filipiny – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Twarde lądowanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/twarde-ladowanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/twarde-ladowanie#respond Thu, 29 Dec 2016 19:56:15 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2152 Wróciłem z Filipin i nie było to miękkie lądowanie. Z ciepłego, przyjaznego i pozytywnego miejsca rzucony zostałem w minusowe temperatury, puste ulice i jesienno-zimowe humorki napotykanych ludzi. Na dodatek, ktoś wyłączył Słońce. Dość powiedzieć, że już jestem chory i jak każdy dorosły mężczyzna przy przeziębieniu, z trudem odpycham myśli samobójcze.

Artykuł Twarde lądowanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Wróciłem z Filipin i nie było to miękkie lądowanie. Z ciepłego, przyjaznego i pozytywnego miejsca rzucony zostałem w minusowe temperatury, puste ulice i jesienno-zimowe humorki napotykanych ludzi. Na dodatek, ktoś wyłączył Słońce. Dość powiedzieć, że już jestem chory i jak każdy dorosły mężczyzna przy przeziębieniu, z trudem odpycham myśli samobójcze.

Filipiny mnie zainspirowały i wskazały obszary, nad którymi muszę pracować. Mowa nie tylko o biznesie, blogu i przyszłych projektach, ale także o zdrowiu, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. To, co najbardziej podoba mi się w tak dalekich wycieczkach, to perspektywa i dystans, których nabiera się w trakcie. You can’t see the forest for the trees / You can’t smell your own shit on your knees, śpiewał kiedyś Manson (na którego koncert mam już kupione bilety) i zupełnie się z nim zgadzam. Miesiąc w raju pozwolił mi przemyśleć priorytety i podjąć kilka ważnych dla mnie decyzji.

Mój plan na 2017?

Napisać drugą książkę

“Płonąc w atmosferze” to książka, którą musiałem napisać. Mój debiut pisarski, spełnienie marzenia i wielki sukces, którego jesteście częścią – za co bardzo Wam dziękuję. To także moje rozliczenie się z przeszłością, z kimś, kim już nie jestem. Spalenie mostu, którym nigdy nie przejdę. Przy okazji jest to hymn dla wydarzeń, które zapoczątkowały najbardziej szalony okres w moim życiu. Gdybym nie spłonął nie byłoby bloga, ani całych zastępów facetów, którzy po wspólnych szkoleniach zrozumieli, na czym polega bycie atrakcyjnym, szczęśliwym mężczyzną. Nie mógłbym uwolnić się od pracy na etacie i samemu decydować o tym, ile mam wolnego czasu i na co przeznaczam poszczególne godziny w ciągu dnia. To jedna decyzja, która zmieniła wszystko, małe pęknięcie tworzące zupełnie nowe rozgałęzienie przyszłości – ścieżkę, którą podążyłem na drugą stronę lustra.

To jednak historia, którą chcę opowiedzieć w Blasku Szminki jest najbardziej porywająca. Jeśli “Płonąc w atmosferze” ukazuje drogę od chłopca do mężczyzny, to “Blask szminki” odpowiada na bardzo niewygodne pytanie – co dzieje się z bohaterami po napisach końcowych? Co, jeśli dostaniesz w końcu to, o czym marzyłeś? To opowieść o seksie, miłości i odkrywaniu prawdziwej natury kobiet – tej niewygodnej, niepoprawnej politycznie, którą najchętniej zamiotłyby pod dywan, jak kot zmasakrowaną choinkę z potłuczonymi bombkami.

Na ten moment napisane mam jedynie zakończenie, którego poszukiwałem przez ostatnie dwa lata. Znalazłem je (lub “ją”…) zupełnym przypadkiem i spędziłem cały tydzień przed laptopem spisując to, co przeżyłem. Jest to jeden z mocniejszych tekstów, jaki wdusiłem w klawiaturę. Teraz pozostaje dopisać całą resztę. Nie będę podawać nawet przybliżonej daty premiery, wiem jednak z całą pewnością, że pierwszy szkic zamknę w 2017 roku.

Przyspieszyć proces przekształcania bloga

Ostatni rok upłynął na stopniowym odcinaniu marki v1ncent.pl od tematyki stricte związanej z relacjami damsko-męskimi. Wszystko po to, by blog stał się bardziej przystępny, mniej hermetyczny. Dla mnie to wielka ulga i kreatywna wolność, a także możliwość dotarcia do wielu nowych Czytelników. O tym, jak dobra była to decyzja świadczy sam fakt, że przez ostatni rok podwoiłem liczbę osób, które mnie śledzą.

Czasem zdarza mi się na fanpage przypominać stare teksty – wprawne oko zauważy, że większość z nich to wpisy sprzed zaledwie roku, dwóch. Z tymi sprzed 3-4 lat nie potrafię się już w większości identyfikować, co pokazuje jak ewoluowałem nie tylko jako pisarz, ale po prostu jako osoba. Nie jest wykluczone, że stare teksty znikną z bloga na zawsze, więc jest to dobry czas, by na wszelki wypadek zrobić backup tych, które lubicie najbardziej.

W tym roku będzie sporo eksperymentów, nowych tematów, które będę poruszał. Zwiększy się również ilość wpisów, szczególnie w pierwszej połowie roku – by zrównoważyć naturalny spadek, jaki nastąpi w okresie pisania kolejnej książki.

Rozbudować Instynktowne Uwodzenie

Czyli moją firmę szkoleniową, która w 2016 roku przejęła na siebie wszystko, co związane z relacjami damsko-męskimi, odciążając markę v1ncent.pl. Razem z Festem przeszkoliliśmy całą masę facetów doprowadzając do perfekcji przekazywanie wiedzy na szkoleniach w taki sposób, by kursant zaczął odnosić sukcesy. Jestem naprawdę dumny z tego, jak rozbudowany i głęboki materiał oferujemy naszym klientom. Instynktowne Uwodzenie to uporządkowanie i dopracowanie ponad 5 lat doświadczenia w pracy coachingowej oraz najwyższa dostępna jakość na rynku.

Plany na przyszłość to mały sekret, natomiast mogę powiedzieć, że zwiększy się ilość oraz jakość vlogów wypuszczanych na YT. Będzie również dużo więcej wystąpień publicznych, bo swoboda przed kamerą oraz dawanie wykładów to dla mnie dwie bardzo ważne umiejętności, które chcę maksymalnie rozwinąć, a które w drugiej połowie bieżącego roku zaniedbałem.

Jeśli jeszcze nie wiecie, to Instynktowne cieszy się nową stroną www, którą można kochać pod tym adresem.

Opublikować opowiadanie w Nowej Fantastyce

Od dawna się do tego przymierzam, 80% mam skończone i nie mogę się zabrać do finalizacji. Jeszcze jako szczeniak marzyłem o tym, by zostać wydrukowanym w NF. Nie planuję kariery pisarza fantastyki naukowej, ale cel ten jest na mojej liście od kilku lat i najwyższa pora go z niej skreślić. Tym bardziej, że nie chwaląc się napisałem kawał dobrego opowiadania, które domaga się jedynie zakończenia i szlifów. Skąd taka pewność, że mnie wydrukują? Jakkolwiek mistycznie to nie brzmi – nie pewność, a przeczucie.


Reszta planu, który powstał w mojej głowie na Filipinach to cele dotyczące sylwetki, ubioru, pogłębiania wiedzy z różnych dziedzin, czytania książek, a także… wścibscy jesteście, co? Resztę zatrzymam dla siebie, świntuchy.

Przy okazji – dzisiejszy wpis zbiegł się z noworoczną biegunką zupełnym przypadkiem:

Dla mnie cały koncept postanowień noworocznych jest poroniony. Nie mam nic do ludzi, którzy rzeczywiście stawiając sobie takie cele konsekwentnie i bez zbędnego pierdolenia je realizują. Piszę o osobach, które raz do roku przypominają sobie, że mają chujowe życie, po czym lecąc na noworocznym rozpędzie rozpisują wszystkie zmiany, jakie chcą wprowadzić. Zazwyczaj kończy się to brutalną pobudką wraz z kolejnym pierwszym stycznia – gdy okazuje się, że nic się nie zmieniło.

 

Jeśli lubicie zwyczaj wyznaczania sobie celów na nowy rok, to pamiętajcie, że żadna motywacja nie da Wam tego, co wyrobienie nawyku i konsekwentna praca. 

Pomyślałem, że zajadę Wam na koniec jak Paulo Coelho, a następnie pójdę umrzeć, bo mam katar, a oczy przestały mieścić się w czaszce.

PS. Domagam się gorącej herbaty z cytryną i cycek na Snapchacie. Nie wiem, co robię źle, ale do tej pory fotki i filmiki otrzymywałem w większości od facetów. Nie to, żebym was nie lubił, ale preferuję podglądać płeć piękną. Wiąże się to głównie z moją orientacją seksualną. Dwa plus dwa równa się kasztan. Gdy zakładałem snapa obiecywano mi zdjęcia roznegliżowanych fanek.

Wie ktoś, gdzie złożyć zażalenie?

Artykuł Twarde lądowanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/twarde-ladowanie/feed 0
Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach#respond Thu, 01 Dec 2016 06:37:08 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2089 Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Złapał dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz. W tej samej chwili gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy.

 

Jestem oderwany od rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby ktoś złapał mnie za głowę, wyciągnął z korzeniami, poszatkował, posypał chilli i wystrzelił w kosmos. Tydzień na Filipinach przelewa się w mojej głowie, wymieszane noce, imprezy, dziewczyny, alkohol. W kilka dni doświadczyłem więcej, niż przez ostatni rok.

 

Sunrises be like… #pool #sunrise #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Jest zupełnie tak, jak w moim wpisie “Spotkamy się gdzieś na końcu świata”. Przeżywam przygodę życia, którą sobie wyśniłem. Codziennie obecny, wyciskający każdy wieczór jak sok ze słodkiego mango. Tegoroczny wyjazd bije poprzedni na głowę. Wszystkiego jest więcej. Ludzi, miejsc, kobiet (figur geometrycznych), smaków, niezapomnianych momentów. Aż ciężko mi zrozumieć, że to dopiero 1/3 całego wyjazdu. Dzieją się tu rzeczy, w które ciężko uwierzyć, a co dopiero je opisać? Brakuje mi słów, a ludziom, którzy nigdy nie mieli okazji odwiedzić Azji – punktów odniesienia. Tym razem postanowiłem zrezygnować z dokładnych raportów opisujących moje perypetie. Po pierwsze są zbyt hardcore’owe nawet jak na ten blog (Californication przy tym to dobranocka), po drugie szkoda mi na to czasu. O ostatnich siedmiu dniach mógłbym napisać książkę, zmieszczenie tego w jednym wpisie byłoby niesprawiedliwe. Postanowiłem zachować te przeżycia w swoim serduszku. Nie obrazicie się, prawda?

Domóweczka #villa #poolparty #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Powoli wprowadzam w codzienność jakiś porządek. Ostatnie 7 dni spałem po 2-3 godziny na dobę, piłem za dużo alkoholu i robiłem nieskończone cardio w sypialni. Teraz Krzysiek i Lips, dwa imprezowe zwierzaki, opuścili Manilę, więc będzie nieco spokojniej. To oni prowokowali szalone momenty, byli jak tykająca bomba. Wszystkie dopuszczalne normy arogancji zostały przekroczone wielokrotnie, a zakazy wyśmiane. Dlatego też wczorajszy dzień powitałem z ulgą. Cieszyłem się, że nie wychodzę do klubu i nie muszę spotykać się z żadną dziewczyną. Teraz planuję powrót na siłownię po złamaniu nadgarstka. Będę sprawdzał, które ćwiczenia mogę z nim wykonywać, bo pomimo długiej rekonwalescencji, wciąż mi pobolewa. 

 

Chill. #manila #philippines #trip #coast

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

 

Czuję obezwładniające, pozytywne zmęczenie i uśmiecham się do wszystkich niezapomnianych momentów z minionego tygodnia.

 

Do szalonej imprezy w willi z basenem, gdzie w pewnym momencie ktoś odkręcił gaz i poszedł szukać zapalniczki, podczas gdy całe pomieszczenie wypełniało się łatwopalną substancją. Wkrótce idiota z ogniem wrócił, a stojący nieopodal chłopak złapał nieświadomą dziewczynę, szarpnął nią i wypadli na zewnątrz zanim powstała iskra. Sekundę później gaz eksplodował, a kuchnią wstrząsnęła mała eksplozja. Kula ognia naznaczyła blaskiem pobliski basen, w którym dryfowały puszki po piwie oraz wielki posąg pandy (nie pytajcie proszę, co robiła tam panda). Nie wiem jak to możliwe, ale nikt nie odniósł poważnych obrażeń.

 

Do koncertu Armina, na który wprosiliśmy się omijając 3 godzinną kolejkę, listę gości oraz bramkarzy – tylko dlatego, że jesteśmy biali.

 

Do nieprzespanych nocy, pływania w basenie o 5 rano, drinków przed śniadaniem i rozmów na tarasie 54 piętra Gramercy.

 

Do wszystkich biforów, wspólnych wyjść i rozmów z niesamowicie zgraną ekipą. Nie do wiary, że potrafiliśmy spotkać się na drugim końcu świata po dwóch latach przerwy. Gdy tylko się zobaczyliśmy, to było tak, jakbyśmy nigdy nie opuścili Manili i przeżywali bezpośredni sequel poprzedniego wyjazdu.

 

Do sytuacji, których opisać tutaj nie mogę, ale które na zawsze będą wywoływać niespokojne łaskotanie w żołądku.

 

Przy okazji… to bardzo dziwne uczucie, słyszeć kolędy w każdym lokalu, oglądać udekorowane choinki – jednocześnie ocierając pot z czoła i znosząc 27 stopniowy upał.

 

 

Dobra, czas odpowiedzieć na pytanie, które ciągle powtarza się w mailach i prywatnych wiadomościach na fanpage:

 

Ile kosztuje miesiąc na Filipinach?

 

home, sweet home #gramercy #manila #makati #philippines

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Przelot 2,5-3 tysiące złotych

Polecam wybierać linie Emirates lub Quatar Airways. Po pierwsze dlatego, że oferują najwyższy standard, posiłki na pokładzie oraz nieograniczone przekąski i drinki. Po drugie, przelot tymi liniami z międzylądowaniem w Dubaju lub Abu Dhabi trwa nie więcej, niż 21-25 godzin. Czasem możesz dorwać tańszy bilet innych linii za powiedzmy 2k, ale wtedy lecisz 30-40, a czasem nawet 50 godzin i masz 3 przesiadki. Jeśli lubisz hardcore możesz się skusić, ale te oszczędzone 500 zł nie jest warte zachodu – 20-25 godzin lotu z jednym międzylądowaniem to i tak tortury.

 

Mieszkanie 1,5-2 tysiące złotych.

Mowa o zadbanym, klimatyzowanym pokoju w samym sercu Manili. Za 300-500 złotych więcej wynajmiesz apartament w Gramercy (szukamy na airbnb) – najwyższym i najbardziej prestiżowym wieżowcu w stolicy. To właśnie tutaj mieszkam. W budynku masz siłownię, saunę, basen, galerię handlową, pralnię – jest samowystarczalny. Niestety klub na 71 piętrze jest zamknięty, a szkoda. Oprócz pięknej panoramy miasta nocą, oferował świetną logistykę. Chciałeś do klubu, wsiadałeś w windę i już.

 

 

Jedzenie, imprezy 1 tysiąc złotych na tydzień

Za 1000 PLN masz codzienny clubbing, alkohol, najlepsze restauracje i wożenie się taksówkami po całym mieście. Jeśli dużo nie imprezujesz i nie masz tak szalonej ekipy, spokojnie przeżyjesz za połowę tej kwoty.

 

 

Lokalna karta SIM z nieograniczonym transferem 100 złotych

Osobiście używam Globe. Niestety, internet jest bardzo wolny, nawet jeśli podpinasz się pod wifi.

 

 

Bilet lotniczy na Boracay 200 złotych, nocleg 50-70zł za noc

Wyspa, którą musisz odwiedzić wybierając się na Filipiny. Warto obserwować mój Instagram oraz snapchata (v1ncent.pl), bo już jutro tam lecę. Wstukajcie sobie “Boracay” na Google, a zrozumiecie, dlaczego jest to must-see. Biały piasek o konsystencji mąki, krystalicznie czysta woda, niesamowite imprezy, tłuste nietoperze i zapierające dech w piersiach widoki.

 

 

Rooftop party #rooftop #beers #trip #philippines #manila

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @v1ncent.pl

Co jest tanie?

Lokalne jedzenie na bazarkach (około 10zł za pełny obiad), niektóre knajpy. Papierosy i alkohol, o ile kupujesz je w sklepach. Taksówki są prawie za darmo – 15 minutowy kurs kosztuje 10-15 złotych (trzeba cisnąć kierowcę, by włączał taksometr i pilnować trasy na gps). Bardzo dobrze funkcjonuje tu Uber i posiada opcję rozliczania się w gotówce, co mnie pozytywnie zaskoczyło. 

Co jest drogie?

Picie w klubach (około 50 złotych za drinka), niektóre restauracje, owoce oraz warzywa (małe pudełko truskawek lub czereśni 50 PLN). Ceny produktów spożywczych w sklepach zbliżone do tych u nas.


Gdzie mnie śledzić?

Instagram: v1ncent.pl

Snapchat: v1ncent.pl

 


Co z książkami?

 

Dostałem wiele zapytań na temat dostępności Płonąc w atmosferze. Mój wyjazd na Filipiny nie wpływa w żaden sposób na proces i płynność wysyłek. Książkę cały czas zamawiać można bezpośrednio na moim blogu.

 

Na dziś to tyle. Do następnego. Ulepcie za mnie bałwana, okej?

 

Artykuł Ile kosztuje miesiąc na Filipinach? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/ile-kosztuje-miesiac-na-filipinach/feed 0
Znikam https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam#respond Sun, 20 Nov 2016 20:54:29 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2056 Gdy opuszczałem Manilę dwa lata temu, ktoś mi powiedział: "Publish your book and come back here". Książkę wydałem, bilety mam kupione i odliczam czas do momentu, w którym rozparty w wygodnym fotelu będę mógł uśmiechnąć się do ślicznej stewardessy i poprosić o Jamesona z sokiem jabłkowym. Tym razem obiecuję pić rozsądnie, tj. tak, żeby nie zemdleć na pokładzie samolotu.

Artykuł Znikam pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy opuszczałem Manilę dwa lata temu, ktoś mi powiedział: “Publish your book and come back here”. Książkę wydałem, bilety mam kupione i odliczam czas do momentu, w którym rozparty w wygodnym fotelu będę mógł uśmiechnąć się do ślicznej stewardessy i poprosić o Jamesona z sokiem jabłkowym. Tym razem obiecuję pić rozsądnie, tj. tak, żeby nie zemdleć na pokładzie samolotu.

Jeśli miałbym powtórzyć tylko jedno doświadczenie z mego krótkiego życia, byłaby to z całą pewnością podróż na Filipiny. Manila zmieniła mnie na zawsze i mimo 24 miesięcy, jakie minęły od ostatniej podróży – nie przestałem tęsknić nawet na chwilę.

Pomimo rozległych raportów, jakie spisywałem wtedy na blogu, nie zamknąłem wyprawy żadnym podsumowaniem. Zabierałem się do tego kilka razy i za każdym ostatecznie się poddawałem. Przerastało mnie, że miałbym skompresować takie przeżycia do notki na blogu. Z drugiej strony wiedziałem też, że wciąż znajduję się pod wpływem bardzo silnych emocji i mogę pewne kwestie przekoloryzować. Ponieważ już jutro z rana wsiadam w samolot, wrzucam tu na szybko mały flashback:

Wizyta w Azji była jak przejście na drugą stronę lustra, do świata z innymi prawami fizyki. Dzięki tak dalekiej podróży nabrałem dystansu do samego siebie, spraw, które zostawiłem w Polsce i przekonałem się do regularnego kręcenia vlogów. Zrozumiałem, jak bardzo tempo i intensywność skorelowane są z miejscem, w którym się żyje. Przestałem wierzyć w bajkę pt. “jeśli bardzo chcesz, możesz żyć na najwyższych obrotach niezależnie od tego, gdzie byś nie mieszkał”. Bawiąc się w warszawskim klubie nie możesz spontanicznie wyciągnąć z niego znajomych po to, by w trzy godziny później podziwiać wschód słońca na plaży rajskiej wyspy, z drinkiem mango w łapie. Co najwyżej możesz ich wyciągnąć na kebaba. Tu nie chodzi o chęci, a o możliwości. Wbrew temu, co prawią znani kołcze od samorozwojowej masturbacji, wizualizacją załatwisz sobie tylko wymarzone Ferrari.

Miesiąc, który spędziłem na Filipinach był tak skondensowany, że spokojnie zmieścił w sobie rok spędzony w Polsce, a może i lepiej. Mój mózg przebudził się z letargu, został podkręcony na najwyższe obroty i ostrzelany nieoczekiwanymi bodźcami. Każdego dnia zaskakiwały mnie nowe smaki kosmicznie pysznego jedzenia, niesamowite miejsca, niezapomniane imprezy i spontaniczne perypetie jak żywcem wyjęte z filmów pokroju Californication, czy Kac Vegas.

Nigdy nie zapomnę nocy, kiedy w wyspę, na której spędzaliśmy weekend uderzył tajfun. Byliśmy odcięci od świata, a porywisty wiatr przygniatał do ziemi wysokie palmy, które wyglądały, jakby zrobione były z pianki. Poszliśmy z Mary do pokoju obok i bzykaliśmy się tak, jakby tym razem słońce miało nie wstać, a gdy dochodziliśmy, razem z nami dochodził huragan, przerabiając pobliskie chaty na drzazgi z nieopisaną furią, zalewając wszystko hektolitrami wody. Następnego dnia musieliśmy przedzierać się przez dżunglę i góry do najbliższego miasta – bez jedzenia i wody pitnej – i przy okazji kilka razy walczyć o życie. Dowiedziałem się wtedy wiele o sobie i zrozumiałem, że takich insightów nie dołączają do żadnych wycieczek all-inclusive.

Ten wyjazd zacementował moją wiarę w siebie i przekonanie, że zawsze sobie w życiu poradzę – niezależnie od okoliczności. Pozwolił mi bardzo mocno odkleić się od opinii ludzi na mój temat. Gdy nagle wybierasz się na koniec świata, poznajesz tylu wspaniałych ludzi i doświadczasz rzeczy, które zapamiętasz do końca życia, przejmowanie się hejtem jakiegoś internetowego no-life’a wydaje się być równie rozsądnym pomysłem, co sprawienie sobie dożywotniej prenumeraty Tele Tygodnia.

Zrozumiałem, że to, czy czas płynie wolno czy szybko zależy od tego, jak spędzamy nasze dni. Jeśli żyjemy rutyną, a poniedziałek zlewa się z każdym innym dniem tygodnia, to patrząc w kalendarz złapiemy się za łeb próbując zrozumieć, gdzie przepadł nam ostatni miesiąc. Jeśli z kolei doświadczamy wielu nowych bodźców, a każdy dzień wypełniony jest czymś emocjonującym i świeżym, czas się rozciąga (a wena jest King Konga). Ja po miesiącu spędzonym na Filipinach miałem wrażenie, że minął rok i absolutnie nie uważałem, że podróż minęła mi zbyt szybko. Natomiast gdy wróciłem do Polski, słuchałem od znajomych, że te 30 dni minęło im jak z bicza strzelił.

Mniej więcej wiem, czego mogę się spodziewać się po powrocie na Filipiny. Jestem również świadom tego, że z pewnością mnie zaskoczy, po raz kolejny wybudzając z letargu. Potrzebuję tego wyjazdu, by zdjąć mgłę z mózgu i odzyskać klarowność. Chcę sobie parę rzeczy przemyśleć i naładować baterie słoneczne. Chciałbym powiedzieć, że będę tęsknił za nocą o 16:00 i pizgawicą przegryzającą nawet najgrubszy płaszcz. Za solą, która wżera się w buty i humorami kasjerek w osiedlowych sklepach. Chciałbym, ale nie mam serca Wam kłamać.

Tak jak dwa lata temu, tak i teraz będziecie mogli ten trip przeżywać razem ze mną za pośrednictwem Instagrama. Jeśli jeszcze nie klepnęliście “follow”, to lepszej okazji nie będzie. Przy okazji, od paru dni staram się zrozumieć, w jaki sposób działa Snapchat. Nie wiem, czy jestem już tak kurewsko stary, czy ta apka jest aż tak nieintuicyjna. Po rozmowie z kumplem doszliśmy do wniosku, że trzeba chyba pójść pod najbliższe gimnazjum i zastraszyć jakiegoś yolo-gówniarza, żeby nam wszystko dokładnie wytłumaczył.

Anyway, moje konto na Snapchat: v1ncent.pl. Ogarnąłem na tyle, że potrafię coś tam wrzucić. Spodziewajcie się niespodziewanego.

Tak jak przy ostatnim tripie do Manili, tak i tym razem pojawi się kilka raportów, na bieżąco komentujących moje przygody. Stay tuned!

PS. Sorry, że wpis trochę chaotyczny, ale jutro z rana wylot, a ja nie ogarnąłem jeszcze połowy spraw, które powinny być ogarnięte.

PS2. Do przeczytania, kocham Was…

…ale tylko trochę.

Artykuł Znikam pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/znikam/feed 0
Spinamy pośladki https://v1ncentify.prohost.pl/post/spinamy_posladki_ https://v1ncentify.prohost.pl/post/spinamy_posladki_#respond Thu, 13 Aug 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=180 Na blogu przez ostatni czas panowała posucha. Wiązało się to z moim tripem w góry, gdzie zresetowałem system i odpocząłem psychicznie od projektów, które aktualnie ciągnę. 

Artykuł Spinamy pośladki pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Na blogu przez ostatni czas panowała posucha. Wiązało się to z moim tripem w góry, gdzie zresetowałem system i odpocząłem psychicznie od projektów, które aktualnie ciągnę. 

 

Uważam, że bardzo ważne jest utrzymywanie zdrowego balansu między pracą, a odpoczynkiem. A jeśli ta równowaga jest zachwiana i czujemy się przeciążeni, trzeba po prostu uciec. Odciąć się i wyluzować. Zawsze po takich przerwach wracam ze świeżym umysłem i motywacją. Jeśli jest jedna rzecz związana z pisaniem bloga, której nienawidzę, to zmuszanie się do produkowania wpisów. Chcę pisać wtedy, kiedy mam coś do powiedzenia, a palce same rwą się do klawiatury. To właśnie wtedy moje teksty gwałcą Wasze tablice na facebooku, a ja sam z zaskoczeniem stwierdzam, że chyba potrafię pisać.

Tak, wykradłem się rano z łóżka, gdy jeszcze słodko spaliście i uciekłem od Was. Bez wspólnej kawy, jajecznicy na masełku i czułego miziania. Skurwiała zagrywka, której nigdy nie odważyłem się zrobić żadnej kobiecie. Ale już jestem – i nigdzie się bez Was nie wybieram.

ZMIANY?

Kiedy blog zaczął się rozrastać, stopniowo odcinałem go od mojego życia prywatnego. Przestałem opisywać sercowe perypetie i sam sobie założyłem ostrą cenzurę. Dzisiejszy wpis jednak jest zapowiedzią skracania dystansu między mną, a Wami. Będzie więcej osobistych historii, przemyśleń ściśle powiązanych z tym, co aktualnie robię. Bez Was byłbym przecież jak aktor występujący przed pustą widownią. Kiedyś próbowałem sobie i Wam wmówić, że prowadzę bloga tylko dla siebie. Głupi byłem jak but (średnio co rok stwierdzam, że rok wcześniej byłem kompletnym kretynem – też tak macie?).

Chcę, żebyście wiedzieli, że jesteście dla mnie ważni. Skoro już zrobiło się tak ckliwie, to nie zaszkodzi dorzucić: dzięki, że jesteście.

Nawet nie wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy.

GAZ DO DECHY

Nigdy nie rozumiałem postanowień noworocznych. Kiedyś nawet, w przypływie frustracji wydaliłem o tym cały tekst, w którym pisałem:

Jeszcze ani razu w życiu, niczego sobie wraz z nowym rokiem nie postanowiłem. Dumny jestem z tego, że cele wyznaczam zawsze na bieżąco i po prostu je odhaczam. Nie potrzebuję do tego żadnej okazji. Trzeba być skończonym idiotą albo nie mieć do siebie za grosz szacunku, by przypominać sobie o realizacji własnych MARZEŃ (!) raz do roku. No kurwa, niech ktoś mi powie, co może mieć w życiu wyższy priorytet od sprintu za ważnymi dla nas rzeczami? Mowa o tych, które często prześladują nas od dzieciństwa, o których marzymy przed snem, do których tęsknie wzdychamy, gdy nikt nie patrzy.

Osobiście w tym momencie skupiam się na egzekucji kilku głównych celów. Każdy z nich ma przybliżony termin realizacji. Dziś uchylam rąbka tajemnicy i daję Wam możliwość rozliczenia mnie z dwóch z nich, na wypadek, gdybym dał dupy. Przyda mi się taki monitoring.

<naiwność>Może przy okazji będę miał na swoim grzesznym sumieniu jakiś dobry uczynek i któreś z Was przestanie się dzięki temu wpisowi opierdalać i odkładać życie na później?</naiwność>

CEL NR 1: PREMIERA KSIĄŻKI

Pierwszy tom otwierający “serię” jest już skończony i przechodzi przez bolesny proces, w którym sporo dopisuję i jednocześnie dużo wycinam i wyrzucam do kosza. Czuję się, jakbym kaleczył własne dziecko, ale tak właśnie musi to wyglądać.

Czas na oddanie tekstu do wydawnictwa mam do 31 sierpnia. Przez najbliższy tydzień lub dwa będę wstawał o 4 lub 5 rano (wyłączając weekendowe szkolenia), żeby w spokoju pracować, gdy wszyscy przeszkadzacze jeszcze śpią. Jestem obecnie w Gdańsku i mam tu względny spokój oraz wszelkie warunki do tego, by dużo robić.

Chciałbym, by moja pierwsza książka ukazała się maksymalnie wraz z początkiem października, ale wszystko zależy od tego, ile czasu pracę będzie mielić wydawnictwo. Ja oddaję ostateczny szkic 31 sierpnia i od reszty umywam rączki.

Staram się za dużo nie myśleć o premierze, bo od razu przeszywają mnie ciarki…

O czym jest i czego się po niej spodziewać? Tego dowiecie się (ale tylko po części!) we wrześniu/październiku. Na ten moment osoby, które obserwują mnie na fejsie oraz instagramie znają tytuł. W tym miejscu mogę powiedzieć tylko tyle, że “Płonąc w atmosferze” to najlepsza rzecz, jaką udało mi się napisać. I nie jest to tylko moja skromna opinia. Wait for it.

CEL NR 2: POWRÓT NA FILIPINY


– Publish your book and come back – mówili, gdy żegnaliśmy się na lotnisku.

– I will, I promise – odpowiadałem.

Miesiąc w Azji zmienił moje życie i sposób, w jaki patrzę na świat. Nic już nie jest takie samo. Jest życie przed wyprawą na Filipiny i życie po.

/Nowi czytelnicy powinni zapoznać się z moją filipińską serią – najlepiej zaczynając od Prologu./

Są miejsca, do których tęsknimy i które wizualizujemy sobie w nieskończoność. Są zdjęcia z tych miejsc, które sprawiają, że coś ściska nas w gardle. Każdy kiedyś obiecał sobie lub komuś: wrócę. Zamierzam się ze swojej obietnicy wywiązać już w listopadzie. A Wy?

Wydanie książki było warunkiem mego powrotu do Azji. Bez niej nie mam po co się tam pokazywać. Dzięki temu oba cele są ze sobą bezpośrednio powiązane. Na dniach kupuję bilety na Filipiny (listopad-grudzień), więc wcześniej muszę ogarnąć książkę – nie mam innego wyjścia!

Skoro jesteśmy już w temacie wyjazdów: przez ostatnie kilka lat nauczyłem się jednej rzeczy o ich organizacji. Chcesz gdzieś pojechać? Mocno Ci zależy? To pierdol ludzi, a drastycznie zwiększysz szanse na realizację planu. Nie uzależniaj się od znajomych. Nie namawiaj nikogo, żeby z Tobą pojechał. Nie bądź osobą, która załatwia wszystko, produkuje się, by na końcu dać się zdymać. Kup swoje bilety, bookuj hotel. Resztę miej w dupie.

Zazwyczaj, gdy organizowałem jakiś trip, to w pierwszej chwili chętni walili drzwiami i oknami. Każdy się deklarował na 100%. Natomiast, gdy przychodziło do wdrożenia planu w życie, odpadali jak jesienne liście.

Ludzie lubią gadać, obiecywać. I później lecieć w chuja. Znam serio mało osób, których słowo w kontekście długoterminowych obietnic ma jakąkolwiek wartość. Osobiście jestem tak naiwnym człowiekiem, że staram się wywiązywać z każdego pierdnięcia. A gdy nie dotrzymam słowa, męczą mnie wyrzuty sumienia. Może to kwestia wychowania, może jestem upośledzony, ale tak już mam. Moje dwa główne fetysze to punktualność i słowność, od zawsze.

Podsumowując: jeśli ktoś będzie chciał Ci towarzyszyć, to sam się zainteresuje, będzie się napraszał i dopytywał o szczegóły – czyli również inwestował w wyjazd czas i emocje. A jak zainwestuje, będzie chciał zwrotu z włożonych zasobów. Proste.

 

O EFEKTYWNOŚCI SŁÓW KILKA

 

Tak już nawiasem, ogólnie o pracy. Od jakichś dwóch tygodni całkowicie uwolniłem się od rzeczy, która najbardziej mnie rozpraszała i obniżała efektywność. Wyrzuciłem z telefonu aplikacje do fejsa oraz messengera. Wam też polecam. Zdolność do skupienia uwagi na wykonywanej czynności skoczyła w górę, jak w ostatnim czasie słupki rtęci na termometrach. W dodatku, gdy teraz z dystansu patrzę na to, jak katowałem się nic nieznaczącymi powiadomieniami i poświęcałem uwagę każdemu pierdnięciu na czacie, jestem przerażony. Jak mogłem sobie to robić? Przecież to jest patologiczna smycz. Co gorsza, smycz która nie daje ŻADNEJ wartości i NIC nie wnosi. 99% rzeczy, które dzieją się na fejsie to rzadkie gówno.

Do klepania zamiast mantry: jak ktoś będzie miał do Ciebie ważną sprawę, to wykręci Twój numer. Jak nie wykręci, to sprawa nie była ważna. Jak nie ma Twojego numeru, to nie ma również prawa zabierać Ci prywatnego czasu wcinając się w czynność, którą aktualnie wykonujesz.

Jeśli chodzi o momenty, w których pracuję – dodatkowo wyciszam telefon, kładę wyświetlaczem do dołu. Odcinam też internet w laptopie. Jeśli nie mogę go odciąć, nie wchodzę na fejsa. Pozwalam sobie jedynie mieć odpalonego youtube z muzyką oraz edytor tekstu.

Aha i zawsze przed snem kompletnie wyciszam telefon i wyłączam internet. Z rana trzeba przecież wziąć smartfon do ręki, by wyłączyć budzik, a jeśli pakiet był włączony, to po otwarciu oczu zostaniemy od razu wciągnięci w maile, powiadomienia i cały ten syf. Nie chcę zaczynać tak dnia, dlatego na pulpicie czeka na mnie najwyżej jakiś sms lub nieodebrane połączenie. Pierwsza godzina dnia jest na prysznic, dobre śniadanie i sprzątanie pokoju. Social media i powiadomienia sprawdzam do kawy, przy okazji robiąc konkretną prasówkę – czytam zaległe artykuły.

PS. Od dziś prawie wszystkie fotki z instagrama będą pojawiały się również na fanpage – taki eksperyment. Zobaczymy, czy się przyjmie.

Artykuł Spinamy pośladki pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/spinamy_posladki_/feed 0