Please enable JavaScript to view the comments powered by Disqus.
10 Mar
 KOMENTARZY
, , ,
#Dziennik#Życie

Bańki mydlane

Stawiam nierówne kroki na podwórku. Wskakuję w spienioną kałużę z mydlin. Powietrze pachnie świeżością, praniem. Babcia płucze tkaniny w kolorowych miskach. Mam na sobie kurteczkę, szalik oraz czapkę i jest mi trochę gorąco. To jeszcze nie wiosna, ale już nie zima. 

Promenie słońca opadają na podwórko, rozlewając się tęczą w bańkach, które wypuszczam ze słomki. Czas stoi w miejscu. Duży, czarny pies wygrzewa grzbiet, rozciągnięty na zmęczonej zimą trawie. Dziadek stoi w progu letniej kuchni – kontemplując puszcza obłoki białego dymu z fajki. Lubię tę chwilę. Jestem dzieckiem, więc mam absolutną władzę nad czasem. Rozciągam minuty w godziny, radośnie hasając wokół. Cały świat i wszelki sens to właśnie ten moment. Ciepło słońca na twarzy i ćwierkanie ptaków, które porządkują swoje gniazda.

19 lat później stoję w tym samym miejscu. Pogoda jest identyczna. Tylko, że na podwórku pusto. Dziadków już dawno nie ma, ale mogę przysiąc, że w powietrzu unosi się zapach prania.

Dochodzę do wniosku, że ze wszystkich zmysłów węch najmocniej odświeża wspomnienia. Od tamtej chwili, gdy beztrosko biegałem wokół wiele się zmieniło. W zasadzie wszystko. Czasem jest to trochę przytłaczające. Wtedy czuję, jakbym stał w jakimś muzeum wspomnień i chwil, które były, przeglądając stopklatki z przeszłości. Zaglądając nieśmiało w mydlane bańki. Z drugiej strony jest to przyjemne. Pozwala dostrzec nieustanny proces zmian i linie, które splatają z pozoru nieistotne decyzje i z chaosu wyłaniają konkretną drogę, którą idę tu i teraz.

Jak to jest, że niektóre wspomnienia są bardziej żywe od innych? Robisz coś, zupełnie nie przykładając wagi do tego, jak za kilka lub kilkanaście lat będziesz wspominał tę chwilę. 

 

 


Zdjęcie z instagrama.

Ja powoli się tego uczę i wyczulam. Staram się zauważać, które momenty są wyjątkowe i nie pozwalam im po prostu zniknąć. Nie odpływam w telefon, nie sprawdzam facebooka. Po prostu jestem na zewnątrz, chłonąc bodźce, które bombardują moje zmysły. Zatrzymuję chwilę i ją rozciągam. Tak jak wtedy, gdy byłem dzieckiem i miałem władzę nad czasem. Przypominam sobie, że dalej to potrafię i jestem w tym całkiem niezły.

 

Biorę dziewczynę za rękę i sadzam ją na ławkę. Mówię, że nie musimy się nigdzie spieszyć i chcę jeszcze chwilę tu posiedzieć. Słuchając twego głosu, otoczony soczystą zielenią – dodaję, ale w myślach.

Odurzony zapachem Ani, wtulony w jej szyję nie zauważam ludzi, którzy spacerują po placu w Kijowie. Tańczymy, obracając się nieśpiesznie wokół, a z nami tańczą złote liście. Jestem świadom tego, że zapamiętam ten moment końca życia. Ta świadomość to prawie ból fizyczny.

Spaceruję z bratem po plaży na Boracay. Ciepła woda obmywa moje stopy z piasku, a rześki wiatr rozwiewa włosy. Niebo jest granatowe, na horyzoncie dumnie powiewają maszty. Nad nami zaczynają szybować tłuste nietoperze. Popijam świeży sok z mango i wciskam pauzę. Wiem, że zatęsknię szybciej, niż mi się wydaje.

Jestem w teraźniejszości, smakując moment, który przemija. Zauważam subtelne emocje, które kryją się w chwili – za kilka lat rozrosną się i dojrzeją w kalendarzu wspomnień. Obrosną nieuchwytną magią, nutką nostalgii i jeszcze kilku rzeczy, których nie potrafię (i nie chcę) nazwać. Nie wszystko musi mieć nazwę. Nie wszystko trzeba ubierać w słowa, bo język jest niedoskonały, kaleki i skazany na błąd w interpretacji.

Nazywać i wyjaśniać te mikro subtelności wspomnień, do których się uśmiechasz w samotności to prawie profanacja. 

 

comments powered by Disqus

Nie przegap

# • # • # • #

Już wiem, gdzie jesteś

#Dziennik

30

(Nie)zwykły poniedziałek

Przetrzyj swoją szybę

O vincencie

Dzięki swej determinacji zmienił się z zakompleksionego introwertyka w konkretnego, pewnego siebie faceta. Autor niniejszego bloga, współpracownik CKM oraz trener rozwoju osobistego.