zmiana – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Zmiana. Ryzyko. Wyzwanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zmiana-ryzyko-wyzwanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zmiana-ryzyko-wyzwanie#comments Wed, 22 Aug 2018 14:42:04 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3614 Całe życie uciekamy. Jesteśmy zawodowymi sprinterami w zawodach nie do mety, ale zdala od niej.

Artykuł Zmiana. Ryzyko. Wyzwanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Całe życie uciekamy. Jesteśmy zawodowymi sprinterami w zawodach nie do mety, ale zdala od niej.

 

Jako ludzie jesteśmy uczuleni na wiele rzeczy. Nie lubimy polityków. Boli nas widok ludzi, którym w życiu wyszło. Pierwsze top 3 zajmują jednak kolejno:

 

Zmiana.

Ryzyko.

Wyzwanie.

 

Panicznie boimy się tych rzeczy, bo zmuszają nas one do opuszczenia ciepłego gniazdka i sprawdzenia się – więc zawsze staramy się biec w przeciwnym kierunku. Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wydaje się być sensowne – uciekając walczymy o zachowanie status quo, czyli aktualnego, optymalnego ułożenia rzeczywistości. Nawet, jeśli nasza rzeczywistość w tym momencie posiada jakieś wady, to są one do przełknięcia, jeśli idą w parze z iluzją stabilności.

 

W tym wszystkim zapominamy, że gniazdko pielęgnujemy na ruchomych piaskach, które powoli, lecz sukcesywnie wciągają nas. To powolny proces, na tyle długotrwały, że na co dzień go nie widać. Dostrzegamy symptomy regresu dopiero, gdy sięgamy pamięcią lata wstecz, porównując swoją rzeczywistość z przeszłością.

 

Sam przez długi czas wykańczałem się emocjonalnie, po pierwsze: bojąc się wyzwań i ryzyka, po drugie: walcząc ze zmianą. Wiedziałem, że jedynym rozsądnym wyjściem jest iść do przodu, więc mimo obaw podejmowałem wyzwanie i ryzykowałem. Robiłem coś sprzecznego z moimi uczuciami, co kosztowało mnie wiele energii.

 

Gdy jechałem na swoje pierwsze płatne szkolenie umierałem ze stresu. Zaczynałem zupełnie nowy rozdział swojej kariery, koniec pracy na etacie – wreszcie byłem panem swego losu. Pragnąłem tego od bardzo dawna, a teraz, gdy w końcu to wywalczyłem, moją głowę atakowała setka dobijających myśli. Siedziałem w autokarze, słuchawki w uszach, a brzuch ściśnięty w kłębek.

 

Czy sobie poradzę? Co, jeśli klient nie będzie zadowolony? Czy nie porwałem się z motyką na słońce?

 

Szkolenie prowadziłem w Sopocie, więc miałem kilka długich godzin, by w kółko katować się wszystkim, co produkował mój przerażony mózg. Pocieszałem się, że to tylko trzy dni. Trzy dni, po których wrócę do bezpiecznego domu. Wyobrażałem sobie wszystkie bezpieczne, rutnowe czynności, które powitam z radością, jeśli tylko “przebrnę” przez szkolenie. W momencie, w którym dojechałem na miejsce byłem skrajnie skatowany przez adrenalinę – a nawet jeszcze nie zacząłem szkolenia.

 

Czy powyższa taktyka się opłaca? Z pozoru tak, przecież nie chowamy głowy w piasek, podejmujemy wyzwanie, ryzyko – wychodzimy naprzeciw zmianom. Jednocześnie jednak okupione jest to wewnętrzną walką, w wyniku której mamy zszarpane nerwy i dostajemy po żyłach końską dawką kortyzolu. Wykonujemy dobrą robotę, a jednak się boimy, ciągle oglądamy za siebie – na nasze gniazdko zbudowane na piaszczystej wydmie.

 

W pewnym momencie musiałem zmienić taktykę. Długoterminowo nikt nie jest w stanie funkcjonować z taką dawką stresu i niekończącą się, wewnętrzną batalią. Jeśli chcemy być skuteczni w długiej perspektywie, podejmowanie ryzyka nie może kojarzyć się z czymś nieprzyjemnym. Potrzebujemy nowego modelu.

 

Mój obecny to witanie wyzwań, ryzyka i zmian z otwartymi ramionami. Już nie uciekam od tych rzeczy, a gdy pojawiają się na horyzoncie – po prostu wychodzę im naprzeciw.

 

Pierwszy składnik to akceptacja

Okej, na horyzoncie mam zmianę. Muszę podjąć ryzyko lub się w czymś sprawdzić. Jedynym wyborem jest akceptacja tego stanu rzeczy. Tak długo, jak nie zaakceptujesz tego faktu, będziesz toczyć w środku wewnętrzną batalię pt. “ja nie chcę”. Nikogo nie obchodzi, że nie chcesz, klamka zapadła. Dopasuj się lub zgiń.

 

Drugi składnik to ekscytacja

Zamień adrenalinę na ciekawość. Masz duży projekt do zrealizowania? Ciekawe, jak wypadnie. Otwierasz nowy biznes, idziesz do nowej pracy? Super, coś świeżego – nowy teren do eksploracji, będzie zabawa. To jedyne słuszne podejście. Nie masz wpływu na to, że pojawia się w Tobie jakaś emocja. Kontrolujesz jednak jej interpretację. Użyj tego mechanizmu na swoją korzyść.

 

Trzeci składnik to trenowanie mózgu

by wszelkie turbulencje i zmiany postrzegać w kontekście zasobu. Dopasowując się do zmian, czy podejmując ryzyko uczymy się nowych rzeczy, szlifujemy umiejętności i hartujemy charakter. Jeśli kolizja z tornadem jest nieunikniona, to trzeba wjechać w nie na pełnych obrotach i skupić się na tym, by wyciągnąć z doświadczenia sto procent – wycisnąć je jak mokrą szmatę. Nauczyć się czegoś o sobie, przekroczyć kolejne granice, sprawdzić się, wynieść lekcję na przyszłość. Dzięki temu, każde kolejne wyzwanie zamiast tyrać Cię emocjonalnie, będzie Cię wzmacniać.

 


Pamiętaj, że ostatecznie bezpieczne gniazdko i stabilność są iluzją, w którą wierzysz tylko dlatego, że boisz się zmiany. Żeby poruszać się efektywnie po falach życia i nie dać się podtopić, musisz wymienić je na deskę – i nauczyć się surfować.

Kto wie, może ten sport Ci się spodoba?

 

Artykuł Zmiana. Ryzyko. Wyzwanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zmiana-ryzyko-wyzwanie/feed 2
Krótka bajka o tym, dlaczego nic się w naszym życiu nie zmienia https://v1ncentify.prohost.pl/post/zrob-cos-wreszcie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zrob-cos-wreszcie#respond Sun, 30 Jul 2017 18:37:10 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2998 Mam problem, ale może sam się rozwiąże. Jestem nieszczęśliwy, ale może jutro coś się zmieni. To nic, że od paru lat czekam na podobny cud, ale lepsze życie nadzieją, choćby naiwną, od pogodzenia się ze smutnym losem. Bo trzeciej opcji oczywiście nie widzę.

Artykuł Krótka bajka o tym, dlaczego nic się w naszym życiu nie zmienia pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Mam problem, ale może sam się rozwiąże. Jestem nieszczęśliwy, ale może jutro coś się zmieni. To nic, że od paru lat czekam na podobny cud, ale lepsze życie nadzieją, choćby naiwną, od pogodzenia się ze smutnym losem. Bo trzeciej opcji oczywiście nie widzę.

Ciarki wspinają mi się na plecy, gdy pomyślę o tym, w jaki sposób funkcjonuje większość ludzi. Mógłbym napisać “weź się, kurwa, obudź” i rzeczywiście na blogu powstał już taki tekst. Tylko, że podobny przekaz do nikogo nie trafia, bo wbrew pozorom jest zbyt miałki i niekonkretny. Chwilowy dopał, lajk wduszony podekscytowanym palcem, który po paru dniach ponownie wyląduje w dupie. Ludzie potrzebują strategii. Ludzie są nieświadomi tego, że istnieje jakakolwiek strategia – zarządzania sobą, własnymi emocjami i myślami. Dlatego mogą bez końca dryfować w Kiedyślandii i usychać z pragnienia mimo faktu, że woda wcale nie jest słona.

Wielcy kołczowie od napierdalania się po ryjach i odblokowywania ukrytego potencjału do zaciągania kredytów podtarli się rozwojem osobistym, robiąc całej branży PR godny klauna w cyrku. Dlatego dziś jakakolwiek praca nad sobą kojarzy się raczej z kaftanem bezpieczeństwa i odblokowywaniem czakr niż z realnymi, praktycznymi strategiami.

Czakra wiary w siebie. Czakra sukcesu. Czarka ciężkiego, umysłowego upośledzenia.

Realna, praktyczna zmiana istnieje. Prawdziwe narzędzia też.

Mam 28 lat, od 21 roku życia pracuję nad sobą i staram się żyć bardziej świadomie. 7 lat, a ja czuję, że dopiero zaczynam rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. To pierwszy rok, gdzie czuję się w pełni ugruntowany w moich przekonaniach, bezgranicznie sobie ufam i doskonale radzę sobie z własną głową. Tymczasem codziennie spotykam ludzi, którzy nigdy nie spróbowali w żaden sposób kontrolować tego, co dzieje się w środku. Ludzie nie wiedzą, jak żyć (nie tyczy się hip hopowców, oni zawsze wiedzą), w jaki sposób radzić sobie z problemami i jak efektywnie osiągać cele.

Świadomość vs  świadomość

 

Czytałem kiedyś, gdzieś na jakimś blogu o jednej teorii. Niestety nie pamiętam już, czego dotyczyła, w pamięć jednak wryła mi się ciekawa obserwacja. Świadomość niższego rzędu nie widzi, nie jest w stanie rozpoznać świadomości wyższego rzędu, bo nie posiada żadnych punktów odniesienia.

Przykład: kwiatek na polu nie jest w stanie rozpoznać działalności człowieka, ani zwierząt. Wszystko, co odbiera kwiatek to światło, nawodnienie gleby, obecność innych kwiatów wokół. Gdy taki kwiatek zdepczesz, on nie będzie wiedział, że to ciężki but wgniótł go w błoto. Po prostu “coś się stało”, coś nierozpoznawalnego, część natury.

Teraz zwierzę, dla przykładu pies jest w stanie rozpoznać inne zwierzęta. Wie, że kot to coś jak pies, tylko szybsze i bardziej wredne, rozumie też, że kot i kwiatek to dwie osobne rzeczy. Pierwsze trzeba pogonić, a na drugie warto nasikać. Świadomość jest w stanie rozpoznać świadomość niższego rzędu.

Co się jednak dzieje, gdy pies widzi człowieka? Rozumie, że to człowiek. Żywa istota, jak kot czy wiewiórka. Pies nie widzi jednak, że człowiek posiada wyższą świadomość, zdolność do abstrakcyjnego myślenia, tworzenia wniosków i złożonych ciągów przyczynowo-skutkowych. Wytłumacz psu, dlaczego ludzie i zwierzęta się od siebie różnią. Wyjaśnij mu, że w Twoim mózgu przebiegają skomplikowane procesy. Nie będziesz w stanie tego zrobić, pies nie jest w stanie dostrzec tych rzeczy nawet wtedy, gdy na nie patrzy. Dla niego jesteś po prostu zwierzęciem. Nie jesteś kwiatkiem, to oczywiste, ale jesteś jak kot lub wiewiórka. Poruszasz się, jesz, wydajesz dźwięki. Tyle.

Powyższy koncept bardzo łatwo przenieść na ludzi i ich poziomy świadomości.

Najczęściej spotykam się ze zjawiskiem przy okazji relacji damsko-męskich. Spytaj przypadkową dziewczynę, co myśli o uczeniu się relacji, o szkoleniach w tym zakresie. Powie Ci, że to gotowe teksty na podryw i tania manipulacja, dlatego że sama nie jest świadoma tego, co na nią działa. Nie ma pojęcia, że są to rzeczy, których mężczyzna może się nauczyć i że ma to niewiele wspólnego z jakimiś tekstami na podryw. Zmierzy zjawisko własnymi doświadczeniami, czyli facetami, którzy próbowali podrywać ją w nieudolny i karykaturalny sposób. Powie Ci, że grunt to być sobą i na luzie, bo tylko tyle jest w stanie powiedzieć o mężczyznach, którymi była zainteresowana. Nie widzi tego, że “bycie sobą” i “luz” to rzeczy dające się kontrolować i rozbić na dziesiątki odrębnych czynników.

Tak samo weźmy faceta, dla którego nie do pomyślenia jest zagadać przypadkową dziewczynę na ulicy. Gdy zobaczy, jak to robisz, najczęściej skrzywi się i Cię wyśmieje. Zobaczy, że oglądasz na przykład mój kanał na YouTube i zjedzie Cię z góry na dół z drwiącym, ironicznym uśmieszkiem. Spyta, jakich nowych tekstów się nauczyłeś – bo jego całe pojęcie o uwodzeniu kobiet i byciu atrakcyjnym facetem ogranicza się do przekonania, że albo “masz to coś” albo tego nie masz. A każda próba świadomego wpłynięcia na zainteresowanie kobiety musi być jakąś “sztuczką”, czy “tekstem” – a to dlatego, że sam wielokrotnie próbował manipulować kobietą w tani sposób, po prostu nie wiedząc, że można inaczej. Dlatego teraz całe zjawisko zmierzy swoją miarą. Pies nie widzi człowieka, widzi kolejne zwierzę.

Ludzie, którzy nie zarządzają swoją głową, nie są asertywni i przejmują się falą czerwonych świateł, deszczem i byle humorem szefa w pracy zdziwią się za każdym razem, gdy zobaczą, że na Ciebie takie zjawiska nie mają wpływu. I że się nie denerwujesz bez powodu, że masz w sobie spokój i luz. Oni nie zobaczą za tym świadomej techniki, powiedzą “ten Karol to ma dobrze, co? Taki z niego luzak, ma wszystko w dupie”. Tacy ludzie nie mają pojęcia, że istnieje wybór, że bodziec A (autobus mi spierdolił) nie musi wywoływać reakcji B (wkurwiam się). Że pomiędzy A i B występuje INTERPRETACJA, historia, jaką sobie opowiadasz i że tą historią możesz zarządzać. Przypadkowy Krzysiek powie “ja tak mam, nerwowy jestem”, czyli wyjdzie z ramy, że nie ma absolutnie żadnej możliwości, by zmienić obecny stan rzeczy. Nie uwierzy także, że kiedyś również przejmowałeś się błahostkami, uzna że jest to po prostu cecha charakteru. Nerwowy i luzak. Jesteś albo jednym albo drugim, koniec. Geny czy jakieś inne czary mary.

Menel spod sklepu widząc faceta w garniturze bąknie coś o złodzieju i karierowiczu, skurwysynie i burżuazji. Nie zobaczy w tym człowieku zaradności, osiąganych celów i determinacji, bo te pojęcia są dla niego po prostu zbyt egzotyczne.

Dobra. To jakie są konkretne narzędzia i taktyki pracy nad sobą? Rozpiszę kilka najważniejszych i najbardziej ogólnych.

Cierpliwość

 

Jest to absolutny fundament, bez opanowania którego ciężko mówić o długodystansowej zmianie. Żyjemy w przestymulowanym społeczeństwie, gdzie bezustannie jesteśmy bombardowani nowymi bodźcami. Nasze mózgi zmieniły się (fantastyczny artykuł Jacka Dukaja, polecam) i żądają ciągłego rozpraszania – osią czasu na fejsie, nowymi wiadomościami, mailem, instagramem. Nowym pieskiem, śmiesznym kotkiem, nadętym pontonem w miejscu ust. Znam osoby, które nie są w stanie przeczytać trzech stron książki bez sprawdzenia telefonu.

Jesteśmy przyzwyczajeni do natychmiastowej gratyfikacji, co tłumaczy dlaczego tak ciężko jest nam utrzymać regularność na przykład w siłowni. Idziesz na parę treningów, w lustrze nie widać różnicy, więc się poddajesz, tracąc z oczu banalny fakt, że ciało potrzebuje regularnej stymulacji rozłożonej w czasie, by pokazać jakikolwiek efekt.

Cierpliwość to obranie dobrego kierunku i wykonywanie pracy z wiarą, że inwestycja się zwróci, a dni, miesiące – i tak przecież miną.

Jeśli miewam częste huśtawki nastroju (problem) to na przykład zaczynam medytować, lepiej się wysypiać i jeść zdrowo (rozwiązanie). Nie biczuję się jednak, jeśli po tygodniu wciąż będzie mi się zdarzało poczuć źle. Nie zwrócę uwagi na nawroty zjawiska, ale na odstępy zjawiska w czasie. Jeśli zauważę, że zjazdy zdarzają się coraz rzadziej, to oznacza, że jestem na dobrej drodze i wystarczy jedynie utrzymać to, co aktualnie robię.

Akceptacja

 

Akceptacja czego? Wszystkiego.

Że możesz mieć gorszy dzień i słabiej wypaść na spotkaniu, egzaminie czy ważnej rozmowie w pracy. Że czasem włącza Ci się melancholijny nastrój i nie masz ochoty nigdzie iść. Że gdy masz dylemat – zostać w domu, czy iść na imprezę – i zdecydujesz się na jedną z dwóch opcji, nie będziesz żałować tej alternatywnej, zaakceptujesz swoją decyzję, zamkniesz temat, a z nim ciąg myślowy. Dzięki temu skupisz się na czerpaniu przyjemności z konkretnego wyboru, bez wyrzutów sumienia.

Że ktoś może Cię nie lubić lub nie docenić. Że jakaś kobieta może nie chcieć z Tobą rozmawiać – po prostu. Że jakiś facet może Ci nie odpisać po bardzo fajnej randce. Że zrobiłeś, zrobiłaś z siebie głupka, czasem się zdarza, normalna rzecz.

Że jeśli nie możesz czegoś zmienić natychmiast, nie ma sensu się tym biczować i o tym myśleć. Jeśli rodzice Cię wkurzają, a wyprowadzasz się dopiero za pół roku, to zaakceptuj fakt, że musisz jeszcze trochę się przemęczyć i skup na bardziej produktywnych rzeczach. Negatywnym myśleniem niczego nie przyspieszysz, a tylko pogorszysz swoje samopoczucie.

Pozytywne myślenie, trzymanie się rzeczywistości, konkrety

 

Zrobiłem sobie w maju miesięczne wyzwanie – przez 30 dni nie narzekać i myśleć pozytywnie. Spodobało mi się na tyle, że wydłużyłem sobie cel bezterminowo. Wyeliminowałem z codzienności wpędzanie się w negatywne stany oraz rozmowy bazujące na narzekaniu. Czuję ogromną poprawę w samopoczuciu.

To tylko jeden przykład ustawiania sobie głowy, bo cały temat schodzi bardzo głęboko. Moim zdaniem podstawą pozytywnego myślenia powinno być założenie, że skoro sam ze sobą spędzasz najwięcej czasu, to musisz wykształcić w głowie przyjaciela. Być dla siebie oparciem w ciężkich chwilach oraz okazywać sobie wyrozumiałość. Nie generować jazd psychicznych i mentalnego biczowania, nie dokładać sobie kłód pod nogi – życie jest w tym wystarczająco skuteczne, nie musisz mu pomagać.

Notorycznie spotykam ludzi, którzy sami na siebie wjeżdżają. Źle o sobie myślą, rozpamiętują porażki i złe decyzje. Zamiast otrzepać się po upadku i wyciągnąć wnioski, wolą wpaść w bagno narzekania i użalania się. Co więcej, niektórzy są od użalania się nad sobą uzależnieni. Tyle, że nikt nie potrzebuje męczenników, nikogo męczennicy nie absorbują.

Najbardziej ogarnięte mentalnie osoby, jakie znam lubią siebie i starają się zawsze kontrolować to, co pojawia się w głowie i trzymać się przy tym rzeczywistości. Przykład: nie udało Ci się ukończyć projektu w założonym terminie, bo zrobiłeś się leniwy i po prostu dałeś dupska. Tok myślowy “normalnej” osoby: “jestem żałosny, gdybym tylko pracował więcej, do niczego się nie nadaję, zawsze wszystko kończy się tak samo…”. Efekt: jeszcze gorsze samopoczucie, spadek poczucia własnej wartości i zaufania do samego siebie. Brak rozwiązania problemu.

Tok myślowy osoby “ogarniętej”: “okej, fakty są takie, że dałem ciała. Po raz kolejny zauważam, że staję się leniwy i prokrastynuję, zamiast regularnie pracować i bez problemu wyrobić się z deadline’m. Trudno, stało się, teraz trzeba wziąć się w garść. Przy kolejnym projekcie od razu rozpiszę sobie plan pracy i każdego dnia będę realizował konkretny blok. To będzie priorytet, wszystko inne – imprezy, spotkania, wyjazdy – zepchnę na dalszy plan”. Efekt: kontrola samopoczucia, świadomość błędu przy jednoczesnej determinacji do zmiany. Wyciągnięcie wniosków + konkretny schemat działania, by uniknąć podobnej sytuacji w przyszłości.

To nie są czary mary, to nie bzdura. Ustawianie myślenia działa i jeśli nauczysz się dobrze z niego korzystać, będziesz w stanie usprawnić wiele swoich procesów, być bardziej efektywnym. Fakt, że coś jest obiektywnie niemierzalne (kontrolowanie własnych myśli) nie oznacza, że nie istnieje.

Kolejny punkt to przejmowanie się pierdołami niezależnymi od Ciebie. Wolno Ci “przejmować się” tylko tym, na co masz realny wpływ. I nie chodzi o “przejmowanie się” na zasadzie lamentu i rwania włosów z głowy – raczej o konkretne, trzeźwe planowanie kroków, które należy wykonać, by wyprostować sytuację i osiągnąć cel. A po opracowaniu planu – odpuszczenie, darowanie sobie myślenia o tym.

Asertywność

 

Nigdy nie pozwól na to, by ktoś korzystał na Twojej krzywdzie i złych emocjach. Nie bądź frajerem, szanuj siebie, swoje zasoby, a w szczególności czas. Jeśli jakiś układ Ci nie pasuje, powiedz o tym głośno. Mów o tym, co myślisz, bo po pierwsze ludzie nie są tak domyślni, jak Ci się wydaje, a po drugie niektórzy z nich widząc brak Twojej asertywności bez skrupułów Cię wykorzystają.

Rysuj ludziom wyraźne granice, których nie mogą przekroczyć. Od małych rzeczy, takich, jak sposób zwracania się do Ciebie, po rzeczy duże, jak na przykład pożyczanie pieniędzy, obietnice i wspólne plany. Ludzie muszą czuć do Ciebie respekt. Żyjemy w świecie, w którym wszyscy wzajemnie siebie testują, sprawdzając, na ile można sobie pozwolić. Jak dzieci w szkole.

Pamiętam niemiecki w gimnazjum. Przyszła do nas młoda dziewczyna, od razu po studiach. Była ładna, wykształcona i bardzo miła. Jej problemem było to, że stała się zbyt miła i nie narysowała nam żadnych granic. Zaczęło się niewinnie – od głośnych rozmów, chodzenia po sali. Skończyło się na jej płaczu, latających krzesłach i rzucaniu w nią kredą. Po tygodniu poszła na zwolnienie i już do szkoły nie wróciła. Zaraz po niej przyszła żyleta, u której na lekcjach nikt nie śmiał nawet pisnąć bez wyraźnego przyzwolenia. Dzieci te same, zachowanie skrajnie inne. Rysuj granice, bo inaczej inni narysują je za Ciebie.

Tyczy się to też związków, relacji damsko-męskich. Rozmawiaj z partnerem o swoich oczekiwaniach i wszystkich rzeczach, które Ci nie pasują. Nie dawaj wchodzić sobie na głowę tylko po to, by drugiej osobie było dobrze. Kurwa, ludzie ze sobą nie rozmawiają, dlatego tyle par się sypie, a zostają tylko wspólne zdjęcia – ale to temat na oddzielny wpis.

Odnośnie trudnych rozmów, werbalizowania oczekiwań – przeczytaj sobie książkę Crucial Conversations. Jeśli nie zmieni Ci życia, stawiam skrzynkę piwa.

Nawyki

 

Człowiek bez konkretnych, świadomie ustawionych nawyków jest człowiekiem, który nigdy nie kończy tego, co zaczął, swoje cele ogląda jedynie pod powiekami i generalnie grzęźnie w nicnierobieniu.

Sukces w żadnej dziedzinie nie bierze się z próżni, a z regularnego, najczęściej codziennego i mozolnego, napierdalania. Napierdalanie z kolei bierze się z dobrze ustawionych celów i dobranych pod nie nawyków. Konkretnych godzin pracy/treningów. Codzienności ustawionej tak, by te cele, nawyki wspierała. Nadawanych rzeczom priorytetów.

Jeśli pracujesz na etacie i chcesz do tego trenować na siłowni oraz pracować po godzinach nad biznesem na boku, to musisz wiedzieć:

  1. Kiedy przygotujesz sobie jedzenie?
  2. Wrócisz do domu po pracy czy pójdziesz bezpośrednio na trening?
  3. A może trening zrobisz przed pracą (co wymaga odpuszczenia wyjścia na miasto, pójścia spać wcześniej i wstania skoro świt), by wcześniej wrócić do domu i pracować nad pobocznym biznesem?
  4. Ile będzie trwał blok pracy nad pobocznym biznesem? Jaki jest plan pracy?

 

Jeśli nie pracujesz na etacie, prowadzisz biznes i do tego chcesz trenować, to musisz wiedzieć:

  1. O której codziennie wstajesz? Jaki jest górny limit?
  2. W jaki sposób zmotywujesz się do wstania, skoro nie masz nad sobą bata w postaci szefa?
  3. Jakie ustawisz sobie bloki pracy na laptopie i przerwy? O której będziesz kończyć?
  4. Jak zamienisz każdego poranka pokój w biuro? Jak będziesz radzić sobie z rozkojarzeniem rzeczami typowo domowymi?
  5. Jak będziesz traktować spontaniczne propozycje wyjścia na miasto i telefony od znajomych? Przecież nie masz etatu, możesz sobie pozwolić?
  6. Kiedy trenujesz, kiedy gotujesz?

 

Dopiero, gdy masz ustawione cele i konkretne nawyki, gdy rozpisany jest bojowy plan – dopiero wtedy możesz prawdziwie docenić czas wolny. Bez wyrzutów sumienia wdusić tryb samolotowy w niedzielę i odsapnąć na kocu, kąpiąc się w słońcu. Bez negatywnych myśli i poczucia, że trwonisz czas – bo wiesz, że od poniedziałku wjeżdża konkretny plan, który odhaczysz od zera do setki. Bo masz nadane priorytety, stworzone procesy, a każde zadanie posiada czas oraz sposób realizacji.

Nie ograniczajmy jednak nawyków tylko do pracy i treningów. Potrzebujesz też nawyków do tego, by po prostu czuć się dobrze:

  1. Regularna medytacja
  2. Czas w ciągu dnia na czytanie książki lub artykułów, które Cię interesują
  3. Sprzątanie mieszkania lub miejsca pracy
  4. Pielęgnowanie pasji

 

O moich nawykach pisałem troszkę TUTAJ.

Środowisko

 

Nie musisz przebywać z ludźmi, których nie lubisz. Nie musisz lubić każdego. Świadomie wybieraj ludzi, z którymi spędzasz czas. Nie bój się mówić “nie”, jeśli uważasz, że spędzenie czasu z drugim człowiekiem pogorszy Twoje samopoczucie lub po prostu nie będzie produktywne. Nie jesteś nikomu winien swego czasu, pamiętaj. Sam decydujesz o tym, na co go przeznaczasz.

Jeśli jesteś skazany na konkretne środowisko (ludzie na studiach lub w pracy) to świadomie ogranicz ich wpływ na Ciebie i Twoje przekonania. Znajdź przeciwwagę poza studiami i pracą – spotykaj się w wolnym czasie z ludźmi, którzy Cię wspierają, są inspirujący i przy których po prostu czujesz się dobrze. Niech Twoja bazowa “grupa” będzie wartościowa i napędza Cię do działania, stawania się lepszą osobą.

 

Po co to wszystko?

 

Okej, liznąłem tylko kilka ważnych obszarów pracy. O każdym z nich da radę napisać książkę grubości Biblii. Nie chodziło tu jednak o to, by dawać gotowe rozwiązania, ale by pokazać, że istnieją.

Teraz ustalmy sobie jedną rzecz. Te wszystkie nawyki, ustawianie myślenia, dbanie o środowisko, bycie asertywnym ma sens tylko wtedy, gdy wiesz dokładnie, czego chcesz. Problem natomiast jest taki, że większość osób kompletnie nie wie, czego oczekuje od siebie, innych osób, życia. Coś robi, coś zmienia (częściej nie), ale brakuje w tym koordynacji i konkretów.

Dopiero osoba z jasno określonymi celami będzie w stanie zrobić miażdżący użytek z codzienności, projektując ją w taki sposób, by dawała realny zwrot.

Natomiast wspólnym mianownikiem ludzi (…) zazwyczaj jest bezczynność. Nic nierobienie. Wpadanie w bezpieczny schemat, który ich dusi. Chcieliby coś zmienić, odnaleźć własną drogę – ale ciężko jest to zrobić, jedynie przyglądając się mapie. Odkrywanie tego, co chcemy w życiu robić nie ma nic wspólnego z biernością i zadawaniem pytań. Trzeba wyjść z domu, poświęcić czas, energię i podążyć konkretną ścieżką. Co więcej, czasem szlak trzeba będzie przetrzeć, bo nie będziemy znali nikogo, na kim moglibyśmy się wzorować. I tak, czasem wybierzemy źle, co owszem – wiąże się ze straconym czasem, ale też daje nam bezcenny (bo osobisty) feedback. To nie jest tak, że ktoś nam powie: „nie nadajesz się do tego”. Sami sprawdziliśmy, więc wiemy o tym bez osób trzecich. A świadomość, czego w życiu robić nie chcemy jest równie ważna, jak dotarcie do tego, czego pragniemy i za co dalibyśmy się pokroić.

Nie wiesz, co chcesz robić, bo tego nie szukasz

Ciekaw jestem, kiedy zamiast psychotropów lekarze będą przepisywać rozwiązywanie problemów, które wpędzają pacjentów w depresje. Kiedy narzekanie na rząd i niesprawiedliwy los będzie passé, a czymś oczywistym i zrozumiałym dla każdego stanie się związek przyczynowo skutkowy pomiędzy działaniem, a jakością życia. Kiedy ludzie będą bardziej szczerzy z innymi, a przede wszystkim z własnym odbiciem w lustrze. Kiedy zamiast dryfować zaczniemy intensywnie wiosłować w konkretnym kierunku, rozumiejąc, że własną rzeczywistością trzeba aktywnie zarządzać, a samych siebie możemy modelować jak plastelinę. 

Może lepszym pytaniem byłoby jednak “czy kiedyś…”?

Artykuł Krótka bajka o tym, dlaczego nic się w naszym życiu nie zmienia pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zrob-cos-wreszcie/feed 0
Wychodząc naprzeciw burzy 2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2#respond Mon, 26 Jun 2017 10:39:57 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2935 Cześć

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

(…) perhaps we should then bear our sadnesses with greater assurance than our joys. For they are the moments when something new enters into us, something uknown to us; our feelings, shy and inhibited, fall silent, everything in us withdraws, a stillness setles on us, and at the centre of it is the new presence that nobody yet knows, making no sound.

 

Letters To A Young Poet; R. M. Rilke

 

Cześć,

 

dawno mnie z Wami nie było. Nie miejcie mi za złe. Trochę się ostatnio w moim życiu pokręciło.

 

Jestem smutny, jestem szczęśliwy, trochę chce mi się płakać, a trochę tańczyć, drzeć się, krzyczeć. Żyję pełną gamą emocji i chyba ostatecznie o to chodzi – żeby codzienność malować używając do tego pełnej palety kolorów.

 

Kiedyś napisałem: “Życie jest o wiele mniej skomplikowane, gdy nie jesteś zakochany. Przy okazji jest też szare jak srajtaśma.”

 

Nie wiem, czym jest miłość, czym zakochanie, ani jak zdefiniować zauroczenie. Nie mam pojęcia, czy nazywanie uczuć ma jakikolwiek sens, skoro każda osoba wykształca nieco inne filtry i definicje opisujące to, co czuje. Wiem natomiast, że warto czuć, bo to pobudza, cuci ze śpiączki. Drąży w Tobie całkiem nowe tunele i pozwala odkrywać całe połacie niezagospodarowanej jeszcze przestrzeni.

 

Kiedyś myślałem, że za każdym razem, gdy się rozpadasz, tłuczesz się na mniejsze części i później o wiele trudniej jest się posklejać. Teraz jestem przekonany, że w składaniu samego siebie możesz dojść do perfekcji, a linie pęknięć nie osłabiają, ale wzmacniają całą strukturę. Dodatkowo, tylko rozpadając się masz szansę całości nadać nowy, lepszy kształt.

 

Na siłowni podnosisz ciężar, niszczysz mięśnie, rozrywasz włókna, które regenerują się grubsze, bardziej wytrzymałe. Tylko, że sztangi nie mają uczuć. Możesz brutalnie rzucać nimi po sali, dokładać kolejne krążki. W relacjach działa to identycznie, tylko że tutaj cierpią ludzie. Okej, urosłeś czyimś kosztem, zrozumiałeś coś. Gratulacje.

 

Poczucie winy jest jak jad przeżerający żyły, kąsający Cię od środka. Domyślam się, że żeby się go pozbyć, musisz krwawić, upaćkać się. Upuścić wystarczająco, by się oczyścić z trucizny, ale jednocześnie nie za dużo – by ustać na nogach i nie upaść.

 

/po co mi ten pociąg, skoro Ciebie nie ma na stacji?

 

Ulica zalana jest cyganami, którzy obwieszeni grubymi łańcuchami ciągną ujebane błotem dzieci po chodnikach – jakby były workami na śmieci. Siedzę w knajpie w centrum, otoczony zadbanymi kamienicami oraz dźgającymi niebo wieżami zabytkowych kościołów. Słaba kawa drażni moje kubki smakowe. A może z kawą jest wszystko w porządku, może to tylko gorycz, którą przesiąkłem, której nie mogę się pozbyć.
Nie tak wyobrażałem sobie Czechy. Nie tak wyobrażałem sobie koniec tej historii.

 

Nie wierzę w marzenia wypowiadane w myślach, prorocze sny ani przeznaczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że życie nigdy nie daje Ci tego, czego chcesz, ale dokładnie to, czego potrzebujesz w danym momencie. W pierwszej chwili możesz to odrzucić, bronić się przed tym. Zrozumiesz po czasie – to była chwila, kiedy ktoś musiał wdusić “reboot”. Przerobiłem ten cykl wystarczająco wiele razy, by bez problemu rozpoznać gościa, który przekracza próg mieszkania – nie muszę patrzeć w jego stronę, ani czekać, aż zdejmie kapelusz.

 

To dlatego jestem smutny i uśmiechnięty. Zgorzkniały i pełen nadziei. To dlatego skarżę się, jak skrzywdzony pies, rzucam po kątach jak opętany, nie śpię w nocy – jednocześnie mam więcej energii, niż kiedykolwiek, budzi się we mnie coś nowego. Parę dni temu, we Lwowie, byłem najbliżej zapalenia papierosa od momentu, kiedy rzuciłem. Rozrywają mnie sprzeczności, a ja zamiast z nimi walczyć, po prostu akceptuję. Ciemne chmury się kłębią, groźnie grzmi i burza nadchodzi. Otwieram okno, zapraszam serdecznie.

 

Będzie, będę okej.

 

Myślę, że prawda o Tobie zawsze leży gdzieś między niewypowiedzianymi w porę słowami, szybszym biciem serca i pełnym wyrzutów spojrzeniu, które kroi Cię na plasterki. Pytanie, czy jesteś gotów mówić po fakcie, zejść na zawał i dać się pokroić. Wyjść naprzeciw burzy.

 

Teraz wiem już, że po drugiej książce będzie trzecia. Nie dlatego, że chcę ją napisać, ale dlatego, że jej potrzebuję. Tak, jak potrzebowałem dzisiejszego wpisu.

 

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2/feed 0
Porozmawiajmy na żywo! https://v1ncentify.prohost.pl/post/porozmawiajmy-na-zywo https://v1ncentify.prohost.pl/post/porozmawiajmy-na-zywo#respond Thu, 02 Feb 2017 15:03:17 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2321 Na samym wstępie zaznaczam, że propozycja skierowana jest do męskiej części Czytelników. Dziewczyny na spotkanie autorskie będą musiały jeszcze jakiś czas poczekać:)

Artykuł Porozmawiajmy na żywo! pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Na samym wstępie zaznaczam, że propozycja skierowana jest do męskiej części Czytelników. Dziewczyny na spotkanie autorskie będą musiały jeszcze jakiś czas poczekać:)

Krótko i na temat: w lutym odwiedzę następujące miasta:

Wrocław 09.02

Poznań 16.02

Kraków 23.02

W każdym z nich poprowadzę wykłady na temat tego, jak stać się atrakcyjnym mężczyzną, który wie, czego chce, łapie życie za jaja i dąży do stania się najlepszą możliwą wersją siebie.

Pierwsza edycja IU Nights okazała się być OGROMNYM sukcesem: przeszkoliłem wtedy dokładnie 112 osób z całej Polski, a o jakości konferencji może świadczyć już sam fakt, że do dzisiejszego dnia średnio raz w tygodniu otrzymuję zapytanie o powtórzenie tamtego eventu.

Jeśli jesteś po lekturze mojej książki “Płonąc w atmosferze” i żałujesz, że nie była ona poradnikiem – obecność na konferencji Ci wszystko wynagrodzi. Moje wykłady wypchane są po brzegi wiedzą, do której dochodziłem latami. Te wnioski pozwoliły mi:

Po pierwsze drastycznie szybko się zmienić z niepewnego siebie, zakompleksionego frajera w atrakcyjnego mężczyznę – który zaczął odnosić niesamowite sukcesy w relacjach damsko-męskich.

Po drugie, od wielu lat regularnie powtarzać ten proces na facetach, którzy przychodzą do mnie na szkolenia.

Kliknij, by odebrać swoją wejściówkę.

Głównym założeniem IU Nights jest dostarczyć Ci maksymalnie praktyczną wiedzę w najkrótszym możliwym czasie oraz absurdalnie niskiej cenie. Jeśli chcesz zacząć się zmieniać na poważnie i bez kompromisów, to najwyższa pora, by wstać sprzed komputera i pojawić się na jednym z trzech przygotowanych eventów. Każdy z nich oferuje nie tylko nasze wystąpienia, ale przede wszystkim możliwość poznania innych ambitnych, głodnych życia ludzi, którzy tak jak Ty chcą od życia czegoś więcej.

Konferencja IU Nights to:

  • Skuteczna, najwyższej jakości wiedza wielokrotnie sprawdzona w prawdziwym życiu
  • Praktyczny, niepublikowany nigdzie wcześniej materiał zaprogramowany w taki sposób, byś mógł wykorzystać go od razu po zakończeniu naszego spotkania
  • Praca nad największymi problemami dotykającymi każdego faceta, takimi jak: brak pewności siebie, lęk przed podejściem do nieznajomej kobiety, o czym i jak rozmawiać oraz w jaki sposób budować z kobietą niewymuszoną seksualność (tworzyć magiczną “chemię”)

 

Konferencje poprowadzę razem z Festem (czyli najbardziej kompetentnym trenerem relacji damsko-męskich, jakiego poznałem w życiu), w ramach naszej firmy szkoleniowej Instynktowne Uwodzenie.

 

To jedyna w swoim rodzaju okazja, by spotkać się na żywo. Nie ma na co czekać, wejściówkę odbierzesz pod tym adresem:

http://instynktowneuwodzenie.pl/nights/

 

UWAGA: Ilość miejsc ściśle ograniczona, do 30 osób na jeden event. Kto pierwszy, ten lepszy.

 

Bardzo miło jest mi zakończyć ten wpis prostym, aczkolwiek wymownym: do zobaczenia 🙂

 

Artykuł Porozmawiajmy na żywo! pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/porozmawiajmy-na-zywo/feed 0
Kiedy związku naprawić się nie da https://v1ncentify.prohost.pl/post/kiedy-zwiazku-naprawic-sie-nie-da https://v1ncentify.prohost.pl/post/kiedy-zwiazku-naprawic-sie-nie-da#respond Sun, 22 Jan 2017 16:09:52 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2263 Bardzo często otrzymuję maile od kobiet spragnionych porady. Mam wrażenie, że widzą we mnie takiego tatę, który przyjdzie i sklei połamaną lalkę Kena, pogłaszcze po główce i zapewni, że wszystko będzie dobrze. Niestety, rzeczywistość wygląda nieco inaczej - czasem lalki nie da się naprawić. Wtedy mówię o tym prosto z mostu, bo wychodzę z założenia, że bolesna prawda jest lepsza od niezdatnej się do użytku karykatury zabawki owiniętej taśmą klejącą.

Artykuł Kiedy związku naprawić się nie da pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Bardzo często otrzymuję maile od kobiet spragnionych porady. Mam wrażenie, że widzą we mnie takiego tatę, który przyjdzie i sklei połamaną lalkę Kena, pogłaszcze po główce i zapewni, że wszystko będzie dobrze. Niestety, rzeczywistość wygląda nieco inaczej – czasem lalki nie da się naprawić. Wtedy mówię o tym prosto z mostu, bo wychodzę z założenia, że bolesna prawda jest lepsza od niezdatnej się do użytku karykatury zabawki owiniętej taśmą klejącą.

Zazwyczaj te maile wyglądają podobnie. Otrzymuję sielankowy opis idealnego związku, w którym w pewnym momencie pojawia się pewno “ale”. Ups, przepraszam – “magicznie pojawia się” według autorki, kiedy gołym okiem widać, że to “ale” było tam od samego początku, jak lufa czołgu gotowa wyrzygać się pociskiem. Tylko, że jako ludzie lubimy się oszukiwać i naginać rzeczywistość do naszych oczekiwań. Najczęściej jest to połączone z naiwną wiarą, że “on się zmieni”.

Powtórzę po raz setny – ludzie zmieniają się rzadko lub wcale. Wymazanie wad drugiej osoby korektorem nie sprawi, że wspólne zdjęcie pozostanie bez skazy. Poskutkuje to jedynie tym, że te rzeczy wybuchną w końcu ze zdwojoną siłą, kalecząc i pozostawiając głębokie, piekące blizny, bo będzie już za późno, żeby po prostu powiedzieć “no nic, nie wyszło” i odejść w przeciwnym kierunku. Z czasem inwestujemy w drugą osobę więcej zasobów, więc nagłe zakończenie związku okupione będzie wielkim kosztem emocjonalnym, nieprzespanymi nocami i łzami. Czasem sama myśl o stracie sprawi, że taka osoba po raz kolejny wyciągnie korektor i – zużywając na raz cały nabój – białą plamą przesłoni resztę pęknięć. Bo nie widzieć opłaca się bardziej, niż podjąć radykalną decyzję. Taka decyzja owszem, jest ciężka, ale na tego typu sytuacje należy patrzeć długoterminowo. Powiedzenie sobie, że “może wszystko jakoś się ułoży” to masochizm w najczystszej postaci. Zakończenie relacji natychmiast po wykryciu ubytków nie do odratowania boli TERAZ, ale jest mądrzejsze w dłuższej perspektywie, bo znacznie skraca emocjonalną rekonwalescencję. Tutaj oczywiście pojawia się problem bierności, bo boimy się radykalnych zmian w życiu i ich konsekwencji – filozofia “chujowo, ale stabilnie” w praktyce.

Jako ludzie bardzo chcemy czuć się dobrze i pragniemy osiągnąć ten stan wszystkimi dostępnymi środkami. Kobiety, które piszą do mnie maile nie chcą usłyszeć prawdy – żądają, żebym naprawił lalkę, której naprawić się po prostu nie da. Na pierwszym miejscu oczekują zapewnienia, że będzie dobrze, na drugim przynajmniej nadziei, a na trzecim konkretnych kroków, które ONE mogą wykonać, by “naprawić” swojego Kena. A ten, tak na marginesie, zgadnijcie co?

No właśnie. Ani myśli się zmieniać i ma to w dupie. Jest seks, ona kocha i się stara – no czego chcieć więcej?

Jakieś konkretne przykłady? Proszę bardzo:

#1. Kocham go, jesteśmy razem, ale w ogóle nie jest ambitny i całymi dniami marnuje czas

#2. Nie docenia mnie, nie mam w nim oparcia, jest miły gdy chce seksu, a poza łóżkiem bywa oschły i egoistyczny

#3. Spotyka się ze mną, robi mi nadzieję, po czym żali się, że tęskni do byłej. Jak go w sobie rozkochać?

#4. On kocha mnie tak bardzo, że zrobiłby dla mnie wszystko, ale przez to nie jest męski, brakuje “prowadzenia”, czegoś co mnie zaskoczy, po prostu emocji

#5. Zdradził mnie i prosi, by dać mu kolejną szansę.

To takie główne “problemy”, które przychodzą mi na skrzynkę. Tak na deser wklejam skrajny przypadek z wisienką w postaci usprawiedliwiania swego lubego:

Cześć. Piszę do Ciebie, aby spytać się o radę. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takiej sytuacji… Spotykałam się przez 1.5 roku z mężczyzną sporo starszym ode mnie, który miał/ma za sobą trudne doświadczenia, o których wiedziałam ogólnie, ale nigdy nie chciał mówić wprost… Bywało lepiej, gorzej. Często był zdystansowany, nigdy wprost nie powiedział ‘kocham‘. Ale też na to nie naciskałam. Aż na dniach dowiedziałam się (nie od niego), że ma dziecko, o którym ‘zapomniał’ mi powiedzieć przez tyle czasu. Gdy spytałam o co chodzi, powiedział, że nie jest gotowy o tym rozmawiać. Na tydzień ślad po nim zaginął. Po tygodniu, przy okazji  odbierania czegoś powiedział mi, że owszem, prawdopodobnie ma dziecko, ale nie jest w 100% pewny, czy on jest biologicznym ojcem (chłopczyk ma 8 lat). Czasami go widuje, ale mały nie wie, że on prawdopodobnie jest tatą. I że to jest wierzchołek góry lodowej tego, co on przeżył i że nie jest w stanie i nie chce ze mną o tym rozmawiać. Na moje zarzuty, że nie rozliczam go za przeszłość, ale o takich rzeczach się mówi, bo to nie jest chomik o którym zapomniał, tylko ośmioletnie dziecko; powiedział, że to w żaden sposób mnie nie dotyczy i te 2 światy nigdy się nie zetkną. Że nie planujemy ślubu itd, wiec mi o tym nie mówił (faktycznie, oboje wiemy, ze nigdy nie zamieszkalibyśmy razem, ze o dzieciach czy ślubach nie wspomnę, za dużo nas dzieli po prostu). O ile to mnie dotknęło, to byłabym w stanie wybaczyć, ale… Rozmawiałam z nim dzisiaj i mówię, że nie wiem, czy zauważył, ale praktycznie wcale nie rozmawiamy ze sobą, on nie ma pojęcia co się u mnie działo przez ostatni tydzień i oprócz łózka okazyjnie nic nas nie łączy ostatnimi czasy. A on mi na to, że mu to nie przeszkadza. Zatkało mnie. Pytam jak to możliwe, że gdyby mu zależało, to byłoby to istotne, próbowałby coś z tym zrobić. On na to, że mu trochę zależy. Spytałam – jak to trochę? On, że zdaje sobie sprawę, ze jest ‘zepsuty’. Że on nic nie czuje. Nikogo nie kocha, nie potrzebuje, chce być sam. Trochę mu na mnie zależy, i to trochę w porównaniu do innych jest dużo dla niego, ale nigdy nie będzie mnie kochał, nie potrafi. Że nie zawsze tak było, ale  z biegiem czasu, podczas wydarzeń o których mi mówił się zmienił, wystarczajaco wycierpiał i nie chce więcej nikogo. Że jak go będę potrzebować, to przyjedzie, ale nie będziemy razem oficjalnie, nie będzie normalnie. Już nie wytrzymałam i się rozkleiłam. Powiedziałam, żebyśmy dali sobie ze sobą spokój. On na to, ze dobrze, pocałował mnie i wyszedł. I tyle.
A ja jestem tak durna, że siedzę i ryczę. Na dodatek jakby przyszedł i powiedział, że chce wrócić, to bym go przyjęła. Jestem sama na siebie wściekła i jednocześnie zdziwiona, jak można być tak naiwną. Gdzie się podziała moja duma?! Co robić?

Screenshot_4

Skrajny przypadek, więc skrajna odpowiedź, ale raczej nie zdziwi Was, że nawet gdy się na temat rozpiszę, nie dostaję wiadomości zwrotnej? Prawda boli jak przypalanie sobie petów na przedramieniu.

Po części popełniam ten wpis po to, by na podobne wiadomości wklejać gotowy link, przyznaję. Staram się odpowiadać na każdego maila, jako że szanuję czas, jaki druga osoba poświęca na napisanie do mnie – nawet, jeśli pisze bzdury i nawet, jeśli podświadomie nie chce znać konkretnej odpowiedzi na opisany problem.

Do wklepania zamiast tabliczki mnożenia:

Jeśli facet spotyka się z Tobą tylko na seks, to najwidoczniej jesteś na tyle fajna, by Cię bzykać, ale niewystarczająco, by z Tobą być na stałe (ewentualnie po prostu aktualnie nie szuka związku i macie zdrowy, jasny układ, ale ten konkretny przypadek tutaj pomijamy). Jeśli przy tym składa Ci jakieś obietnice lub tworzy pozory, że “to coś więcej”, a Ty to łykasz, to właśnie znalazłaś się w potrzasku, a on jest głupim chujem. Toniesz w jeszcze większym bagnie, jeśli od czasu do czasu żali Ci się, że tęskni do byłej. Wtedy jest głupim chujem do kwadratu, a Ty… no dopowiedz sobie.

Jeśli facet nie jest ambitny, bywa egoistyczny i czujesz, że Cię nie docenia, to nie istnieje żadna magiczna różdżka, która to zmieni. Możesz z nim o tym rozmawiać, motywować z zapałem godnym damskiej wersji Tony’ego Robbinsa, ale jeśli on sam nagle nie wyskoczy z łóżka jak popieszczony prądem, stwierdzając, że od teraz zmienia swoje życie i będzie codziennie zapieprzał, by osiągnąć wymarzone cele, szepcząc Ci każdego poranka, że jesteś najlepszym, co mu się przytrafiło, to bardzo mi przykro. Najprawdopodobniej zamiast tego ściągnie kolejny odcinek serialu i odstawi talerz na brudną stertę nawet Ci nie dziękując, że spędziłaś pół dnia w kuchni.

Jeśli facet nie potrafi w relacji być męski, podejmować decyzji, a zamiast tego Ci pieskuje, przez co nie jest już atrakcyjny to niestety, ale z dnia na dzień jaj mu nie wyhodujesz. Sam też sobie nie wyhoduje, bo najprawdopodobniej całymi latami karmił się złymi wzorcami, wdrukowując sobie fałszywe przekonania na temat kobiet i świata, cementując wszystko koszmarnymi nawykami. On Cię zdobył, bardzo Cię kocha i do tego jeszcze ma seks. I najprawdopodobniej jest święcie przekonany, że wszystko jest w idealnym porządku, bo przecież według popkultury magiczna “miłość” to wszystko, czego potrzeba, by usłyszeć sielankową muzyczkę oraz zobaczyć napisy końcowe poprzedzone oklepanym “żyli długo i szczęśliwie”. On nie rozumie kobiet ani mechanizmów wpływających na atrakcyjność. W dodatku uważa, że jeśli raz Cię zdobył, to nie musi się już starać. Przeczytanie jednego artykułu na tym blogu nic nie zmieni. Przeczytanie całego bloga może też nic nie zmienić. Wszystkie materiały świata zdziałają gówno, jeśli facet nie zostanie kopnięty w dupę wystarczająco mocno, by SAM POCZUŁ POTRZEBĘ ZMIANY.

Jeśli facet zdradził Cię raz, to bardzo możliwe, że robił to już wcześniej. Prawie pewne jest także, że zdradzi Cię ponownie. No dalej, daj mu drugą szansę. Wyzywam Cię. Przecież tak ładnie wyglądasz, gdy płaczesz, a rozmazany tusz jest sexy.

I tak na sam koniec: jeśli facet traktuje Cię jak szmatę do podłogi, a Ty to akceptujesz to nie tylko on wychodzi na złamanego kutasa – Ty wychodzisz na głupią, naiwną cipę bez grama szacunku do samej siebie. 

Pytasz więc, co masz robić?

Olać go i żyć dalej. I wyciągnąć jakieś wnioski, do jasnej cholery.

Artykuł Kiedy związku naprawić się nie da pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/kiedy-zwiazku-naprawic-sie-nie-da/feed 0