kobiety – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Gdy mą poezją były Twoje nogi https://v1ncentify.prohost.pl/post/poezja-byly-nogi https://v1ncentify.prohost.pl/post/poezja-byly-nogi#respond Mon, 04 Dec 2017 17:46:05 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3216 Kiedyś zakochiwałem się na pstryknięcie palcem

Artykuł Gdy mą poezją były Twoje nogi pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Kiedyś zakochiwałem się na pstryknięcie palcem

 

Widziałem dziewczynę w moim typie, może łapałem kontakt wzrokowy – oczywiście zrywałem go pierwszy, wlepiając oczy w chodnik, posadzkę, czubki własnych butów w autobusie – i po prostu mnie wsysało. Zapamiętywałem twarz, kolor oczu, ułożenie włosów. Linię zgrabnych nóg, które mnie hipnotyzowały i sprawiały, że nie tylko w moim brzuchu pojawiały się popkulturowe motylki, ale też zaczynałem czuć stres. Gorąco uderzało mi do głowy, kwitnąc okazałymi plamami na rozpalonych policzkach.

 

To wszystko były platoniczne uczucia, sny na jawie, którymi żyłem. Nie rozmawiałem z tymi dziewczynami, nie dotykałem ich, były całkowicie poza moim zasięgiem.

 

Wtedy po raz pierwszy się obudziłem. Po 20 latach samotności, depresyjnych myśli, obwiniania za swoje położenie wszystkich dookoła, prócz siebie. Złapałem wtyczkę Matrixa i pociągnąłem z całej siły – po raz pierwszy widząc świat takim, jaki jest naprawdę.

 

Pierwsze pocałunki, słodki smak błyszczyka na języku. Pierwszy seks i wulkan emocji, który rozchodził się po całym ciele zamiast stresu. Już nie zrywałem kontaktu wzrokowego pierwszy. Już nie żyłem w swojej głowie.

 

Podejmowałem działanie, wyhodowałem sobie parę jaj. Nazywaj to sobie, jak chcesz. Ja żyłem, po raz pierwszy czułem, jak powietrze wypełnia moje płuca. Byłem tu i teraz. Nie kiedyś. Nie kurwa 5 lat temu.

 

Pierwsze kobiety, z którymi się spotykałem pomagały mi eksplorować rzeczywistość. Moje ciało, ich ciała, naszą intymność. Emocje, których było zbyt wiele, które zalewały nas fala za falą. To było jak niekończące się tsunami, jak magiczna lampa potarta zbyt mocno, zbyt zachłannie.

 

Żyłem w filmie

 

Blady chodnik, którym szedłem i zapach własnych perfum. Guzik domofonu i rosnąca w ciele euforia. Ona otwierająca drzwi w zbyt dużej koszuli i jej długie, całkiem nagie nogi. Świeżo umyte włosy opadające na ramiona. Nerwowe gesty, atmosfera oczekiwania, zbędny film i kiczowata muzyka. Nasze złączone cienie na ścianie i świadomość, że właśnie wykroiliśmy sobie spory kawałek ciasta rzeczywistości i za moment go bezczelnie skonsumujemy. Bez lęku, konwenansów i kompletnie odcięci od świata na zewnątrz. Tu. Teraz.

 

Te chwile były jak wybuchy atomowe na horyzoncie spokojnej równiny codzienności. Podmuch tych wybuchów poruszał drzewa, bujał trawą i wprowadzał pożądany chaos do rzeczywistości. Siedziałem w znienawidzonej robocie za biurkiem i wykonywałem mechaniczne zadania z uśmiechem na ustach, czując napuchnięte sznyty na plecach, w miejscach gdzie zatopiła swe paznokcie.

 

W poszukiwaniu drugiego pierwszego zauroczenia

 

Przeżywamy nasze pierwsze miłości, pierwsze zauroczenia i eksplorujemy własną seksualność. Wszystko, co przychodzi później rzadko smakuje aż tak dobrze. Te doświadczenia są emocjonujące, niosą se sobą iskrę tych pierwszych, najważniejszych – a jednocześnie czegoś im brakuje. Jednocześnie wiesz, czego się spodziewać, a logiczny umysł odziera całość z magicznej atmosfery, trochę jak ze świętym Mikołajem i choinką. Każda kolejna Gwiazdka zawiera ułamek atmosfery, którą zapamiętałeś z dzieciństwa, a jednocześnie jest też coraz bardziej zwykła.

 

Niby dalej dostajesz od relacji to, czego chcesz, ale z tyłu głowy wiesz, że nie jest to ta sama intensywność, co kiedyś. Podnosisz kolejnym partnerom coraz wyżej poprzeczkę i zaczynasz wymagać niemożliwego – coraz łatwiej skreślając ludzi i szukając dalej.

 

/To skreślanie ludzi przychodzi nam w tych czasach zaskakująco i niepokojąco łatwo, prawda?

 

To tęsknota za drugim pierwszym razem. Równie logiczne, co próba złapania mgły w rękę, celem zabrania jej do mieszkania. Nie możesz drugi raz po raz pierwszy zapalić marihuany lub napić się piwa ukradkiem, prosząc z kumplami przypadkowego przechodnia z dowodem osobistym, by był tak uprzejmy i kupił dwie reklamówki łomży export. Możesz pójść do sklepu i sam sobie kupić alkohol. Mało ekscytujące.

 

Odstawiając na bok pretensjonalne porównania, pozostaje ostateczne pytanie.

 

Czy jesteśmy głupi, tęskniąc do naszych pierwszych, wyidealizowanych razów?

 

Wbrew pozorom i zdrowej logice, uważam, że nie jesteśmy.

 

Przez kilka ostatnich lat byłem w tym aspekcie cynikiem. Byłem, oznacza, że już nie jestem. Pewnego dnia, nie spodziewając się tego kompletnie, wpadłem pod emocjonalny pociąg, który uświadomił mi, że mogę przeżyć swój drugi, pierwszy raz.  Że mogę czuć tak intensywnie, że brakuje mi słów. Banalnie mnie zatkało, co w moim przypadku nie dzieje się dość często, jako że żyję z produkowania słów.

 

Drugi pierwszy raz jest lepszy od pierwszego, bo już znasz ten świat. Znasz siebie, swoje oczekiwania wobec drugiej osoby. Nie jesteś już nieporadny, nieporadna. Wiesz dokładnie, co zrobić, by pozwolić rzeczom się dziać. Jesteś też mądrzejszy, mądrzejsza o poprzednie sytuacje, kiedy głupota i brak doświadczenia stłukły wyjątkowy wazon.

 

/Problem jest w tym, że możesz okazję na przeżycie czegoś niesamowitego po prostu przegapić – jak już zaznaczyłem wyżej, zbyt łatwo przychodzi nam skreślanie ludzi.

 

I teraz, gdyby był to kolejny naiwny blog, czy artykuł w jakimś śmiesznym piśmie, tekst kończyłby się słowami: “po prostu czekaj, wyjątkowe uczucie samo Cię odnajdzie”. W sumie byłaby to jakaś tam prawda dla odbiorców płci żeńskiej. Kobiety w naszej kulturze rzeczywiście mogą sobie czekać i być w tym kontekście bierne (w sumie, ostatecznie to też taka umowna półprawda i jednocześnie temat na inny tekst).

 

Jeśli jesteś facetem, to czekając owszem, odnajdzie Cię uczucie – piekących odcisków na dupie.

 

Jako facet musisz być proaktywny i stwarzać sobie okazje do poznawania takich kobiet, którymi jesteś zainteresowany. Jeśli tego nie zrobisz to sorry, samo z nieba nie spadnie. Być może do tej pory żyłeś z takim przekonaniem, jeśli tak to przepraszam, że zepsułem Ci ten piękny, zimowy wieczór.

 

Na koniec mały wniosek do przemyślenia: Jeśli częściej w myślach wracasz do przeszłości i wspominasz, niż cieszysz się z życia tu i teraz, to sygnał, że powinieneś strzelić sobie z liścia, obudzić się i zająć teraźniejszością, bo właśnie przecieka Ci między palcami.

 


Tytuł dzisiejszego wpisu to fragment tekstu piosenki Pidżamy Porno – Kocięta i Szczenięta

 

Artykuł Gdy mą poezją były Twoje nogi pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/poezja-byly-nogi/feed 0
Już wiem, KIM jesteś https://v1ncentify.prohost.pl/post/juz-wiem-kim-jestes https://v1ncentify.prohost.pl/post/juz-wiem-kim-jestes#respond Mon, 13 Mar 2017 19:07:02 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2503 Jeśli masz wrażenie, że piszę te słowa wprost do Ciebie, to dlatego, że tak jest. Nie odpuściłabyś kolejnej okazji do tego, by o sobie poczytać, wiem. Podekscytowana, uważnie zjadasz wzrokiem kolejne wyrazy. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo dowartościowały Cię poprzednie wpisy, pozwalając wygodniej umościć się na tronie. Jest tylko jeden problem, droga Księżniczko.

Twój tron ma podpiłowaną nogę i w każdej chwili może się rozlecieć.

Artykuł Już wiem, KIM jesteś pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

You’re so vain
You probably think this song is about you
You’re so vain
I’ll bet you think this song is about you
Don’t you? Don’t you?

Marilyn Manson – You’re so vain

Jeśli masz wrażenie, że piszę te słowa wprost do Ciebie, to dlatego, że tak jest. Nie odpuściłabyś kolejnej okazji do tego, by o sobie poczytać, wiem. Podekscytowana, uważnie zjadasz wzrokiem kolejne wyrazy. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo dowartościowały Cię poprzednie wpisy, pozwalając wygodniej umościć się na tronie. Jest tylko jeden problem, droga Księżniczko.

Twój tron ma podpiłowaną nogę i w każdej chwili może się rozlecieć.


Ten wpis jest trzecią częścią historii i nawet nie zabieraj się za nią bez znajomości poprzednich tekstów:

Część I: Już wiem, gdzie jesteś

Część II: Już wiem, gdzie jesteś 2

Ostrzegałem.


Przeciskam się przez zardzewiałą siatkę i pole widzenia przesłania mi odrapany hotel, który wyglądem przypomina raczej statek kosmiczny. Dokładniej wrak statku, z powybijanymi szybami, obrośnięty bluszczem, zachłannie wyłaniający się z pomiędzy drzew. Puste ramy okienne zieją mrokiem i nie zachęcają do eksploracji. Mimo wszystko, wchodzimy. Pod butami chrzęści szkło, podczas gdy jesienne słońce obmacuje słabymi promieniami odrapany tynk, różnokolorowe graffiti i kikuty poręczy przy schodach. Spacerujemy po zrujnowanej sali bankietowej, zaglądamy do windy gastronomicznej i zastanawiamy się, ile drogocennych, szampańskich wymiocin przepuściły zdewastowane toalety zanim hotel popadł w ruinę.

#orłowo #cyberpunk #urbanexploration

Post udostępniony przez @v1ncent.pl

W końcu wypełzamy na dach przez potężne, wyszczerbione okiennice. Przez dłuższą chwilę chłoniemy panoramę Zatoki Gdańskiej, zalanej po horyzont granatowym, niespokojnym morzem. Zaskoczony, rozglądam się, łapiąc szerszy kontekst otoczenia. Mój wzrok spoczywa na molo. Przysiągłbym, że w ustach czuję smak truskawek.

Przyjeżdżając do Trójmiasta nie myślałem o niej. W ogóle już o niej nie myślę. Naszą historię potraktowałem identycznie, jak wiele sytuacji wcześniej. Zwymiotowałem na blog, oczyściłem się i dzięki temu mogłem zostawić w spokoju. Pozostała mi po Karolinie anegdota, czterocyfrowa liczba polubień na fejsie i zwykła, ludzka ciekawość.

Przez jakiś czas po publikacji drugiej części historii wysyłałem Karolinie MMSy i SMSy. Jesienny liść. Mój kot. Różne, prowokacyjne teksty mające zmusić ją do kontaktu. Wpierw rzeczywiście miałem nadzieję, że się odezwie i zaspokoję ciekawość. Później wysyłałem jej wiadomości, bo po prostu zrobiłem sobie z tego zabawny nawyk, a okienko rozmowy traktowałem jak notatnik. Zdjęcie naleśnika, którego zjadłem na śniadanie po nocy z Aloną; koktajl luźnych myśli, wykorzystanych później w jednym z wpisów – wszystko wędrowało do Karoliny. I wciąż otrzymywałem raporty doręczenia. W końcu wysłałem jej bezpośredni link do Już wiem, gdzie jesteś, z dopiskiem: “nie wiem, kim jesteś, ale teraz już wiesz, kim ja jestem”. Byłbym naiwny, gdybym spodziewał się reakcji. Po prostu “zabawa” mi się znudziła.

Postawiłem kropkę i przestałem pisać.

Minęły dwa lata.

A teraz patrzę na pamiętne molo w Orłowie i zastanawiam się, dlaczego znalazłem się akurat tutaj. Usiłuję skupić wzrok na samym końcu pomostu – tam, gdzie się całowaliśmy – całkiem niepotrzebnie zauważając, że z dachu hotelu musieliśmy wyglądać jak dwie małe plamki.

Robię kilka zdjęć i wracamy do zwiedzania ruin. W głowie, z pogrzebanych wspomnień kiełkują myśli. Może zadzwonić? Co by było, gdyby odebrała i mógłbym dowiedzieć się wszystkiego? Uzyskać kilka odpowiedzi?

Na tym etapie jasne dla mnie jest, że Karolina kłamała. Dopiero, gdy nabrałem dystansu do całej sytuacji zrozumiałem, jak bardzo byłem zauroczony i ślepy na fakty. Ciekawi mnie jednak, jaka stała za nią motywacja. Staram się rozwijać, stawać bardziej świadomym facetem każdego dnia. Poszerzać kompetencje i sprawiać, by moje relacje z ludźmi były lepsze. W sytuacji takiej, jak z Karoliną chcę wiedzieć, czy zrobiłem coś źle, przez co zostałem opacznie odebrany (zbyt mocno okazywałem swoje nią zauroczenie? A może pomyślała, że chcę ją tylko przelecieć i stwierdziła, ze da mi nauczkę?), czy najzwyczajniej w świecie trafiłem na niezrównoważoną socjopatkę.

Chwilowo pomijam już rozważania na temat tego, jak bardzo popierdolone jest wkręcanie komuś, że chorujesz na raka – niezależnie od pobudek. 

Biorę telefon od kumpla – wiedząc, że ode mnie by nie odebrała – i wstukuję numer.

Jest sygnał.

Drugi.

Trzeci.

– Tak, słucham? – Po prostu, po dwóch latach, najzwyczajniej w świecie, banalnie odbiera telefon i mnie słucha. Głos ma energiczny, wesoły.

– Co słychać? – pytam.

– Wszystko okej. – Kolejne słowa owija niepewność. – A kto mówi?

– Mateusz.

– Hm, Mateusz. Który?

– Poznaliśmy się jakieś dwa lata temu na wakacjach.

– Mateusz? O Boże, ty mnie jeszcze pamiętasz?

A ty jeszcze żyjesz? – Cisnęło mi się na usta, ale ostatecznie się nie przecisnęło. Jest i tak wystarczająco kiczowato, notuję na marginesie myśli, by nie robić z tego mydlanej opery.

– Przy okazji jestem w Orłowie i o tobie pomyślałem. Stwierdziłem, że skoro minęło tyle czasu, to na luzie zadzwonię i spytam z ciekawości, dlaczego nasza znajomość skończyła się tak, jak się skończyła.

– Wiesz co, ja teraz prowadzę. Mogę oddzwonić do ciebie za godzinę?

– Jasne. – Odpowiadam.

– To pa. – Klik w słuchawce.

– Jasne, że nie oddzwonisz – dodaję już sam do siebie.

Gdybym okłamał kogoś, że mam raka, później już nigdy nie miałbym odwagi do tego, by skonfrontować się z tą osobą. Chyba, że byłbym nie tyle socjopatą, co psychopatą. W tym przypadku – psychopatką. O to drugie Karoliny nie podejrzewam.

Wracamy z kumplem do Sopotu. Rozwalam się na łóżku, wpadają znajomi. Koleżanka gotuje nam kolację. Dzwoni telefon. W sensie, Karolina dzwoni.

– No heeeeeeej, ale mnie zaskoczyłeś. Co robisz w Trójmieście? – Radosny, podekscytowany głos pieści moje ucho od pierwszych sekund rozmowy.

Rozmawiamy jak para dawnych znajomych. Jakbyśmy chcieli nadrobić zaległości. Kompletny luz, droczenie się. Small talk. Zupełnie, jakby między nami nic nigdy się nie wydarzyło.

Molo.

Motyle w brzuchu.

Bezczelne kłamstwo.

Wykreślone z równania. Wycięte z chirurgiczną precyzją. Ani jedna kropla emocji nie odnajduje swojej drogi przez wielką tamę, by zdradzić swoją obecność w tonie głosu, dobieranych słowach, czy idealnie wyważonych, pełnych wyczucia pauzach – nie za długich i nie za krótkich. Po prostu koniecznych. Jakbyśmy byli na podsłuchu.

Jakbyśmy rozstali się normalnie. Bez niedopowiedzeń i robienia sobie kaszy z mózgu.

– Do kiedy jesteś w Sopocie? – pyta w końcu.

– Do wtorku – odpowiadam, maskując zaskoczenie.

– To chodźmy jutro na kawę, porozmawiamy normalnie.

W ogóle nie planowałem jej widzieć. Nie czułem nawet takiej potrzeby. Nie sądziłem, że będzie chciała. Jestem zbyt zdziwiony, by odruchowo nie wgryźć się w haczyk.

– Możemy skoczyć. O 14:00 w Sopocie?

– Pasuje. Zdzwonimy się.

Spławik znika pod wodą, żyłka napręża się gwałtownie. Metal wbija się w mięso.

Truskawki w polewie poproszę.

Czy ja właśnie ustawiłem się na spotkanie z Karoliną? Po co? Chciałem tylko odpowiedzi. Zaspokoić ciekawość. Nie chciałem patrzeć jej w oczy, plan był zupełnie inny. Spytać i uzyskać odpowiedź. Dziękuję, miłego życia. A teraz już nie potrafię nie myśleć o jutrze. Łańcuch skojarzeń został odpalony, jak przewrócona kostka domino. Nie wiem po co mi to, ale być może nie wszystko w życiu musi być “po coś”. Jednak po kilku chwilach wypracowany przez lata mechanizm przejmuje kontrolę studząc emocje i uruchamia zdrowy dystans. Ani nie walczę z żyłką, ani się jej nie poddaję. Po prostu czekam, a w międzyczasie rozpraszam czymś innym, przekierowuję skupienie.

Biorę się za pyszny rosół, otwieram piwo. Przychodzi jeszcze więcej ludzi. Wychodzimy na miasto. Jesteśmy młodzi, a Sopot wzywa. Zakochuję się tej nocy, odrywam kompletnie. Podpieram filar, ona tańczy przede mną. Nie znam jej, ale ją kocham. Podobno ma chłopaka i wyjechał dzisiaj. Zapewne dlatego ściska mnie za tyłek. Nie będzie się całować, dlatego gdy idziemy do mnie gwałtownie przyciąga mnie za rękę. Nasze usta dzielą milimetry, a łączy mały pomost z błyszczyka, który niesfornie skleja wargi. Musi wracać do koleżanek, więc wchodzi ze mną na klatkę, gdzie dociskamy się do jednej ze ścian. Wszystko dzieje się zbyt szybko, lepi się nie tylko dolna warga, kleją się do siebie spojrzenia, nasze ciała są gotowe. Ona podejmuje decyzję, tym razem na poważnie. Nie wchodzi do mieszkania, rzeczywiście musi wracać. Otwiera już drzwi na podwórko, ja spokojnie pokonuję schody. Zastygamy tak, ona przy drzwiach, ja przy skręcie w korytarz. Obserwujemy ulotną chwilę wiedząc, że to punkt przełomu. Ona może jeszcze wrócić do środka i pójdziemy do mnie. Może też ruszyć w stronę klubu. Mam wybór – dalej tak stać albo wyjąć klucze i wejść w korytarz. Udajemy, że to prawdziwe wahanie, że coś jeszcze się wydarzy. Oboje wiemy, że będzie inaczej, ale to po prostu część przyjemnej gry.

Słodkie oczekiwanie kończymy krótką pointą.

– Może się jeszcze spotkamy – szepcze, a szept wdziera się w ciszę klatki echem.

– Wątpię – odpowiadam i znikam w korytarzu.

Budzę się rano i przypominam sobie o Karolinie. Dzwonię.

Nie odbiera. Jest 11:00. Nie czuję nic. Jestem zdystansowany.

Jest 12:00. Serio? Piszę SMS.

Jest 13:30.

Jest 14:00.

Czuję się jak gówniarz, nie pierwszy raz zresztą. Wchodzę w książkę telefoniczną, odnajduję wpis. Wygrzebuję palcem haczyk.

Karolina. Na pewno skasować? Tak.

Prawie dałem się nabrać. Nigdy więcej.

Haczyk ląduje w koszu. Spadając ciągnie za sobą maleńką, czerwoną kropelkę.

*

Telefon świeci. Podnoszę i widzę, że mam nowego SMSa. Numer nie jest zapisany. Przeciągam palcem po ekranie, odblokowując klawiaturę.

Jesteś tu?

Widzę historię wiadomości. Minęły dwa miesiące od ostatniego kontaktu. O nie, kochana. Nie tym razem. Odkładam telefon i idę spać.

Następnego dnia pracuję na laptopie, mam ważny projekt, który muszę dopiąć w ciągu dwóch godzin. SMS.

Proszę skontaktuj się ze mną.

Głęboki wdech, kładę telefon wyświetlaczem do dołu. Całkiem już ześwirowała. Czuję niepokój, sytuacja robi się creepy i wywołuje nieprzyjemne ciarki. Siłą odklejam myśli i wracam do pracy.

Po godzinie drżenie wibracji wybija mnie z rytmu. Pracuję dalej, ale nie mogę się skupić. Kurwa.

Nie każ mi jeździć po Polsce i Cię szukać, nie chcę przyjeżdżać do Białegostoku, nie chcę też wchodzić na Twoje szkolenie w Poznaniu (mimo, że terminy się zgrywają i będę na miejscu). JEDEN SMS. JEDNO SŁOWO WYSTARCZY.

Głęboki wdech. Tę ostatnią wiadomość czytam kilka razy, podziwiając tanią manipulację. “Nie każ mi jeździć po Polsce” (sprawa jest bardzo ważna, a ja mam determinację, by cię znaleźć), “nie chcę przyjeżdżać do Białegostoku” (wiem, gdzie mieszkasz), “nie chcę też wchodzić na Twoje szkolenie w Poznaniu” (wiem, czym się zajmujesz + sprawa jest na tyle ważna, że jestem w stanie przerwać twoje wystąpienie), “…będę na miejscu” (musimy się spotkać). Na koniec słowa z wielkiej litery, żeby podkręcić dramat.

Pieprzona manipulantka. Odkładam telefon.

Mijają dwie godziny. Ekran wyświetlacza pali się na zielono. Odbierz / Odrzuć.

Wybór jest prosty. Odrzuć. Tym razem odpisuję: Zajęty jestem, oddzwonię później.

W odpowiedzi otrzymuję elaborat:

[Wiadomość bez zmian, dodałem tylko przecinki i ogonki – zboczenie zawodowe].

Możesz mieć mnie za kompletną idiotkę, ale nie mogę się z tym obejść obojętnie. Wczoraj miałam chwilkę więc postanowiłam wejść na “snapa” i zobaczyłam stronę, którą podałeś, potem znalazłam filmiki na YT, a ostatecznie doszłam do Twojego bloga. Tak – po roku czasu go odkryłam. Przez noc przeczytałam wszystkie posty, przede wszystkim te związane ze mną [aż dwa z dwustu trzydziestu – dop. Vincent]. Potem weszłam w wiadomości z Tobą i zobaczyłam, że równo rok temu sam mi go wysłałeś… Chciałam napisać tylko, że jestem w ciężkim szoku, jak bardzo wartościową osobą jesteś, a to oznacza jedno, że się myliłam. No cóż, tym razem to mnie zmiażdżył mechanizm pułapki. PS. Wuthering Heights – choć może dla Ciebie już zatruta, to wciąż piękna;)

 

Okej, czyli ma wyrzuty sumienia, czuje potrzebę zrehabilitowania się i jest jej głupio.

Powinno być.

Okej, czyli prawdopodobnie myślała, że chcę ją tylko bzyknąć.

Zdarza się.

Nic nie tłumaczy jednak wkręcania drugiej osobie ciężkiej choroby.

Nic. 

Skoro mam dźwignię, postanawiam jej użyć. Karolina wykorzystała moją słabość, ja wykorzystuję jej. Piszę: podaj mi profil na fejsie, będzie łatwiej pisać. W odpowiedzi otrzymuję imię i nazwisko. Nazwisko, którego dwa lata temu szukałem godzinami, a które teraz jest dla mnie jedynie ciekawostką, spinającą całą historię klamrą. Gdy wyszukiwarka wypluwa Jej zdjęcie, z dystansu obserwuję swoją reakcję. Zimny jak kamień. Zabawne, jak z czasem emocje, ludzie i rzeczy tracą na wartości.

Wysyłam zaproszenie do znajomych. Nie przyjmuje, zamiast tego pisze do mnie. No tak, gdyby mnie przyjęła istniało ryzyko, że jej znajomi i potencjalny chłopak dowiedzą się o wyimaginowanej chorobie i socjopatycznych skłonnościach. Karolina albo przecenia swój wpływ na facetów albo rzeczywiście bierze mnie za skrzywdzonego chłopca skłonnego do “zemsty”. Nie mam do niej emocjonalnej zadry, nie zamierzam ingerować w życie prywatne. Motywuje mnie jedynie ciekawość, czy będzie w stanie poświęcić swoje ego i stawić czoła prawdzie.

Piszemy, ale z rozmowy nic nie wynika. Gdy pytam ją o powód, dla którego mnie oszukała, odbija piłeczkę i bada, kiedy będę w Trójmieście, żeby się spotkać, bo woli powiedzieć mi na żywo. Do tego prowokuje mnie, żebym przyjechał tam specjalnie dla niej. Nie, nie, koleżanko. Słaby spławik, marna przynęta. Wie, że zrobiła głupotę i boi się konfrontacji. Za wszelką cenę próbuje uniknąć tłumaczenia się, jednocześnie pragnąc, bym dobrze o niej myślał. Uważa, że słodkie słowa załatwiają sprawę, a skaza znika. Zrobi wszystko, by uspokoić sumienie i nie musieć akceptować faktu, że dwa lata temu zachowała się patologicznie.

Prawda, Karolina?

Jeśli masz wrażenie, że piszę te słowa wprost do Ciebie, to dlatego, że tak jest. Nie odpuściłabyś kolejnej okazji do tego, by o sobie poczytać, wiem. Podekscytowana, uważnie zjadasz wzrokiem kolejne wyrazy. Mogę sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo dowartościowały Cię poprzednie wpisy, pozwalając wygodniej umościć się na tronie. Jest tylko jeden problem, droga Księżniczko.

Twój tron ma podpiłowaną nogę i w każdej chwili może się rozlecieć.

Przepraszam, że ten wpis wygląda tak, a nie inaczej, ale przecież mogłaś mieć na niego wpływ. Wiedziałaś, że piszę trzecią część, by zamknąć historię. Dałem Ci szansę wytłumaczenia mi i Czytelnikom swojej motywacji. Mogłaś po prostu przyznać się do błędu i skonfrontować z faktem, że zachowałaś się jak osoba niezrównoważona psychicznie. To mógłby być bodziec do tego, by przemyśleć pewne kwestie i zamiast uciekać od konsekwencji decyzji po prostu je zaakceptować i wykorzystać do tego, by się zmienić. Stać się lepszą osobą i zacząć inaczej traktować ludzi.

Być może faceci pompują Twoje ego do takiego stopnia, że całkiem się w tym wszystkim pogubiłaś i nawet nie widzisz, kiedy przekraczasz granice. Być może nienawidzisz mężczyzn lub trywialnie upojona swoim wpływem sprowadzasz do roli kukiełek dostarczających Ci rozrywki. Była kiedyś taka reklama: “Może to jej urok, a może to Maybelline”.

To Twoje rozpieszczenie, czy choroba psychiczna?

Koło karocy za moment się odkręci, koń w końcu padnie, a Ty nie będziesz mogła dalej uciekać. W zaciszu swego domu, spędzając ten wieczór przy ciepłej herbacie zastanów się nad naszą historią. Nad innymi też. 

Albo nie rób nic. Całe szczęście, to już nie mój problem.

Artykuł Już wiem, KIM jesteś pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/juz-wiem-kim-jestes/feed 0
Jak nie ranić kobiet? Zostać gejem https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak-nie-ranic-kobiet-zostac-gejem https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak-nie-ranic-kobiet-zostac-gejem#respond Wed, 01 Mar 2017 19:34:53 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2371 Takie kruche, niewinne i czułe...

Artykuł Jak nie ranić kobiet? Zostać gejem pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Takie kruche, niewinne i czułe…

Chciałbym dziś odnieść się do komentarza, który pojawił się pod jednym z moich artykułów, a przy okazji ugryźć temat traktowania kobiet, jakby były z porcelany z nieco innej strony, niż robiłem to dotychczas. Nie, to nie będzie kolejny post o tym, że kobiety bywają wyrachowane, złe i nieczułe (choć dobrze wiemy, że bywają) – ale nie krępuj się, śmiało sięgnij po popcorn. Przyda Ci się.

3, 2, 1… głęboki wdech.

(Pisownia autora komentarza bez zmian):

Napisales „ Jeśli przy tym składa Ci jakieś obietnice lub tworzy pozory, że „to coś więcej”, a Ty to łykasz, to właśnie znalazłaś się w potrzasku, a on jest głupim chujem „ Wije mi to lekka hipokryzja, z niektórych twoich wpisow sam przyznajesz ze jesteś z tym kobietami ale niczego im nie obiecujesz, ale jednocześnie nie chcesz sexu tylko wartościowej relacji zawierającej bliskosc emocjonalna, możliwość spotkania się z kobieta poza lozkiem itp. Nie kreci cie zwykly „fast food” sex tylko cos wiecej gdzie sex jest jednym z elementow a nie celem samym w sobie.

Zacznijmy od tego, że wypowiedź wyrwałeś z kontekstu i odnosiła się ona do sytuacji, w której facet zapewnia, że chce być w związku lub tworzy jedynie pozory, a patrząc obiektywnie interesuje go tylko bzykanie dziewczyny. Bez bliskości, aktywności innych niż seks i bez spotykania się poza łóżkiem.

Teraz odniosę się ogólnie do zjawiska, które opisałeś:

Ja nie wykluczam wejścia w dłuższą, monogamiczną relację i zawsze zostawiam sobie ku temu furtkę. Po prostu po pierwszym spotkaniu nie mam pojęcia, czego oczekuję od tej konkretnej dziewczyny. Nie znam jej, nie wiem jak jest nam razem i w jaki sposób nasza relacja ułoży się w dłuższej perspektywie. A jeśli nie wiem tych rzeczy, to niczego nie obiecuję, nie doklejam etykietek – generalnie nie bawię się we wróżenie z fusów, które jeszcze nikomu nie wyszło na dobre. Gdybym z miejsca naklejał etykietki, to robiłbym pod górkę nie tylko kobietom, ale przede wszystkim samemu sobie. Wymagając od siebie telepatii i przewidywania przyszłości, rzucając jakieś deklaracje bez pokrycia.

“Szukam czegoś poważnego” – a co, jeśli okaże się, że dogadujemy się jedynie w łóżku?

“Nie szukam niczego poważnego” – a co, jeśli po seksie okaże się, że jest nam razem dobrze, tylko że przy z góry narzuconych ramach relacji w tym momencie głupio będzie się wychylić, by je zmienić?

“Nie szukam niczego poważnego” – a co, jeśli kobieta, z którą moglibyśmy przeżyć coś pięknego wywnioskuje z tych słów, że szukamy lalki do ruchania i po prostu stwierdzi, że nie chce marnować na to czasu? Po co rzucać sobie takie kłody pod nogi? Prawda jest taka, że najładniejsze kobiety mają dostatek seksu, są przesycone takimi propozycjami. Wyjeżdżanie lasce prosto w twarz, że chcesz ją jedynie bzyknąć jest strzałem w k… kolano.

Mimo wszystko inwestując swój czas i energie w dana relacje zlbizasz się do kobiet w sposób intymny i pozwalasz im się zaangazowac i mieć nadzieje. To nie kwestia obietnic ani deklaracji, tego wszystkiego nie ma w sposób zwerbalizowany. Niby niczego slownie im nie obiecujesz, ale nadzieje i zaangażowanie nie koniecznie musze brac się z werbalizacji intencji, jak najbardziej można rozbudzić w kobiecie nadzieje na cos wiecej pomimo ze nie było to nasza intencja . Robimy to za pomocą innych rzeczy (niewerbalnie) mam na myśli wszystkie te cieple, czule i intymne gesty. Generalnie chdzi mi o bliskosc emocjonalna. Nie wiem jak ty ale ja nie potrafie odroznic zwyklej bliskości i zyczliwosci drugiego człowieka od bliskości swiadczacej o jego zaangażowaniu emocjonalnym.

Właśnie opisałeś sedno relacji damsko-męskich. Nie polegają one jedynie na tych “dobrych” emocjach, a jeśli masz tylko dobre, to może oznaczać, że nie są prawdziwe. Bo wszystko, co najlepsze i prawdziwe w życiu, jest słodko-gorzkie. W każdej relacji ZAWSZE na końcu ktoś cierpi. Czy oznacza to, że mamy wybrać celibat? Lub oszukiwać samych siebie, że jesteśmy w stanie zmienić prawa fizyki? Czasem coś po prostu nie wychodzi. Często poznając drugą osobę doznajesz rozczarowania i zdajesz sobie sprawę, że szukasz kogoś innego. I wtedy musi nastąpić rozstanie – tak jest po prostu fair. Z drugiej strony, czasem nie będziesz chciał relacji kończyć, ani też wchodzić w związek – po prostu bardzo polubisz z kobietą spędzać czas, więc naturalnie pojawi się chęć, by przeciągnąć taką relację w czasie.

Angażujemy, a później cierpimy. To dobrze, na tym polega życie – na hartowaniu dupy, wyciąganiu wniosków. Bez tego nie mielibyśmy sił iść dalej i poznawać nowych ludzi, byłoby to zbyt bolesne. Naturalne jest więc, że w trakcie procesu musimy nieco się znieczulić. Kobiety w swoim życiu mają do czynienia z taką ilością facetów, związków, znajomości, zawodów miłosnych i uniesień, że stają się w tym kontekście twardsze niż większość mężczyzn- ale o tym się nie mówi.

Bez jasnej komunikacji intencji, nasze relacje sa pol-uczciwe, Bo niby nie obiecujemy im nic, ale one zazwyczaj i tak po cichu liczą, że jak się z nami prześpią to nas usidlą. Taka mentalność kobiet w polsce, mimo wszystko dążą do związków i dopóki nie powiesz jej wprost “nie szukam i nie chce związku”, to niestety ale w wiekoszkosci przypadkow ją oszukujesz czy Ci się to podoba, czy nie.

Fest (znajomy, z którym prowadzę szkolenia z relacji damsko-męskich) ma to do siebie, że bardzo dużo rozmawia z kobietami przez telefon, zawsze poruszając przy tym temat związków i seksu bez zobowiązań. Wniosek z dziesiątek przeprowadzonych rozmów jest jasny: jeżeli bardzo atrakcyjna kobieta stwierdzi, że facet jest zamknięty na kontynuację relacji (chce jednego), często całkowicie zabije to jej zainteresowanie nim. Dziewczyna potrzebuje choć cienia perspektywy, że ze znajomości może być coś więcej, by pójść do łóżka, ALE jeśli po seksie okaże się, że związek w tym przypadku nie wypali, to nic wielkiego się nie dzieje. Kobiety są w tę grę lepsze niż większość facetów i mają świadomość tego, że seks nie oznacza związku. Tylko, że jest różnica pomiędzy słodką pomyłką, a celowym wdepnięciem w potłuczone szkło.

 Nie myśl za kobiety, sprawdzaj, jak wygląda rzeczywistość. 

Jeśli ktoś nigdy nie był po drugiej strony barykady to nie zrozumie bol związanego z niedozwajemniona miloscia, zaangażowaniem itp i ma mało skrupolow wobec innych. Także tutaj kwestia sumienia i tego na ile kogoś obchodzi to, co ona myśli i jak sie czuje, wiem ze znajac prawdziwa nature kobiet i tego jak bardzo podle i wyrachowane potrafia byc wobec facetow, w mezczyznie duzo sie zmienia i automatycznie korygują się „głupie” wyobrażenia i chec traktowania ich fair i po ludzku, ale nieraz trafamiamy na normalne kobiety które nie zasluzyly na krzywdę i zranienie z naszej strony, a Czasami chcąc nie chac robimy kobietom swoisty „brainfuck”. O ile z twojej strony nie ma czegos „wiecej” to kobieta może ta relacje postrzegać zupełnie inaczej i być na zupełnie innym stopniu zaangażowania nawet jeśli udaje ze wszystko jest ok, a w glebi cierpi bo się zaangazowala i nie potrafi od ciebie odejść i zrezygnowac z toksycznej relacji ktora ja niszczy. W żaden sposób cie nie krytykuje ani nie probuje umoralniać, po prostu jesteś ciekaw tego w jaki sposób komunikujesz kobietom swoje niezwiazkowe intencje, w jaki sposób informujesz je ze nie jesteś na wylacznosc i nie chcesz z nia potencjalnego związku. Pozdrawia kilkuletni czytelnik twojego bloga 🙂

Nie chodzi o to, czy ktoś był “po drugiej stronie barykady”, tylko ile razy tam był i jak sobie z tym poradził (układając głowę i emocje w dobry sposób lub popadając w negatywną spiralę). Generalizując, kobiety były tam wystarczająco często, by się w tym kontekście uodpornić bardziej, niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić. Dorzuć do równania wszystkich facetów, którzy czekają na taką kobietę na ławce rezerwowych, by ją pocieszyć. Fajna laska nigdy nie jest sama i jeśli po rozstaniu lub relacji, która nie wyszła nie chce samotnie spędzać wieczorów, to po prostu nie musi. Spotka się z którymkolwiek innym facetem, by oderwać się emocjonalnie i wrócić na normalne tory. Tak na marginesie, nieco komiczne jest to, że czytając o kobiecie leczącej swe rany innym mężczyzną nie mamy w głowie odruchu oceniającego pt. “wykorzystuje innego faceta dając mu nadzieję, a tak na serio jedynie stara się zapomnieć o poprzednim”, co tylko pokazuje jak wiele uchodzi kobietom na sucho w naszym społeczeństwie. Dziewczyny wiedzą, że nie ma nic złego we wchodzeniu w relacje, które czasem po prostu nie wychodzą.

Z kolei przeciętny facet w przypadku zawodu miłosnego przechodzi przez prawdziwe piekło, bo on musi aktywnie poznawać dziewczyny, by stworzyć sobie jakąkolwiek “ławkę rezerwową” (już nie wspominajmy o niemoralnym leczeniu się po byłej za pomocą “wykorzystywania” niewinnych, kruchych kobiet – ci faceci to prawdziwe świnie są). Nie ma jak się “wykurować”, więc cierpi. Przy braku umiejętności poznawania nowych dziewczyn to cierpienie się potęguje, bo najprawdopodobniej na kolejną okazję wejścia w relację z fajną laską będzie musiał długo poczekać i liczyć w tym kontekście na szczęście. Sytuacja beznadziejna, nic więc dziwnego, że ciężka do zniesienia, przyjmująca formę traumy.

Jeśli chcesz domniemywać, w jaki sposób działają i myślą kobiety, to mierz je ich miarą, nie własną – biorąc pod uwagę kolosalne różnice w życiu uczuciowym i doświadczeniu przeciętnej kobiety i przeciętnego faceta. W innym wypadku takie wnioskowanie jest nic niewarte i prowadzi do patologicznych przekonań i zachowań w stosunku do płci przeciwnej (traktowanie drugiej osoby jakby była porcelanową filiżanką).

Ja jakiś czas temu byłem w bardzo trudnej relacji, gdzie zarówno ja, jak i moja kobieta wiedzieliśmy, że nasz związek jest bez przyszłości. Bez wdawania się w szczegóły, zbyt dużo przeszkód stało nam na drodze, więc każde spotkanie było na wagę złota – biorąc pod uwagę, że w tle słyszeliśmy ciężkie tykanie zegara, który zapowiadał nieuchronny koniec bajki. Mimo to angażowaliśmy się jak szaleni i wyrywaliśmy kolejne spotkania, godziny i minuty, by spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Wymienić jak najwięcej czułych gestów i łez. Czyli oboje robiliśmy sobie “brain fuck” wiedząc, że całość źle się skończy. Tylko, że wiesz co? Mimo tego całego bólu, a ostatecznie ciężkiego rozstania i tak BYŁO WARTO. Dla tych momentów, gdzie super się przy sobie czuliśmy i dla wspomnień, do których oboje możemy się teraz uśmiechać. Dla zajebistego seksu, adrenaliny i endorfin. Uczucia bliskości i bycia kimś ważnym dla drugiej osoby.

Z kolei idąc Twoim tokiem rozumowania, powinniśmy być jak dwa roboty, które na chłodno kalkulują “zbyt wiele emocji nas to będzie kosztować, rozstańmy się już teraz”. Tylko, że prawdziwe życie to nie rozważania w internecie. To prawdziwi ludzie, prawdziwe emocje i decyzje, które niosą realne konsekwencje. Czasami, gdy poznamy kogoś wyjątkowego nie powinniśmy godzinami myśleć i logicznie pytać: “czy stać mnie na to, by się zaangażować i później cierpieć?”, bo to złe pytanie.

Dobre brzmi: “czy stać mnie na to, by się NIE zaangażować i stracić te wszystkie piękne chwile, które mam na wyciągnięcie ręki?”. I prawdopodobnie to jest pytanie, które zadają sobie kobiety, o których piszesz w swoim komentarzu. One nie są głupie, znają sytuację i angażują się świadomie – akceptując konsekwencje. 

Im więcej masz relacji, doświadczenia i samoświadomości, tym lepiej rozumiesz, że czas spierdala. Nie robimy się młodsi, więc tym bardziej powinniśmy korzystać z możliwości do tego, by poznawać ludzi, zakochiwać się i też cierpieć. Wzmacniać mięsień emocjonalny i brnąć dalej w poszukiwaniu kolejnej chwili, która przyspiesza serce. Nie unikać złych emocji, tylko akceptować jako część procesu i wykorzystywać je, by wzrastać, uodparniać się. Nie będziesz w stanie nadążyć za najpiękniejszymi i najbardziej pewnymi siebie, ogarniętymi życiowo kobietami, jeśli nie wyrobisz sobie równie mocnej psychiki w relacjach, co one.

Oznacza to, że działając protekcjonalnie w stosunku do samego siebie, do tego obchodząc się z każdą dziewczyną jak z jajkiem, nie będziesz wzmacniał tego emocjonalnego mięśnia, który wymagany jest do szybkiego wychodzenia z dołków, chłodnego myślenia przy mocnym zaangażowaniu i radzenia sobie z najlepszymi kobietami.

Spokojny wydech…

Artykuł Jak nie ranić kobiet? Zostać gejem pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jak-nie-ranic-kobiet-zostac-gejem/feed 0
Twarde lądowanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/twarde-ladowanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/twarde-ladowanie#respond Thu, 29 Dec 2016 19:56:15 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2152 Wróciłem z Filipin i nie było to miękkie lądowanie. Z ciepłego, przyjaznego i pozytywnego miejsca rzucony zostałem w minusowe temperatury, puste ulice i jesienno-zimowe humorki napotykanych ludzi. Na dodatek, ktoś wyłączył Słońce. Dość powiedzieć, że już jestem chory i jak każdy dorosły mężczyzna przy przeziębieniu, z trudem odpycham myśli samobójcze.

Artykuł Twarde lądowanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Wróciłem z Filipin i nie było to miękkie lądowanie. Z ciepłego, przyjaznego i pozytywnego miejsca rzucony zostałem w minusowe temperatury, puste ulice i jesienno-zimowe humorki napotykanych ludzi. Na dodatek, ktoś wyłączył Słońce. Dość powiedzieć, że już jestem chory i jak każdy dorosły mężczyzna przy przeziębieniu, z trudem odpycham myśli samobójcze.

Filipiny mnie zainspirowały i wskazały obszary, nad którymi muszę pracować. Mowa nie tylko o biznesie, blogu i przyszłych projektach, ale także o zdrowiu, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. To, co najbardziej podoba mi się w tak dalekich wycieczkach, to perspektywa i dystans, których nabiera się w trakcie. You can’t see the forest for the trees / You can’t smell your own shit on your knees, śpiewał kiedyś Manson (na którego koncert mam już kupione bilety) i zupełnie się z nim zgadzam. Miesiąc w raju pozwolił mi przemyśleć priorytety i podjąć kilka ważnych dla mnie decyzji.

Mój plan na 2017?

Napisać drugą książkę

“Płonąc w atmosferze” to książka, którą musiałem napisać. Mój debiut pisarski, spełnienie marzenia i wielki sukces, którego jesteście częścią – za co bardzo Wam dziękuję. To także moje rozliczenie się z przeszłością, z kimś, kim już nie jestem. Spalenie mostu, którym nigdy nie przejdę. Przy okazji jest to hymn dla wydarzeń, które zapoczątkowały najbardziej szalony okres w moim życiu. Gdybym nie spłonął nie byłoby bloga, ani całych zastępów facetów, którzy po wspólnych szkoleniach zrozumieli, na czym polega bycie atrakcyjnym, szczęśliwym mężczyzną. Nie mógłbym uwolnić się od pracy na etacie i samemu decydować o tym, ile mam wolnego czasu i na co przeznaczam poszczególne godziny w ciągu dnia. To jedna decyzja, która zmieniła wszystko, małe pęknięcie tworzące zupełnie nowe rozgałęzienie przyszłości – ścieżkę, którą podążyłem na drugą stronę lustra.

To jednak historia, którą chcę opowiedzieć w Blasku Szminki jest najbardziej porywająca. Jeśli “Płonąc w atmosferze” ukazuje drogę od chłopca do mężczyzny, to “Blask szminki” odpowiada na bardzo niewygodne pytanie – co dzieje się z bohaterami po napisach końcowych? Co, jeśli dostaniesz w końcu to, o czym marzyłeś? To opowieść o seksie, miłości i odkrywaniu prawdziwej natury kobiet – tej niewygodnej, niepoprawnej politycznie, którą najchętniej zamiotłyby pod dywan, jak kot zmasakrowaną choinkę z potłuczonymi bombkami.

Na ten moment napisane mam jedynie zakończenie, którego poszukiwałem przez ostatnie dwa lata. Znalazłem je (lub “ją”…) zupełnym przypadkiem i spędziłem cały tydzień przed laptopem spisując to, co przeżyłem. Jest to jeden z mocniejszych tekstów, jaki wdusiłem w klawiaturę. Teraz pozostaje dopisać całą resztę. Nie będę podawać nawet przybliżonej daty premiery, wiem jednak z całą pewnością, że pierwszy szkic zamknę w 2017 roku.

Przyspieszyć proces przekształcania bloga

Ostatni rok upłynął na stopniowym odcinaniu marki v1ncent.pl od tematyki stricte związanej z relacjami damsko-męskimi. Wszystko po to, by blog stał się bardziej przystępny, mniej hermetyczny. Dla mnie to wielka ulga i kreatywna wolność, a także możliwość dotarcia do wielu nowych Czytelników. O tym, jak dobra była to decyzja świadczy sam fakt, że przez ostatni rok podwoiłem liczbę osób, które mnie śledzą.

Czasem zdarza mi się na fanpage przypominać stare teksty – wprawne oko zauważy, że większość z nich to wpisy sprzed zaledwie roku, dwóch. Z tymi sprzed 3-4 lat nie potrafię się już w większości identyfikować, co pokazuje jak ewoluowałem nie tylko jako pisarz, ale po prostu jako osoba. Nie jest wykluczone, że stare teksty znikną z bloga na zawsze, więc jest to dobry czas, by na wszelki wypadek zrobić backup tych, które lubicie najbardziej.

W tym roku będzie sporo eksperymentów, nowych tematów, które będę poruszał. Zwiększy się również ilość wpisów, szczególnie w pierwszej połowie roku – by zrównoważyć naturalny spadek, jaki nastąpi w okresie pisania kolejnej książki.

Rozbudować Instynktowne Uwodzenie

Czyli moją firmę szkoleniową, która w 2016 roku przejęła na siebie wszystko, co związane z relacjami damsko-męskimi, odciążając markę v1ncent.pl. Razem z Festem przeszkoliliśmy całą masę facetów doprowadzając do perfekcji przekazywanie wiedzy na szkoleniach w taki sposób, by kursant zaczął odnosić sukcesy. Jestem naprawdę dumny z tego, jak rozbudowany i głęboki materiał oferujemy naszym klientom. Instynktowne Uwodzenie to uporządkowanie i dopracowanie ponad 5 lat doświadczenia w pracy coachingowej oraz najwyższa dostępna jakość na rynku.

Plany na przyszłość to mały sekret, natomiast mogę powiedzieć, że zwiększy się ilość oraz jakość vlogów wypuszczanych na YT. Będzie również dużo więcej wystąpień publicznych, bo swoboda przed kamerą oraz dawanie wykładów to dla mnie dwie bardzo ważne umiejętności, które chcę maksymalnie rozwinąć, a które w drugiej połowie bieżącego roku zaniedbałem.

Jeśli jeszcze nie wiecie, to Instynktowne cieszy się nową stroną www, którą można kochać pod tym adresem.

Opublikować opowiadanie w Nowej Fantastyce

Od dawna się do tego przymierzam, 80% mam skończone i nie mogę się zabrać do finalizacji. Jeszcze jako szczeniak marzyłem o tym, by zostać wydrukowanym w NF. Nie planuję kariery pisarza fantastyki naukowej, ale cel ten jest na mojej liście od kilku lat i najwyższa pora go z niej skreślić. Tym bardziej, że nie chwaląc się napisałem kawał dobrego opowiadania, które domaga się jedynie zakończenia i szlifów. Skąd taka pewność, że mnie wydrukują? Jakkolwiek mistycznie to nie brzmi – nie pewność, a przeczucie.


Reszta planu, który powstał w mojej głowie na Filipinach to cele dotyczące sylwetki, ubioru, pogłębiania wiedzy z różnych dziedzin, czytania książek, a także… wścibscy jesteście, co? Resztę zatrzymam dla siebie, świntuchy.

Przy okazji – dzisiejszy wpis zbiegł się z noworoczną biegunką zupełnym przypadkiem:

Dla mnie cały koncept postanowień noworocznych jest poroniony. Nie mam nic do ludzi, którzy rzeczywiście stawiając sobie takie cele konsekwentnie i bez zbędnego pierdolenia je realizują. Piszę o osobach, które raz do roku przypominają sobie, że mają chujowe życie, po czym lecąc na noworocznym rozpędzie rozpisują wszystkie zmiany, jakie chcą wprowadzić. Zazwyczaj kończy się to brutalną pobudką wraz z kolejnym pierwszym stycznia – gdy okazuje się, że nic się nie zmieniło.

 

Jeśli lubicie zwyczaj wyznaczania sobie celów na nowy rok, to pamiętajcie, że żadna motywacja nie da Wam tego, co wyrobienie nawyku i konsekwentna praca. 

Pomyślałem, że zajadę Wam na koniec jak Paulo Coelho, a następnie pójdę umrzeć, bo mam katar, a oczy przestały mieścić się w czaszce.

PS. Domagam się gorącej herbaty z cytryną i cycek na Snapchacie. Nie wiem, co robię źle, ale do tej pory fotki i filmiki otrzymywałem w większości od facetów. Nie to, żebym was nie lubił, ale preferuję podglądać płeć piękną. Wiąże się to głównie z moją orientacją seksualną. Dwa plus dwa równa się kasztan. Gdy zakładałem snapa obiecywano mi zdjęcia roznegliżowanych fanek.

Wie ktoś, gdzie złożyć zażalenie?

Artykuł Twarde lądowanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/twarde-ladowanie/feed 0
Jestem ładna, mogę wszystko? https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestem-ladna-moge-wszystko https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestem-ladna-moge-wszystko#respond Mon, 07 Nov 2016 15:25:24 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1990 Ostatnio zadałem Wam pytanie na moim fanpage:

Artykuł Jestem ładna, mogę wszystko? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Ostatnio zadałem Wam pytanie na moim fanpage:

 

Sytuacja opisana w poście wydarzyła się naprawdę, w Bratysławie. Zajście obserwował mój znajomy, który tamtej nocy wybrał się z dziewczyną do klubu. Na samym początku chciałem po prostu zrobić o tym wpis, ale pomyślałem, że lepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzenie sondy przed publikacją. Mieliście bardzo różne pomysły odnośnie tego, jak powinien zareagować poniżony facet. Niektóre mnie rozbawiły, inne zażenowały, z kilkoma się zgodziłem. Zanim przejdziemy do tego, jak sytuacja rozwiązała się w prawdziwym życiu, prześledźmy kilka pomysłów z Facebooka:

1

2

Podoba mi się, ale czegoś tu brakuje.

3

Mam problem z tym rozwiązaniem, bo brakuje tu natychmiastowej kary i napiętnowania patologicznego zachowania. Występuje też tutaj zbyt duża dysproporcja w energii, jaką trzeba poświęcić na rewanż. Pisanie historii, wykupowanie jakichś domen – za dużo roboty, a efekt i tak byłby daleki od zadowalającego.

4

Myślę, że taka słowna uwaga byłaby urocza. Ty ogładzasz przekaz i ważysz słowa, a tymczasem jesteś mokry i śmierdzisz piwem, poniżony w oczach swojej kobiety i innych ludzi. Druga propozycja, czyli wskazanie lasek ochronie niby jest jakimś wyjściem, ale to w dalszym ciągu nie jest kara współmierna do winy. Poza tym, mogłoby się okazać, że laski są stałymi klientkami lokalu i znają pracowników.

6

Kolejny słodziak 🙂

5

I znów, upomnienie słowne plus pełna akceptacja zachowania poniżej wszelkiej krytyki. Nie gra mi to.

7

Pomijając już kwestię tego, czy laska wie, czym jest sarkazm – wyszukana reakcja słowna na fizyczną agresję byłaby w tym przypadku najwyżej pocieszna.

12

Haha

8 9 10 11

 

Co zrobił bohater wpisu?

 

Oblany piwem, wystawiony na pośmiewisko facet zareagował bardzo szybko. Uderzył agresorkę z całej siły w twarz, aż nakryła się nogami. Nikt w kolejce nie zareagował, najprawdopodobniej dlatego, że składała się w większości z turystów. Facet wziął swą dziewczynę za dłoń, znokautowaną jeszcze zwyzywał i zniknął w środku (ochrona całego zajścia nie widziała, drzwi do klubu otwierały się co jakiś czas, by wpuścić kolejną porcję klientów).

Jeśli uważacie, że gość zareagował zbyt mocno, proponuję wyobrazić sobie, że piwo wylała nie kobieta, a facet. Moim zdaniem ta laska straciła przywileje przysługujące kobietom w momencie, w którym zachowała się jak ostatnia świnia. Bomba na twarz to w takim przypadku nie wybór, a konieczność. Jedyna słuszna odpowiedź na jawną agresję i naruszenie nietykalności osobistej.

Chłopak poświęcił się dla lepszej sprawy. Być może ten prosty na nos był dla niej jak wybudzenie z długiej śpiączki. Halo, tępa dzido – witamy w prawdziwym świecie. Uważam, że jego reakcja była jedyną właściwą, nawet jeśli miałaby być okupiona przekopaniem przez armię białych rycerzy z kolejki. Każda inna oznaczałaby bezapelacyjny triumf nieopisanego chamstwa. Niektórym laskom popkulturowa sieczka i walidacja społeczna tak bardzo wyprostowały zwoje mózgowe, że wydaje im się, że mogą wszystko. Nie muszą przestrzegać żadnych reguł, ani stosować się do elementarnych zasad kultury osobistej tylko dlatego, że są ładnymi kobietami. To jest tak, jakby uroda i związany z nią status społeczny usprawiedliwiał poniżanie innych ludzi. Patologia.

Cham obrzydliwy, czemu nie, piękną karierę można zrobić, chamstwo ma wielką przyszłość, cały świat stoi przed chamstwem otworem, subtelni, wstydliwi i wrażliwi ustępują przed nim, bo tylko cham by ustał i nie ustąpił, mądrzy nie wdają się w dyskusje przegrane po pierwszym ciosie maczugi, szlachetni litują się nad chama nieszczęściem, cham prze naprzód, nic nie mąci spokoju jego chamskiej duszy, cham się nie wstydzi, nie czerwieni, nie uśmiecha przepraszająco, on nawet nie widzi drwin i szyderstw, nigdy nie czuje się nieswojo i niezręcznie – ponieważ jest chamem.

 

Lód, Jacek Dukaj

 

Coraz więcej kobiet żyje w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, która rządzi się innymi prawami fizyki. Przypomina mi to rozpychanie się w zatłoczonym autobusie i sprawdzanie reakcji podróżnych. Jeśli nie ma żadnych sprzeciwów, rozpychamy się dalej. Zyskujemy więcej przestrzeni (kosztem innych), a podróż staje się dla nas bardziej komfortowa. Ponieważ nikt nie reaguje, możemy zacząć dla zabawy pluć na ludzi wokół, podsiadać ich i wyzywać prosto w twarz. Skoro za karygodne zachowanie nie spotykają nas żadne konsekwencje, to dlaczego mielibyśmy przestawać? Tym bardziej, że władza nad innymi uzależnia, zakazany owoc jest smaczny, a apetyt rośnie w miarę jedzenia?

Opryskliwe, zblazowane lale przekonane o tym, że należy im się wszystko i to w tempie ekspresowym. Laski, które przez życie idą bez stresu, obsypywane komplementami i przymilnymi uśmiechami. Panny, dla których faceci spełniliby każdą zachciankę i znieśli nawet największe poniżenia, jawną manipulację i zabawę ich kosztem. Władza psuje, wypacza wartości – a możliwości kuszą. Dlatego wcale nie dziwi mnie, że istnieją takie kobiety (i tym bardziej doceniam te bardzo atrakcyjne, które jednak pozostają normalne, bo to wymaga mocnej pracy nad sobą). Jeśli od dziecka nic się od nich nie wymaga, a akceptację otaczającego świata załatwia sam fakt, że “są”, to bardzo ciężko oczekiwać, że w magiczny sposób wykształcą w sobie silną wolę, nauczą się krytycznego myślenia, szacunku dla innych oraz gry fair. Nawet inteligentna osoba mogłaby się w końcu ugiąć i przyzwyczaić do królewskiego traktowania. Seks na pstryknięcie palcami, sponsorowane kolacje, przywileje, wszechobecna usłużność, drogie wycieczki. W ekstremalnych przypadkach otrzymujemy więc skrajnie odrealnione idiotki pokroju tej z dzisiejszego wpisu – idiotki, które jeszcze nigdy nie spotykały konsekwencji bezczelnego (lub być może – o zgrozo – nieświadomego) przekraczania granic.

Bo przecież najczęściej takim dziewczynom się wybacza. Faceci bez żadnych standardów zaakceptują każdą bezczelność, dopóki widzą szansę na dobranie się do majtek. Słabsze koleżanki chcą lśnić w cudzym blasku i mieć z tego profity, więc dalej będą się podlizywać i przechadzać dumnie w świetle jupiterów, licząc lajki i serduszka, które wpadają rykoszetem. Postronne osoby, obrywając odłamkami gówna wolą się nie wychylać, by nie wystawić się na publiczny lincz.

Jak nisko upadliśmy jako cywilizacja, jeśli pierwszym odruchem jest akceptacja lub słowne upomnienie osoby, która narusza naszą godność w tak bydlęcy i upokarzający sposób – tylko dlatego, że jest atrakcyjną fizycznie kobietą?


Co jest tutaj najbardziej smutne, to możliwość, że nokaut wcale naszej bohaterki nie uświadomił. Być może po otrząśnięciu się i dojściu do siebie stwierdziła, że trafiła na prostaka bez grama szacunku i że w istocie to ONA jest tutaj ofiarą. Prawo grupy działa tak, by utrzymać panujące w niej wartości – tutaj racjonalizację całej sytuacji mogłaby dodatkowo wspomóc koleżanka: “Co za bezczelny frajer!” oraz inni znajomi, którzy świadkami wydarzenia nie byli. Nawet, jeśli przy każdym spojrzeniu na opuchniętą twarz w lustrze podświadomość podpowiadałaby, że tym razem przesadziła i tak wyglądają konsekwencje, mechanizm wyparcia nie pozwoliłby jej tego zaakceptować – oznaczałoby to przecież przebudowanie całego systemu wartości i poddanie własnej osoby krytyce.

Na to nie stać czasem nawet bardzo inteligentnych i świadomych ludzi, co dopiero mówić o…

Artykuł Jestem ładna, mogę wszystko? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestem-ladna-moge-wszystko/feed 0