sens – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Linie pęknięć https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec#comments Sun, 10 Feb 2019 11:58:04 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3788 W życiu przegrywasz w momencie, w którym przestajesz kwestionować filtry, przez które patrzysz na rzeczywistość.

Artykuł Linie pęknięć pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W życiu przegrywasz w momencie, w którym przestajesz kwestionować filtry, przez które patrzysz na rzeczywistość.

Prawdy poszukuj w liniach pęknięć. W najsłabszych miejscach prawd, które przyjąłeś za pewnik. Szukaj tak długo, aż będziesz w stanie rozwalić je na kawałki, ułożyć od nowa, skleić, oszlifować. Wtedy zacznij od początku.

Nie ma czegoś takiego, jak ostatnia, jedyna słuszna iteracja przekonań na temat życia, przyjaźni, miłości i związków, sensu życia. Po prostu nie. Moment, w którym przestajesz kwestionować swoje stanowisko, przyjmować nowe informacje i update’ować system jest chwilą, w której grzęźniesz. Stajesz w miejscu, podczas gdy chaos rzeczywistości ciągle zmienia formę, popychając całą resztę do przodu.

Gdy jesteś młody zdobywasz konkretny światopogląd, po czym bronisz go niczym wilczyca młode. Najgorsze, co można zrobić, to zatrzymać się w tym miejscu. Główny towar, jaki ma do zaoferowania świat, to ludzie, którzy przestali się aktualizować.

Ciężko jest kwestionować własne przekonania i wartości, którymi kierujemy się w życiu w społeczeństwie, które od dziecka wdrukowuje w nas potrzebę bycia idealnym. Dołóżmy do tego nieustanną krytykę ze strony innych ludzi i konieczność wykształcenia w sobie systemów obronnych, trzymania gardy i oddawania ciosów. Nielogiczne w takiej sytuacji wydaje się dodatkowe dokładanie samemu sobie.

W życiu najtrudniejsza jest nauka trzech rzeczy. Pierwsze dwie, to przyjmowanie krytyki i niepatrzenie na innych przez pryzmat własnych oczekiwań. Trzecia, to poddawanie w wątpliwość własnych przekonań – bo to zmusza do eksploracji. Nie chcemy eksplorować, chcemy definitywnych odpowiedzi. Żądamy stabilności i uciekamy od reorganizowania naszej rzeczywistości. To wymaga energii, pracy, zapału. Czasem mamy dobitną świadomość, że nasz pogląd na daną kwestię jest zbyt uproszczony, dwuwymiarowy i po prostu się na to godzimy, nie chcąc zgłębiać króliczej nory lub odkładając jej eksplorację na później.

Zresztą, kto w dzisiejszych czasach ma czas na autorefleksję? Świat zapierdala zbyt szybko. Często nie mamy chwili, by spotkać się na kawę z dobrym znajomym, co dopiero mówić o dialogu z samym sobą?

Moją metodą na stagnację było zawsze poszukiwanie przygody. Wrzucanie się w sytuacje, które mnie stresowały. Włączanie w dyskusje, które zmuszały do artykulacji, a czasem dopiero uzmysławiania własnych przekonań na dany temat. Gwałtowny skręt z autostrady. Nie wiesz, jakie masz zdanie na dany temat, zanim się o to nie pokłócisz, mówią.

Ja mówię, że nie wiesz kim jesteś, dopóki nie roztrzaskasz się w życiu przynajmniej kilkanaście razy i kilkanaście razy nie będziesz zmuszony poskładać od nowa.

Co się dzieje, gdy nie poszukujesz linii pęknięć i nie wzbogacasz swojego światopoglądu, klikasz “później” w wyskakujących okienkach przypominających o aktualizacji? Kończysz, jak 30-40 letni fani zespołów punkowych, którzy wyglądają dokładnie tak samo, jak dwie dekady wcześniej, jeśli pominąć tatusiowy brzuszek i twarz zmęczoną wyrzucaniem kolejnych marzeń do kosza.

Nie śpij, słyszysz?

Daj sobie z liścia, jeśli musisz, ale nie zastygaj w bezruchu. Doświadzaj nowych sytuacji, ryzykuj i podejmuj wyzwania, które Cię przytłaczają i zmuszają do zdobycia nowych kompetencji. Eksploruj rzeczywistość, czytaj dobre książki, chłoń punkt widzenia ludzi mądrzejszych od Ciebie.

Pod żadnym pozorem nie zamykaj oczu, nie mość sobie miejsca w ciepłym gniazdku.

Nie umieraj, proszę.

Staraj się zawsze pozostać przy życiu i nie zapaść w śpiączkę. Nie pozwól, by lód pod Twoimi stopami stał się zbyt gruby i stabilny. Uderz w niego z całej siły, odnajdź pęknięcia i uderz raz jeszcze. Rozwal go na kawałki i pozwól sobie na orzeźwiającą kąpiel.

Jaki jest sens życia? Ten obiektywny, bazujący na instynktach i przetrwaniu nie daje satysfakcjonującej odpowiedzi, dlatego dość łatwo jest dojść do wniosku, że życie nie ma najmniejszego sensu.

Rodzisz się, uczysz chodzić i mówić. Poznajesz ludzi. Każdego dnia przyswajasz pokarm, każdej nocy śpisz. Trochę trenujesz, uprawiasz seks i podążasz narzuconą przez system ścieżką. Wtedy umierasz. Nie ma znaczenia, czego się nauczyłeś, bo żadna wiedza już Ci się nie przyda. Nie ma znaczenia, czego dokonałeś, bo po pierwsze Ciebie już tu nie ma, by się tym cieszyć, a po drugie przy odpowiednio dużej rozpiętości czasu nawet najwybitniejsze z Twoich osiągnięć zostaną zapomniane.

Jesteś jak zapis w pamięci RAM sekundę po odcięciu zasilania. Po prostu znikasz.

Sensem życia jest więc przeżywanie samo w sobie – które daje dużo więcej frajdy przy ciągłej aktualizacji. Przyswajanie nowych informacji, bieżąca wymiana przestarzałych przekonań pomagają stwarzać kolejne iteracje Ciebie. Nadążanie za chaosem rzeczywistości, satysfakcja z osiąganych celów i podnoszenie sobie poprzeczki to wykałaczki, które utrzymują Twoje powieki w pozycji otwartej.

 

Potrzebujesz tych wykałaczek, bo zbyt dużą mamy tendencję do zapadania w sen – a życie ucieka.

 

Nie warto go przegapić.

 

Artykuł Linie pęknięć pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec/feed 2
Halo, wszyscy umieramy https://v1ncentify.prohost.pl/post/halo-wszyscy-umieramy https://v1ncentify.prohost.pl/post/halo-wszyscy-umieramy#respond Mon, 08 Aug 2016 13:55:24 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1737 - Ostatnio dużo myślę o tym, że wszyscy umrzemy.

- Co kurwa? Vincent, co ty?

- No umrzemy wszyscy. Umrą wszyscy, których kochamy.

- A mi ryje banię, że czas ucieka bardzo szybko, zaraz koniec lata.

- Koniec życia. Koniec lata to chuj. Zastanawiam się nad sensem zapracowywania się i marnowania czasu w pogoni za hajsem.

Artykuł Halo, wszyscy umieramy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
– Ostatnio dużo myślę o tym, że wszyscy umrzemy.

– Co, kurwa? Vincent, co ty?

– No umrzemy. Umrą wszyscy, których kochamy.

– A mi ryje banię, że czas ucieka bardzo szybko, zaraz koniec lata.

– Koniec życia. Koniec lata to chuj. Zastanawiam się nad sensem zapracowywania się i marnowania czasu w pogoni za hajsem.

– Hm. Ale co, żyłbyś sobie za 2k na rękę? Nie potrafię tego ocenić. Też mam ostatnio rozkminy w tym temacie, że w sumie po co robić 50k miesięcznie. 10k to już taka granica, że musisz się postarać żeby wydawać wszystko na bieżąco. Najgorsze jest to, że czasu mało.

– Myślę, że sztuką jest zbalansować pracę i ilość zarabianego hajsu w taki sposób, by nie tracić całego czasu na zarabianie, bo później zabraknie go na życie.

– No taka klasyczna, bezsensowna pogoń za sałatą. Ale z drugiej strony weź nie miej auta, domu itp.

– Kurwa stary, my umieramy. To jedyna pewna rzecz na tym świecie. Nie wiesz, czy zdążysz w swoim wymarzonym domu chociaż pomieszkać.

– Haha, jakie schopenhauerowe myśli.

– Nie no, prawdziwe. To przerażające, jak się tak zastanowić.

– Dlatego trzeba z życia maks wycisnąć.

– Tylko co to jest maks?

– Nie tylko dupy i seks, tylko coś osiągnąć, zostawić coś po sobie. Wieczne tu i teraz – yolo – jest słabe.

– Ale po co coś zostawiać?

– Dla egoistycznej pobudki, że coś zrobiłeś. Na tyle wielkiego, że zostanie na długo po tym, jak umrzesz.

– Ale jak umrzesz nie będzie to dla Ciebie miało żadnego znaczenia.

– Idąc takim tokiem rozumowania, to równie dobrze można czekać sobie na śmierć i chuj.

– Czyli chcesz coś zostawić, żeby było lżej ci odejść.

– Nie lżej. Chcę mieć poczucie, że czegoś dokonałem.

– No dobrze, czyli chcesz coś zostawić, by lżej było umrzeć. Bo jakbyś nie zostawił, to byś żałował i tyle.

– Okej, racja. To tak, jak pójść na imprezę, gdzie są super dupy i stać w kącie.

– Dobre porównanie. Natomiast ja widzę tylko jedną alternatywę. Nadzieja, że w ciągu najbliższych 20-30 lat naukowcy wynajdą nieśmiertelność*. To jedyny sensowny powód zarabiania hajsu, jaki widzę. Bo tanie to nie będzie. A wracając do tematu – chodzi o to, żeby wymyślić, jak chcesz przeżyć swoje jedyne życie jakie masz.

– Trzeba wykorzystać to, co tu i teraz, ale z drugiej strony mieć plany na przyszłość. Zawsze jest jakiś punkt odniesienia, że za rok, za dwa, za dziesięć. Bez planów życie nie miałoby sensu.

– Ja nie wiem, co będzie za dziesięć lat. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ty potrafisz?

– Poniekąd.

– Dawaj.

– Z pewnością będę miał rodzinę. Nie wyobrażam sobie mieć 37 lat i nakurwiać non stop na imprezach. Powoli mi się to już przewartościowuje. Chcę mieć firmę, agencję marketingową. Być jej właścicielem, zatrudnić ogarniętego managera, który będzie lwią część za mnie ogarniał – a ja będę miał z tego pasyw. Jak już będę miał rodzinę, to chcę być blisko, bo jak sięgam pamięcią to najbardziej cenię sobie momenty, w których byłem blisko ojca i matki. Jako dzieciak w dupie miałem to, ile zarabiają. Chciałem grać z ojcem w piłkę, pomagać w garażu. To samo chciałbym dać moim dzieciom.

– Super, bardzo fajnie. Ja nie mam takich planów.

– Nie chciałbyś mieć rodziny? Dzieciaka z super laską?

– Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.

– Dla mnie zaczyna to nabierać coraz większego sensu. Ludzie zakładają rodziny, bo są świadomi przemijania. Dzieci dają iluzję przedłużania życia. Przekazywanie genów.

– Tak, ale to wciąż tylko iluzja, bo nie przedłużasz w ten sposób swojej świadomości.

– No nie, ale to najsensowniejsza opcja, którą możesz wybrać.

– Z pewnego punktu widzenia rzeczywiście, jest to całkiem sensowne. Tylko, że tutaj masz konflikt. Rodzina versus korzystanie z życia. Podróże, nowe miejsca, nowi ludzie. Mocne emocje. Cały świat stoi otworem. Nie ogarniesz tego mając małe dzieci, a to najlepsze lata, kiedy jeszcze jesteś sprawny fizycznie i możesz tego doświadczyć. Oczywiście możesz założyć rodzinę znacznie później, ale będziesz starym ojcem dla swoich dzieci.

– Nie potrafię znaleźć na to odpowiedzi. Wiem tylko tyle, że coraz większą wartość dostrzegam w kobiecie na stałe. Wiadomo, że nie będzie zawsze tych super emocji, ale przynajmniej coś budujesz. Brakuje mi teraz tego, w zasadzie od dłuższego czasu mam tylko powierzchowne relacje. Wkurwia mnie, że cały czas zmieniam laski.

– I tak mamy lepiej, niż one. Termin “przydatności” kobiety kończy się mniej więcej na trzydziestce. Do tego czasu muszą znaleźć stałego partnera i zbudować gniazdko. Jeśli tego nie zrobią, to później będą miały znacznie ciężej. W sumie średniowiecze nie było takie złe. Niektóre laski były wydawane za mąż nawet w wieku 12 lat.

– Bo ludzie żyli wtedy 30, czy 40 lat.

– Nie, to bzdury. Władysław Łokietek w wieku 70 lat osobiście dowodził jedną z bitew i jeszcze brał w niej udział. Ostatnio robiłem objazd po zamkach w Polsce, zazwyczaj właściciele umierali w wieku 60-80 lat. Mając w naszym wieku (27l) dziecko kilkunastoletnie, zaczynałbyś drugą młodość. W momencie, kiedy gotowe byłoby wyfrunąć z gniazdka byłbyś jeszcze w pełni sił do eksploracji świata. Mógłbyś wycisnąć to życie porządnie przed śmiercią i jeszcze przedłużyć linię genetyczną.

– Ja jak się bardzo głęboko zastanowię, to mógłbym w ciągu 5 lat mieć żonę i dzieci.

– Gratulacje, nie widzę tego kompletnie. Ale tak wcale. W sumie, to nawet ci zazdroszczę.

– Ale stary, jeśli nie to, to co? Zobacz, koło 35 będzie wyraźnie widać, że jesteś starszy. Każdy na imprezie będzie od ciebie młodszy. Znajdą się lepsi. Ciężko będzie bzykać młode laski.

– Ale po co komu małolaty, jak są dziewczyny 25-35? I to z całego świata. Tak w ogóle, to po co w Polsce siedzieć? Ja przedkładam moje własne, egoistyczne cele nad dzieci, których nie mam i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będę miał. Chcę przeżyć moje życie jak najlepiej, a nie oddać młodość małym potworkom. W sumie, to mógłbym być nawet starym ojcem, wyjebane. Ważne, żebym żył jak mi się podoba i dużo celów realizował, zanim tych dzieci nie ma.

– Ja też, ale boję się tego, że w wieku 35 zacznę się mocno starzeć. Że mnie dopadnie kryzys wieku średniego.

– To nie jest kryzys wieku średniego. To kryzys świadomości przemijania i umierania. Dlatego mam teorię, że lepiej oswajać się codziennie z tym, że kiedyś umrzesz i cię nie będzie. Żeby być gotowym na to przemijanie. Chyba najgorsze, co można zrobić, to nie myśleć o tych rzeczach w ogóle i nagle w wieku 30 czy 40 lat dostać obuchem w łeb.

– Hm, pytanie, czy wraz z wiekiem nie zanika ta chęć korzystania z życia. Wiesz, testosteron z roku na rok spada.

– W sumie zależy jak żyjesz i co jesz. Chyba.

– Największa z moich obaw to ta, że w wieku 40 lat będę wyraźnie gorszy, niż moi konkurenci. Będzie mega ciężko pobzykać.

– Wracamy do hajsu. Jak będziesz miał pieniądze, to ciężko nie będzie.

– Co? Ruchać za hajs? To nie daje takiej frajdy. Coś jak lew w zoo, który nie musi polować. Dowartościowywanie się hajsem jest słabe.

– Nie za hajs. Po prostu posiadać status, który jest oczywistym składnikiem atrakcyjności w oczach kobiet. To nie bzykanie za kasę, tylko oznaka zaradności życiowej, element ciebie. Nie mówię, żeby wpychać laskom PLNy za stanik, ani przesadnie tym epatować. Po prostu być facetem, po którym widać, że ponadprzeciętnie ogarnia własne podwórko.

– A nie wiem, kurwa.

– To nie jest dowartościowywanie się hajsem. Laski, mimo że w wyborze stałego partnera kierują się w dużej mierze statusem nie zawsze są tego świadome. Nie można powiedzieć, że wszystkie laski lecą na kasę i tylko za nią będą cię lubić. Z pewnością jest takich wiele, ale ja tutaj mówię raczej o dziewczynach, dla których jesteś atrakcyjny jako całość – a nie tylko dlatego, że masz wypchany portfel. Wiadomo, że jeśli laska ma wybrać gościa, który dobrze wygląda, świetnie pieprzy, jest zabawny i błyskotliwy, a takiego, który posiada identyczne cechy, ale w pakiet wchodzi też siano, to wybierze opcję numer 2. Nawet wtedy, kiedy będziesz miał te 35 lat.

– Ale jeśli ktoś jest młodszy i też z hajsem, to przegrasz.

– Tak. Chyba, że oprócz hajsu będziesz bardzo zadbany fizycznie i po prostu super jako osoba.

– Ta, jak Tede.

– No Tede ma 40 lat. Myślisz, że go w najmniejszym stopniu jebie, że laski chodzą z nim do łóżka dlatego, że jest popularny i ma hajs? Ciężko na to pracował. Hajs i popularność nie są jego wabikiem na laski. On sam nim jest, bo to integralna część jego osoby w tym momencie. Nie ma różnicy, z jakich pobudek laska cię pieprzy jeśli nie epatuje przy tym oczywistym parciem na pieniądze, że tylko o to jej chodzi.

– Pytanie, czy samo bzykanie wystarczy. Gdzie potrzeba bliskości z drugą osobą?

– Ale możesz ją mieć! W czym problem? Tak jak mówiłem wcześniej, pieniądze, status, wygląd fizyczny, charakter to wszystko integralna część ciebie. Myślisz, że czułość laski, której dodatkowo podoba się, że posiadasz status różni się w jakimś stopniu od czułości, którą daje ci zakochana w tobie kobieta, gdy jeszcze milionów na koncie nie masz?

– Nie wiem, trudne to wszystko. Jak żyć, gdzie jest balans, jakie wybory podejmować?

– Jest po prostu zbyt wiele opcji na to, jak przeżyć jedyne życie.

– Najgorsze są koszta utraconych możliwości. Wybierając A, nie robisz B.

– To odwieczny problem. Bzykasz dużo lasek, tęsknisz do jednej. Jesteś z jedną, tęsknisz do wielu. Robisz hajs, więc nie masz wakacji. Masz wakacje, tracisz pieniądze, które mógłbyś w tym czasie zarabiać. Jak to było w jakiejś książce: mieć tysiąc i nie mieć tysiąca to razem dwa tysiące.

– Zobacz Vincent, w alternatywnej rzeczywistości być może nie byłoby tak głupie, gdybyś już teraz miał żonę i dzieci. Może byłoby ci z tym dobrze. Albo gdybyś żył, jak RJ [wspólny znajomy]. Bez kasy, żyjąc w zgodzie z naturą, zgłębiając siebie i podróżując pieszo lub rowerem przez świat. Jest wiele scenariuszy i z pewnością każdy czegoś innego uczy, każdy ma wady i zalety. Tylko, że trzeba wybrać jeden konkretny.

– I żyć ze świadomością, że wybrałeś właśnie to. Ze wszystkimi konsekwencjami.

– I to jest najgorsze. A czas jest najważniejszy i spierdala bezpowrotnie.

– Fajnie byłoby być głupkiem. Takim idiotą, który nigdy nie ma podobnych dylematów. Albo zwierzakiem, które nie wie, że umrze. Który nie rozumie umierania. Nawet byś nie wiedział, że się kończysz. Myślisz, że nie byłbyś szczęśliwszy?

– Bardzo bym był. Już dawno doszedłem do wniosku, że takie rozkminy nie mają sensu, bo nigdy nie dotrzesz do jednej właściwej odpowiedzi.

– Moim zdaniem mają sens.

– Nie mają. To pewnik, że umrzesz i tyle. Co tu rozkminiać?

– Jak już się zaczyna w tym grzebać, to trzeba grzebać dalej. Inaczej cię to zje. Trzeba starać się to lepiej zrozumieć, poznać siebie i swoje potrzeby. Jednak dokonać wyboru. Nauczyć się żyć z jego konsekwencjami. To niefair, ale kto powiedział, że życie jest fair? “Fair” to pojęcie wymyślone przez ludzi, a nie przyrodę, która leży u podstaw wszystkiego, co istnieje. Mówisz, że to pewnik: umierasz i nie trzeba tego roztrząsać. To dlaczego nie zabić się już teraz? Trzeba coś wybrać i lepiej zrobić to świadomie. By gorzka tabletka była możliwie najmniej gorzka. Poradnie psychologiczne, sale sądowe i gałęzie w lasach pełne są ludzi, którzy o tym nie myśleli lub myśleli za mało i nie byli w stanie uciągnąć konsekwencji.

– Jeśli mam być szczery, to mi to wszystko nie ryje bani tak mocno, bo jestem dopiero gdzieś w 30% życia. Ale później zacznie.

– Z drugiej strony skąd wiesz, że nie umrzesz jutro? Myślisz, że ta cała rozmowa jest bezcelowa?

– Uważam, że tak. Trzeba być świadomym faktu, że nie przeżyjesz idealnego życia i zawsze będziesz tracił opcje. Podejmowanie złych wyborów to część tej całej zabawy.

– Chodziło mi o coś innego. Opcja 1: nie myślisz w ogóle o własnej śmiertelności, konsekwencji wyborów i nagle, w wieku 50 lat cię to przygniata. Opcja 2: myślisz sobie o tym już teraz, zadajesz pytania. Oswajasz się z tym. Moim zdaniem wiedząc, że umierasz posiadasz więcej mocy do życia. Taki naturalny motywator.

– Inaczej. Sądzisz, że teraz to wszystko rozkminisz i te wnioski pozostaną niezmienne do końca twojego życia? Myślenie się zmienia, priorytety się zmieniają.

– Jasne, że tak, ale czuję potrzebę ustawienia sobie tego w głowie na teraz.

– Ja płynę na fali życia. Nie chcę o tym myśleć, bo wpadnę w depresję.

– Ja chcę płynąć na tej fali, ale jednocześnie mieć z tyłu głowy świadomość, gdzie to wszystko zmierza, by wycisnąć więcej. Skonkretyzować plany. Dzięki temu też mogę bardziej docenić poszczególne szczęśliwe chwile. Pamiętając o tym, że nie są wieczne, nie mogą spowszednieć. Małe, fajne rzeczy. Drobne gesty i przyjemności. Chwile spędzone z ludźmi, których kochasz. Nigdy wcześniej nie byłem tak obecny i skupiony na delektowaniu się chwilami, jakie mam z rodzicami. Wspólna kawa, wciąganie w intrygujące rozmowy. Wspólne przeglądanie starych zdjęć i okazywanie więcej ciepła. Kiedyś już nie będę mógł tego robić.

– Jestem tylko ciekaw, na ile rzeczywiście będziesz miał to z tyłu głowy. Może być tak, że za jakiś czas ci przejdzie, znów wpadniesz w wir wyblakłej codzienności.

– Chyba będę miał. A może nie. Nieważne, po prostu potrzebuję tego teraz.

– Mnie tylko przeraża, że czasu jest tak mało. Chciałoby się częściej ze znajomymi widywać, jeździć do rodziców, podróżować. Ale, kurwa, się nie da. Ciężko to wszystko ze sobą pogodzić, jeszcze jak masz pracę na etacie. Te wybory są ciężkie.

– Jak którego chupa-chupsa wybrać.

– Pić alkohol, jarać blanty, cieszyć się życiem, czy cisnąć pracę i zapierdalać w imię lepszej przyszłości.

– Plus nie wiesz, czy będzie jakakolwiek przyszłość. Może zginiesz w wypadku, może będzie wojna.

– No, najlepiej być debilem i nie myśleć o tym.

– Tym optymistycznym akcentem…

– Zmieniam zdanie. Potrzebna była ta rozmowa.

 


*Do poczytania:

 

 

Dodatkowo:

 

Why Cryonics Makes Sense

The AI Revolution: The Road to Superintelligence

 

 

Artykuł Halo, wszyscy umieramy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/halo-wszyscy-umieramy/feed 0
Życie jest sprintem https://v1ncentify.prohost.pl/post/zycie_jest_sprintem https://v1ncentify.prohost.pl/post/zycie_jest_sprintem#respond Wed, 09 Jul 2014 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=110 Nie chciałem pisać tego tekstu. Uważałem, że jest zbyt osobisty, odsłania za dużo. Być może jest tak w rzeczywistości, ale czuję, że muszę to zrobić. Wyrzucić z siebie wszystko, co od jakiegoś czasu dusi mnie od środka i blokuje moją kreatywność. Wiem, że gdy to spiszę będę mógł z czystym sumieniem ruszyć do przodu i biec po marzenia. Tak szybko, jak nie miałem odwagi biec jeszcze nigdy.

Artykuł Życie jest sprintem pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Nie chciałem pisać tego tekstu. Uważałem, że jest zbyt osobisty, odsłania za dużo. Być może jest tak w rzeczywistości, ale czuję, że muszę to zrobić. Wyrzucić z siebie wszystko, co od jakiegoś czasu dusi mnie od środka i blokuje moją kreatywność. Wiem, że gdy to spiszę będę mógł z czystym sumieniem ruszyć do przodu i biec po marzenia. Tak szybko, jak nie miałem odwagi biec jeszcze nigdy.

Myślami wciąż siedzę w zimnych murach i słucham żałobnych pieśni. Mierzę wzrokiem księdza na mszy i zaciskam zęby ledwo znosząc bzdury, które bełkocze na kazaniu. Patrzę na trumnę opuszczaną do ziemi i słucham kondolencji od ludzi, których nie znam. Spaceruję po pustym parkingu i obserwuję mdły zachód słońca nad bezkresnym, zielonym polem.

Życie dawkuje nam cierpienie od małego, sukcesywnie zwiększając skalę. Na każdym kroku uczymy się, że nic nie trwa wiecznie, a życie jakie zastaliśmy ulega nieustannej, galopującej degradacji. 

Gdy byłem dzieckiem najgorszą chwilą, jaką pamiętam była ta, w której zepsuła się moja ulubiona figurka przedstawiająca Batmana. W pewnym momencie noga bohatera po prostu odpadła, a ja zalałem się łzami.

Gdy trafiłem do gimnazjum najbardziej bolało, gdy na moje „kocham cię”, dziewczyna, o której myślałem bez przerwy i z którą często spacerowałem odpowiedziała krótkie: „dziękuję”. Później zaszła w ciążę i wyprowadziła się do Anglii.

W życiu doświadczamy porażek i zawodów, ale nic jednak nie jest w stanie przygotować nas na stratę bliskiej osoby – to zawsze będzie jak przeprawa przez piekło. Życia nikomu nie wrócisz, czasu nie cofniesz, nie uśmierzysz bólu swego i bliskich. Z początku wydaje się, że to koszmar, zły sen, który niedługo po prostu się skończy. To jednak nie kończy się nigdy i jest jak głęboka rana, która z czasem może i się zasklepi, ale do końca życia pozostanie swędzącą blizną.

Figurkę Batmana zaniosłem ojcu, który na powrót zamontował oderwaną nogę, precyzyjnie wkręcając w figurkę śrubę. O szczeniackiej miłości szło zapomnieć – poznałem setki innych dziewczyn.

Strata kogoś bardzo bliskiego, to sprawa dużo cięższego kalibru. Tutaj nic nie jest proste i nic nie przynosi pełnej ulgi.

Każda strata pozwala wyciągnąć wnioski. Gdy jesteś odrzucany przez kobiety uczysz się, że nie warto uzależniać swego stanu emocjonalnego od dziewczyn, które wyidealizowałeś w swojej głowie. Stajesz się bardziej wytrwały.

Zakładając biznesy, które nie wypalają uczysz się procesu i tego, jaki typ ludzi nadaje się do spółek, a jakiego należy unikać jak ognia. W krew wchodzi Ci ryzyko i parcie z pomysłami do przodu mimo początkowych niepowodzeń.

Spacerując po skąpanym w bajecznym, pomarańczowym świetle parkingu zastanawiałem się, czego uczy nas śmierć. Wróciłem wtedy w myślach do poranku, o którym wolałbym zapomnieć. W pierwszych chwilach, gdy wyrwany ze snu siedziałem z pustym wzrokiem wbitym w okno i powoli uzmysławiałem sobie, że to nie jest sen, czułem tylko wściekłość. Wmawiałem sobie, że wszystko jest bez sensu, a z tragedii nie da się wyciągnąć żadnej lekcji. Żyjemy, gnijemy. Game over. Po co się starać, po co zapierdalać, po co wstawać z łóżka i robić cokolwiek? Moją złość ukierunkowałem do wewnątrz, chcąc rozpieprzyć samego siebie od środka, dokonać implozji, zmasakrować wszystko, w co wierzyłem i co uważałem za ważne.

Kilka dni później, gdy spacerowałem po parkingu, moje myśli były już spokojne. Tak jak po huraganie ludzie powoli wracają na zgliszcza swoich domów i oceniają straty, tak ja zastanawiałem się, w jaki sposób cała sytuacja wpłynie na mnie i na to, kim jestem. W swoim życiu przeżyłem kilkanaście psychodelicznych tripów, wycieczek wgłąb siebie. Tym razem nic nie brałem, a przejażdżka była tak intensywna i osobista, że mogłem poczuć jej smak w ustach.

Uważasz, że masz czas? Błąd – nie masz. Długowieczność to luksus skał, drzew i oceanów, które były tutaj wtedy, kiedy istniałeś tylko jako gwiezdny pył. Podziwiam nieświadomych ludzi, którzy myślą, że mają czas. Czas się bać, analizować, żyć ostrożnie, uważać co ktoś sobie pomyśli, przejmować się plotkami, odkładać wszystko na później.

ŻYCIE JEST SPRINTEM

Niektórzy ten sprint interpretują jako wyścig szczurów. Mieć więcej i lepiej niż sąsiad, znajomi, czy model z puszką coli w telewizji. Tacy ludzie wmawiają sobie, że wiedzą, po co biegną. Okazuje się, że wiedzą tylko tyle, że… trzeba biec. Dlaczego trzeba to już inna bajka.

Dla niektórych sprint jest sposobem na to, by nie oglądać się za siebie. Nie myśleć o tym, kim kiedyś chciało się być, a kim jest się w chwili obecnej. Biec, nie pamiętać. Byle szybciej, byle dalej. Potykając się ciągle o te same przeszkody. Wbiegając w nie za każdym razem z coraz większym impetem, jakby miało się to okazać bardziej skuteczne, niż szczerość wobec samego siebie i wyciąganie wniosków.

Dla mnie ten sprint oznacza istnieć i akceptować wszystko co było i wszystko co będzie. W miarę możliwości sterować masztem tam, gdzie chcę dopłynąć, mając jednak świadomość tego, że potężne fale nie zależą od mojej siły woli i czasem będzie trzeba im się po prostu poddać. Wspominać przeszłość z ciepłym uśmiechem na ustach i doświadczać więcej każdego dnia, wzbogacając tym samym przyszłość. W miarę możliwości omijać mielizny powierzchowności w kontaktach z innymi ludźmi i zawsze docierać głębiej. Pamiętać o tym, że wszyscy zostaniemy w końcu rozbici w gwiezdny pył i że chcemy biec szybciej nie po to, by komuś zaimponować – w końcu ten ktoś skończy dokładnie tak samo, jak my. Chcemy biec szybciej by zyskać szerszą świadomość, więcej zobaczyć, zrealizować nasze marzenia, mocniej kochać bliskich i głębiej przeżywać każdą emocję. Nie wiem, czy odchodząc zabieramy ze sobą wspomnienia. Lubię myśleć, że tak właśnie jest. 

Wspominając mój pobyt na Ziemi chcę wiedzieć, że zrobiłem wszystko, by w pełni poczuć się człowiekiem i docenić każdą chwilę, jakiej nie był w stanie wyrwać mi z rąk bezlitosny, wielki i nieustannie tykający zegar.

 

Artykuł Życie jest sprintem pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zycie_jest_sprintem/feed 0
Musisz spłonąć w atmosferze https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze#respond Mon, 13 May 2013 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=40 Bardzo nie lubię słowa ‚musisz’, bo uważam, że żaden człowiek nic nie musi, a najwyżej może. Wyrzuciłem to słowo ze słownika już dawno temu i od tamtej pory moje życie stało się prostsze. Dziś jednak zrobię wyjątek i napiszę:

Musisz spłonąć w atmosferze.

Artykuł Musisz spłonąć w atmosferze pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Bardzo nie lubię słowa ‚musisz’, bo uważam, że żaden człowiek nic nie musi, a najwyżej może. Wyrzuciłem to słowo ze słownika już dawno temu i od tamtej pory moje życie stało się prostsze. Dziś jednak zrobię wyjątek i napiszę:

 

Musisz spłonąć w atmosferze.

Odkąd skończyłem 14 lat intensywnie zastanawiałem się, o co chodzi w życiu. Wpierw myślałem, że chodzi o szczeniacką miłość i czerwone wypieki na twarzy, gdy dawałem bukiet kwiatów koleżance. Później byłem przekonany, że chodzi o cierpienie, o to by słuchać smutnych piosenek i manifestować całemu światu swoje stany depresyjne. Następnie zacząłem umawiać się z Mary Jane, która nauczyła mnie, że chodzi o to, by się wyluzować i skręcić kolejnego jointa. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że to jednak nie to. Rozpieprzyłem swoje życie na kawałki i poukładałem jak puzzle, znajdując sens w naprawianiu samego siebie, zdobywaniu wyznaczonych celów i ganianiu po galeriach handlowych za kolejnymi panienkami. Wtedy byłem przekonany, że w końcu znalazłem odpowiedź i że mogę z czystym sumieniem powiedzieć: wiem, o co chodzi w życiu. Chodzi o samolot do innego kraju tylko po to, by ponownie spojrzeć w oczy ukochanej kobiety. Chodzi o tych zajebistych ludzi i o zapach wszystkich długonogich dziewcząt, które coraz chętniej i coraz szybciej pozwalały smakować swoich ust. Rozczarowanie przyszło w momencie, w którym okazało się, że miłość na odległość nie działa, a seks jest przereklamowany i – jakkolwiek by to nie brzmiało – po prostu normalny. Dotarło do mnie, że fakt posiadania w życiu dziewczyn nie zapełnia pustki, nie jest odpowiedzią na żadne pytanie i z całą pewnością nie stanowi o tym, czy nasze życie ma sens, czy nie.

Wtedy przyszła pora na mocne psychodeliki, które przekonały mnie, że jestem częścią Wszechświata, połączony węzłami ciepłej, pulsującej energii z każdą żywą istotą na tej planecie. Że mogę wszystko i nie muszę nic w tym samym momencie. Że jesteśmy tutaj przez krótką chwilę po to, by smakować moment, który przemija. Że jesteśmy manifestacją kosmicznej energii, a po śmierci wrócimy do źródła, stapiając się z potęgą Wszechświata i wszystkimi jego wymiarami, ale zanim to się stanie musimy jak najwięcej czasu spędzić z naszymi bliskimi.

Przez osiem lat błądziłem, uzyskując wiele odpowiedzi na to samo pytanie, jednak żadna z nich nie była dla mnie w stu procentach satysfakcjonująca. Dopiero niedawno zrozumiałem, że nie chodziło tu o to, że wnioski, do których dochodziłem były złe. Wręcz przeciwnie. Każdy z nich jest prawdziwy, ale w oderwaniu od siebie żaden z nich nie ma sensu. Dopiero wszystkie odpowiedzi zebrane razem składają się na pełną, jasną odpowiedź na podstawowe pytanie:

O co chodzi w życiu?

Chodzi o bukiet kwiatów i rumieńce na twarzy.

O cierpienie i izolację.

Zgubienie drogi i odnalezienie tej właściwej.

O jointa w rozgwieżdżoną noc.

O gorzkie łzy i szeroki uśmiech.

O wielką, niespełnioną miłość i uganianie się za spódniczkami.

O seks, smak błyszczyka do ust i jej nagie ciało z samego rana.

O realizację celów, upadanie i podnoszenie się, by dalej iść przed siebie.

O potęgę natury, jedność z każdą żywą istotą, smakowanie momentu, który szybko przemija.

O budowanie niesamowitych wspomnień i spotkanie na drodze życia cudownych ludzi.

O czas spędzony z Twoimi bliskimi.

Chodzi to, by DOŚWIADCZAĆ I CHŁONĄĆ.

 

Ryzykować, sprawdzać, wyciągać wnioski.

 

Życie musi stać się Twoim narkotykiem.

 

Musisz ćpać życie.

Musisz spaść z orbity i spłonąć najjaśniejszym światłem, bo właśnie moment spadania jest najważniejszym okresem w Twoim życiu. To pięć minut, które ukształtuje Ciebie jako człowieka. Pięć minut, które da Ci wspomnienia i tylko Ty decydujesz o tym, czy będą to miłe obrazy, do których chcesz wracać, czy szara codzienność, w której jeden dzień nie różnił się niczym od poprzedniego.

Życie jest za krótkie na to, by się bać. Masz tylko jedno życie, więc doświadcz i wchłoń jak najwięcej. Zakochaj się i płacz. Tańcz i się śmiej. W życiu chodzi o emocje, o momenty, w których czujesz, że żyjesz. Przykładasz dłoń do swojej piersi, w której grzmi podekscytowane serce i wiesz, że jesteś człowiekiem. Nie uciekaj od żadnych emocji, bo żadna emocja nie jest zła. Złe jest Twoje podejście do życia. Podejdź do kobiety, na widok której szybciej bije Twoje serce. Zostań odrzucony. Poczuj obezwładniające uczucie elektryzujące Twoje ciało. Uśmiechnij się, nie jesteś robotem. Ty czujesz.

Obejrzyj smutny film. Wspomnij piękne obrazy z dzieciństwa, wzrusz się. Wyjdź z domu, spotkaj znajomych. Zróbcie coś szalonego. Zakochaj się, strać nad sobą kontrolę. Nie zastanawiaj się, czy powinieneś się angażować, nie trać czasu, który przecieka między Twoimi palcami na zbędne analizy. Żyjesz teraz, więc bądź teraz. Nie odkładaj uczucia na później, bo później może nigdy nie nadejść.

Doświadcz w życiu jak najwięcej. Otwarty umysł to podstawa. Czytaj książki, zainteresuj się muzyką, której nigdy nie słuchałeś. Oglądaj filmy, podróżuj. Przeżyj romans z narkotykami. Poznawaj ludzi, ucz się. Medytuj. Odkryj sprzeczne filozofie i różne spojrzenia na świat. Nie zamykaj się w swojej skorupie. Nie mów, że coś nie jest dla Ciebie, jeśli tego nie spróbowałeś. Sprawdź sam. Doświadcz sam. Wyciągnij własne wnioski. Kwestionuj wszystko: politykę, zasady, religię, wychowanie, życie. Zdaj sobie sprawę z faktu, że jako ludzie jesteśmy na Ziemi przez chwilę krótką, jak mrugnięcie powiekami, więc nie daj sobie wmówić, jak masz żyć. Nie skupiaj się tylko na jednej rzeczy. Bądź ciekaw wszystkiego. Znajdź równowagę w swoich zainteresowaniach i nie pozwól, byś popadł w obsesję na jakimkolwiek elemencie, który jest tylko małym wycinkiem składającym się na Twoją egzystencję.

Lepiej spłonąć w atmosferze, niż bezczynnie krążyć po orbicie.

Lepiej działać, niż żałować.

Lepiej doświadczać, niż się domyślać.

Lepiej prawdziwie żyć i w pełni czuć, niż wygodnie wegetować.

Artykuł Musisz spłonąć w atmosferze pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/musisz_splonac_w_atmosferze/feed 0