spoleczenstwo – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent#respond Tue, 09 May 2017 17:55:45 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2704 To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który - przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania - w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką...

...które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który – przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania – w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką…

…które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

(gdy piszę te słowa jest 18:43, 9 maja, za oknem pada śnieg, z głośników hipnotyzująco zawodzi Chris Corner)

Misio

Pies zdychał. Leżał przy budzie, z której płatami odchodziła zgniłozielona farba. Jego futro było wyblakłe, poszarpane, skołtunione. Pysk nosił głębokie blizny po latach zaciekłych walk z psami z sąsiedztwa. Misio nie skończył się dziś. Misio kończył się latami. Wpierw rozpędzona furgonetka i przetrącona miednica – wylizał się. Później złamana łapa, która zrosła się zaskakująco szybko, sprawiając jednak, że zaczął kuleć. Poharatany do nieprzytomności dochodził do siebie przez dwa tygodnie po tym, gdy stanął w obronie dziadka i sam – zwykły kundel – z furią zagrodził drogę dwóm owczarkom niemieckim, przyjmując głębokie, szarpane rany od kłów. Kolejne przygody zostawiały coraz głębsze ślady, Misio powoli się rozpadał i oddalał. Uwielbiałem tego psa, a teraz mogłem tylko patrzeć mu w oczy, które nie świeciły już blaskiem, słuchać jak sapie ciężko, zupełnie jakby chciał się na coś poskarżyć. I był z tym sam. Kręciłem, kręciliśmy się obok, a jednocześnie byłem, byliśmy daleko i nic nie mogliśmy z tym zrobić. W swoich ostatnich chwilach Misio stał się metaforą samotnej drogi, którą wszyscy idziemy. Jak obraz namalowany drżącymi palcami, maczanymi w smoliście czarnej farbie. I mimo, że nie byłem już szczeniakiem i oglądałem ten obraz wielokrotnie, nurzając się w nim w myślach, tracąc w ten sposób beztroskie dzieciństwo, to wciąż byłem wstrząśnięty. I jak za każdym razem, nie mogłem nie patrzeć na zjawisko w szerszej perspektywie.

Jesteśmy sami

Jesteśmy razem, a jednak osobno. Nikt za Ciebie nie podejdzie do tej fajnej dziewczyny, na którą się lampisz. Nie zdejmie z barków brzemienia straty i nie zatka podziurawionego jak sito serca. Nie pomoże przełknąć porażki, której smak wykręca Ci twarz, jakbyś próbował przełknąć miąższ wściekle gorzkich cytryn. Nie uwolni od odpowiedzialności za rzeczy, których nie zrobiłeś, zobowiązań, które ciążą jak betonowe buty, nie wyswobodzi z obietnic wobec samego siebie. Rodzice mogą przygotowywać dziecko na moment zderzenia się z prawdziwym życiem, ale nie da się z nim oswoić inaczej, niż go doświadczając. Mogłeś słyszeć o tym, żeby się nie przejmować, gdy ktoś się z Ciebie śmieje, ale w momencie, gdy zostałeś po raz pierwszy ośmieszony na forum klasy, zapiekły Cię policzki i nie wiedziałeś co zrobić z oczami. To było przytłaczające. Tak samo wystąpienie z referatem i pierwsze, rozpalające żołądek uczucie do kogoś, kto miał Cię w dupie. Maturalny stres, odpowiedzialność za uczucia osoby, z którą poszedłeś do łóżka, praca i obowiązki, płacenie rachunków. Te wszystkie dziwnie obce, strasznie głębokie uczucia powiązane ze wspomnieniami, przemijaniem, planami. Myśli, które przelatują przez głowę, gdy patrzysz w lustro. Czasem się do tego odbicia uśmiechasz, czasem nim gardzisz.

10 procent

I z tym wszystkim jesteś sam. Byłeś i będziesz.

Jesteśmy sami ze swoimi głębokimi emocjami, demonami, planami, zmartwieniami, kompleksami. Innym ludziom pokazujemy czubek góry lodowej, ledwie dziesięć procent siebie. Marne, wymuskane dziesięć procent zdatne do publikacji wysuwamy na linię frontu, w odwodach kłębiąc tsunami gotowe do tego, by w końcu uderzyć z pełną mocą. Przetoczyć się jak buldożer się przez konwenanse, zmiażdżyć plastikowe uśmiechy, powyrywać z korzeniami maski i rozszarpać wszystko, czego nie chcemy, a musimy. Albo schować się, zaszyć głęboko, uciec.

 

Ostatecznie jesteśmy sami, żyjemy sami i sami też umrzemy. Z innymi ludźmi możemy jedynie przebywać – każde z nas ma inną ścieżkę, priorytety, swój interes. Nikogo nie obchodzi Twój płacz, łkanie po nocach i złamane serce. W kolektywnej dupie mamy Twoją samotność, radość, wysokie loty i ciężkie upadki. Możesz kogoś zainteresować swoją historią, ale tylko na tyle, na ile ta osoba ma pamięci podręcznej – bo całą resztę mocy przeznacza na utrzymanie własnego, rozklekotanego życia w jakiejkolwiek zdatnej do funkcjonowania formie. Szok życia, ładna nazwa, tak będę na to mówił. Ludzie, doznając szoku życia próbują unikać tych rzeczy i wrócić do słodkiego, beztroskiego dzieciństwa – które było tylko iluzją, więc muszą stworzyć sobie kolejną iluzję, wirtualną, wolną od odpowiedzialności rzeczywistość. To generator dorosłych, bezradnych dzieci, uciekających od konsekwencji miękkich jak faja facetów i rozlazłych ciamajd – lasek, które są w stanie zgubić się na osiedlu w kwadrat i dzwonić po pomoc, lamentując przy tym, jakby właśnie straciły po pijaku dziewictwo.

 

Takie osoby nie mogą pogodzić się z tym, że jesteśmy sami, przez co odcinają sobie dalszą drogę eksploracji – skupiając się na oszukiwaniu samych siebie, unikaniu odpowiedzialności.

 

To dobrze, że jesteśmy sami

Nie możemy do końca poznać drugiego człowieka lub sprawić, by on zrozumiał nas – to smutne, zgadzam się.

 

Musimy dokonywać wyborów w samotności, nie dzieląc się z nikim konsekwencjami – czasem może przytłaczać, racja.

 

Tylko, zamiast skupiać się na tym, co smutne, przytłaczające i poza naszą kontrolą, może skierujmy uwagę w przeciwnym kierunku? To pobite, zmiażdżone ciężkim butem szkło to była kiedyś szklanka. Kałuża wokół wypełniała ją i ta szklanka była do połowy pełna, nie pusta.

 

Pełna. Rozumiesz?

 

Ucz się uśmiechać do odpowiedzialności, bo ona sprawia, że jesteś silny i ugruntowany, trzymasz się kupy. Baw się decyzjami wiedząc, że w dłoni ściskasz swoją przyszłość – możesz popchnąć ją w dowolnym kierunku. Wyciągaj wnioski z konsekwencji swoich decyzji i pamiętaj, że błędów nie popełnia tylko ktoś, kto ucieka od życia, nie wykonuje działania, cofa się w rozwoju i zamiast korzystać z codzienności, zamienia się w bezczynną, przerażoną larwę – z której oczywiście może coś wyrosnąć, zgadzam się, ale z całą pewnością nie będzie to motyl.

 

Możesz zejść w głąb siebie. Wyjść naprzeciw życiu, akceptując wszystkie wyzwania, które wiążą się z wybraną przez Ciebie drogą. Brać je na klatę i stawać się w tym lepszym. Odkryć w sobie całą galaktykę mechanizmów, zależności. Warstw przekonań, pragnień, motywacji i utkanych z nich uczuć. Dojść do tego, co Ciebie pasjonuje i podążyć za celem, wyruszyć w podróż. Możesz poznać, zaakceptować, pokochać siebie i ukierunkować cały swój wysiłek na to, by wzrastać, czuć się dobrze i tą energią się dzielić z innymi. Na pewnym etapie, jedyne co możesz zrobić, to szlifować swoje 10 procent w taki sposób, by dawać ludziom wartość. Zamienić je w coś pozytywnego, dającego nadzieję, inspirującego innych. Dzięki temu przyciągniesz wartościowe osoby i przestaniesz otaczać się spanikowanymi dziećmi.

 

Na pewnym poziomie wciąż będziecie mieli siebie nawzajem w dupie, bo przecież żyjemy sami i sami umieramy, ale jednocześnie, pomimo tego, będziecie mogli kolektywnie wzrastać, dzielić się wiedzą, doświadczeniem, zajebistymi emocjami i determinacją. Wraz z doświadczeniem uświadomisz sobie, że nic w Twoim życiu nie musi być, “bo tak”. Nabierzesz świadomości, że możesz wszystko poruszyć, zmodyfikować, poddać działaniu swojej woli. Tak, to brzmi jak kołczingowy bullshit, ale zaczniesz rozumieć, że każde banalne, żałosne motywacyjne powiedzonko zdaje się być kupą gówna tylko do momentu, w którym staje się podstawą Twojego życia. Z perspektywy zauważysz, że tutaj chodzi o ogólne koncepty i ścieżki, a mniej o detale.

 

To będzie jak spacer w parku. Będziesz kroczyć w swoim tempie, w konkretnie obranym kierunku. Czasem zadumany, czasem zainspirowany lub podekscytowany. Zatrzymasz się na moment, by pozdrowić osobę nadchodzącą z naprzeciwka. Przekażesz jej swoje wnioski, podzielisz się energią i jeśli będzie to ktoś właściwy – te rzeczy do Ciebie wrócą. Pomnożycie swoje 10 procent. Dzięki nim, bogatszy, po krótkiej chwili ruszysz dalej sam, bez żadnego żalu. Nie możecie pójść razem, to prawda.

 

Prawdą jest też to, że wcale nie musicie. Rozumiesz?

 

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent/feed 0
Jestem ładna, mogę wszystko? https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestem-ladna-moge-wszystko https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestem-ladna-moge-wszystko#respond Mon, 07 Nov 2016 15:25:24 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1990 Ostatnio zadałem Wam pytanie na moim fanpage:

Artykuł Jestem ładna, mogę wszystko? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Ostatnio zadałem Wam pytanie na moim fanpage:

 

Sytuacja opisana w poście wydarzyła się naprawdę, w Bratysławie. Zajście obserwował mój znajomy, który tamtej nocy wybrał się z dziewczyną do klubu. Na samym początku chciałem po prostu zrobić o tym wpis, ale pomyślałem, że lepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzenie sondy przed publikacją. Mieliście bardzo różne pomysły odnośnie tego, jak powinien zareagować poniżony facet. Niektóre mnie rozbawiły, inne zażenowały, z kilkoma się zgodziłem. Zanim przejdziemy do tego, jak sytuacja rozwiązała się w prawdziwym życiu, prześledźmy kilka pomysłów z Facebooka:

1

2

Podoba mi się, ale czegoś tu brakuje.

3

Mam problem z tym rozwiązaniem, bo brakuje tu natychmiastowej kary i napiętnowania patologicznego zachowania. Występuje też tutaj zbyt duża dysproporcja w energii, jaką trzeba poświęcić na rewanż. Pisanie historii, wykupowanie jakichś domen – za dużo roboty, a efekt i tak byłby daleki od zadowalającego.

4

Myślę, że taka słowna uwaga byłaby urocza. Ty ogładzasz przekaz i ważysz słowa, a tymczasem jesteś mokry i śmierdzisz piwem, poniżony w oczach swojej kobiety i innych ludzi. Druga propozycja, czyli wskazanie lasek ochronie niby jest jakimś wyjściem, ale to w dalszym ciągu nie jest kara współmierna do winy. Poza tym, mogłoby się okazać, że laski są stałymi klientkami lokalu i znają pracowników.

6

Kolejny słodziak 🙂

5

I znów, upomnienie słowne plus pełna akceptacja zachowania poniżej wszelkiej krytyki. Nie gra mi to.

7

Pomijając już kwestię tego, czy laska wie, czym jest sarkazm – wyszukana reakcja słowna na fizyczną agresję byłaby w tym przypadku najwyżej pocieszna.

12

Haha

8 9 10 11

 

Co zrobił bohater wpisu?

 

Oblany piwem, wystawiony na pośmiewisko facet zareagował bardzo szybko. Uderzył agresorkę z całej siły w twarz, aż nakryła się nogami. Nikt w kolejce nie zareagował, najprawdopodobniej dlatego, że składała się w większości z turystów. Facet wziął swą dziewczynę za dłoń, znokautowaną jeszcze zwyzywał i zniknął w środku (ochrona całego zajścia nie widziała, drzwi do klubu otwierały się co jakiś czas, by wpuścić kolejną porcję klientów).

Jeśli uważacie, że gość zareagował zbyt mocno, proponuję wyobrazić sobie, że piwo wylała nie kobieta, a facet. Moim zdaniem ta laska straciła przywileje przysługujące kobietom w momencie, w którym zachowała się jak ostatnia świnia. Bomba na twarz to w takim przypadku nie wybór, a konieczność. Jedyna słuszna odpowiedź na jawną agresję i naruszenie nietykalności osobistej.

Chłopak poświęcił się dla lepszej sprawy. Być może ten prosty na nos był dla niej jak wybudzenie z długiej śpiączki. Halo, tępa dzido – witamy w prawdziwym świecie. Uważam, że jego reakcja była jedyną właściwą, nawet jeśli miałaby być okupiona przekopaniem przez armię białych rycerzy z kolejki. Każda inna oznaczałaby bezapelacyjny triumf nieopisanego chamstwa. Niektórym laskom popkulturowa sieczka i walidacja społeczna tak bardzo wyprostowały zwoje mózgowe, że wydaje im się, że mogą wszystko. Nie muszą przestrzegać żadnych reguł, ani stosować się do elementarnych zasad kultury osobistej tylko dlatego, że są ładnymi kobietami. To jest tak, jakby uroda i związany z nią status społeczny usprawiedliwiał poniżanie innych ludzi. Patologia.

Cham obrzydliwy, czemu nie, piękną karierę można zrobić, chamstwo ma wielką przyszłość, cały świat stoi przed chamstwem otworem, subtelni, wstydliwi i wrażliwi ustępują przed nim, bo tylko cham by ustał i nie ustąpił, mądrzy nie wdają się w dyskusje przegrane po pierwszym ciosie maczugi, szlachetni litują się nad chama nieszczęściem, cham prze naprzód, nic nie mąci spokoju jego chamskiej duszy, cham się nie wstydzi, nie czerwieni, nie uśmiecha przepraszająco, on nawet nie widzi drwin i szyderstw, nigdy nie czuje się nieswojo i niezręcznie – ponieważ jest chamem.

 

Lód, Jacek Dukaj

 

Coraz więcej kobiet żyje w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, która rządzi się innymi prawami fizyki. Przypomina mi to rozpychanie się w zatłoczonym autobusie i sprawdzanie reakcji podróżnych. Jeśli nie ma żadnych sprzeciwów, rozpychamy się dalej. Zyskujemy więcej przestrzeni (kosztem innych), a podróż staje się dla nas bardziej komfortowa. Ponieważ nikt nie reaguje, możemy zacząć dla zabawy pluć na ludzi wokół, podsiadać ich i wyzywać prosto w twarz. Skoro za karygodne zachowanie nie spotykają nas żadne konsekwencje, to dlaczego mielibyśmy przestawać? Tym bardziej, że władza nad innymi uzależnia, zakazany owoc jest smaczny, a apetyt rośnie w miarę jedzenia?

Opryskliwe, zblazowane lale przekonane o tym, że należy im się wszystko i to w tempie ekspresowym. Laski, które przez życie idą bez stresu, obsypywane komplementami i przymilnymi uśmiechami. Panny, dla których faceci spełniliby każdą zachciankę i znieśli nawet największe poniżenia, jawną manipulację i zabawę ich kosztem. Władza psuje, wypacza wartości – a możliwości kuszą. Dlatego wcale nie dziwi mnie, że istnieją takie kobiety (i tym bardziej doceniam te bardzo atrakcyjne, które jednak pozostają normalne, bo to wymaga mocnej pracy nad sobą). Jeśli od dziecka nic się od nich nie wymaga, a akceptację otaczającego świata załatwia sam fakt, że “są”, to bardzo ciężko oczekiwać, że w magiczny sposób wykształcą w sobie silną wolę, nauczą się krytycznego myślenia, szacunku dla innych oraz gry fair. Nawet inteligentna osoba mogłaby się w końcu ugiąć i przyzwyczaić do królewskiego traktowania. Seks na pstryknięcie palcami, sponsorowane kolacje, przywileje, wszechobecna usłużność, drogie wycieczki. W ekstremalnych przypadkach otrzymujemy więc skrajnie odrealnione idiotki pokroju tej z dzisiejszego wpisu – idiotki, które jeszcze nigdy nie spotykały konsekwencji bezczelnego (lub być może – o zgrozo – nieświadomego) przekraczania granic.

Bo przecież najczęściej takim dziewczynom się wybacza. Faceci bez żadnych standardów zaakceptują każdą bezczelność, dopóki widzą szansę na dobranie się do majtek. Słabsze koleżanki chcą lśnić w cudzym blasku i mieć z tego profity, więc dalej będą się podlizywać i przechadzać dumnie w świetle jupiterów, licząc lajki i serduszka, które wpadają rykoszetem. Postronne osoby, obrywając odłamkami gówna wolą się nie wychylać, by nie wystawić się na publiczny lincz.

Jak nisko upadliśmy jako cywilizacja, jeśli pierwszym odruchem jest akceptacja lub słowne upomnienie osoby, która narusza naszą godność w tak bydlęcy i upokarzający sposób – tylko dlatego, że jest atrakcyjną fizycznie kobietą?


Co jest tutaj najbardziej smutne, to możliwość, że nokaut wcale naszej bohaterki nie uświadomił. Być może po otrząśnięciu się i dojściu do siebie stwierdziła, że trafiła na prostaka bez grama szacunku i że w istocie to ONA jest tutaj ofiarą. Prawo grupy działa tak, by utrzymać panujące w niej wartości – tutaj racjonalizację całej sytuacji mogłaby dodatkowo wspomóc koleżanka: “Co za bezczelny frajer!” oraz inni znajomi, którzy świadkami wydarzenia nie byli. Nawet, jeśli przy każdym spojrzeniu na opuchniętą twarz w lustrze podświadomość podpowiadałaby, że tym razem przesadziła i tak wyglądają konsekwencje, mechanizm wyparcia nie pozwoliłby jej tego zaakceptować – oznaczałoby to przecież przebudowanie całego systemu wartości i poddanie własnej osoby krytyce.

Na to nie stać czasem nawet bardzo inteligentnych i świadomych ludzi, co dopiero mówić o…

Artykuł Jestem ładna, mogę wszystko? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestem-ladna-moge-wszystko/feed 0
Koszmar, w którym żyjesz https://v1ncentify.prohost.pl/post/koszmar-na-jawie https://v1ncentify.prohost.pl/post/koszmar-na-jawie#respond Thu, 13 Oct 2016 15:07:44 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1914 Gdy miałem kilkanaście lat, co jakiś czas nawiedzał mnie ten sam koszmar.

Artykuł Koszmar, w którym żyjesz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy miałem kilkanaście lat, co jakiś czas nawiedzał mnie ten sam koszmar.

Zazwyczaj zaczynał się niewinnie. Bawiłem się na podwórku dziadków – albo kopałem piłkę albo ganiałem się z psem. W pobliżu, w zasięgu wzroku miałem rodziców, braci lub jakiegoś kumpla. Byłem spokojny i beztroski. W jednej chwili jednak niebo zmieniało się, a krystaliczny błękit wypierała zgniła, szara masa ciężkich chmur. Zrywał się nieprzyjemny wiatr, gwałtownie strącając liście z pobliskiego bzu. Gdy się rozglądałem nie było już rodziców, braci czy psa. Znajome podwórko stawało się nagle dziwnie obce, postarzone jak na przedwojennej pocztówce. Już nie czułem się bezpieczny. Rozglądałem się i byłem całkiem sam, choć dobrze wiedziałem, że w pobliżu czai się ktoś jeszcze. Ciarki na całym ciele i przerażenie ściskające mój żołądek podpowiadało mi, że znam tę osobę. W tym momencie wiedziałem już, że śnię, nie było to jednak żadnym pocieszeniem.

Znajdowałem się w śnie-pułapce, w którym wszystkie pokrętła emocji przekręcone były do oporu. Gdzie scenariusz musiał zawsze zostać odegrany od początku do końca, a jedyną szansą na wybudzenie była bolesna śmierć.

Za każdym razem naiwnie powtarzałem sobie, że nic z tego, co za chwilę się wydarzy nie jest prawdziwe. Naiwnie, bo podobna mantra jeszcze nigdy mi nie pomogła. Nieznośne, ciężkie i dławiące uczucie obecności kogoś złego wlewało się we mnie przez każdy otwór w ciele, każdą komórkę. Obracałem się wokół własnej osi, żeby nie dać się zaskoczyć. Mój paniczny wzrok ślizgał się po żywopłocie, letniej kuchni, zbutwiałym płocie i zardzewiałej bramce. On nadchodził, a zła aura wypełniała powietrze do tego stopnia, że włosy stawały mi dęba. Koszmar robił się coraz bardziej fotorealistyczny. Nie był to zwykły, rozmazany i pastelowy sen. Nie tylko widziałem każdy detal otoczenia w wysokiej rozdzielczości. Czułem zapachy, lodowaty wiatr na skórze i zimny oddech szybko zasysany do gwałtownie rozkurczających się płuc. Serce zamieniło się w szaloną maszynę, z której ktoś pozdejmował wszelkie limity, zaprogramował, by dążyła do autodestrukcji przez jak najszybsze i jak najmocniejsze łomotanie w mojej klatce piersiowej.

Oczekiwanie Go pozbawiało tchu, wykańczało emocjonalnie, ale to moment, kiedy wdzierał się w pole mego widzenia był zawsze najbardziej przerażający. To strach, który przepalał receptory, powodował, że nogi zamieniały się w gumę do żucia, a moje usta zaczynały wypluwać nieartykułowane dźwięki. Wychodził zza rogu domu, wynurzał się z chlewa lub po prostu pojawiał się przy bramce. W brązowym, ciężkim płaszczu. Przepalał mnie na wylot zimnymi, błękitnymi ślepiami. Miał długie, białe wąsy, brodę i pobrużdżoną, poskręcaną ze starości skórę na bladych policzkach. W kościstych, kurczowo zaciśniętych dłoniach miętosił wielki, obrzydliwie szary worek.

Worek przygotowany na mnie.

Nie mogłem na niego patrzeć i się nie trząść. Trząść się i nie krzyczeć. Krzyczeć i nie uciekać. Nie miało znaczenia, w którym kierunku się rzucałem – wszystkie drogi zawsze prowadziły na dach. Do ostatniego wyboru. Biegłem więc, na miękkich nogach, ledwo nimi przebierając, zmuszając całą siłą woli do posłuszeństwa. Oglądałem się za siebie i najbardziej przytłaczające zawsze było to, że Jemu nigdzie się nie spieszyło. Po prostu wlókł się za mną ze stałą prędkością, spacerkiem. Nie spieszył się, a mnie doganiał. Stawiał leniwie krok za krokiem, aż prawie czułem jego brudny oddech na moich zimnych od potu plecach.

Wbiegałem po schodach, które wiły się wokół domu, prowadząc na dach. Była tu tylko płaska przestrzeń, bez barierek. Ciężko dysząc zbliżałem się do krawędzi. Z tej wysokości powinienem był zobaczyć podwórko, domy sąsiadów, drogę. Zamiast tego widziałem bezkresną, białą przepaść. Po horyzont, biała nicość. Nieskończony spadek. Pewna śmierć, pewna pobudka. Okupiona jednak długim, okropnym lotem.

Obecność.

Odwracam się, On już tu jest. Wdrapał się po schodach, ściska ten worek i maszeruje na mnie. Moje ciało dygocze, tracę zmysły na niego patrząc, na czeluść worka, mój koniec w nim. Oglądam się. Przepaść, biała, pewna śmierć. Bilet do jawy, moje wyjście ewakuacyjne. Waham się, choć zawsze wybieram tak samo. Czekam do ostatniej chwili, gdy prawie czuję zbutwiały, piwniczy smród, gdy mam Go na wyciągnięcie ręki, gdy wyrzuca w moja stronę szpony, by mnie chwycić.

Wtedy robię krok w tył, a moja stopa nie znajduje oparcia. Moje ciało się przechyla, zaczynam spadać. Żołądek wypełnia nieznośne łaskotanie, które rośnie geometrycznie, poza wszelkie normy odczuwania. Nie mogę tego wytrzymać, już nie widzę Jego, ani domu. Tylko ta biel i spadek.

Spadam bez końca, a każda komórka żołądka syczy z bólu. Podrywam się z łóżka z otwartymi ustami – ktoś krzyczy.

To ja krzyczę.


Koszmar wracał do mnie co kilka miesięcy, nie pamiętam już jak długo. Pamiętam jednak dokładnie noc, kiedy przyśnił mi się po raz ostatni.

Przewijamy. Replay. Stoję przerażony, strach ugniata mi serce, On wchodzi w pole widzenia. Włączam czerwony alarm dla nóg, nogi reagują zbyt wolno. Worek chce mnie wessać, jest coraz bliżej.

Coś się zmienia. Tym razem coś jest inaczej, niż zwykle.

Odwołuję alarm, tym razem nie będę uciekać. Zamiast tego krzyczę: “Stój!”. Efekt jest taki, jakby nagle zatrzymać płytę. Strach przestaje być straszny, cała ponura, ciężka aura rozpływa się, jakby było jej głupio, że za pomocą tak tanich trików próbowała mnie zaszczuć. On jest zdziwiony – staje w miejscu, opuszcza worek, unosi brwi. “O co ci chodzi?!” – krzyczę jeszcze pewniej, bo się poczułem, odzyskałem kontrolę. Sen wraca do normy. Widzę rodziców, otoczenia nabiera kolorów. Sielanka.

Gość mi nie odpowiada, po prostu znika.

Nigdy więcej mi się nie śni.


Jak często sobie to robisz? Uciekasz przed czymś, co wydaje się być przerażające, nigdy nie analizując dlaczego i czy w ogóle jest czego się bać?

Jak często podążasz za impulsem, wypaloną w mózgu ścieżką reakcji, ani przez chwilę nie zastanawiając się nad własnym zachowaniem? Nie dociekając skąd się bierze, ani czy kontekst jest adekwatny do tego, by odpalić właśnie ten schemat?

Jak bardzo zajęty, zajęta jesteś codziennie uciekaniem? Jak długo jeszcze możesz tak pociągnąć?

Możesz albo stawić Mu czoła, gdy się pojawi albo uciec. Za każdym razem. Tylko pamiętaj, że ucieczka jest o wiele bardziej bolesna, łatwo się od niej uzależnić i popaść w automasochizm. Zrobić sobie krzywdę uważając, że robisz dobrze. Zakodować sobie tę samą reakcję na ten sam bodziec. Przestać to kontrolować, wydrążyć w sobie algorytm. Przenieść odpowiedzialność na coś, co po jakimś czasie przestaniesz kwestionować. Ale to będzie wracać. To jak z wodą, której wlejesz zbyt dużo do garnka. Gotując się, zacznie kipieć, targać pokrywą, a w końcu wylewać się, ściekać i kapać na płomień. Zaczniesz gasnąć, zamieniając się w dziwne stworzenie, przepełnione frustracją, lękiem i wyrzutami sumienia.

Kwestionuj swoje myśli, automatyczne odruchy i nawyki. Wybieraj to, co Ci się najbardziej opłaca, a nie to, co zapewni Ci chwilowy komfort, okupiony późniejszym żalem. Rozmawiaj ze sobą (tak w przenośni, ale tylko jeśli uważasz za niemodne noszenie kaftana bezpieczeństwa).

Im dłużej żyję i obserwuję świat, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że okej, ludzie mają problem w komunikacji z innymi ludźmi – to fakt. Ale najbardziej przejebane jest to, że prawie nikt nie potrafi rozmawiać sam ze sobą. Mało kto sam siebie rozumie. Swoje potrzeby, motywacje i genezę własnych zachowań.

Dlaczego w jednym momencie jesteśmy spokojni, a sekundę później następuje emocjonalny wybuch? Co jest zapalnikiem?

Dlaczego unikamy trwałych, głębokich emocjonalnie reakcji? Przed czym tak uciekamy?

Dlaczego racjonalizujemy skrajnie głupie, nieodpowiedzialne oraz niezdrowe zachowania, nawyki?

Dlaczego tak bardzo przejmujemy się opinią innych? Czy to prawidłowo obrany cel?

Dlaczego czujemy zazdrość w konkretnym kontekście? Skąd się to wzięło i o czym świadczy?

Dlaczego wybieramy życie w selektywnej rzeczywistości, gdzie obudujemy swoją codzienność szczelną bańką?

Jak infantylna jest wiara w to, że dorobienie do czegoś ideologii jest w stanie zmienić PRAWDĘ? Że zamiatanie problemów, słabości pod dywan się opłaca?

Konfrontacja ze stanem faktycznym jest nieunikniona. Jeśli stawiasz mu czoła na bieżąco, tak naprawdę nie masz czego się bać. Jeśli wolisz to odwlekać, mamić się i zwodzić – proszę bardzo. Miej jednak świadomość, że to się nawarstwia. I po jakimś czasie będzie jak czołowe zderzenie przy 200 kilometrach na godzinę. Zmiażdży Ciebie, Twoje ego i przerobi iluzję, którą utkałeś na nic niewarty, poskręcany złom.

Poturbuje Cię, posiniaczy i rzuci na beton. Oj, uwierz mi – wtedy zmiana nie będzie już kwestią wyboru.

Ponieważ mało kto siebie rozumie, mało kto jest w stanie dostrzec, że potrzebuje zmiany. Bardziej efektywnych rozwiązań, innych nawyków. Stawienia czoła prawdzie, od której pęka lustro. Z ludzi, którzy wiedzą, że muszą się zmienić zmienia się już jedynie promil. To gówno maleje wykładniczo. Żeby się w nim babrać potrzeba nie tylko świadomości, zrozumienia, odarcia się ze złudzeń, ale też wysiłku, energii włożonej w zmianę. Na to już nie stać każdego.

Lepiej uciekać. Lepiej się bać. Skoczyć w przepaść, by uciec. Przyśnić sobie miły sen.

Nie zauważyć obrzydliwych, szarych chmur wpełzających na czyste niebo.

Zapętlić.

Artykuł Koszmar, w którym żyjesz pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/koszmar-na-jawie/feed 0
Wiecznie podlany kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek#respond Fri, 30 Sep 2016 13:28:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1846 Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

 

Większość ludzi ma źle obrany cel. Większość ludzi myśli, że istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”.

Raz na zawsze ogarnąć finanse.

Raz na zawsze ogarnąć życie seksualne, miłość.

Raz na zawsze ogarnąć sylwetkę.

Czyli przejść poziom, jak w Mortal Kombat. Rozpierdolić Subzero, problem Subzero rozwiązany. Tak? Nie, wszystko jest nie tak.

W naturze nie istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”. Raz na zawsze to miraż i powód, dla którego większość ludzi “szczęście” czuje jedynie od święta. Przy okazji kupna nowego auta, mieszkania; zaliczenia nowej dziewczyny, czy uzyskania awansu w robocie. Później wszystko wraca do normy, czyli do gonienia następnego checkpoint’u. I coraz większych rozczarowań.

Wszystko się rozpada, wszystko się degraduje. Sadzisz kwiatek – przestaniesz go podlewać, kwiatek usycha. Dwa plus dwa, cztery. Wiesz, że wiecznie podlany kwiatek to science fiction, a mimo to wierzysz w niego, jak naiwne dziecko w Mikołaja, zapach choinki i pierwszą gwiazdkę na niebie.

Życie ma tylko dwa biegi. Rozwój lub degradację – stagnacja, stanie w miejscu, to w rzeczywistości cofanie się. Uwstecznianie sposobu myślenia, utwierdzanie się w przekonaniach, które odcięte od nowych informacji szybko się dezaktualizują. To zapuszczanie korzeni w ziemi, która jest toksyczna i w dłuższej perspektywie po prostu Cię wykończy. Pewnego dnia powiesz sobie, że już nie musisz się rozwijać. Że w danej dziedzinie osiągnąłeś wszystko. Zatrzymasz więc ten obraz w swojej głowie, w wyobraźni oprawisz w ramkę i zawsze, gdy o sobie pomyślisz, zamiast faktycznego stanu rzeczy, dostrzeżesz tę właśnie laurkę.

Rysowanie laurek bywało niezłym zajęciem, ale w przedszkolu.

Wszystko jest w porządku – usłyszysz słodki szept z tyłu głowy. Nawet nie zauważysz, kiedy się przeterminowałeś – Ty, Twój sposób myślenia, umiejętności, relacje z bliskimi Ci ludźmi. Rzeczywistość spróbuje Cię wykoleić, pierdolnąć Ci w twarz, ale odbijesz się od ego, jak głowa kierowcy odbija się od poduszki powietrznej. Zracjonalizujesz sobie lenistwo, brak działania, rozwoju i stawiania sobie nowych wyzwań.

Człowiek dąży do status quo, tego co trwałe – by wydatkować jak najmniej energii, móc przełączyć mózg w Stand By mode. Przestaje być czujny i zamyka się w bańce. Tylko, że ta bańka nie zmienia podstawowych praw fizyki. Oszukiwanie samego siebie to żaden powód do dumy, wszyscy tak robią.

A teraz rozejrzyj się i sam oceń – jak na tym wychodzą “wszyscy”.

 

Weźmy na warsztat związki. Zwykle ludzie nie grają o ich jakość, ale o DEKLARACJĘ. Tak jakby “kocham cię”, “chcę być z tobą”, czy magiczne “tak” na banalne “wyjdziesz za mnie?” załatwiało sprawę. A, kochasz mnie? No to zajebiście, gdzie ten pilot od TV? Ludzie starają się, nadskakują sobie, a później nie tylko nie są w stanie długodystansowo sprostać odgrywaniu postaci, jaką wykreowali, ale po dobiegnięciu do mety (deklaracji) po prostu odpuszczają, kładą się na ziemi ciężko sapiąc – udało się. A przecież ta droga nigdy się nie kończy. W życiu nie chodzi o deklaracje, o kilka ciepłych słów. Słowa nie zastąpią właściwego uczucia i obopólnej chęci, by razem coś zbudować. Wciśnięcie drugiej osobie obrączki na palec nie powstrzyma biologii, ani nie zwolni Cię z obowiązku wkładania w relację energii – a już z pewnością nie zapewni “wierności aż po grób”.

(Przy okazji spójrzmy na wszystkie laski, które odwlekają w czasie seks z nowym facetem, byle tylko usłyszeć jakieś zapewnienie. Że tym razem po seksie będzie inaczej. Że napisze, odezwie się, będzie chciał znów się zobaczyć. Często tak bardzo na to napierają, że w końcu słyszą, co chciały usłyszeć. I po raz kolejny płaczą. Wybłaganie zapewnienia jest o wiele łatwiejsze, niż stanie się kobietą, do której facet będzie CHCIAŁ się odezwać po seksie.)

 

Podejście ludzi w wieku naszych rodziców do pracy? Jeśli nie wychowywałeś się w przedsiębiorczej rodzinie, to zwykle zamiast zachęty przy otwieraniu własnej firmy usłyszysz “normalną pracę byś znalazł”. Gdy pomyślisz o zmianie pracodawcy, bo uważasz, że stać Cię na więcej, z kolei osłuchasz się z “po co będziesz zmieniać, źle tam masz?”, “trzymać się jednej pracy trzeba”. Tak, trzeba trzymać się jednej pracy, aż po grób. Nawet za cenę zarabiania poniżej swoich kompetencji – tylko dlatego, że “pewne”.

 

Chcemy za wszelką cenę dobiec do mety i odpuścić. 

 

Nic nie jest permanentne. Twoje piękne mięśnie, przyjaźnie, biznes, kompetencje w danej dziedzinie. Permanentna i niezmienna jest jedynie konieczność “podlewania kwiatka”, w innym wypadku…

 

Spójrz na swój parapet. Policz martwe, uschnięte kwiatki. To nie ma być wyrzut sumienia, tylko lekcja. Język, którym posługiwałeś się biegle, ale przestałeś go używać. Fajna sylwetka, na którą zabrakło Ci motywacji. Dobrze prosperujący biznes, przy którym zamiast elastycznie odpowiadać na potrzeby rynku, powielałeś to, co działało na samym początku. Fotel w korpo, który miał dać Ci piękną przyszłość, a przyniósł stagnację. Niepielęgnowana, zdeptana miłość Twego życia. Relacje z przyjaciółmi, po których zostały cyferki w telefonie i “sto lat” raz do roku na Facebooku.

Zrozumienie natury rozwijania i utrzymywania jakiejkolwiek sfery w życiu pozwala oszczędzić wiele nerwów, czasu i energii.

 

Moje załamanie, upadek i strata szacunku do samego siebie były przywilejem. Dzięki temu przez lata robiłem wszystko, byle tylko nie wpaść w System. Nie poszedłem na etat, nie patrzyłem na to, co wypada i starałem się realizować własne cele – nie te sugerowane wymownym spojrzeniem rodziny, znajomych, czy piętnowane w popkulturze. Im bardziej jednak nie chciałem być częścią Systemu, tym bardziej System mnie dotyczył, bo byłem (i jestem) zmuszony stawiać mu ciągły opór. To wszystko przyniosło zrozumienie pewnych uniwersalnych mechanizmów. Niestety, nie każdy zdołał wyrwać sobie z karku wtyczkę z wgranym programem. Przeciętny Kowalski Systemu już nie widzi, bo od dawna jest jego częścią, o wiele ciężej jest więc mu dostrzec te wszystkie niuanse, kółka zębate i zależności.

 

Jednak mimo tej świadomości, daleko mi do pozowania na “oświeconego”. Nie jestem żadną wyrocznią i cały czas zdarza mi się popełniać te same błędy, od tego nie ma ucieczki. Pewnych lekcji uczymy się cyklicznie przez całe życie. Nie ma czegoś takiego, jak “zrozumieć” dane zjawisko raz na zawsze. Jako ludzie zapominamy, nadpisujemy to, co już wiemy, kasujemy i ładujemy od początku.

 

Ostatecznie jednak nie liczy się to, ile kwiatków Ci uschło, ale ile nowych dzięki nim mogło zakwitnąć.

 

 

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek/feed 0
Unikalny płatek śniegu https://v1ncentify.prohost.pl/post/unikalny-platek-sniegu https://v1ncentify.prohost.pl/post/unikalny-platek-sniegu#respond Sun, 15 May 2016 16:27:49 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1336 Czy zastanawialiście się kiedyś, co po sobie zostawicie? Co będzie świadczyło o tym, jakimi byliście ludźmi?

Artykuł Unikalny płatek śniegu pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Czy zastanawialiście się kiedyś, co po sobie zostawicie? Co będzie świadczyło o tym, jakimi byliście ludźmi?

Dom, który zbudujecie?

Dzieci, które spłodzicie?

Książka, którą napiszecie?

Tak naprawdę, nie ma najmniejszego znaczenia, jak przeżyjecie swoje życia. Nasza egzystencja na tej planecie to ułamek czasu tak znikomy i tak nieistotny, jak drobinka kurzu.

Możesz wspinać się po szczeblach kariery, spełniać zawodowo.

Możesz zapijać się w trupa i grzebać w śmietnikach.

Możesz mieszkać w szałasie na wyspie i całymi dniami palić trawę.

Możesz być poważaną postacią lub kimś, kim ludzie gardzą.

W ostatniej chwili, gdy umrzesz nie będzie miało to najmniejszego znaczenia. Każdy krwawi tak samo. Każdy umiera tak samo. Ludzie bawią się w wymyśloną przez siebie grę. Każdy sam pisze sobie fabułę. W życiu nie ma wyższego celu. Jest tylko ten biologiczny. Spłódź potomka, unikaj cierpienia, umrzyj. Cała reszta to wymyślona przez ludzi farsa, przedstawienie.

Szczęście mają ci, którzy grają w tym przedstawieniu siebie samych.

W większości przypadków jednak są kukłami na sznurkach.

Tylko Ty wybierasz, jak chcesz przejść przez życie. Uświadom sobie, że żyjesz tylko raz i że w porównaniu na przykład do naszej planety cała Twoja egzystencja jest tak nieistotna, jak mrówka, którą rozdeptujesz idąc do pracy.

Nadejdzie moment – może dziś, może jutro. Może za lat dziesięć lub sześćdziesiąt. Bam, nie żyjesz.

Czy mając to na uwadze uważasz, że wystarczająco przejmujesz się codziennymi problemami?

Czy mając to na uwadze odczuwasz, że zbyt wiele uwagi poświęcasz „problemom”, które tak na serio nic nie znaczą, są nieistotne?

Czy wiesz, że nikt za Ciebie nie przeżyje Twojego życia?

Czy myślisz czasem o tym, że oczekiwania innych ludzi wobec Ciebie są pozbawione najmniejszego sensu i przywiązywanie do nich wagi jest po prostu śmieszne?

Dobra uczelnia daje Ci prestiż. Pieniądze dają Ci prestiż. Jak wielką wartość ma prestiż w oczach osób, które krwawią i umierają tak samo, jak Ty?

Twoje środowisko wymaga od Ciebie, byś szedł schematem. Ile razy uległeś takiej presji? Ile razy uległeś presji ludzi, którzy są żywymi trupami? Możesz umrzeć raz, a możesz umrzeć dwa razy.

Większość ludzi rodzi się, wkręca w społeczny system i wtedy umiera po raz pierwszy. Po kilkudziesięciu ciężkich latach, po maratonie zajeżdżania zmęczonego serca kasą, problemami swoimi i innych ludzi następuje druga śmierć, ta biologiczna. Po wyczerpującym biegu donikąd. Po dniach wypełnionych goryczą, żalem i krwawiących nadgarstkach, przetartych do kości przez społeczne kajdany, opinię sąsiada i kazanie księdza na mszy.

Chcesz tak zgnić? Chcesz tak cierpieć? Chcesz być żywym trupem? 

Boisz się żyć? Wiem, że się boisz. Prawdziwe życie Cię przeraża. Życie na własnych zasadach. Doświadczanie i przede wszystkim – ryzykowanie. O tak, boimy się ryzyka. Lepiej być kukłą. To bezpieczne.

Kurwa, życie bezpieczne? Serio? Kto powiedział Ci, że życie jest bezpieczne? Bezpieczna jest iluzja. Wszyscy w tym siedzimy. Iluzja bezpieczeństwa. Masz swoją małą, plastikową egzystencję, gdzie wszystko ma swoje miejsce. Wszystko jest zaplanowane i cacy. Ale czy kiedykolwiek myśleliście o tym, jak bardzo naiwna jest wiara w to, że cokolwiek jest stabilne?

Choroba. Bam, nie żyjesz. Wypadek. Bam, nie żyje ktoś bliski. Wojna. Bam. Wszystko, co znałeś jest nieaktualne. I kim wtedy jesteś? I co wtedy czujesz?

Boimy się umrzeć i boimy się żyć.

Każdy pisze swoją fabułę. Wymyśla cel własnego życia. Moim celem jest unikać cierpienia, niezadowolenia i czuć przyjemność z każdego dnia, spełniać się. To taki uniwersalny cel. Żyć przyjemnie, podążać za tym, czego się chce. Niby wszyscy tak robią. Czy jednak do końca? Bo na moje oko większość ludzi MA NADZIEJĘ, że uniknie cierpienia. Że wszystko JAKOŚ się ułoży. Że BĘDZIE dobrze.

Różnica między tymi ludźmi, a mną? Ja nie mam nadziei, ja DZIAŁAM, by żyć przyjemnie i robię wszystko, by moje życie ułożyło się tak, jak CHCĘ. Sam wiem, co jest dla mnie dobre, bo ja żyję moim życiem. Sam wybieram i idę tam, gdzie chcę iść. Nie potrzebuję aprobaty lub zrozumienia innych ludzi. Skoro i tak umrę, skoro i tak wszystko dąży do degradacji to przynajmniej działam. Wybieram emocje, których chcę doświadczać. Przeżywam sytuacje, które są dla mnie dobre i które będę ciepło wspominać.

Odpuść podejście do ślicznej dziewczyny tylko dlatego, że Twoi znajomi Cię wyśmieją – żyj z wyrzutami sumienia i radź sobie z poczuciem straconej szansy na coś wyjątkowego.

Nie wyprowadzaj się z domu i nie realizuj własnych planów, bo rodzice wiedzą lepiej, co jest dla Ciebie dobre – trzymaj w sobie gorycz i czekaj, aż przechyli szalę.

Zapierdalaj na studia, które Cię nie interesują, a później zajeżdżaj się w pracy, od której chce Ci się rzygać – podobno zyskałeś prestiż i pieniądze, tylko teraz powstał problem, na co je wydawać i kiedy, skoro od rana do nocy pierzesz sobie mózg papierami, a wracając do domu chcesz tylko spać.

Gdy pada śnieg, wszystkie płatki wydają się być takie same. W rzeczywistości każdy jest inny, ale nie ma to żadnego znaczenia, gdy obserwujesz śnieżną zamieć. 

Przestałem tłumaczyć ludziom, kim jestem i skąd przychodzę. Jeśli ktoś chce mnie ocenić według stereotypów lub powierzchownego wrażenia – trudno. Po co wyjaśniać coś osobie, która jest skazana na błędną interpretację Twoich słów? Co Cię obchodzi, jaki dana osoba ma obraz Ciebie w głowie? To jej głowa, głowa, która codziennie wybiera, tak samo jak Ty. Wybiera jak żyć.

To wszystko jest bardzo proste. Albo konstruujesz rzeczywistość wokół siebie albo pozwalasz, by ktoś zrobił to po swojemu.

Twoje życie ma być przyjemne dla Ciebie. Masz się rozkoszować miłymi chwilami, nabierać do siebie szacunku i się realizować – też dla siebie. Nie oddelegowuj poczucia własnej wartości na zewnątrz. Odłącz wtyczkę akceptacji, to tylko bonus. Nie zabiegaj o sympatię każdej napotkanej osoby. Weź głęboki wdech i znajdź czas, by docenić własną historię – wszystkie niuanse dostępne tylko dla Ciebie, których wagi nie zrozumiałby nikt z boku. Uśmiechnij się do tych myśli i pozwól im się zabrać w podróż do miejsca, o którym zbyt często zapominasz. Miejsca bezwarunkowego szczęścia i obezwładniającej świadomości, że żyjesz.

A jeśli żyjesz, to cała reszta musi być w przynajmniej w porządku.

 

Artykuł Unikalny płatek śniegu pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/unikalny-platek-sniegu/feed 0