życie – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Linie pęknięć https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec#comments Sun, 10 Feb 2019 11:58:04 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3788 W życiu przegrywasz w momencie, w którym przestajesz kwestionować filtry, przez które patrzysz na rzeczywistość.

Artykuł Linie pęknięć pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W życiu przegrywasz w momencie, w którym przestajesz kwestionować filtry, przez które patrzysz na rzeczywistość.

Prawdy poszukuj w liniach pęknięć. W najsłabszych miejscach prawd, które przyjąłeś za pewnik. Szukaj tak długo, aż będziesz w stanie rozwalić je na kawałki, ułożyć od nowa, skleić, oszlifować. Wtedy zacznij od początku.

Nie ma czegoś takiego, jak ostatnia, jedyna słuszna iteracja przekonań na temat życia, przyjaźni, miłości i związków, sensu życia. Po prostu nie. Moment, w którym przestajesz kwestionować swoje stanowisko, przyjmować nowe informacje i update’ować system jest chwilą, w której grzęźniesz. Stajesz w miejscu, podczas gdy chaos rzeczywistości ciągle zmienia formę, popychając całą resztę do przodu.

Gdy jesteś młody zdobywasz konkretny światopogląd, po czym bronisz go niczym wilczyca młode. Najgorsze, co można zrobić, to zatrzymać się w tym miejscu. Główny towar, jaki ma do zaoferowania świat, to ludzie, którzy przestali się aktualizować.

Ciężko jest kwestionować własne przekonania i wartości, którymi kierujemy się w życiu w społeczeństwie, które od dziecka wdrukowuje w nas potrzebę bycia idealnym. Dołóżmy do tego nieustanną krytykę ze strony innych ludzi i konieczność wykształcenia w sobie systemów obronnych, trzymania gardy i oddawania ciosów. Nielogiczne w takiej sytuacji wydaje się dodatkowe dokładanie samemu sobie.

W życiu najtrudniejsza jest nauka trzech rzeczy. Pierwsze dwie, to przyjmowanie krytyki i niepatrzenie na innych przez pryzmat własnych oczekiwań. Trzecia, to poddawanie w wątpliwość własnych przekonań – bo to zmusza do eksploracji. Nie chcemy eksplorować, chcemy definitywnych odpowiedzi. Żądamy stabilności i uciekamy od reorganizowania naszej rzeczywistości. To wymaga energii, pracy, zapału. Czasem mamy dobitną świadomość, że nasz pogląd na daną kwestię jest zbyt uproszczony, dwuwymiarowy i po prostu się na to godzimy, nie chcąc zgłębiać króliczej nory lub odkładając jej eksplorację na później.

Zresztą, kto w dzisiejszych czasach ma czas na autorefleksję? Świat zapierdala zbyt szybko. Często nie mamy chwili, by spotkać się na kawę z dobrym znajomym, co dopiero mówić o dialogu z samym sobą?

Moją metodą na stagnację było zawsze poszukiwanie przygody. Wrzucanie się w sytuacje, które mnie stresowały. Włączanie w dyskusje, które zmuszały do artykulacji, a czasem dopiero uzmysławiania własnych przekonań na dany temat. Gwałtowny skręt z autostrady. Nie wiesz, jakie masz zdanie na dany temat, zanim się o to nie pokłócisz, mówią.

Ja mówię, że nie wiesz kim jesteś, dopóki nie roztrzaskasz się w życiu przynajmniej kilkanaście razy i kilkanaście razy nie będziesz zmuszony poskładać od nowa.

Co się dzieje, gdy nie poszukujesz linii pęknięć i nie wzbogacasz swojego światopoglądu, klikasz “później” w wyskakujących okienkach przypominających o aktualizacji? Kończysz, jak 30-40 letni fani zespołów punkowych, którzy wyglądają dokładnie tak samo, jak dwie dekady wcześniej, jeśli pominąć tatusiowy brzuszek i twarz zmęczoną wyrzucaniem kolejnych marzeń do kosza.

Nie śpij, słyszysz?

Daj sobie z liścia, jeśli musisz, ale nie zastygaj w bezruchu. Doświadzaj nowych sytuacji, ryzykuj i podejmuj wyzwania, które Cię przytłaczają i zmuszają do zdobycia nowych kompetencji. Eksploruj rzeczywistość, czytaj dobre książki, chłoń punkt widzenia ludzi mądrzejszych od Ciebie.

Pod żadnym pozorem nie zamykaj oczu, nie mość sobie miejsca w ciepłym gniazdku.

Nie umieraj, proszę.

Staraj się zawsze pozostać przy życiu i nie zapaść w śpiączkę. Nie pozwól, by lód pod Twoimi stopami stał się zbyt gruby i stabilny. Uderz w niego z całej siły, odnajdź pęknięcia i uderz raz jeszcze. Rozwal go na kawałki i pozwól sobie na orzeźwiającą kąpiel.

Jaki jest sens życia? Ten obiektywny, bazujący na instynktach i przetrwaniu nie daje satysfakcjonującej odpowiedzi, dlatego dość łatwo jest dojść do wniosku, że życie nie ma najmniejszego sensu.

Rodzisz się, uczysz chodzić i mówić. Poznajesz ludzi. Każdego dnia przyswajasz pokarm, każdej nocy śpisz. Trochę trenujesz, uprawiasz seks i podążasz narzuconą przez system ścieżką. Wtedy umierasz. Nie ma znaczenia, czego się nauczyłeś, bo żadna wiedza już Ci się nie przyda. Nie ma znaczenia, czego dokonałeś, bo po pierwsze Ciebie już tu nie ma, by się tym cieszyć, a po drugie przy odpowiednio dużej rozpiętości czasu nawet najwybitniejsze z Twoich osiągnięć zostaną zapomniane.

Jesteś jak zapis w pamięci RAM sekundę po odcięciu zasilania. Po prostu znikasz.

Sensem życia jest więc przeżywanie samo w sobie – które daje dużo więcej frajdy przy ciągłej aktualizacji. Przyswajanie nowych informacji, bieżąca wymiana przestarzałych przekonań pomagają stwarzać kolejne iteracje Ciebie. Nadążanie za chaosem rzeczywistości, satysfakcja z osiąganych celów i podnoszenie sobie poprzeczki to wykałaczki, które utrzymują Twoje powieki w pozycji otwartej.

 

Potrzebujesz tych wykałaczek, bo zbyt dużą mamy tendencję do zapadania w sen – a życie ucieka.

 

Nie warto go przegapić.

 

Artykuł Linie pęknięć pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec/feed 2
Produkt o niskiej zawartości puenty https://v1ncentify.prohost.pl/post/produkt-o-niskiej-zawartosci-puenty https://v1ncentify.prohost.pl/post/produkt-o-niskiej-zawartosci-puenty#comments Thu, 28 Jun 2018 13:15:14 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3514 Pod ostatnim tekstem otrzymałem taki komentarz na fejsie: "Historia bez puenty". A następnie: "jeśli historia nie ma puenty, nie warto jej opowiadać".

Artykuł Produkt o niskiej zawartości puenty pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pod ostatnim tekstem otrzymałem taki komentarz na fejsie: “Historia bez puenty”. A następnie: “jeśli historia nie ma puenty, nie warto jej opowiadać”.

 

Już pomijam jawną pocieszność dyktowania blogerowi, co powinien, a czego nie powinien pisać na własnym blogu; chciałbym dziś skupić się na czymś zupełnie innym:

 

Czym jest v1ncent.pl?

Na powitalnej stronie na fanpage zamieściłem taki tekst:

 

Większość blogerów pisze w tym miejscu o tym, że lubi jeść herbatniki, posiada buntowniczą naturę i generalnie ubiera zdeptane banały w kolorowe ciuszki, by popisać się kreatywnością i grafomaństwem. Ja powiem:


Cześć, fajnie, że jesteś.


Czuj się jak NIE u siebie w domu. To miejsce należy do mnie i ja ustalam tu reguły. Piszę o sobie, swoich przemyśleniach i wyrzucam na zewnątrz wszystko, co lata mi po czaszce. Nie znajdziesz tu trzech nowych wpisów w tygodniu, tekstów sponsorowanych i clickbaitowej papki. Nie dowiesz się, co jadłem na śniadanie, ani jak na imię ma mój kot (no dobra, to akurat wyłapiesz, przetrzepując stare wpisy). Jeśli zawartość strony Ci nie odpowiada, to nie musisz mnie o tym informować – wystarczy, że zamkniesz przeglądarkę.


Na blogu obecnie wisi około 300 tekstów spłodzonych w ciągu ostatnich 5 lat, więc z pewnością znajdziesz coś dla siebie. Nie bądź jak pieprzone dziecko internetu, które czeka tylko na nowe mięsko i zaglądaj do archiwum. Podziękujesz później.


Piszę dla siebie i tylko trochę dla Ciebie. Natomiast jestem pewien, że mój blog Cię zainspiruje, da z liścia i ustawi do pionu. W najgorszym wypadku spędzisz tu miło czas.


Przy okazji, popełniłem książkę, która Cię zainteresuje: http://www.v1ncent.pl/plonac-w-atmosferze


Dobrej zabawy.


Pozdr
V

 

Puenta

 

To miejsce w internecie nie ma puenty, nie jest zamkniętą historią, tylko rwącym potokiem moich myśli. Osobiście nie szukam w życiu puenty. Zamknięte historie, szczęśliwe lub nieszczęśliwe zakończenia i napisy końcowe to wymysł Hollywood. Stałą życia jest jego przemijanie, przesypywanie piasku w klepsydrze. Fakt, że postawisz gdzieś na swojej drodze kropkę nie sprawi, że ten piasek przestanie spadać.

 

Kropki są spoko jako metaforyczne trzaśnięcie drzwiami i rozpoczęcie w myślach nowego rozdziału. Fajne narzędzie, bo działa odświeżająco, nie wolno się jednak do niego przywiązywać, bo rzeczywistość raz za razem będzie Twoje kropki gumkować i nie wolno wtedy wpadać w panikę, tylko pamiętać, że ta klamra i tak była umowna.

 

Wszystko, co stałe w życiu jest iluzją

 

Rzeczywistość płynie, zmienia kształty, jak magma po wybuchu wulkanu.

 

Nie możesz powiedzieć, że na zawsze pokonałeś jakiś lęk lub zmieniłeś swoje przekonanie na dany temat. Ten lęk może wrócić, a życiowe doświadczenie po raz kolejny zrobić bigos z czegoś, co miałeś za pewnik. Pewne jest tylko to, co masz w chwili obecnej, teraz. Jutro wszystko może się zmienić.

 

Kiedyś uważałem, że wszystko, co nas w życiu spotyka, spotyka nas z konkretnej przyczyny. Oczywiście, nie miałem na myśli religii i planu wszechmocnego staruszka, który siedzi w chmurach. Raczej wychodziłem z założenia, że każda życiowa sytuacja, nieważne jak ciężka pozwala nam nauczyć się czegoś o sobie, wyciągnąć lekcję, zahartować charakter.

 

A dziś? Dziś wiem, że rzeczy po prostu się dzieją i z niektórych zdarzeń nie da się wyciągnąć żadnej lekcji, chyba że na siłę. Ludzie bardzo lubią sobie racjonalizować to, co dzieje się w ich życiach, a także nadawać cierpieniu głębszego sensu. Czasem cierpienie jednak sensu nie ma. Jeśli jakieś doświadczenie pozwala Ci stać się lepszą osobą, przemyśleć pewne kwestie – super. Czy warto szukać tego na siłę? Wątpię.

 

Zgadza się, bardzo często puenty w życiu są oczywiste i trzeba potrafić je przyjmować. Czasem jednak będą zamglone lub poza zasięgiem i to też jest jak najbardziej w porządku. Maniakalne poszukiwania przyczyn, ciągłe pytanie „dlaczego” lub „co mogłem zrobić lepiej” długoterminowo zdrowe nie jest.

 

To tak, jak ze śmiercią bliskich osób. Do tej pory miałem dwie takie sytuacje. Czego się z nich nauczyłem? Można powiedzieć, że niczego. Że czas spieprza, ale że spieprza wiedziałem i bez tego. Podniosłem się cały poturbowany i do dziś noszę blizny, które czasem swędzą, ale jednocześnie nie niosą ze sobą żadnego praktycznego morału. Nie muszą, bo szukanie wszędzie sensu jest rzeczą typowo ludzką i nie ma nic wspólnego z tym, jak działają prawa fizyki, jak funkcjonuje Wszechświat. Stało się i tyle, trzeba z tym przejść do porządku dziennego i żyć dalej.

 

Rzeczywistość nie pochyli się nad Tobą, nie poda chusteczki ani nie poczeka, aż się pozbierasz. Co najwyżej dogniecie butem, więc dużo bardziej praktyczną inwestycją od szukania we wszystkim sensu jest nauka szybkiego podnoszenia się po nokaucie.

 

Wracając do myśli przewodniej tekstu, ten blog nie ma puenty. To koktajl luźnych myśli, historii spisanych w zgodzie z ich przebiegiem w prawdziwym życiu, z domieszką wszystkiego, co mnie wkurwia, bawi i zaskakuje.

 

No dobra, czasem pojawiają się też cycki.

 

Wiedząc, że nie lubicie wpisów bez morału, czy klarownego zakończenia,

Artykuł Produkt o niskiej zawartości puenty pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/produkt-o-niskiej-zawartosci-puenty/feed 6
Zacieki na sercach https://v1ncentify.prohost.pl/post/zacieki-na-sercach https://v1ncentify.prohost.pl/post/zacieki-na-sercach#respond Thu, 29 Mar 2018 11:24:55 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3317 Między nami jest bariera. Pole siłowe, pole minowe. Przestrzeń najeżona złamanymi obietnicami, małymi kłamstwami i bruzdami po odłamkach, które jeszcze rok temu świszczały koło uszu, zdzierały tkankę do kości.

Artykuł Zacieki na sercach pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Między nami jest bariera. Pole siłowe, pole minowe. Przestrzeń najeżona złamanymi obietnicami, małymi kłamstwami i bruzdami po odłamkach, które jeszcze rok temu świszczały koło uszu, zdzierały tkankę do kości.

 

W ustach mam posmak kawy, w nozdrzach zapach perfum, pięść pod stołem zwiniętą, zaciśniętą jak imadło. Napieram na spód stolika z całej siły, próbując powstrzymać szczypanie w oczach, zatrzymać łzy zanim przesłonią mi pole widzenia, zanim rozpuszczą jej twarz, zamienią w pastelowy obraz.

 

– Nie rób tego – poprosiła. Bo to takie łatwe. – Nie chcę dziś płakać.

 

Ma rację. Płakała przeze mnie 3 miesiące. Nie znam się, ale to chyba dosyć.

 

Chcę przesunąć wolną dłoń w stronę jej dłoni. Dzieli je zaledwie kilka centymetrów, ale nie mogę jej ruszyć. Przeszkadza pole siłowe. Kiedy je przekroczę będzie bolało, będzie parzyć, urwie mi rękę. Wszystkie miesiące rekonwalescencji rozpieprzą się na setki kawałków, jak szyba uderzona cegłą. Nie chcę tego sprzątać, wiem że nie potrafię tego posprzątać.

 

Chcę wiedzieć, czy jest szczęśliwa. Chcę zapewnienia, że potrafiła zbudować coś nowego w miejscu czarnego leja po bombie. Czy jest? Mam nadzieję, że jest.

 

– Jesteś szczęśliwa? – słyszę swój głos. Dlaczego zawsze, gdy się z nią widzę słyszę wypowiadane przez siebie słowa, chociaż nie mam zamiaru wypowiadać ich na głos?

 

Jej twarz napina się lekko, szczegół łatwy do przeoczenia, ale szczegóły to moja specjalność. Przestrzeń między nami faluje, jakby zakłócenia w eterze, jak obraz w telewizji z satelity w czasie burzy. To pole siłowe między nami, a może jednak płyn napływający do oczu. Złudzenie optyczne. Nasze maski to też złudzenie optyczne.

 

– Tak. Jestem – odpowiada. Nie muszę zauważać tego, co pod słowami, nie chcę tego zauważać, dlaczego to zauważam?

 

Teraz ściska mnie w gardle, ciężko się oddycha, kurewsko ciężko się patrzy, trzeba mrugnąć. Więc mrugam, czekam aż policzek zaswędzi od słonej, ślizgającej się po skórze kropli, ale nic takiego się nie dzieje. Nie rób tego, uprzedziła wcześniej, nie chcę tego robić i nie zrobię. Nie potrzebujemy dramatu, mieliśmy dramat i dosyć.

 

Pamiętam ten dramat

 

To nie ćwiczenia, to prawdziwy alarm. Nie pobudka przy kubku parującej kawy, to petarda na twarz, salwa z karabinu w sufit.

 

Najpierw zaciskasz pięści. To nie wybór, to odruch i nie jesteś nawet świadom tego, jak bieleją ci knykcie. Adrenalina kopie po żyłach, jakby ktoś podpiął cię do akumulatora dwoma metalowymi krokodylkami. Mniej więcej wtedy krew zaczyna szumieć w skroniach, w klatce piersiowej szalony dzwonnik tłucze bez opamiętania. Mrowienie pełznie po całym ciele, obejmuje plecy, a kończy się na palcach u dłoni, zasypując je setkami drobnych nakłuć. Włosy na potylicy unoszą się nieznośnie, stając na baczność. Czujesz moc w nogach, gdy Twoje ciało wpompowuje całe litry krwi w mięśnie.

 

Chcesz biec, biegniesz, nie możesz uciec, echo kroków i Twój cień odrysowany na bruku w świetle latarni nie pozwolą Ci uciec. Musi Cię pierdolnąć, musi boleć. Wiesz, że to nieuniknione i chcesz tylko się schować, by nikt nie musiał Cię w tym stanie oglądać.

 

Później

 

Sen ześlizguje się z Ciebie jak mokry koc, wystawiając świadomość na chłodne zderzenie z rozpędzoną codziennością. Nie chcesz tego, chcesz wrócić, zapaść się w łóżko, utaplać w śnie, ale wiesz, że on już nie wróci. Leżysz więc i gapisz się w sufit spod opuchniętych powiek, a zimny przeciąg myśli boruje dziury w czaszce. Chcesz pić, chcesz szczać i nie masz sił zwlec się z łóżka. Proste czynności są trudne, a te skomplikowane nie mają żadnego sensu. Nie sprawdzasz telefonu, bo boisz się powiadomień, boisz się ludzi, którzy zawsze czegoś chcą. Ktoś prosi Cię o przysługę, ktoś chce Cię dymać, ktoś ma oczekiwania. Ktoś zarzuca na Ciebie linki w nadziei, że zostaniesz jego osobistą pacynką i piekli się strasznie, że szarpie, a Ty ani drgniesz. Bo linki miały działać, bo jemu się należy, bo przecież miał wobec Ciebie plan. Nitki naprężają się, drżąc jak basowe struny i pękają, a Ty dostajesz za nie rachunek. Bo popsułeś. A niech wszyscy się dziś odpierdolą.

 

Chcesz sobie wybaczyć, musisz sobie wybaczyć, nie potrafisz sobie wybaczyć.

 

Nikomu nigdy nie zgotowałem takiego piekła, nie sądziłem że jestem do tego zdolny. Nigdy nie pomyślałbym, że w bajce o żabie i skorpionie to ja będę stroną zatapiającą żądło.

 

A teraz siedzimy

 

Rozmawiamy, otulamy się słowami, anegdotami, żartami, udając że wcale nie chodzi o to, by na siebie się patrzeć. Że samo patrzenie wystarcza, by wyciąć wszystko inne z rzeczywistości, sprawić, że przestaje mieć znaczenie. Dalej to mamy, tylko tym razem nie możemy po to sięgnąć. Możemy polizać przez papierek, wyobrazić sobie smak, nasze dłonie nie pieszczą się wzajemnie, pole siłowe pieści je prądem.

 

Jaki ja byłem głupi, kim ja właściwie byłem rok wcześniej? Rzeczy, które mi przeszkadzały, którymi sam przekonywałem się, że podjąłem jedyną słuszną decyzję, teraz wydają się być bazgrołami pięciolatka. Wstyd mi tak, jakbym zamiast rozprawki na maturze narysował kolorowe szlaczki. Wybaczyłem sobie, ona mi wybaczyła, ale został ten wstyd. Zostało “co by było gdyby”, piekące “chyba coś przegapiliśmy”, rozrywające klatkę piersiową tłustym wiertłem “co ja w ogóle sobie myślałem?”.

 

Jestem poczuciem winy i nie chcę się nad sobą użalać. Jestem obserwowany, gdy uderzam w klawiaturę w pociągu, młoda laska obok czyta, chłonie, udaje, że patrzy w telefon. Czytaj mała, mi nie przeszkadza, mało rzeczy mi przeszkadza, gdy piszę i w uszy mam wciśnięte słuchawki. Mam nadzieję, że masz wypieki na twarzy, bo mnie już pieką policzki.

 

Czekajcie, siedzę przy stoliku. Kawa się kończy, brązowe krople zamieniają się w zacieki na filiżance. My też się skończyliśmy, to co było między nami zamieniłem w zacieki na sercach.

 

Różnica taka, że serc nie wstawisz do zmywarki na tryb Eco.

 

Artykuł Zacieki na sercach pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zacieki-na-sercach/feed 0
W dupie mam snapchata https://v1ncentify.prohost.pl/post/w-dupie-mam-snapchata https://v1ncentify.prohost.pl/post/w-dupie-mam-snapchata#respond Wed, 05 Jul 2017 16:01:53 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2947 Okej, moja przygoda ze Snapchatem dobiegła końca. Po kilku miesiącach używania doszedłem do ostatecznego wniosku, że nie chcę korzystać z podobnej aplikacji

Artykuł W dupie mam snapchata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Okej, moja przygoda ze Snapchatem dobiegła końca. Po kilku miesiącach używania doszedłem do ostatecznego wniosku, że nie chcę korzystać z podobnej aplikacji.

Moje doświadczenie ze snapem podzieliłbym na 3 etapy:

Jestem na to za stary

Był to pierwszy etap, w którym absolutnie nie rozumiałem, dlaczego jakakolwiek osoba chciałaby nagrywać snapy. Kojarzyło mi się to z niesmacznym, forsowanym ekshibicjonizmem mającym na celu dowartościowanie się. Brzydziła mnie myśl o produkowaniu snapów. Uśmiech politowania budził widok tych wszystkich lasek w klubach, które zamiast rzeczywiście się bawić, zajęte były rejestrowaniem wymuszonych, pseudoradosnych podrygów i dzióbków. Rozkładałem wtedy ręce, rozglądając się po tłumie, pytając miną: “też to widzicie? Przecież to jest żałosne i popierdolone”. Nikt jednak nie zwracał na zjawisko uwagi, byłem więc sam.

Snapa jednak da się lubić

Przełom nastąpił w momencie, kiedy wylatywałem na Filipiny. Wiedziałem, że w trakcie miesięcznego wyjazdu nie znajdę wystarczająco dużo czasu, by regularnie pisać. Mimo wszystko chciałem znaleźć sposób na prowadzenie dynamicznej relacji, żebyście wiedzieli, co się ze mną dzieje. Instagram odpadał, brakowało mu elastyczności i “dynamizmu” właśnie. Padło na snapa, który w tej roli sprawdził się świetnie. Mogliście razem ze mną imprezować, spacerować po Manili, opalać się na gorącym piasku Boracay, czy podskakiwać na koncercie Van Buuren’a. Wciągnąłem się.

Oddaj mi moje życie, szmato

Trzeci etap drastycznie zakończył moją przygodę z aplikacją. Z biegiem czasu Snapchat zaczął mnie męczyć i przytłaczać. Rozdzierał mnie zawsze ten sam dylemat: przeżywać chwilę, czy nagrać snapa? Jedno wykluczało drugie. Ciężko jest chłonąć fajny moment, jednocześnie skupiając się na tym, by poprawnie go zarejestrować i opisać. Może bym się z tym jednak pogodził, gdyby nie to, że apka zaczęła się wieszać. Doszło do sytuacji, w której rejestrowałem snapa tylko po to, by dowiedzieć się, że się nie nagrał – bo aplikacja wysypała się do pulpitu lub zamiast video zarejestrowała mi zdjęcie. Wtedy nie miałem ani snapa, ani chwili, która przepadła. Poczucie straty i złe emocje są mi w życiu zbędne, więc przestałem z aplikacji korzystać. I wiecie co? Czuję się teraz dużo lepiej.

Wierzę, że ludziom aplikacja może się podobać. Mnie osobiście męczyła. Może być tak, że rzeczywiście jestem na to po prostu zbyt zramolały i z przesadnym patosem podchodzę do bycia tu i teraz, kiedy dzieją się ważne dla mnie rzeczy. Z tym, że każdy samodzielnie wartościuje wszystkie składowe codzienności. Mój czas, moje wspomnienia i przeżycia przedkładam nad walidację, liczbę wyświetleń, serduszka i lajki.

Tym bardziej doceniłem Instagram – który pozwala mi wrzucać content wtedy, kiedy mam na to czas i ochotę. Jeśli jeszcze mnie nie śledzicie, to wpadajcie: v1ncent.pl. Ostatnio kupiłem aparat i uczę się produkować wysokiej jakości fotorelacje – już czuję, że znalazłem nową pasję:

Lwowski foodporn-cheat-week <3 #lviv #pornfood #travel

Post udostępniony przez @v1ncent.pl

#lwow #lviv #trip #city #oldtown #beautiful

Post udostępniony przez @v1ncent.pl


Nie wykluczam, że od czasu do czasu coś na snapie się pojawi – informacja o nowym wpisie, vlogu, czy produkcie. Z całą pewnością jednak nie będzie to stała narracja. To ciekawe, bo z marketingowego punktu widzenia powinienem z apki w dalszym ciągu korzystać. >>Powinienem<<. Tym bardziej zastanawiają mnie wszyscy ludzie, którzy używają jej dobrowolnie.

 

Może rzeczywiście zbyt zdziadziały jestem, by to zrozumieć.

Artykuł W dupie mam snapchata pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/w-dupie-mam-snapchata/feed 0
Wychodząc naprzeciw burzy 2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2#respond Mon, 26 Jun 2017 10:39:57 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2935 Cześć

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

(…) perhaps we should then bear our sadnesses with greater assurance than our joys. For they are the moments when something new enters into us, something uknown to us; our feelings, shy and inhibited, fall silent, everything in us withdraws, a stillness setles on us, and at the centre of it is the new presence that nobody yet knows, making no sound.

 

Letters To A Young Poet; R. M. Rilke

 

Cześć,

 

dawno mnie z Wami nie było. Nie miejcie mi za złe. Trochę się ostatnio w moim życiu pokręciło.

 

Jestem smutny, jestem szczęśliwy, trochę chce mi się płakać, a trochę tańczyć, drzeć się, krzyczeć. Żyję pełną gamą emocji i chyba ostatecznie o to chodzi – żeby codzienność malować używając do tego pełnej palety kolorów.

 

Kiedyś napisałem: “Życie jest o wiele mniej skomplikowane, gdy nie jesteś zakochany. Przy okazji jest też szare jak srajtaśma.”

 

Nie wiem, czym jest miłość, czym zakochanie, ani jak zdefiniować zauroczenie. Nie mam pojęcia, czy nazywanie uczuć ma jakikolwiek sens, skoro każda osoba wykształca nieco inne filtry i definicje opisujące to, co czuje. Wiem natomiast, że warto czuć, bo to pobudza, cuci ze śpiączki. Drąży w Tobie całkiem nowe tunele i pozwala odkrywać całe połacie niezagospodarowanej jeszcze przestrzeni.

 

Kiedyś myślałem, że za każdym razem, gdy się rozpadasz, tłuczesz się na mniejsze części i później o wiele trudniej jest się posklejać. Teraz jestem przekonany, że w składaniu samego siebie możesz dojść do perfekcji, a linie pęknięć nie osłabiają, ale wzmacniają całą strukturę. Dodatkowo, tylko rozpadając się masz szansę całości nadać nowy, lepszy kształt.

 

Na siłowni podnosisz ciężar, niszczysz mięśnie, rozrywasz włókna, które regenerują się grubsze, bardziej wytrzymałe. Tylko, że sztangi nie mają uczuć. Możesz brutalnie rzucać nimi po sali, dokładać kolejne krążki. W relacjach działa to identycznie, tylko że tutaj cierpią ludzie. Okej, urosłeś czyimś kosztem, zrozumiałeś coś. Gratulacje.

 

Poczucie winy jest jak jad przeżerający żyły, kąsający Cię od środka. Domyślam się, że żeby się go pozbyć, musisz krwawić, upaćkać się. Upuścić wystarczająco, by się oczyścić z trucizny, ale jednocześnie nie za dużo – by ustać na nogach i nie upaść.

 

/po co mi ten pociąg, skoro Ciebie nie ma na stacji?

 

Ulica zalana jest cyganami, którzy obwieszeni grubymi łańcuchami ciągną ujebane błotem dzieci po chodnikach – jakby były workami na śmieci. Siedzę w knajpie w centrum, otoczony zadbanymi kamienicami oraz dźgającymi niebo wieżami zabytkowych kościołów. Słaba kawa drażni moje kubki smakowe. A może z kawą jest wszystko w porządku, może to tylko gorycz, którą przesiąkłem, której nie mogę się pozbyć.
Nie tak wyobrażałem sobie Czechy. Nie tak wyobrażałem sobie koniec tej historii.

 

Nie wierzę w marzenia wypowiadane w myślach, prorocze sny ani przeznaczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że życie nigdy nie daje Ci tego, czego chcesz, ale dokładnie to, czego potrzebujesz w danym momencie. W pierwszej chwili możesz to odrzucić, bronić się przed tym. Zrozumiesz po czasie – to była chwila, kiedy ktoś musiał wdusić “reboot”. Przerobiłem ten cykl wystarczająco wiele razy, by bez problemu rozpoznać gościa, który przekracza próg mieszkania – nie muszę patrzeć w jego stronę, ani czekać, aż zdejmie kapelusz.

 

To dlatego jestem smutny i uśmiechnięty. Zgorzkniały i pełen nadziei. To dlatego skarżę się, jak skrzywdzony pies, rzucam po kątach jak opętany, nie śpię w nocy – jednocześnie mam więcej energii, niż kiedykolwiek, budzi się we mnie coś nowego. Parę dni temu, we Lwowie, byłem najbliżej zapalenia papierosa od momentu, kiedy rzuciłem. Rozrywają mnie sprzeczności, a ja zamiast z nimi walczyć, po prostu akceptuję. Ciemne chmury się kłębią, groźnie grzmi i burza nadchodzi. Otwieram okno, zapraszam serdecznie.

 

Będzie, będę okej.

 

Myślę, że prawda o Tobie zawsze leży gdzieś między niewypowiedzianymi w porę słowami, szybszym biciem serca i pełnym wyrzutów spojrzeniu, które kroi Cię na plasterki. Pytanie, czy jesteś gotów mówić po fakcie, zejść na zawał i dać się pokroić. Wyjść naprzeciw burzy.

 

Teraz wiem już, że po drugiej książce będzie trzecia. Nie dlatego, że chcę ją napisać, ale dlatego, że jej potrzebuję. Tak, jak potrzebowałem dzisiejszego wpisu.

 

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2/feed 0