priorytety – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Jakie ty masz marzenia? https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakie-ty-masz-marzenia https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakie-ty-masz-marzenia#respond Thu, 19 Oct 2017 18:58:49 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3158 Spytał mnie ostatnio kumpel. Otworzyłem szerzej oczy.

Artykuł Jakie ty masz marzenia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Spytał mnie ostatnio znajomy. Otworzyłem szerzej oczy.

Myślałem.

Myślałem.

I odcięło mi prąd.

Bo ja chyba nie mam marzeń. Nie znam definicji tego słowa. Wiem, że ludzie wymawiają je każdego dnia, ale dla mnie straciło ono wartość gdzieś koło 14 roku życia – gdy zrozumiałem, że nie ma czegoś takiego, jak magicznie spełniające się zachcianki.

Marzenia to mogą mieć Jaś i Małgosia lat 8, bo spełnią je rodzice. Oczywiście w miarę możliwości. Jaś dostanie Batmana z przeceny (takiego z ruchomymi przegubami), Małgosia poleci do Nowego Jorku.

Zamiast marzeń, operuję bardziej praktycznymi pojęciami. Pozwala mi to na trzymanie się rzeczywistości i nie odlatywanie za mocno w dziwne, nieproduktywne miejsca. Wbrew pozorom nie będzie to jednak wpis w stylu: “marzenia są dla leniwych, reaktywnych pizd, trzeba mieć cele i je realizować”, nie nie.

Już tłumaczę dokładniej.

Bo mógłbym chcieć np. zostać astronautą, tylko że mam 28 lat i już w kosmos nie polecę (chyba, że z biletem w jedną stronę ze SpaceX). Nie będę też świetnym aktorem, bo to po prostu nie moja działka. Nie otworzę wystawy i nie sprzedam mego obrazu za 100 milionów jakiemuś ekstrawaganckiemu smakoszowi z drewnianą fajką w gębie. Nigdy nie dostanę się do Formuły 1, ani nie zostanę prezydentem (wyobraźcie sobie, ile materiałów jest na mnie w internecie). Nie zagram w MTV moich kawałków w wersji unplugged i żadna gimnazjalistka nie rzuci we mnie swoimi majtkami.

Poświęciłem całe lata na rozwijanie zupełnie innych umiejętności i jedynym sensownym modelem planowania przyszłości jest operowanie moimi mocnymi/słabymi stronami. Mogę zostać znanym pisarzem, wydać jeszcze kilka książek. Rozkręcić firmę szkoleniową i zmonopolizować rynek. Wylecieć w ciepłe kraje i pracować z laptopa 3-4 godziny dziennie. Zostać fotografem i zwiedzać świat.

W pewnym momencie trzeba trzeźwo spojrzeć na życie, pozbyć się złudzeń i maksymalizować własny potencjał.

Tylko, że te wszystkie rzeczy i tak w pewnym sensie nie mają znaczenia, bo dla mnie priorytetem jest:

  1. Być szczęśliwym, kochać siebie
  2. Realizować się, być kreatywnym
  3. Spędzać czas z zajebistymi ludźmi
  4. Mieć świetne relacje

I wokół tych 4 rzeczy mogę dopiero dobudowywać fabułę, ubierać je w konkretne aktywności, czy planować ścieżki kariery. Bez tego wszystko inne flaczeje, nie ma szkieletu. To mój rdzeń.

Być szczęśliwym, kochać siebie. To medytacja, poznanie samego siebie i trzymanie siebie w ryzach. Odkrycie własnych triggerów, dzięki którym mogę być produktywny. To akceptacja na najgłębszym poziomie, ciągle się jej uczę. Zaprojektowanie codzienności w taki sposób, by wywoływała uśmiech na twarzy. To zdrowe życie, brak alkoholu i ciężkich używek. Dobre, wartościowe jedzenie i aktywność fizyczna. Zamiast porównywania się z innymi ludźmi – inspirowanie się nimi. Utrzymywanie ciała i ducha w najwyższej możliwej formie, co przekłada się na szacunek i zaufanie do samego siebie. Zaprzyjaźnienie się z samym sobą, akceptacja pewnych stanów emocjonalnych i świadomość tego, w jaki sposób z nich wychodzić (w przypadku negatywnych), a także jak je jeszcze bardziej nakręcać (pozytywne). Tylko będąc szczęśliwym z własnym odbiciem w lustrze możemy po prostu dzielić się z innymi bez oczekiwania jakiegoś zwrotu. Szczęście i miłość do samego siebie to też zdrowy egoizm, posiadanie zasad i selekcja osób, które dopuszczamy do swego najbliższego otoczenia.

Realizować się, być kreatywnym. Nie mógłbym być kreatywnym, ani mieć silnej woli niezbędnej do realizowania własnych wizji bez punktu pierwszego – czyli zadbania o umysł i ciało. Uwielbiam tworzyć i muszę robić to na własną rękę i dla siebie. Dlatego w moim przypadku całkowicie odpada jakakolwiek praca na etat, nie zostałem do tego stworzony, wiem to na pewno.

Realizowanie własnych projektów daje mi więcej, niż mają do zaoferowania wszystkie dragi świata. Narkotyki to gratyfikacja bez włożonego wysiłku, pusta emocja nie przypisana do żadnej konkretnej czynności. Nic nie zastąpi poczucia tworzenia czegoś na własną rękę i zwrotu, gdy godziny Twojej pracy zostają docenione – i nie mówię tutaj tylko o pieniądzach. Mówię o osobach, które dzięki temu, co robię żyją bardziej świadomie, poznają nowy sposób eksplorowania rzeczywistości, które doceniają moją pasję. Ostatnio, przy okazji premiery produktu związanego z moją działalnością szkoleniową, zaczęły masowo napływać mi na skrzynki maile z podziękowaniami – ale nie za produkt sam w sobie, tylko za całokształt. Były to piękne historie osobistych przemian. To są właśnie moje dragi. Oklaski po wystąpieniu publicznym, skuteczne rozwijanie brandu, usprawnianie warsztatu, pogłębianie wiedzy. To jest coś, co zostaje i betonuje całą konstrukcję, nadaje sensu drodze, którą idę.

Spędzać czas z zajebistymi ludźmi. Czyli spotykać się z osobami, które uważam za wartościowe. Inspirować się i uczyć od nich. Tworzyć niezapomniane chwile na wspólnych wyjazdach. Życie to ludzie, rozwój to ludzie. Nie osiągnąłbym dosłownie NICZEGO, gdybym nie trafiał na odpowiednie osoby. To nie jest tak, że przeszedłem moją drogę sam. Wystarczy przypomnieć sobie Płonąc w atmosferze. Gdyby nie mój brat, nie trafiłbym na temat samorozwoju. Gdyby nie TP, nie starczyłoby mi odwagi, by wychodzić na miasto, by stawiać czoła moim kompleksom. Gdyby nie Buhaj, pewnie nawet nie poleciałbym do Kijowa zobaczyć się z Anią. Chcę dawać ludziom i czerpać od nich. Tworzyć nić wzajemnych zależności i wpływać na siebie, tworzyć kolektywną rzeczywistość, razem dochodzić do nowych wniosków i pilnować wyznaczanych celów. Ponad wszystko jednak, chcę przeżywać młodość podróżując, zwiedzając nowe miejsca – nie wyobrażam sobie takich wyjazdów bez zajebistej ekipy.

Mieć świetne relacje. Czyli rozumieć ludzi i być dla nich cierpliwym. Spędzać czas z rodziną i w miarę możliwości skracać z nimi dystans, przełamując jakieś konwenanse i przyzwyczajenia. Być dla najbliższych oparciem, pamiętać o nich, pielęgnować więź, która nas łączy. Ciągle uczyć się rozmawiać, komunikować w przejrzysty sposób, bardziej się otwierać i dzięki temu sprawiać, by inne osoby robiły to samo.


To są dla mnie najważniejsze rzeczy w życiu. I teraz, wokół nich mogę budować całą resztę. Mogę wyznaczać sobie w zgodzie z tymi punktami cele, które chcę zrealizować – zabawne jest to, że rozumiejąc samego siebie, cele powstają samoistnie, wynikają bezpośrednio z tego, jak masz ułożoną rzeczywistość. Te 4 priorytety to elementy, które wyłuskałem przez lata, a głębokie zrozumienie ich zajmie mi kilka kolejnych.

Jeśli miałbym w tym momencie “pomarzyć”, to marzyłbym o przyszłości, w której jestem szczęśliwy, ustabilizowany w swoich przekonaniach i otwarty dla innych. Czuję na skórze ciepło słońca, widzę wokół siebie uśmiech oraz czuję akceptację osób, na których mi zależy. Wszystko jest takie, jak być powinno. Moja wizja to nie konkretne sumy, ani szybkie auta. To wolność, ludzie i ich bliskość, wsparcie, akceptacja oraz szczęście. Tylko te rzeczy mają jakąkolwiek wartość.

Ich dostatku właśnie sobie życzę.

Artykuł Jakie ty masz marzenia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jakie-ty-masz-marzenia/feed 0
Podróż nie kończy się nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy#respond Tue, 10 Jan 2017 20:00:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2205 Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

 

Chciałoby się napisać, że to przypadłość ludzi głupich, mało świadomych, generalnie tych gorszego sortu. Chciałoby się, ale byłoby to kłamstwem. Bo stagnacja dopada i zwodzi nawet tych “oświeconych”, co pozjadali wszystkie rozumy. Rozpisujących wielkie prawdy i prowadzących przed sobą całe tłumy wiernych wyznawców.

 

Ludzie chcą, żeby zostawić ich w spokoju

 

Szukasz wytchnienia, którego nie ma. Spokoju, co Cię wykończy i odpowiedniego zakończenia. Prawda jednak jest taka, że póki żyjesz zamknąć możesz rozdział, nie książkę. Podróż nie kończy się nigdy, jeśli kochasz życie i szanujesz siebie. Natomiast jeśli w pewnym momencie postanowisz przestać się starać, osiąść na laurach to wiedz, że nie kończysz historii, a jedynie sprzedajesz prawa do jej kontynuacji beznadziejnej wytwórni, która rozrobi Cię na drobne odcinając kupony od tego, co było.

Jeśli Twoja osobista podróż jest dla Ciebie brzemieniem, codzienność męczarnią, a przyszłość szarą, pustą skorupą i jedyne, czego chcesz to uwolnić się od odpowiedzialności, odizolować i zaznać “świętego spokoju” to wiedz, że problem nie tkwi w okrutnym losie, ale w Tobie. To Twoje wybory, priorytety i Twój wyrzut sumienia. Owszem, możesz tak żyć, tylko jaka z takiego życia radość? Niektóre osoby wegetują aż do upragnionej emerytury, końca pracy, jakiej nienawidzili przez całe dekady. I wiesz, co się wtedy dzieje w pierwszej kolejności? Umierają.

Bo człowiek potrzebuje celu. Potrzebuje priorytetów, marzeń i kolejnego kolorowego snu, którym wprowadza pastelowe barwy w rzeczywistość – a ta bywa szara tylko wtedy, gdy przestajesz chcieć. Potrzebujemy podróży, jej poszczególnych etapów, ale najbardziej potrzebujemy właśnie pragnąć. Więcej, lepiej, szczęśliwiej. Spakować plecak i sprawdzić, co znajduje się po drugiej stronie tęczy. Ludzie mogą mówić że nic, i że w sumie całkiem Ci odbiło – co tylko powinno przyspieszyć tempo pakowania i sprawić, że szybciej trzaśniesz drzwiami.

Osiągane cele to tylko przystanki na drodze, zielone i pachnące polany skąpane w słońcu. Nie zapuszczaj w nie korzeni, tylko wyciągaj mapę i wskazuj następny punkt. Bo pójść możesz wszędzie, życie jest jedno, a w tej zabawie chodzi o to, by w nią grać. To nie film, w którym pojawiają się napisy końcowe i nie spektakl z ciężko opadającą kurtyną. Niektórzy ludzie rzeczywiście tak myślą i w istocie właśnie wtedy się kończą. Bo kontynuacje w ich imieniu napiszą tak przebojowi ghost writerzy jak Lenistwo, Życie Przeszłością, czy Zrobię to Jutro.

Kolejne wyzwania sprawiają, że jesteśmy obecni, wybudzeni i mamy dużo energii. To świeżość, wieczna młodość i siła nie do powstrzymania. Determinacja, która zaraża i wybudza ze śpiączki innych ludzi.

Gdziekolwiek idziesz, nie przestawaj. Dokądkolwiek nie dojdziesz, szukaj dalej. Czegokolwiek nie szukasz – kochaj proces.

 

Gdy bawiłem się w chowanego nie chodziło o moment, w którym znalazłem w krzakach Asię zwiniętą w kłębek, tylko o szukanie samo w sobie.

Gdy uwodzę, niepewność, pierwsze kroki i flirt są równie ekscytujące co zsuwanie czerwonych stringów i stygnąca na ciałach ślina.

Wydając książkę cieszyłem się jej ostatecznym sukcesem, ale to jedynie wiśnia na torcie dyscypliny, przekraczania własnych granic, wiary we własne możliwości i długich godzin hartowania silnej woli.

To podróż jest kluczem do tego, by wzrastać. Podróż wymaga, uczy i nie pozwala odpuścić.

To nie jest tak, że pamiętam o tym zawsze. W tym tkwi problem. To gra, w której podświadomość próbuje dogonić świadomość, by zakomunikować jej: rusz się wreszcie, bo grzęźniemy. Lepiej obudzić się późno, niż wcale, a ostatecznie nie liczy się ile razy mieliśmy przestoje, tylko czy w ogólnym rozrachunku idziemy do przodu i szukamy nowych wyzwań.

A co z wiekiem?

 

Bardzo często przy okazji tego typu dyskusji ludzie wytaczają słuszny argument – nie wszystko przecież kontrolujemy. Dla przykładu wiek jest sporym ograniczeniem i mimo dobrych chęci skutecznie ogranicza nasze pole do popisu. Z czasem nie będziemy w stanie wykonywać pewnych czynności i w końcu zostaniemy na stagnację skazani. Brzmi rozsądnie, ale… czy do końca?

Natura określa wiek, ale ty określasz swój stan umysłu” – powiedział Deshun Wang, po czym w wieku prawie 80 lat przeszedł po wybiegu China Fashion Week.

maxresdefault

http://www.mundotkm.com/

W wieku 24 lat zaczął grać w teatrze. Po skończeniu czterdziestki został nauczycielem języka angielskiego. Tuż przed pięćdziesiątką stworzył grupę zajmującą się pantomimą, a gdy stuknęło mu pół wieku po raz pierwszy poszedł na siłownię. Siedem lat później opracował performance “Żywa rzeźba”, a w wieku 70 lat znów zabrał się za siłkę… ale tym razem tak na poważnie. Dzięki determinacji, dziesięć lat później przeszedł po wybiegu jako model. Każdego dnia czyta i się uczy, pływa oraz ćwiczy na pobliskiej siłowni.

I wiecie co? Wang wciąż ma wiele do zrobienia i nie zamierza przechodzić na emeryturę. To dlatego, że rozumie tytuł tego wpisu lepiej, niż ktokolwiek inny. To poczucie celu  i nowe wyzwania pchają nas do przodu, nie pozwalając zdziadzieć i zerdzewieć. Możesz zostać mentalnym starcem w wieku 20 lat lub mając cztery razy więcej zawstydzać kolejne młode pokolenie swoją pasją, wigorem i determinacją w urzeczywistnianiu kolejnych marzeń.

Podróż nie kończy się nigdy, a wartość jaką ze sobą niesie jest nieoceniona – ale tylko wtedy, kiedy zechcesz świadomie w niej uczestniczyć. W przeciwnym wypadku poturbuje Cię i zamieni w zabetonowaną w stagnacji, wypraną z nadziei kukłę.

Wybór jest oczywisty.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy/feed 0
Czy jesteście żywi? https://v1ncentify.prohost.pl/post/czy-jestescie-zywi https://v1ncentify.prohost.pl/post/czy-jestescie-zywi#respond Tue, 09 Feb 2016 17:28:40 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1004 Dziś porządnie się wkurwiłem. Poszedłem na siłownię poćwiczyć. Nowy trening, wszystko pięknie. Przerzucam więc to żelastwo, pocę się i nagle jak mnie nie zakłuje w barku! Odstawiam sztangę, unoszę ramię, kłuje. Kontuzja. I wiecie co? Wkurwiłem się. Ale nie na trening, ani nie na siłownię. Wkurwiłem się na siebie, bo uraz był wynikiem mojego niedbalstwa.

Artykuł Czy jesteście żywi? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Dziś porządnie się wkurwiłem. Poszedłem na siłownię poćwiczyć. Nowy trening, wszystko pięknie. Przerzucam więc to żelastwo, pocę się i nagle jak mnie nie zakłuje w barku! Odstawiam sztangę, unoszę ramię, kłuje. Kontuzja. I wiecie co? Wkurwiłem się. Ale nie na trening, ani nie na siłownię. Wkurwiłem się na siebie, bo uraz był wynikiem mojego niedbalstwa.

Zbyt mało uwagi poświęciłem filmom objaśniającym odpowiednią technikę. Przewinąłem na szybko blok tekstu opisujący, w jaki sposób się nie skaleczyć i obciążyć właściwe mięśnie. Wdrażając nowy trening, nie wgryzłem się w niego odpowiednio. Za mało czasu miałem, rozumiecie. Nie znalazłem pięciu minut na to, by zabezpieczyć swoje zdrowie i upewnić się, że wiem jak poprawnie wykonać ćwiczenie. Teraz za każdym razem, gdy mocniej ruszę ręką kłuje mnie i ma mnie kłuć, bo sobie na to zasłużyłem. Niech boli, bo ból przypomina o błędzie w moim nastawieniu. Oparzyłem się zbaczając z właściwej drogi, idąc na łatwiznę. Dzięki temu mogę skorygować kurs.

Tylko wiecie, co jest przerażające? Gdy zbaczanie z drogi nie boli, nie kłuje i nie parzy.

Gdy bez żadnych znaków ostrzegawczych lecimy na pysk i grzęźniemy w gęstym bagnie, nawet tego nie widząc. To dzieje się wtedy, gdy odpuszczamy priorytety lub w ogóle ich nie mamy. Brak założeń i bicza nad głową. Niektórzy ludzie już nigdy nie wracają do pionu, bagno zamyka się nad ich głowami pochłaniając na zawsze. Później widzisz ich pusty wzrok na ulicy. Oddajesz im swoją energię w rozmowie (bo nigdy Ci jej nie zwracają). Równie dobrze mogliby być drzewem, czy krzakiem przy drodze – żadna różnica.

Czasem siadam sobie na ławce w parku lub galerii i po prostu skanuję ludzi, którzy przechodzą obok (gorąco polecam). W większości przypadków wyglądają, jakby lunatykowali, byli nieobecni, całkowicie odcięci od rzeczywistości, w której dryfują. Nie są “żywi”. Potrafię nawet się z nimi zidentyfikować. Kilka lat temu niczym się od nich nie różniłem. Moje życie było wypadkową przypadkowych zdarzeń lub narzuconej przez otoczenie presji. Przypominało to oglądanie siebie w telewizji, bez ingerencji w przebieg fabuły. Wtedy wyglądałem identycznie. Wiecznie siedziałem w swojej głowie, nigdy nie było mnie tu i teraz. Czasem nie pamiętałem nawet, w jaki sposób wróciłem ze uczelni, czy z pracy do domu. Przypomnienie sobie, co robiłem w tygodniu również było trudne, bo mój wykres emocjonalny był ciągle stały, brakowało w nim “peaków”, które jakoś by się wybijały i dawały zapamiętać. Takie kompletne odłączenie – jeśli pozwalamy codzienności po prostu mijać, biernie obserwując co się dzieje, to w końcu nudzimy się własnym życiem. Odpływamy głęboko w myśli, halucynacje, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. Nie działając, nie wpływając na otoczenie zamykamy się w domysłach, utartych stereotypach i koszmarnie dziwnych schematach myślowych. Im dłużej nie jesteśmy “żywi”, tym dziwniejsze schematy.

To przejęcie sterów nas wybudza. Przeniesienie odpowiedzialności za swoje życie na własne ramiona. Jeb! Otwierasz oczy, jesteś. Klepsydra rozbita, a piasek spada w otchłań. I chcesz działać, póki możesz. Porzucić bierność i stać się egzekutorem. Dopiero, gdy podejmujemy działanie i wracamy na odpowiednie tory zauważamy, jak mało jest czasu i ile czasu już przepadło na zawsze. Gdy nie jesteśmy aktywni, lunatykujemy z jednego dnia na drugi, wydaje się nam, że mamy TYYYLE czasu, więc po co się gdziekolwiek i z czymkolwiek spieszyć? Kiedyś zrobię, jeszcze ogarnę, luzik. Bagno. Mózg obniża obroty, ciało przestaje produkować energię, bo i tak z niej nie korzystamy. I zaczyna się dryfowanie, senność, marazm, depresja. Problemy typu:

Nie wyjdę pobiegać, nie chce mi się.

Nie pójdę na siłownię, zmęczony jestem.

Nie ogarnę dziś tego projektu, nie mam energii.

Okej, ale jakim cudem może Ci się chcieć i skąd masz wziąć energię, skoro nie wykonujesz działań, które zmobilizują Twój system do jej produkcji? To droga, która prowadzi prosto w bylejakość, przeciętność. Nie chce mi się pracować, jeśli nie pracuję, ćwiczyć, jeśli nie ćwiczę i starać się, gdy przez długi czas się nie staram. Warto zdać sobie sprawę z tej zasady i zrobić z niej użytek.

Kontuzja minie. Przyłożę się i zmniejszę ciężar, by wpierw opanować technikę. Dzięki temu mam pewność, że wyeliminuję problem, wrócę na właściwą ścieżkę. Jeśli chodzi o trudne do wykrycia “kontuzje życiowe”, które przez dłuższy czas nie bolą – zauważam je dzięki organizacji pracy, czasu i spisywaniu założeń na każdy miesiąc. Podejmowaniu nowych wyzwań, które pompują mnie adrenaliną i nieznanymi bodźcami – sprawiają, że jestem “żywy”, obecny.

Wszystkie te “kontuzje życiowe” wykrywam i usuwam na bieżąco, bo wiem że jeśli choć na chwilę odpuszczę, zawalę jedną małą i niewinną rzecz – posypie się całe domino. Zacznę powoli tonąć w bagnie i tracić kontrolę.

Wszyscy mamy wbudowany w organizm Power Saving Mode. Pozostaje pytanie: pozwalasz mu zamienić Cię w warzywo, czy decydujesz się z nim walczyć?

 

Artykuł Czy jesteście żywi? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/czy-jestescie-zywi/feed 0