zwiazki – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Zacieki na sercach https://v1ncentify.prohost.pl/post/zacieki-na-sercach https://v1ncentify.prohost.pl/post/zacieki-na-sercach#respond Thu, 29 Mar 2018 11:24:55 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3317 Między nami jest bariera. Pole siłowe, pole minowe. Przestrzeń najeżona złamanymi obietnicami, małymi kłamstwami i bruzdami po odłamkach, które jeszcze rok temu świszczały koło uszu, zdzierały tkankę do kości.

Artykuł Zacieki na sercach pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Między nami jest bariera. Pole siłowe, pole minowe. Przestrzeń najeżona złamanymi obietnicami, małymi kłamstwami i bruzdami po odłamkach, które jeszcze rok temu świszczały koło uszu, zdzierały tkankę do kości.

 

W ustach mam posmak kawy, w nozdrzach zapach perfum, pięść pod stołem zwiniętą, zaciśniętą jak imadło. Napieram na spód stolika z całej siły, próbując powstrzymać szczypanie w oczach, zatrzymać łzy zanim przesłonią mi pole widzenia, zanim rozpuszczą jej twarz, zamienią w pastelowy obraz.

 

– Nie rób tego – poprosiła. Bo to takie łatwe. – Nie chcę dziś płakać.

 

Ma rację. Płakała przeze mnie 3 miesiące. Nie znam się, ale to chyba dosyć.

 

Chcę przesunąć wolną dłoń w stronę jej dłoni. Dzieli je zaledwie kilka centymetrów, ale nie mogę jej ruszyć. Przeszkadza pole siłowe. Kiedy je przekroczę będzie bolało, będzie parzyć, urwie mi rękę. Wszystkie miesiące rekonwalescencji rozpieprzą się na setki kawałków, jak szyba uderzona cegłą. Nie chcę tego sprzątać, wiem że nie potrafię tego posprzątać.

 

Chcę wiedzieć, czy jest szczęśliwa. Chcę zapewnienia, że potrafiła zbudować coś nowego w miejscu czarnego leja po bombie. Czy jest? Mam nadzieję, że jest.

 

– Jesteś szczęśliwa? – słyszę swój głos. Dlaczego zawsze, gdy się z nią widzę słyszę wypowiadane przez siebie słowa, chociaż nie mam zamiaru wypowiadać ich na głos?

 

Jej twarz napina się lekko, szczegół łatwy do przeoczenia, ale szczegóły to moja specjalność. Przestrzeń między nami faluje, jakby zakłócenia w eterze, jak obraz w telewizji z satelity w czasie burzy. To pole siłowe między nami, a może jednak płyn napływający do oczu. Złudzenie optyczne. Nasze maski to też złudzenie optyczne.

 

– Tak. Jestem – odpowiada. Nie muszę zauważać tego, co pod słowami, nie chcę tego zauważać, dlaczego to zauważam?

 

Teraz ściska mnie w gardle, ciężko się oddycha, kurewsko ciężko się patrzy, trzeba mrugnąć. Więc mrugam, czekam aż policzek zaswędzi od słonej, ślizgającej się po skórze kropli, ale nic takiego się nie dzieje. Nie rób tego, uprzedziła wcześniej, nie chcę tego robić i nie zrobię. Nie potrzebujemy dramatu, mieliśmy dramat i dosyć.

 

Pamiętam ten dramat

 

To nie ćwiczenia, to prawdziwy alarm. Nie pobudka przy kubku parującej kawy, to petarda na twarz, salwa z karabinu w sufit.

 

Najpierw zaciskasz pięści. To nie wybór, to odruch i nie jesteś nawet świadom tego, jak bieleją ci knykcie. Adrenalina kopie po żyłach, jakby ktoś podpiął cię do akumulatora dwoma metalowymi krokodylkami. Mniej więcej wtedy krew zaczyna szumieć w skroniach, w klatce piersiowej szalony dzwonnik tłucze bez opamiętania. Mrowienie pełznie po całym ciele, obejmuje plecy, a kończy się na palcach u dłoni, zasypując je setkami drobnych nakłuć. Włosy na potylicy unoszą się nieznośnie, stając na baczność. Czujesz moc w nogach, gdy Twoje ciało wpompowuje całe litry krwi w mięśnie.

 

Chcesz biec, biegniesz, nie możesz uciec, echo kroków i Twój cień odrysowany na bruku w świetle latarni nie pozwolą Ci uciec. Musi Cię pierdolnąć, musi boleć. Wiesz, że to nieuniknione i chcesz tylko się schować, by nikt nie musiał Cię w tym stanie oglądać.

 

Później

 

Sen ześlizguje się z Ciebie jak mokry koc, wystawiając świadomość na chłodne zderzenie z rozpędzoną codziennością. Nie chcesz tego, chcesz wrócić, zapaść się w łóżko, utaplać w śnie, ale wiesz, że on już nie wróci. Leżysz więc i gapisz się w sufit spod opuchniętych powiek, a zimny przeciąg myśli boruje dziury w czaszce. Chcesz pić, chcesz szczać i nie masz sił zwlec się z łóżka. Proste czynności są trudne, a te skomplikowane nie mają żadnego sensu. Nie sprawdzasz telefonu, bo boisz się powiadomień, boisz się ludzi, którzy zawsze czegoś chcą. Ktoś prosi Cię o przysługę, ktoś chce Cię dymać, ktoś ma oczekiwania. Ktoś zarzuca na Ciebie linki w nadziei, że zostaniesz jego osobistą pacynką i piekli się strasznie, że szarpie, a Ty ani drgniesz. Bo linki miały działać, bo jemu się należy, bo przecież miał wobec Ciebie plan. Nitki naprężają się, drżąc jak basowe struny i pękają, a Ty dostajesz za nie rachunek. Bo popsułeś. A niech wszyscy się dziś odpierdolą.

 

Chcesz sobie wybaczyć, musisz sobie wybaczyć, nie potrafisz sobie wybaczyć.

 

Nikomu nigdy nie zgotowałem takiego piekła, nie sądziłem że jestem do tego zdolny. Nigdy nie pomyślałbym, że w bajce o żabie i skorpionie to ja będę stroną zatapiającą żądło.

 

A teraz siedzimy

 

Rozmawiamy, otulamy się słowami, anegdotami, żartami, udając że wcale nie chodzi o to, by na siebie się patrzeć. Że samo patrzenie wystarcza, by wyciąć wszystko inne z rzeczywistości, sprawić, że przestaje mieć znaczenie. Dalej to mamy, tylko tym razem nie możemy po to sięgnąć. Możemy polizać przez papierek, wyobrazić sobie smak, nasze dłonie nie pieszczą się wzajemnie, pole siłowe pieści je prądem.

 

Jaki ja byłem głupi, kim ja właściwie byłem rok wcześniej? Rzeczy, które mi przeszkadzały, którymi sam przekonywałem się, że podjąłem jedyną słuszną decyzję, teraz wydają się być bazgrołami pięciolatka. Wstyd mi tak, jakbym zamiast rozprawki na maturze narysował kolorowe szlaczki. Wybaczyłem sobie, ona mi wybaczyła, ale został ten wstyd. Zostało “co by było gdyby”, piekące “chyba coś przegapiliśmy”, rozrywające klatkę piersiową tłustym wiertłem “co ja w ogóle sobie myślałem?”.

 

Jestem poczuciem winy i nie chcę się nad sobą użalać. Jestem obserwowany, gdy uderzam w klawiaturę w pociągu, młoda laska obok czyta, chłonie, udaje, że patrzy w telefon. Czytaj mała, mi nie przeszkadza, mało rzeczy mi przeszkadza, gdy piszę i w uszy mam wciśnięte słuchawki. Mam nadzieję, że masz wypieki na twarzy, bo mnie już pieką policzki.

 

Czekajcie, siedzę przy stoliku. Kawa się kończy, brązowe krople zamieniają się w zacieki na filiżance. My też się skończyliśmy, to co było między nami zamieniłem w zacieki na sercach.

 

Różnica taka, że serc nie wstawisz do zmywarki na tryb Eco.

 

Artykuł Zacieki na sercach pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zacieki-na-sercach/feed 0
Seksualny cyrk, czyli dlaczego zachowujemy się jak idioci https://v1ncentify.prohost.pl/post/seksualny-cyrk-czyli-dlaczego-zachowujemy-sie-jak-idioci https://v1ncentify.prohost.pl/post/seksualny-cyrk-czyli-dlaczego-zachowujemy-sie-jak-idioci#respond Sun, 23 Apr 2017 18:37:04 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2633 Wiecie, od długiego czasu żyję w bańce informacyjnej. Wszyscy znajomi, na których mi zależy i z którymi utrzymuję kontakt wiedzą, czym się zajmuję. Większość z nich ma zdrowe przekonania na temat życia, biznesu i relacji damsko-męskich, bo własnie takimi ludźmi chcę się otaczać.

Artykuł Seksualny cyrk, czyli dlaczego zachowujemy się jak idioci pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Wiecie, od długiego czasu żyję w bańce informacyjnej. Wszyscy znajomi, na których mi zależy i z którymi utrzymuję kontakt wiedzą, czym się zajmuję. Większość z nich ma zdrowe przekonania na temat życia, biznesu i relacji damsko-męskich, bo własnie takimi ludźmi chcę się otaczać.

Zespół Madonny i ladacznicy – zaburzenie seksualne opisane przez psychoanalityka Renshava, polegające na ambiwalentnej postawie mężczyzny wobec natury kobiecej. W mentalności mężczyzny współistnieją dwa modele kobiety: Madonna – porządna, cnotliwa, idealna żona i matka oraz ladacznica – zmysłowa, rozpustna, dostępna, zabawowo traktująca seks.

 

Postawa ta według Renshava jest bardzo rozpowszechniona w kręgu kultury Zachodu i wynika z wychowania, lęku kastracyjnego, nieufności wobec kobiet i podwójnej moralności.

 

Wikipedia

 

W naszym świecie normalne jest zagadanie przypadkowej dziewczyny na ulicy i uprawianie z nią seksu tego samego dnia. Nie mamy kompleksu Madonny i Ladacznicy, bo prawdziwą naturę kobiet odkryliśmy już dawno temu i zrobiliśmy jedyną sensowną rzecz – zaakceptowaliśmy ją, co otworzyło nam drzwi do świata niedostępnego dla przeciętnego faceta.

Posiadając dobrze skonstruowaną bańkę możesz wyciąć ze swego życia ludzi i zachowania, których nie lubisz. Odłączyć się i przenieść do wirtualnej rzeczywistości, gdzie nie będą Cię dotyczyć myśli i przekonania osób, których w swoim świecie nie chcesz. Po jakimś czasie takiego odcięcia zapominasz, że w ogóle istnieją ludzie, którzy myślą inaczej. Twoje przekonania zapuszczają w Ciebie korzenie tak głęboko, że DZIWNY staje się fakt, że inni budują swoje tu i teraz wokół zupełnie innych systemów wartości.

Dla mnie osobiście najbardziej przerażające momenty interakcji z innymi ludźmi to te, w których przez przypadek (poznaję nowych ludzi, na przykład znajomych dziewczyny) lub z przymusu (komentarze do filmów Instynktownego na YouTube) wchodzę w patologiczne bańki i widzę, w jaki sposób myśli i funkcjonuje większość osób – szczególnie facetów.

Mam ciarki na samą myśl o zapuszczaniu się w ten niepokojący świat, ale właśnie nim się dzisiaj zajmiemy. Siostro, podaj skalpel i odsuń się proszę. Będzie krwawo.

Szpital wariatów

 

Kobiety to dla mężczyzn temat szczególnie wrażliwy, bo bezpośrednio powiązany z ego. Każdy chciałby być ekspertem i pozycjonować się na kogoś, kto nie ma problemów z płcią przeciwną. Jednocześnie wielu facetów wyrzuca do kosza entuzjazm związany z kobietami gdzieś w okolicach studiów, gdy powoli dociera do nich, że schematy, w których się poruszają są nieefektywne. Że bycie miłym, poprawnym i romantycznym nie działa (a miało działać!). Rośnie seksualna frustracja podszyta dezorientacją – negatywny szlam, który goście kierują na kobiety potwierdzające nieefektywność wpajanych od dziecka schematów zachowań.

Jeśli jakaś dziewczyna uprawia seks bez przejścia “rytuału” kilku randek, jest na celowniku. Jeśli wychodzi z nowopoznanym facetem z klubu, zostaje napiętnowana. Punktem wrzącym zagubienia jest natomiast sytuacja, w której dziewczyna uprawia seks z mężczyzną będącym kompletnym zaprzeczeniem modelu Faceta Idealnego, lansowanego przez popkulturę, mamę, tatę oraz same kobiety. Krzyś (który staje się powoli blogową maskotką – ktoś z Was powinien przygotować jego wizualizację na potrzeby takich wpisów) widzi na własne oczy, że jego wyidealizowana Asia – w której podkochuje się od lat, o której względy się stara zapraszając do kina, naprawiając komputer, robiąc za darmowego taksówkarza o każdej porze dnia i nocy – właśnie całuje się z gościem, który podszedł do niej zaledwie piętnaście minut temu. Krzyś ma blue screena. Jak to, moja Asia? Przecież to czysta Asia, z zasadami, nie jakaś dziwka. Asia by nigdy, przenigdy… może jej coś dosypał?! Ale przecież się uśmiecha, trzeźwo patrzy, dobrze się bawi. Jak to, zaraz! Przecież on nawet nie jest dla niej miły, przecież dotyka ją, jakby byli razem, dlaczego nie strzeliła mu z liścia, nie chlusnęła mu w twarz drinkiem? Dlaczego jest w niego tak wpatrzona i sama ciągnie za rękę do baru?

Wiecie, co dzieje się później?

Asia wychodzi z klubu, ale nie sama. Rozchlapane myśli kapią z rozłupanego łba Krzysia, który nie jest w stanie zracjonalizować tego, co się właśnie stało. Największą tragedią natomiast jest fakt, że pomimo nieefektywnego schematu myślowego, taki facet sam z siebie go nie zmieni, bo brakuje mu dystansu i odpowiednich informacji. Pomimo zbierania feedbacku z zewnątrz potwierdzającego, że świat relacji rządzi się innymi prawami fizyki, Krzyś będzie dalej poruszał się wytartymi ścieżkami, jak szczur w labiryncie, stając się coraz bardziej nieszczęśliwym, zagubionym człowiekiem, z rosnącym przekonaniem, że został oszukany. Zgorzknienie i frustracja zawsze muszą znaleźć ujście, więc w długoterminowej perspektywie gość zacznie nienawidzić kobiet i facetów, którym z nimi wychodzi.

Wreszcie znajdzie swoją racjonalizację: dziewczyny pokroju Asi to dziwki, a goście, którzy mają dużo seksu – smutni kolesie bzykający puste szmaty (bo jak wszyscy wiemy, te mądre różnią się biologicznie od głupich i nie odczuwają pożądania, a pieprzą się tylko w celu prokreacji). 

Same dziewczyny nie są tutaj bez winy, bo na każdym kroku utwierdzają mężczyzn w patologicznych schematach, poruszając się bezpiecznie pod społecznym płaszczykiem czystej kobiety, która do seksu potrzebuje związku. Na co dzień prezentują postawę cnotliwej córeczki tatusia, by w nocy pieprzyć się i realizować fantazje z facetami, którzy dostarczają im odpowiednich emocji i dyskrecji. Tak, wiem że lepiej udawać i z tego udawania czerpać profity, niż skazać się na ostracyzm społeczny i łatkę “łatwej dziwki”. Wiem, że bezpieczniej jest założyć, że facet, z którym się spotykasz ma równie średniowieczne przekonania, co 95% mężczyzn, niż przejechać się na szybkim i wyuzdanym seksie z nim. Ja jedynie zwracam uwagę na dokładanie cegiełki do patologicznego modelu relacji. To popieprzony łańcuch kłamstw, w którym każde kolejne ogniwo umacnia zakrzywione postrzeganie rzeczywistości, powodując zagubienie i frustrację u mężczyzn oraz wyrzuty sumienia i wstyd z powodu odczuwania naturalnych instynktów u kobiet. Niektóre z nich akceptują swoją prawdziwą naturę  i po prostu odgrywają bezpieczną szopkę, by nie nadwyrężyć swojej reputacji. Inne z kolei jej nie akceptują, więc każde działanie pod wpływem impulsu muszą sobie racjonalizować i w tę racjonalizację wierzyć. “Było dużo alkoholu… nie planowałam tego…”, “weszłam do niego na szybką herbatę i jakoś tak wyszło…”.

Nie możesz czuć się dobrze, za model myślowy przyjmując taki, który zaprzecza Twoim naturalnym instynktom. Wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy chcemy seksu, bliskości oraz dowolności w zakresie tego, z kim i w jaki sposób zrealizujemy te potrzeby. Czy w związku, czy poza nim. A teraz mamy patową sytuację, w której facet wstydzi się tego, że jest napalony na dziewczynę i nie chce jej tym urazić, a kobieta z kolei musi udawać urażoną i zgrywać trudno-dostępną, bo albo czuje wyrzuty sumienia z powodu swoich pragnień albo po prostu wie, że musi odegrać kabaret. Brzmi, jak szpital wariatów.

 

Mężczyzna albo zaakceptuje, że kobiety uwielbiają seks i nie dzielą się na te “czyste bez skazy” i “rozpustnice” albo na zawsze pozostanie zdezorientowany i zablokuje sobie dostęp do zdobywania doświadczenia. Ta sama kobieta przy dwóch różnych facetach będzie wyświetlać dwie skrajnie różne osobowości. Dla jednego będzie napaloną “zdzirą” i bzyknie się tej samej nocy lub na pierwszym spotkaniu – tylko dlatego, że zostanie dobrze poprowadzona i zobaczy, że gość jej nie ocenia. Dla drugiego z kolei, wykazującego symptomy zespołu madonny i ladacznicy, będzie czystą cnotką, mówiącą, że “za szybko”, wodzącą za nos, wymarzoną dziewczyną do związku – byle nie wdepnąć w minę i dopasować się do wizji mężczyzny.

To nie jest tak, że “faceci nie rozumieją kobiet”. Faceci nie rozumieją rzeczywistości, w której żyją, a ponieważ znajdują się w pułapce myślowej – nie mogą spojrzeć na nią z dystansu. Mężczyzna albo wyrwie się z “Matrixa” albo do końca życia będzie bardzo nieszczęśliwy, ponosząc porażkę za porażką, popełniając te same błędy w imię przyjętych (fałszywych) założeń co do otaczającego świata. Z tym, że wbrew pozorom wyrwanie się jest ekstremalnie trudne. Po pierwsze, jako ludzie mamy tendencję do fanatycznej obrony swoich przekonań (nawet wtedy, kiedy zostały nam zaszczepione i wcale takie “nasze” nie są), a po drugie społeczeństwo nieustannie bombarduje nas kłamstwami mającymi na celu zakorzenić nas w patologicznym modelu relacji. Po trzecie, porzucenie całego systemu wartości i zmiana modelu wydaje się być przerażająca. Jako ludzie potrzebujemy prostych zasad i dowodu społecznego. Najlepiej, żeby te zasady zostały narzucone z góry (bezpieczeństwo) i były powszechnie przestrzegane (potwierdzenie), w myśl zasady, że miliony much nie mogą się mylić, a jeśli tylko będziemy robić to, co one – nie grozi nam nic złego.

Facet musi zaakceptować prawdziwą naturę kobiet, by zdobywać z nimi doświadczenie, wyrobić sobie standardy, mieć porównanie. Ile razy słyszymy Krzysia mówiącego “to moja wybranka” o lasce, na którą jest skazany, bo nie posiada kompetencji, które pozwoliłyby mu poznawać inne kobiety? Jak mawia mój kumpel, wybór z jednego nie jest żadnym wyborem. Potrzebujemy wielu dziewczyn, by nauczyć się, co oznacza asertywność oraz jak pozostać niezależną jednostką w relacji, wzrastać jako mężczyzna – nie stawać się w związku czarną dziurą, która nieustannie wymaga atencji. By dojść do momentu, gdzie wchodzimy w związek nie ze strachu przed samotnością, ale z rzeczywistego WYBORU, przynosząc na podwórko swoje zabawki. Tak, to kobieta, której chcę. Byłem z Agnieszką, Kasią i Mariolą, poznałem rozpiętość osobowości kobiet, przerobiłem szybki seks, zazdrość, odrzucenie, poznałem siebie i poukładałem w głowie. Dzięki temu wiem, że TO jest kobieta, z którą chcę dalej wzrastać, stworzyć coś zajebistego. I rzeczywiście WIEM, bo posiadam doświadczenie. Nie wkręcam sobie, że oto przede mną stoi wyjątkowa laska, podczas gdy na miano wyjątkowej zasługuje w moim słowniku każda, która po zamienieniu dwóch zdań nie zaczyna spierdalać w podskokach.

Podwójne standardy

 

Takiego przekonania nie da się osiągnąć w inny sposób – facet nie będzie w pełni facetem, jeśli nie podejmuje działania. Z drugiej strony, mężczyzn “ogarniętych” w temacie relacji określa się mianem “kobieciarzy”, które niesie wydźwięk równie subtelny, co kop w jaja. Wymaga się od faceta, żeby wiedział co powiedzieć i gdzie zabrać. Jak wydrylować spojrzeniem, by zrobiło się jej gorąco, a w odpowiedniej chwili przemienić się w Rocco Siffredi, zamknąć usta pocałunkiem, pociągnąć za włosy, zsunąć majtki i dać klapsa. Zafundować emocjonalny rollercoaster, a do tego z czasem nie zamienić się w grzecznego misia i nie spiździeć. Facet powinien rozumieć, kiedy trzeba przytulić, a kiedy jednym zdaniem sprowadzić na ziemię. Być tajemniczym, słodkim, czułym i szorstkim draniem, rzeźbionym dłutem w granicie skurwielem, ale też emocjonalnym i czasem miękkim jak topione masełko ptysiem, którego nic, tylko na bułeczce rozsmarować. Musi być wirtuozem nieprzewidywalności, maszynką na żetony do fundowania orgazmów, pocieszycielem z darem telepatii, który nie da sobie wejść na głowę, a jednocześnie będzie żywo wciągał uchem – raz lewym, raz prawym – potoki smętnego pierdolenia. Do tego wszystkiego powinien być prawiczkiem, a wiedzę i doświadczenie wyssać z mlekiem matki. Zjawisko działa identycznie w kontekście oczekiwań przeciętnego faceta względem kobiet.

Ja po stokroć wolę spotykać się z kobietą, która miała dużo doświadczeń seksualnych i w relacjach w ogóle, bo oznacza to, że zna siebie, swoje ciało i oczekiwania. Przy takich dziewczynach nie czuję się jak opiekun dziecka specjalnej troski, który musi przymykać oko na potknięcia i nieporadność, tylko jak FACET. Gdy idę z taką laską po ulicy, ludzi kroję na plasterki laserem z oczu, wyższy jakiś jestem (przy moim wzroście to już przesada, wiem) i generalnie zaczynam rozważać, czy zamiast gum do żucia nie wpakować w mordę paru gwoździ. Tak samo, przy ogarniętym mężczyźnie kobieta może się poczuć prawdziwą KOBIETĄ, a nie testerką wyrobu mężczyznopodobnego.

Tylko właśnie, kobiety o doświadczenie nie muszą walczyć, bo są i mogą być w tym układzie pasywne. Niezależnie od przekonań na temat świata, otaczającej rzeczywistości, ciągle mają w swoim życiu facetów. Podchodzą, zaczepiają, piszą, proponują, się płaszczą. Dzięki temu dziewczyny mogą bez żadnych problemów uczyć się na relacjach siebie i mężczyzn, by dojść do konkluzji, czego tak naprawdę oczekują od partnera i się “wyrobić”, “otrzaskać”. Informacje spływają nieprzerwanym ciągiem, podczas gdy facet musi je sobie wyszarpywać, konfrontując się z lękiem, odrzuceniem, niepewnością i negatywnym feedbackiem otoczenia. Żadna dziewczyna nigdy nie zrozumie, ile poświęcenia, silnej woli i samozaparcia wymaga czasem od faceta wykonanie działania. Laski mówią “no patrzył się, patrzył, ale dlaczego nie podszedł?”.

Nie podszedł, bo czuł lęk, ale ty i tak tego nie zrozumiesz, więc szkoda klawiatury.


Ja mogę sobie tutaj pisać, stukać w klawiaturę i się mądrzyć, ale ostatecznie ani świata, ani wpajanych od dziecka prawd w ten sposób nie zmienię. Nieświadomi faceci w dalszym ciągu będą dziewczynom misiować, popychając je prosto w ramiona tych, którzy rozumieją opisane tutaj mechanizmy. Kobiety będą tkwić w nieszczęśliwych związkach ze średniowiecznymi konserwami, wcielając się w rolę madonny, a potrzeby ladacznicy spełniając na boku. 

Jaki z tego wszystkiego morał, ktoś zapyta? Cóż, zależy od tego, w jakiej bańce się znajdujesz.

Pozwólcie, że w spokoju wrócę do swojej.

Zdjęcie: Fedor Shmidt

Artykuł Seksualny cyrk, czyli dlaczego zachowujemy się jak idioci pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/seksualny-cyrk-czyli-dlaczego-zachowujemy-sie-jak-idioci/feed 0
Wiecznie podlany kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek#respond Fri, 30 Sep 2016 13:28:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1846 Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

 

Większość ludzi ma źle obrany cel. Większość ludzi myśli, że istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”.

Raz na zawsze ogarnąć finanse.

Raz na zawsze ogarnąć życie seksualne, miłość.

Raz na zawsze ogarnąć sylwetkę.

Czyli przejść poziom, jak w Mortal Kombat. Rozpierdolić Subzero, problem Subzero rozwiązany. Tak? Nie, wszystko jest nie tak.

W naturze nie istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”. Raz na zawsze to miraż i powód, dla którego większość ludzi “szczęście” czuje jedynie od święta. Przy okazji kupna nowego auta, mieszkania; zaliczenia nowej dziewczyny, czy uzyskania awansu w robocie. Później wszystko wraca do normy, czyli do gonienia następnego checkpoint’u. I coraz większych rozczarowań.

Wszystko się rozpada, wszystko się degraduje. Sadzisz kwiatek – przestaniesz go podlewać, kwiatek usycha. Dwa plus dwa, cztery. Wiesz, że wiecznie podlany kwiatek to science fiction, a mimo to wierzysz w niego, jak naiwne dziecko w Mikołaja, zapach choinki i pierwszą gwiazdkę na niebie.

Życie ma tylko dwa biegi. Rozwój lub degradację – stagnacja, stanie w miejscu, to w rzeczywistości cofanie się. Uwstecznianie sposobu myślenia, utwierdzanie się w przekonaniach, które odcięte od nowych informacji szybko się dezaktualizują. To zapuszczanie korzeni w ziemi, która jest toksyczna i w dłuższej perspektywie po prostu Cię wykończy. Pewnego dnia powiesz sobie, że już nie musisz się rozwijać. Że w danej dziedzinie osiągnąłeś wszystko. Zatrzymasz więc ten obraz w swojej głowie, w wyobraźni oprawisz w ramkę i zawsze, gdy o sobie pomyślisz, zamiast faktycznego stanu rzeczy, dostrzeżesz tę właśnie laurkę.

Rysowanie laurek bywało niezłym zajęciem, ale w przedszkolu.

Wszystko jest w porządku – usłyszysz słodki szept z tyłu głowy. Nawet nie zauważysz, kiedy się przeterminowałeś – Ty, Twój sposób myślenia, umiejętności, relacje z bliskimi Ci ludźmi. Rzeczywistość spróbuje Cię wykoleić, pierdolnąć Ci w twarz, ale odbijesz się od ego, jak głowa kierowcy odbija się od poduszki powietrznej. Zracjonalizujesz sobie lenistwo, brak działania, rozwoju i stawiania sobie nowych wyzwań.

Człowiek dąży do status quo, tego co trwałe – by wydatkować jak najmniej energii, móc przełączyć mózg w Stand By mode. Przestaje być czujny i zamyka się w bańce. Tylko, że ta bańka nie zmienia podstawowych praw fizyki. Oszukiwanie samego siebie to żaden powód do dumy, wszyscy tak robią.

A teraz rozejrzyj się i sam oceń – jak na tym wychodzą “wszyscy”.

 

Weźmy na warsztat związki. Zwykle ludzie nie grają o ich jakość, ale o DEKLARACJĘ. Tak jakby “kocham cię”, “chcę być z tobą”, czy magiczne “tak” na banalne “wyjdziesz za mnie?” załatwiało sprawę. A, kochasz mnie? No to zajebiście, gdzie ten pilot od TV? Ludzie starają się, nadskakują sobie, a później nie tylko nie są w stanie długodystansowo sprostać odgrywaniu postaci, jaką wykreowali, ale po dobiegnięciu do mety (deklaracji) po prostu odpuszczają, kładą się na ziemi ciężko sapiąc – udało się. A przecież ta droga nigdy się nie kończy. W życiu nie chodzi o deklaracje, o kilka ciepłych słów. Słowa nie zastąpią właściwego uczucia i obopólnej chęci, by razem coś zbudować. Wciśnięcie drugiej osobie obrączki na palec nie powstrzyma biologii, ani nie zwolni Cię z obowiązku wkładania w relację energii – a już z pewnością nie zapewni “wierności aż po grób”.

(Przy okazji spójrzmy na wszystkie laski, które odwlekają w czasie seks z nowym facetem, byle tylko usłyszeć jakieś zapewnienie. Że tym razem po seksie będzie inaczej. Że napisze, odezwie się, będzie chciał znów się zobaczyć. Często tak bardzo na to napierają, że w końcu słyszą, co chciały usłyszeć. I po raz kolejny płaczą. Wybłaganie zapewnienia jest o wiele łatwiejsze, niż stanie się kobietą, do której facet będzie CHCIAŁ się odezwać po seksie.)

 

Podejście ludzi w wieku naszych rodziców do pracy? Jeśli nie wychowywałeś się w przedsiębiorczej rodzinie, to zwykle zamiast zachęty przy otwieraniu własnej firmy usłyszysz “normalną pracę byś znalazł”. Gdy pomyślisz o zmianie pracodawcy, bo uważasz, że stać Cię na więcej, z kolei osłuchasz się z “po co będziesz zmieniać, źle tam masz?”, “trzymać się jednej pracy trzeba”. Tak, trzeba trzymać się jednej pracy, aż po grób. Nawet za cenę zarabiania poniżej swoich kompetencji – tylko dlatego, że “pewne”.

 

Chcemy za wszelką cenę dobiec do mety i odpuścić. 

 

Nic nie jest permanentne. Twoje piękne mięśnie, przyjaźnie, biznes, kompetencje w danej dziedzinie. Permanentna i niezmienna jest jedynie konieczność “podlewania kwiatka”, w innym wypadku…

 

Spójrz na swój parapet. Policz martwe, uschnięte kwiatki. To nie ma być wyrzut sumienia, tylko lekcja. Język, którym posługiwałeś się biegle, ale przestałeś go używać. Fajna sylwetka, na którą zabrakło Ci motywacji. Dobrze prosperujący biznes, przy którym zamiast elastycznie odpowiadać na potrzeby rynku, powielałeś to, co działało na samym początku. Fotel w korpo, który miał dać Ci piękną przyszłość, a przyniósł stagnację. Niepielęgnowana, zdeptana miłość Twego życia. Relacje z przyjaciółmi, po których zostały cyferki w telefonie i “sto lat” raz do roku na Facebooku.

Zrozumienie natury rozwijania i utrzymywania jakiejkolwiek sfery w życiu pozwala oszczędzić wiele nerwów, czasu i energii.

 

Moje załamanie, upadek i strata szacunku do samego siebie były przywilejem. Dzięki temu przez lata robiłem wszystko, byle tylko nie wpaść w System. Nie poszedłem na etat, nie patrzyłem na to, co wypada i starałem się realizować własne cele – nie te sugerowane wymownym spojrzeniem rodziny, znajomych, czy piętnowane w popkulturze. Im bardziej jednak nie chciałem być częścią Systemu, tym bardziej System mnie dotyczył, bo byłem (i jestem) zmuszony stawiać mu ciągły opór. To wszystko przyniosło zrozumienie pewnych uniwersalnych mechanizmów. Niestety, nie każdy zdołał wyrwać sobie z karku wtyczkę z wgranym programem. Przeciętny Kowalski Systemu już nie widzi, bo od dawna jest jego częścią, o wiele ciężej jest więc mu dostrzec te wszystkie niuanse, kółka zębate i zależności.

 

Jednak mimo tej świadomości, daleko mi do pozowania na “oświeconego”. Nie jestem żadną wyrocznią i cały czas zdarza mi się popełniać te same błędy, od tego nie ma ucieczki. Pewnych lekcji uczymy się cyklicznie przez całe życie. Nie ma czegoś takiego, jak “zrozumieć” dane zjawisko raz na zawsze. Jako ludzie zapominamy, nadpisujemy to, co już wiemy, kasujemy i ładujemy od początku.

 

Ostatecznie jednak nie liczy się to, ile kwiatków Ci uschło, ale ile nowych dzięki nim mogło zakwitnąć.

 

 

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek/feed 0
Spotkajmy się głębiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej#respond Mon, 05 Sep 2016 19:21:50 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1816 Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Dla przykładu, zaczynasz chodzić na siłownię – z pozoru prosta czynność. Wchodzisz, machasz, zarzucasz białko, wychodzisz. Tak? Nie. Prawda jest taka, że idziesz tam kilka razy i nagle okazuje się, że bez konkretnego planu nic nie zrobisz. Załatwiasz więc sobie plan, ale pojawia się następny problem, bo każdy koks na siłowni kręci z zażenowania głową widząc, jak kaleczysz po kolei każde ćwiczenie. Zaczynasz więc oglądać filmy instruktażowe, wgryzasz się głębiej. Czytasz o jedzeniu, o kaloriach, o proporcjach. Więc sobie gotujesz, więc wrzucasz tego kurczaka dwa-trzy razy dziennie, więc rośniesz (przy okazji poszerzasz świadomość na temat zdrowej żywności i tego, jak jest ważna). Pewnego dnia jednak budzisz się i boli Cię wszystko, nie masz ochoty na nic, a już z pewnością nie na siłownię. Śnieg po drodze, piździ, ugotować trzeba, niech to jasny chuj. Zaczynasz rozumieć, że to nie przelewki. Zaczynasz szanować wszystkich ludzi, którzy są w tym systematyczni (nie mylić z kłuciem dupy) i niejako zazdrościć im wyrobionego nawyku, zacięcia. Może mimo wszytko zmuszasz się do marszu przez zaspy, rozciągania obolałych mięśni i dokładania kolejnych ciężarów. Może odpuszczasz i wracasz za miesiąc, rok lub wcale – ale już nigdy nie będziesz robił sobie żartów z wysportowanych ludzi. Bo wiesz, ile poświęceń wymaga bycie wysportowanym.

Zaczynasz kręcić vlogi. Nic prostszego, kamera jest, czas jest, ochota jest. Tak? Srak. Stajesz przed kamerą i czujesz, że zamiast obiektywu mierzy w Ciebie lufa czołgu T-55. Nagrywasz, ale wychodzi gniot. Powtarzasz, ale wstydzisz się tego, co wyszło. Mówisz, ale to tak, jakbyś bez przekonania mówił, spięty się czujesz, pocisz się, nie wychodzi. Myśli jakieś w głowie są, ale bałagan w nich jak w Twoim mieszkaniu po weekendzie imprezowania. Więc się uczysz, oglądasz bez końca te wypociny. Krzywisz się zupełnie tak, jakbyś oglądał swoje miny podczas masturbacji i starasz się nie wstydzić tych wszystkich dziwnych ruchów, mimiki dziwnej, włosów źle ułożonych i w ogóle zerowego składu wypowiedzi.

Odpalasz filmy lepszych od siebie, zaczynasz zwracać uwagę na małe, maleńkie detale, których wcześniej nie widziałeś. Znów wychodzisz, znów nagrywasz. Jest lepiej i lepiej. Zupełnie tak, jakby w mózgu otwierały Ci się nowe szufladki, na płycie wypalały nowe ścieżki, połączenia. Chwytasz, po kilku tygodniach czujesz się już przed kamerą swobodnie. I wtedy jesteś tak głęboko, że przychodzą inne problemy. Dla przykładu mówisz na bardzo dobrej energii i płyniesz, ale płynąc nie zaplanujesz punchline’ów, mocnych uderzeń, point. W sensie, czasem wychodzą same, szczególnie jak się dobrze rozgadasz i przemyślisz temat, ale lepiej to działa, jeśli masz wcześniej przygotowany plan. Ale mając przygotowany plan nie jesteś w pełni naturalny i teraz rozdarcie. Jak bardzo planować? Troszkę tylko, czy dokładnie do każdego zdania, przecinka i pauzy? Jak jest lepiej? Sam nie wiesz, więc próbujesz, nagrywasz dalej, sprawdzasz, testujesz, mielisz, montujesz, oglądasz, oni oglądają, oceniasz, jesteś oceniany. Bierzesz feedback, bo już się nie fochasz na negatywne komentarze jak dzieciak, wiesz że jest to coś, czego musisz się nauczyć i popełniać przy tym błąd za błędem.

Albo pisanie. Na bloga najczęściej z potrzeby piszę, często też muszę nieco na siłę przysiąść, ale blog to pikuś w porównaniu do pisania książki. Bo pisać umiem, prawda? To siadam, patrzę na kursor i przerażenie we mnie wstępuje. Bo jak tu plan ułożyć, jaką myśl przewodnią dać, jak powiązać to wszystko? Jak sprawić, by dobrze się czytało i nie nużyło, a jednocześnie żeby zawrzeć tam wszystko, co zawarte być musi? Jakiej narracji użyć, jaki styl? Czy ten fragment pasuje do tamtego? No ciężko jest, ale się pisze. Tylko rzadko się pisze, bo ciężko usiąść. A jak już się usiądzie, to słowa jakoś się nie lepią, więc się wstaje lub wyłącza edytor tekstu. Tylko, że myśli się sobie – tak książki nie napiszę przecież. Więc trzeba się zmuszać, to praca musi być, codziennie, od rana, minimum pięć godzin pisał będę. Więc siadam rano i pięć godzin w kursor patrzę, muzyki słucham, myślę, piszę, skreślam, no skreślaj się kurwa mać, laptop wolny, do wymiany, wysypał się program już przekleństw brakuje. Więc od nowa odpalić. I patrzeć się w ekran? Nie, inaczej trzeba, poczuć, bo pisanie samo nie starczy. Czyta się więc poprzednie strony, żeby klimat poczuć, puszcza się piosenkę odpowiednią i po 30-50 minutach męczarni palce niejako się rozsupłują i się pisze. I płynnie to leci, nie musi się, tak jak przed godziną, na każdy przecinek patrzeć, słów ważyć, bo same się ważą. I się pisze pięknie i niesie wena i okazuje się, że ta wena nie jest niezależna od woli, że przymusić ją można, by się pojawiła. Więc młody pisarz uczy się tę wenę mieć codziennie i robi sobie z wchodzenia w wenę nawyk.

Na tym poziomie wtajemniczenia już tak dziwne konstrukcje, sposoby, myśli, sposób patrzenia na pisanie, że nie da się z niepiszącą osobą o tych niuansach nawet dyskutować. Dla przykładu pisząc w określonym stylu muszę dietę czytelniczą sobie robić. Czyli nie mogę czytać w tym czasie pisarzy ze stylem dalece od mego odbiegającym, bo w moim pisaniu styl ten zacznie znajdować odbicie. Jest też bardzo pozytywny aspekt tego zjawiska – dzięki temu mogę swój styl wyostrzyć, karmiąc wenę książkami o stylu lepszym od mego. I czasem jeden rozdział dobrego pisadła przed własnym pisaniem połknąć i nagle piszę dosadniej, ostrzej, błyskotliwiej.

A relacje damsko-męskie? To już jest w ogóle kosmos. Wychodzisz na miasto, dziewczyna fajna. Ale strach jest, więc się nie podejdzie. I co ludzie powiedzą. Ale wiosna jest, lasek mnóstwo i chce się, czuje się pociąg taki wewnętrzny, w lędźwiach łaskocze. Więc idzie się za laską, ale co się do niej powie? Już się prawie zagaduje, ale się nie zagaduje, bo idź sobie albo czy się znamy i co wtedy? I więcej się myśli. A im więcej się myśli, tym trudniej zaczepić, bo za dużo śmieci w mózgu. Uczy się więc małe kroki robić, komplement powiedzieć, uśmiecha się, motylków w brzuchu setki, nawyk z podchodzenia się robi i się podchodzi, mimo że nie wychodzi. Bo się rozumie, że jak umiejętności się nie ma, to rezultatem jest sam fakt podejścia, odezwania się. Jak można rezultatów oczekiwać w postaci numeru, randki, seksu, jeśli nigdy się dziewcząt w życiu nie miało? Przecież to głupota i jeśli kto głupi, to przestanie podchodzić, bo się sfrustruje. A jak się nie sfrustruje i zrozumie, to zacznie się uczyć psychiki kobiet i swojej przede wszystkim. Jak znosić odrzucenie, jak się nie rozkleić, nie poddać. Podnieść się po raz dziesiąty, jedenasty i piętnasty, jeśli taka potrzeba. Gdy tylko ona w myślach, ale ona nie chce i już koniec i już nie chcę, ale trzeba, więc wychodzę i zapominam i kolejnej szukam. I się uczy się dalej. Jak rozmawiać, jak w rozmowie wyluzować, jak samopoczucie na samopoczucie rozmówcy wpływa. W jaki sposób numer zaproponować, co napisać, jak randka, co na randce, jak pocałować, kiedy, czy można, no można chyba, ale czy z pewnością? Więc podąża się za dobrym myśleniem, że kobiety lubią, że jakby nie chciała, to by nie przyszła, że po męsku tak. Więc się próbuje i się całuje i dobrze się całuje i jak ja mogłem tyle lat się nie całować. I dobrze się warunkuje myślenie o tej seksualności i warto to robić. I czasem się przegina i dlaczego te dziewczyny nie chcą?

A może elastycznym trzeba być? Może zamiast tak dotykania połączenie głębsze trzeba zbudować, dobry balans między wszystkim. I żarty i droczenie i seksualność i romantyczność i poważne tematy i całość po prostu. A nie kawałek tylko. I uczy się tego balansu całe życie i lepiej rozmawiać, dotykać, całować. Z własnymi emocjami sobie radzić, empatię większą wyrobić i wyczucie towarzyskie. I czasem boli w środku, bo stawia się czoła własnym lękom, kompleksom, słabości swojej całej. I buduje się odwagę, by odrzucić jak nie jest i widzieć, jak jest w rzeczywistości. Bo prawda może boleć ale pokaże obszary pracy. Więc rozwija się będąc świadomym i bardzo szybko, jeśli się wyciąga wnioski. I zauważa się, że same umiejętności towarzyskie, to nie wszystko. I trzeba holistyczne nad sobą pracować. I relacje i sport i pieniądze i wygląd, prezencja. Jest się całością, a nie kawałkiem, wycinkiem. Więc rozwija się na wszystkich płaszczyznach, lepiej rozumiejąc świat dookoła. Ma się więcej kobiet, lepszym się jest w łóżku, nadrabia się te wszystkie lata. Tworzy udane relacje nie tylko z kobietami, ale kolegami, rodzicami, pracownikami, szefami. Rozumie się to wszystko, widzi się te koła zębate mechanizmów wzajemnie się nakręcających. Samemu się je nakręca wedle woli.

I wchodzi się w dłuższą, głębszą relację i znowu się nic nie wie. Bo trzeba nauczyć się rozmawiać z kobietą, nie powierzchownie, ale otwierając się, będąc szczerym, czy potrafi się być szczerym? Bo najmniejsza nieszczerość buduje piramidę nieszczerości, która prowadzi do problemów i wybuchu – a odłamki ranią głęboko wszystkich w polu rażenia. Zbiera się te ochłapy, ociera krew, buduje się coś razem i lepiej jest, ale pęknięcia na zawsze tam pozostaną. Wybaczyć je można, ale one są tam, jak na pokancerowanym, poklejonym wazonie. I kolejne dochodzą i tłucze się wazon i tłucze i się skleja i już nie ma jak posklejać, za małe kawałki. I jakichś kompromisów się uczy i trzeba pamiętać, co się obiecało i energię wkładać, poświęcać się czasem.

I jest też ciemna strona, bo się ma wiele kobiet, kilka się bardzo dobrze poznaje i się widzi ich prawdziwą naturę. I nie porcelana i nie takie słabe, tylko przebiegłe. I też seksu chcą, potrafią być chłodne, wyrachowane, okrutne. I wpierw wkurwienie, później nienawiść. Później akceptacja, no okej, skoro one takie, to i ja taki będę. Ale to wypala i niszczy i poznaje się więcej i pościel zmienia częściej. W końcu trafia się na taką jedną, która wiarę w całe plemię przywraca. Znów emocje, radość, głębia i cykl się powtarza. A mózg się uczy, wyciąga wnioski, łączy poprzednie sytuacje, nadbudowuje na doświadczeniu strzeliste wieże przekonań, filtrów, wspomnień, wspaniałych chwil. I po jakimś czasie tej podróży stwierdza się, że kobiety chciało się poznawać, ale najbardziej to poznało się samego siebie.

I się lubi siebie. I zaczyna się własne potrzeby rozumieć, drogę własną. To, że sami jesteśmy, idziemy, padamy i umieramy. Sami też się podnosimy, nikt nie pomoże i zapierdalamy i gonimy szczęście, ale szczęścia nie da się dogonić, bo ma się je w sobie. Więc stara się je w sobie odkrywać, a nie w nowych butach, projekcie nowym, słowach ciepłych. I okazuje się, że podróż jest fajna dla podróży, a nie dla jej celu. Bo celem ostatecznie jest śmierć i wszystkie te umiejętności, te pisanie, kręcenie vlogów, kobiety i ich psychika, siłownia, kalorie, tyle a tyle białka, a pszenica gówniana, niezdrowa, pszenicy to najbardziej nie jeść – na nic wszystko, ostatecznie. Bo umrzesz, a wcześniej się zestarzejesz i już nie będziesz w stanie lub ochoty nie będzie nagrywać, bzykać, pisać, ćwiczyć. Więc okazuje się, że ta jedna chwila, że teraz tylko się liczy, jak blisko jesteś z tymi, których kochasz, tymi, co ich bardzo lubisz. Więc otaczasz się tylko najbliższymi, najcieplejszymi osobami i im najważniejszy swój zasób, czyli czas, poświęcasz. Z nimi chcesz się cieszyć, ich chcesz pocieszać, najważniejsi są. Ta mała plamka na linii historii. Ja i ty i jeszcze kilkoro z nich. Nic więcej, bo im dalej tym bardziej się rozmywa – co ktoś powiedział, kto Cię lubił, kto szanował, a kto pluł na Twój widok. Pragniesz więcej czasu, ale nie ma więcej, więc dzielisz go jak tylko możesz i coraz bardziej się starasz być z kimś, a nie sam, bo wszyscy zmierzamy ku zagładzie. Więc mocniej trzeba się kochać, goręcej przytulać, ze łzami w oczach żegnać i każdym momentem ekscytować.

Bo jesteśmy tylko momentem, który przemija.

Ale potrafi przemijać pięknie, jeśli się o to postara.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej/feed 0
Nie daj się wykastrować https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-daj-sie-wykastrowac https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-daj-sie-wykastrowac#respond Mon, 11 Jul 2016 14:50:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1657 "Jak nie wejść pod pantofel?" To pytanie, które zadałby sobie każdy zdrowy na umyśle facet wchodząc w związek... gdyby tylko potrafił wtedy trzeźwo myśleć.

Artykuł Nie daj się wykastrować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
“Jak nie wejść pod pantofel?” To pytanie, które zadałby sobie każdy zdrowy na umyśle facet wchodząc w związek… gdyby tylko potrafił wtedy trzeźwo myśleć.

Po pierwsze, musisz zapamiętać jedną rzecz: związek to nie życie. Związek to jedynie jego uzupełnienie. Największym błędem, jaki możesz popełnić, to zastąpić wszystkie swoje dotychczasowe aktywności, zainteresowania oraz znajomości jedną kobietą. Pomyśl: jeśli dziewczyna wypełni każdą sferę Twej codzienności, to co Ci zostanie, gdy któregoś dnia po prostu odejdzie? Jedna, wielka wyrwa. Lej po bombie. Pustka.

Ile razy oglądałeś taki scenariusz? Twój kumpel Krzysio znajduje sobie dziewczynę. I już nie ma Krzysia. Krzysio nie wyjdzie z Tobą na piwo, nie pojedzie na ognisko, nie wyskoczy na mecz. Krzysio każdą chwilę swego życia dzieli z kobietą. I w ten sposób Krzysio dobrowolnie (lub pod przymusem) wyklucza się ze wszystkich kręgów towarzyskich, odcina od swoich zainteresowań – powoli się uwstecznia. I jeszcze jest z tego dumny. „Bo wiesz, chyba w końcu dorosłem”; „to prawdziwe uczucie, kiedyś może sam to poczujesz i zrozumiesz, o czym mówię”.

Wtem jednak nadchodzi ten moment. Po kilku(nastu) miesiącach w progu Twych drzwi staje Krzysio. Po wysportowanej sylwetce pozostało wspomnienie, zbezczeszczone nieprzyzwoicie wielkim, piwnym brzuchem. Zarośnięty, zaniedbany. Z miną tak żałosną, że przez moment się zastanawiasz: wpierw strzelić mu w pysk na otrzeźwienie, czy poklepać po plecach? Krzysio Ci się żali. Że bez niej życie nie ma sensu, że była całym jego światem, a teraz kij bombki strzelił.

Brutalna prawda brzmi: jeśli byłeś na tyle głupi, by kobietę uczynić „całym światem” oraz synonimem „sensu życia”, to teraz cierp. Zasłużyłeś, bo za głupotę to się Krzysiu płaci. Takie są zasady.

Przytłaczająca większość facetów popełnia w związkach podstawowe błędy, które bardzo szybko prowadzą do metamorfozy z niebezpiecznego tygrysa w posłusznego, udomowionego kota. Granice prywatności się zacierają, z czego chętnie korzystają kobiety, wchodząc z obcasami w każdy aspekt życia mężczyzny. Prowadzi to do stopniowego uzależniania się od partnerki i dziwnej sytuacji, w której to ona decyduje, co jest dla nas najlepsze i jak powinniśmy żyć.

8 przykazań chroniących przed psychiczną kastracją

 

1. Częstotliwość spotkań. Mam kumpli, którzy spędzają z drugą połówką każdy wieczór. Przecież od takiego nadmiaru miłości można się rozchorować. Moim zdaniem optymalnie jest spotkać się dwa razy w tygodniu. Maksymalnie trzy. Jest czas, by za sobą zatęsknić i nie robi się nudno. No bo o czym rozmawiać widząc się każdego dnia? Przecież prowadząc taki tryb życia przez cały czas wiemy o sobie dosłownie wszystko. Nie ma przestrzeni, w której mogłyby zadziać się ciekawe i warte wspomnienia sytuacje. Niedosyt jest zawsze lepszy, niż przesyt.

2. Oddziel życie swoje i swojej wybranki grubą kreską. Tak jak ona ma prawo spotykać się ze znajomymi, tak samo Ty możesz skoczyć z kumplami na piwo, do kina, za miasto – bez niej. Nie musisz tłumaczyć się z każdego wyjścia, a jeśli Twoja dziewczyna tego nie akceptuje, to powinieneś jasno dać jej do zrozumienia, że szukasz kobiety-partnerki, a nie drugiej matki. Poinformuj ją, że w dalszym ciągu oboje macie prawo do prywatności i wybierania formy spędzania wolnego czasu. A że czasem przychodzi ochota, by po prostu zostawić partnera lub partnerkę w domu i wyskoczyć gdzieś z ulubioną ekipą – tym lepiej dla związku, który potrzebuje przestrzeni i tęsknoty by zdrowo funkcjonować.

3. Nie odrzucaj dotychczasowego życia. Jeśli chodziłeś na siłownię lub uprawiałeś sporty – rób to dalej. Kontynuuj hobby. Nieważne czy rysujesz, malujesz, śpiewasz, jeździsz na rowerze czy hodujesz patyczaki. Rozwijaj swoje pasje, dbaj o ważne dla Ciebie sfery życia. Nie wyrzucaj wszystkiego do kosza tylko dlatego, że kobieta zawróciła Ci w głowie. Twoje zainteresowania sprawiają, że pozostajesz kreatywny, świeży, rześki. Nie zapadaj w sen zimowy. Zrób wszystko, by nie zamienić się w ugłaskanego misia, którego szczytem szaleństwa w tygodniu jest dziewczyna, seks i nowy odcinek ulubionego serialu.

Oczywiście, cały temat ma również drugą stronę medalu, bo dużo zależy od kobiety, z którą jesteś. Jeśli dobierasz sobie laskę, która ma własne cele, jest zorganizowana i chce się rozwijać – zrozumie, że nie będziecie ze sobą spędzać każdej minuty. Ba, nawet sama poprosi Cię o więcej przestrzeni, nie chcąc zaniedbać własnych spraw. Natomiast jeśli wybierzesz jej przeciwieństwo, czyli wyrób kobietopodobny – bez zainteresowań, znajomych i z masą wolnego czasu – powinieneś się spodziewać, że love story bardzo szybko zamieni się w zaborczy koszmar.

Podsumowując: Znajdź sobie kobietę, która będzie dla Ciebie muzą, napędzającą do tego, by jeszcze odważniej realizować swoje cele i się rozwijać.

4. Pamiętaj o kumplach. Kobiety przychodzą i odchodzą. Nieważne, jak głęboką masz relację ze swoją dziewczyną, ona kiedyś dobiegnie końca. A męska przyjaźń pozostanie zawsze. Gdy zachowasz się równie głupio co Krzysio, pewnego dnia staniesz w drzwiach przyjaciela i to właśnie on pomoże Ci się wygrzebać z dołka. Prawdopodobnie zrobi to nawet mimo faktu, że przez ostatnie miesiące go olewałeś. Tak więc pielęgnuj męskie przyjaźnie. Zawsze znajdź czas, by gdzieś wyskoczyć, a jeśli nie możesz – zadzwoń. Jeśli masz za dużo znajomych, by widywać się z każdym z osobna, możesz wybrać jeden dzień tygodnia, w którym spotkasz się ze wszystkimi naraz. W ten sposób zaoszczędzisz czas i dodatkowo w ciekawy sposób połączysz kumpli z różnych środowisk.

5. Nie wypadaj z gry. Utrzymuj znajomości z innymi dziewczynami lecz miej granicę, której nigdy nie przekroczysz. Prawda jest taka, że kobiety nigdy nie tracą umiejętności towarzyskich, bo nawet gdy są z kimś na poważnie, inni faceci non-stop próbują je poderwać. Nie doprowadź do sytuacji, w której po związku nie będziesz nawet w stanie powiedzieć „cześć” do dziewczyny, która Ci się spodoba. Związek ma Cię uzupełniać i rozwijać, a nie wychowywać na społeczną kalekę. Jeśli Twoja partnerka idzie do klubu i jest tam zagadywana przez facetów, to Ty również możesz na imprezie zaczepiać inne kobiety. Oczywiście niezobowiązująco, dla czystej zabawy i utrzymania męskiego vibe’u. Związek to nie więzienie. Warto jest trochę poluzować te granice, by się sobą nie udusić.

6. Bądź facetem, z którym ona chciała być. Nie daj jej się zmienić w trakcie trwania związku. Każda kobieta ma w swojej naturze wpychanie mężczyzny pod pantofel. One robią to nieświadomie lecz tak naprawdę żadna dziewczyna nie chce mieć za chłopaka usłużnego pizdusia. Wpierw Cię urobi, a później się Tobą znudzi, naturalna kolej rzeczy. Uświadom sobie, że ona związała się z Tobą dlatego, że podobały jej się cechy, jakie reprezentowałeś. Nie zmieniaj się, pozostań sobą. Trzymaj się tego, co działało na samym początku.

7. Miej do siebie szacunek. Nigdy, przenigdy nie pozwól na to, by Twoja dziewczyna zaczęła Cię krytykować i poniżać w obecności wspólnych znajomych. A jeśli taka sytuacja nastąpi, nie miej skrupułów – zrób jej taki dramat, żeby kolejnym razem zastanowiła się kilka razy, zanim zachowa się równie głupio. A jeśli sytuacja się powtórzy po prostu z nią zerwij. Już pierwszy taki incydent powinien być dla Ciebie sygnałem mówiącym, że coś tu jest nie tak. I jeszcze jedno, podsumowując temat szacunku: zlituj się nad honorem wszystkich facetów na Ziemi i pod żadnym pozorem, nigdy, przenigdy nie waż się nosić kobiecie torebki. Widziałem coś takiego kilka razy w życiu i do dziś śni mi się po nocach.

8. Rozmawiaj z nią. Ludzie nie doceniają siły szczerej rozmowy. Moim zdaniem prawie wszystkie nieporozumienia i problemy w relacjach biorą się z błędów w komunikacji bądź kompletnym jej braku. Rozmowa jest po to, by przedstawić swoje oczekiwania, wyraźnie zaznaczyć granice. Jeśli według Ciebie Twoja kobieta zachowuje się zbyt zaborczo, usiądź z nią na spokojnie i powiedz jej, że Ci się to nie podoba i potrzebujesz więcej przestrzeni. Wytłumacz wszystko tak, jak czujesz. Nigdy nie trzymaj w sobie emocji, bo zaczną się nawarstwiać i stworzą problem. Pamiętaj również o tym, by wszystkie inne kwestie, które Cię uwierają załatwiać na bieżąco. Nie odkładaj rozmowy na ważne dla Ciebie tematy na później.

Jako facet powinieneś dbać o to, by w miarę możliwości pozostać w związku niezależnym i samowystarczalnym. Niech kobieta Cię uzupełnia, lecz zawsze bądź gotów poradzić sobie bez niej. Musisz mieć plan awaryjny. Stosując się do powyższych wskazówek, nawet gdy związek się rozpadnie, Ty wciąż będziesz miał ciekawe życie wypełnione ludźmi, na których zawsze możesz liczyć i ulubionymi zajęciami, które pomogą Ci zapomnieć o rozstaniu. 


Tekst pierwotnie ukazał się na łamach pisma CKM nr. 11/14.

Zdjęcie: wallpapers.fansshare.com

 

Artykuł Nie daj się wykastrować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-daj-sie-wykastrowac/feed 0