podroz – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Zapuścić korzenie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zapuscic-korzenie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zapuscic-korzenie#comments Mon, 15 Oct 2018 13:26:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3669 Pierwszy raz od kilku długich miesięcy jestem w jednym miejscu na dłużej.

Artykuł Zapuścić korzenie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Pierwszy raz od kilku długich miesięcy jestem w jednym miejscu na dłużej.

 

Letnie dni poprzecinane były pakowaniem się, rozpakowywaniem, zrywaniem z rana na pociąg, jazdą na lotnisko. Byłem wszędzie. Kraków, Warszawa, Sopot, Mińsk, Praga, Zakopane, Białystok, Szklarska Poręba, Płock, Wrocław – w niektórych miastach po kilka razy. Ciągle na walizkach, raz z zajebistymi ludźmi na wyjeździe, innym razem w pracy. Ludzie tęsknią do takiego życia, ale ja uważam, że we wszystkim najważniejszy jest balans. W szczególności w ostatnim miesiącu zaczęło brakować mi stabilności, znajomych procesów, rutyny. Zapuszczenia gdzieś korzeni i spokoju. Na tym całym chaosie najgorzej wyszedł mój blog.

 

View this post on Instagram

 

Mińsk, bardzo ładne miasto duchów #minsk #białoruś #belarus #trip #journey #autumn #light

A post shared by @ v1ncent.pl on

Nawet gdy chciałem o czymś napisać, to po prostu nie miałem na to czasu. Albo byłem tuż przed wyjazdem, z miliardem rzeczy na karku albo tuż po wyjeździe, z zawalonymi deadline’ami w firmie szkoleniowej.

 

Na szczęście dla mnie oraz tych, którzy lubią czasem blog czytać – wróciłem i mam zamiar choć na chwilę osiąść w jednym miejscu. Nieuchronnie nadciąga zima, co znacznie ułatwi mi powrót do środka.

 

Ostatnie miesiące gałka z napisem “ekstrawertyzm” przekręcona była do oporu. Jak nie z przyjaciółmi, to z klientami, ciągle przeżywając, wyrzucając siebie na zewnątrz, cała masa socjalnych sytuacji. Najwyższa pora, by zająć się też zaniedbanym introwertyzmem. Troszkę odzwyczaić się od ludzi, mniej jeździć, a więcej myśleć, analizować i układać. Czytać więcej książek, więcej też pisać, powrócić do konketnej etyki pracy.

 

Na liście do zrobienia mam w tym momencie:

 

#1. Zadbać o jesienną suplementację – wszystko, co podniesie mi odporność, właśnie wychodzę z dość uciążliwego zapalenia oskrzeli i zrobię wszystko, by uniknąć ponownej infekcji.

 

#2. Przeskanować zdrowie – wszystkie badania od A do Z.

 

#3. Wrócić na siłownię i utrzymać jak najdłużej konkretny ciąg – infekcja wykluczyła mnie z treningów już ponad miesiąc temu, czuję się trochę sflaczały i gdyby nie codzienne rozciąganie z rana, moje samopoczucie w tym momencie byłoby już kiepskie.

 

#4. Wrócić do w miarę restrykcyjnej diety – przede wszystkim przestać jeść na mieście, znów każdego dnia gotować. Oszczędzę dzięki temu furę pieniędzy i wspomogę punkt #1.

 

#5. Znów pisać poranny dziennik – do którego będę zrzucał wszystkie poranne myśli. Kiedyś byłem dość sceptyczny i takie pisanie mi się znudziło, ale gdy niedawno odkopałem mój zeszyt, byłem zachwycony. Taki dziennik pomaga nabrać zdrowej perspektywy na codzienność oraz pozwala mierzyć progres, gdy wracam do niego po kilku miesiącach.

Mam kilka historii, które chcę Ci opowiedzieć. Parę przemyśleń, które muszą zostać ułożone w zdania. Zrobię to.

 

Ale wpierw rozpakuję walizkę.

 

Artykuł Zapuścić korzenie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zapuscic-korzenie/feed 4
Niektórzy ludzie daliby się pokroić, by mieć Twoje problemy https://v1ncentify.prohost.pl/post/niektorzy-ludzie-daliby-sie-pokroic-by-miec-twoje-problemy https://v1ncentify.prohost.pl/post/niektorzy-ludzie-daliby-sie-pokroic-by-miec-twoje-problemy#respond Tue, 15 Aug 2017 14:31:32 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3029 W dzisiejszym świecie nie masz problemów, mimo że wydaje Ci się, że jest inaczej.

Artykuł Niektórzy ludzie daliby się pokroić, by mieć Twoje problemy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W dzisiejszym świecie nie masz problemów, mimo że wydaje Ci się, że jest inaczej. 

Ten człowiek poniżej to Leonid Rogozov. Rogozov pracował na Antarktyce, w sowieckim ośrodku badawczym, jako jedyny lekarz. 29 kwietnia 1961 roku zaczął się źle czuć. Nudności, gorączka i ból po prawej stronie brzucha. Kolejnego dnia jego stan się pogorszył, a on sam nie miał już wątpliwości – to wyrostek. Najbliższa zaludniona placówka z dostępnym lekarzem była oddalona o jedyne 1600 kilometrów. Niestety, ani ta, ani inne placówki nie posiadały samolotu – w dodatku, warunki pogodowe skutecznie uniemożliwiłyby jakikolwiek lot. Rogozov został postawiony przed wyborem: przeprowadzić operację na samym sobie albo umrzeć. Wypada wspomnieć, że operacja również groziła pęknięciem wyrostka, zakażeniem organizmu i śmiercią.

Lekarz zaczął sam siebie kroić o 2 w nocy, przy pomocy kierowcy oraz meteorologa (!!!), którzy podawali Leonidowi narzędzia oraz trzymali lustra, dzięki którym doktor dokładniej widział, co operuje. A raczej – miał dokładniej widzieć. Okazało się bowiem, że odwrócony obraz powoduje zbyt duże problemy z orientacją, skończyło się więc tak, że Leonid zrezygnował z luster, zdjął rękawiczki i operował na dotyk. Jakby nieszczęść było mało, podczas otwierania otrzewnej, Rogozov przypadkowo uszkodził jelito ślepe – które musiał zszyć przed przystąpieniem do docelowej operacji wyrostka. Cała operacja zakończyła się sukcesem po dwóch długich godzinach, w trakcie których doktor musiał robić przerwy z powodu osłabienia.


Jeśli nie jesteś ciężko chory, nie musisz sam sobie wycinać wyrostka, posiadasz wszystkie kończyny, a Twoim bliskim na ten moment nic nie grozi – skończ proszę pierdolić, że masz jakieś problemy. Problemy to mają ludzie w Afryce, państwach objętych wojną, w hospicjach i na OIOMie. Ludzie z gigantycznymi długami czy sprawami w sądach.

Zawsze szukamy problemów, czegoś, do czego można się dojebać. Rozwiążesz jedne, ich miejsce zajmują kolejne. I kolejne. Bo na coś trzeba narzekać, czymś należy się biczować. Ścieżki neuronalne mamy powycierane na głębokość koryta, które prowadzi do chujowego samopoczucia – od którego jesteśmy uzależnieni.

O tym, jak małe są nasze codzienne problemy łatwo się przekonać w momencie, gdy stawiasz czoło rzeczywiście ciężkiej sytuacji. Gdy myślisz, że zaliczyłeś wpadkę (bardzo otwiera oczy), gdy ocierasz się o śmierć lub myślisz, że jesteś ciężko chory. Mówisz sobie wtedy: przecież wszystko, czym przejmuję się na co dzień to jakieś błahostki. Jeśli tylko wszystko dobrze się ułoży będę doceniał to, jak dobre mam życie.

Tak się oczywiście tylko mówi, bo okazuje się, że tatusiem jeszcze przez jakiś czas nie zostaniesz, z wypadku wychodzisz bez szwanku, a wyniki masz w porządku – przez dwa, trzy dni jesteś wdzięczny. Przy czwartym wracasz do narzekania i brania pod lupę pierdół, które rozdmuchujesz do wielkości problemów.

Pierwszy i zarazem najważniejszy krok, to oddzielenie rzeczy, nad którymi masz kontrolę, od tych, których nie kontrolujesz. 

 

Zaczynamy od kompletnych pierdół, bo to nasza ulubiona działka. Mój ojciec potrafi wkurzyć się w pięć sekund tylko dlatego, że stoi na czerwonych światłach i jest gorąco. Znam ludzi, dla których końcem świata jest spóźnić się na autobus, a padający z nieba deszcz zobowiązuje do rzucenia soczystego kurwa mać! Już wyeliminowanie wściekania się na te małe rzeczy, których nie kontrolujemy robi wielką różnicę. To, że w głowie pojawia Ci się jakaś myśl wcale nie oznacza, że musisz ją rozwijać, a rodząca się w Tobie emocja nie obliguje Cię do podążania na nią. Możesz wziąć głęboki wdech, wyluzować. Odpuść sobie. Oszczędzaj nerwy i trenuj umysł, bo jeśli pozwalasz takim pierdom wpływać na swoje samopoczucie, to jak możesz być gotowy lub gotowa na rzeczywiście trudne i ciężkie sytuacje w życiu?

 

Szef miał średni humor i był dla Ciebie niemiły. Czy to Twoja wina? Jeśli nie, odpuść – jego sprawa. Nie przynoś tego do domu, nie rozpamiętuj, zostaw w biurze.

 

Stoisz w korku i spóźnisz się na spotkanie. Zadzwoń i powiedz, że będziesz kilkanaście minut po czasie, bo tylko tyle możesz zrobić – i wyluzuj.

 

Egzamin poszedł Ci słabo mimo, że się uczyłeś/uczyłaś? Teraz możesz tylko spokojnie czekać na wynik, biczowanie się w myślach w niczym tutaj nie pomoże. Natomiast jeśli przygotowania do egzaminu zastąpili: facebook, znajomi i kac, to przekuj wyrzuty sumienia w determinację, wyciągnij wnioski i przyłóż się do poprawki. Obiecaj sobie, że kolejnym razem się postarasz i przestań kisić się w negatywnych emocjach. Bo przeszłości nie zmienisz, ale masz spory wpływ na to, co stanie się w przyszłości.

 

Suma wszystkich strachów

 

Jeśli posiadasz dach nad głową, zdrowie i pieniądze na czynsz oraz jedzenie, to nie masz absolutnie żadnych problemów, masz wyzwania. Wyzwania są dobre, bo sprawiają, że pozostajesz w formie, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Ostatnie, czego potrzebujesz to bezstresowego siedzenia na kanapie i oglądania Gry o Tron. Sygnału dla ciała i mózgu: możemy wszystko olać i zamienić się w warzywo. Nie jesteś warzywem, tylko człowiekiem. Masz przekraczać swoje granice, pracować, sprawdzać się i realizować.

Przygniata Cię ilość pracy/nauki, ważnych projektów do zrealizowania czy nowych umiejętności, które musisz koniecznie nabyć (np. wystąpienia publiczne)? To świetnie. Dzięki temu rozwiniesz się, uodpornisz na stres i utrzymasz umysł w dobrej kondycji. Bardziej sobie zaufasz i poznasz swoje możliwości. Nauczysz się zarządzać czasem i innymi zasobami.

Jeśli z kolei obawiasz się przyszłości, tego jak rzeczy się ułożą i gdzie wylądujesz życiowo/w karierze zawodowej, to po prostu spójrz na swoją codzienność: jak sobie radzisz, w jaki sposób organizujesz obowiązki i jakie masz nawyki. Pomnóż to x10 i otrzymasz przybliżony obraz Twojej przyszłości. Jeśli obraz Ci się nie podoba, to zacznij nad sobą pracować. Zadbaj o to, jak spędzasz czas dziś i zniknie strach przed tym, co przyniesie jutro. To aż tak proste. Chwyć codzienność za jaja, przejmij kontrolę i ustaw taki kurs, jaki Ci się podoba.

Co tam bełkoczesz, że to nie jest takie proste? Okej nie jest, ale z pewnością nie jest też problemem, więc tak tego nie nazywaj. Gdyby życie pełną gębą było proste, to wszyscy dookoła mieliby zajebiste związki, siana jak lodu, a zimę spędzali w Tajlandii spijając świeżego kokosa.

Życie nie ma być proste. życie ma być jak tor przeszkód do pokonania na czas

 

Potrzebujemy w życiu rozsądnej dawki chaosu, nieoczekiwanych zadań i palących deadline’ów. Każda przeszkoda jest wyzwaniem, które mobilizuje Cię do adaptacji, wzrostu, stania się kimś więcej, niż jesteś dzisiaj. Do momentu, kiedy jesteś w stanie taki płotek bez problemu przeskoczyć. Po płotku będziesz miał wspinaczkę. Później czołganie się i bieg na setkę. Przyjdzie też moment, gdy przeszkody się skończą i najgorsze, co możesz wtedy zrobić, to wyluzować, odpuścić, usiąść na dupie i nic nie robić. Jeśli życie przestaje Ci rzucać wyzwania, to masz obowiązek (wobec samego siebie) wymyślić sobie nowe, by pozostać w grze.

Szukasz wytchnienia, którego nie ma. Spokoju, co Cię wykończy i odpowiedniego zakończenia. Prawda jednak jest taka, że póki żyjesz zamknąć możesz rozdział, nie książkę. Podróż nie kończy się nigdy, jeśli kochasz życie i szanujesz siebie. Natomiast jeśli w pewnym momencie postanowisz przestać się starać, osiąść na laurach to wiedz, że nie kończysz historii, a jedynie sprzedajesz prawa do jej kontynuacji beznadziejnej wytwórni, która rozrobi Cię na drobne odcinając kupony od tego, co było.

 

Jeśli Twoja osobista podróż jest dla Ciebie brzemieniem, codzienność męczarnią, a przyszłość szarą, pustą skorupą i jedyne, czego chcesz to uwolnić się od odpowiedzialności, odizolować i zaznać „świętego spokoju” to wiedz, że problem nie tkwi w okrutnym losie, ale w Tobie. To Twoje wybory, priorytety i Twój wyrzut sumienia. Owszem, możesz tak żyć, tylko jaka z takiego życia radość? Niektóre osoby wegetują aż do upragnionej emerytury, końca pracy, jakiej nienawidzili przez całe dekady. I wiesz, co się wtedy dzieje w pierwszej kolejności? Umierają.

 

Podróż nie kończy się nigdy

 

Nie umieraj, nie rób z siebie mentalnego dziada i skończ być jęczącą dziwką. Zaakceptuj wyzwania jako coś oczywistego i pożądanego. Jeśli zmienisz swoje nastawienie, będziesz widzieć potencjał do wzrostu w rzeczach i sytuacjach, które kiedyś Cię przerażały – zaczniesz witać je z uśmiechem i traktować jako naturalny dopalacz.

Dzięki temu znacznie zwiększysz szanse powodzenia i dzięki nowym zasobom (entuzjazm, przygotowanie do konfrontacji z nową lub niekomfortową sytuacją) zaczniesz radzić sobie lepiej, niż osoby, które przy byle wyzwaniu kulą się w kącie jak duże dzieci.

(rzuca mikrofonem i schodzi ze sceny)


Tak na marginesie, odnośnie dzisiejszego wpisu gorąco polecam wciągnięcie książki “Antifragile: Things That Gain From Disorder” (Nassim Nicholas Taleb). Książka pozytywnie wykręca zwoje mózgowe w nieoczekiwane miejsca i opowiada o oczywistościach związanych z chaosem, życiowymi wyzwaniami – oczywistościach, których nikt nie widzi, a których znajomość pozwala na odsapnięcie, akceptację, a nawet (po zrozumieniu przedstawionego mechanizmu) rozpoczęcie poszukiwań kolejnych wyzwań i “problemów”; z nowym, lepszym nastawieniem.

Artykuł Niektórzy ludzie daliby się pokroić, by mieć Twoje problemy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/niektorzy-ludzie-daliby-sie-pokroic-by-miec-twoje-problemy/feed 0
Wychodząc naprzeciw burzy 2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2#respond Mon, 26 Jun 2017 10:39:57 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2935 Cześć

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

(…) perhaps we should then bear our sadnesses with greater assurance than our joys. For they are the moments when something new enters into us, something uknown to us; our feelings, shy and inhibited, fall silent, everything in us withdraws, a stillness setles on us, and at the centre of it is the new presence that nobody yet knows, making no sound.

 

Letters To A Young Poet; R. M. Rilke

 

Cześć,

 

dawno mnie z Wami nie było. Nie miejcie mi za złe. Trochę się ostatnio w moim życiu pokręciło.

 

Jestem smutny, jestem szczęśliwy, trochę chce mi się płakać, a trochę tańczyć, drzeć się, krzyczeć. Żyję pełną gamą emocji i chyba ostatecznie o to chodzi – żeby codzienność malować używając do tego pełnej palety kolorów.

 

Kiedyś napisałem: “Życie jest o wiele mniej skomplikowane, gdy nie jesteś zakochany. Przy okazji jest też szare jak srajtaśma.”

 

Nie wiem, czym jest miłość, czym zakochanie, ani jak zdefiniować zauroczenie. Nie mam pojęcia, czy nazywanie uczuć ma jakikolwiek sens, skoro każda osoba wykształca nieco inne filtry i definicje opisujące to, co czuje. Wiem natomiast, że warto czuć, bo to pobudza, cuci ze śpiączki. Drąży w Tobie całkiem nowe tunele i pozwala odkrywać całe połacie niezagospodarowanej jeszcze przestrzeni.

 

Kiedyś myślałem, że za każdym razem, gdy się rozpadasz, tłuczesz się na mniejsze części i później o wiele trudniej jest się posklejać. Teraz jestem przekonany, że w składaniu samego siebie możesz dojść do perfekcji, a linie pęknięć nie osłabiają, ale wzmacniają całą strukturę. Dodatkowo, tylko rozpadając się masz szansę całości nadać nowy, lepszy kształt.

 

Na siłowni podnosisz ciężar, niszczysz mięśnie, rozrywasz włókna, które regenerują się grubsze, bardziej wytrzymałe. Tylko, że sztangi nie mają uczuć. Możesz brutalnie rzucać nimi po sali, dokładać kolejne krążki. W relacjach działa to identycznie, tylko że tutaj cierpią ludzie. Okej, urosłeś czyimś kosztem, zrozumiałeś coś. Gratulacje.

 

Poczucie winy jest jak jad przeżerający żyły, kąsający Cię od środka. Domyślam się, że żeby się go pozbyć, musisz krwawić, upaćkać się. Upuścić wystarczająco, by się oczyścić z trucizny, ale jednocześnie nie za dużo – by ustać na nogach i nie upaść.

 

/po co mi ten pociąg, skoro Ciebie nie ma na stacji?

 

Ulica zalana jest cyganami, którzy obwieszeni grubymi łańcuchami ciągną ujebane błotem dzieci po chodnikach – jakby były workami na śmieci. Siedzę w knajpie w centrum, otoczony zadbanymi kamienicami oraz dźgającymi niebo wieżami zabytkowych kościołów. Słaba kawa drażni moje kubki smakowe. A może z kawą jest wszystko w porządku, może to tylko gorycz, którą przesiąkłem, której nie mogę się pozbyć.
Nie tak wyobrażałem sobie Czechy. Nie tak wyobrażałem sobie koniec tej historii.

 

Nie wierzę w marzenia wypowiadane w myślach, prorocze sny ani przeznaczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że życie nigdy nie daje Ci tego, czego chcesz, ale dokładnie to, czego potrzebujesz w danym momencie. W pierwszej chwili możesz to odrzucić, bronić się przed tym. Zrozumiesz po czasie – to była chwila, kiedy ktoś musiał wdusić “reboot”. Przerobiłem ten cykl wystarczająco wiele razy, by bez problemu rozpoznać gościa, który przekracza próg mieszkania – nie muszę patrzeć w jego stronę, ani czekać, aż zdejmie kapelusz.

 

To dlatego jestem smutny i uśmiechnięty. Zgorzkniały i pełen nadziei. To dlatego skarżę się, jak skrzywdzony pies, rzucam po kątach jak opętany, nie śpię w nocy – jednocześnie mam więcej energii, niż kiedykolwiek, budzi się we mnie coś nowego. Parę dni temu, we Lwowie, byłem najbliżej zapalenia papierosa od momentu, kiedy rzuciłem. Rozrywają mnie sprzeczności, a ja zamiast z nimi walczyć, po prostu akceptuję. Ciemne chmury się kłębią, groźnie grzmi i burza nadchodzi. Otwieram okno, zapraszam serdecznie.

 

Będzie, będę okej.

 

Myślę, że prawda o Tobie zawsze leży gdzieś między niewypowiedzianymi w porę słowami, szybszym biciem serca i pełnym wyrzutów spojrzeniu, które kroi Cię na plasterki. Pytanie, czy jesteś gotów mówić po fakcie, zejść na zawał i dać się pokroić. Wyjść naprzeciw burzy.

 

Teraz wiem już, że po drugiej książce będzie trzecia. Nie dlatego, że chcę ją napisać, ale dlatego, że jej potrzebuję. Tak, jak potrzebowałem dzisiejszego wpisu.

 

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2/feed 0
Podróż nie kończy się nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy#respond Tue, 10 Jan 2017 20:00:00 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2205 Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Trzy rzeczy, których boję się najbardziej to ciężka choroba, śmierć i stagnacja. O ile dwie pierwsze są na tyle oczywiste, że nie trzeba zbyt długo nad nimi deliberować, o tyle stagnacja jest przebiegłą dziwką. Oślepia Cię, wpuszcza w maliny i szepcze, że wszystko jest w porządku. Bywa wygodna, bezwysiłkowa i gratyfikująca w najlepszy z możliwych, czyli natychmiastowy sposób.

 

Chciałoby się napisać, że to przypadłość ludzi głupich, mało świadomych, generalnie tych gorszego sortu. Chciałoby się, ale byłoby to kłamstwem. Bo stagnacja dopada i zwodzi nawet tych “oświeconych”, co pozjadali wszystkie rozumy. Rozpisujących wielkie prawdy i prowadzących przed sobą całe tłumy wiernych wyznawców.

 

Ludzie chcą, żeby zostawić ich w spokoju

 

Szukasz wytchnienia, którego nie ma. Spokoju, co Cię wykończy i odpowiedniego zakończenia. Prawda jednak jest taka, że póki żyjesz zamknąć możesz rozdział, nie książkę. Podróż nie kończy się nigdy, jeśli kochasz życie i szanujesz siebie. Natomiast jeśli w pewnym momencie postanowisz przestać się starać, osiąść na laurach to wiedz, że nie kończysz historii, a jedynie sprzedajesz prawa do jej kontynuacji beznadziejnej wytwórni, która rozrobi Cię na drobne odcinając kupony od tego, co było.

Jeśli Twoja osobista podróż jest dla Ciebie brzemieniem, codzienność męczarnią, a przyszłość szarą, pustą skorupą i jedyne, czego chcesz to uwolnić się od odpowiedzialności, odizolować i zaznać “świętego spokoju” to wiedz, że problem nie tkwi w okrutnym losie, ale w Tobie. To Twoje wybory, priorytety i Twój wyrzut sumienia. Owszem, możesz tak żyć, tylko jaka z takiego życia radość? Niektóre osoby wegetują aż do upragnionej emerytury, końca pracy, jakiej nienawidzili przez całe dekady. I wiesz, co się wtedy dzieje w pierwszej kolejności? Umierają.

Bo człowiek potrzebuje celu. Potrzebuje priorytetów, marzeń i kolejnego kolorowego snu, którym wprowadza pastelowe barwy w rzeczywistość – a ta bywa szara tylko wtedy, gdy przestajesz chcieć. Potrzebujemy podróży, jej poszczególnych etapów, ale najbardziej potrzebujemy właśnie pragnąć. Więcej, lepiej, szczęśliwiej. Spakować plecak i sprawdzić, co znajduje się po drugiej stronie tęczy. Ludzie mogą mówić że nic, i że w sumie całkiem Ci odbiło – co tylko powinno przyspieszyć tempo pakowania i sprawić, że szybciej trzaśniesz drzwiami.

Osiągane cele to tylko przystanki na drodze, zielone i pachnące polany skąpane w słońcu. Nie zapuszczaj w nie korzeni, tylko wyciągaj mapę i wskazuj następny punkt. Bo pójść możesz wszędzie, życie jest jedno, a w tej zabawie chodzi o to, by w nią grać. To nie film, w którym pojawiają się napisy końcowe i nie spektakl z ciężko opadającą kurtyną. Niektórzy ludzie rzeczywiście tak myślą i w istocie właśnie wtedy się kończą. Bo kontynuacje w ich imieniu napiszą tak przebojowi ghost writerzy jak Lenistwo, Życie Przeszłością, czy Zrobię to Jutro.

Kolejne wyzwania sprawiają, że jesteśmy obecni, wybudzeni i mamy dużo energii. To świeżość, wieczna młodość i siła nie do powstrzymania. Determinacja, która zaraża i wybudza ze śpiączki innych ludzi.

Gdziekolwiek idziesz, nie przestawaj. Dokądkolwiek nie dojdziesz, szukaj dalej. Czegokolwiek nie szukasz – kochaj proces.

 

Gdy bawiłem się w chowanego nie chodziło o moment, w którym znalazłem w krzakach Asię zwiniętą w kłębek, tylko o szukanie samo w sobie.

Gdy uwodzę, niepewność, pierwsze kroki i flirt są równie ekscytujące co zsuwanie czerwonych stringów i stygnąca na ciałach ślina.

Wydając książkę cieszyłem się jej ostatecznym sukcesem, ale to jedynie wiśnia na torcie dyscypliny, przekraczania własnych granic, wiary we własne możliwości i długich godzin hartowania silnej woli.

To podróż jest kluczem do tego, by wzrastać. Podróż wymaga, uczy i nie pozwala odpuścić.

To nie jest tak, że pamiętam o tym zawsze. W tym tkwi problem. To gra, w której podświadomość próbuje dogonić świadomość, by zakomunikować jej: rusz się wreszcie, bo grzęźniemy. Lepiej obudzić się późno, niż wcale, a ostatecznie nie liczy się ile razy mieliśmy przestoje, tylko czy w ogólnym rozrachunku idziemy do przodu i szukamy nowych wyzwań.

A co z wiekiem?

 

Bardzo często przy okazji tego typu dyskusji ludzie wytaczają słuszny argument – nie wszystko przecież kontrolujemy. Dla przykładu wiek jest sporym ograniczeniem i mimo dobrych chęci skutecznie ogranicza nasze pole do popisu. Z czasem nie będziemy w stanie wykonywać pewnych czynności i w końcu zostaniemy na stagnację skazani. Brzmi rozsądnie, ale… czy do końca?

Natura określa wiek, ale ty określasz swój stan umysłu” – powiedział Deshun Wang, po czym w wieku prawie 80 lat przeszedł po wybiegu China Fashion Week.

maxresdefault

http://www.mundotkm.com/

W wieku 24 lat zaczął grać w teatrze. Po skończeniu czterdziestki został nauczycielem języka angielskiego. Tuż przed pięćdziesiątką stworzył grupę zajmującą się pantomimą, a gdy stuknęło mu pół wieku po raz pierwszy poszedł na siłownię. Siedem lat później opracował performance “Żywa rzeźba”, a w wieku 70 lat znów zabrał się za siłkę… ale tym razem tak na poważnie. Dzięki determinacji, dziesięć lat później przeszedł po wybiegu jako model. Każdego dnia czyta i się uczy, pływa oraz ćwiczy na pobliskiej siłowni.

I wiecie co? Wang wciąż ma wiele do zrobienia i nie zamierza przechodzić na emeryturę. To dlatego, że rozumie tytuł tego wpisu lepiej, niż ktokolwiek inny. To poczucie celu  i nowe wyzwania pchają nas do przodu, nie pozwalając zdziadzieć i zerdzewieć. Możesz zostać mentalnym starcem w wieku 20 lat lub mając cztery razy więcej zawstydzać kolejne młode pokolenie swoją pasją, wigorem i determinacją w urzeczywistnianiu kolejnych marzeń.

Podróż nie kończy się nigdy, a wartość jaką ze sobą niesie jest nieoceniona – ale tylko wtedy, kiedy zechcesz świadomie w niej uczestniczyć. W przeciwnym wypadku poturbuje Cię i zamieni w zabetonowaną w stagnacji, wypraną z nadziei kukłę.

Wybór jest oczywisty.

Artykuł Podróż nie kończy się nigdy pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/podroz-nie-konczy-sie-nigdy/feed 0
Znikam https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam#respond Sun, 20 Nov 2016 20:54:29 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2056 Gdy opuszczałem Manilę dwa lata temu, ktoś mi powiedział: "Publish your book and come back here". Książkę wydałem, bilety mam kupione i odliczam czas do momentu, w którym rozparty w wygodnym fotelu będę mógł uśmiechnąć się do ślicznej stewardessy i poprosić o Jamesona z sokiem jabłkowym. Tym razem obiecuję pić rozsądnie, tj. tak, żeby nie zemdleć na pokładzie samolotu.

Artykuł Znikam pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy opuszczałem Manilę dwa lata temu, ktoś mi powiedział: “Publish your book and come back here”. Książkę wydałem, bilety mam kupione i odliczam czas do momentu, w którym rozparty w wygodnym fotelu będę mógł uśmiechnąć się do ślicznej stewardessy i poprosić o Jamesona z sokiem jabłkowym. Tym razem obiecuję pić rozsądnie, tj. tak, żeby nie zemdleć na pokładzie samolotu.

Jeśli miałbym powtórzyć tylko jedno doświadczenie z mego krótkiego życia, byłaby to z całą pewnością podróż na Filipiny. Manila zmieniła mnie na zawsze i mimo 24 miesięcy, jakie minęły od ostatniej podróży – nie przestałem tęsknić nawet na chwilę.

Pomimo rozległych raportów, jakie spisywałem wtedy na blogu, nie zamknąłem wyprawy żadnym podsumowaniem. Zabierałem się do tego kilka razy i za każdym ostatecznie się poddawałem. Przerastało mnie, że miałbym skompresować takie przeżycia do notki na blogu. Z drugiej strony wiedziałem też, że wciąż znajduję się pod wpływem bardzo silnych emocji i mogę pewne kwestie przekoloryzować. Ponieważ już jutro z rana wsiadam w samolot, wrzucam tu na szybko mały flashback:

Wizyta w Azji była jak przejście na drugą stronę lustra, do świata z innymi prawami fizyki. Dzięki tak dalekiej podróży nabrałem dystansu do samego siebie, spraw, które zostawiłem w Polsce i przekonałem się do regularnego kręcenia vlogów. Zrozumiałem, jak bardzo tempo i intensywność skorelowane są z miejscem, w którym się żyje. Przestałem wierzyć w bajkę pt. “jeśli bardzo chcesz, możesz żyć na najwyższych obrotach niezależnie od tego, gdzie byś nie mieszkał”. Bawiąc się w warszawskim klubie nie możesz spontanicznie wyciągnąć z niego znajomych po to, by w trzy godziny później podziwiać wschód słońca na plaży rajskiej wyspy, z drinkiem mango w łapie. Co najwyżej możesz ich wyciągnąć na kebaba. Tu nie chodzi o chęci, a o możliwości. Wbrew temu, co prawią znani kołcze od samorozwojowej masturbacji, wizualizacją załatwisz sobie tylko wymarzone Ferrari.

Miesiąc, który spędziłem na Filipinach był tak skondensowany, że spokojnie zmieścił w sobie rok spędzony w Polsce, a może i lepiej. Mój mózg przebudził się z letargu, został podkręcony na najwyższe obroty i ostrzelany nieoczekiwanymi bodźcami. Każdego dnia zaskakiwały mnie nowe smaki kosmicznie pysznego jedzenia, niesamowite miejsca, niezapomniane imprezy i spontaniczne perypetie jak żywcem wyjęte z filmów pokroju Californication, czy Kac Vegas.

Nigdy nie zapomnę nocy, kiedy w wyspę, na której spędzaliśmy weekend uderzył tajfun. Byliśmy odcięci od świata, a porywisty wiatr przygniatał do ziemi wysokie palmy, które wyglądały, jakby zrobione były z pianki. Poszliśmy z Mary do pokoju obok i bzykaliśmy się tak, jakby tym razem słońce miało nie wstać, a gdy dochodziliśmy, razem z nami dochodził huragan, przerabiając pobliskie chaty na drzazgi z nieopisaną furią, zalewając wszystko hektolitrami wody. Następnego dnia musieliśmy przedzierać się przez dżunglę i góry do najbliższego miasta – bez jedzenia i wody pitnej – i przy okazji kilka razy walczyć o życie. Dowiedziałem się wtedy wiele o sobie i zrozumiałem, że takich insightów nie dołączają do żadnych wycieczek all-inclusive.

Ten wyjazd zacementował moją wiarę w siebie i przekonanie, że zawsze sobie w życiu poradzę – niezależnie od okoliczności. Pozwolił mi bardzo mocno odkleić się od opinii ludzi na mój temat. Gdy nagle wybierasz się na koniec świata, poznajesz tylu wspaniałych ludzi i doświadczasz rzeczy, które zapamiętasz do końca życia, przejmowanie się hejtem jakiegoś internetowego no-life’a wydaje się być równie rozsądnym pomysłem, co sprawienie sobie dożywotniej prenumeraty Tele Tygodnia.

Zrozumiałem, że to, czy czas płynie wolno czy szybko zależy od tego, jak spędzamy nasze dni. Jeśli żyjemy rutyną, a poniedziałek zlewa się z każdym innym dniem tygodnia, to patrząc w kalendarz złapiemy się za łeb próbując zrozumieć, gdzie przepadł nam ostatni miesiąc. Jeśli z kolei doświadczamy wielu nowych bodźców, a każdy dzień wypełniony jest czymś emocjonującym i świeżym, czas się rozciąga (a wena jest King Konga). Ja po miesiącu spędzonym na Filipinach miałem wrażenie, że minął rok i absolutnie nie uważałem, że podróż minęła mi zbyt szybko. Natomiast gdy wróciłem do Polski, słuchałem od znajomych, że te 30 dni minęło im jak z bicza strzelił.

Mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać się po powrocie na Filipiny. Jestem również świadom tego, że z pewnością mnie zaskoczy, po raz kolejny wybudzając z letargu. Potrzebuję tego wyjazdu, by zdjąć mgłę z mózgu i odzyskać klarowność. Chcę sobie parę rzeczy przemyśleć i naładować baterie słoneczne. Chciałbym powiedzieć, że będę tęsknił za nocą o 16:00 i pizgawicą przegryzającą nawet najgrubszy płaszcz. Za solą, która wżera się w buty i humorami kasjerek w osiedlowych sklepach. Chciałbym, ale nie mam serca Wam kłamać.

Tak jak dwa lata temu, tak i teraz będziecie mogli ten trip przeżywać razem ze mną za pośrednictwem Instagrama. Jeśli jeszcze nie klepnęliście “follow”, to lepszej okazji nie będzie. Przy okazji, od paru dni staram się zrozumieć, w jaki sposób działa Snapchat. Nie wiem, czy jestem już tak kurewsko stary, czy ta apka jest aż tak nieintuicyjna. Po rozmowie z kumplem doszliśmy do wniosku, że trzeba chyba pójść pod najbliższe gimnazjum i zastraszyć jakiegoś yolo-gówniarza, żeby nam wszystko dokładnie wytłumaczył.

Anyway, moje konto na Snapchat: v1ncent.pl. Ogarnąłem na tyle, że potrafię coś tam wrzucić. Spodziewajcie się niespodziewanego.

Tak jak przy ostatnim tripie do Manili, tak i tym razem pojawi się kilka raportów, na bieżąco komentujących moje przygody. Stay tuned!

PS. Sorry, że wpis trochę chaotyczny, ale jutro z rana wylot, a ja nie ogarnąłem jeszcze połowy spraw, które powinny być ogarnięte.

PS2. Do przeczytania, kocham Was…

…ale tylko trochę.

Artykuł Znikam pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam/feed 0