droga – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent#comments Tue, 15 May 2018 12:37:51 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3403 Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu "musisz zapierdalać", "codziennie dawaj z siebie sto procent". Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień - przynajmniej na instagramie i snapie.

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Mania idealności wlewa się w nas oczami i uszami, zapuszczając korzenie w mózg. Te wszystkie przaśne, motywacyjne historie. Hasła w stylu “musisz zapierdalać”, “codziennie dawaj z siebie sto procent”. Kołczowie życia, którzy kreują się na bestie produktywności, codziennie, bez żadnych wyjątków trzymając się swoich postanowień – przynajmniej na instagramie i snapie.

Później patrzysz na swoje życie. Przypominasz sobie poranek, kiedy kompletnie nic Ci się nie chciało. Odpuszczony trening na siłowni, olana dieta na rzecz pizzy o 3 w nocy i o jedno wino za dużo, mimo że alkoholu miało już nie być. Patrzysz wtedy na te wszystkie powiadomienia, te wszystkie mini-filmiki na tablicy, które piorą Ci mózg. Sugerując się mediami społecznościowymi można szybko dojść do wniosku, że wszyscy dookoła są idealni, tylko nie Ty. Że z Tobą coś nie tak. Każdy tak zapieprza, każdy z tak podkręconą czakrą motywacji, że przy nich wyglądasz jak rozczochrany pajac. I mimo tego, że w głębi duszy ktoś sepleniąc szepcze Ci “jesteś diamentem”, to jakoś coraz mniej w to wierzysz.

Fit laski na insta są tylko i wyłącznie fit. Fit laska nie zrobi Ci fotki, jak wdupia kiełbasę na ognisku, ani jak trzyma zimnego browara zamiast białkowego szejka. Motywacyjny kołcz nie wstawi zdjęcia ze zmiętolonego łóżka, z którego nie jest w stanie wygrzebać się od godziny, ani nie pochwali się, że akurat jest wkurwiony i owszem – czuje wenę – ale tylko do tego, by spuścić wpierdol świadkom Jehowy.

 

Internet to tylko wycinek życia. Ten idealny wycinek, który chcesz zaprezentować światu. Bardzo często jest to nawet wycinek, który absolutnie nie istnieje. To tylko scenografia i aktor, ustawieni idealnie tylko po to, by pstryknąć zdjęcie i wywołać w Tobie poczucie, że nie ogarniasz życia i bez przewodnika to się w miejskiej dżungli nie odnajdziesz.

Celem dzisiejszego wpisu nie jest oddanie Ci w ręce wygodnej wymówki pod tytułem “mogę się opierdalać, bo nawet moje autorytety się opierdalają”. Nie.

Celem jest uzmysłowienie Ci, że każdy ma czasem gorszy dzień. I gdy ten gorszy dzień Cię dopadnie nie wolno się biczować i generować sobie negatywnych emocji. Daj sobie przyzwolenie na bycie człowiekiem, bo z całą pewnością ludźmi nie są Twoje autorytety z insta i fejsa. To tylko marketing i tak je traktuj. Jeśli dają Ci fajną motywację i zastrzyk energii to super, wykorzystaj te zasoby. Ale nigdy nie popadaj w skrajność i pamiętaj o tym, że nie są do końca prawdziwe. To tylko obrazki ludzi – nie ludzie.

Masz prawo czuć się gorzej. Czasem idę na siłownię i po prostu nie jestem w stanie dać z siebie 100%, bo nie mam energii. Zmniejszam wtedy ilość serii lub ciężar. Rozumiem siebie i to, że po prostu zdarzają się gorsze dni. Zamiast panikować dostosowuję się ze świadomością, że prawdopodobnie kolejny trening będzie lepszy. Są momenty, gdy siadam przed laptopem i nie jestem w stanie nic napisać przez kilka długich godzin. Akceptuję to i zajmuję się czymś innym (nagradzając się jednocześnie w myślach za to, że spróbowałem). Mam sesje nagrywania vlogów, gdzie stoję przed aparatem i powtarzam po raz dziesiąty ten sam punkt, nie mogąc wbić się we flow. I to nie jest tak, że wcześniej chlałem bądź się nie wyspałem. Po prostu w ten konkretny dzień mózg odmawia posłuszeństwa i ja to rozumiem. Przestaję wtedy wymagać od siebie niemożliwego. Jeśli nie goni mnie deadline, przekładam nagrywanie na kolejny dzień. Jeśli mnie goni to po prostu nagrywam materiał tak dobrze, jak jestem w stanie to zrobić w obecnym stanie i siadam do produkcji. Oczywiście wiem, że nie jest to idealne, że najprawdopodobniej w dowolny inny dzień zrobiłbym to kilka razy lepiej – ale w produktywności nie chodzi o to, by cały czas robić wszystko na 100%, tylko o to, by robić. Nie mówię tutaj o generowaniu chałtury, po prostu najczęściej tam, gdzie wydaje nam się, że daliśmy dupy, odbiorca nie widzi aż tak dużej różnicy. Ostatecznie przecież nie liczy się to, czy realizujemy swoją wizję w najdrobniejszym nanodetalu, tylko czy udało nam się przekazać główny rdzeń.

Proponuję odrzucić presję idealności. To prawda, trzeba trzymać się za mordę, bo w innym wypadku pogrążymy się w lenistwie i bierności. Potrzebujemy konkretnych założeń, listy w todoist, priorytetów – narzędzi, dzięki którym krok po kroku każdego dnia realizujemy swoją wizję. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli na przestrzeni miesiąca trzymasz się swoich nawyków i realizujesz postanowienia, ale kilka razy zdarzy Ci się potknąć – nic się nie stało. Mania idealności tworzy przekonanie, że albo potrafisz być superczłowiekiem 24/7 albo nie powinieneś zabierać się osiąganie wyznaczonych celów, bo po prostu się nie nadajesz.

 

Prowadzi to do zbyt dużej presji, wkurwienia i wypalenia, a przede wszystkim nie ma absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, w której wszyscy się poruszamy.


BEKA Z SERII: MUSIAŁEM

Tragedia fanki Apple. Kupiła wymarzonego MacBooka, chciała przylansować się z równie dżezi workplace jako znana influencerka, ale niestety w Białymstoku nie ma Starbucksa.

Pytanie do widowni. Influencerka nosi czapkę, bo:

a) unika kontaktu wzrokowego z biednymi ludźmi

b) nie chce, by ktoś ją rozpoznał i puścił plotkę, że influencuje z byle Costy

c) czapki są nawet bardziej dżezi od workplace

 

Do wygrania pusty kubek po kawie. Zwycięzca zostanie wyłoniony z komentarzy. 

 

Artykuł Czy zawsze musisz dawać z siebie 100 procent? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zawsze-musisz-dawac-100-procent/feed 1
Wychodząc naprzeciw burzy 2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2 https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2#respond Mon, 26 Jun 2017 10:39:57 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2935 Cześć

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>

(…) perhaps we should then bear our sadnesses with greater assurance than our joys. For they are the moments when something new enters into us, something uknown to us; our feelings, shy and inhibited, fall silent, everything in us withdraws, a stillness setles on us, and at the centre of it is the new presence that nobody yet knows, making no sound.

 

Letters To A Young Poet; R. M. Rilke

 

Cześć,

 

dawno mnie z Wami nie było. Nie miejcie mi za złe. Trochę się ostatnio w moim życiu pokręciło.

 

Jestem smutny, jestem szczęśliwy, trochę chce mi się płakać, a trochę tańczyć, drzeć się, krzyczeć. Żyję pełną gamą emocji i chyba ostatecznie o to chodzi – żeby codzienność malować używając do tego pełnej palety kolorów.

 

Kiedyś napisałem: “Życie jest o wiele mniej skomplikowane, gdy nie jesteś zakochany. Przy okazji jest też szare jak srajtaśma.”

 

Nie wiem, czym jest miłość, czym zakochanie, ani jak zdefiniować zauroczenie. Nie mam pojęcia, czy nazywanie uczuć ma jakikolwiek sens, skoro każda osoba wykształca nieco inne filtry i definicje opisujące to, co czuje. Wiem natomiast, że warto czuć, bo to pobudza, cuci ze śpiączki. Drąży w Tobie całkiem nowe tunele i pozwala odkrywać całe połacie niezagospodarowanej jeszcze przestrzeni.

 

Kiedyś myślałem, że za każdym razem, gdy się rozpadasz, tłuczesz się na mniejsze części i później o wiele trudniej jest się posklejać. Teraz jestem przekonany, że w składaniu samego siebie możesz dojść do perfekcji, a linie pęknięć nie osłabiają, ale wzmacniają całą strukturę. Dodatkowo, tylko rozpadając się masz szansę całości nadać nowy, lepszy kształt.

 

Na siłowni podnosisz ciężar, niszczysz mięśnie, rozrywasz włókna, które regenerują się grubsze, bardziej wytrzymałe. Tylko, że sztangi nie mają uczuć. Możesz brutalnie rzucać nimi po sali, dokładać kolejne krążki. W relacjach działa to identycznie, tylko że tutaj cierpią ludzie. Okej, urosłeś czyimś kosztem, zrozumiałeś coś. Gratulacje.

 

Poczucie winy jest jak jad przeżerający żyły, kąsający Cię od środka. Domyślam się, że żeby się go pozbyć, musisz krwawić, upaćkać się. Upuścić wystarczająco, by się oczyścić z trucizny, ale jednocześnie nie za dużo – by ustać na nogach i nie upaść.

 

/po co mi ten pociąg, skoro Ciebie nie ma na stacji?

 

Ulica zalana jest cyganami, którzy obwieszeni grubymi łańcuchami ciągną ujebane błotem dzieci po chodnikach – jakby były workami na śmieci. Siedzę w knajpie w centrum, otoczony zadbanymi kamienicami oraz dźgającymi niebo wieżami zabytkowych kościołów. Słaba kawa drażni moje kubki smakowe. A może z kawą jest wszystko w porządku, może to tylko gorycz, którą przesiąkłem, której nie mogę się pozbyć.
Nie tak wyobrażałem sobie Czechy. Nie tak wyobrażałem sobie koniec tej historii.

 

Nie wierzę w marzenia wypowiadane w myślach, prorocze sny ani przeznaczenie. Odnoszę jednak wrażenie, że życie nigdy nie daje Ci tego, czego chcesz, ale dokładnie to, czego potrzebujesz w danym momencie. W pierwszej chwili możesz to odrzucić, bronić się przed tym. Zrozumiesz po czasie – to była chwila, kiedy ktoś musiał wdusić “reboot”. Przerobiłem ten cykl wystarczająco wiele razy, by bez problemu rozpoznać gościa, który przekracza próg mieszkania – nie muszę patrzeć w jego stronę, ani czekać, aż zdejmie kapelusz.

 

To dlatego jestem smutny i uśmiechnięty. Zgorzkniały i pełen nadziei. To dlatego skarżę się, jak skrzywdzony pies, rzucam po kątach jak opętany, nie śpię w nocy – jednocześnie mam więcej energii, niż kiedykolwiek, budzi się we mnie coś nowego. Parę dni temu, we Lwowie, byłem najbliżej zapalenia papierosa od momentu, kiedy rzuciłem. Rozrywają mnie sprzeczności, a ja zamiast z nimi walczyć, po prostu akceptuję. Ciemne chmury się kłębią, groźnie grzmi i burza nadchodzi. Otwieram okno, zapraszam serdecznie.

 

Będzie, będę okej.

 

Myślę, że prawda o Tobie zawsze leży gdzieś między niewypowiedzianymi w porę słowami, szybszym biciem serca i pełnym wyrzutów spojrzeniu, które kroi Cię na plasterki. Pytanie, czy jesteś gotów mówić po fakcie, zejść na zawał i dać się pokroić. Wyjść naprzeciw burzy.

 

Teraz wiem już, że po drugiej książce będzie trzecia. Nie dlatego, że chcę ją napisać, ale dlatego, że jej potrzebuję. Tak, jak potrzebowałem dzisiejszego wpisu.

 

Artykuł Wychodząc naprzeciw burzy 2 pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wychodzac-naprzeciw-burzy-2/feed 0
Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent#respond Tue, 09 May 2017 17:55:45 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2704 To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który - przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania - w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką...

...które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
To jedno z najbardziej makabrycznych odkryć młodego człowieka, który – przyzwyczajony do bliskości rodziców, bezpieczeństwa oraz iluzji trwania – w pewnym momencie zauważa, że życie jest nieco bardziej skomplikowane niż mu się wydawało i że na dobrą sprawę dopiero liznął kolorowe opakowanie z kokardką…

…które niezależnie od woli i tak będzie musiał rozerwać.

(gdy piszę te słowa jest 18:43, 9 maja, za oknem pada śnieg, z głośników hipnotyzująco zawodzi Chris Corner)

Misio

Pies zdychał. Leżał przy budzie, z której płatami odchodziła zgniłozielona farba. Jego futro było wyblakłe, poszarpane, skołtunione. Pysk nosił głębokie blizny po latach zaciekłych walk z psami z sąsiedztwa. Misio nie skończył się dziś. Misio kończył się latami. Wpierw rozpędzona furgonetka i przetrącona miednica – wylizał się. Później złamana łapa, która zrosła się zaskakująco szybko, sprawiając jednak, że zaczął kuleć. Poharatany do nieprzytomności dochodził do siebie przez dwa tygodnie po tym, gdy stanął w obronie dziadka i sam – zwykły kundel – z furią zagrodził drogę dwóm owczarkom niemieckim, przyjmując głębokie, szarpane rany od kłów. Kolejne przygody zostawiały coraz głębsze ślady, Misio powoli się rozpadał i oddalał. Uwielbiałem tego psa, a teraz mogłem tylko patrzeć mu w oczy, które nie świeciły już blaskiem, słuchać jak sapie ciężko, zupełnie jakby chciał się na coś poskarżyć. I był z tym sam. Kręciłem, kręciliśmy się obok, a jednocześnie byłem, byliśmy daleko i nic nie mogliśmy z tym zrobić. W swoich ostatnich chwilach Misio stał się metaforą samotnej drogi, którą wszyscy idziemy. Jak obraz namalowany drżącymi palcami, maczanymi w smoliście czarnej farbie. I mimo, że nie byłem już szczeniakiem i oglądałem ten obraz wielokrotnie, nurzając się w nim w myślach, tracąc w ten sposób beztroskie dzieciństwo, to wciąż byłem wstrząśnięty. I jak za każdym razem, nie mogłem nie patrzeć na zjawisko w szerszej perspektywie.

Jesteśmy sami

Jesteśmy razem, a jednak osobno. Nikt za Ciebie nie podejdzie do tej fajnej dziewczyny, na którą się lampisz. Nie zdejmie z barków brzemienia straty i nie zatka podziurawionego jak sito serca. Nie pomoże przełknąć porażki, której smak wykręca Ci twarz, jakbyś próbował przełknąć miąższ wściekle gorzkich cytryn. Nie uwolni od odpowiedzialności za rzeczy, których nie zrobiłeś, zobowiązań, które ciążą jak betonowe buty, nie wyswobodzi z obietnic wobec samego siebie. Rodzice mogą przygotowywać dziecko na moment zderzenia się z prawdziwym życiem, ale nie da się z nim oswoić inaczej, niż go doświadczając. Mogłeś słyszeć o tym, żeby się nie przejmować, gdy ktoś się z Ciebie śmieje, ale w momencie, gdy zostałeś po raz pierwszy ośmieszony na forum klasy, zapiekły Cię policzki i nie wiedziałeś co zrobić z oczami. To było przytłaczające. Tak samo wystąpienie z referatem i pierwsze, rozpalające żołądek uczucie do kogoś, kto miał Cię w dupie. Maturalny stres, odpowiedzialność za uczucia osoby, z którą poszedłeś do łóżka, praca i obowiązki, płacenie rachunków. Te wszystkie dziwnie obce, strasznie głębokie uczucia powiązane ze wspomnieniami, przemijaniem, planami. Myśli, które przelatują przez głowę, gdy patrzysz w lustro. Czasem się do tego odbicia uśmiechasz, czasem nim gardzisz.

10 procent

I z tym wszystkim jesteś sam. Byłeś i będziesz.

Jesteśmy sami ze swoimi głębokimi emocjami, demonami, planami, zmartwieniami, kompleksami. Innym ludziom pokazujemy czubek góry lodowej, ledwie dziesięć procent siebie. Marne, wymuskane dziesięć procent zdatne do publikacji wysuwamy na linię frontu, w odwodach kłębiąc tsunami gotowe do tego, by w końcu uderzyć z pełną mocą. Przetoczyć się jak buldożer się przez konwenanse, zmiażdżyć plastikowe uśmiechy, powyrywać z korzeniami maski i rozszarpać wszystko, czego nie chcemy, a musimy. Albo schować się, zaszyć głęboko, uciec.

 

Ostatecznie jesteśmy sami, żyjemy sami i sami też umrzemy. Z innymi ludźmi możemy jedynie przebywać – każde z nas ma inną ścieżkę, priorytety, swój interes. Nikogo nie obchodzi Twój płacz, łkanie po nocach i złamane serce. W kolektywnej dupie mamy Twoją samotność, radość, wysokie loty i ciężkie upadki. Możesz kogoś zainteresować swoją historią, ale tylko na tyle, na ile ta osoba ma pamięci podręcznej – bo całą resztę mocy przeznacza na utrzymanie własnego, rozklekotanego życia w jakiejkolwiek zdatnej do funkcjonowania formie. Szok życia, ładna nazwa, tak będę na to mówił. Ludzie, doznając szoku życia próbują unikać tych rzeczy i wrócić do słodkiego, beztroskiego dzieciństwa – które było tylko iluzją, więc muszą stworzyć sobie kolejną iluzję, wirtualną, wolną od odpowiedzialności rzeczywistość. To generator dorosłych, bezradnych dzieci, uciekających od konsekwencji miękkich jak faja facetów i rozlazłych ciamajd – lasek, które są w stanie zgubić się na osiedlu w kwadrat i dzwonić po pomoc, lamentując przy tym, jakby właśnie straciły po pijaku dziewictwo.

 

Takie osoby nie mogą pogodzić się z tym, że jesteśmy sami, przez co odcinają sobie dalszą drogę eksploracji – skupiając się na oszukiwaniu samych siebie, unikaniu odpowiedzialności.

 

To dobrze, że jesteśmy sami

Nie możemy do końca poznać drugiego człowieka lub sprawić, by on zrozumiał nas – to smutne, zgadzam się.

 

Musimy dokonywać wyborów w samotności, nie dzieląc się z nikim konsekwencjami – czasem może przytłaczać, racja.

 

Tylko, zamiast skupiać się na tym, co smutne, przytłaczające i poza naszą kontrolą, może skierujmy uwagę w przeciwnym kierunku? To pobite, zmiażdżone ciężkim butem szkło to była kiedyś szklanka. Kałuża wokół wypełniała ją i ta szklanka była do połowy pełna, nie pusta.

 

Pełna. Rozumiesz?

 

Ucz się uśmiechać do odpowiedzialności, bo ona sprawia, że jesteś silny i ugruntowany, trzymasz się kupy. Baw się decyzjami wiedząc, że w dłoni ściskasz swoją przyszłość – możesz popchnąć ją w dowolnym kierunku. Wyciągaj wnioski z konsekwencji swoich decyzji i pamiętaj, że błędów nie popełnia tylko ktoś, kto ucieka od życia, nie wykonuje działania, cofa się w rozwoju i zamiast korzystać z codzienności, zamienia się w bezczynną, przerażoną larwę – z której oczywiście może coś wyrosnąć, zgadzam się, ale z całą pewnością nie będzie to motyl.

 

Możesz zejść w głąb siebie. Wyjść naprzeciw życiu, akceptując wszystkie wyzwania, które wiążą się z wybraną przez Ciebie drogą. Brać je na klatę i stawać się w tym lepszym. Odkryć w sobie całą galaktykę mechanizmów, zależności. Warstw przekonań, pragnień, motywacji i utkanych z nich uczuć. Dojść do tego, co Ciebie pasjonuje i podążyć za celem, wyruszyć w podróż. Możesz poznać, zaakceptować, pokochać siebie i ukierunkować cały swój wysiłek na to, by wzrastać, czuć się dobrze i tą energią się dzielić z innymi. Na pewnym etapie, jedyne co możesz zrobić, to szlifować swoje 10 procent w taki sposób, by dawać ludziom wartość. Zamienić je w coś pozytywnego, dającego nadzieję, inspirującego innych. Dzięki temu przyciągniesz wartościowe osoby i przestaniesz otaczać się spanikowanymi dziećmi.

 

Na pewnym poziomie wciąż będziecie mieli siebie nawzajem w dupie, bo przecież żyjemy sami i sami umieramy, ale jednocześnie, pomimo tego, będziecie mogli kolektywnie wzrastać, dzielić się wiedzą, doświadczeniem, zajebistymi emocjami i determinacją. Wraz z doświadczeniem uświadomisz sobie, że nic w Twoim życiu nie musi być, “bo tak”. Nabierzesz świadomości, że możesz wszystko poruszyć, zmodyfikować, poddać działaniu swojej woli. Tak, to brzmi jak kołczingowy bullshit, ale zaczniesz rozumieć, że każde banalne, żałosne motywacyjne powiedzonko zdaje się być kupą gówna tylko do momentu, w którym staje się podstawą Twojego życia. Z perspektywy zauważysz, że tutaj chodzi o ogólne koncepty i ścieżki, a mniej o detale.

 

To będzie jak spacer w parku. Będziesz kroczyć w swoim tempie, w konkretnie obranym kierunku. Czasem zadumany, czasem zainspirowany lub podekscytowany. Zatrzymasz się na moment, by pozdrowić osobę nadchodzącą z naprzeciwka. Przekażesz jej swoje wnioski, podzielisz się energią i jeśli będzie to ktoś właściwy – te rzeczy do Ciebie wrócą. Pomnożycie swoje 10 procent. Dzięki nim, bogatszy, po krótkiej chwili ruszysz dalej sam, bez żadnego żalu. Nie możecie pójść razem, to prawda.

 

Prawdą jest też to, że wcale nie musicie. Rozumiesz?

 

Artykuł Jesteśmy sami. To dobrze. Szlifuj swoje 10 procent pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/jestesmy-sami-to-dobrze-szlifuj-swoje-10-procent/feed 0
Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja#respond Sun, 19 Mar 2017 15:09:28 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=2524 Gdybyś miał jedną szansę.

Gdybyś mogła.

Cofnąłbyś, cofnęłabyś czas, by zmienić pewne decyzje? Wykrzywić bieg zdarzeń i przepuścić inną odnogą rzeki?

Artykuł Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdybyś miał jedną szansę.

Gdybyś mogła.

Cofnąłbyś, cofnęłabyś czas, by zmienić pewne decyzje? Wykrzywić bieg zdarzeń i przepuścić inną odnogą rzeki?

Gdy patrzę wstecz, im dłużej analizuję wszystkie decyzje, jakie podjąłem i błędy, które popełniłem, tym bardziej umacniam się w przekonaniu, że nie zmieniłbym zbyt wiele.

Konsekwencją wszystkich podjętych przeze mnie działań jest miejsce, w którym znajduję się teraz. Wszystkie przekonania, sposób, w jaki myślę i doświadczenie, które pomaga mi być mądrzejszym. To wnioski, dzięki którym działam rozsądniej. Swędzące blizny przypominające, których zakrętów unikać. Słodki smak w ustach, dzięki któremu w odpowiednich momentach dociskam gaz do dechy pamiętając, że to dobry kierunek.

Nawet patrząc na lata, które straciłem jako chodząca oferma i nerd, nie potrafię się nie uśmiechać. Okej, byłem sfrustrowany, brakowało mi wiary w siebie, wzięcia odpowiedzialności za własne życie i bliskości. Z drugiej strony jednak, byłem w stanie pielęgnować mój introwertyzm, który ma też sporo plusów. Mogłem zatapiać się w filmach, książkach, grach, a także bardzo dużo pisać, szlifując warsztat. Dzięki samotnym latom bardzo rozwinąłem wyobraźnię i swoją emocjonalną stronę. Odkryłem w sobie potężny świat, odrębną galaktykę. Nie oddałbym tych lat, nie zamieniłbym ich na nic innego. Oczywiście wtedy tak nie myślałem, zbyt mocno doskwierały mi samotność i depresyjne myśli.

Etaty, na których pracowałem nie były stratą czasu. Pozwoliły mi wyklarować przekonanie, że to nie dla mnie, że koniecznie muszę otworzyć własny biznes. Myślałem o tym budząc się codziennie o 5:00, wychodząc na śnieżną zamieć i pakując się do szarego, odrapanego autobusu razem z całą armią zombie. Otoczony przez zniszczone, zaspane twarze ludzi, którzy tak jak ja jechali do roboty, której nie cierpią. Żeby na nich nie patrzeć wyciągałem opasły tom “Lodu” Dukaja i śledziłem tekst w świetle mdłego, drażniącego światła. O 7 rano podpisywałem listę obecności w pracy, po czym przez bite 8 godzin musiałem słuchać, jak koleżanki drą się przez telefon na dłużników, generując negatywne emocje, rozładowując je soczystymi kurwami po każdej rozmowie i śmierdzącymi szlugami na krótkich przerwach. Do tego wieczne polecenia, krępujące procedury. Żeby wytrzymać słuchałem Beethovena i Bacha, a gdy nikt nie patrzył tworzyłem szkice opowiadań i wysyłałem je sobie na maila. Zrozumiałem, że potrzebuję pracy, która pozwoli mi być kreatywnym. Że nie mogę dać się zabić. Wiedziałem, że 2-3 lata takiej chujni wykończy moją wrażliwość, zdepcze wyobraźnię i sprasuje emocjonalnie. Potrzebowałem realizować się bez żadnych ograniczeń. Ta praca i dwa inne etaty nauczyły mnie, czego z całą pewnością od życia nie chcę. “Lodu” nigdy nie doczytałem, może źle mi się zaczął kojarzyć?

Jedziemy dalej. Porażki biznesowe i projekty, które nie wypaliły? Teraz wiem, z kim nie wchodzić w spółkę, gdzie kierować skupienie. Nabrałem pokory i zostałem tym mądrym, który ma na tyle samoświadomości, by wiedzieć, że jest debilem. Przede mną dużo nauki, ale już nigdy nie wpadnę w te same pułapki – wystarczająco się sparzyłem. Każdy błąd pozwala skorygować kurs. Jak opona, spod której tryska żwir, alarmując, że zjeżdżasz na pobocze. Jak furkoczące, prążkowane pasy na autostradach i trasach szybkiego ruchu. Bzzzt, zbaczasz z kursu, pobudka. Czy są tu w ogóle osoby, które pamiętają, jak ten blog wyglądał parę lat temu? Polecam użyć Google Time Machine.

Fuckupy w relacjach zahartowały mój emocjonalny mięsień. Pomogły lepiej zrozumieć mechanikę stojącą za procesem zauroczenia, dostrzec cały obraz z dystansu i odkryć, jaką dynamiką napędzane są relacje damsko-męskie. Niezliczone wyjścia na miasto, podejścia do nieznajomych kobiet, odrzucenie za odrzuceniem – wszystko to oderwało mnie od rezultatu i pozwoliło skupić się całkowicie na tym, nad czym mam kontrolę. Na własnym działaniu, na robieniu tego, na co mam ochotę w danym momencie, podążaniu za impulsem. Pokora i cierpliwość. Jakie kurwa cofanie czasu? Nie ma opcji, żeby uczyć się na samych sukcesach.

Razy, kiedy zbaczałem z dobrego kursu i wpadałem w błoto stagnacji pozwoliły mi nabrać szacunku do procesu. Do tego, że ciągle muszę pilnować organizacji pracy, czasu, zdrowia, przekonań. Że jesteśmy w stanie ciągłego rozpadu i albo regularnie będziemy wkładać energię w swój rozwój albo przegramy. Uderzenie w gong, Entropia wstaje z narożnika. To walka z kontraktem na nieograniczoną ilość rund.

A teraz przygotuj się, bo zdradzę Ci, dlaczego tak boli Cię przeszłość.

Życie przeszłością jest pozbawione sensu. Nudny slogan, tak? Paulo Coelho. Niby wszyscy to wiedzą, a wciąż spotykam ludzi, którzy nie potrafią odpuścić. Pałują się za decyzje podjęte kiedyś, “zmarnowany czas”. Zamiast zamienić je w zasób – lekcję i doświadczenie – wolą uczynić z nich piętno, doczepić kulę u nogi.

Wynika to po części z tego, że lekcja i doświadczenie służy jedynie osobom, które są PROAKTYWNE, a większość osób to BIERNE, reaktywne kukły, narzekające na los, szefa, pracę, pogodę, geny i wiatr słoneczny. Nie widzą zasobu w przeszłości i popełnianych błędach, bo na co dzień nie podejmują działania, które mogliby skorygować cennym doświadczeniem.

Jeśli Krzysiu przez głupi błąd traci wymarzoną dziewczynę, będzie się tym biczować długie lata, bo wie, że nie robi NIC w kierunku tego, by regularnie poznawać takie kobiety i mieć wybór – była to jego JEDYNA SZANSA i jest w tym kontekście zdany na ślepy los. Gdyby jednak Krzysiu podejmował działanie, stawał się każdego dnia bardziej atrakcyjnym facetem, to “głupi błąd” zamieniłby w ważną lekcję, która pozwoliłaby mu następnym razem postąpić mądrzej. Co więcej, aktywnie sterując swoim tu i teraz zrozumiałby, że wykonując dobre działanie, będąc cierpliwym i wyciągając wnioski stworzy sobie dziesiątki, jeśli nie setki sytuacji do tego, by poznać kolejną wartościową dziewczynę.

Brak działania i unikanie podejmowania decyzji zamienia się w rakotwórczy nawyk. Sprawia, że pragniesz całe życie przejść bez konieczności wzięcia odpowiedzialności za cokolwiek, chcesz tylko, żeby zostawiono Cię w spokoju. Jesteś jak tratwa na oceanie. A kiedy już rzeczywistość przygniata Cię tak, że MUSISZ podjąć jakąś decyzję to nie masz doświadczenia, siły woli ani punktów odniesienia, które pozwoliłyby Ci postąpić mądrze. Wybierasz więc głupio, po linii najmniejszego oporu. I znów rozpamiętujesz, narzekasz. W taki sposób żyją wszyscy. “Wszyscy” to przeciętność, więc jeśli chcesz czegoś więcej – musisz odrzucić ten schemat i zacząć robić coś innego.

Nawalasz. Wyciągasz pozytywy, lekcję na przyszłość. Działasz dalej. TO jest dobra pętla.

Nie trać czasu na lamenty nad tym, jak naprawić błędy popełnione wczoraj. Zastanów się, jak z ich pomocą możesz mieć lepsze dziś i zajebiste jutro. 


Dodaj mnie na snapie: v1ncent.pl

Artykuł Nie ma złych doświadczeń. Jest zła interpretacja pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/nie-ma-zlych-doswiadczen-jest-zla-interpretacja/feed 0
Wiecznie podlany kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek#respond Fri, 30 Sep 2016 13:28:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1846 Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

 

Większość ludzi ma źle obrany cel. Większość ludzi myśli, że istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”.

Raz na zawsze ogarnąć finanse.

Raz na zawsze ogarnąć życie seksualne, miłość.

Raz na zawsze ogarnąć sylwetkę.

Czyli przejść poziom, jak w Mortal Kombat. Rozpierdolić Subzero, problem Subzero rozwiązany. Tak? Nie, wszystko jest nie tak.

W naturze nie istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”. Raz na zawsze to miraż i powód, dla którego większość ludzi “szczęście” czuje jedynie od święta. Przy okazji kupna nowego auta, mieszkania; zaliczenia nowej dziewczyny, czy uzyskania awansu w robocie. Później wszystko wraca do normy, czyli do gonienia następnego checkpoint’u. I coraz większych rozczarowań.

Wszystko się rozpada, wszystko się degraduje. Sadzisz kwiatek – przestaniesz go podlewać, kwiatek usycha. Dwa plus dwa, cztery. Wiesz, że wiecznie podlany kwiatek to science fiction, a mimo to wierzysz w niego, jak naiwne dziecko w Mikołaja, zapach choinki i pierwszą gwiazdkę na niebie.

Życie ma tylko dwa biegi. Rozwój lub degradację – stagnacja, stanie w miejscu, to w rzeczywistości cofanie się. Uwstecznianie sposobu myślenia, utwierdzanie się w przekonaniach, które odcięte od nowych informacji szybko się dezaktualizują. To zapuszczanie korzeni w ziemi, która jest toksyczna i w dłuższej perspektywie po prostu Cię wykończy. Pewnego dnia powiesz sobie, że już nie musisz się rozwijać. Że w danej dziedzinie osiągnąłeś wszystko. Zatrzymasz więc ten obraz w swojej głowie, w wyobraźni oprawisz w ramkę i zawsze, gdy o sobie pomyślisz, zamiast faktycznego stanu rzeczy, dostrzeżesz tę właśnie laurkę.

Rysowanie laurek bywało niezłym zajęciem, ale w przedszkolu.

Wszystko jest w porządku – usłyszysz słodki szept z tyłu głowy. Nawet nie zauważysz, kiedy się przeterminowałeś – Ty, Twój sposób myślenia, umiejętności, relacje z bliskimi Ci ludźmi. Rzeczywistość spróbuje Cię wykoleić, pierdolnąć Ci w twarz, ale odbijesz się od ego, jak głowa kierowcy odbija się od poduszki powietrznej. Zracjonalizujesz sobie lenistwo, brak działania, rozwoju i stawiania sobie nowych wyzwań.

Człowiek dąży do status quo, tego co trwałe – by wydatkować jak najmniej energii, móc przełączyć mózg w Stand By mode. Przestaje być czujny i zamyka się w bańce. Tylko, że ta bańka nie zmienia podstawowych praw fizyki. Oszukiwanie samego siebie to żaden powód do dumy, wszyscy tak robią.

A teraz rozejrzyj się i sam oceń – jak na tym wychodzą “wszyscy”.

 

Weźmy na warsztat związki. Zwykle ludzie nie grają o ich jakość, ale o DEKLARACJĘ. Tak jakby “kocham cię”, “chcę być z tobą”, czy magiczne “tak” na banalne “wyjdziesz za mnie?” załatwiało sprawę. A, kochasz mnie? No to zajebiście, gdzie ten pilot od TV? Ludzie starają się, nadskakują sobie, a później nie tylko nie są w stanie długodystansowo sprostać odgrywaniu postaci, jaką wykreowali, ale po dobiegnięciu do mety (deklaracji) po prostu odpuszczają, kładą się na ziemi ciężko sapiąc – udało się. A przecież ta droga nigdy się nie kończy. W życiu nie chodzi o deklaracje, o kilka ciepłych słów. Słowa nie zastąpią właściwego uczucia i obopólnej chęci, by razem coś zbudować. Wciśnięcie drugiej osobie obrączki na palec nie powstrzyma biologii, ani nie zwolni Cię z obowiązku wkładania w relację energii – a już z pewnością nie zapewni “wierności aż po grób”.

(Przy okazji spójrzmy na wszystkie laski, które odwlekają w czasie seks z nowym facetem, byle tylko usłyszeć jakieś zapewnienie. Że tym razem po seksie będzie inaczej. Że napisze, odezwie się, będzie chciał znów się zobaczyć. Często tak bardzo na to napierają, że w końcu słyszą, co chciały usłyszeć. I po raz kolejny płaczą. Wybłaganie zapewnienia jest o wiele łatwiejsze, niż stanie się kobietą, do której facet będzie CHCIAŁ się odezwać po seksie.)

 

Podejście ludzi w wieku naszych rodziców do pracy? Jeśli nie wychowywałeś się w przedsiębiorczej rodzinie, to zwykle zamiast zachęty przy otwieraniu własnej firmy usłyszysz “normalną pracę byś znalazł”. Gdy pomyślisz o zmianie pracodawcy, bo uważasz, że stać Cię na więcej, z kolei osłuchasz się z “po co będziesz zmieniać, źle tam masz?”, “trzymać się jednej pracy trzeba”. Tak, trzeba trzymać się jednej pracy, aż po grób. Nawet za cenę zarabiania poniżej swoich kompetencji – tylko dlatego, że “pewne”.

 

Chcemy za wszelką cenę dobiec do mety i odpuścić. 

 

Nic nie jest permanentne. Twoje piękne mięśnie, przyjaźnie, biznes, kompetencje w danej dziedzinie. Permanentna i niezmienna jest jedynie konieczność “podlewania kwiatka”, w innym wypadku…

 

Spójrz na swój parapet. Policz martwe, uschnięte kwiatki. To nie ma być wyrzut sumienia, tylko lekcja. Język, którym posługiwałeś się biegle, ale przestałeś go używać. Fajna sylwetka, na którą zabrakło Ci motywacji. Dobrze prosperujący biznes, przy którym zamiast elastycznie odpowiadać na potrzeby rynku, powielałeś to, co działało na samym początku. Fotel w korpo, który miał dać Ci piękną przyszłość, a przyniósł stagnację. Niepielęgnowana, zdeptana miłość Twego życia. Relacje z przyjaciółmi, po których zostały cyferki w telefonie i “sto lat” raz do roku na Facebooku.

Zrozumienie natury rozwijania i utrzymywania jakiejkolwiek sfery w życiu pozwala oszczędzić wiele nerwów, czasu i energii.

 

Moje załamanie, upadek i strata szacunku do samego siebie były przywilejem. Dzięki temu przez lata robiłem wszystko, byle tylko nie wpaść w System. Nie poszedłem na etat, nie patrzyłem na to, co wypada i starałem się realizować własne cele – nie te sugerowane wymownym spojrzeniem rodziny, znajomych, czy piętnowane w popkulturze. Im bardziej jednak nie chciałem być częścią Systemu, tym bardziej System mnie dotyczył, bo byłem (i jestem) zmuszony stawiać mu ciągły opór. To wszystko przyniosło zrozumienie pewnych uniwersalnych mechanizmów. Niestety, nie każdy zdołał wyrwać sobie z karku wtyczkę z wgranym programem. Przeciętny Kowalski Systemu już nie widzi, bo od dawna jest jego częścią, o wiele ciężej jest więc mu dostrzec te wszystkie niuanse, kółka zębate i zależności.

 

Jednak mimo tej świadomości, daleko mi do pozowania na “oświeconego”. Nie jestem żadną wyrocznią i cały czas zdarza mi się popełniać te same błędy, od tego nie ma ucieczki. Pewnych lekcji uczymy się cyklicznie przez całe życie. Nie ma czegoś takiego, jak “zrozumieć” dane zjawisko raz na zawsze. Jako ludzie zapominamy, nadpisujemy to, co już wiemy, kasujemy i ładujemy od początku.

 

Ostatecznie jednak nie liczy się to, ile kwiatków Ci uschło, ale ile nowych dzięki nim mogło zakwitnąć.

 

 

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek/feed 0