motywacja – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Czy chciałeś kiedyś wygrać w totka? https://v1ncentify.prohost.pl/post/chciales-kiedys-wygrac-totka https://v1ncentify.prohost.pl/post/chciales-kiedys-wygrac-totka#comments Thu, 22 Nov 2018 19:32:20 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3677 Jak często doceniasz to, co masz?

Artykuł Czy chciałeś kiedyś wygrać w totka? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Jak często doceniasz to, co masz?

 

Wiem, wiem – brzmię teraz jak każdy biedacoach na fejsie. Posłuchaj mnie mimo wszystko, bo to, co mam Ci dziś do powiedzenia to tylko  z pozoru banał.

 

Jeśli o mnie chodzi mam alergię na gównoporady mistrzów brandingu z serii www.imięinazwisko.pl, do takiego stopnia, że czasem wieje ode mnie ignorancją. Za przykład niech posłuży rytuał wdzięczności. Czyli wstajesz rano i wyliczasz w myślach, za co jesteś wdzięczny. Jest to sprawdzona metoda na poprawienie sobie nastroju (jej skuteczność została udowodniona za pomocą badań naukowych), a mimo to unikałem jak ognia.

 

Dlaczego?

 

Bo zbyt mocno kojarzy mi się z wcześniej wspomnianymi panami kropka pe-el, którzy rzucają wdzięcznością w mordę za każdym razem, gdy przez przypadek lub z chorej ciekawości kliniesz odnośnik, którego nie powinieneś.

 

A jednak, jestem dziś tutaj, by powiedzieć Ci: bądź, kurwa, wdzięczny.

 

Ale nie tak duchowo, czakrowo, ayahuaskowo, chujowo.

 

Bądź wdzięczny pragmatycznie i wykorzystaj to jako zasób do tego, by urosnąć, mieć większą motywację i przestać pierdolić, użalać się nad sobą.

 

Pomyśl sobie w ten sposób: jakie było prawdopodobieństwo, że urodzisz się w cywilizowanym kraju? Takim, w którym nie ma wojen, masz bezproblemowy dostęp do szkolnictwa? Zamiast w Polsce, mogłeś / mogłaś swój pierwszy krzyk wydać w dowolnym, pochłoniętym wojną państwie. Głodować w Afryce, zostać włączonym do islamskiej bojówki, walczyć o przeżycie w indyjskich slumsach.

 

Kolejna sprawa: jakie było prawdopodobieństwo tego, że nie tylko urodzisz się w cywilizowanym kraju, ale także w rodzinie, która nie musi każdego dnia walczyć o przetrwanie? Gdzie zawsze miałeś co jeść i w co się ubrać?

 

Jeśli dwie powyższe perspektywy w połączeniu nie zaserwowały Ci kopa w mordę, to mam coś na deser:

 

Zastanów się, jaka była szansa na to, że nie tylko urodzisz się w cywilizowanym kraju, w normalnej rodzinie powyżej progu biedy, ale w dodatku w tych konkretnych czasach?

 

Według mojej wiedzy żyjemy w najlepszych możliwych czasach. Nie wierzysz? Cofnij się wstecz o dowolną liczbę lat i masz przejebane.

 

Czasy prehistoryczne? Bez komentarza.

 

Średniowiecze? Średnia wieku 40 lat, ciągłe wojny, gwałty, w dodatku zabija Cię zwykłe przeziębienie. Gdy przyszedłem na świat byłem bardzo wątły, przeszedłem 3 skomplikowane operacje. W Sparcie zrzuciliby mnie ze skarpy, w średniowieczu zmarłbym po 2-3 latach od narodzin i skończył pod ziemią. A nawet, jeśli nie, to zabiłaby mnie byle grypa, najazd morderców lub (czyli) żołnierzy, ewentualnie otrzymałbym na wojnie przydział w pierwszym rzędzie pikinierów i zanim zostałbym stratowany przez nadjeżdżającą kawalerię doszczętnie osrałbym zdobyczne hajdawery. Oczywiście mógłbym urodzić się w rodzinie szlacheckiej, ale wciąż musiałbym mordować i mógłbym zostać zamordowany. Dorzućmy do tego brak antykoncepcji, śmiertelne choroby weneryczne i palenie na stosach za posiadanie innego zdania niż władza.

 

Czasy rewolucji przemysłowej? Brak wystarczającej kontroli nad życiem, tłuste konwenanse, prosta (prostacka) ścieżka kariery – nudy. No, chyba, że rodzisz się w magnaterii. Jakie na to szanse?

 

Czasy przed I wojną światową, dwudziestolecie międzywojenne lub II wojna światowa? Wciąż brud, smród, wojny. Podziękujesz za patriotyzm, wypniesz się i nie będziesz chciał ginąć za ojczyznę? Nie bój się, wciąż zabije Cię pandemia hiszpanki (od 50 mln do 100 mln ofiar w latach 1918-1919).

 

Pokolenie moich dziadków, którzy całe życie spędzili na roli? Eee…

 

Pokolenie moich rodziców, dorastanie w głębokim PRLu?

 

Prawda jest taka, że właśnie teraz mamy najlepsze możliwe czasy. Nie zabije Cię byle wirus, bo nie ma już niekontrolowanych, śmiertelnych wirusów wybijających 1/4 populacji. Nie musisz iść i ginąć za opasłych polityków, bo w Europie nie ma wojen. Nie potrzebujesz nazwiska, znajomości, kapitału na początek, by stworzyć swój biznes i wymyślić swoją karierę (rozumiesz? WYMYŚLIĆ – ludzie z poprzednich epok umarliby z zazdrości, gdyby dowiedzieli się o swobodzie, z jaką za kilkaset lat mogliby kreować własne życie).

 

Wystarczy, że posiadasz połączenie z internetem, a to w tym momencie równie powszechne, co wylewanie zawartości nocnika przez okno w średniowieczu.

 

Ogranicza Cię tylko Twoja wyobraźnia.

 

W swoim telefonie, czy laptopie posiadasz wszystkie informacje, jakich potrzebujesz – na każdy możliwy temat. Możesz wchłaniać wiedzę z książek, kursów, filmów na YouTube. Na wyciągnięcie ręki masz dostęp do umysłu ludzi, którzy zarabiają miliardy dolarów. Granice stoją otworem, możesz w dowolnej chwili kupić lot last minute i za kilkaset złotych znaleźć się gdzieś, gdzie jest ciepło, woda niebieska i nie ma Polaków (hehe).

 

Spytaj rodziców, czy w czasach swojej młodości też tak mogli.

 

Żeby budować swój brand, założyć biznes online i dotrzeć do ludzi też potrzebujesz właściwie tylko telefonu. Wyobraź sobie, że miałbyś markę budować bez Internetu. Nikt o Tobie nie wie. Ogłaszasz się przez gazety, klientów łapiesz z poleceń. Teraz w kilka sekund penetrujesz informacjami cały świat, stajesz się kimś z nikogo na pstryknięcie palcami.

 

Ja pierdolę, w tych czasach byle laska z cyckami i telefonem zarabia gruby hajs, tylko dlatego właśnie, że posiada… cycki oraz telefon. Jeśli to zjawisko nie mówi samo za siebie, to ja już nie wiem, jak otworzyć Ci oczy.

 

Podsumowująć: jakie są szanse na to, że rodzisz się jako biały człowiek w Polsce, bez defektów, w normalnej rodzinie, w tych konkretnych czasach?

 

Na moje oko wszyscy jesteśmy farciarzami.

 

Mam dla Ciebie wiadomość: właśnie wygrałeś w totka.

 

Co teraz?

Artykuł Czy chciałeś kiedyś wygrać w totka? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/chciales-kiedys-wygrac-totka/feed 7
5 minut dłużej https://v1ncentify.prohost.pl/post/5-minut-dluzej https://v1ncentify.prohost.pl/post/5-minut-dluzej#comments Tue, 07 Aug 2018 12:03:55 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3597 5 minut. Czasem tylko tyle dzieli Cię od sukcesu. "Tylko tyle" to czasem rzeka nie do przejścia.

Artykuł 5 minut dłużej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
5 minut. Czasem tylko tyle dzieli Cię od sukcesu. “Tylko tyle” to czasem rzeka nie do przejścia.

 

Najlepsze teksty pisałem po 55 minutach gapienia się w migający kursor. Przy klawiaturze trzymał mnie tylko timer i fakt, że ustaliłem z góry, że będę siedział przez okrągłą godzinę, nawet gdyby miało to oznaczać tylko wysiadywanie hemoroidów. Atakowało mnie poczucie bezsensu, marnowania czasu, nękały myśli, że jestem pusty w środku i nie mam już nic do powiedzenia. Nagle coś we mnie pękało, myśli zlewały się w nieoczekiwany sposób tworząc sznur przyczynowo-skutkowy, odpalający żarówkę. Timer sygnalizował, że godzinę już wysiedziałem – ignorowałem go, rozwalałem tamę i zalewałem pusty ekran ciągiem znaków. Po paru godzinach okazywało się, że właśnie popełniłem jeden z lepszych wpisów na blogu. Jeden z lepszych, rozumiecie? Patrzyłem na taki tekst z wytrzeszczem i myślą “kurwa, skąd to się w ogóle wzięło?” – pamiętając, że wcześniej siedziałem bezproduktywnie, użalając się nad sobą i dobijając myślami, że się wypaliłem i nawet ze spluwą przy skroni nie byłbym w stanie wypluć z siebie ani słowa.

 

Najlepsze interakcje z dziewczynami miałem wtedy, gdy po podejściu, poznaniu na ulicy, czy w klubie – zostawałem, mimo rosnącego dyskomfortu. Mimo tego, że rozmowa nam się nie kleiła, że czułem się nieswojo i miałem wrażenie, że robię z siebie debila. Przeczekiwałem najcięższy moment wiedząc, że piłka jest na boisku dopóki ona stoi i wymieniamy słowa. Takie “słabe” podejścia przeradzały się później w niezapomniane historie. Szybką kawę, jeszcze szybsze zauroczenie i wspomnienia, do których dziś mogę się uśmiechać. A mogłem odejść – jak robi to każdego dnia większość facetów. Odciąć złe emocje, uciec.

 

Najwydajniejsze treningi na siłowni robiłem wtedy, gdy po pierwszym ćwiczeniu myślałem: “dobra, to nie twój dzień Vincent. Może daruj sobie?”. Mięśnie miałem z waty, nie czułem w ogóle kopa ani najdrobniejszej motywacji do tego, by przejść do kolenego stanowiska, założyć ciężar i przerzucać żelastwo. Mimo wszystko zaciskałem zęby, odpalałem bardziej agresywną muzykę na Spotify i zatracałem się w ćwiczeniach, realizując plan. Co działo się po 20-30 minutach? Następował wyrzut endorfin, mięśnie się rozbudzały i nie wyrobrażałem sobie nie dokończyć treningu.

 


POPROSZĘ SOK

Ludzie poddają się zbyt szybko. Trafiają na pierwszy opór, ukłucie dyskomfortu i po prostu odpuszczają. Jesteśmy dla siebie zbyt wyrozumiali, obchodzimy się ze sobą jak jajkiem, czy zastawą z porcelany. Kto nauczył nas takiego kalectwa? Pójścia na łatwiznę? Fajne rzeczy w życiu nie są łatwe i bezwysiłkowe.

 

Dlatego ci, którzy idą wydeptaną ścieżką wrzucają na fejsa zdjęcia ze smutnymi cytatami, a nieliczni, zapuszczający się z maczetą w dżunglę dostają od życia sok ze świeżo wyciśniętej rzeczywistości.

 

Źle Ci się siedzi? Dupa boli od krzesła i wkurwia Cię laptop? Wcale nie jest mi przykro. Wybór masz prosty – wstać i przegrać lub zrobić sobie herbatę, zarzucić dobrą muzykę na słuchawki i posiedzieć nad case’m dodatkowe 20-30 minut.

 

Nie wiesz, o czym z nią rozmawiać? Całe ciało krzyczy “uciekajmy stąd ty samobójco”? Dobra, wracaj do rzeczywistości, w której jesteś przeczekującą życie, bierną pizdą. Albo zostań, przecież nie zejdziesz na zawał serca. W najgorszym wypadku poćwiczysz rozmowę i pożegnasz się z nią 5 minut później, w najlepszym – będziesz miał o czym opowiadać dzieciom (może z pominięciem niektórych “detali”).

 

Ciało boli, ciężary ciężkie, może po prostu siłownia nie jest dla Ciebie? Halo, mam newsa – wysiłek fizyczny nie jest DLA NIKOGO. Bo naszym podstawowym programem jest się nie przemęczać i mieć wyjebane w marnotrawienie energii, którą możesz przeznaczyć na walenie konia i gówniane produkcje Netfliksa. Możesz to olać. Możesz zostać. Ja mam to w dupie, ale Ty powinieneś się poważnie zastanowić. Czasem, na wyjątkowo ciężkich treningach, gdy przy ostatnich powtórzeniach miałem ochotę po prostu wszystko pierdolnąć i wrócić do domu, wyobrażałem sobie, że obok stoi mój trener – potężny, napakowany i lśniący murzyn, który drze się na mnie: “CIŚNIESZ, CIŚNIESZ, NIE BĄDŹ FRAJEREM!”.

 

Może śmieszne, może początki choroby psychicznej, ale działa. A jeśli działa, zostaje dodane do arsenału, którym musztruję mózg każdego dnia.

 


Nie chcę tu brzmieć jak wasz tatuś albo nadgorliwy kołcz motywacyjny, ale po prostu wkurwia mnie, że tyle osób na całym świecie wiedzie przeciętne życie wyprane z sukcesów i osiągania celów TYLKO dlatego, że poddaje się od razu, gdy robi się zbyt ciężko. Że nie wytrzymuje dodatkowych 5 minut, które mogą zmienić absolutnie wszystko.

 

Ostatnio w 5 dni zrobiłem 86 kilometrów po górach. Trzeciego lub czwartego dnia miałem kryzys. Mięśnie w nogach paliły, z nieba lał się żar zalewając czoło strugami potu, utykałem i miałem wrażenie, że wypruty jestem z jakiejkolwiek energii – a przed sobą miałem 8 godzin wspinaczki. Gdybym mógł zawrócić, zrobiłbym to – ale nie mogłem. Po 15-20 minutach marszu “rozchodziłem” nogi. Po kolejnej godzinie zapieprzałem jak z motorkiem w dupie, generując energię chyba z powietrza. Mimo wszystko przerażał mnie widok wysokiej góry, na którą maszerowałem, na której ledwo majaczyły mikro sylwetki innych ludzi. Mózg wołał “nie dasz rady”, więc skupiałem się na mniejszych celach. Ten pagórek, te dwa kamienie – pokonam je w ten sposób. W dodatku, schronisko na szczycie wyglądem przypominało klasztor z filmu Batman Begins – do którego wspinał się młody Bruce, zanim został Batmanem. Puściłem sobie więc soundtrack z tego filmu, dokładnie tą samą piosenkę, która leciała podczas scen ze wspinaczką. Po godzinie byłem na szczycie i wcale nie tak zajechany, jak obiecywał mi mój skatowany umysł – co więcej, dzięki wkręcie z Batmanem ten wysiłek był przyjemny i dał mi dużo frajdy.

 

Twoja głowa zrobi wszystko, by pójść na łatwiznę, omamić Cię i zrobić w chuja. Podsunąć Ci łatwiejszą, bezwysiłkową drogę, prostsze rozwiązanie. Twoim zadaniem natomiast jest taki bullshit wykryć i przechytrzyć mózg.

 

Jeszcze 200 metrów.

 

Jeszcze 5 minut.

 

Jeszcze to ćwiczenie.

 

Czasem tylko tyle dzieli Cię od sukcesu. “Tylko tyle” to rzeka nie do przejścia dla większości osób. Bądź inny. Zaciśnij zęby i idź przed siebie. Palące pragnienie ugasisz sokiem ze świeżo wyciśniętej rzeczywistości.

 

Artykuł 5 minut dłużej pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/5-minut-dluzej/feed 6
Jak wygląda Twoja osobista armia? https://v1ncentify.prohost.pl/post/wyglada-twoja-osobista-armia https://v1ncentify.prohost.pl/post/wyglada-twoja-osobista-armia#respond Wed, 23 May 2018 13:28:38 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3438 Gdy byłem mały i całymi godzinami bawiłem się zabawkami, lubiłem głównego bohatera (najczęściej jakiegoś Batmana) wpędzać w sytuacje bez wyjścia. Otoczony przez wrogów, koszmarnie obity, bez nadziei na pomoc przyjmował kolejne ciosy, pękały mu kości i zapowiadało się, że nadszedł koniec bohatera - że zło w końcu zatriumfuje. I właśnie wtedy przysyłałem mu odsiecz.

Artykuł Jak wygląda Twoja osobista armia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy byłem mały i całymi godzinami bawiłem się zabawkami, lubiłem głównego bohatera (najczęściej jakiegoś Batmana) wpędzać w sytuacje bez wyjścia. Otoczony przez wrogów, koszmarnie obity, bez nadziei na pomoc przyjmował kolejne ciosy, pękały mu kości i zapowiadało się, że nadszedł koniec bohatera – że zło w końcu zatriumfuje. I właśnie wtedy przysyłałem mu odsiecz.

Z nieba spadał Robin, czy inny Superman i robił z bandziorami porządek. Batman lądował w swojej jaskini, gdzie przez najbliższe dwa tygodnie Alfred przynosił mu smaczny, słodki kisiel i zmieniał okłady na obitym ciele. Bohater odzyskiwał zdrowie i wychodził w noc w poszukiwaniu kolejnego wyzwania – a ja z niechęcią zostawiałem zabawki i szedłem odrabiać pracę domową.

Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że życie tak nie działa. Że gdy będę sam, gdy każdy plan, jaki miałem zostanie zmiażdżony przez podeszwę rzeczywistości, ratunek nie spadnie z nieba. Nikt nie nadejdzie z odsieczą. Nawet najbliżsi znajomi, nawet rodzina. Znajomi, rodzice i rozdzeństwo mogą mnie jedynie wspierać, dopingować. Krzyczeć “wstawaj!” z narożnika. Ale ja sam muszę podnieść mordę z ringu, podeprzeć się łokciem, zmusić kolana do dźwignięcia obolałego ciała i wytrzymać jeszcze minutę pojedynku.

Moim obowiązkiem jest nauczyć się wstawać po upadku, ustawiać swoje myślenie w dobry sposób – taki, który będzie mnie wspierać. Tylko ja wiem, co mnie boli, dlaczego boli. Jaka była przyczyna mojej porażki, w jaki sposób znalazłem się na macie. Samodzielnie muszę rozwiązać supeł na sznurówkach. Nikt poza mną nie posiada pełnego obrazu sytuacji – który uwzględnia ukryte emocje, niewypowiedziane motywacje, skrywane kompleksy, najciemniejsze myśli – ani nie widzi sposobu, w jaki te elementy łączą się z rzeczywistością i obecną sytuacją, dając konkretny wynik.

Z tego powodu nikt nie wie lepiej ode mnie, co powinienem w danej sytuacji zrobić.

Doceniam moich przyjaciół, kocham rodzinę i cieszę się, że mam ich wsparcie. Ale to ja i moja wewnętrzna armia stajemy zawsze na pierwszej linii frontu. Gdy z nieba leje się magma, nic nie idzie po mojej myśli, a problemy przede mną piętrzą się jak tsunami połączone z tornadem, czuję jakbym słyszał kpiące: “jesteś sam? Dlaczego od razu się nie poddasz?”.

Wtedy tylko się uśmiecham. Bo wcale nie jestem sam

Wiara w siebie i w moje umiejętności to Robin, który spada z nieba i łamie kości przeciwnikom. Nawyk podnoszenia się po porażce, bez znaczenia jak bolesnej, to mój osobisty Superman, stawiający mnie na równe nogi. Pozytywne myślenie jest moją jaskinią, która daje mi przestrzeń niezbędną do regeneracji. W głowie nie mam zaciekłego wroga, tylko przyjaciela. To mój Alfred, który zawsze stoi po mojej stronie i robi wszystko, bym jak najszybciej był gotowy na kolejną rundę.

Skompletowanie tej armii zajęło mi całe lata, ale zostanie ze mną już na całe życie. Twarde przekonania, silne nawyki i kontrola myślenia. Zasoby dzięki którym mogę polegać na sobie, jednocześnie doceniając pomoc i wsparcie najbliższych osób – ale nie być od tej pomocy i wsparcia uzależnionym. Gdy staję przed ciężkim wyzwaniem, lub po prostu obrywam z nienacka, nie rozkładam bezradnie rąk, nie czekam na cud. Wstaję, otrzepuję się i przedzieram dalej.

*

Wczoraj beztrosko szedłem sobie po chodniku ze słuchawkami w uszach, ale nagle przez muzykę przebił się krzyk dziecka. Spojrzałem w lewo – mały chłopiec siedział obok swego mini-rowerku. Po policzkach ciurkiem płynęły łzy.

– Wstawaj, wstawaj – Odezwał się znudzony, męski głos. – Mama czeka z obiadem.

To ojciec chłopca, który nie zważając na lament po prostu szedł dalej chodnikiem, nie czekając na swoje dziecko. Na ten komunikat chłopiec zawył jeszcze głośniej, oczekując pomocy – a właściwie jakiejkolwiek uwagi, bo nic mu nie dolegało, ot wywrócił się, wystarczyło wstać, wsiąść na rowerek i jechać z tatą na obiad.

– No już, już, tylko się wywróciłeś, po prostu otrzep się, wstawaj i chodź. – Ojciec rzucił przez ramię, ani na chwilę nie zwalniając. Jego lekceważący ton głosu niósł nutkę rozbawienia, kompletnie robrajając aurę dramatu i końca świata, które usiłował narzucić chłopiec.

Widocznie tatuś trafił w czuły punkt, bo dzieciak zawył jeszcze głośniej. Ostatecznie nie wstał, a ojciec był zmuszony po niego wrócić i “udzielić pomocy”, okazać wsparcie. Niektórzy powiedzieliby, że gość zachował się na początku bardzo chłodno, a nawet okrutnie – ale ja jak na dłoni widziałem, czego ten ojciec chciał nauczyć syna.

W życiu będziesz sam, naucz się sam podnosić i nie oczekuj niczyjej pomocy. Nie rozdmuchuj swoich porażek i problemów. Odrzuć mentalność ofiary, bo siedzenie i użalanie się nad sobą nie przyniesie ci żadnego efektu.

Stopniowe odcinanie pępowiny i lekcje zaradności życiowej, wpajane od najmłodszych lat. Nie znam się na wychowywaniu dzieci, ale daję temu panu lajka.

 

Kto przespał lub nie miał tych lekcji w młodości, później i tak musi je odpracować i się nauczyć – tyle, że nie na bezpiecznym przykładzie rowerka, ale w prawdziwym życiu, gdzie konsekwencje biernej i roszczeniowej postawy mogą być bardzo bolesne. 

Artykuł Jak wygląda Twoja osobista armia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wyglada-twoja-osobista-armia/feed 0
Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent#comments Tue, 15 May 2018 12:37:51 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3403 Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu "musisz zapierdalać", "codziennie dawaj z siebie sto procent". Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień - przynajmniej na instagramie i snapie.

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu “musisz zapierdalać”, “codziennie dawaj z siebie sto procent”. Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień – przynajmniej na instagramie i snapie.

Później patrzysz na swoje życie. Przypominasz sobie poranek, kiedy kompletnie nic Ci się nie chciało. Odpuszczony trening na siłowni, olana dieta na rzecz pizzy o 3 w nocy i o jedno wino za dużo, mimo że alkoholu miało już nie być. Patrzysz wtedy na te wszystkie powiadomienia, te wszystkie mini-filmiki na tablicy, które piorą Ci mózg. Sugerując się mediami społecznościowymi można szybko dojść do wniosku, że wszyscy dookoła są idealni, tylko nie Ty. Że z Tobą coś nie tak. Każdy tak zapieprza, każdy z tak podkręconą czakrą motywacji, że przy nich wyglądasz jak rozczochrany pajac. I mimo tego, że w głębi duszy ktoś sepleniąc szepcze Ci “jesteś diamentem”, to jakoś coraz mniej w to wierzysz.

Fit laski na insta są tylko i wyłącznie fit. Fit laska nie zrobi Ci fotki, jak wdupia kiełbasę na ognisku, ani jak trzyma zimnego browara zamiast białkowego szejka. Motywacyjny kołcz nie wstawi zdjęcia ze zmiętolonego łóżka, z którego nie jest w stanie wygrzebać się od godziny, ani nie pochwali się, że akurat jest wkurwiony i owszem – czuje wenę – ale tylko do tego, by spuścić wpierdol świadkom Jehowy.

 

Internet to tylko wycinek życia. Ten idealny wycinek, który chcesz zaprezentować światu. Bardzo często jest to nawet wycinek, który absolutnie nie istnieje. To tylko scenografia i aktor, ustawieni idealnie tylko po to, by pstryknąć zdjęcie i wywołać w Tobie poczucie, że nie ogarniasz życia i bez przewodnika to się w miejskiej dżungli nie odnajdziesz.

Celem dzisiejszego wpisu nie jest oddanie Ci w ręce wygodnej wymówki pod tytułem “mogę się opierdalać, bo nawet moje autorytety się opierdalają”. Nie.

Celem jest uzmysłowienie Ci, że każdy ma czasem gorszy dzień. I gdy ten gorszy dzień Cię dopadnie nie wolno się biczować i generować sobie negatywnych emocji. Daj sobie przyzwolenie na bycie człowiekiem, bo z całą pewnością ludźmi nie są Twoje autorytety z insta i fejsa. To tylko marketing i tak je traktuj. Jeśli dają Ci fajną motywację i zastrzyk energii to super, wykorzystaj te zasoby. Ale nigdy nie popadaj w skrajność i pamiętaj o tym, że nie są do końca prawdziwe. To tylko obrazki ludzi – nie ludzie.

Masz prawo czuć się gorzej. Czasem idę na siłownię i po prostu nie jestem w stanie dać z siebie 100%, bo nie mam energii. Zmniejszam wtedy ilość serii lub ciężar. Rozumiem siebie i to, że po prostu zdarzają się gorsze dni. Zamiast panikować dostosowuję się ze świadomością, że prawdopodobnie kolejny trening będzie lepszy. Są momenty, gdy siadam przed laptopem i nie jestem w stanie nic napisać przez kilka długich godzin. Akceptuję to i zajmuję się czymś innym (nagradzając się jednocześnie w myślach za to, że spróbowałem). Mam sesje nagrywania vlogów, gdzie stoję przed aparatem i powtarzam po raz dziesiąty ten sam punkt, nie mogąc wbić się we flow. I to nie jest tak, że wcześniej chlałem bądź się nie wyspałem. Po prostu w ten konkretny dzień mózg odmawia posłuszeństwa i ja to rozumiem. Przestaję wtedy wymagać od siebie niemożliwego. Jeśli nie goni mnie deadline, przekładam nagrywanie na kolejny dzień. Jeśli mnie goni to po prostu nagrywam materiał tak dobrze, jak jestem w stanie to zrobić w obecnym stanie i siadam do produkcji. Oczywiście wiem, że nie jest to idealne, że najprawdopodobniej w dowolny inny dzień zrobiłbym to kilka razy lepiej – ale w produktywności nie chodzi o to, by cały czas robić wszystko na 100%, tylko o to, by robić. Nie mówię tutaj o generowaniu chałtury, po prostu najczęściej tam, gdzie wydaje nam się, że daliśmy dupy, odbiorca nie widzi aż tak dużej różnicy. Ostatecznie przecież nie liczy się to, czy realizujemy swoją wizję w najdrobniejszym nanodetalu, tylko czy udało nam się przekazać główny rdzeń.

Proponuję odrzucić presję idealności. To prawda, trzeba trzymać się za mordę, bo w innym wypadku pogrążymy się w lenistwie i bierności. Potrzebujemy konkretnych założeń, listy w todoist, priorytetów – narzędzi, dzięki którym krok po kroku każdego dnia realizujemy swoją wizję. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli na przestrzeni miesiąca trzymasz się swoich nawyków i realizujesz postanowienia, ale kilka razy zdarzy Ci się potknąć – nic się nie stało. Mania idealności tworzy przekonanie, że albo potrafisz być superczłowiekiem 24/7 albo nie powinieneś zabierać się osiąganie wyznaczonych celów, bo po prostu się nie nadajesz.

 

Prowadzi to do zbyt dużej presji, wkurwienia i wypalenia, a przede wszystkim nie ma absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, w której wszyscy się poruszamy.


BEKA Z SERII: MUSIAŁEM

Tragedia fanki Apple. Kupiła wymarzonego MacBooka, chciała przylansować się z równie dżezi workplace jako znana influencerka, ale niestety w Białymstoku nie ma Starbucksa.

Pytanie do widowni. Influencerka nosi czapkę, bo:

a) unika kontaktu wzrokowego z biednymi ludźmi

b) nie chce, by ktoś ją rozpoznał i puścił plotkę, że influencuje z byle Costy

c) czapki są nawet bardziej dżezi od workplace

 

Do wygrania pusty kubek po kawie. Zwycięzca zostanie wyłoniony z komentarzy. 

 

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent/feed 1
Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent#respond Tue, 09 May 2017 17:55:45 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2704 To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który - przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania - w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką...

...które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który – przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania – w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką…

…które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

(gdy piszę te słowa jest 18:43, 9 maja, za oknem pada śnieg, z głośników hipnotyzująco zawodzi Chris Corner)

Misio

Pies zdychał. Leżał przy budzie, z której płatami odchodziła zgniłozielona farba. Jego futro było wyblakłe, poszarpane, skołtunione. Pysk nosił głębokie blizny po latach zaciekłych walk z psami z sąsiedztwa. Misio nie skończył się dziś. Misio kończył się latami. Wpierw rozpędzona furgonetka i przetrącona miednica – wylizał się. Później złamana łapa, która zrosła się zaskakująco szybko, sprawiając jednak, że zaczął kuleć. Poharatany do nieprzytomności dochodził do siebie przez dwa tygodnie po tym, gdy stanął w obronie dziadka i sam – zwykły kundel – z furią zagrodził drogę dwóm owczarkom niemieckim, przyjmując głębokie, szarpane rany od kłów. Kolejne przygody zostawiały coraz głębsze ślady, Misio powoli się rozpadał i oddalał. Uwielbiałem tego psa, a teraz mogłem tylko patrzeć mu w oczy, które nie świeciły już blaskiem, słuchać jak sapie ciężko, zupełnie jakby chciał się na coś poskarżyć. I był z tym sam. Kręciłem, kręciliśmy się obok, a jednocześnie byłem, byliśmy daleko i nic nie mogliśmy z tym zrobić. W swoich ostatnich chwilach Misio stał się metaforą samotnej drogi, którą wszyscy idziemy. Jak obraz namalowany drżącymi palcami, maczanymi w smoliście czarnej farbie. I mimo, że nie byłem już szczeniakiem i oglądałem ten obraz wielokrotnie, nurzając się w nim w myślach, tracąc w ten sposób beztroskie dzieciństwo, to wciąż byłem wstrząśnięty. I jak za każdym razem, nie mogłem nie patrzeć na zjawisko w szerszej perspektywie.

Jesteśmy sami

Jesteśmy razem, a jednak osobno. Nikt za Ciebie nie podejdzie do tej fajnej dziewczyny, na którą się lampisz. Nie zdejmie z barków brzemienia straty i nie zatka podziurawionego jak sito serca. Nie pomoże przełknąć porażki, której smak wykręca Ci twarz, jakbyś próbował przełknąć miąższ wściekle gorzkich cytryn. Nie uwolni od odpowiedzialności za rzeczy, których nie zrobiłeś, zobowiązań, które ciążą jak betonowe buty, nie wyswobodzi z obietnic wobec samego siebie. Rodzice mogą przygotowywać dziecko na moment zderzenia się z prawdziwym życiem, ale nie da się z nim oswoić inaczej, niż go doświadczając. Mogłeś słyszeć o tym, żeby się nie przejmować, gdy ktoś się z Ciebie śmieje, ale w momencie, gdy zostałeś po raz pierwszy ośmieszony na forum klasy, zapiekły Cię policzki i nie wiedziałeś co zrobić z oczami. To było przytłaczające. Tak samo wystąpienie z referatem i pierwsze, rozpalające żołądek uczucie do kogoś, kto miał Cię w dupie. Maturalny stres, odpowiedzialność za uczucia osoby, z którą poszedłeś do łóżka, praca i obowiązki, płacenie rachunków. Te wszystkie dziwnie obce, strasznie głębokie uczucia powiązane ze wspomnieniami, przemijaniem, planami. Myśli, które przelatują przez głowę, gdy patrzysz w lustro. Czasem się do tego odbicia uśmiechasz, czasem nim gardzisz.

10 procent

I z tym wszystkim jesteś sam. Byłeś i będziesz.

Jesteśmy sami ze swoimi głębokimi emocjami, demonami, planami, zmartwieniami, kompleksami. Innym ludziom pokazujemy czubek góry lodowej, ledwie dziesięć procent siebie. Marne, wymuskane dziesięć procent zdatne do publikacji wysuwamy na linię frontu, w odwodach kłębiąc tsunami gotowe do tego, by w końcu uderzyć z pełną mocą. Przetoczyć się jak buldożer się przez konwenanse, zmiażdżyć plastikowe uśmiechy, powyrywać z korzeniami maski i rozszarpać wszystko, czego nie chcemy, a musimy. Albo schować się, zaszyć głęboko, uciec.

 

Ostatecznie jesteśmy sami, żyjemy sami i sami też umrzemy. Z innymi ludźmi możemy jedynie przebywać – każde z nas ma inną ścieżkę, priorytety, swój interes. Nikogo nie obchodzi Twój płacz, łkanie po nocach i złamane serce. W kolektywnej dupie mamy Twoją samotność, radość, wysokie loty i ciężkie upadki. Możesz kogoś zainteresować swoją historią, ale tylko na tyle, na ile ta osoba ma pamięci podręcznej – bo całą resztę mocy przeznacza na utrzymanie własnego, rozklekotanego życia w jakiejkolwiek zdatnej do funkcjonowania formie. Szok życia, ładna nazwa, tak będę na to mówił. Ludzie, doznając szoku życia próbują unikać tych rzeczy i wrócić do słodkiego, beztroskiego dzieciństwa – które było tylko iluzją, więc muszą stworzyć sobie kolejną iluzję, wirtualną, wolną od odpowiedzialności rzeczywistość. To generator dorosłych, bezradnych dzieci, uciekających od konsekwencji miękkich jak faja facetów i rozlazłych ciamajd – lasek, które są w stanie zgubić się na osiedlu w kwadrat i dzwonić po pomoc, lamentując przy tym, jakby właśnie straciły po pijaku dziewictwo.

 

Takie osoby nie mogą pogodzić się z tym, że jesteśmy sami, przez co odcinają sobie dalszą drogę eksploracji – skupiając się na oszukiwaniu samych siebie, unikaniu odpowiedzialności.

 

To dobrze, że jesteśmy sami

Nie możemy do końca poznać drugiego człowieka lub sprawić, by on zrozumiał nas – to smutne, zgadzam się.

 

Musimy dokonywać wyborów w samotności, nie dzieląc się z nikim konsekwencjami – czasem może przytłaczać, racja.

 

Tylko, zamiast skupiać się na tym, co smutne, przytłaczające i poza naszą kontrolą, może skierujmy uwagę w przeciwnym kierunku? To pobite, zmiażdżone ciężkim butem szkło to była kiedyś szklanka. Kałuża wokół wypełniała ją i ta szklanka była do połowy pełna, nie pusta.

 

Pełna. Rozumiesz?

 

Ucz się uśmiechać do odpowiedzialności, bo ona sprawia, że jesteś silny i ugruntowany, trzymasz się kupy. Baw się decyzjami wiedząc, że w dłoni ściskasz swoją przyszłość – możesz popchnąć ją w dowolnym kierunku. Wyciągaj wnioski z konsekwencji swoich decyzji i pamiętaj, że błędów nie popełnia tylko ktoś, kto ucieka od życia, nie wykonuje działania, cofa się w rozwoju i zamiast korzystać z codzienności, zamienia się w bezczynną, przerażoną larwę – z której oczywiście może coś wyrosnąć, zgadzam się, ale z całą pewnością nie będzie to motyl.

 

Możesz zejść w głąb siebie. Wyjść naprzeciw życiu, akceptując wszystkie wyzwania, które wiążą się z wybraną przez Ciebie drogą. Brać je na klatę i stawać się w tym lepszym. Odkryć w sobie całą galaktykę mechanizmów, zależności. Warstw przekonań, pragnień, motywacji i utkanych z nich uczuć. Dojść do tego, co Ciebie pasjonuje i podążyć za celem, wyruszyć w podróż. Możesz poznać, zaakceptować, pokochać siebie i ukierunkować cały swój wysiłek na to, by wzrastać, czuć się dobrze i tą energią się dzielić z innymi. Na pewnym etapie, jedyne co możesz zrobić, to szlifować swoje 10 procent w taki sposób, by dawać ludziom wartość. Zamienić je w coś pozytywnego, dającego nadzieję, inspirującego innych. Dzięki temu przyciągniesz wartościowe osoby i przestaniesz otaczać się spanikowanymi dziećmi.

 

Na pewnym poziomie wciąż będziecie mieli siebie nawzajem w dupie, bo przecież żyjemy sami i sami umieramy, ale jednocześnie, pomimo tego, będziecie mogli kolektywnie wzrastać, dzielić się wiedzą, doświadczeniem, zajebistymi emocjami i determinacją. Wraz z doświadczeniem uświadomisz sobie, że nic w Twoim życiu nie musi być, “bo tak”. Nabierzesz świadomości, że możesz wszystko poruszyć, zmodyfikować, poddać działaniu swojej woli. Tak, to brzmi jak kołczingowy bullshit, ale zaczniesz rozumieć, że każde banalne, żałosne motywacyjne powiedzonko zdaje się być kupą gówna tylko do momentu, w którym staje się podstawą Twojego życia. Z perspektywy zauważysz, że tutaj chodzi o ogólne koncepty i ścieżki, a mniej o detale.

 

To będzie jak spacer w parku. Będziesz kroczyć w swoim tempie, w konkretnie obranym kierunku. Czasem zadumany, czasem zainspirowany lub podekscytowany. Zatrzymasz się na moment, by pozdrowić osobę nadchodzącą z naprzeciwka. Przekażesz jej swoje wnioski, podzielisz się energią i jeśli będzie to ktoś właściwy – te rzeczy do Ciebie wrócą. Pomnożycie swoje 10 procent. Dzięki nim, bogatszy, po krótkiej chwili ruszysz dalej sam, bez żadnego żalu. Nie możecie pójść razem, to prawda.

 

Prawdą jest też to, że wcale nie musicie. Rozumiesz?

 

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent/feed 0