pustka – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Dryfując w otchłani https://v1ncentify.prohost.pl/post/dryfujac_w_otchlani https://v1ncentify.prohost.pl/post/dryfujac_w_otchlani#respond Sat, 14 Mar 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=156 Rozbieram się i biorę dokładny prysznic. Co chwilę spoglądam na uchylone drzwi kabiny i niebieskie światło rozlewające się na posadzce. Jestem podekscytowany.

Artykuł Dryfując w otchłani pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Rozbieram się i biorę dokładny prysznic. Co chwilę spoglądam na uchylone drzwi kabiny i niebieskie światło rozlewające się na posadzce. Jestem podekscytowany.

Ostrożnie wchodzę do środka. Woda ma temperaturę ciała, jest idealna. Słyszałem, że niektórzy wolą mieć w trakcie seansu uchylone drzwiczki i włączone światło. Ja zamykam się szczelnie w kabinie i klikam przycisk. Pogrążam się w ciemności.

Kładę się, a woda momentalnie wypełnia moje uszy i wypiera ciało, unosząc na powierzchni. Nic nie widzę. Rozluźniam wszystkie mięśnie w ciele, nie wkładam żadnej energii w swobodne dryfowanie – po chwili przestaję cokolwiek czuć, włączając w to grawitację. Nic też nie słyszę, bo po chwili muzyka wprowadzająca cichnie, przyzwyczajam się też do szumu krwi w skroniach.

Mam odcięte zmysły i właśnie zaczynam swój pierwszy seans w kabinie floatingowej, zwanej też kabiną deprywacji sensorycznej.

R.E.S.T. (Restricted Environmental Stimulation Therapy) – Terapia Ograniczonej Stymulacji Środowiskowej.

Terapia ta polega na ograniczeniu około 90% bodźców zewnętrznych. Warunki takie spełnia kabina deprywacyjna. Osoba korzystająca z kabiny, nie czuje przyciągania ziemskiego (dzięki unoszeniu się na wodzie w wysoko stężonym roztworze soli Epsom), nic nie widzi, prawie nic nie słyszy, temperatura wewnątrz dostosowana jest do temperatury skóry, wynosi około 35 °C. Na początek każdej sesji w tle słychać muzykę, która pomaga wejść w stan relaksu. Warunki te są predyktorami fal alfa i theta, charakterystycznych dla głębokiego relaksu. Mięśnie rozluźniają się, następuje wyrzut endorfin, prolaktyny, oksytocyny, usuwanie kortyzolu. Wystarczą już 3 sesje[1], aby organizm przyzwyczaił się do nowego środowiska, a uczestnik poczuł efekty płynące z tej formy terapii.

Okej, jestem kompletnie odcięty od 90% bodźców, które w normalnych warunkach zajmują moją uwagę. Pierwsze minuty to oswajanie się. Jest tylko głowa i jej zawartość. Myśli, które obijają się po czaszce.

Postanawiam na początek sprawdzić, gdzie zabierze mnie komora, gdy po prostu odpuszczę i przestanę kontrolować mój umysł. Po kilku minutach zaczynam odpływać. Zapadam się w siebie i nabieram przekonania, że znajduję się w próżni, na peryferiach Wszechświata. Otwieram oczy. Oczywiście patrzę w idealnie czarną otchłań, co tylko pogłębia uczucie dryfowania gdzieś w przestrzeni kosmicznej.

 

Męski głos szepcze mi do ucha. Potrzebuję całej siły woli, żeby nie zerwać się na równe nogi. Już sama myśl o ruchu fizycznym wywołuje niekontrolowane skurcze na całym ciele. Identyczne skurcze, które masz sekundy przed zapadnięciem w sen. Zastanawiam się, czy to możliwe, że moje fale mózgowe tak szybko zmieniły częstotliwość na theta. Jestem świadom tego, że odpływam. Ja jednak nie chcę zasnąć. 

 

Celem mojej pierwszej wizyty w komorze jest sprawdzenie jej potencjału jako narzędzia do prawdziwie głębokiej medytacji.

Krótki filmik, który nagrałem w ośrodku Aura Spokoju.

Zaczynam więc oczyszczać umysł, co przychodzi mi zauważalnie prościej, niż w wypadku medytacji w domu. Skupiam się na wolnym oddychaniu. Obserwuję myśli, ale w żadną nie wchodzę. Pozwalam im przypływać i odpływać. Po kilkunastu (?) minutach osiągam kompletną pustkę. Muszę ją utrzymać – myślę. Domek z kart rozpada się, zaczynam budować od początku.

W końcu jestem. Bez dialogu wewnętrznego, bez oceniania. Czas rozciąga się jak guma do żucia, po jakimś czasie on również staje się nieistotny. Okresowo wkrada mi się jakaś myśl, ale każdy powrót do pustki przychodzi mi łatwiej. Medytując w warunkach domowych, przy odpowiednim nastroju i braku rozpraszających bodźców jestem w stanie utrzymać taki stan przez maksymalnie dwie minuty. Tutaj mam go już przez cały czas.

Zupełnie niespodziewanie gdzieś w środku zaczyna kiełkować spokój. Rozrasta się na moje całe ciało. Głęboki relaks.

Nieoczekiwanie mija godzina. Spokojna muzyka wybudza mnie z transu. Wychodzę z kabiny. Jestem całkowicie wyrzucony na zewnątrz. W głowie nie mam ani jednej myśli. Biorę prysznic i czuję każdą kroplę uderzającą w moje wypoczęte ciało. Ubieram się i wychodzę do recepcji. Rozmawiam z właścicielką ośrodka. Czuję się dobrze z każdym słowem, które wypowiadam. Nie analizuję wcześniej tego, co chcę powiedzieć. Kompletnie znika sito, za pomocą którego na co dzień filtrujemy nasze kwestie.

Wychodzę na zewnątrz, czuję ciepły wiatr i zapach powietrza. Uśmiecham się. Jestem spokojny i szczęśliwy. Uczucie radości rozlewa się falami po całym ciele.

To niesamowite, ale z głowy całkowicie zniknął śmietnik. Dialog wewnętrzny nie istnieje. Mam przyspieszone reakcje oparte na zmysłach. Jestem tu i teraz. Idę po mieście i czuję, że każdy kontakt wzrokowy z mijanymi kobietami jest zabójczy. Odnoszę też wrażenie, że dziewczyny częściej na mnie zerkają. Tak jak wtedy, gdy codziennie trenowałem uważność i wchodzenie w głębokie stany seksualne.

Łatwiej rozmawia mi się z ludźmi. Mówię, a słowa same wskakują w odpowiednie miejsce. Jestem dużo bardziej ugruntowany w tym, co robię. Moja energia jest konkretna i zbita. Błogi stan utrzymuje mi się już do końca dnia.

– A ty co taki dziś wyluzowany? – słyszę od znajomych.

To dopiero pierwszy z wielu seansów. Jestem świadom tego, że każdy kolejny raz odkryje przede mną więcej.

Nie mogę się doczekać. Mam nadzieję osiągnąć stany świadomości przedstawione w podcascie Joe Rogana (warto obejrzeć!):

 

*

Jakiś czas temu zainteresowałem się tematyką floatingu i trafiłem na stronę ośrodka Aura Spokoju (Warszawa). To właśnie tutaj rozpocząłem swoją przygodę z deprywacją sensoryczną.

Przy okazji regularnych wizyt nawiązaliśmy z ośrodkiem współpracę, której owocem jest zniżka 10% na sesje floatingu dla wszystkich Czytelników tego bloga.

 


Dzwoniąc wystarczy podać hasło: Vincent Floating.

Zniżki dotyczą sesji godzinnych oraz dwugodzinnych. Jeśli zainteresowanie będzie duże, to przy kolejnych sesjach możliwa będzie negocjacja zniżki nawet do 20%.

 

 

Już wkrótce kolejna relacja i opis efektów po kilku wizytach w kabinie.

 

Stay tuned!

Artykuł Dryfując w otchłani pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/dryfujac_w_otchlani/feed 0