odpoczynek – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Spinamy pośladki https://v1ncentify.prohost.pl/post/spinamy_posladki_ https://v1ncentify.prohost.pl/post/spinamy_posladki_#respond Thu, 13 Aug 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=180 Na blogu przez ostatni czas panowała posucha. Wiązało się to z moim tripem w góry, gdzie zresetowałem system i odpocząłem psychicznie od projektów, które aktualnie ciągnę. 

Artykuł Spinamy pośladki pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Na blogu przez ostatni czas panowała posucha. Wiązało się to z moim tripem w góry, gdzie zresetowałem system i odpocząłem psychicznie od projektów, które aktualnie ciągnę. 

 

Uważam, że bardzo ważne jest utrzymywanie zdrowego balansu między pracą, a odpoczynkiem. A jeśli ta równowaga jest zachwiana i czujemy się przeciążeni, trzeba po prostu uciec. Odciąć się i wyluzować. Zawsze po takich przerwach wracam ze świeżym umysłem i motywacją. Jeśli jest jedna rzecz związana z pisaniem bloga, której nienawidzę, to zmuszanie się do produkowania wpisów. Chcę pisać wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia, a palce same rwą się do klawiatury. To właśnie wtedy moje teksty gwałcą Wasze tablice na facebooku, a ja sam z zaskoczeniem stwierdzam, że chyba potrafię pisać.

Tak, wykradłem się rano z łóżka, gdy jeszcze słodko spaliście i uciekłem od Was. Bez wspólnej kawy, jajecznicy na masełku i czułego miziania. Skurwiała zagrywka, której nigdy nie odważyłem się zrobić żadnej kobiecie. Ale już jestem – i nigdzie się bez Was nie wybieram.

ZMIANY?

Kiedy blog zaczął się rozrastać, stopniowo odcinałem go od mojego życia prywatnego. Przestałem opisywać sercowe perypetie i sam sobie założyłem ostrą cenzurę. Dzisiejszy wpis jednak jest zapowiedzią skracania dystansu między mną, a Wami. Będzie więcej osobistych historii, przemyśleń ściśle powiązanych z tym, co aktualnie robię. Bez Was byłbym przecież jak aktor występujący przed pustą widownią. Kiedyś próbowałem sobie i Wam wmówić, że prowadzę bloga tylko dla siebie. Głupi byłem jak but (średnio co rok stwierdzam, że rok wcześniej byłem kompletnym kretynem – też tak macie?).

Chcę, żebyście wiedzieli, że jesteście dla mnie ważni. Skoro już zrobiło się tak ckliwie, to nie zaszkodzi dorzucić: dzięki, że jesteście.

Nawet nie wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy.

GAZ DO DECHY

Nigdy nie rozumiałem postanowień noworocznych. Kiedyś nawet, w przypływie frustracji wydaliłem o tym cały tekst, w którym pisałem:

Jeszcze ani razu w życiu, niczego sobie wraz z nowym rokiem nie postanowiłem. Dumny jestem z tego, że cele wyznaczam zawsze na bieżąco i po prostu je odhaczam. Nie potrzebuję do tego żadnej okazji. Trzeba być skończonym idiotą albo nie mieć do siebie za grosz szacunku, by przypominać sobie o realizacji własnych MARZEŃ (!) raz do roku. No kurwa, niech ktoś mi powie, co może mieć w życiu wyższy priorytet od sprintu za ważnymi dla nas rzeczami? Mowa o tych, które często prześladują nas od dzieciństwa, o których marzymy przed snem, do których tęsknie wzdychamy, gdy nikt nie patrzy.

Osobiście w tym momencie skupiam się na egzekucji kilku głównych celów. Każdy z nich ma przybliżony termin realizacji. Dziś uchylam rąbka tajemnicy i daję Wam możliwość rozliczenia mnie z dwóch z nich, na wypadek, gdybym dał dupy. Przyda mi się taki monitoring.

<naiwność>Może przy okazji będę miał na swoim grzesznym sumieniu jakiś dobry uczynek i któreś z Was przestanie się dzięki temu wpisowi opierdalać i odkładać życie na później?</naiwność>

CEL NR 1: PREMIERA KSIĄŻKI

Pierwszy tom otwierający “serię” jest już skończony i przechodzi przez bolesny proces, w którym sporo dopisuję i jednocześnie dużo wycinam i wyrzucam do kosza. Czuję się, jakbym kaleczył własne dziecko, ale tak właśnie musi to wyglądać.

Czas na oddanie tekstu do wydawnictwa mam do 31 sierpnia. Przez najbliższy tydzień lub dwa będę wstawał o 4 lub 5 rano (wyłączając weekendowe szkolenia), żeby w spokoju pracować, gdy wszyscy przeszkadzacze jeszcze śpią. Jestem obecnie w Gdańsku i mam tu względny spokój oraz wszelkie warunki do tego, by dużo robić.

Chciałbym, by moja pierwsza książka ukazała się maksymalnie wraz z początkiem października, ale wszystko zależy od tego, ile czasu pracę będzie mielić wydawnictwo. Ja oddaję ostateczny szkic 31 sierpnia i od reszty umywam rączki.

Staram się za dużo nie myśleć o premierze, bo od razu przeszywają mnie ciarki…

O czym jest i czego się po niej spodziewać? Tego dowiecie się (ale tylko po części!) we wrześniu/październiku. Na ten moment osoby, które obserwują mnie na fejsie oraz instagramie znają tytuł. W tym miejscu mogę powiedzieć tylko tyle, że “Płonąc w atmosferze” to najlepsza rzecz, jaką udało mi się napisać. I nie jest to tylko moja skromna opinia. Wait for it.

CEL NR 2: POWRÓT NA FILIPINY


– Publish your book and come back – mówili, gdy żegnaliśmy się na lotnisku.

– I will, I promise – odpowiadałem.

Miesiąc w Azji zmienił moje życie i sposób, w jaki patrzę na świat. Nic już nie jest takie samo. Jest życie przed wyprawą na Filipiny i życie po.

/Nowi czytelnicy powinni zapoznać się z moją filipińską serią – najlepiej zaczynając od Prologu./

Są miejsca, do których tęsknimy i które wizualizujemy sobie w nieskończoność. Są zdjęcia z tych miejsc, które sprawiają, że coś ściska nas w gardle. Każdy kiedyś obiecał sobie lub komuś: wrócę. Zamierzam się ze swojej obietnicy wywiązać już w listopadzie. A Wy?

Wydanie książki było warunkiem mego powrotu do Azji. Bez niej nie mam po co się tam pokazywać. Dzięki temu oba cele są ze sobą bezpośrednio powiązane. Na dniach kupuję bilety na Filipiny (listopad-grudzień), więc wcześniej muszę ogarnąć książkę – nie mam innego wyjścia!

Skoro jesteśmy już w temacie wyjazdów: przez ostatnie kilka lat nauczyłem się jednej rzeczy o ich organizacji. Chcesz gdzieś pojechać? Mocno Ci zależy? To pierdol ludzi, a drastycznie zwiększysz szanse na realizację planu. Nie uzależniaj się od znajomych. Nie namawiaj nikogo, żeby z Tobą pojechał. Nie bądź osobą, która załatwia wszystko, produkuje się, by na końcu dać się zdymać. Kup swoje bilety, bookuj hotel. Resztę miej w dupie.

Zazwyczaj, gdy organizowałem jakiś trip, to w pierwszej chwili chętni walili drzwiami i oknami. Każdy się deklarował na 100%. Natomiast, gdy przychodziło do wdrożenia planu w życie, odpadali jak jesienne liście.

Ludzie lubią gadać, obiecywać. I później lecieć w chuja. Znam serio mało osób, których słowo w kontekście długoterminowych obietnic ma jakąkolwiek wartość. Osobiście jestem tak naiwnym człowiekiem, że staram się wywiązywać z każdego pierdnięcia. A gdy nie dotrzymam słowa, męczą mnie wyrzuty sumienia. Może to kwestia wychowania, może jestem upośledzony, ale tak już mam. Moje dwa główne fetysze to punktualność i słowność, od zawsze.

Podsumowując: jeśli ktoś będzie chciał Ci towarzyszyć, to sam się zainteresuje, będzie się napraszał i dopytywał o szczegóły – czyli również inwestował w wyjazd czas i emocje. A jak zainwestuje, będzie chciał zwrotu z włożonych zasobów. Proste.

 

O EFEKTYWNOŚCI SŁÓW KILKA

 

Tak już nawiasem, ogólnie o pracy. Od jakichś dwóch tygodni całkowicie uwolniłem się od rzeczy, która najbardziej mnie rozpraszała i obniżała efektywność. Wyrzuciłem z telefonu aplikacje do fejsa oraz messengera. Wam też polecam. Zdolność do skupienia uwagi na wykonywanej czynności skoczyła w górę, jak w ostatnim czasie słupki rtęci na termometrach. W dodatku, gdy teraz z dystansu patrzę na to, jak katowałem się nic nieznaczącymi powiadomieniami i poświęcałem uwagę każdemu pierdnięciu na czacie, jestem przerażony. Jak mogłem sobie to robić? Przecież to jest patologiczna smycz. Co gorsza, smycz która nie daje ŻADNEJ wartości i NIC nie wnosi. 99% rzeczy, które dzieją się na fejsie to rzadkie gówno.

Do klepania zamiast mantry: jak ktoś będzie miał do Ciebie ważną sprawę, to wykręci Twój numer. Jak nie wykręci, to sprawa nie była ważna. Jak nie ma Twojego numeru, to nie ma również prawa zabierać Ci prywatnego czasu wcinając się w czynność, którą aktualnie wykonujesz.

Jeśli chodzi o momenty, w których pracuję – dodatkowo wyciszam telefon, kładę wyświetlaczem do dołu. Odcinam też internet w laptopie. Jeśli nie mogę go odciąć, nie wchodzę na fejsa. Pozwalam sobie jedynie mieć odpalonego youtube z muzyką oraz edytor tekstu.

Aha i zawsze przed snem kompletnie wyciszam telefon i wyłączam internet. Z rana trzeba przecież wziąć smartfon do ręki, by wyłączyć budzik, a jeśli pakiet był włączony, to po otwarciu oczu zostaniemy od razu wciągnięci w maile, powiadomienia i cały ten syf. Nie chcę zaczynać tak dnia, dlatego na pulpicie czeka na mnie najwyżej jakiś sms lub nieodebrane połączenie. Pierwsza godzina dnia jest na prysznic, dobre śniadanie i sprzątanie pokoju. Social media i powiadomienia sprawdzam do kawy, przy okazji robiąc konkretną prasówkę – czytam zaległe artykuły.

PS. Od dziś prawie wszystkie fotki z instagrama będą pojawiały się również na fanpage – taki eksperyment. Zobaczymy, czy się przyjmie.

Artykuł Spinamy pośladki pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spinamy_posladki_/feed 0