rozwoj – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Czy chciałeś kiedyś wygrać w totka? https://v1ncentify.prohost.pl/post/chciales-kiedys-wygrac-totka https://v1ncentify.prohost.pl/post/chciales-kiedys-wygrac-totka#comments Thu, 22 Nov 2018 19:32:20 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3677 Jak często doceniasz to, co masz?

Artykuł Czy chciałeś kiedyś wygrać w totka? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Jak często doceniasz to, co masz?

 

Wiem, wiem – brzmię teraz jak każdy biedacoach na fejsie. Posłuchaj mnie mimo wszystko, bo to, co mam Ci dziś do powiedzenia to tylko  z pozoru banał.

 

Jeśli o mnie chodzi mam alergię na gównoporady mistrzów brandingu z serii www.imięinazwisko.pl, do takiego stopnia, że czasem wieje ode mnie ignorancją. Za przykład niech posłuży rytuał wdzięczności. Czyli wstajesz rano i wyliczasz w myślach, za co jesteś wdzięczny. Jest to sprawdzona metoda na poprawienie sobie nastroju (jej skuteczność została udowodniona za pomocą badań naukowych), a mimo to unikałem jak ognia.

 

Dlaczego?

 

Bo zbyt mocno kojarzy mi się z wcześniej wspomnianymi panami kropka pe-el, którzy rzucają wdzięcznością w mordę za każdym razem, gdy przez przypadek lub z chorej ciekawości kliniesz odnośnik, którego nie powinieneś.

 

A jednak, jestem dziś tutaj, by powiedzieć Ci: bądź, kurwa, wdzięczny.

 

Ale nie tak duchowo, czakrowo, ayahuaskowo, chujowo.

 

Bądź wdzięczny pragmatycznie i wykorzystaj to jako zasób do tego, by urosnąć, mieć większą motywację i przestać pierdolić, użalać się nad sobą.

 

Pomyśl sobie w ten sposób: jakie było prawdopodobieństwo, że urodzisz się w cywilizowanym kraju? Takim, w którym nie ma wojen, masz bezproblemowy dostęp do szkolnictwa? Zamiast w Polsce, mogłeś / mogłaś swój pierwszy krzyk wydać w dowolnym, pochłoniętym wojną państwie. Głodować w Afryce, zostać włączonym do islamskiej bojówki, walczyć o przeżycie w indyjskich slumsach.

 

Kolejna sprawa: jakie było prawdopodobieństwo tego, że nie tylko urodzisz się w cywilizowanym kraju, ale także w rodzinie, która nie musi każdego dnia walczyć o przetrwanie? Gdzie zawsze miałeś co jeść i w co się ubrać?

 

Jeśli dwie powyższe perspektywy w połączeniu nie zaserwowały Ci kopa w mordę, to mam coś na deser:

 

Zastanów się, jaka była szansa na to, że nie tylko urodzisz się w cywilizowanym kraju, w normalnej rodzinie powyżej progu biedy, ale w dodatku w tych konkretnych czasach?

 

Według mojej wiedzy żyjemy w najlepszych możliwych czasach. Nie wierzysz? Cofnij się wstecz o dowolną liczbę lat i masz przejebane.

 

Czasy prehistoryczne? Bez komentarza.

 

Średniowiecze? Średnia wieku 40 lat, ciągłe wojny, gwałty, w dodatku zabija Cię zwykłe przeziębienie. Gdy przyszedłem na świat byłem bardzo wątły, przeszedłem 3 skomplikowane operacje. W Sparcie zrzuciliby mnie ze skarpy, w średniowieczu zmarłbym po 2-3 latach od narodzin i skończył pod ziemią. A nawet, jeśli nie, to zabiłaby mnie byle grypa, najazd morderców lub (czyli) żołnierzy, ewentualnie otrzymałbym na wojnie przydział w pierwszym rzędzie pikinierów i zanim zostałbym stratowany przez nadjeżdżającą kawalerię doszczętnie osrałbym zdobyczne hajdawery. Oczywiście mógłbym urodzić się w rodzinie szlacheckiej, ale wciąż musiałbym mordować i mógłbym zostać zamordowany. Dorzućmy do tego brak antykoncepcji, śmiertelne choroby weneryczne i palenie na stosach za posiadanie innego zdania niż władza.

 

Czasy rewolucji przemysłowej? Brak wystarczającej kontroli nad życiem, tłuste konwenanse, prosta (prostacka) ścieżka kariery – nudy. No, chyba, że rodzisz się w magnaterii. Jakie na to szanse?

 

Czasy przed I wojną światową, dwudziestolecie międzywojenne lub II wojna światowa? Wciąż brud, smród, wojny. Podziękujesz za patriotyzm, wypniesz się i nie będziesz chciał ginąć za ojczyznę? Nie bój się, wciąż zabije Cię pandemia hiszpanki (od 50 mln do 100 mln ofiar w latach 1918-1919).

 

Pokolenie moich dziadków, którzy całe życie spędzili na roli? Eee…

 

Pokolenie moich rodziców, dorastanie w głębokim PRLu?

 

Prawda jest taka, że właśnie teraz mamy najlepsze możliwe czasy. Nie zabije Cię byle wirus, bo nie ma już niekontrolowanych, śmiertelnych wirusów wybijających 1/4 populacji. Nie musisz iść i ginąć za opasłych polityków, bo w Europie nie ma wojen. Nie potrzebujesz nazwiska, znajomości, kapitału na początek, by stworzyć swój biznes i wymyślić swoją karierę (rozumiesz? WYMYŚLIĆ – ludzie z poprzednich epok umarliby z zazdrości, gdyby dowiedzieli się o swobodzie, z jaką za kilkaset lat mogliby kreować własne życie).

 

Wystarczy, że posiadasz połączenie z internetem, a to w tym momencie równie powszechne, co wylewanie zawartości nocnika przez okno w średniowieczu.

 

Ogranicza Cię tylko Twoja wyobraźnia.

 

W swoim telefonie, czy laptopie posiadasz wszystkie informacje, jakich potrzebujesz – na każdy możliwy temat. Możesz wchłaniać wiedzę z książek, kursów, filmów na YouTube. Na wyciągnięcie ręki masz dostęp do umysłu ludzi, którzy zarabiają miliardy dolarów. Granice stoją otworem, możesz w dowolnej chwili kupić lot last minute i za kilkaset złotych znaleźć się gdzieś, gdzie jest ciepło, woda niebieska i nie ma Polaków (hehe).

 

Spytaj rodziców, czy w czasach swojej młodości też tak mogli.

 

Żeby budować swój brand, założyć biznes online i dotrzeć do ludzi też potrzebujesz właściwie tylko telefonu. Wyobraź sobie, że miałbyś markę budować bez Internetu. Nikt o Tobie nie wie. Ogłaszasz się przez gazety, klientów łapiesz z poleceń. Teraz w kilka sekund penetrujesz informacjami cały świat, stajesz się kimś z nikogo na pstryknięcie palcami.

 

Ja pierdolę, w tych czasach byle laska z cyckami i telefonem zarabia gruby hajs, tylko dlatego właśnie, że posiada… cycki oraz telefon. Jeśli to zjawisko nie mówi samo za siebie, to ja już nie wiem, jak otworzyć Ci oczy.

 

Podsumowująć: jakie są szanse na to, że rodzisz się jako biały człowiek w Polsce, bez defektów, w normalnej rodzinie, w tych konkretnych czasach?

 

Na moje oko wszyscy jesteśmy farciarzami.

 

Mam dla Ciebie wiadomość: właśnie wygrałeś w totka.

 

Co teraz?

Artykuł Czy chciałeś kiedyś wygrać w totka? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/chciales-kiedys-wygrac-totka/feed 7
Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja#respond Sun, 19 Mar 2017 15:09:28 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2524 Gdybyś miał jedną szansę.

Gdybyś mogła.

Cofnąłbyś, cofnęłabyś czas, by zmienić pewne decyzje? Wykrzywić bieg zdarzeń i przepuścić inną odnogą rzeki?

Artykuł Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdybyś miał jedną szansę.

Gdybyś mogła.

Cofnąłbyś, cofnęłabyś czas, by zmienić pewne decyzje? Wykrzywić bieg zdarzeń i przepuścić inną odnogą rzeki?

Gdy patrzę wstecz, im dłużej analizuję wszystkie decyzje, jakie podjąłem i błędy, które popełniłem, tym bardziej umacniam się w przekonaniu, że nie zmieniłbym zbyt wiele.

Konsekwencją wszystkich podjętych przeze mnie działań jest miejsce, w którym znajduję się teraz. Wszystkie przekonania, sposób, w jaki myślę i doświadczenie, które pomaga mi być mądrzejszym. To wnioski, dzięki którym działam rozsądniej. Swędzące blizny przypominające, których zakrętów unikać. Słodki smak w ustach, dzięki któremu w odpowiednich momentach dociskam gaz do dechy pamiętając, że to dobry kierunek.

Nawet patrząc na lata, które straciłem jako chodząca oferma i nerd, nie potrafię się nie uśmiechać. Okej, byłem sfrustrowany, brakowało mi wiary w siebie, wzięcia odpowiedzialności za własne życie i bliskości. Z drugiej strony jednak, byłem w stanie pielęgnować mój introwertyzm, który ma też sporo plusów. Mogłem zatapiać się w filmach, książkach, grach, a także bardzo dużo pisać, szlifując warsztat. Dzięki samotnym latom bardzo rozwinąłem wyobraźnię i swoją emocjonalną stronę. Odkryłem w sobie potężny świat, odrębną galaktykę. Nie oddałbym tych lat, nie zamieniłbym ich na nic innego. Oczywiście wtedy tak nie myślałem, zbyt mocno doskwierały mi samotność i depresyjne myśli.

Etaty, na których pracowałem nie były stratą czasu. Pozwoliły mi wyklarować przekonanie, że to nie dla mnie, że koniecznie muszę otworzyć własny biznes. Myślałem o tym budząc się codziennie o 5:00, wychodząc na śnieżną zamieć i pakując się do szarego, odrapanego autobusu razem z całą armią zombie. Otoczony przez zniszczone, zaspane twarze ludzi, którzy tak jak ja jechali do roboty, której nie cierpią. Żeby na nich nie patrzeć wyciągałem opasły tom “Lodu” Dukaja i śledziłem tekst w świetle mdłego, drażniącego światła. O 7 rano podpisywałem listę obecności w pracy, po czym przez bite 8 godzin musiałem słuchać, jak koleżanki drą się przez telefon na dłużników, generując negatywne emocje, rozładowując je soczystymi kurwami po każdej rozmowie i śmierdzącymi szlugami na krótkich przerwach. Do tego wieczne polecenia, krępujące procedury. Żeby wytrzymać słuchałem Beethovena i Bacha, a gdy nikt nie patrzył tworzyłem szkice opowiadań i wysyłałem je sobie na maila. Zrozumiałem, że potrzebuję pracy, która pozwoli mi być kreatywnym. Że nie mogę dać się zabić. Wiedziałem, że 2-3 lata takiej chujni wykończy moją wrażliwość, zdepcze wyobraźnię i sprasuje emocjonalnie. Potrzebowałem realizować się bez żadnych ograniczeń. Ta praca i dwa inne etaty nauczyły mnie, czego z całą pewnością od życia nie chcę. “Lodu” nigdy nie doczytałem, może źle mi się zaczął kojarzyć?

Jedziemy dalej. Porażki biznesowe i projekty, które nie wypaliły? Teraz wiem, z kim nie wchodzić w spółkę, gdzie kierować skupienie. Nabrałem pokory i zostałem tym mądrym, który ma na tyle samoświadomości, by wiedzieć, że jest debilem. Przede mną dużo nauki, ale już nigdy nie wpadnę w te same pułapki – wystarczająco się sparzyłem. Każdy błąd pozwala skorygować kurs. Jak opona, spod której tryska żwir, alarmując, że zjeżdżasz na pobocze. Jak furkoczące, prążkowane pasy na autostradach i trasach szybkiego ruchu. Bzzzt, zbaczasz z kursu, pobudka. Czy są tu w ogóle osoby, które pamiętają, jak ten blog wyglądał parę lat temu? Polecam użyć Google Time Machine.

Fuckupy w relacjach zahartowały mój emocjonalny mięsień. Pomogły lepiej zrozumieć mechanikę stojącą za procesem zauroczenia, dostrzec cały obraz z dystansu i odkryć, jaką dynamiką napędzane są relacje damsko-męskie. Niezliczone wyjścia na miasto, podejścia do nieznajomych kobiet, odrzucenie za odrzuceniem – wszystko to oderwało mnie od rezultatu i pozwoliło skupić się całkowicie na tym, nad czym mam kontrolę. Na własnym działaniu, na robieniu tego, na co mam ochotę w danym momencie, podążaniu za impulsem. Pokora i cierpliwość. Jakie kurwa cofanie czasu? Nie ma opcji, żeby uczyć się na samych sukcesach.

Razy, kiedy zbaczałem z dobrego kursu i wpadałem w błoto stagnacji pozwoliły mi nabrać szacunku do procesu. Do tego, że ciągle muszę pilnować organizacji pracy, czasu, zdrowia, przekonań. Że jesteśmy w stanie ciągłego rozpadu i albo regularnie będziemy wkładać energię w swój rozwój albo przegramy. Uderzenie w gong, Entropia wstaje z narożnika. To walka z kontraktem na nieograniczoną ilość rund.

A teraz przygotuj się, bo zdradzę Ci, dlaczego tak boli Cię przeszłość.

Życie przeszłością jest pozbawione sensu. Nudny slogan, tak? Paulo Coelho. Niby wszyscy to wiedzą, a wciąż spotykam ludzi, którzy nie potrafią odpuścić. Pałują się za decyzje podjęte kiedyś, “zmarnowany czas”. Zamiast zamienić je w zasób – lekcję i doświadczenie – wolą uczynić z nich piętno, doczepić kulę u nogi.

Wynika to po części z tego, że lekcja i doświadczenie służy jedynie osobom, które są PROAKTYWNE, a większość osób to BIERNE, reaktywne kukły, narzekające na los, szefa, pracę, pogodę, geny i wiatr słoneczny. Nie widzą zasobu w przeszłości i popełnianych błędach, bo na co dzień nie podejmują działania, które mogliby skorygować cennym doświadczeniem.

Jeśli Krzysiu przez głupi błąd traci wymarzoną dziewczynę, będzie się tym biczować długie lata, bo wie, że nie robi NIC w kierunku tego, by regularnie poznawać takie kobiety i mieć wybór – była to jego JEDYNA SZANSA i jest w tym kontekście zdany na ślepy los. Gdyby jednak Krzysiu podejmował działanie, stawał się każdego dnia bardziej atrakcyjnym facetem, to “głupi błąd” zamieniłby w ważną lekcję, która pozwoliłaby mu następnym razem postąpić mądrzej. Co więcej, aktywnie sterując swoim tu i teraz zrozumiałby, że wykonując dobre działanie, będąc cierpliwym i wyciągając wnioski stworzy sobie dziesiątki, jeśli nie setki sytuacji do tego, by poznać kolejną wartościową dziewczynę.

Brak działania i unikanie podejmowania decyzji zamienia się w rakotwórczy nawyk. Sprawia, że pragniesz całe życie przejść bez konieczności wzięcia odpowiedzialności za cokolwiek, chcesz tylko, żeby zostawiono Cię w spokoju. Jesteś jak tratwa na oceanie. A kiedy już rzeczywistość przygniata Cię tak, że MUSISZ podjąć jakąś decyzję to nie masz doświadczenia, siły woli ani punktów odniesienia, które pozwoliłyby Ci postąpić mądrze. Wybierasz więc głupio, po linii najmniejszego oporu. I znów rozpamiętujesz, narzekasz. W taki sposób żyją wszyscy. “Wszyscy” to przeciętność, więc jeśli chcesz czegoś więcej – musisz odrzucić ten schemat i zacząć robić coś innego.

Nawalasz. Wyciągasz pozytywy, lekcję na przyszłość. Działasz dalej. TO jest dobra pętla.

Nie trać czasu na lamenty nad tym, jak naprawić błędy popełnione wczoraj. Zastanów się, jak z ich pomocą możesz mieć lepsze dziś i zajebiste jutro. 


Dodaj mnie na snapie: v1ncent.pl

Artykuł Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja/feed 0
8 sposobów na to, by pozostać pozytywnym i nie zwariować https://v1ncentify.prohost.pl/post/7-sposobow-na-to-by-pozostac-pozytywnym-i-nie-zwariowac https://v1ncentify.prohost.pl/post/7-sposobow-na-to-by-pozostac-pozytywnym-i-nie-zwariowac#respond Tue, 21 Feb 2017 20:27:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2378 Zima jeszcze Cię nie zabiła? Ciemne chmury, deszcz i posępna pizgawica? Jak się czujesz? Trzymasz się jeszcze, czy może snujesz się z dnia na dzień jak zombie?

Artykuł 8 sposobów na to, by pozostać pozytywnym i nie zwariować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Cześć.

Zima jeszcze Cię nie zabiła? Ciemne chmury, deszcz i posępna pizgawica? Jak się czujesz? Trzymasz się jeszcze, czy może snujesz się z dnia na dzień jak zombie?

Pozytywna energia jest w tym kraju towarem deficytowym, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Z nosa cieknie, nic się nie chce. Ciężko jest być uśmiechniętym, kiedy dusi Cię smog, a przechodnie zamiast uśmiechu raczą Cię trumienną miną. Tutaj się zgadzamy. Uważam jednak, że zamiast czekać na te 3 miesiące upragnionego słońca i względnego ciepła, lepiej zrobić wszystko, co w naszej mocy, by pozostać w dobrej formie psychicznej przez okrągły rok.

Od razu mówię, że nie jestem w tym mistrzem i czasami też dopada mnie marazm. Tym bardziej, że raczej nie przeszkadza mi odosobnienie i dobrze czuję się sam ze sobą. Znalazłem jednak kilka odpowiedzi na pytanie: “jak dobrze się czuć”. Temat może wydawać się banalny, ale to właśnie zaniedbywanie tych “banałów” sprawia, że jesteś wyprany z energii i wpadasz w negatywne pętle myślowe. Więc przeczytaj uważnie poniższy tekst i koniecznie w komentarzu dopisz swoje sposoby na to, by nie zwariować, gdy za oknem straszą minusowe temperatury.

Witaminy

Owoce, warzywa. To raz. Suplementy witaminowe to dwa. Osobiście używam tych z Olimpu (Vita-Min) – opakowanie zawiera dwie kapsułki, jedną z witaminami, drugą z minerałami. Do tego mocno polecam witaminę d3 (5k lub 10k jednostek) z firmy Puritan’s Pride. Ponieważ żyjemy w kraju, gdzie przez większość czasu promienie słońca zjadane są przez chmury, musimy dostarczać tę witaminę w inny sposób. D3 z wyżej wymienionej firmy powinno się spożywać z witaminą K2, natomiast ja czuję jej działanie nawet solo (więcej energii, podwyższone libido, lepszy sen). Nie będę się długo rozpisywać nad istotą przyjmowania witamin oraz spożywania warzyw, bo jest to rzecz oczywista – choć jak pokazuje doświadczenie, marginalizowana.

 

Sen

Bez porządnych 8 godzin snu ciężko jest przebrnąć przez dzień na pompie. Jeśli tak jak ja masz problem z zasypianiem oraz wybudzaniem się w nocy, to w tym miejscu polecam następujące rzeczy:

 

Zatyczki do uszu. Rzecz niezbędna, jeśli mieszkasz przy ulicy lub masz wielu współlokatorów na mieszkaniu (lub jednego, który lubi o 1 w nocy napierdalać garnkami w kuchni:)). Odkąd stosuję zatyczki do spania rzadziej się wybudzam. Jestem mega uczulony na jakieś oddalone dźwięki imprezy, czy po prostu krzątanie się po apartamencie, natomiast wystarczy, że zakorkuję sobie uszy i mogę spokojnie odpłynąć.

 

Maska na oczy. Ja mam taką zwykłą, jaką dostaje się w niektórych liniach samolotowych w trakcie długich dystansów. Niesamowita rzecz i znacznie poprawia mi głębokość snu. Szczególnie, gdy wracam z pracy o 4-5 nad ranem i muszę odespać te 8 godzin. Rzecz jest bardzo utrudniona, gdy przez żaluzje czy zasłony do pokoju przedziera się światło – bo daje organizmowi do zrozumienia, że powinien raczej się wybudzać. Z taką maską masz niemal stuprocentową ciemność i przełączasz w mózgu odpowiedni przełącznik, który mówi “jest noc, musimy iść spać”.

 

Flux na komputer, Night Mode na telefon. To nazwa dwóch aplikacji, bez których nie wyobrażam sobie pracy i płynnego zasypiania. Wpatrywanie się w ekran monitora, czy telefonu przed snem powoduje poważne problemy z zaśnięciem. Powodem jest niebieskie światło, które utrzymuje mózg w gotowości. Wyżej wymienione pogramy wyciągają te światło, przez co wieczorem mózg nie jest mocno stymulowany i może zgodnie z dobowym rytmem zacząć przygotowywać Cię do snu w wieczornych godzinach. Jest to bardzo ważne – zauważyłem, że od kiedy stosuję Flux oraz Night Mode zasypiam o wiele szybciej.

 

Biały szum lub ambient. Jeśli nie jesteś fanem/fanką zatyczek, możesz do snu puścić sobie cicho biały szum (po prostu wklep w youtube “white noise sleep”). Badania potwierdzają, że stały dźwięk pozwala Ci nie tylko zasnąć, ale także sprawia, że mniej się wybudzasz. Zazwyczaj wybudzenie spowodowane jest jakąś nagłą zmianą w dźwiękach docierających do Twoich uszu z otoczenia, dlatego zablokowanie ich stałym, powtarzalnym elementem pozwala Ci spać spokojnie. Oczywiście nie musisz słuchać typowego “białego szumu”. Ja na przykład swego czasu używałem odgłosów samolotu, a nawet serii Star Wars White Noise, gdzie możesz zasnąć przy… dźwiękach Naboo nocą. Jeśli jednak preferujesz coś melodyjnego, to puść sobie Carbon Based Lifeforms – do snu idealne są płyty Interlooper oraz World of Sleepers. Zazwyczaj nie jestem w stanie zasnąć przy żadnej muzyce, natomiast CBL działa cuda. Słucham chyba od trzech lat. Sprawdza się nie tylko do snu, ale także do pracy, nauki itp.

 

Aktywność fizyczna

Naturalny zastrzyk endorfin. Zapisz się na siłownię, fitness czy po prostu biegaj (choć lepiej przy pomocy bieżni, ze względu na smog). Aktywność fizyczna to więcej energii, fantastyczne samopoczucie oraz świetne narzędzie pozwalające utrzymać dyscyplinę w innych dziedzinach życia. Odkąd mam restrykcyjną dietę i konkretny plan treningowy stałem się dużo lepszy w zarządzaniu czasem. Lepiej planuję codzienną pracę, wyjazdy. Zauważyłem też, że wzrosła moja siła woli. Fakt, że potrafię zerwać się z samego rana, wyślizgnąć się z ciepłej pościeli w chłód mieszkania i w 20 minut wyjść na pizgawicę po to, by przerzucać żelastwo na siłowni sprawia, że jestem w stanie dużo skuteczniej motywować się do innych obowiązków. Wzrosła moja decyzyjność. Zamiast rozwlekać się nad danym problemem, po prostu wybieram najlepszą opcję i dokonuję egzekucji. Ponieważ przygotowuję sobie posiłki, gotuję i spożywam jedzenie w określonych godzinach, mój codzienny grafik wygląda dużo efektywniej.

 

Do aktywności fizycznej wlicza się oczywiście seks, który konkretnie boostuje zadowolenie z codzienności.

 

DO FACETÓW: Przestań się masturbować. Jeśli nie masz partnerki i już musisz, zrób to raz na dwa tygodnie, ale nigdy częściej. Masturbacja zabija motywację, sprawia, że masz DUŻO mniej życiowej energii i silnej woli. Jeśli czujesz się jak zombie, miewasz huśtawki nastroju i nic Ci się nie chce, a przy tym codziennie (lub kilka razy w tygodniu) walisz konia, to na Twoim miejscu przestałbym się dziwić. Jak możesz czuć naturalną potrzebę do poznawania kobiet, kiedy oszukujesz swój organizm, wmawiając mu, że masz seksu po dostatkiem? Ja wyznaję zasadę, że bzykam się z kobietami, nie z samym sobą.

Czasem faceci pytają mnie, w jaki sposób wytworzyć chemię na spotkaniu z kobietą, bo oni nie potrafią. Ja pytam, jak często się masturbują.

Przemyśl to, serio.

 

Wyjazdy

Staram się minimum raz w miesiącu wyjechać gdzieś ze znajomymi. Bardzo łatwo jest wpaść w koleiny rutyny, stracić uważność i przeżywać dzień za dniem w sposób, który przypomina pracę kserokopiarki. Wyrwanie się z tego schematu wybudza Cię, dostarcza emocji i pozwala odsapnąć od rzeczy, które robisz na co dzień – nabrać dystansu. Nawet głupi wypad do innego miasta ze znajomymi działa odświeżająco i sprawia, że jestem dużo bardziej szczęśliwy. Gdy piszę te słowa siedzę akurat w Krakowie, poprzedni tydzień spędzałem w Poznaniu, a jeszcze poprzedni we Wrocławiu. Czuję się zajebiście – dużo bodźców, większa motywacja do pracy i fajne wspomnienia. Akurat jestem w trakcie trasy konferencji IU Nights, stąd ta intensywność, z kolei gdy żyję sobie w Warszawie, czasem ratuje mnie nawet głupi powrót na parę dni do Białegostoku.

 

Pamiętaj o ładowaniu baterii. Nie możesz tylko pracować i siedzieć w jednym miejscu. Potrzebujesz oddechu, więc korzystaj z weekendowych wypadów, kiedy tylko możesz.

 

Aktywizuj znajomych

Rzecz mocno powiązana z wcześniejszym punktem. Bardzo łatwo jest być biernym i czekać. Na propozycje wyjazdów, wyjść na miasto, generalnie kreatywnego spędzania czasu. Kończy się na tym, że wszyscy czekają i ostatecznie nic się nie dzieje. Bądź tą osobą, która wychodzi z propozycją spotkania, domówki, imprezy, czy wyjazdu. Jeśli musisz, sam wszystko zorganizuj i postaw znajomych przed prostym dylematem: jedziesz lub nie. Nie czekaj, tylko aktywnie kieruj swoim życiem i zarządzaj grupkami znajomych. Możecie świetnie spędzić czas, ale jeśli nie będziesz osobą, która wychodzi z inicjatywą, ten potencjał najczęściej pozostanie niewykorzystany. Ja od dawna staram się być kimś, kto tworzy sytuacje, zamiast na nie czekać. Dzięki temu w ciągu ostatniego roku byłem we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Częstochowie, we Lwowie i na Filipinach.

 

Myśl mniej

W Polsce, przy naszej pogodzie i warunkach ludzie mają zbyt wiele czasu na myślenie. Tutaj przypominają mi się Filipiny, gdzie po prostu nie ma kiedy myśleć. Kiedyś ktoś mnie zapytał, jakie mam przemyślenia na temat Azji. Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, bo ja tam po prostu BYŁEM. Tam każdego dnia masz tyle do roboty, tak dużo propozycji spotkań, obiadów i imprez ze znajomymi, że dom traktujesz jak hotel. Cały czas żyjesz TERAZ. Do tego trzeba dorzucić obfitość słońca i dziewicze wyspy na wyciągnięcie ręki (3-4h podróży ze stolicy) i masz prosty przepis na bycie uśmiechniętym przez większość czasu.

 

Natomiast w Polsce jest tak, że w ciemne, zimne dni zamykamy się w swoich pieczarach razem ze swoimi myślami i kminimy, kminimy. Oramy sobie mózg na wszelkie możliwe sposoby, bo po prostu mamy na to wystarczająco dużo czasu. Jesteśmy mało aktywni. Mało działamy, mało się realizujemy i zbyt rzadko spotykamy się z zajebistymi ludźmi. To tworzy pustkę, którą wypełniamy negatywnymi pętlami myślowymi (na temat których przygotowuję oddzielny wpis). Jeśli masz doła, źle się czujesz lub łapiesz się na tym, że myślisz za dużo, po prostu zadzwoń do kogoś i wyjdź z mieszkania. Zrób to wbrew sobie, pamiętając o tym, że Twój mózg będzie zawsze dążył do utrzymania obecnego stanu (czyli jeśli jest mi smutno, chcę słuchać melancholijnych piosenek zamiast pozytywnych itd). Jedyną szansą na to, by go zmienić, jest wykonanie działania, które Cię emocjonalnie wykolei. W tym przypadku wyjście z domu, interakcja z drugim człowiekiem sprawi, że będziesz zmuszony/zmuszona wyjść z głowy i dostosować się do otoczenia (jak z zanurzaniem się w chłodnej wodzie na basenie – wpierw jest ciężko, ale po kilku minutach szok mija i możesz pływać).

 

Realizuj się i doprowadzaj sprawy do końca

Gdy wykonuję dobre działanie – czyli takie, które w jakiś sposób rozwija moją karierę lub ciało/umysł – czuję się fenomenalnie. Dlatego skupiam się na organizacji czasu, planowaniu i osiąganiu kolejnych celów. Za każdym razem, gdy zrobię wpis na bloga, zorganizuję szkolenie, wystąpię publicznie lub opublikuję wideo w ustalonym terminie – jestem zadowolony, rośnie moje poczucie skuteczności oraz zaufanie do samego siebie. Tak samo z trzymaniem michy i treningami na siłowni. Jeśli sobie coś postanowisz, zrób wszystko, by dopiąć sprawę. W przeciwnym wypadku pojawią się wyrzuty sumienia, stracisz do siebie zaufanie, zaczniesz się mentalnie zamęczać… negatywna, chujowa pętla. Skup się na budowaniu tej pozytywnej. W długoterminowej perspektywie na stałe zwiększają się Twoje poczucie własnej wartości, pewność siebie no i oczywiście kompetencje w określonych dziedzinach. Rośnie też bardzo mocno siła woli, ale o tym pisałem już wyżej.

 

Ustawiaj sobie małe, mierzalne cele prowadzące do osiągnięcia tego wielkiego. Gdybym przy pisaniu książki założył sobie, że celem jest jej skończenie i publikacja, bardzo ciężko byłoby mi ją napisać. Dlatego ustaliłem sobie, że codziennie przez kilka godzin będę pisał, choćby paliło się i waliło, choćbym był chory, niewyspany lub miał odruch wymiotny na widok pustej strony w Wordzie. Nawet, gdy nie napisałem danego dnia dużo, sam fakt, że pracowałem, starałem się i zapisałem choć 2-3 akapity wystarczył, by poklepać się po plecach i uznać dzień za udany.

 

Karm swój umysł

Czytaj książki, minimum 30-50 stron dziennie. Zamknij jebanego fejsa, na którym 95% treści to żywe, śmierdzące gówno. Olej kwejki, demotywatory i wykopy. Przestań prać sobie mózg filmikami na YT z prankami. Czytaj dobrą literaturę, a w trakcie nie dotykaj telefonu i laptopa. Ćwicz swoje skupienie na jednej wykonywanej czynności. Oducz się kompulsywnego sprawdzania powiadomień i rozpraszania swojej uwagi. W dzisiejszych czasach jesteśmy jak dzieci z ADHD, które co chwila potrzebują nowej rozrywki. Po całym dniu notorycznego przerzucania się od jednej treści do drugiej czujemy się bardziej wycieńczeni niż po ostrym treningu na siłowni. Dlatego czytaj, bo czytając:

  • zdobywasz wiedzę…
  • …a także tematy do rozmów z ludźmi
  • wyciszasz się
  • ćwiczysz skupienie
  • rozwijasz wyobraźnię i pobudzasz kreatywność
  • świetnie się bawisz
  • poprawiasz własny styl
  • intuicyjnie uczysz się poprawnej polszczyzny…
  • …a czytając po angielsku naturalnie szlifujesz język

 

Jeśli koniecznie musisz coś obejrzeć, to niech nie będą to koty, psy i wypadki z idiotami z USA bez podstawowej wiedzy na temat ziemskiego przyciągania, tylko rzecz, która Cię rozwinie i dostarczy nowej wiedzy. Dlatego lepiej odpal sobie wystąpienie na Tedx lub ciekawy vlog. Jeśli już musisz siedzieć na fejsie, to zamiast gównianych fanpage’y polub sobie na przykład ScienceAlert i czytaj publikowane artykuły (a nie tylko nagłówki…).

 


 

 

Czekam na Wasze sposoby w komentarzach. Spróbujmy razem nie zwariować 🙂

 

Artykuł 8 sposobów na to, by pozostać pozytywnym i nie zwariować pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/7-sposobow-na-to-by-pozostac-pozytywnym-i-nie-zwariowac/feed 0
Podróż nie kończy się nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy#respond Tue, 10 Jan 2017 20:00:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2205 Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

 

Chciałoby się napisać, że to przypadłość ludzi głupich, mało świadomych, generalnie tych gorszego sortu. Chciałoby się, ale byłoby to kłamstwem. Bo stagnacja dopada i zwodzi nawet tych “oświeconych”, co pozjadali wszystkie rozumy. Rozpisujących wielkie prawdy i prowadzących przed sobą całe tłumy wiernych wyznawców.

 

Ludzie chcą, żeby zostawić ich w spokoju

 

Szukasz wytchnienia, którego nie ma. Spokoju, co Cię wykończy i odpowiedniego zakończenia. Prawda jednak jest taka, że póki żyjesz zamknąć możesz rozdział, nie książkę. Podróż nie kończy się nigdy, jeśli kochasz życie i szanujesz siebie. Natomiast jeśli w pewnym momencie postanowisz przestać się starać, osiąść na laurach to wiedz, że nie kończysz historii, a jedynie sprzedajesz prawa do jej kontynuacji beznadziejnej wytwórni, która rozrobi Cię na drobne odcinając kupony od tego, co było.

Jeśli Twoja osobista podróż jest dla Ciebie brzemieniem, codzienność męczarnią, a przyszłość szarą, pustą skorupą i jedyne, czego chcesz to uwolnić się od odpowiedzialności, odizolować i zaznać “świętego spokoju” to wiedz, że problem nie tkwi w okrutnym losie, ale w Tobie. To Twoje wybory, priorytety i Twój wyrzut sumienia. Owszem, możesz tak żyć, tylko jaka z takiego życia radość? Niektóre osoby wegetują aż do upragnionej emerytury, końca pracy, jakiej nienawidzili przez całe dekady. I wiesz, co się wtedy dzieje w pierwszej kolejności? Umierają.

Bo człowiek potrzebuje celu. Potrzebuje priorytetów, marzeń i kolejnego kolorowego snu, którym wprowadza pastelowe barwy w rzeczywistość – a ta bywa szara tylko wtedy, gdy przestajesz chcieć. Potrzebujemy podróży, jej poszczególnych etapów, ale najbardziej potrzebujemy właśnie pragnąć. Więcej, lepiej, szczęśliwiej. Spakować plecak i sprawdzić, co znajduje się po drugiej stronie tęczy. Ludzie mogą mówić że nic, i że w sumie całkiem Ci odbiło – co tylko powinno przyspieszyć tempo pakowania i sprawić, że szybciej trzaśniesz drzwiami.

Osiągane cele to tylko przystanki na drodze, zielone i pachnące polany skąpane w słońcu. Nie zapuszczaj w nie korzeni, tylko wyciągaj mapę i wskazuj następny punkt. Bo pójść możesz wszędzie, życie jest jedno, a w tej zabawie chodzi o to, by w nią grać. To nie film, w którym pojawiają się napisy końcowe i nie spektakl z ciężko opadającą kurtyną. Niektórzy ludzie rzeczywiście tak myślą i w istocie właśnie wtedy się kończą. Bo kontynuacje w ich imieniu napiszą tak przebojowi ghost writerzy jak Lenistwo, Życie Przeszłością, czy Zrobię to Jutro.

Kolejne wyzwania sprawiają, że jesteśmy obecni, wybudzeni i mamy dużo energii. To świeżość, wieczna młodość i siła nie do powstrzymania. Determinacja, która zaraża i wybudza ze śpiączki innych ludzi.

Gdziekolwiek idziesz, nie przestawaj. Dokądkolwiek nie dojdziesz, szukaj dalej. Czegokolwiek nie szukasz – kochaj proces.

 

Gdy bawiłem się w chowanego nie chodziło o moment, w którym znalazłem w krzakach Asię zwiniętą w kłębek, tylko o szukanie samo w sobie.

Gdy uwodzę, niepewność, pierwsze kroki i flirt są równie ekscytujące co zsuwanie czerwonych stringów i stygnąca na ciałach ślina.

Wydając książkę cieszyłem się jej ostatecznym sukcesem, ale to jedynie wiśnia na torcie dyscypliny, przekraczania własnych granic, wiary we własne możliwości i długich godzin hartowania silnej woli.

To podróż jest kluczem do tego, by wzrastać. Podróż wymaga, uczy i nie pozwala odpuścić.

To nie jest tak, że pamiętam o tym zawsze. W tym tkwi problem. To gra, w której podświadomość próbuje dogonić świadomość, by zakomunikować jej: rusz się wreszcie, bo grzęźniemy. Lepiej obudzić się późno, niż wcale, a ostatecznie nie liczy się ile razy mieliśmy przestoje, tylko czy w ogólnym rozrachunku idziemy do przodu i szukamy nowych wyzwań.

A co z wiekiem?

 

Bardzo często przy okazji tego typu dyskusji ludzie wytaczają słuszny argument – nie wszystko przecież kontrolujemy. Dla przykładu wiek jest sporym ograniczeniem i mimo dobrych chęci skutecznie ogranicza nasze pole do popisu. Z czasem nie będziemy w stanie wykonywać pewnych czynności i w końcu zostaniemy na stagnację skazani. Brzmi rozsądnie, ale… czy do końca?

Natura określa wiek, ale ty określasz swój stan umysłu” – powiedział Deshun Wang, po czym w wieku prawie 80 lat przeszedł po wybiegu China Fashion Week.

maxresdefault

http://www.mundotkm.com/

W wieku 24 lat zaczął grać w teatrze. Po skończeniu czterdziestki został nauczycielem języka angielskiego. Tuż przed pięćdziesiątką stworzył grupę zajmującą się pantomimą, a gdy stuknęło mu pół wieku po raz pierwszy poszedł na siłownię. Siedem lat później opracował performance “Żywa rzeźba”, a w wieku 70 lat znów zabrał się za siłkę… ale tym razem tak na poważnie. Dzięki determinacji, dziesięć lat później przeszedł po wybiegu jako model. Każdego dnia czyta i się uczy, pływa oraz ćwiczy na pobliskiej siłowni.

I wiecie co? Wang wciąż ma wiele do zrobienia i nie zamierza przechodzić na emeryturę. To dlatego, że rozumie tytuł tego wpisu lepiej, niż ktokolwiek inny. To poczucie celu  i nowe wyzwania pchają nas do przodu, nie pozwalając zdziadzieć i zerdzewieć. Możesz zostać mentalnym starcem w wieku 20 lat lub mając cztery razy więcej zawstydzać kolejne młode pokolenie swoją pasją, wigorem i determinacją w urzeczywistnianiu kolejnych marzeń.

Podróż nie kończy się nigdy, a wartość jaką ze sobą niesie jest nieoceniona – ale tylko wtedy, kiedy zechcesz świadomie w niej uczestniczyć. W przeciwnym wypadku poturbuje Cię i zamieni w zabetonowaną w stagnacji, wypraną z nadziei kukłę.

Wybór jest oczywisty.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy/feed 0
Spotkajmy się głębiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej#respond Mon, 05 Sep 2016 19:21:50 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1816 Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przeraża mnie, jak głęboko można zejść w każde zjawisko.

Dla przykładu, zaczynasz chodzić na siłownię – z pozoru prosta czynność. Wchodzisz, machasz, zarzucasz białko, wychodzisz. Tak? Nie. Prawda jest taka, że idziesz tam kilka razy i nagle okazuje się, że bez konkretnego planu nic nie zrobisz. Załatwiasz więc sobie plan, ale pojawia się następny problem, bo każdy koks na siłowni kręci z zażenowania głową widząc, jak kaleczysz po kolei każde ćwiczenie. Zaczynasz więc oglądać filmy instruktażowe, wgryzasz się głębiej. Czytasz o jedzeniu, o kaloriach, o proporcjach. Więc sobie gotujesz, więc wrzucasz tego kurczaka dwa-trzy razy dziennie, więc rośniesz (przy okazji poszerzasz świadomość na temat zdrowej żywności i tego, jak jest ważna). Pewnego dnia jednak budzisz się i boli Cię wszystko, nie masz ochoty na nic, a już z pewnością nie na siłownię. Śnieg po drodze, piździ, ugotować trzeba, niech to jasny chuj. Zaczynasz rozumieć, że to nie przelewki. Zaczynasz szanować wszystkich ludzi, którzy są w tym systematyczni (nie mylić z kłuciem dupy) i niejako zazdrościć im wyrobionego nawyku, zacięcia. Może mimo wszytko zmuszasz się do marszu przez zaspy, rozciągania obolałych mięśni i dokładania kolejnych ciężarów. Może odpuszczasz i wracasz za miesiąc, rok lub wcale – ale już nigdy nie będziesz robił sobie żartów z wysportowanych ludzi. Bo wiesz, ile poświęceń wymaga bycie wysportowanym.

Zaczynasz kręcić vlogi. Nic prostszego, kamera jest, czas jest, ochota jest. Tak? Srak. Stajesz przed kamerą i czujesz, że zamiast obiektywu mierzy w Ciebie lufa czołgu T-55. Nagrywasz, ale wychodzi gniot. Powtarzasz, ale wstydzisz się tego, co wyszło. Mówisz, ale to tak, jakbyś bez przekonania mówił, spięty się czujesz, pocisz się, nie wychodzi. Myśli jakieś w głowie są, ale bałagan w nich jak w Twoim mieszkaniu po weekendzie imprezowania. Więc się uczysz, oglądasz bez końca te wypociny. Krzywisz się zupełnie tak, jakbyś oglądał swoje miny podczas masturbacji i starasz się nie wstydzić tych wszystkich dziwnych ruchów, mimiki dziwnej, włosów źle ułożonych i w ogóle zerowego składu wypowiedzi.

Odpalasz filmy lepszych od siebie, zaczynasz zwracać uwagę na małe, maleńkie detale, których wcześniej nie widziałeś. Znów wychodzisz, znów nagrywasz. Jest lepiej i lepiej. Zupełnie tak, jakby w mózgu otwierały Ci się nowe szufladki, na płycie wypalały nowe ścieżki, połączenia. Chwytasz, po kilku tygodniach czujesz się już przed kamerą swobodnie. I wtedy jesteś tak głęboko, że przychodzą inne problemy. Dla przykładu mówisz na bardzo dobrej energii i płyniesz, ale płynąc nie zaplanujesz punchline’ów, mocnych uderzeń, point. W sensie, czasem wychodzą same, szczególnie jak się dobrze rozgadasz i przemyślisz temat, ale lepiej to działa, jeśli masz wcześniej przygotowany plan. Ale mając przygotowany plan nie jesteś w pełni naturalny i teraz rozdarcie. Jak bardzo planować? Troszkę tylko, czy dokładnie do każdego zdania, przecinka i pauzy? Jak jest lepiej? Sam nie wiesz, więc próbujesz, nagrywasz dalej, sprawdzasz, testujesz, mielisz, montujesz, oglądasz, oni oglądają, oceniasz, jesteś oceniany. Bierzesz feedback, bo już się nie fochasz na negatywne komentarze jak dzieciak, wiesz że jest to coś, czego musisz się nauczyć i popełniać przy tym błąd za błędem.

Albo pisanie. Na bloga najczęściej z potrzeby piszę, często też muszę nieco na siłę przysiąść, ale blog to pikuś w porównaniu do pisania książki. Bo pisać umiem, prawda? To siadam, patrzę na kursor i przerażenie we mnie wstępuje. Bo jak tu plan ułożyć, jaką myśl przewodnią dać, jak powiązać to wszystko? Jak sprawić, by dobrze się czytało i nie nużyło, a jednocześnie żeby zawrzeć tam wszystko, co zawarte być musi? Jakiej narracji użyć, jaki styl? Czy ten fragment pasuje do tamtego? No ciężko jest, ale się pisze. Tylko rzadko się pisze, bo ciężko usiąść. A jak już się usiądzie, to słowa jakoś się nie lepią, więc się wstaje lub wyłącza edytor tekstu. Tylko, że myśli się sobie – tak książki nie napiszę przecież. Więc trzeba się zmuszać, to praca musi być, codziennie, od rana, minimum pięć godzin pisał będę. Więc siadam rano i pięć godzin w kursor patrzę, muzyki słucham, myślę, piszę, skreślam, no skreślaj się kurwa mać, laptop wolny, do wymiany, wysypał się program już przekleństw brakuje. Więc od nowa odpalić. I patrzeć się w ekran? Nie, inaczej trzeba, poczuć, bo pisanie samo nie starczy. Czyta się więc poprzednie strony, żeby klimat poczuć, puszcza się piosenkę odpowiednią i po 30-50 minutach męczarni palce niejako się rozsupłują i się pisze. I płynnie to leci, nie musi się, tak jak przed godziną, na każdy przecinek patrzeć, słów ważyć, bo same się ważą. I się pisze pięknie i niesie wena i okazuje się, że ta wena nie jest niezależna od woli, że przymusić ją można, by się pojawiła. Więc młody pisarz uczy się tę wenę mieć codziennie i robi sobie z wchodzenia w wenę nawyk.

Na tym poziomie wtajemniczenia już tak dziwne konstrukcje, sposoby, myśli, sposób patrzenia na pisanie, że nie da się z niepiszącą osobą o tych niuansach nawet dyskutować. Dla przykładu pisząc w określonym stylu muszę dietę czytelniczą sobie robić. Czyli nie mogę czytać w tym czasie pisarzy ze stylem dalece od mego odbiegającym, bo w moim pisaniu styl ten zacznie znajdować odbicie. Jest też bardzo pozytywny aspekt tego zjawiska – dzięki temu mogę swój styl wyostrzyć, karmiąc wenę książkami o stylu lepszym od mego. I czasem jeden rozdział dobrego pisadła przed własnym pisaniem połknąć i nagle piszę dosadniej, ostrzej, błyskotliwiej.

A relacje damsko-męskie? To już jest w ogóle kosmos. Wychodzisz na miasto, dziewczyna fajna. Ale strach jest, więc się nie podejdzie. I co ludzie powiedzą. Ale wiosna jest, lasek mnóstwo i chce się, czuje się pociąg taki wewnętrzny, w lędźwiach łaskocze. Więc idzie się za laską, ale co się do niej powie? Już się prawie zagaduje, ale się nie zagaduje, bo idź sobie albo czy się znamy i co wtedy? I więcej się myśli. A im więcej się myśli, tym trudniej zaczepić, bo za dużo śmieci w mózgu. Uczy się więc małe kroki robić, komplement powiedzieć, uśmiecha się, motylków w brzuchu setki, nawyk z podchodzenia się robi i się podchodzi, mimo że nie wychodzi. Bo się rozumie, że jak umiejętności się nie ma, to rezultatem jest sam fakt podejścia, odezwania się. Jak można rezultatów oczekiwać w postaci numeru, randki, seksu, jeśli nigdy się dziewcząt w życiu nie miało? Przecież to głupota i jeśli kto głupi, to przestanie podchodzić, bo się sfrustruje. A jak się nie sfrustruje i zrozumie, to zacznie się uczyć psychiki kobiet i swojej przede wszystkim. Jak znosić odrzucenie, jak się nie rozkleić, nie poddać. Podnieść się po raz dziesiąty, jedenasty i piętnasty, jeśli taka potrzeba. Gdy tylko ona w myślach, ale ona nie chce i już koniec i już nie chcę, ale trzeba, więc wychodzę i zapominam i kolejnej szukam. I się uczy się dalej. Jak rozmawiać, jak w rozmowie wyluzować, jak samopoczucie na samopoczucie rozmówcy wpływa. W jaki sposób numer zaproponować, co napisać, jak randka, co na randce, jak pocałować, kiedy, czy można, no można chyba, ale czy z pewnością? Więc podąża się za dobrym myśleniem, że kobiety lubią, że jakby nie chciała, to by nie przyszła, że po męsku tak. Więc się próbuje i się całuje i dobrze się całuje i jak ja mogłem tyle lat się nie całować. I dobrze się warunkuje myślenie o tej seksualności i warto to robić. I czasem się przegina i dlaczego te dziewczyny nie chcą?

A może elastycznym trzeba być? Może zamiast tak dotykania połączenie głębsze trzeba zbudować, dobry balans między wszystkim. I żarty i droczenie i seksualność i romantyczność i poważne tematy i całość po prostu. A nie kawałek tylko. I uczy się tego balansu całe życie i lepiej rozmawiać, dotykać, całować. Z własnymi emocjami sobie radzić, empatię większą wyrobić i wyczucie towarzyskie. I czasem boli w środku, bo stawia się czoła własnym lękom, kompleksom, słabości swojej całej. I buduje się odwagę, by odrzucić jak nie jest i widzieć, jak jest w rzeczywistości. Bo prawda może boleć ale pokaże obszary pracy. Więc rozwija się będąc świadomym i bardzo szybko, jeśli się wyciąga wnioski. I zauważa się, że same umiejętności towarzyskie, to nie wszystko. I trzeba holistyczne nad sobą pracować. I relacje i sport i pieniądze i wygląd, prezencja. Jest się całością, a nie kawałkiem, wycinkiem. Więc rozwija się na wszystkich płaszczyznach, lepiej rozumiejąc świat dookoła. Ma się więcej kobiet, lepszym się jest w łóżku, nadrabia się te wszystkie lata. Tworzy udane relacje nie tylko z kobietami, ale kolegami, rodzicami, pracownikami, szefami. Rozumie się to wszystko, widzi się te koła zębate mechanizmów wzajemnie się nakręcających. Samemu się je nakręca wedle woli.

I wchodzi się w dłuższą, głębszą relację i znowu się nic nie wie. Bo trzeba nauczyć się rozmawiać z kobietą, nie powierzchownie, ale otwierając się, będąc szczerym, czy potrafi się być szczerym? Bo najmniejsza nieszczerość buduje piramidę nieszczerości, która prowadzi do problemów i wybuchu – a odłamki ranią głęboko wszystkich w polu rażenia. Zbiera się te ochłapy, ociera krew, buduje się coś razem i lepiej jest, ale pęknięcia na zawsze tam pozostaną. Wybaczyć je można, ale one są tam, jak na pokancerowanym, poklejonym wazonie. I kolejne dochodzą i tłucze się wazon i tłucze i się skleja i już nie ma jak posklejać, za małe kawałki. I jakichś kompromisów się uczy i trzeba pamiętać, co się obiecało i energię wkładać, poświęcać się czasem.

I jest też ciemna strona, bo się ma wiele kobiet, kilka się bardzo dobrze poznaje i się widzi ich prawdziwą naturę. I nie porcelana i nie takie słabe, tylko przebiegłe. I też seksu chcą, potrafią być chłodne, wyrachowane, okrutne. I wpierw wkurwienie, później nienawiść. Później akceptacja, no okej, skoro one takie, to i ja taki będę. Ale to wypala i niszczy i poznaje się więcej i pościel zmienia częściej. W końcu trafia się na taką jedną, która wiarę w całe plemię przywraca. Znów emocje, radość, głębia i cykl się powtarza. A mózg się uczy, wyciąga wnioski, łączy poprzednie sytuacje, nadbudowuje na doświadczeniu strzeliste wieże przekonań, filtrów, wspomnień, wspaniałych chwil. I po jakimś czasie tej podróży stwierdza się, że kobiety chciało się poznawać, ale najbardziej to poznało się samego siebie.

I się lubi siebie. I zaczyna się własne potrzeby rozumieć, drogę własną. To, że sami jesteśmy, idziemy, padamy i umieramy. Sami też się podnosimy, nikt nie pomoże i zapierdalamy i gonimy szczęście, ale szczęścia nie da się dogonić, bo ma się je w sobie. Więc stara się je w sobie odkrywać, a nie w nowych butach, projekcie nowym, słowach ciepłych. I okazuje się, że podróż jest fajna dla podróży, a nie dla jej celu. Bo celem ostatecznie jest śmierć i wszystkie te umiejętności, te pisanie, kręcenie vlogów, kobiety i ich psychika, siłownia, kalorie, tyle a tyle białka, a pszenica gówniana, niezdrowa, pszenicy to najbardziej nie jeść – na nic wszystko, ostatecznie. Bo umrzesz, a wcześniej się zestarzejesz i już nie będziesz w stanie lub ochoty nie będzie nagrywać, bzykać, pisać, ćwiczyć. Więc okazuje się, że ta jedna chwila, że teraz tylko się liczy, jak blisko jesteś z tymi, których kochasz, tymi, co ich bardzo lubisz. Więc otaczasz się tylko najbliższymi, najcieplejszymi osobami i im najważniejszy swój zasób, czyli czas, poświęcasz. Z nimi chcesz się cieszyć, ich chcesz pocieszać, najważniejsi są. Ta mała plamka na linii historii. Ja i ty i jeszcze kilkoro z nich. Nic więcej, bo im dalej tym bardziej się rozmywa – co ktoś powiedział, kto Cię lubił, kto szanował, a kto pluł na Twój widok. Pragniesz więcej czasu, ale nie ma więcej, więc dzielisz go jak tylko możesz i coraz bardziej się starasz być z kimś, a nie sam, bo wszyscy zmierzamy ku zagładzie. Więc mocniej trzeba się kochać, goręcej przytulać, ze łzami w oczach żegnać i każdym momentem ekscytować.

Bo jesteśmy tylko momentem, który przemija.

Ale potrafi przemijać pięknie, jeśli się o to postara.

Artykuł Spotkajmy się głębiej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spotkajmy-sie-glebiej/feed 0