rzeczywistosc – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Przetrzyj swoją szybę https://v1ncentify.prohost.pl/post/przetrzyj-swoja-szybe https://v1ncentify.prohost.pl/post/przetrzyj-swoja-szybe#comments Sat, 09 Mar 2019 11:21:42 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3819 Strach to woda na przedniej szybie, gdy w środku nocy dociskasz pedał gazu na trasie szybkiego ruchu.

Artykuł Przetrzyj swoją szybę pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Strach to woda na przedniej szybie, gdy w środku nocy dociskasz pedał gazu na trasie szybkiego ruchu. Krople rozciągają się w długie linie, zakrzywiając Twoją percepcję. Auta z naprzeciwka oślepiają Cię, nie potrafisz ocenić, czy przypadkiem nie zjeżdżasz na sąsiedni pas.

 

Nie możesz podjąć żadnej rozsądnej decyzji, bo jej definicję przekreśla bazowanie na zniekształconym obrazie rzeczywistości.

 

Nieprzetarta szyba to moment, w którym wchodzisz na wypełnioną po brzegi salę wykładową i zapada cisza. Oni wszyscy przyszli Cię zabić. Patrzą krytycznie i tylko czekają na Twoje potknięcie. Zastanawiasz się, co Ty do cholery tu robisz. Twoje myśli są pewne, że wyjdziesz na błazna, serce wpada w galop, a ręce masz śliskie od potu.

*

To także chwila, w której wchodzisz do klubu i wszystkie dziewczyny na twarzach wypisane mają “spierdalaj”, a każdy gość jest bardziej wyluzowany i bardziej atrakcyjny od Ciebie.

*

To przerażająca świadomość, że właśnie stoisz przed wyborem – chwycić w dłoń szansę (rozpoczęcie własnego biznesu lub wzięcie na siebie projektu, który da Ci awans) i zaryzykować porażkę, czy ominąć ją szerokim łukiem.

 

Przetarcie szyby to krok w ogień

 

Zaczynasz mówić. W gardle masz sucho, nie wiesz, czy przypadkiem nie gadasz głupot i odnosisz wrażenie, że poruszasz się po scenie jak robot. Minuty wloką się jak fabuła ostatnich sezonów The Walking Dead. Pierwsza, druga. Jest coraz lepiej. Łapiesz kontakt z publicznością i w Twoim żołądku rośnie przyjemne ciepło. Kolejne trzy minuty za Tobą. Wciąż jesteś żywy, mówisz płynnie, a dywanowy nalot nie następuje. Czujesz ze strony publiczności akceptację i zaangażowanie – z całą pewnością nikt nie chce Cię tutaj zabić.

*

Decydujesz się na ten krok, wyciągasz dłoń w kierunku mijającej Cię dziewczyny. Zwraca się ku Tobie z konsternacją na twarzy, a Ty wyciskasz z siebie kilka słów, jak płynną czekoladę z tubki. Ona uśmiecha się do Ciebie i seksownie mruży niebieskie oczy.

 

Dosłownie minutę wcześniej, gdy mijałeś ją na parkiecie, Twój mózg wmawiał Ci, że przy jakiejkolwiek próbie interakcji zostaniesz natychmiast spławiony, wgnieciony w ziemię, pobity lub wyrzucony z klubu. Teraz rozmawiasz z dziewczyną, która Ci się podoba i oboje powoli wciągacie się w konwersację. Klub przestaje być wrogim miejscem, czujesz się tu jak u siebie i zastanawiasz się, co działo się z Twoim mózgiem jeszcze kilka minut wcześniej.

*

Postanawiasz zaryzykować, planujesz i dokonujesz powolnej egzekucji. Wchodząc w detale projektu i sprawdzając stan faktyczny, dochodzisz do wniosku, że to wcale nie będzie tak straszne, jak podpowiadały Ci głosy w głowie. Zastanawiasz się, jak głupie byłoby, gdybyś jednak poddał się strachowi i odpuścił tę szansę.

 

Brawo. Właśnie włączyłeś wycieraczki i skreśliłeś z równania strach, dzięki czemu zobaczyłeś klarownie, jak wygląda rzeczywistość. Z zasady, im dłużej pozostajemy w sytuacji powodującej lęk, tym szybciej ten lęk opada.

 

Nauczyłem się używać swoich “wycieraczek” jakoś  w wieku 21 lat, gdy wyszedłem naprzeciw moim największym lękom i spłonąłem w atmosferze. Dowiedziałem się wtedy wiele o naturze strachu i z powtarzającego się schematu wyciągnąłem prawidłowość.

 

Wyrobiłem w sobie nawyk automatycznego wchodzenia w stresujące sytuacje, by jak najszybciej “przetrzeć szybę”, wykreślić z równania lęk, pozwolić umysłowi na adaptację do nowej sytuacji – dzięki czemu mogłem szybko oceniać je takimi, jakimi były w rzeczywistości – zamiast opierać się na zniekształconej projekcji podszytego lękiem umysłu.

 

Dzięki temu zabiegowi bardzo szybko zauważyłem, że większość sytuacji, od jakich instynktownie w życiu uciekamy tylko wydaje się przerażająca i najczęściej wystarczy jeden krok do przodu, by rozwiać iluzję. Ta świadomość to bardzo fajne narzędzie w walce ze strachem oraz coś, co pomaga wyprzedzać innych o krok.

 

Tam, gdzie inni się wahają, Ty wchodzisz z podniesioną głową nawet nie po to, by wygrać (bo to tylko rodzi dodatkową presję), ale po to, by “przetrzeć szybę”, zobaczyć, jak wygląda rzeczywistość tej konkretnej sytuacji, gdy się w nią po prostu wrzucić, oswoić z lękiem i wykreślić go z równania.

 

Bardzo często okazuje się, że ten przerażający potwór w szafie, to tylko niegroźny, pluszowy miś, ale jeśli szafy nie otworzysz, nigdy się o tym nie przekonasz – a to sprawi, że całe życie będziesz bał się czegoś, co jest tylko projekcją Twojego umysłu (dorosły facet obawiający się pluszowego misia – to nie brzmi zbyt seksownie).

 

Nie miej mu za złe, jego zadaniem jest po prostu chronić Cię przed nowymi, nieprzewidywalnymi sytuacjami. Bądź jednak świadom tego mechanizmu, gdy po raz kolejny na drodze do Twojego celu stanie strach.

 

Nie zapomnij wtedy powiedzieć rzeczywistości: “sprawdzam”.

 

Artykuł Przetrzyj swoją szybę pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/przetrzyj-swoja-szybe/feed 3
Pierwsza i ostatnia taka generacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/pierwsza-taka-generacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/pierwsza-taka-generacja#respond Wed, 27 Jan 2016 08:35:38 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=910 Pewnego razu pradziadek wziął mego dziadka na stronę i wyszeptał konspiracyjnie, że podobno w sąsiedniej wsi widziano na niebie metalowego ptaka.

Chodziło o samolot.

Artykuł Pierwsza i ostatnia taka generacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pewnego razu pradziadek wziął mego dziadka na stronę i wyszeptał konspiracyjnie, że podobno w sąsiedniej wsi widziano na niebie metalowego ptaka.

Chodziło o samolot.

 

Dziadkom, z zabitej deskami wsi udało przenieść się do miasteczka. Moi rodzice mieszkali już w mieście. Ja i moi bracia jesteśmy obywatelami świata.

 

W jednej kieszeni mieścimy przedmioty, które naszym rodzicom zaśmiecały cały pokój: telefon, zegarek, kamera, dyktafon, budzik, odtwarzacz mp3, gps, zdjęcia, filmy, książki, notatki, kalendarz. Upakowanie tych wszystkich rzeczy w jedno urządzenie zajęło tylko dwadzieścia lat, a według naukowców technologia rozwija się wykładniczo – pięć, czy dziesięć lat do przodu i nie będziemy w stanie uwierzyć, że w roku 2016 byliśmy tak zacofani, że w ogóle używaliśmy telefonów komórkowych.

 

Wygraliśmy w pokoleniowej kumulacji – urodziliśmy się w czasach, w których wolno nam wszystko. Możemy podróżować za granicę i nie musimy ograniczać się nawet do własnego kontynentu. Wolno nam lecieć do USA, Azji, Australii. Kwestia chęci i dwóch zasobów: czasu oraz pieniędzy. Naszym przywilejem jest fakt, że urodziliśmy się w trakcie przełomu. Starsi ludzie już obecnej rzeczywistości nie rozumieją, a najmłodsi nie znają innej.

My jesteśmy idealną hybrydą.

 

Pamiętamy jeszcze czasy bez internetu i przynajmniej na razie – potrzebujemy umiejętności miękkich. Coraz mniej, ale wciąż potrafimy rozmawiać z drugim człowiekiem. Jedną stopą grzęźniemy w technologicznym chaosie, drugą jednak  twardo stoimy na sprawdzonych, ludzkich wartościach. Mimo wielkich zmian w naszych mózgach, upośledzonej zdolności do utrzymania skupienia, bronimy się przed zalewem substytutów prawdziwego życia. Na ten moment nic jeszcze nie zastąpi nam ciepła drugiego człowieka i rozkoszy doświadczania przepięknych miejsc, tworzenia historii. Nie jesteśmy cyborgami. Wciąż jesteśmy tylko ludźmi, ale z ponadprzeciętnymi możliwościami.

 

Mamy internet. Nieograniczony przepływ informacji bez cenzury. Dostęp do zaawansowanej wiedzy na każdy możliwy temat z dowolnego miejsca na świecie. Internet to narzędzie do dzielenia się sobą z innymi swobodnie, omijając “znanych krytyków”. Każdy może prowadzić swój własny program na YouTube, bez użerania się ze stacjami telewizyjnymi. Wolno nam pisać blogi bez obaw, że rzucimy kilka słów, które zniesmaczą naczelnego. Publikujemy fotografie na własnych stronach internetowych, nawet nie myśląc o wystawach. Mamy w dupie Empik i tradycyjny model dymania autorów książek. Nie obchodzi nas widzimisię wydawnictw, liczy się tylko to, czy ludzie nas cenią i chcą czytać. Bezpośredni kontakt z odbiorcami, bez ograniczających i problemowych pośredników – to prawdziwa wolność. Wolność na skalę, o której kiedyś autorzy treści mogli jedynie marzyć.

 

Żyjemy w pięknych czasach, w których to ludzie decydują o tym, co jest dobre. Nie pani prezenter w telewizji, kapryśny redaktor ani zdziadziały krytyk literacki. Nie potrzebujemy “szczęścia”, ani “układów” do tego, żeby się wybić. Zamiast tego pierwsze skrzypce grają pomysł, determinacja i pracowitość. Kanał dystrybucji mamy zapewniony. Tym bardziej szokujące jest, jak wiele osób po prostu odpuszcza, zamyka się w swojej głowie i marnuje: czas, predyspozycje i talent. Ciężko jest mi wyobrazić sobie coś smutniejszego od autosabotażu i spuszczenia w kiblu szans, jakie daje nam rzeczywistość.

 

Mego pradziadka dziwił metalowy ptak na niebie, ale zemdlałby widząc młodych ludzi, którzy mając takie możliwości wolą nie robić nic.

To powinno być karalne. 

 

Możemy pracować w międzynarodowych korporacjach, zakładać start-upy i korzystać ze stron typu crowdfunding. Tworzyć własne marki, zarabiać “z laptopa”, grzejąc tyłek na drugim końcu świata. To cały ocean szans, niektórzy mogą nawet uważać, że opcji jest zbyt wiele. Stoimy na rozstajach, tylko że zamiast dwóch czy trzech dróg do wyboru – mamy ich tysiące. Naszym rodzicom rzeczywiście było pod tym względem łatwiej, ale kosztem dużych ograniczeń. Bardzo się cieszę, że mogę sondować poszczególne ścieżki i próbować różnych rzeczy. Wszystko po to, by w końcu obrać kurs nie będący przypadkiem czy przymusem, a rzeczywistym przeświadczeniem, że ten właśnie jest stworzony dla mnie. Że to czuję, w tym się spełniam i to chcę w życiu robić. A jeśli kiedyś zmienię zdanie?

 

Nie palimy za sobą mostów, a z roku na rok możliwości pojawia się coraz więcej – czas gra więc na naszą korzyść.

 

Nie wolno nam narzekać (ten przywilej to już historia) na “trudny start”, nie przy takich możliwościach. Jesteśmy w pełni odpowiedzialni za swoje życia, wszystkie decyzje, a przede wszystkim ich brak. Narzekać, to mogły nasze mamy, gdy spędzały tygodnie w uczelnianej bibliotece, pisząc magisterkę (nawet nie marząc o czymś takim jak ksero czy Google). Narzekać mogli nasi ojcowie, gdy jedno słowo za dużo kończyło się donosem, a zdobycie głupiego telewizora oznaczało trzy miesiące stania w kolejce. My możemy co najwyżej docenić czasy, w których żyjemy i spróbować jak najlepiej je wykorzystać. Zrozumieć, że jesteśmy pierwszą i zarazem ostatnią taką generacją.

 

Zrobić krok do przodu i zacząć się realizować, nawet w najbardziej abstrakcyjny sposób – rzeczywistość XXI wieku z całym technologicznym arsenałem tylko czeka na to, by nas wesprzeć i poprowadzić za rękę. 

 

Artykuł Pierwsza i ostatnia taka generacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/pierwsza-taka-generacja/feed 0
Gówno prawda https://v1ncentify.prohost.pl/post/gowno_prawda https://v1ncentify.prohost.pl/post/gowno_prawda#respond Fri, 11 Dec 2015 23:00:24 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=619 Widzę to codziennie. Ludzie nie chcą się zmienić, tylko dobrze się poczuć. 

Artykuł Gówno prawda pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Widzę to codziennie. Ludzie nie chcą się zmienić, tylko dobrze się poczuć. 

Facet podchodzi do laski. Ona nie chce z nim rozmawiać, więc wracając mówi do kumpli: “zjebana jakaś”. Ewentualnie: “z bliska już nie była tak spoko i nie chciało mi się z nią rozmawiać.” Gość nie poczuje się źle. Ale może lepiej dla niego by było, gdyby przyznał: “za mocno się zestresowałem” lub “nie wiedziałem, jak kontynuować rozmowę”? Albo po prostu: “nie chciała gadać, olała mnie z miejsca”? W pierwszym wypadku wiedziałby, nad czym dokładnie musi pracować, w drugim zacząłby wreszcie akceptować prosty fakt, że kobieta może go olać i świat się na tym nie kończy.

Albo grubasy. Porozmawiajmy o grubych ludziach, którzy wmawiają sobie choroby, złe geny i ciążące na nich fatum. Może ktoś powinien im powiedzieć prosto z mostu:

Jesteś gruby, bo żresz gówno i się nie ruszasz. Żeby schudnąć musisz jeść mniej, wykreślić z diety słodycze i napoje gazowane. Do tego biegać i chodzić na siłownię. Długo. Po drodze będziesz chciał się poddać wiele razy, spocisz się jak świnia i będziesz zmęczony. Koniec z chlaniem piwska. Obliżesz się nieraz widząc, jak Twój kumpel spija piankę z zimnego kufla. Do tego wszystkiego dodaj sobie krzywe spojrzenia znajomych i nieskończone namawianie. Tylko jeden łyczek, smaczne jest, raz można. Weź chociaż kawałek pizzy. I wiesz, że najprawdopodobniej ulegniesz. Będziesz wpychał w siebie puste kalorie popijając jebaną colą zero ze świadomością, że przegrałeś. 

Uświadomisz sobie, że jesteś tylko spasionym, pierdolonym wieprzem bez silnej woli. Stracisz do siebie resztki szacunku i dopiero wtedy, na serio zaczniesz chudnąć. Albo się poddasz i zawsze już będziesz unikać własnego odbicia w lustrze. 

Zabawni są też ludzie, którzy w nieskończoność gadają o swoich wielkich planach. Gadają, gadają, gadają – to wszystko, co rzeczywiście robią. Fajnie jest mieć plany, ale ważniejsza tutaj jest egzekucja. Bez egzekucji plan jest niczym. To tak jak z atrakcyjnością. Możesz być zajebistym, wartościowym facetem, ale jeśli przy tym leży tej atrakcyjności odpowiednia ekspresja – żadna kobieta Cię nie doceni, dla osób postronnych to tak, jakbyś tych cech po prostu nie miał. Ludzie oceniają i wartościują na podstawie tego, co widzą. 

Niektórzy na kłamstwie budują swoją całą osobowość. Kiedyś (niestety) przez krótką chwilę współpracowałem z gościem, który wpierw na wykładach opowiada, jaki jest fajny i jak należy postępować, a następnie robi wszystko na odwrót. Jest krzywym zwierciadłem prawd, które głosi. Najlepsze w tym chyba jest to, że potrafi tak mocno filtrować swoją rzeczywistość, że autentycznie tego nie widzi. To już prawie choroba psychiczna. Facet potrafi bezczelnie wrzucić na fejsa tekst: “Problem z rozwojem osobistym jest wtedy, kiedy się mówi o zmianie, zamiast się zmieniać”. O zgrozo – wypisz, wymaluj gość pierdolnął swój autoportret.

Nie chcę mieć nic wspólnego z moją własną branżą. Nie chcę być i nie jestem żadnym coachem, trenerem też nie. Pieprzę to, spuszczam kiblu i ostentacyjnie pierdzę w tym kierunku. Człowiekiem jestem i człowiekiem chcę być. Jeśli kiedykolwiek to się zmieni możecie mi strzelić z liścia w ryj.

Żyjemy w ostro pierdolniętym świecie, w którym ludzie oszukują nie tylko siebie, ale też innych ludzi. Każdy każdego umacnia w kłamstwie i nikt nie mówi prawdy. To błędne koło, spirala rodem z psychiatryka. Wszyscy żyjemy w wariatkowie.

Naszymi kaftanami są własne kłamstwa. Pokojem bez okien kłamstwa innych. Brakująca klamka to prawda.

Nikt nie chce znać prawdy, bo prawda obnaża słabości. Znam bardzo niewiele osób, które potrafią powiedzieć “nie wiem”, “nie potrafię” lub “przepraszam, myliłem się – masz rację”. A przecież to właśnie te słowa są prawdziwą pożywką, tylko dzięki tym słowom można uczyć się od innych ludzi. Wzrastać, dorastać, zdobywać wiedzę. Być każdego dnia lepszym.

Tylko prawda pozwala Ci się zmienić, bo pokazuje miejsce, w którym jesteś. Czasem jest to brutalne doświadczenie, sprawia, że robi nam się przykro. Jednak gdyby nie było tej negatywnej emocji, nie mielibyśmy bodźca do jakiejkolwiek zmiany. Tak?

Jeśli występuję publicznie, to chcę wiedzieć, co było nie tak. Dzięki temu kolejnym razem pójdzie mi lepiej i będę bardziej profesjonalny. Odnotuję progres.

Gdy popełnię błąd w relacji z kobietą i ona zerwie kontakt, priorytetem dla mnie jest dotarcie do prawdy. Żebym z pomocą tej sytuacji urósł i w przyszłości mógł zachować się lepiej. Dzięki temu mogę stawać się lepszym facetem.

Moment, w którym słyszę od współpracownika, że według niego z czymś nawaliłem lub się ze mną nie zgadza nie jest momentem, w którym tupię nogą i twardo obstaję przy swoim. Chcę znać jego punkt widzenia i jeśli uznam, że ma rację – naprostować swoje działanie. Dzięki temu razem możemy tworzyć lepszy brand, zgrać się jako team i wciąż ewoluować.

Pokora. Trzymanie się rzeczywistości. Prawdziwy rozwój zamiast mdłego pieprzenia od gości w zbyt dużych koszulach, z imieniem oraz nazwiskiem kropka pe el.

 

Tymczasem ludzie są przeraźliwie mocno emocjonalnie związani z wizerunkiem, jaki wytworzyli w swoich głowach. Przyzwyczajeni jesteśmy do dbania o ten wizerunek, zamiast o siebie. Ulepszania i upiększania jakiejś halucynacji w głowie, zamiast prawdziwego rozwoju i kształcenia realnych umiejętności.

To właśnie z tego powodu mamy tylu pozerów. Ludzi pewnych siebie tylko z zewnątrz – tacy nigdy nie przyznają się do błędów. Takich ludzi możesz zranić kilkoma szczerymi słowami sięgającymi przez pancerz tam, gdzie boli – co jest prostsze od dziurawienia kostki masła ostrym nożem.

Oszukiwanie się to natychmiastowa gratyfikacja. Droga do celu o wiele krótsza i łatwiejsza, niż rzeczywista zmiana. Niestety – w życiu nawet wody z kranu nie ma za darmo. Dobra sylwetka, kompetencje w danej dziedzinie, realizacja planów, świetne relacje – to wszystko wymaga pasji, niesamowitych pokładów energii oraz poświęceń. Czyli czegoś, czego nie jest w stanie wykrzesać 90% społeczeństwa.

Ludzie całe życie uciekają przed prawdą. Poświęcają masę energii wykonując syzyfową pracę, obudowując miękkie wnętrze mirażem. Zabawne, jednocześnie frustrujące i żałosne jest to, że ta sama energia skierowana w odpowiednie miejsca dałaby o wiele większy zwrot z inwestycji. Prawdziwą pewność siebie, prawdziwe umiejętności i zabetonowane poczucie własnej wartości. Świadomość, że poradzisz sobie w każdych okolicznościach, bez względu na to, jakie karty szykuje dla Ciebie życie.

Tylko, że to wymaga skonfrontowania się ze stanem faktycznym – a do tego trzeba mieć jaja.

Beton przeciwstawi się huraganowi, ale tektura rozleci się na strzępy w mgnieniu oka. Większość ludzi to takie tekturowe karykatury. Szczęścia, umiejętności, pewności siebie, sukcesu. Co ja tu piszę o huraganach – zazwyczaj dmuchnięcie w odpowiednie miejsce sprawia, że składają się jak domki z kart.

Dlatego proszę. Nie bądź z tektury. Przyjmij na klatę wszystkie ciosy, niepowodzenia i błędy. Zaakceptuj je i przyjmij w te miękkie, delikatne miejsce. Dzięki temu, po jakimś czasie zrobi się twarde jak beton.

Jesteś człowiekiem i właśnie dlatego, że nie udajesz kogoś więcej – zaczniesz wygrywać.

Artykuł Gówno prawda pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/gowno_prawda/feed 0
Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac#respond Tue, 15 Sep 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=185 Pierwotnie ten tekst miał być soczystym opierdolem z góry na dół. Jak po wywiadówce. Zaczynał się od słów: "Zdiagnozowałem nową chorobę cywilizacyjną. Zwie się: 90 procent planowania i 10 działania.".

Postanowiłem jednak, że zmienię konwencję i zadziałam jak mądry nauczyciel - używając pozytywnego języka. Nie chcę handlować negatywnymi emocjami i wywoływać poczucia winy (w sensie - nie dziś). Dlatego też, w poniższym tekście nie będę na nikogo wjeżdżał. Jeśli masz delikatne serduszko, szklaną dupę lub po prostu boisz się krytyki, to możesz mimo wszystko spokojnie rozwalić się w fotelu i zacząć czytać.

Artykuł Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pierwotnie ten tekst miał być soczystym opierdolem z góry na dół. Jak po wywiadówce. Zaczynał się od słów: “Zdiagnozowałem nową chorobę cywilizacyjną. Zwie się: 90 procent planowania i 10 działania.”

Postanowiłem jednak, że zmienię konwencję i zadziałam jak mądry nauczyciel – używając pozytywnego języka. Nie chcę handlować negatywnymi emocjami i wywoływać poczucia winy (w sensie – nie dziś). Dlatego też, w poniższym tekście nie będę na nikogo wjeżdżał. Jeśli masz delikatne serduszko, szklaną dupę lub po prostu boisz się krytyki, to możesz mimo wszystko spokojnie rozwalić się w fotelu i zacząć czytać.

Są dwie kategorie ludzi. Jedni dużo gadają, drudzy dużo robią. W tych pierwszych można się utopić. Ubabrać ich szarością i dojść do wniosku, że bierność jest spoko. Tych drugich ciężko znaleźć. Ja sam, jeszcze sześć lat temu znałem tylko jedną taką osobę. Był nią mój starszy brat. Zawsze trochę na przekór wszelkim normom, jak o czymś mówił, to zazwyczaj robił. A jak nie udawało się zrobić, to upewniał się, że wykonał każde działanie, na jakie było go w danym momencie stać. Dopiero wtedy odpuszczał.

Mi osobiście nauczenie się tej sztuki zajęło… jedną noc. W jedną noc z pasywnego marzyciela podążającego za stadem zmieniłem się w egzekutora. Ale ja doznałem rzadkiego zaszczytu, jakim jest ostateczne sięgnięcie dna. Stracenie do siebie resztek szacunku. Całkowite rozprucie ego. Już następnego poranka przestałem oszukiwać znajomych. Przestałem oszukiwać siebie. Przestałem mielić jęzorem. Zamknąłem japę i zacząłem działać. Szukać potwierdzenia bądź zaprzeczenia każdego dogmatu. Poddawać wszystkie halucynacje, które pełzały po mojej czaszce próbie ognia. Stawiać czoła swoim największym, paraliżującym lękom. Docierać głębiej, rozumieć pełniej i przeżywać emocje jak ćpun po szocie ze strzykawki. Sprowadziłem swoje marzenia i mrzonki na ziemię, przygniotłem butem i odarłem ze świętości. Zrobiłem z nich cele do realizacji. I działałem każdego dnia, coraz częściej przekładając praktyczne doświadczenia na kolejne sfery życia. Nie będę tutaj wdawał się w szczegóły, bo w końcu o tych szczegółach i konsekwencjach pamiętnej nocy napisałem książkę. Skupmy się na wnioskach.

Poniższe podpunkty odnoszą się do życia holistycznie. I do relacji i do biznesu. Do rozwijania swojego charakteru i osiągania prywatnych celów. Pewne wnioski, do których dochodzimy są uniwersalne i to jest w nich najlepsze.

Rzeczy, które dzieją się kiedy wreszcie zaczynasz działać

 

Budujesz poczucie własnej wartości na stabilnych fundamentach. Oceniasz siebie na podstawie tego, co zrobiłeś. Co osiągnąłeś, ile potrafisz i jaki zauważasz u siebie progres. Zaczyna tu brakować miejsca na takie zwroty, jak: “wydaje mi się”, “myślę, że jestem w stanie…”. Są wypierane przez: “wiem”, “mogę”, “zrobię” oraz – UWAGA – pokorne “nie wiem”. Ludzi, którzy działają i trzymają się blisko rzeczywistości poznasz po tym, że będą potrafili przyznać się do niekompetencji, tak po ludzku. A później poprosić Cię, byś podzielił się swoją wiedzą i tym samym wzbogacił ich własną. Dlatego, że w świecie egzekucji nie ma miejsca na oszukiwanie siebie, a największe profity daje zapuszczenie korzeni w rzeczywistość. Oraz kurczowe się jej trzymanie.

 

Jesteś świadom, na ile Cię stać. Doświadczając wielu kryzysowych i ryzykownych sytuacji wiesz dokładnie, w jaki sposób Twoje ciało reaguje na lęk. Jak radzisz sobie z presją. Czy potrafisz trzymać fason, gdy wokół świszczą odłamki gówna. A to z kolei przekłada się na zaufanie do samego siebie. Coraz śmielej wchodzisz w ogień. Wciąż parzy – wiesz jednak, że Cię nie spali. 

 

Działasz, ewentualne błędy poprawiając w locie. Zdajesz sobie sprawę z tego, że niekończące się planowanie to mentalne bicie konia. To nie jest tak, że olewasz etap planowania – byłoby to głupotą. Po prostu pieprzysz perfekcjonizm. Zdajesz sobie sprawę z prostego, banalnego wręcz faktu (powinni tego uczyć w szkołach): nie posiadając kompetencji w danej dziedzinie, trzeba je zdobyć. W jaki sposób? Metodą prób i błędów. Wsiąść na rower i się wywrócić. Zedrzeć skórę z łokci. Spłonąć. Wygrywa nie ten, kto bez końca szlifuje materiał, ale ten, kto z materiałem wychodzi do ludzi, zbierając feedback. Dotyczy to całego alfabetu: prowadzenia bloga, poznawania nowych ludzi, podchodzenia do nieznajomych kobiet, akceptacji lęku, wystąpień publicznych, pisania, otwierania działalności, produkcji video, marketingu, organizacji eventów, tripów, a nawet hodowania jebanych jedwabników. 

 

Zaczynasz rozumieć, że niemniej ważne od posiadania celu jest środowisko, które sprzyja jego osiągnięciu. Jak chcesz być dobry z kobietami, najlepiej jest otaczać się facetami, którzy mają ich na pęczki. Jeśli masz ochotę otworzyć własną działalność, to zamiast pić z kumplami ze studiów, poznaj kogoś, kto się na tym zna i robi wynik. Utrzymanie konsekwencji w treningu i diecie jest łatwiejsze w otoczeniu ludzi, którzy również cenią sobie zdrowy tryb życia, niż w grupie informatyków żłopiących colę i wpychających w siebie Maca. Ciężko być pozytywną osobą w towarzystwie ponuraków-narzekaczy i niemal niemożliwe jest ruszenie do przodu, gdy na każde swoje działanie słyszysz: “pojebało Cię?”.

 

Nagle zdajesz sobie sprawę, że doba jest za krótka. Jednocześnie ciężko jest Ci pogodzić się z tym, ile godzin, dni, miesięcy, a nawet lat zmarnowałeś na nicnierobienie. Na trwonienie młodości, możliwości i szans. Jednak zamiast pogrążać się w goryczy, obracasz to w motywator. By nic więcej nie stracić, niczego już nie przespać. Tym samym…

 

Wykorzystujesz szanse. Oswajasz się z ryzykiem i wiesz, że podejmując działanie, które wiąże się z wyjściem ze strefy komfortu po prostu się rozwijasz. Tak, jeszcze Cię tam nie było. Nie wiesz, jaki będzie wynik, a to oznacza tylko jedno – nauczysz się nowych rzeczy, a to najbardziej podniecająca rzecz w świecie egzekucji. Dodatkowo, wskakuje tutaj natychmiastowa nagroda w postaci błogiej emocji na skraju ekstazy – “zrobiłem to”. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że czasem to lepsze niż seks. 

 

Nagradzasz się za działanie, a nie za wynik. Dlatego, że skupiasz się na tym, nad czym masz bezpośrednią kontrolę. Czyli zaczynasz rozumieć, że pomimo włożenia gigantycznej pracy i szczerych chęci, może nie wyjść. Ale nie płaczesz nad tym tak, jak zwykła robić to pierwsza kategoria ludzi. Cieszysz się, bo wiesz, że zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy. Wszedłeś w niekomfortową sytuację, zebrałeś bezcenny feedback i punkty odniesienia – rozwinąłeś się. Nie kupisz tego za żadne pieniądze.

 

Jesteś bardziej obecny, “tu i teraz”. Stapiasz się z rzeczywistością, sam dla siebie jesteś – z braku lepszego określenia – bardziej namacalny. Przejmujesz kontrolę nad własnym mikroświatem i masz tą piękną świadomość, że spychasz przypadek i ślepy los na margines błędu. 

 

Odkrywasz piękną zależność. Gdy nic nie robisz, nie chce Ci się nic robić. Gdy zapierdalasz, chcesz zapierdalać jeszcze mocniej. Uczysz się, że Twoje ciało wygeneruje tylko tyle energii, ile będzie potrzebne. Jeśli cały dzień leżysz w łóżku i oglądasz Californication, to nic dziwnego, że nie masz ochoty wyjść z domu. Natomiast gdy od rana pracujesz, jesteś kreatywny oraz aktywny fizycznie – rozsadza Cię energia. Nagle chcesz wszystko i wszystko wydaje się być śmiesznie proste. 

 

Zaczynasz przyciągać do siebie podobnych ludzi. A ponieważ takich osób jest stosunkowo mało i zwykle rozrzuceni są po całej Polsce – masz kontakty we wszystkich większych miastach. Pewnego dnia zdajesz sobie sprawę, że praktycznie nie ma rzeczy nie do załatwienia. Następuje synergia kompetencji, wiedzy, znajomości. A to otwiera wiele drzwi zgrabniej, niż wytrych. 

 

To tylko 10 podpunktów. Oczywiście jest ich o wiele więcej – te po prostu jako pierwsze spłynęły z mego mózgu przez palce, zachlapując klawiaturę. Nie wstydźcie się dopisywać w komentarzach całej reszty.

Jeśli przy czytaniu tych podpunktów kiwaliście ochoczo głowami, krzycząc “mam tak samo!” i czuliście między nami miętę, to prawdopodobnie dlatego, że chcę napić się z Wami piwa (w grę wchodzi jednak jedynie mój cheat day – którego nie mam).

Artykuł Rzeczy, które dzieją się gdy zaczynasz działać pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/rzeczyktore_dzieja_sie_gdy_zaczynasz_dzialac/feed 0