wolnosc – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Tyle Ciebie w Tobie ile sobie wyszarpiesz https://v1ncentify.prohost.pl/post/tyle-tobie-wyszarpiesz https://v1ncentify.prohost.pl/post/tyle-tobie-wyszarpiesz#respond Tue, 06 Feb 2018 13:00:54 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3271 Wydaje nam się, że panujemy nad swoim życiem i organizujemy własny czas.

Artykuł Tyle Ciebie w Tobie ile sobie wyszarpiesz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Wydaje nam się, że panujemy nad swoim życiem i organizujemy własny czas.

 

Bzdura.

 

Codziennie jesteśmy programowani i zapętlani. Wcisnąć powiadomienie, wpisać fb.com w przeglądarkę, odblokować telefon, wejść na instagram.

 

Ciebie w Tobie jest tylko tyle, ile sobie wyszerpiesz. Wyszarpywanie polega na świadomym poświęcaniu uwagi jednej czynności, którą wybrałeś/wybrałaś. Czynności, która jest dla Ciebie ważna.

 

Nie wybraliśmy powiadomień na fejsie i FOMO. To one wybrały nas, zabierając nam uwagę, odciągając od wyznaczonych celów.

 

Dopiero, gdy zastanowimy się, czego chcemy od życia, wyznaczymy sobie ramy czasowe do realizacji – widzimy, z czego musimy zrezygnować. Że nasza codzienność wypełniona jest kompulsywnymi odruchami, nawykami, których nie kontrolujemy. I teraz pojawia się problem, bo chcąc dobrze organizować czas, stać się efektywną osobą, musimy uwiązać te wdrukowane siłą zachcianki na krótkiej smyczy, a to nie jest łatwe.

 

Dodatkowo, nasze mózgi są na tyle przepalone stymulowaniem się wciąż to nowymi bodźcami, że nie przekoloryzuję pisząc, że jest to prawdziwa walka. Nasza zdolność skupienia się przez długi czas na jednej tylko wykonywanej czynności jest żałośnie niska. Chcąc ją wyćwiczyć musimy zmierzyć się z trwałymi zmianami w centralnym procesorze, mózgu.

 

Na tym etapie nie wyobrażam sobie życia bez telefonu i po prostu nie chciałbym bez niego funkcjonować. Tak bardzo jestem od niego uzależniony. Coś w stylu “palę bo lubię”. Więc nie chodzi tu o całkowity detox, co o odzyskanie KONTROLI. Nad swymi odruchami, zachciankami, wgranym programem. By w poczekalni do lekarza nie wyjmować telefonu z kieszeni, odblokowując ekran i spadając w studnię aplikacji. By mając coś ważnego do zrobienia wyciszyć telefon, odciąć internet – i po prostu się skupić, wciągnąć w wydajną pracę.

 

Jak często spędzamy czas sami ze sobą?

 

Bez ekranów, muzyki (no dobra, muzyka jest spoko), powiadomień? Dlaczego przy pierwszej chwili, gdzie możemy od tego wszystkiego odsapnąć, zamiast zanurzyć się w swoje myśli, ewentualnie oczyścić głowę medytując, czym prędzej łapiemy za telefon lub siadamy do laptopa, by znowu się rozproszyć, czymś zająć?

 

Nie potrafimy już spędzać czasu sami ze sobą, taka smutna prawda.

 

Największy lęk naszych czasów to taki, że idąc do kibla zapomnimy wziąć ze sobą telefonu.

 

Ostatnio u fryzjera przeżyłem szok. Czekam na swoją kolej, obok mnie po lewej i prawej siedzi dwóch gości. Obaj non stop wpatrzeni w telefony. Postanawiam się przyjrzeć, co oni tam robią, do chuja. Zerkam na tego po lewej. Ślizga kciukiem tablicę fejsa, NAWET JEJ NIE CZYTAJĄC, po prostu przesuwa dla samego przesuwania. Patrzę na prawo. Gość odpala Insta, zmuła, wychodzi. Włącza messenger, nie ma nowych wiadomości, dusi więc palcem do dołu z prędkością kilka razy na sekundę, odświeżając – wciąż nic, tylko apka wydaje z siebie ciche “ściu!”.

Ściu!

Ściu!

Wychodzi, wbija w przeglądarkę. Jakieś wiadomości sportowe, nie czyta, scrolluje, odpala link do kolejnego wpisu, wpis się ładuje, ślizga palcem NIE CZYTAJĄC, po czym wychodzi na pulpit i zwiesza się tak. W końcu odpala jakąś grę.

 

Co za jebane zombie, myślę z wyższością i zastygam nagle. W mojej dłoni telefon – nie pamiętam kiedy go odblokowałem i po co, wiem tylko, że mój kciuk właśnie scrolluje fejsa, bez żadnego celu.

 

Więc to tak, kurwa

 

Ten wpis też pisałem na raty. Wpierw w nocy zrzuciłem wolne myśli, w przypadkowej kolejności. Wystarczyło je tylko poustawiać, poformatować. To moje trzecie posiedzenie przy tekście, bo efektywność drugiego wynosiła 0%. Prokrastynowałem, wciągałem się w przypadkowe filmy na YT, sprawdzałem messenger i powiadomienia na fejsie. Wszystko dlatego, że złamałem własne zasady odnośnie pracy nad wpisem. Żeby było śmieszniej, zauważyłem, że je łamię dopiero po godzinie spędzonej w czarnej dziurze pisania ze znajomymi o niczym.

 

Gdybyśmy mieli świadomie wybierać, to zamiast marnowania czasu w aplikacjach, wszyscy skupilibyśmy się na realizowaniu wizji, bieglibyśmy w stronę marzeń. Telefony, facebook, FOMO to nasze związane sznurówki, płotki, których nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, o które się wywracamy.

 

Kontrolowanie własnych odruchów, wyciszanie powiadomień, odkładanie telefonu i samodzielne decydowanie o własnym czasie to nasz doping.

 

Nie chcę nikogo pouczać, wytykać błędów palcem. Proponuję jedynie zastanowić się, ile Ciebie jest w Tobie każdego dnia? Ile decyzji odnośnie spędzania czasu podejmujesz samodzielnie i jak często robi to za Ciebie automat?

 

Artykuł Tyle Ciebie w Tobie ile sobie wyszarpiesz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/tyle-tobie-wyszarpiesz/feed 0
Jakie ty masz marzenia? https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakie-ty-masz-marzenia https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakie-ty-masz-marzenia#respond Thu, 19 Oct 2017 18:58:49 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3158 Spytał mnie ostatnio kumpel. Otworzyłem szerzej oczy.

Artykuł Jakie ty masz marzenia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Spytał mnie ostatnio znajomy. Otworzyłem szerzej oczy.

Myślałem.

Myślałem.

I odcięło mi prąd.

Bo ja chyba nie mam marzeń. Nie znam definicji tego słowa. Wiem, że ludzie wymawiają je każdego dnia, ale dla mnie straciło ono wartość gdzieś koło 14 roku życia – gdy zrozumiałem, że nie ma czegoś takiego, jak magicznie spełniające się zachcianki.

Marzenia to mogą mieć Jaś i Małgosia lat 8, bo spełnią je rodzice. Oczywiście w miarę możliwości. Jaś dostanie Batmana z przeceny (takiego z ruchomymi przegubami), Małgosia poleci do Nowego Jorku.

Zamiast marzeń, operuję bardziej praktycznymi pojęciami. Pozwala mi to na trzymanie się rzeczywistości i nie odlatywanie za mocno w dziwne, nieproduktywne miejsca. Wbrew pozorom nie będzie to jednak wpis w stylu: “marzenia są dla leniwych, reaktywnych pizd, trzeba mieć cele i je realizować”, nie nie.

Już tłumaczę dokładniej.

Bo mógłbym chcieć np. zostać astronautą, tylko że mam 28 lat i już w kosmos nie polecę (chyba, że z biletem w jedną stronę ze SpaceX). Nie będę też świetnym aktorem, bo to po prostu nie moja działka. Nie otworzę wystawy i nie sprzedam mego obrazu za 100 milionów jakiemuś ekstrawaganckiemu smakoszowi z drewnianą fajką w gębie. Nigdy nie dostanę się do Formuły 1, ani nie zostanę prezydentem (wyobraźcie sobie, ile materiałów jest na mnie w internecie). Nie zagram w MTV moich kawałków w wersji unplugged i żadna gimnazjalistka nie rzuci we mnie swoimi majtkami.

Poświęciłem całe lata na rozwijanie zupełnie innych umiejętności i jedynym sensownym modelem planowania przyszłości jest operowanie moimi mocnymi/słabymi stronami. Mogę zostać znanym pisarzem, wydać jeszcze kilka książek. Rozkręcić firmę szkoleniową i zmonopolizować rynek. Wylecieć w ciepłe kraje i pracować z laptopa 3-4 godziny dziennie. Zostać fotografem i zwiedzać świat.

W pewnym momencie trzeba trzeźwo spojrzeć na życie, pozbyć się złudzeń i maksymalizować własny potencjał.

Tylko, że te wszystkie rzeczy i tak w pewnym sensie nie mają znaczenia, bo dla mnie priorytetem jest:

  1. Być szczęśliwym, kochać siebie
  2. Realizować się, być kreatywnym
  3. Spędzać czas z zajebistymi ludźmi
  4. Mieć świetne relacje

I wokół tych 4 rzeczy mogę dopiero dobudowywać fabułę, ubierać je w konkretne aktywności, czy planować ścieżki kariery. Bez tego wszystko inne flaczeje, nie ma szkieletu. To mój rdzeń.

Być szczęśliwym, kochać siebie. To medytacja, poznanie samego siebie i trzymanie siebie w ryzach. Odkrycie własnych triggerów, dzięki którym mogę być produktywny. To akceptacja na najgłębszym poziomie, ciągle się jej uczę. Zaprojektowanie codzienności w taki sposób, by wywoływała uśmiech na twarzy. To zdrowe życie, brak alkoholu i ciężkich używek. Dobre, wartościowe jedzenie i aktywność fizyczna. Zamiast porównywania się z innymi ludźmi – inspirowanie się nimi. Utrzymywanie ciała i ducha w najwyższej możliwej formie, co przekłada się na szacunek i zaufanie do samego siebie. Zaprzyjaźnienie się z samym sobą, akceptacja pewnych stanów emocjonalnych i świadomość tego, w jaki sposób z nich wychodzić (w przypadku negatywnych), a także jak je jeszcze bardziej nakręcać (pozytywne). Tylko będąc szczęśliwym z własnym odbiciem w lustrze możemy po prostu dzielić się z innymi bez oczekiwania jakiegoś zwrotu. Szczęście i miłość do samego siebie to też zdrowy egoizm, posiadanie zasad i selekcja osób, które dopuszczamy do swego najbliższego otoczenia.

Realizować się, być kreatywnym. Nie mógłbym być kreatywnym, ani mieć silnej woli niezbędnej do realizowania własnych wizji bez punktu pierwszego – czyli zadbania o umysł i ciało. Uwielbiam tworzyć i muszę robić to na własną rękę i dla siebie. Dlatego w moim przypadku całkowicie odpada jakakolwiek praca na etat, nie zostałem do tego stworzony, wiem to na pewno.

Realizowanie własnych projektów daje mi więcej, niż mają do zaoferowania wszystkie dragi świata. Narkotyki to gratyfikacja bez włożonego wysiłku, pusta emocja nie przypisana do żadnej konkretnej czynności. Nic nie zastąpi poczucia tworzenia czegoś na własną rękę i zwrotu, gdy godziny Twojej pracy zostają docenione – i nie mówię tutaj tylko o pieniądzach. Mówię o osobach, które dzięki temu, co robię żyją bardziej świadomie, poznają nowy sposób eksplorowania rzeczywistości, które doceniają moją pasję. Ostatnio, przy okazji premiery produktu związanego z moją działalnością szkoleniową, zaczęły masowo napływać mi na skrzynki maile z podziękowaniami – ale nie za produkt sam w sobie, tylko za całokształt. Były to piękne historie osobistych przemian. To są właśnie moje dragi. Oklaski po wystąpieniu publicznym, skuteczne rozwijanie brandu, usprawnianie warsztatu, pogłębianie wiedzy. To jest coś, co zostaje i betonuje całą konstrukcję, nadaje sensu drodze, którą idę.

Spędzać czas z zajebistymi ludźmi. Czyli spotykać się z osobami, które uważam za wartościowe. Inspirować się i uczyć od nich. Tworzyć niezapomniane chwile na wspólnych wyjazdach. Życie to ludzie, rozwój to ludzie. Nie osiągnąłbym dosłownie NICZEGO, gdybym nie trafiał na odpowiednie osoby. To nie jest tak, że przeszedłem moją drogę sam. Wystarczy przypomnieć sobie Płonąc w atmosferze. Gdyby nie mój brat, nie trafiłbym na temat samorozwoju. Gdyby nie TP, nie starczyłoby mi odwagi, by wychodzić na miasto, by stawiać czoła moim kompleksom. Gdyby nie Buhaj, pewnie nawet nie poleciałbym do Kijowa zobaczyć się z Anią. Chcę dawać ludziom i czerpać od nich. Tworzyć nić wzajemnych zależności i wpływać na siebie, tworzyć kolektywną rzeczywistość, razem dochodzić do nowych wniosków i pilnować wyznaczanych celów. Ponad wszystko jednak, chcę przeżywać młodość podróżując, zwiedzając nowe miejsca – nie wyobrażam sobie takich wyjazdów bez zajebistej ekipy.

Mieć świetne relacje. Czyli rozumieć ludzi i być dla nich cierpliwym. Spędzać czas z rodziną i w miarę możliwości skracać z nimi dystans, przełamując jakieś konwenanse i przyzwyczajenia. Być dla najbliższych oparciem, pamiętać o nich, pielęgnować więź, która nas łączy. Ciągle uczyć się rozmawiać, komunikować w przejrzysty sposób, bardziej się otwierać i dzięki temu sprawiać, by inne osoby robiły to samo.


To są dla mnie najważniejsze rzeczy w życiu. I teraz, wokół nich mogę budować całą resztę. Mogę wyznaczać sobie w zgodzie z tymi punktami cele, które chcę zrealizować – zabawne jest to, że rozumiejąc samego siebie, cele powstają samoistnie, wynikają bezpośrednio z tego, jak masz ułożoną rzeczywistość. Te 4 priorytety to elementy, które wyłuskałem przez lata, a głębokie zrozumienie ich zajmie mi kilka kolejnych.

Jeśli miałbym w tym momencie “pomarzyć”, to marzyłbym o przyszłości, w której jestem szczęśliwy, ustabilizowany w swoich przekonaniach i otwarty dla innych. Czuję na skórze ciepło słońca, widzę wokół siebie uśmiech oraz czuję akceptację osób, na których mi zależy. Wszystko jest takie, jak być powinno. Moja wizja to nie konkretne sumy, ani szybkie auta. To wolność, ludzie i ich bliskość, wsparcie, akceptacja oraz szczęście. Tylko te rzeczy mają jakąkolwiek wartość.

Ich dostatku właśnie sobie życzę.

Artykuł Jakie ty masz marzenia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakie-ty-masz-marzenia/feed 0
Wychodząc naprzeciw burzy 2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2#respond Mon, 26 Jun 2017 10:39:57 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2935 Cześć

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

(…) perhaps we should then bear our sadnesses with greater assurance than our joys. For they are the moments when something new enters into us, something uknown to us; our feelings, shy and inhibited, fall silent, everything in us withdraws, a stillness setles on us, and at the centre of it is the new presence that nobody yet knows, making no sound.

 

Letters To A Young Poet; R. M. Rilke

 

Cześć,

 

dawno mnie z Wami nie było. Nie miejcie mi za złe. Trochę się ostatnio w moim życiu pokręciło.

 

Jestem smutny, jestem szczęśliwy, trochę chce mi się płakać, a trochę tańczyć, drzeć się, krzyczeć. Żyję pełną gamą emocji i chyba ostatecznie o to chodzi – żeby codzienność malować używając do tego pełnej palety kolorów.

 

Kiedyś napisałem: “Życie jest o wiele mniej skomplikowane, gdy nie jesteś zakochany. Przy okazji jest też szare jak srajtaśma.”

 

Nie wiem, czym jest miłość, czym zakochanie, ani jak zdefiniować zauroczenie. Nie mam pojęcia, czy nazywanie uczuć ma jakikolwiek sens, skoro każda osoba wykształca nieco inne filtry i definicje opisujące to, co czuje. Wiem natomiast, że warto czuć, bo to pobudza, cuci ze śpiączki. Drąży w Tobie całkiem nowe tunele i pozwala odkrywać całe połacie niezagospodarowanej jeszcze przestrzeni.

 

Kiedyś myślałem, że za każdym razem, gdy się rozpadasz, tłuczesz się na mniejsze części i później o wiele trudniej jest się posklejać. Teraz jestem przekonany, że w składaniu samego siebie możesz dojść do perfekcji, a linie pęknięć nie osłabiają, ale wzmacniają całą strukturę. Dodatkowo, tylko rozpadając się masz szansę całości nadać nowy, lepszy kształt.

 

Na siłowni podnosisz ciężar, niszczysz mięśnie, rozrywasz włókna, które regenerują się grubsze, bardziej wytrzymałe. Tylko, że sztangi nie mają uczuć. Możesz brutalnie rzucać nimi po sali, dokładać kolejne krążki. W relacjach działa to identycznie, tylko że tutaj cierpią ludzie. Okej, urosłeś czyimś kosztem, zrozumiałeś coś. Gratulacje.

 

Poczucie winy jest jak jad przeżerający żyły, kąsający Cię od środka. Domyślam się, że żeby się go pozbyć, musisz krwawić, upaćkać się. Upuścić wystarczająco, by się oczyścić z trucizny, ale jednocześnie nie za dużo – by ustać na nogach i nie upaść.

 

/po co mi ten pociąg, skoro Ciebie nie ma na stacji?

 

Ulica zalana jest cyganami, którzy obwieszeni grubymi łańcuchami ciągną ujebane błotem dzieci po chodnikach – jakby były workami na śmieci. Siedzę w knajpie w centrum, otoczony zadbanymi kamienicami oraz dźgającymi niebo wieżami zabytkowych kościołów. Słaba kawa drażni moje kubki smakowe. A może z kawą jest wszystko w porządku, może to tylko gorycz, którą przesiąkłem, której nie mogę się pozbyć.
Nie tak wyobrażałem sobie Czechy. Nie tak wyobrażałem sobie koniec tej historii.

 

Nie wierzę w marzenia wypowiadane w myślach, prorocze sny ani przeznaczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że życie nigdy nie daje Ci tego, czego chcesz, ale dokładnie to, czego potrzebujesz w danym momencie. W pierwszej chwili możesz to odrzucić, bronić się przed tym. Zrozumiesz po czasie – to była chwila, kiedy ktoś musiał wdusić “reboot”. Przerobiłem ten cykl wystarczająco wiele razy, by bez problemu rozpoznać gościa, który przekracza próg mieszkania – nie muszę patrzeć w jego stronę, ani czekać, aż zdejmie kapelusz.

 

To dlatego jestem smutny i uśmiechnięty. Zgorzkniały i pełen nadziei. To dlatego skarżę się, jak skrzywdzony pies, rzucam po kątach jak opętany, nie śpię w nocy – jednocześnie mam więcej energii, niż kiedykolwiek, budzi się we mnie coś nowego. Parę dni temu, we Lwowie, byłem najbliżej zapalenia papierosa od momentu, kiedy rzuciłem. Rozrywają mnie sprzeczności, a ja zamiast z nimi walczyć, po prostu akceptuję. Ciemne chmury się kłębią, groźnie grzmi i burza nadchodzi. Otwieram okno, zapraszam serdecznie.

 

Będzie, będę okej.

 

Myślę, że prawda o Tobie zawsze leży gdzieś między niewypowiedzianymi w porę słowami, szybszym biciem serca i pełnym wyrzutów spojrzeniu, które kroi Cię na plasterki. Pytanie, czy jesteś gotów mówić po fakcie, zejść na zawał i dać się pokroić. Wyjść naprzeciw burzy.

 

Teraz wiem już, że po drugiej książce będzie trzecia. Nie dlatego, że chcę ją napisać, ale dlatego, że jej potrzebuję. Tak, jak potrzebowałem dzisiejszego wpisu.

 

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2/feed 0
Podróż nie kończy się nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy#respond Tue, 10 Jan 2017 20:00:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2205 Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

 

Chciałoby się napisać, że to przypadłość ludzi głupich, mało świadomych, generalnie tych gorszego sortu. Chciałoby się, ale byłoby to kłamstwem. Bo stagnacja dopada i zwodzi nawet tych “oświeconych”, co pozjadali wszystkie rozumy. Rozpisujących wielkie prawdy i prowadzących przed sobą całe tłumy wiernych wyznawców.

 

Ludzie chcą, żeby zostawić ich w spokoju

 

Szukasz wytchnienia, którego nie ma. Spokoju, co Cię wykończy i odpowiedniego zakończenia. Prawda jednak jest taka, że póki żyjesz zamknąć możesz rozdział, nie książkę. Podróż nie kończy się nigdy, jeśli kochasz życie i szanujesz siebie. Natomiast jeśli w pewnym momencie postanowisz przestać się starać, osiąść na laurach to wiedz, że nie kończysz historii, a jedynie sprzedajesz prawa do jej kontynuacji beznadziejnej wytwórni, która rozrobi Cię na drobne odcinając kupony od tego, co było.

Jeśli Twoja osobista podróż jest dla Ciebie brzemieniem, codzienność męczarnią, a przyszłość szarą, pustą skorupą i jedyne, czego chcesz to uwolnić się od odpowiedzialności, odizolować i zaznać “świętego spokoju” to wiedz, że problem nie tkwi w okrutnym losie, ale w Tobie. To Twoje wybory, priorytety i Twój wyrzut sumienia. Owszem, możesz tak żyć, tylko jaka z takiego życia radość? Niektóre osoby wegetują aż do upragnionej emerytury, końca pracy, jakiej nienawidzili przez całe dekady. I wiesz, co się wtedy dzieje w pierwszej kolejności? Umierają.

Bo człowiek potrzebuje celu. Potrzebuje priorytetów, marzeń i kolejnego kolorowego snu, którym wprowadza pastelowe barwy w rzeczywistość – a ta bywa szara tylko wtedy, gdy przestajesz chcieć. Potrzebujemy podróży, jej poszczególnych etapów, ale najbardziej potrzebujemy właśnie pragnąć. Więcej, lepiej, szczęśliwiej. Spakować plecak i sprawdzić, co znajduje się po drugiej stronie tęczy. Ludzie mogą mówić że nic, i że w sumie całkiem Ci odbiło – co tylko powinno przyspieszyć tempo pakowania i sprawić, że szybciej trzaśniesz drzwiami.

Osiągane cele to tylko przystanki na drodze, zielone i pachnące polany skąpane w słońcu. Nie zapuszczaj w nie korzeni, tylko wyciągaj mapę i wskazuj następny punkt. Bo pójść możesz wszędzie, życie jest jedno, a w tej zabawie chodzi o to, by w nią grać. To nie film, w którym pojawiają się napisy końcowe i nie spektakl z ciężko opadającą kurtyną. Niektórzy ludzie rzeczywiście tak myślą i w istocie właśnie wtedy się kończą. Bo kontynuacje w ich imieniu napiszą tak przebojowi ghost writerzy jak Lenistwo, Życie Przeszłością, czy Zrobię to Jutro.

Kolejne wyzwania sprawiają, że jesteśmy obecni, wybudzeni i mamy dużo energii. To świeżość, wieczna młodość i siła nie do powstrzymania. Determinacja, która zaraża i wybudza ze śpiączki innych ludzi.

Gdziekolwiek idziesz, nie przestawaj. Dokądkolwiek nie dojdziesz, szukaj dalej. Czegokolwiek nie szukasz – kochaj proces.

 

Gdy bawiłem się w chowanego nie chodziło o moment, w którym znalazłem w krzakach Asię zwiniętą w kłębek, tylko o szukanie samo w sobie.

Gdy uwodzę, niepewność, pierwsze kroki i flirt są równie ekscytujące co zsuwanie czerwonych stringów i stygnąca na ciałach ślina.

Wydając książkę cieszyłem się jej ostatecznym sukcesem, ale to jedynie wiśnia na torcie dyscypliny, przekraczania własnych granic, wiary we własne możliwości i długich godzin hartowania silnej woli.

To podróż jest kluczem do tego, by wzrastać. Podróż wymaga, uczy i nie pozwala odpuścić.

To nie jest tak, że pamiętam o tym zawsze. W tym tkwi problem. To gra, w której podświadomość próbuje dogonić świadomość, by zakomunikować jej: rusz się wreszcie, bo grzęźniemy. Lepiej obudzić się późno, niż wcale, a ostatecznie nie liczy się ile razy mieliśmy przestoje, tylko czy w ogólnym rozrachunku idziemy do przodu i szukamy nowych wyzwań.

A co z wiekiem?

 

Bardzo często przy okazji tego typu dyskusji ludzie wytaczają słuszny argument – nie wszystko przecież kontrolujemy. Dla przykładu wiek jest sporym ograniczeniem i mimo dobrych chęci skutecznie ogranicza nasze pole do popisu. Z czasem nie będziemy w stanie wykonywać pewnych czynności i w końcu zostaniemy na stagnację skazani. Brzmi rozsądnie, ale… czy do końca?

Natura określa wiek, ale ty określasz swój stan umysłu” – powiedział Deshun Wang, po czym w wieku prawie 80 lat przeszedł po wybiegu China Fashion Week.

maxresdefault

http://www.mundotkm.com/

W wieku 24 lat zaczął grać w teatrze. Po skończeniu czterdziestki został nauczycielem języka angielskiego. Tuż przed pięćdziesiątką stworzył grupę zajmującą się pantomimą, a gdy stuknęło mu pół wieku po raz pierwszy poszedł na siłownię. Siedem lat później opracował performance “Żywa rzeźba”, a w wieku 70 lat znów zabrał się za siłkę… ale tym razem tak na poważnie. Dzięki determinacji, dziesięć lat później przeszedł po wybiegu jako model. Każdego dnia czyta i się uczy, pływa oraz ćwiczy na pobliskiej siłowni.

I wiecie co? Wang wciąż ma wiele do zrobienia i nie zamierza przechodzić na emeryturę. To dlatego, że rozumie tytuł tego wpisu lepiej, niż ktokolwiek inny. To poczucie celu  i nowe wyzwania pchają nas do przodu, nie pozwalając zdziadzieć i zerdzewieć. Możesz zostać mentalnym starcem w wieku 20 lat lub mając cztery razy więcej zawstydzać kolejne młode pokolenie swoją pasją, wigorem i determinacją w urzeczywistnianiu kolejnych marzeń.

Podróż nie kończy się nigdy, a wartość jaką ze sobą niesie jest nieoceniona – ale tylko wtedy, kiedy zechcesz świadomie w niej uczestniczyć. W przeciwnym wypadku poturbuje Cię i zamieni w zabetonowaną w stagnacji, wypraną z nadziei kukłę.

Wybór jest oczywisty.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy/feed 0
Spotkajmy się głębiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej#respond Mon, 05 Sep 2016 19:21:50 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1816 Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Dla przykładu, zaczynasz chodzić na siłownię – z pozoru prosta czynność. Wchodzisz, machasz, zarzucasz białko, wychodzisz. Tak? Nie. Prawda jest taka, że idziesz tam kilka razy i nagle okazuje się, że bez konkretnego planu nic nie zrobisz. Załatwiasz więc sobie plan, ale pojawia się następny problem, bo każdy koks na siłowni kręci z zażenowania głową widząc, jak kaleczysz po kolei każde ćwiczenie. Zaczynasz więc oglądać filmy instruktażowe, wgryzasz się głębiej. Czytasz o jedzeniu, o kaloriach, o proporcjach. Więc sobie gotujesz, więc wrzucasz tego kurczaka dwa-trzy razy dziennie, więc rośniesz (przy okazji poszerzasz świadomość na temat zdrowej żywności i tego, jak jest ważna). Pewnego dnia jednak budzisz się i boli Cię wszystko, nie masz ochoty na nic, a już z pewnością nie na siłownię. Śnieg po drodze, piździ, ugotować trzeba, niech to jasny chuj. Zaczynasz rozumieć, że to nie przelewki. Zaczynasz szanować wszystkich ludzi, którzy są w tym systematyczni (nie mylić z kłuciem dupy) i niejako zazdrościć im wyrobionego nawyku, zacięcia. Może mimo wszytko zmuszasz się do marszu przez zaspy, rozciągania obolałych mięśni i dokładania kolejnych ciężarów. Może odpuszczasz i wracasz za miesiąc, rok lub wcale – ale już nigdy nie będziesz robił sobie żartów z wysportowanych ludzi. Bo wiesz, ile poświęceń wymaga bycie wysportowanym.

Zaczynasz kręcić vlogi. Nic prostszego, kamera jest, czas jest, ochota jest. Tak? Srak. Stajesz przed kamerą i czujesz, że zamiast obiektywu mierzy w Ciebie lufa czołgu T-55. Nagrywasz, ale wychodzi gniot. Powtarzasz, ale wstydzisz się tego, co wyszło. Mówisz, ale to tak, jakbyś bez przekonania mówił, spięty się czujesz, pocisz się, nie wychodzi. Myśli jakieś w głowie są, ale bałagan w nich jak w Twoim mieszkaniu po weekendzie imprezowania. Więc się uczysz, oglądasz bez końca te wypociny. Krzywisz się zupełnie tak, jakbyś oglądał swoje miny podczas masturbacji i starasz się nie wstydzić tych wszystkich dziwnych ruchów, mimiki dziwnej, włosów źle ułożonych i w ogóle zerowego składu wypowiedzi.

Odpalasz filmy lepszych od siebie, zaczynasz zwracać uwagę na małe, maleńkie detale, których wcześniej nie widziałeś. Znów wychodzisz, znów nagrywasz. Jest lepiej i lepiej. Zupełnie tak, jakby w mózgu otwierały Ci się nowe szufladki, na płycie wypalały nowe ścieżki, połączenia. Chwytasz, po kilku tygodniach czujesz się już przed kamerą swobodnie. I wtedy jesteś tak głęboko, że przychodzą inne problemy. Dla przykładu mówisz na bardzo dobrej energii i płyniesz, ale płynąc nie zaplanujesz punchline’ów, mocnych uderzeń, point. W sensie, czasem wychodzą same, szczególnie jak się dobrze rozgadasz i przemyślisz temat, ale lepiej to działa, jeśli masz wcześniej przygotowany plan. Ale mając przygotowany plan nie jesteś w pełni naturalny i teraz rozdarcie. Jak bardzo planować? Troszkę tylko, czy dokładnie do każdego zdania, przecinka i pauzy? Jak jest lepiej? Sam nie wiesz, więc próbujesz, nagrywasz dalej, sprawdzasz, testujesz, mielisz, montujesz, oglądasz, oni oglądają, oceniasz, jesteś oceniany. Bierzesz feedback, bo już się nie fochasz na negatywne komentarze jak dzieciak, wiesz że jest to coś, czego musisz się nauczyć i popełniać przy tym błąd za błędem.

Albo pisanie. Na bloga najczęściej z potrzeby piszę, często też muszę nieco na siłę przysiąść, ale blog to pikuś w porównaniu do pisania książki. Bo pisać umiem, prawda? To siadam, patrzę na kursor i przerażenie we mnie wstępuje. Bo jak tu plan ułożyć, jaką myśl przewodnią dać, jak powiązać to wszystko? Jak sprawić, by dobrze się czytało i nie nużyło, a jednocześnie żeby zawrzeć tam wszystko, co zawarte być musi? Jakiej narracji użyć, jaki styl? Czy ten fragment pasuje do tamtego? No ciężko jest, ale się pisze. Tylko rzadko się pisze, bo ciężko usiąść. A jak już się usiądzie, to słowa jakoś się nie lepią, więc się wstaje lub wyłącza edytor tekstu. Tylko, że myśli się sobie – tak książki nie napiszę przecież. Więc trzeba się zmuszać, to praca musi być, codziennie, od rana, minimum pięć godzin pisał będę. Więc siadam rano i pięć godzin w kursor patrzę, muzyki słucham, myślę, piszę, skreślam, no skreślaj się kurwa mać, laptop wolny, do wymiany, wysypał się program już przekleństw brakuje. Więc od nowa odpalić. I patrzeć się w ekran? Nie, inaczej trzeba, poczuć, bo pisanie samo nie starczy. Czyta się więc poprzednie strony, żeby klimat poczuć, puszcza się piosenkę odpowiednią i po 30-50 minutach męczarni palce niejako się rozsupłują i się pisze. I płynnie to leci, nie musi się, tak jak przed godziną, na każdy przecinek patrzeć, słów ważyć, bo same się ważą. I się pisze pięknie i niesie wena i okazuje się, że ta wena nie jest niezależna od woli, że przymusić ją można, by się pojawiła. Więc młody pisarz uczy się tę wenę mieć codziennie i robi sobie z wchodzenia w wenę nawyk.

Na tym poziomie wtajemniczenia już tak dziwne konstrukcje, sposoby, myśli, sposób patrzenia na pisanie, że nie da się z niepiszącą osobą o tych niuansach nawet dyskutować. Dla przykładu pisząc w określonym stylu muszę dietę czytelniczą sobie robić. Czyli nie mogę czytać w tym czasie pisarzy ze stylem dalece od mego odbiegającym, bo w moim pisaniu styl ten zacznie znajdować odbicie. Jest też bardzo pozytywny aspekt tego zjawiska – dzięki temu mogę swój styl wyostrzyć, karmiąc wenę książkami o stylu lepszym od mego. I czasem jeden rozdział dobrego pisadła przed własnym pisaniem połknąć i nagle piszę dosadniej, ostrzej, błyskotliwiej.

A relacje damsko-męskie? To już jest w ogóle kosmos. Wychodzisz na miasto, dziewczyna fajna. Ale strach jest, więc się nie podejdzie. I co ludzie powiedzą. Ale wiosna jest, lasek mnóstwo i chce się, czuje się pociąg taki wewnętrzny, w lędźwiach łaskocze. Więc idzie się za laską, ale co się do niej powie? Już się prawie zagaduje, ale się nie zagaduje, bo idź sobie albo czy się znamy i co wtedy? I więcej się myśli. A im więcej się myśli, tym trudniej zaczepić, bo za dużo śmieci w mózgu. Uczy się więc małe kroki robić, komplement powiedzieć, uśmiecha się, motylków w brzuchu setki, nawyk z podchodzenia się robi i się podchodzi, mimo że nie wychodzi. Bo się rozumie, że jak umiejętności się nie ma, to rezultatem jest sam fakt podejścia, odezwania się. Jak można rezultatów oczekiwać w postaci numeru, randki, seksu, jeśli nigdy się dziewcząt w życiu nie miało? Przecież to głupota i jeśli kto głupi, to przestanie podchodzić, bo się sfrustruje. A jak się nie sfrustruje i zrozumie, to zacznie się uczyć psychiki kobiet i swojej przede wszystkim. Jak znosić odrzucenie, jak się nie rozkleić, nie poddać. Podnieść się po raz dziesiąty, jedenasty i piętnasty, jeśli taka potrzeba. Gdy tylko ona w myślach, ale ona nie chce i już koniec i już nie chcę, ale trzeba, więc wychodzę i zapominam i kolejnej szukam. I się uczy się dalej. Jak rozmawiać, jak w rozmowie wyluzować, jak samopoczucie na samopoczucie rozmówcy wpływa. W jaki sposób numer zaproponować, co napisać, jak randka, co na randce, jak pocałować, kiedy, czy można, no można chyba, ale czy z pewnością? Więc podąża się za dobrym myśleniem, że kobiety lubią, że jakby nie chciała, to by nie przyszła, że po męsku tak. Więc się próbuje i się całuje i dobrze się całuje i jak ja mogłem tyle lat się nie całować. I dobrze się warunkuje myślenie o tej seksualności i warto to robić. I czasem się przegina i dlaczego te dziewczyny nie chcą?

A może elastycznym trzeba być? Może zamiast tak dotykania połączenie głębsze trzeba zbudować, dobry balans między wszystkim. I żarty i droczenie i seksualność i romantyczność i poważne tematy i całość po prostu. A nie kawałek tylko. I uczy się tego balansu całe życie i lepiej rozmawiać, dotykać, całować. Z własnymi emocjami sobie radzić, empatię większą wyrobić i wyczucie towarzyskie. I czasem boli w środku, bo stawia się czoła własnym lękom, kompleksom, słabości swojej całej. I buduje się odwagę, by odrzucić jak nie jest i widzieć, jak jest w rzeczywistości. Bo prawda może boleć ale pokaże obszary pracy. Więc rozwija się będąc świadomym i bardzo szybko, jeśli się wyciąga wnioski. I zauważa się, że same umiejętności towarzyskie, to nie wszystko. I trzeba holistyczne nad sobą pracować. I relacje i sport i pieniądze i wygląd, prezencja. Jest się całością, a nie kawałkiem, wycinkiem. Więc rozwija się na wszystkich płaszczyznach, lepiej rozumiejąc świat dookoła. Ma się więcej kobiet, lepszym się jest w łóżku, nadrabia się te wszystkie lata. Tworzy udane relacje nie tylko z kobietami, ale kolegami, rodzicami, pracownikami, szefami. Rozumie się to wszystko, widzi się te koła zębate mechanizmów wzajemnie się nakręcających. Samemu się je nakręca wedle woli.

I wchodzi się w dłuższą, głębszą relację i znowu się nic nie wie. Bo trzeba nauczyć się rozmawiać z kobietą, nie powierzchownie, ale otwierając się, będąc szczerym, czy potrafi się być szczerym? Bo najmniejsza nieszczerość buduje piramidę nieszczerości, która prowadzi do problemów i wybuchu – a odłamki ranią głęboko wszystkich w polu rażenia. Zbiera się te ochłapy, ociera krew, buduje się coś razem i lepiej jest, ale pęknięcia na zawsze tam pozostaną. Wybaczyć je można, ale one są tam, jak na pokancerowanym, poklejonym wazonie. I kolejne dochodzą i tłucze się wazon i tłucze i się skleja i już nie ma jak posklejać, za małe kawałki. I jakichś kompromisów się uczy i trzeba pamiętać, co się obiecało i energię wkładać, poświęcać się czasem.

I jest też ciemna strona, bo się ma wiele kobiet, kilka się bardzo dobrze poznaje i się widzi ich prawdziwą naturę. I nie porcelana i nie takie słabe, tylko przebiegłe. I też seksu chcą, potrafią być chłodne, wyrachowane, okrutne. I wpierw wkurwienie, później nienawiść. Później akceptacja, no okej, skoro one takie, to i ja taki będę. Ale to wypala i niszczy i poznaje się więcej i pościel zmienia częściej. W końcu trafia się na taką jedną, która wiarę w całe plemię przywraca. Znów emocje, radość, głębia i cykl się powtarza. A mózg się uczy, wyciąga wnioski, łączy poprzednie sytuacje, nadbudowuje na doświadczeniu strzeliste wieże przekonań, filtrów, wspomnień, wspaniałych chwil. I po jakimś czasie tej podróży stwierdza się, że kobiety chciało się poznawać, ale najbardziej to poznało się samego siebie.

I się lubi siebie. I zaczyna się własne potrzeby rozumieć, drogę własną. To, że sami jesteśmy, idziemy, padamy i umieramy. Sami też się podnosimy, nikt nie pomoże i zapierdalamy i gonimy szczęście, ale szczęścia nie da się dogonić, bo ma się je w sobie. Więc stara się je w sobie odkrywać, a nie w nowych butach, projekcie nowym, słowach ciepłych. I okazuje się, że podróż jest fajna dla podróży, a nie dla jej celu. Bo celem ostatecznie jest śmierć i wszystkie te umiejętności, te pisanie, kręcenie vlogów, kobiety i ich psychika, siłownia, kalorie, tyle a tyle białka, a pszenica gówniana, niezdrowa, pszenicy to najbardziej nie jeść – na nic wszystko, ostatecznie. Bo umrzesz, a wcześniej się zestarzejesz i już nie będziesz w stanie lub ochoty nie będzie nagrywać, bzykać, pisać, ćwiczyć. Więc okazuje się, że ta jedna chwila, że teraz tylko się liczy, jak blisko jesteś z tymi, których kochasz, tymi, co ich bardzo lubisz. Więc otaczasz się tylko najbliższymi, najcieplejszymi osobami i im najważniejszy swój zasób, czyli czas, poświęcasz. Z nimi chcesz się cieszyć, ich chcesz pocieszać, najważniejsi są. Ta mała plamka na linii historii. Ja i ty i jeszcze kilkoro z nich. Nic więcej, bo im dalej tym bardziej się rozmywa – co ktoś powiedział, kto Cię lubił, kto szanował, a kto pluł na Twój widok. Pragniesz więcej czasu, ale nie ma więcej, więc dzielisz go jak tylko możesz i coraz bardziej się starasz być z kimś, a nie sam, bo wszyscy zmierzamy ku zagładzie. Więc mocniej trzeba się kochać, goręcej przytulać, ze łzami w oczach żegnać i każdym momentem ekscytować.

Bo jesteśmy tylko momentem, który przemija.

Ale potrafi przemijać pięknie, jeśli się o to postara.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej/feed 0