmy wszystkimi odcieniami szarości z metką “czarno-białe”.

Wychodzę pierwszy. Bo tak byłoby w porządnym filmie.

Artykuł To zawsze był film pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/to_zawsze_byl_film/feed 0
Bańki mydlane https://v1ncentify.prohost.pl/post/banki_mydlane https://v1ncentify.prohost.pl/post/banki_mydlane#respond Tue, 10 Mar 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=154 Stawiam nierówne kroki na podwórku. Wskakuję w spienioną kałużę z mydlin. Powietrze pachnie świeżością, praniem. Babcia płucze tkaniny w kolorowych miskach. Mam na sobie kurteczkę, szalik oraz czapkę i jest mi trochę gorąco. To jeszcze nie wiosna, ale już nie zima. 

Artykuł Bańki mydlane pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Stawiam nierówne kroki na podwórku. Wskakuję w spienioną kałużę z mydlin. Powietrze pachnie świeżością, praniem. Babcia płucze tkaniny w kolorowych miskach. Mam na sobie kurteczkę, szalik oraz czapkę i jest mi trochę gorąco. To jeszcze nie wiosna, ale już nie zima. 

Promenie słońca opadają na podwórko, rozlewając się tęczą w bańkach, które wypuszczam ze słomki. Czas stoi w miejscu. Duży, czarny pies wygrzewa grzbiet, rozciągnięty na zmęczonej zimą trawie. Dziadek stoi w progu letniej kuchni – kontemplując puszcza obłoki białego dymu z fajki. Lubię tę chwilę. Jestem dzieckiem, więc mam absolutną władzę nad czasem. Rozciągam minuty w godziny, radośnie hasając wokół. Cały świat i wszelki sens to właśnie ten moment. Ciepło słońca na twarzy i ćwierkanie ptaków, które porządkują swoje gniazda.

19 lat później stoję w tym samym miejscu. Pogoda jest identyczna. Tylko, że na podwórku pusto. Dziadków już dawno nie ma, ale mogę przysiąc, że w powietrzu unosi się zapach prania.

Dochodzę do wniosku, że ze wszystkich zmysłów węch najmocniej odświeża wspomnienia. Od tamtej chwili, gdy beztrosko biegałem wokół wiele się zmieniło. W zasadzie wszystko. Czasem jest to trochę przytłaczające. Wtedy czuję, jakbym stał w jakimś muzeum wspomnień i chwil, które były, przeglądając stopklatki z przeszłości. Zaglądając nieśmiało w mydlane bańki. Z drugiej strony jest to przyjemne. Pozwala dostrzec nieustanny proces zmian i linie, które splatają z pozoru nieistotne decyzje i z chaosu wyłaniają konkretną drogę, którą idę tu i teraz.

Jak to jest, że niektóre wspomnienia są bardziej żywe od innych? Robisz coś, zupełnie nie przykładając wagi do tego, jak za kilka lub kilkanaście lat będziesz wspominał tę chwilę. 

 

 


Zdjęcie z instagrama.

Ja powoli się tego uczę i wyczulam. Staram się zauważać, które momenty są wyjątkowe i nie pozwalam im po prostu zniknąć. Nie odpływam w telefon, nie sprawdzam facebooka. Po prostu jestem na zewnątrz, chłonąc bodźce, które bombardują moje zmysły. Zatrzymuję chwilę i ją rozciągam. Tak jak wtedy, gdy byłem dzieckiem i miałem władzę nad czasem. Przypominam sobie, że dalej to potrafię i jestem w tym całkiem niezły.

 

Biorę dziewczynę za rękę i sadzam ją na ławkę. Mówię, że nie musimy się nigdzie spieszyć i chcę jeszcze chwilę tu posiedzieć. Słuchając twego głosu, otoczony soczystą zielenią – dodaję, ale w myślach.

Odurzony zapachem Ani, wtulony w jej szyję nie zauważam ludzi, którzy spacerują po placu w Kijowie. Tańczymy, obracając się nieśpiesznie wokół, a z nami tańczą złote liście. Jestem świadom tego, że zapamiętam ten moment końca życia. Ta świadomość to prawie ból fizyczny.

Spaceruję z bratem po plaży na Boracay. Ciepła woda obmywa moje stopy z piasku, a rześki wiatr rozwiewa włosy. Niebo jest granatowe, na horyzoncie dumnie powiewają maszty. Nad nami zaczynają szybować tłuste nietoperze. Popijam świeży sok z mango i wciskam pauzę. Wiem, że zatęsknię szybciej, niż mi się wydaje.

Jestem w teraźniejszości, smakując moment, który przemija. Zauważam subtelne emocje, które kryją się w chwili – za kilka lat rozrosną się i dojrzeją w kalendarzu wspomnień. Obrosną nieuchwytną magią, nutką nostalgii i jeszcze kilku rzeczy, których nie potrafię (i nie chcę) nazwać. Nie wszystko musi mieć nazwę. Nie wszystko trzeba ubierać w słowa, bo język jest niedoskonały, kaleki i skazany na błąd w interpretacji.

Nazywać i wyjaśniać te mikro subtelności wspomnień, do których się uśmiechasz w samotności to prawie profanacja. 

 

Artykuł Bańki mydlane pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/banki_mydlane/feed 0