dzialanie – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 W obliczu sztormu bądź kapitanem swego okrętu https://v1ncentify.prohost.pl/post/obliczu-sztormu-badz-kapitanem-swego-okretu https://v1ncentify.prohost.pl/post/obliczu-sztormu-badz-kapitanem-swego-okretu#comments Thu, 18 Apr 2019 12:10:55 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3905 Wykończony po 5 dniach szkolenia, które prowadziłem, wsiadam do auta. Do bagażnika wrzucam torbę, walizkę, laptopa. Siadam w wygodnym fotelu kierowcy i marzę tylko o tym, by już znaleźć się w łóżku. Odpalam muzę, włączam nawigację i wciskam przycisk "START". Nic się nie dzieje. Próbuję ponownie.

Artykuł W obliczu sztormu bądź kapitanem swego okrętu pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Kraków, sobota, 4 w nocy.

 

Wykończony po 5 dniach szkolenia, które prowadziłem, wsiadam do auta. Do bagażnika wrzucam torbę, walizkę, laptopa. Siadam w wygodnym fotelu kierowcy i marzę tylko o tym, by już znaleźć się w łóżku. Odpalam muzę, włączam nawigację i wciskam przycisk “START”. Nic się nie dzieje. Próbuję ponownie.

 

I znowu — gówno.

 

Świetnie. Auto właśnie padło na amen, a ja:

 

1) Jestem w obcym mieście.

 

2) Na dziedzińcu osiedla, do którego wjeżdża się przez tunel — laweta się nie zmieści.

 

3) W poniedziałek mam być w Warszawie, by ogarnąć ostatnie rzeczy przed urodzinami w Zakopanem.

 

Jasne, wkurwiam się. Oczywiście, czuję się bezradny. Te uczucia przytłaczają mnie przez kilka długich minut.

 

W końcu jednak stwierdzam: dziś już nic z tym nie zrobię, więc nie ma sensu o tym myśleć. Teraz muszę dotrzeć do łóżka, położyć się spać, a jutro z rana zadzwonię w kilka miejsc i opracuję plan działania. Zamawiam Ubera i gaszę moim myślom światło.

 

Z rana wykonuję parę telefonów. Wpierw podjeżdża taksówkarz z kablami.

— Panie, a gdzie do chuja, panie. Auto mi usmaży, nie będę nawet próbował się podpinać.

 

No to fajnie. Dzwonię po pomoc drogową. Przyjeżdża gość z porządnym sprzętem — auto, tak czy siak, nie chce odpalić, więc to nie akumulator.

 

Jest niedziela, jutro mam być w Warszawie. Wiem już, że nie będę, więc zamiast karmić emocje takie, jak: zawód, wkurwienie, bezsilność i zamiast biczować się w myślach, sortuję wszystko na chłodno:

 

1) Muszę zmienić plany, na sto procent nie wyrobię się do Warszawy przed urodzinami — poproszę kogoś, by załatwił te rzeczy za mnie.

 

2) Ogarnę sobie awaryjny transport do Zakopca na wypadek, gdyby auto musiało zostać w warsztacie na dłużej.

 

3) Dziś zrobię research dobrych warsztatów w Krakowie, a jutro z samego rana ogarnę wizytę, lawetę i łamigłówkę, w jaki sposób wyciągnąć auto z dziedzińca.

 

4) Gdy już wytypuję warsztat, po prostu odpuszczę i skupię się na czymś innym, bo dziś i tak już nic nie zdziałam — warsztaty w niedzielę są pozamykane.

 

Tylko dzięki tym założeniom jestem w stanie resztę dnia spędzić na luzie i cieszyć się wspólnym wieczorem z moją dziewczyną — nie wylewając na nią moich emocji. Jasne, czasem uciekam w myśli i roztrząsam sytuację. Pozwalam sobie też trochę ponarzekać — jestem tylko człowiekiem.

 

Jednak za każdym razem, gdy łapię się na jednej z tych dwóch rzeczy — staram się na powrót znaleźć tu i teraz oraz skupić się na byciu produktywnym. Odciąć od emocji, pozwolić im się wypalić bez podsycania ognia. 

 

Kolejnego dnia sprawy potoczyły się błyskawicznie — zaklepałem dobry warsztat, laweciarz pomógł mi wypchnąć auto z dziedzińca, a już pod wieczór wiedziałem, że przepaliły się kable od rozrusznika — nie była to poważna usterka.

 

Sytuacja bardzo szybko się rozwiązała, odzyskałem moją dorożkę i na urodziny pojechałem z uśmiechem na ustach. Jestem jednak w stanie wyobrazić sobie, jak to wszystko by wyglądało jeszcze parę lat wcześniej:

 

1) Wkurwiłbym się niemiłosiernie i karmiłbym tę emocję, przez co musiałbym zacząć wypromieniowywać je na zewnątrz — odłamkami oberwaliby moi bliscy.

 

2) Przez kilka dni chodziłbym ze smolistą chmurą nad głową, przejmując się rzeczami, które są poza moją kontrolą — przez co stałbym się zestresowany, asocjalny, nieproduktywny i drażliwy.

 

3) W nieskończoność roztrząsałbym całą sytuację, podsycając mentalność ofiary (dlaczego akurat ja? Dlaczego akurat teraz?), nie mogąc pogodzić się z tym, że przy nieoczekiwanym zwrocie wydarzeń należy skorygować plan i iść dalej, a nie płakać nad tym, że uległ on zmianie.

 

Przykład powyższej historii banalny, ale zadaj sobie pytanie: jak często wkurzasz się, karmisz mentalność ofiary i w nieskończoność biczujesz w myślach, gdy przytrafia Ci się jakaś losowa sytuacja?

  • Dostajesz mandat.
  • Ucieka Ci pociąg.
  • Psuje Ci się auto.
  • Coś krzyżuje starannie dopieszczone plany.

 

Za każdym razem, gdy przytrafi Ci się coś takiego, najlepsze co możesz zrobić (dla siebie i swoich bliskich) to po prostu wyłączyć emocje, wziąć głęboki wdech i przejść w tryb działania.

 

Spytać samego siebie, na chłodno:

 

Na co konkretnie mam tutaj realny wpływ, a co znajduje się poza moją kontrolą?

 

Bardzo często, w obliczu losowych sytuacji marnujemy energię i rozdmuchujemy negatywne emocje, skupiając się na całkowicie nieproduktywnych aspektach danego zdarzenia. Wrzucamy sobie bez końca: dlaczego ja? Teraz muszę zmienić plany. Ja pierdolę. Dlaczego ten pociąg mi uciekł? Mogłem wcześniej wyjść z domu.

 

Tutaj trzeba na chłodno powiedzieć sobie: Okej, nie mam wpływu na to, że pociąg mi uciekł — to jest fakt. Nie zmienię tego w żaden sposób i muszę to zaakceptować.

 

Jakie działania dotyczące rzeczy pod moją kontrolą muszę wykonać, by problem rozwiązać?

 

Teraz powinienem usiąść w kawiarni, otworzyć laptop i kupić kolejny bilet.

 

Które plany muszę zmienić, biorąc pod uwagę obecną sytuację?

 

Muszę też wykonać parę telefonów, by przełożyć umówione spotkania. Czas oczekiwania na następny transport mogę wypełnić, odpisując na zaległe e-maile.


Brzmi jak konkretny plan? Oczywiście, tak wygląda skupianie się na byciu proaktywnym w obliczu nowej sytuacji i elastyczne dopasowanie się do chaosu rzeczywistości.

 

Odpuszczasz to, co poza Twoją kontrolą i robisz wszystko, by obecną sytuację rozwiązać, skupiając się na działaniu.

 

Nasz mózg na ustawieniach fabrycznych wcale nas w tym zadaniu nie wspiera, nic więc dziwnego, że podstawową reakcją na nieobliczalny przebieg zdarzeń są mocne uczucia, takie jak zwód, zdenerwowanie, stres, poczucie winy. Często nie mamy wpływu na inicjalny wyrzut emocji, ale mamy wpływ na to, czy będziemy je podsycać, czy przekierujemy skupienie w produktywne miejsca, takie jak działanie.

 

Karmiąc negatywne emocje, taplając się w nich, jesteś jak rozbitek na otwartym, wzburzonym morzu, którego podtapiają fale. Akceptując nowe warunki i wychodząc im naprzeciw, stajesz się kapitanem okrętu, który zarządza załogą w czasie sztormu. Łapiesz mocno ster i szukasz wyjścia z sytuacji — co sprawia, że zamiast bezradności powoli zaczynasz czuć, że kontrolujesz sytuację, a Twoje działania mogą doprowadzić do jej pomyślnego rozwiązania. Gruntuje to Twoją pewność siebie i ucina marnotrawienie energii.

 

Przestań naiwnie myśleć, że możesz przyjąć jakieś rzeczy za pewnik, że tworząc plan, otrzymujesz immunitet na losowe zdarzenia. Rzeczywistość to chaos w najczystszej formie i nie zmienisz tego, niezależnie od ilości pracy włożonej w tworzenie swojej wizji. Przestań się dziwić, że Twój domek z kart się wali, skoro budujesz go na ruchomych piaskach w trakcie wichury.

 

Zaakceptuj to i zamiast marnować energię na przeciwdziałanie zmianom — naucz się na nie skutecznie i szybko reagować.

 

Artykuł W obliczu sztormu bądź kapitanem swego okrętu pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/obliczu-sztormu-badz-kapitanem-swego-okretu/feed 8
Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent#comments Tue, 15 May 2018 12:37:51 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3403 Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu "musisz zapierdalać", "codziennie dawaj z siebie sto procent". Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień - przynajmniej na instagramie i snapie.

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu “musisz zapierdalać”, “codziennie dawaj z siebie sto procent”. Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień – przynajmniej na instagramie i snapie.

Później patrzysz na swoje życie. Przypominasz sobie poranek, kiedy kompletnie nic Ci się nie chciało. Odpuszczony trening na siłowni, olana dieta na rzecz pizzy o 3 w nocy i o jedno wino za dużo, mimo że alkoholu miało już nie być. Patrzysz wtedy na te wszystkie powiadomienia, te wszystkie mini-filmiki na tablicy, które piorą Ci mózg. Sugerując się mediami społecznościowymi można szybko dojść do wniosku, że wszyscy dookoła są idealni, tylko nie Ty. Że z Tobą coś nie tak. Każdy tak zapieprza, każdy z tak podkręconą czakrą motywacji, że przy nich wyglądasz jak rozczochrany pajac. I mimo tego, że w głębi duszy ktoś sepleniąc szepcze Ci “jesteś diamentem”, to jakoś coraz mniej w to wierzysz.

Fit laski na insta są tylko i wyłącznie fit. Fit laska nie zrobi Ci fotki, jak wdupia kiełbasę na ognisku, ani jak trzyma zimnego browara zamiast białkowego szejka. Motywacyjny kołcz nie wstawi zdjęcia ze zmiętolonego łóżka, z którego nie jest w stanie wygrzebać się od godziny, ani nie pochwali się, że akurat jest wkurwiony i owszem – czuje wenę – ale tylko do tego, by spuścić wpierdol świadkom Jehowy.

 

Internet to tylko wycinek życia. Ten idealny wycinek, który chcesz zaprezentować światu. Bardzo często jest to nawet wycinek, który absolutnie nie istnieje. To tylko scenografia i aktor, ustawieni idealnie tylko po to, by pstryknąć zdjęcie i wywołać w Tobie poczucie, że nie ogarniasz życia i bez przewodnika to się w miejskiej dżungli nie odnajdziesz.

Celem dzisiejszego wpisu nie jest oddanie Ci w ręce wygodnej wymówki pod tytułem “mogę się opierdalać, bo nawet moje autorytety się opierdalają”. Nie.

Celem jest uzmysłowienie Ci, że każdy ma czasem gorszy dzień. I gdy ten gorszy dzień Cię dopadnie nie wolno się biczować i generować sobie negatywnych emocji. Daj sobie przyzwolenie na bycie człowiekiem, bo z całą pewnością ludźmi nie są Twoje autorytety z insta i fejsa. To tylko marketing i tak je traktuj. Jeśli dają Ci fajną motywację i zastrzyk energii to super, wykorzystaj te zasoby. Ale nigdy nie popadaj w skrajność i pamiętaj o tym, że nie są do końca prawdziwe. To tylko obrazki ludzi – nie ludzie.

Masz prawo czuć się gorzej. Czasem idę na siłownię i po prostu nie jestem w stanie dać z siebie 100%, bo nie mam energii. Zmniejszam wtedy ilość serii lub ciężar. Rozumiem siebie i to, że po prostu zdarzają się gorsze dni. Zamiast panikować dostosowuję się ze świadomością, że prawdopodobnie kolejny trening będzie lepszy. Są momenty, gdy siadam przed laptopem i nie jestem w stanie nic napisać przez kilka długich godzin. Akceptuję to i zajmuję się czymś innym (nagradzając się jednocześnie w myślach za to, że spróbowałem). Mam sesje nagrywania vlogów, gdzie stoję przed aparatem i powtarzam po raz dziesiąty ten sam punkt, nie mogąc wbić się we flow. I to nie jest tak, że wcześniej chlałem bądź się nie wyspałem. Po prostu w ten konkretny dzień mózg odmawia posłuszeństwa i ja to rozumiem. Przestaję wtedy wymagać od siebie niemożliwego. Jeśli nie goni mnie deadline, przekładam nagrywanie na kolejny dzień. Jeśli mnie goni to po prostu nagrywam materiał tak dobrze, jak jestem w stanie to zrobić w obecnym stanie i siadam do produkcji. Oczywiście wiem, że nie jest to idealne, że najprawdopodobniej w dowolny inny dzień zrobiłbym to kilka razy lepiej – ale w produktywności nie chodzi o to, by cały czas robić wszystko na 100%, tylko o to, by robić. Nie mówię tutaj o generowaniu chałtury, po prostu najczęściej tam, gdzie wydaje nam się, że daliśmy dupy, odbiorca nie widzi aż tak dużej różnicy. Ostatecznie przecież nie liczy się to, czy realizujemy swoją wizję w najdrobniejszym nanodetalu, tylko czy udało nam się przekazać główny rdzeń.

Proponuję odrzucić presję idealności. To prawda, trzeba trzymać się za mordę, bo w innym wypadku pogrążymy się w lenistwie i bierności. Potrzebujemy konkretnych założeń, listy w todoist, priorytetów – narzędzi, dzięki którym krok po kroku każdego dnia realizujemy swoją wizję. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli na przestrzeni miesiąca trzymasz się swoich nawyków i realizujesz postanowienia, ale kilka razy zdarzy Ci się potknąć – nic się nie stało. Mania idealności tworzy przekonanie, że albo potrafisz być superczłowiekiem 24/7 albo nie powinieneś zabierać się osiąganie wyznaczonych celów, bo po prostu się nie nadajesz.

 

Prowadzi to do zbyt dużej presji, wkurwienia i wypalenia, a przede wszystkim nie ma absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, w której wszyscy się poruszamy.


BEKA Z SERII: MUSIAŁEM

Tragedia fanki Apple. Kupiła wymarzonego MacBooka, chciała przylansować się z równie dżezi workplace jako znana influencerka, ale niestety w Białymstoku nie ma Starbucksa.

Pytanie do widowni. Influencerka nosi czapkę, bo:

a) unika kontaktu wzrokowego z biednymi ludźmi

b) nie chce, by ktoś ją rozpoznał i puścił plotkę, że influencuje z byle Costy

c) czapki są nawet bardziej dżezi od workplace

 

Do wygrania pusty kubek po kawie. Zwycięzca zostanie wyłoniony z komentarzy. 

 

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent/feed 1
Nie słuchaj motywacyjnych bredni, po prostu się poddaj https://v1ncentify.prohost.pl/post/sluchaj-motywacyjnych-bredni-prostu-sie-poddaj https://v1ncentify.prohost.pl/post/sluchaj-motywacyjnych-bredni-prostu-sie-poddaj#respond Wed, 25 Apr 2018 11:58:26 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3384 Ludzie mówią: nie poddawaj się szybko. Nie odpuszczaj, idź jak taran, walcz o swoje. A ja mówię: poddaj się szybko. Odpuść. Po pierwszym wyboju zjedź na pobocze i odpal szluga. Złóż broń.

Artykuł Nie słuchaj motywacyjnych bredni, po prostu się poddaj pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Ludzie mówią: nie poddawaj się szybko. Nie odpuszczaj, idź jak taran, walcz o swoje. A ja mówię: poddaj się szybko. Odpuść. Po pierwszym wyboju zjedź na pobocze i odpal szluga. Złóż broń.

 

Może zamrugasz oczami, rozdziawisz buzię i spytasz: jak to? Przecież “wszyscy” tak właśnie robią i dlatego nie osiągają swoich celów!

 

Nie. W odpuszczaniu nie ma nic złego. Złe jest to, co zazwyczaj następuje później: użalanie się nad sobą, racjonalizacje, zrzucanie winy na innych. Umywanie rączek.

 

Ja proponuję coś innego

 

Pozwól sobie odczuć emocje, które pojawią się po takiej decyzji. Po tym, jak odpuścisz. Wejdź pod rozpędzony pociąg wyrzutów sumienia. Niech kąsa Cię wstyd, palą policzki. Niech ciężar porażki przygniecie Cię jak kowadło w kreskówce. Nie racjonalizuj sobie, dlaczego nie wyszło. Nie mów, że nie Twoja wina, że było za trudno, że przecież chciałeś, ale widocznie nie było Ci pisane. Odrzuć to gówno i spójrz rzeczywistości w oczy. Weź na siebie odpowiedzialność i przyznaj, że to nie rząd, nie inni ludzie. To tylko Ty i Twoja słabość. Lenistwo, jak potłuczone szkło w butach. Brak organizacji i zdrowych nawyków. Poczuj się słabo, poczuj się jak pizda, którą jesteś. Pozwól, by pojawiła się wściekłość, by targnęły Tobą mdłości. Spraw, by ciężko było Ci spojrzeć w lustro.

 

Weź to wszystko na klatę.

 

Nie traktuj siebie jak jajko, bo nim nie jesteś. Nie obchodź się ze sobą jak z drogocenną porcelaną. Jeśli chcesz czegoś się nauczyć, to pociągnij za obrus, zrzucając drogocenną zastawę na ziemię. Patrz, jak się tłucze, zezuj na dłoń, która trzyma materiał – ta dłoń jest Twoja, zrozum to wreszcie. Podsyć wkurwienie na własną słabość.

 

Gdy już zrozumiesz, co sobie zrobiłeś, jak koncertowo dałeś dupy – zapamiętaj to uczucie. Wyryj je sobie w pamięci, noś jak bliznę, bo przyda Ci się na później.

 

Kolejnym razem, gdy staniesz przed nowym wyzwaniem, gdy zedrzesz sobie kolana, kiedy pojawi się chęć, by odpuścić – zerknij na bliznę, przypomnij sobie, że raz już tak zrobiłeś. Pozwoliłeś sobie na kapitulację. Odśwież to uczucie. Nie było zbyt przyjemne, prawda?

 

Uwierz mi, żaden dupomądry cytat motywacyjny nie działa nawet w połowie tak, jak osobiste doświadczenie.

 

W odpuszczaniu i w chwilach słabości nie ma nic złego. Złe jest niewyciąganie wniosków. W ludzi rzuca się hasłami motywacyjnymi, cytatami wklejonymi na skurwiałe obrazki, karmi się kołczobrednią, jakby miało ich to nauczyć życia. A później dziwi się, że to nie działa, że każdy i tak dalej popełnia te same błędy. Bo gangrena rozwinęła się u samych podstaw. Nie da się nikogo efektywnie zmotywować, by “robił”, bez pokazania “jak poprawnie robić”.

 

Może by tak po prostu uświadomić tym ludziom, że zamiast stosowania uników, powinni doświadczyć wszystkich konsekwencji podjętych decyzji i wyciągnąć z takiej lekcji wnioski?

 

Bo jakim cudem ktoś, kto po prostu z własnej winy poniósł porażkę, a następnie zrzucił za to odpowiedzialność na kogoś innego miałby znaleźć energię, by wedle instrukcji “iść dalej jak taran” i “walczyć o swoje?”. Przecież świat taki niesprawiedliwy i generalnie ciężko jest coś osiągnąć – po co się starać, skoro jestem idealny i wszystko robię dobrze, a iluminaci zawsze podstawiają mi nogę?

 

Nasze społeczeństwo zbudowane jest na unikaniu odpowiedzialności, ludzi wychowuje się tak, by przez socjalizację szli po linii najmniejszego oporu. Później jak mantrę klepiemy:

  • “To przez profesora, dał za trudny egzamin”
  • “Projekt mi nie wypalił, mimo, że się starałem, nie nadaję się do tego”
  • “To nie ma sensu, to za ciężkie”
  • “Może nigdy nikogo sobie nie znajdę, może powinienem być sam”
  • “Dlaczego nikt nie widzi tego, jaki jestem w środku?”
  • “Nie mogę się zmienić, jestem jaki jestem”
  • “Innym jest łatwiej”
  • <wstaw dowolne wymiociny użalającej się nad sobą pizdy>

 

Dlaczego nikt nas nie uczy stawiania czoła konsekwencjom własnych działań? W szczególności zwrotów: “to moja wina, popełniłem błąd i kolejnym razem go uniknę”, “powinienem jeszcze mocniej się starać”, “jeśli to, co robię nie działa, to powinienem zrobić coś inaczej”, “kuleje u mnie organizacja, marnuję dużo czasu”.

 

Może dlatego, że to rzeczywiście trudniejsza droga – wystawić się na negatywne emocje, zamiast po prostu zwalić winę na kogoś innego. Ludzie od zawsze chcą natychmiastowej gratyfikacji i zrobią wszystko, by jak najszybciej poczuć się dobrze. Tylko, że fajne samopoczucie w krótkim czasie najczęściej równa się katastrofie w długiej perspektywie.

 

Na szczęście, ten mechanizm działa też na odwrót. Negatywne emocje i praca dziś, zwrot jutro. Całkiem fair, według mnie.

 

Podsumowując: zjebałeś? To się przyznaj, idź się wkurw, czy wypłacz. Zaciśnij zęby, obiecaj sobie, że kolejnym razem zrobisz lepiej i weź się do roboty.

Aha i odlajkuj te wszystkie fanpejdże z cytatami wyjętymi z koziej dupy.

 

Artykuł Nie słuchaj motywacyjnych bredni, po prostu się poddaj pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/sluchaj-motywacyjnych-bredni-prostu-sie-poddaj/feed 0
Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent#respond Tue, 09 May 2017 17:55:45 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2704 To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który - przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania - w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką...

...które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który – przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania – w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką…

…które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

(gdy piszę te słowa jest 18:43, 9 maja, za oknem pada śnieg, z głośników hipnotyzująco zawodzi Chris Corner)

Misio

Pies zdychał. Leżał przy budzie, z której płatami odchodziła zgniłozielona farba. Jego futro było wyblakłe, poszarpane, skołtunione. Pysk nosił głębokie blizny po latach zaciekłych walk z psami z sąsiedztwa. Misio nie skończył się dziś. Misio kończył się latami. Wpierw rozpędzona furgonetka i przetrącona miednica – wylizał się. Później złamana łapa, która zrosła się zaskakująco szybko, sprawiając jednak, że zaczął kuleć. Poharatany do nieprzytomności dochodził do siebie przez dwa tygodnie po tym, gdy stanął w obronie dziadka i sam – zwykły kundel – z furią zagrodził drogę dwóm owczarkom niemieckim, przyjmując głębokie, szarpane rany od kłów. Kolejne przygody zostawiały coraz głębsze ślady, Misio powoli się rozpadał i oddalał. Uwielbiałem tego psa, a teraz mogłem tylko patrzeć mu w oczy, które nie świeciły już blaskiem, słuchać jak sapie ciężko, zupełnie jakby chciał się na coś poskarżyć. I był z tym sam. Kręciłem, kręciliśmy się obok, a jednocześnie byłem, byliśmy daleko i nic nie mogliśmy z tym zrobić. W swoich ostatnich chwilach Misio stał się metaforą samotnej drogi, którą wszyscy idziemy. Jak obraz namalowany drżącymi palcami, maczanymi w smoliście czarnej farbie. I mimo, że nie byłem już szczeniakiem i oglądałem ten obraz wielokrotnie, nurzając się w nim w myślach, tracąc w ten sposób beztroskie dzieciństwo, to wciąż byłem wstrząśnięty. I jak za każdym razem, nie mogłem nie patrzeć na zjawisko w szerszej perspektywie.

Jesteśmy sami

Jesteśmy razem, a jednak osobno. Nikt za Ciebie nie podejdzie do tej fajnej dziewczyny, na którą się lampisz. Nie zdejmie z barków brzemienia straty i nie zatka podziurawionego jak sito serca. Nie pomoże przełknąć porażki, której smak wykręca Ci twarz, jakbyś próbował przełknąć miąższ wściekle gorzkich cytryn. Nie uwolni od odpowiedzialności za rzeczy, których nie zrobiłeś, zobowiązań, które ciążą jak betonowe buty, nie wyswobodzi z obietnic wobec samego siebie. Rodzice mogą przygotowywać dziecko na moment zderzenia się z prawdziwym życiem, ale nie da się z nim oswoić inaczej, niż go doświadczając. Mogłeś słyszeć o tym, żeby się nie przejmować, gdy ktoś się z Ciebie śmieje, ale w momencie, gdy zostałeś po raz pierwszy ośmieszony na forum klasy, zapiekły Cię policzki i nie wiedziałeś co zrobić z oczami. To było przytłaczające. Tak samo wystąpienie z referatem i pierwsze, rozpalające żołądek uczucie do kogoś, kto miał Cię w dupie. Maturalny stres, odpowiedzialność za uczucia osoby, z którą poszedłeś do łóżka, praca i obowiązki, płacenie rachunków. Te wszystkie dziwnie obce, strasznie głębokie uczucia powiązane ze wspomnieniami, przemijaniem, planami. Myśli, które przelatują przez głowę, gdy patrzysz w lustro. Czasem się do tego odbicia uśmiechasz, czasem nim gardzisz.

10 procent

I z tym wszystkim jesteś sam. Byłeś i będziesz.

Jesteśmy sami ze swoimi głębokimi emocjami, demonami, planami, zmartwieniami, kompleksami. Innym ludziom pokazujemy czubek góry lodowej, ledwie dziesięć procent siebie. Marne, wymuskane dziesięć procent zdatne do publikacji wysuwamy na linię frontu, w odwodach kłębiąc tsunami gotowe do tego, by w końcu uderzyć z pełną mocą. Przetoczyć się jak buldożer się przez konwenanse, zmiażdżyć plastikowe uśmiechy, powyrywać z korzeniami maski i rozszarpać wszystko, czego nie chcemy, a musimy. Albo schować się, zaszyć głęboko, uciec.

 

Ostatecznie jesteśmy sami, żyjemy sami i sami też umrzemy. Z innymi ludźmi możemy jedynie przebywać – każde z nas ma inną ścieżkę, priorytety, swój interes. Nikogo nie obchodzi Twój płacz, łkanie po nocach i złamane serce. W kolektywnej dupie mamy Twoją samotność, radość, wysokie loty i ciężkie upadki. Możesz kogoś zainteresować swoją historią, ale tylko na tyle, na ile ta osoba ma pamięci podręcznej – bo całą resztę mocy przeznacza na utrzymanie własnego, rozklekotanego życia w jakiejkolwiek zdatnej do funkcjonowania formie. Szok życia, ładna nazwa, tak będę na to mówił. Ludzie, doznając szoku życia próbują unikać tych rzeczy i wrócić do słodkiego, beztroskiego dzieciństwa – które było tylko iluzją, więc muszą stworzyć sobie kolejną iluzję, wirtualną, wolną od odpowiedzialności rzeczywistość. To generator dorosłych, bezradnych dzieci, uciekających od konsekwencji miękkich jak faja facetów i rozlazłych ciamajd – lasek, które są w stanie zgubić się na osiedlu w kwadrat i dzwonić po pomoc, lamentując przy tym, jakby właśnie straciły po pijaku dziewictwo.

 

Takie osoby nie mogą pogodzić się z tym, że jesteśmy sami, przez co odcinają sobie dalszą drogę eksploracji – skupiając się na oszukiwaniu samych siebie, unikaniu odpowiedzialności.

 

To dobrze, że jesteśmy sami

Nie możemy do końca poznać drugiego człowieka lub sprawić, by on zrozumiał nas – to smutne, zgadzam się.

 

Musimy dokonywać wyborów w samotności, nie dzieląc się z nikim konsekwencjami – czasem może przytłaczać, racja.

 

Tylko, zamiast skupiać się na tym, co smutne, przytłaczające i poza naszą kontrolą, może skierujmy uwagę w przeciwnym kierunku? To pobite, zmiażdżone ciężkim butem szkło to była kiedyś szklanka. Kałuża wokół wypełniała ją i ta szklanka była do połowy pełna, nie pusta.

 

Pełna. Rozumiesz?

 

Ucz się uśmiechać do odpowiedzialności, bo ona sprawia, że jesteś silny i ugruntowany, trzymasz się kupy. Baw się decyzjami wiedząc, że w dłoni ściskasz swoją przyszłość – możesz popchnąć ją w dowolnym kierunku. Wyciągaj wnioski z konsekwencji swoich decyzji i pamiętaj, że błędów nie popełnia tylko ktoś, kto ucieka od życia, nie wykonuje działania, cofa się w rozwoju i zamiast korzystać z codzienności, zamienia się w bezczynną, przerażoną larwę – z której oczywiście może coś wyrosnąć, zgadzam się, ale z całą pewnością nie będzie to motyl.

 

Możesz zejść w głąb siebie. Wyjść naprzeciw życiu, akceptując wszystkie wyzwania, które wiążą się z wybraną przez Ciebie drogą. Brać je na klatę i stawać się w tym lepszym. Odkryć w sobie całą galaktykę mechanizmów, zależności. Warstw przekonań, pragnień, motywacji i utkanych z nich uczuć. Dojść do tego, co Ciebie pasjonuje i podążyć za celem, wyruszyć w podróż. Możesz poznać, zaakceptować, pokochać siebie i ukierunkować cały swój wysiłek na to, by wzrastać, czuć się dobrze i tą energią się dzielić z innymi. Na pewnym etapie, jedyne co możesz zrobić, to szlifować swoje 10 procent w taki sposób, by dawać ludziom wartość. Zamienić je w coś pozytywnego, dającego nadzieję, inspirującego innych. Dzięki temu przyciągniesz wartościowe osoby i przestaniesz otaczać się spanikowanymi dziećmi.

 

Na pewnym poziomie wciąż będziecie mieli siebie nawzajem w dupie, bo przecież żyjemy sami i sami umieramy, ale jednocześnie, pomimo tego, będziecie mogli kolektywnie wzrastać, dzielić się wiedzą, doświadczeniem, zajebistymi emocjami i determinacją. Wraz z doświadczeniem uświadomisz sobie, że nic w Twoim życiu nie musi być, “bo tak”. Nabierzesz świadomości, że możesz wszystko poruszyć, zmodyfikować, poddać działaniu swojej woli. Tak, to brzmi jak kołczingowy bullshit, ale zaczniesz rozumieć, że każde banalne, żałosne motywacyjne powiedzonko zdaje się być kupą gówna tylko do momentu, w którym staje się podstawą Twojego życia. Z perspektywy zauważysz, że tutaj chodzi o ogólne koncepty i ścieżki, a mniej o detale.

 

To będzie jak spacer w parku. Będziesz kroczyć w swoim tempie, w konkretnie obranym kierunku. Czasem zadumany, czasem zainspirowany lub podekscytowany. Zatrzymasz się na moment, by pozdrowić osobę nadchodzącą z naprzeciwka. Przekażesz jej swoje wnioski, podzielisz się energią i jeśli będzie to ktoś właściwy – te rzeczy do Ciebie wrócą. Pomnożycie swoje 10 procent. Dzięki nim, bogatszy, po krótkiej chwili ruszysz dalej sam, bez żadnego żalu. Nie możecie pójść razem, to prawda.

 

Prawdą jest też to, że wcale nie musicie. Rozumiesz?

 

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent/feed 0
Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja#respond Sun, 19 Mar 2017 15:09:28 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2524 Gdybyś miał jedną szansę.

Gdybyś mogła.

Cofnąłbyś, cofnęłabyś czas, by zmienić pewne decyzje? Wykrzywić bieg zdarzeń i przepuścić inną odnogą rzeki?

Artykuł Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdybyś miał jedną szansę.

Gdybyś mogła.

Cofnąłbyś, cofnęłabyś czas, by zmienić pewne decyzje? Wykrzywić bieg zdarzeń i przepuścić inną odnogą rzeki?

Gdy patrzę wstecz, im dłużej analizuję wszystkie decyzje, jakie podjąłem i błędy, które popełniłem, tym bardziej umacniam się w przekonaniu, że nie zmieniłbym zbyt wiele.

Konsekwencją wszystkich podjętych przeze mnie działań jest miejsce, w którym znajduję się teraz. Wszystkie przekonania, sposób, w jaki myślę i doświadczenie, które pomaga mi być mądrzejszym. To wnioski, dzięki którym działam rozsądniej. Swędzące blizny przypominające, których zakrętów unikać. Słodki smak w ustach, dzięki któremu w odpowiednich momentach dociskam gaz do dechy pamiętając, że to dobry kierunek.

Nawet patrząc na lata, które straciłem jako chodząca oferma i nerd, nie potrafię się nie uśmiechać. Okej, byłem sfrustrowany, brakowało mi wiary w siebie, wzięcia odpowiedzialności za własne życie i bliskości. Z drugiej strony jednak, byłem w stanie pielęgnować mój introwertyzm, który ma też sporo plusów. Mogłem zatapiać się w filmach, książkach, grach, a także bardzo dużo pisać, szlifując warsztat. Dzięki samotnym latom bardzo rozwinąłem wyobraźnię i swoją emocjonalną stronę. Odkryłem w sobie potężny świat, odrębną galaktykę. Nie oddałbym tych lat, nie zamieniłbym ich na nic innego. Oczywiście wtedy tak nie myślałem, zbyt mocno doskwierały mi samotność i depresyjne myśli.

Etaty, na których pracowałem nie były stratą czasu. Pozwoliły mi wyklarować przekonanie, że to nie dla mnie, że koniecznie muszę otworzyć własny biznes. Myślałem o tym budząc się codziennie o 5:00, wychodząc na śnieżną zamieć i pakując się do szarego, odrapanego autobusu razem z całą armią zombie. Otoczony przez zniszczone, zaspane twarze ludzi, którzy tak jak ja jechali do roboty, której nie cierpią. Żeby na nich nie patrzeć wyciągałem opasły tom “Lodu” Dukaja i śledziłem tekst w świetle mdłego, drażniącego światła. O 7 rano podpisywałem listę obecności w pracy, po czym przez bite 8 godzin musiałem słuchać, jak koleżanki drą się przez telefon na dłużników, generując negatywne emocje, rozładowując je soczystymi kurwami po każdej rozmowie i śmierdzącymi szlugami na krótkich przerwach. Do tego wieczne polecenia, krępujące procedury. Żeby wytrzymać słuchałem Beethovena i Bacha, a gdy nikt nie patrzył tworzyłem szkice opowiadań i wysyłałem je sobie na maila. Zrozumiałem, że potrzebuję pracy, która pozwoli mi być kreatywnym. Że nie mogę dać się zabić. Wiedziałem, że 2-3 lata takiej chujni wykończy moją wrażliwość, zdepcze wyobraźnię i sprasuje emocjonalnie. Potrzebowałem realizować się bez żadnych ograniczeń. Ta praca i dwa inne etaty nauczyły mnie, czego z całą pewnością od życia nie chcę. “Lodu” nigdy nie doczytałem, może źle mi się zaczął kojarzyć?

Jedziemy dalej. Porażki biznesowe i projekty, które nie wypaliły? Teraz wiem, z kim nie wchodzić w spółkę, gdzie kierować skupienie. Nabrałem pokory i zostałem tym mądrym, który ma na tyle samoświadomości, by wiedzieć, że jest debilem. Przede mną dużo nauki, ale już nigdy nie wpadnę w te same pułapki – wystarczająco się sparzyłem. Każdy błąd pozwala skorygować kurs. Jak opona, spod której tryska żwir, alarmując, że zjeżdżasz na pobocze. Jak furkoczące, prążkowane pasy na autostradach i trasach szybkiego ruchu. Bzzzt, zbaczasz z kursu, pobudka. Czy są tu w ogóle osoby, które pamiętają, jak ten blog wyglądał parę lat temu? Polecam użyć Google Time Machine.

Fuckupy w relacjach zahartowały mój emocjonalny mięsień. Pomogły lepiej zrozumieć mechanikę stojącą za procesem zauroczenia, dostrzec cały obraz z dystansu i odkryć, jaką dynamiką napędzane są relacje damsko-męskie. Niezliczone wyjścia na miasto, podejścia do nieznajomych kobiet, odrzucenie za odrzuceniem – wszystko to oderwało mnie od rezultatu i pozwoliło skupić się całkowicie na tym, nad czym mam kontrolę. Na własnym działaniu, na robieniu tego, na co mam ochotę w danym momencie, podążaniu za impulsem. Pokora i cierpliwość. Jakie kurwa cofanie czasu? Nie ma opcji, żeby uczyć się na samych sukcesach.

Razy, kiedy zbaczałem z dobrego kursu i wpadałem w błoto stagnacji pozwoliły mi nabrać szacunku do procesu. Do tego, że ciągle muszę pilnować organizacji pracy, czasu, zdrowia, przekonań. Że jesteśmy w stanie ciągłego rozpadu i albo regularnie będziemy wkładać energię w swój rozwój albo przegramy. Uderzenie w gong, Entropia wstaje z narożnika. To walka z kontraktem na nieograniczoną ilość rund.

A teraz przygotuj się, bo zdradzę Ci, dlaczego tak boli Cię przeszłość.

Życie przeszłością jest pozbawione sensu. Nudny slogan, tak? Paulo Coelho. Niby wszyscy to wiedzą, a wciąż spotykam ludzi, którzy nie potrafią odpuścić. Pałują się za decyzje podjęte kiedyś, “zmarnowany czas”. Zamiast zamienić je w zasób – lekcję i doświadczenie – wolą uczynić z nich piętno, doczepić kulę u nogi.

Wynika to po części z tego, że lekcja i doświadczenie służy jedynie osobom, które są PROAKTYWNE, a większość osób to BIERNE, reaktywne kukły, narzekające na los, szefa, pracę, pogodę, geny i wiatr słoneczny. Nie widzą zasobu w przeszłości i popełnianych błędach, bo na co dzień nie podejmują działania, które mogliby skorygować cennym doświadczeniem.

Jeśli Krzysiu przez głupi błąd traci wymarzoną dziewczynę, będzie się tym biczować długie lata, bo wie, że nie robi NIC w kierunku tego, by regularnie poznawać takie kobiety i mieć wybór – była to jego JEDYNA SZANSA i jest w tym kontekście zdany na ślepy los. Gdyby jednak Krzysiu podejmował działanie, stawał się każdego dnia bardziej atrakcyjnym facetem, to “głupi błąd” zamieniłby w ważną lekcję, która pozwoliłaby mu następnym razem postąpić mądrzej. Co więcej, aktywnie sterując swoim tu i teraz zrozumiałby, że wykonując dobre działanie, będąc cierpliwym i wyciągając wnioski stworzy sobie dziesiątki, jeśli nie setki sytuacji do tego, by poznać kolejną wartościową dziewczynę.

Brak działania i unikanie podejmowania decyzji zamienia się w rakotwórczy nawyk. Sprawia, że pragniesz całe życie przejść bez konieczności wzięcia odpowiedzialności za cokolwiek, chcesz tylko, żeby zostawiono Cię w spokoju. Jesteś jak tratwa na oceanie. A kiedy już rzeczywistość przygniata Cię tak, że MUSISZ podjąć jakąś decyzję to nie masz doświadczenia, siły woli ani punktów odniesienia, które pozwoliłyby Ci postąpić mądrze. Wybierasz więc głupio, po linii najmniejszego oporu. I znów rozpamiętujesz, narzekasz. W taki sposób żyją wszyscy. “Wszyscy” to przeciętność, więc jeśli chcesz czegoś więcej – musisz odrzucić ten schemat i zacząć robić coś innego.

Nawalasz. Wyciągasz pozytywy, lekcję na przyszłość. Działasz dalej. TO jest dobra pętla.

Nie trać czasu na lamenty nad tym, jak naprawić błędy popełnione wczoraj. Zastanów się, jak z ich pomocą możesz mieć lepsze dziś i zajebiste jutro. 


Dodaj mnie na snapie: v1ncent.pl

Artykuł Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja/feed 0