cel – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Przetrzyj swoją szybę https://v1ncentify.prohost.pl/post/przetrzyj-swoja-szybe https://v1ncentify.prohost.pl/post/przetrzyj-swoja-szybe#comments Sat, 09 Mar 2019 11:21:42 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3819 Strach to woda na przedniej szybie, gdy w środku nocy dociskasz pedał gazu na trasie szybkiego ruchu.

Artykuł Przetrzyj swoją szybę pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Strach to woda na przedniej szybie, gdy w środku nocy dociskasz pedał gazu na trasie szybkiego ruchu. Krople rozciągają się w długie linie, zakrzywiając Twoją percepcję. Auta z naprzeciwka oślepiają Cię, nie potrafisz ocenić, czy przypadkiem nie zjeżdżasz na sąsiedni pas.

 

Nie możesz podjąć żadnej rozsądnej decyzji, bo jej definicję przekreśla bazowanie na zniekształconym obrazie rzeczywistości.

 

Nieprzetarta szyba to moment, w którym wchodzisz na wypełnioną po brzegi salę wykładową i zapada cisza. Oni wszyscy przyszli Cię zabić. Patrzą krytycznie i tylko czekają na Twoje potknięcie. Zastanawiasz się, co Ty do cholery tu robisz. Twoje myśli są pewne, że wyjdziesz na błazna, serce wpada w galop, a ręce masz śliskie od potu.

*

To także chwila, w której wchodzisz do klubu i wszystkie dziewczyny na twarzach wypisane mają “spierdalaj”, a każdy gość jest bardziej wyluzowany i bardziej atrakcyjny od Ciebie.

*

To przerażająca świadomość, że właśnie stoisz przed wyborem – chwycić w dłoń szansę (rozpoczęcie własnego biznesu lub wzięcie na siebie projektu, który da Ci awans) i zaryzykować porażkę, czy ominąć ją szerokim łukiem.

 

Przetarcie szyby to krok w ogień

 

Zaczynasz mówić. W gardle masz sucho, nie wiesz, czy przypadkiem nie gadasz głupot i odnosisz wrażenie, że poruszasz się po scenie jak robot. Minuty wloką się jak fabuła ostatnich sezonów The Walking Dead. Pierwsza, druga. Jest coraz lepiej. Łapiesz kontakt z publicznością i w Twoim żołądku rośnie przyjemne ciepło. Kolejne trzy minuty za Tobą. Wciąż jesteś żywy, mówisz płynnie, a dywanowy nalot nie następuje. Czujesz ze strony publiczności akceptację i zaangażowanie – z całą pewnością nikt nie chce Cię tutaj zabić.

*

Decydujesz się na ten krok, wyciągasz dłoń w kierunku mijającej Cię dziewczyny. Zwraca się ku Tobie z konsternacją na twarzy, a Ty wyciskasz z siebie kilka słów, jak płynną czekoladę z tubki. Ona uśmiecha się do Ciebie i seksownie mruży niebieskie oczy.

 

Dosłownie minutę wcześniej, gdy mijałeś ją na parkiecie, Twój mózg wmawiał Ci, że przy jakiejkolwiek próbie interakcji zostaniesz natychmiast spławiony, wgnieciony w ziemię, pobity lub wyrzucony z klubu. Teraz rozmawiasz z dziewczyną, która Ci się podoba i oboje powoli wciągacie się w konwersację. Klub przestaje być wrogim miejscem, czujesz się tu jak u siebie i zastanawiasz się, co działo się z Twoim mózgiem jeszcze kilka minut wcześniej.

*

Postanawiasz zaryzykować, planujesz i dokonujesz powolnej egzekucji. Wchodząc w detale projektu i sprawdzając stan faktyczny, dochodzisz do wniosku, że to wcale nie będzie tak straszne, jak podpowiadały Ci głosy w głowie. Zastanawiasz się, jak głupie byłoby, gdybyś jednak poddał się strachowi i odpuścił tę szansę.

 

Brawo. Właśnie włączyłeś wycieraczki i skreśliłeś z równania strach, dzięki czemu zobaczyłeś klarownie, jak wygląda rzeczywistość. Z zasady, im dłużej pozostajemy w sytuacji powodującej lęk, tym szybciej ten lęk opada.

 

Nauczyłem się używać swoich “wycieraczek” jakoś  w wieku 21 lat, gdy wyszedłem naprzeciw moim największym lękom i spłonąłem w atmosferze. Dowiedziałem się wtedy wiele o naturze strachu i z powtarzającego się schematu wyciągnąłem prawidłowość.

 

Wyrobiłem w sobie nawyk automatycznego wchodzenia w stresujące sytuacje, by jak najszybciej “przetrzeć szybę”, wykreślić z równania lęk, pozwolić umysłowi na adaptację do nowej sytuacji – dzięki czemu mogłem szybko oceniać je takimi, jakimi były w rzeczywistości – zamiast opierać się na zniekształconej projekcji podszytego lękiem umysłu.

 

Dzięki temu zabiegowi bardzo szybko zauważyłem, że większość sytuacji, od jakich instynktownie w życiu uciekamy tylko wydaje się przerażająca i najczęściej wystarczy jeden krok do przodu, by rozwiać iluzję. Ta świadomość to bardzo fajne narzędzie w walce ze strachem oraz coś, co pomaga wyprzedzać innych o krok.

 

Tam, gdzie inni się wahają, Ty wchodzisz z podniesioną głową nawet nie po to, by wygrać (bo to tylko rodzi dodatkową presję), ale po to, by “przetrzeć szybę”, zobaczyć, jak wygląda rzeczywistość tej konkretnej sytuacji, gdy się w nią po prostu wrzucić, oswoić z lękiem i wykreślić go z równania.

 

Bardzo często okazuje się, że ten przerażający potwór w szafie, to tylko niegroźny, pluszowy miś, ale jeśli szafy nie otworzysz, nigdy się o tym nie przekonasz – a to sprawi, że całe życie będziesz bał się czegoś, co jest tylko projekcją Twojego umysłu (dorosły facet obawiający się pluszowego misia – to nie brzmi zbyt seksownie).

 

Nie miej mu za złe, jego zadaniem jest po prostu chronić Cię przed nowymi, nieprzewidywalnymi sytuacjami. Bądź jednak świadom tego mechanizmu, gdy po raz kolejny na drodze do Twojego celu stanie strach.

 

Nie zapomnij wtedy powiedzieć rzeczywistości: “sprawdzam”.

 

Artykuł Przetrzyj swoją szybę pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/przetrzyj-swoja-szybe/feed 3
Linie pęknięć https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec#comments Sun, 10 Feb 2019 11:58:04 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3788 W życiu przegrywasz w momencie, w którym przestajesz kwestionować filtry, przez które patrzysz na rzeczywistość.

Artykuł Linie pęknięć pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
W życiu przegrywasz w momencie, w którym przestajesz kwestionować filtry, przez które patrzysz na rzeczywistość.

Prawdy poszukuj w liniach pęknięć. W najsłabszych miejscach prawd, które przyjąłeś za pewnik. Szukaj tak długo, aż będziesz w stanie rozwalić je na kawałki, ułożyć od nowa, skleić, oszlifować. Wtedy zacznij od początku.

Nie ma czegoś takiego, jak ostatnia, jedyna słuszna iteracja przekonań na temat życia, przyjaźni, miłości i związków, sensu życia. Po prostu nie. Moment, w którym przestajesz kwestionować swoje stanowisko, przyjmować nowe informacje i update’ować system jest chwilą, w której grzęźniesz. Stajesz w miejscu, podczas gdy chaos rzeczywistości ciągle zmienia formę, popychając całą resztę do przodu.

Gdy jesteś młody zdobywasz konkretny światopogląd, po czym bronisz go niczym wilczyca młode. Najgorsze, co można zrobić, to zatrzymać się w tym miejscu. Główny towar, jaki ma do zaoferowania świat, to ludzie, którzy przestali się aktualizować.

Ciężko jest kwestionować własne przekonania i wartości, którymi kierujemy się w życiu w społeczeństwie, które od dziecka wdrukowuje w nas potrzebę bycia idealnym. Dołóżmy do tego nieustanną krytykę ze strony innych ludzi i konieczność wykształcenia w sobie systemów obronnych, trzymania gardy i oddawania ciosów. Nielogiczne w takiej sytuacji wydaje się dodatkowe dokładanie samemu sobie.

W życiu najtrudniejsza jest nauka trzech rzeczy. Pierwsze dwie, to przyjmowanie krytyki i niepatrzenie na innych przez pryzmat własnych oczekiwań. Trzecia, to poddawanie w wątpliwość własnych przekonań – bo to zmusza do eksploracji. Nie chcemy eksplorować, chcemy definitywnych odpowiedzi. Żądamy stabilności i uciekamy od reorganizowania naszej rzeczywistości. To wymaga energii, pracy, zapału. Czasem mamy dobitną świadomość, że nasz pogląd na daną kwestię jest zbyt uproszczony, dwuwymiarowy i po prostu się na to godzimy, nie chcąc zgłębiać króliczej nory lub odkładając jej eksplorację na później.

Zresztą, kto w dzisiejszych czasach ma czas na autorefleksję? Świat zapierdala zbyt szybko. Często nie mamy chwili, by spotkać się na kawę z dobrym znajomym, co dopiero mówić o dialogu z samym sobą?

Moją metodą na stagnację było zawsze poszukiwanie przygody. Wrzucanie się w sytuacje, które mnie stresowały. Włączanie w dyskusje, które zmuszały do artykulacji, a czasem dopiero uzmysławiania własnych przekonań na dany temat. Gwałtowny skręt z autostrady. Nie wiesz, jakie masz zdanie na dany temat, zanim się o to nie pokłócisz, mówią.

Ja mówię, że nie wiesz kim jesteś, dopóki nie roztrzaskasz się w życiu przynajmniej kilkanaście razy i kilkanaście razy nie będziesz zmuszony poskładać od nowa.

Co się dzieje, gdy nie poszukujesz linii pęknięć i nie wzbogacasz swojego światopoglądu, klikasz “później” w wyskakujących okienkach przypominających o aktualizacji? Kończysz, jak 30-40 letni fani zespołów punkowych, którzy wyglądają dokładnie tak samo, jak dwie dekady wcześniej, jeśli pominąć tatusiowy brzuszek i twarz zmęczoną wyrzucaniem kolejnych marzeń do kosza.

Nie śpij, słyszysz?

Daj sobie z liścia, jeśli musisz, ale nie zastygaj w bezruchu. Doświadzaj nowych sytuacji, ryzykuj i podejmuj wyzwania, które Cię przytłaczają i zmuszają do zdobycia nowych kompetencji. Eksploruj rzeczywistość, czytaj dobre książki, chłoń punkt widzenia ludzi mądrzejszych od Ciebie.

Pod żadnym pozorem nie zamykaj oczu, nie mość sobie miejsca w ciepłym gniazdku.

Nie umieraj, proszę.

Staraj się zawsze pozostać przy życiu i nie zapaść w śpiączkę. Nie pozwól, by lód pod Twoimi stopami stał się zbyt gruby i stabilny. Uderz w niego z całej siły, odnajdź pęknięcia i uderz raz jeszcze. Rozwal go na kawałki i pozwól sobie na orzeźwiającą kąpiel.

Jaki jest sens życia? Ten obiektywny, bazujący na instynktach i przetrwaniu nie daje satysfakcjonującej odpowiedzi, dlatego dość łatwo jest dojść do wniosku, że życie nie ma najmniejszego sensu.

Rodzisz się, uczysz chodzić i mówić. Poznajesz ludzi. Każdego dnia przyswajasz pokarm, każdej nocy śpisz. Trochę trenujesz, uprawiasz seks i podążasz narzuconą przez system ścieżką. Wtedy umierasz. Nie ma znaczenia, czego się nauczyłeś, bo żadna wiedza już Ci się nie przyda. Nie ma znaczenia, czego dokonałeś, bo po pierwsze Ciebie już tu nie ma, by się tym cieszyć, a po drugie przy odpowiednio dużej rozpiętości czasu nawet najwybitniejsze z Twoich osiągnięć zostaną zapomniane.

Jesteś jak zapis w pamięci RAM sekundę po odcięciu zasilania. Po prostu znikasz.

Sensem życia jest więc przeżywanie samo w sobie – które daje dużo więcej frajdy przy ciągłej aktualizacji. Przyswajanie nowych informacji, bieżąca wymiana przestarzałych przekonań pomagają stwarzać kolejne iteracje Ciebie. Nadążanie za chaosem rzeczywistości, satysfakcja z osiąganych celów i podnoszenie sobie poprzeczki to wykałaczki, które utrzymują Twoje powieki w pozycji otwartej.

 

Potrzebujesz tych wykałaczek, bo zbyt dużą mamy tendencję do zapadania w sen – a życie ucieka.

 

Nie warto go przegapić.

 

Artykuł Linie pęknięć pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/linie-pekniec/feed 2
To był pierwszy taki rok https://v1ncentify.prohost.pl/post/byl-pierwszy-taki https://v1ncentify.prohost.pl/post/byl-pierwszy-taki#comments Tue, 29 Jan 2019 15:48:08 +0000 https://www.v1ncent.pl/?p=3761 Dawno nie robiłem podsumowań rocznych. Nie mam zamiaru do nich wracać, ale miniony rok był wyjątkowy. Skradnę więc nieco Twojego skupienia.

Artykuł To był pierwszy taki rok pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Dawno nie robiłem podsumowań rocznych. Nie mam zamiaru do nich wracać, ale miniony rok był wyjątkowy. Skradnę więc nieco Twojego skupienia.

2013-2017

Nie wiem, co robię z własnym życiem. Budzę się rano, patrzę w sufit i po plecach wspina się coś oślizgłego.

 

Rozpraszam się. Pracuję i się socjalizuję. Z początku mieszkam na Mokotowie, a poranki i wieczory spędzam przy laptopie produkując wpisy lub w zmiętej pościeli z dziewczynami, popijając wino i oglądając filmy. Każde krzesło w moim pokoju to rozpadająca się atrapa, każdy kolejny seks w rozklekotanym łóżku to następna połamana w nim deska. Miewam noce, kiedy budzi mnie trzask, gdy jedna część łóżka wypada z zawiasów i ląduję na ziemi.

 

Tworzę Płonąc w atmosferze, wypruwam się dla Ciebie. I ciągle się boję.

 

Wpełza po plecach, zawija wokół gardła.

 

Wychodzę na imprezę. Wynurzam się spomiędzy szarych bloków z grafitti Hemp Gru oraz Jebać Policję. Jestem jak karaluch. Czekam na odrapanym przystanku z wybitą szybą, wraz z innymi karaluchami. Wsiadam do zerdzewiałego autobusu, w którym śmierdzi menelem i jadę tak do klubu.

 

Pętla się zaciska, więc odpalam muzykę. Coś mnie dusi, więc wracam do mieszkania z kolejną dziewczyną.

 

Staram się zapomnieć, ale zapomnieć nie jest łatwo. Mówię sobie, że jeszcze jest czas. Jeszcze będzie dobrze.

 

Znajomi mają ciepłe etaty. Dobry social, służbowe auta. Stabilizację. Ja mam blog, szkolenia z uwodzenia i chrzęst ścierających się ze sobą płyt tektonicznych.

 

Wiesz, jaka jest zasada? Możesz zajmować się czymś egzotycznym i dziwnym tylko wtedy, kiedy jesteś człowiekiem sukcesu.

 

Chcesz dowodu?

 

Wyobraź sobie, że idziesz po ulicy i widzisz gościa, ubranego jak Marilyn Manson. Co sobie myślisz? No kurwa, dziwak. Ale gdyby to rzeczywiście był Manson, nie miałbyś nic przeciwko. Przecież to legendarna gwiazda rocka. Jej wolno.

 

Więc wyobraź sobie, że budzę się przez te wszystkie lata ze świadomością, że ledwo utrzymuję się w Warszawie, czas mija, a ja jestem śmiesznym “trenerem uwodzenia” i prowadzę “bloga o dupach”.

 

Bomba.

 

“Może poszukaj innego zajęcia?”, słyszę. Wpierw od ludzi, później łapię się na tym, że to samo powtarzam w myślach sam do siebie.

 

Ale ja nie chcę rezygnować z marzeń. W moim aucie nie ma hamulca. Jest tylko gaz do dechy i wiara w to, że nie wypadnę z trasy. Gdy raz poczujesz smak wolności, nie musząc stawiać się w firmie na określoną godzinę, nie mając nad sobą szefa i samemu zarządzając własnym czasem – już nigdy nie wpadniesz na pomysł powrotu na etat.

 

Wyprowadzając się z Białegostoku obiecałem sobie dwie rzeczy: od tej pory żadnej pracy dla kogoś oraz koniec brania pieniędzy od rodziców. Trzymałem się tych postanowień mocno, nawet wtedy, gdy ledwo wiązałem koniec z końcem i musiałem chodzić głodny. Jestem jednak bliski złamania drugiego postanowienia w momencie, w którym umiera babcia.

 

Moja rzeczywistość się sypie i potrzebuję czasu, by dojść do siebie. Nie jestem w stanie prowadzić szkoleń, czyli zarabiać nawet marnych pieniędzy. Moja praca to nie biuro i spokojny proces tylko czas z drugim człowiekiem, który płaci, więc wymaga. Klienta nie obchodzi, czy miałem dobry, czy chujowy tydzień. Klient oczekuje przygody życia i mnie w najwyższej formie.

 

Wracam więc do formy. Rzucam fajki, mimo że nigdy nie paliłem ich dużo. Prostuję plecy, otrzepuję bojowy kurz i idę przed siebie.

 

Źle dobieram współpracowników, poznaję się na ludziach. Zauważam, które uliczki są ślepe. Popełniam błąd za błędem, więc uczę się i betonuję jasną wizję, do której zmierzam.

 

Pracuję za dużo, skąpany w problemach innych ludzi, wciąga mnie ciemna, lepka depresja. Nic nie ma sensu, wymiotuję na myśl o szkoleniach. Ratuje mnie brat, kupując mi bilet na Filipiny.

 

“Po cholerę tam w ogóle lecę?”, myślę przed wylotem. Parę dni później jestem wdzięczny, że wyrwałem się z Polski. Nabieram dystansu, szerszej biznesowej perspektywy. Inspiruję się poznanymi tam ludźmi. To właśnie z Filipin zaczynam uploadować pierwsze vlogi, mierząc się z druzgocącą krytyką, ucząc się od podstaw zupełnie nowej umiejętności.

 

Uwierz mi, nie ma nic fajnego w świeceniu swoją mordą na YouTube, gdy pod wideo większość ocen to dislike.

 

Wracam do Polski, każde kolejne wideo jest lepsze. Mam nową energię do pracy.

 

Moja branża wymaga umiejętności: pisarskich, copywritingu, marketingu online, produkcji oraz brandowania filmów, występowania przed kamerą, występowania przed publicznością, coachingu, planowania strategicznego, zarządzania czasem.

 

Drążę skałę i w każdej z tych dziedzin jestem coraz lepszy.

 

Aha, przy okazji się wyprowadzam i wreszcie doświadczam ludzkich warunków mieszkaniowych (czytaj: kuchni bez karaluchów, pokoju ze sprawnymi meblami oraz łóżkiem, które wytrzymuje ciężar dwóch dorosłych osób bez groźby pęknięcia w pół).

 

Poznaję właściwą osobę do współpracy. Uczymy się od siebie, wymieniamy kompetencjami i tworzymy nową wizję.

 

Mijają dwa kolejne lata, kilka razy zmieniam mieszkanie.

 

2018

Kapitan, okręt i spokojne morze. Już nie żółtodziób, zbita naprędce tratwa i nadciągający tajfun.

 

Pierwszy rok, w którym się nie boję. W którym znam swoją wartość i mam wypracowaną solidną pozycję na rynku. Towarzyszy mi świadomość, że tworzę jeden z najlepszych brandów uwodzeniowych w Polsce. Już nie jestem dziwakiem, tylko profesjonalistą. Gości we mnie spokój.

 

Wiem, że nawet gdybym w jednej chwili wszystko stracił, posiadam zakorzenione głęboko umiejętności, dzięki którym byłbym w stanie rozpocząć od podstaw kolejny biznes.

 

Kosztowało mnie to wiele długich lat, które wspominam jako słodko-gorzką przygodę.

 

Pamiętasz moje wpisy o wytrwałości? Osiąganiu celów, motywacji i podnoszeniu się po porażkach? O zarządzaniu czasem? Jak myślisz, dla kogo je pisałem?

 

Na pewno tylko dla Ciebie?

 

Każda zapisana na tym blogu linijka gruntowała mnie w moich postanowieniach, dodawała otuchy i pozwalała nie zbaczać z kursu. 300 wpisów popełnionych od początku istnienia tego bloga to kronika wyboistej drogi od chłopca w mężczyznę, nauki odpowiedzialności, wytrwałości i zdobywania kompetencji. Cieszę się, jeśli przy okazji mogłem Cię zainspirować do większego głodu życia, wpłynąć w pozytywny sposób na Twoje filtry, przez które postrzegasz rzeczywistość. Najwięcej jednak z tych wszystkich tekstów wyniosłem ja sam.

 

Jednocześnie, daleki jestem od otwierania szampana. Nigdy nie przestanę się uczyć. Teraz jednak, po latach, mogę wreszcie robić to spokojny o przyszłość.

 

To naprawdę znaczy wiele.

 

Dziękuję więc, że jesteś ze mną – niezależnie, od którego momentu śledzisz tę podróż. Twoje wsparcie jest nieocenione.

 

To był pierwszy taki rok, a przed nami wiele kolejnych. Zgadłeś, zgadłaś – jeszcze lepszych.

 

Artykuł To był pierwszy taki rok pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/byl-pierwszy-taki/feed 6
Zmiana. Ryzyko. Wyzwanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zmiana-ryzyko-wyzwanie https://v1ncentify.prohost.pl/post/zmiana-ryzyko-wyzwanie#comments Wed, 22 Aug 2018 14:42:04 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3614 Całe życie uciekamy. Jesteśmy zawodowymi sprinterami w zawodach nie do mety, ale zdala od niej.

Artykuł Zmiana. Ryzyko. Wyzwanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Całe życie uciekamy. Jesteśmy zawodowymi sprinterami w zawodach nie do mety, ale zdala od niej.

 

Jako ludzie jesteśmy uczuleni na wiele rzeczy. Nie lubimy polityków. Boli nas widok ludzi, którym w życiu wyszło. Pierwsze top 3 zajmują jednak kolejno:

 

Zmiana.

Ryzyko.

Wyzwanie.

 

Panicznie boimy się tych rzeczy, bo zmuszają nas one do opuszczenia ciepłego gniazdka i sprawdzenia się – więc zawsze staramy się biec w przeciwnym kierunku. Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wydaje się być sensowne – uciekając walczymy o zachowanie status quo, czyli aktualnego, optymalnego ułożenia rzeczywistości. Nawet, jeśli nasza rzeczywistość w tym momencie posiada jakieś wady, to są one do przełknięcia, jeśli idą w parze z iluzją stabilności.

 

W tym wszystkim zapominamy, że gniazdko pielęgnujemy na ruchomych piaskach, które powoli, lecz sukcesywnie wciągają nas. To powolny proces, na tyle długotrwały, że na co dzień go nie widać. Dostrzegamy symptomy regresu dopiero, gdy sięgamy pamięcią lata wstecz, porównując swoją rzeczywistość z przeszłością.

 

Sam przez długi czas wykańczałem się emocjonalnie, po pierwsze: bojąc się wyzwań i ryzyka, po drugie: walcząc ze zmianą. Wiedziałem, że jedynym rozsądnym wyjściem jest iść do przodu, więc mimo obaw podejmowałem wyzwanie i ryzykowałem. Robiłem coś sprzecznego z moimi uczuciami, co kosztowało mnie wiele energii.

 

Gdy jechałem na swoje pierwsze płatne szkolenie umierałem ze stresu. Zaczynałem zupełnie nowy rozdział swojej kariery, koniec pracy na etacie – wreszcie byłem panem swego losu. Pragnąłem tego od bardzo dawna, a teraz, gdy w końcu to wywalczyłem, moją głowę atakowała setka dobijających myśli. Siedziałem w autokarze, słuchawki w uszach, a brzuch ściśnięty w kłębek.

 

Czy sobie poradzę? Co, jeśli klient nie będzie zadowolony? Czy nie porwałem się z motyką na słońce?

 

Szkolenie prowadziłem w Sopocie, więc miałem kilka długich godzin, by w kółko katować się wszystkim, co produkował mój przerażony mózg. Pocieszałem się, że to tylko trzy dni. Trzy dni, po których wrócę do bezpiecznego domu. Wyobrażałem sobie wszystkie bezpieczne, rutnowe czynności, które powitam z radością, jeśli tylko “przebrnę” przez szkolenie. W momencie, w którym dojechałem na miejsce byłem skrajnie skatowany przez adrenalinę – a nawet jeszcze nie zacząłem szkolenia.

 

Czy powyższa taktyka się opłaca? Z pozoru tak, przecież nie chowamy głowy w piasek, podejmujemy wyzwanie, ryzyko – wychodzimy naprzeciw zmianom. Jednocześnie jednak okupione jest to wewnętrzną walką, w wyniku której mamy zszarpane nerwy i dostajemy po żyłach końską dawką kortyzolu. Wykonujemy dobrą robotę, a jednak się boimy, ciągle oglądamy za siebie – na nasze gniazdko zbudowane na piaszczystej wydmie.

 

W pewnym momencie musiałem zmienić taktykę. Długoterminowo nikt nie jest w stanie funkcjonować z taką dawką stresu i niekończącą się, wewnętrzną batalią. Jeśli chcemy być skuteczni w długiej perspektywie, podejmowanie ryzyka nie może kojarzyć się z czymś nieprzyjemnym. Potrzebujemy nowego modelu.

 

Mój obecny to witanie wyzwań, ryzyka i zmian z otwartymi ramionami. Już nie uciekam od tych rzeczy, a gdy pojawiają się na horyzoncie – po prostu wychodzę im naprzeciw.

 

Pierwszy składnik to akceptacja

Okej, na horyzoncie mam zmianę. Muszę podjąć ryzyko lub się w czymś sprawdzić. Jedynym wyborem jest akceptacja tego stanu rzeczy. Tak długo, jak nie zaakceptujesz tego faktu, będziesz toczyć w środku wewnętrzną batalię pt. “ja nie chcę”. Nikogo nie obchodzi, że nie chcesz, klamka zapadła. Dopasuj się lub zgiń.

 

Drugi składnik to ekscytacja

Zamień adrenalinę na ciekawość. Masz duży projekt do zrealizowania? Ciekawe, jak wypadnie. Otwierasz nowy biznes, idziesz do nowej pracy? Super, coś świeżego – nowy teren do eksploracji, będzie zabawa. To jedyne słuszne podejście. Nie masz wpływu na to, że pojawia się w Tobie jakaś emocja. Kontrolujesz jednak jej interpretację. Użyj tego mechanizmu na swoją korzyść.

 

Trzeci składnik to trenowanie mózgu

by wszelkie turbulencje i zmiany postrzegać w kontekście zasobu. Dopasowując się do zmian, czy podejmując ryzyko uczymy się nowych rzeczy, szlifujemy umiejętności i hartujemy charakter. Jeśli kolizja z tornadem jest nieunikniona, to trzeba wjechać w nie na pełnych obrotach i skupić się na tym, by wyciągnąć z doświadczenia sto procent – wycisnąć je jak mokrą szmatę. Nauczyć się czegoś o sobie, przekroczyć kolejne granice, sprawdzić się, wynieść lekcję na przyszłość. Dzięki temu, każde kolejne wyzwanie zamiast tyrać Cię emocjonalnie, będzie Cię wzmacniać.

 


Pamiętaj, że ostatecznie bezpieczne gniazdko i stabilność są iluzją, w którą wierzysz tylko dlatego, że boisz się zmiany. Żeby poruszać się efektywnie po falach życia i nie dać się podtopić, musisz wymienić je na deskę – i nauczyć się surfować.

Kto wie, może ten sport Ci się spodoba?

 

Artykuł Zmiana. Ryzyko. Wyzwanie pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zmiana-ryzyko-wyzwanie/feed 2
Jak wygląda Twoja osobista armia? https://v1ncentify.prohost.pl/post/wyglada-twoja-osobista-armia https://v1ncentify.prohost.pl/post/wyglada-twoja-osobista-armia#respond Wed, 23 May 2018 13:28:38 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=3438 Gdy byłem mały i całymi godzinami bawiłem się zabawkami, lubiłem głównego bohatera (najczęściej jakiegoś Batmana) wpędzać w sytuacje bez wyjścia. Otoczony przez wrogów, koszmarnie obity, bez nadziei na pomoc przyjmował kolejne ciosy, pękały mu kości i zapowiadało się, że nadszedł koniec bohatera - że zło w końcu zatriumfuje. I właśnie wtedy przysyłałem mu odsiecz.

Artykuł Jak wygląda Twoja osobista armia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Gdy byłem mały i całymi godzinami bawiłem się zabawkami, lubiłem głównego bohatera (najczęściej jakiegoś Batmana) wpędzać w sytuacje bez wyjścia. Otoczony przez wrogów, koszmarnie obity, bez nadziei na pomoc przyjmował kolejne ciosy, pękały mu kości i zapowiadało się, że nadszedł koniec bohatera – że zło w końcu zatriumfuje. I właśnie wtedy przysyłałem mu odsiecz.

Z nieba spadał Robin, czy inny Superman i robił z bandziorami porządek. Batman lądował w swojej jaskini, gdzie przez najbliższe dwa tygodnie Alfred przynosił mu smaczny, słodki kisiel i zmieniał okłady na obitym ciele. Bohater odzyskiwał zdrowie i wychodził w noc w poszukiwaniu kolejnego wyzwania – a ja z niechęcią zostawiałem zabawki i szedłem odrabiać pracę domową.

Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że życie tak nie działa. Że gdy będę sam, gdy każdy plan, jaki miałem zostanie zmiażdżony przez podeszwę rzeczywistości, ratunek nie spadnie z nieba. Nikt nie nadejdzie z odsieczą. Nawet najbliżsi znajomi, nawet rodzina. Znajomi, rodzice i rozdzeństwo mogą mnie jedynie wspierać, dopingować. Krzyczeć “wstawaj!” z narożnika. Ale ja sam muszę podnieść mordę z ringu, podeprzeć się łokciem, zmusić kolana do dźwignięcia obolałego ciała i wytrzymać jeszcze minutę pojedynku.

Moim obowiązkiem jest nauczyć się wstawać po upadku, ustawiać swoje myślenie w dobry sposób – taki, który będzie mnie wspierać. Tylko ja wiem, co mnie boli, dlaczego boli. Jaka była przyczyna mojej porażki, w jaki sposób znalazłem się na macie. Samodzielnie muszę rozwiązać supeł na sznurówkach. Nikt poza mną nie posiada pełnego obrazu sytuacji – który uwzględnia ukryte emocje, niewypowiedziane motywacje, skrywane kompleksy, najciemniejsze myśli – ani nie widzi sposobu, w jaki te elementy łączą się z rzeczywistością i obecną sytuacją, dając konkretny wynik.

Z tego powodu nikt nie wie lepiej ode mnie, co powinienem w danej sytuacji zrobić.

Doceniam moich przyjaciół, kocham rodzinę i cieszę się, że mam ich wsparcie. Ale to ja i moja wewnętrzna armia stajemy zawsze na pierwszej linii frontu. Gdy z nieba leje się magma, nic nie idzie po mojej myśli, a problemy przede mną piętrzą się jak tsunami połączone z tornadem, czuję jakbym słyszał kpiące: “jesteś sam? Dlaczego od razu się nie poddasz?”.

Wtedy tylko się uśmiecham. Bo wcale nie jestem sam

Wiara w siebie i w moje umiejętności to Robin, który spada z nieba i łamie kości przeciwnikom. Nawyk podnoszenia się po porażce, bez znaczenia jak bolesnej, to mój osobisty Superman, stawiający mnie na równe nogi. Pozytywne myślenie jest moją jaskinią, która daje mi przestrzeń niezbędną do regeneracji. W głowie nie mam zaciekłego wroga, tylko przyjaciela. To mój Alfred, który zawsze stoi po mojej stronie i robi wszystko, bym jak najszybciej był gotowy na kolejną rundę.

Skompletowanie tej armii zajęło mi całe lata, ale zostanie ze mną już na całe życie. Twarde przekonania, silne nawyki i kontrola myślenia. Zasoby dzięki którym mogę polegać na sobie, jednocześnie doceniając pomoc i wsparcie najbliższych osób – ale nie być od tej pomocy i wsparcia uzależnionym. Gdy staję przed ciężkim wyzwaniem, lub po prostu obrywam z nienacka, nie rozkładam bezradnie rąk, nie czekam na cud. Wstaję, otrzepuję się i przedzieram dalej.

*

Wczoraj beztrosko szedłem sobie po chodniku ze słuchawkami w uszach, ale nagle przez muzykę przebił się krzyk dziecka. Spojrzałem w lewo – mały chłopiec siedział obok swego mini-rowerku. Po policzkach ciurkiem płynęły łzy.

– Wstawaj, wstawaj – Odezwał się znudzony, męski głos. – Mama czeka z obiadem.

To ojciec chłopca, który nie zważając na lament po prostu szedł dalej chodnikiem, nie czekając na swoje dziecko. Na ten komunikat chłopiec zawył jeszcze głośniej, oczekując pomocy – a właściwie jakiejkolwiek uwagi, bo nic mu nie dolegało, ot wywrócił się, wystarczyło wstać, wsiąść na rowerek i jechać z tatą na obiad.

– No już, już, tylko się wywróciłeś, po prostu otrzep się, wstawaj i chodź. – Ojciec rzucił przez ramię, ani na chwilę nie zwalniając. Jego lekceważący ton głosu niósł nutkę rozbawienia, kompletnie robrajając aurę dramatu i końca świata, które usiłował narzucić chłopiec.

Widocznie tatuś trafił w czuły punkt, bo dzieciak zawył jeszcze głośniej. Ostatecznie nie wstał, a ojciec był zmuszony po niego wrócić i “udzielić pomocy”, okazać wsparcie. Niektórzy powiedzieliby, że gość zachował się na początku bardzo chłodno, a nawet okrutnie – ale ja jak na dłoni widziałem, czego ten ojciec chciał nauczyć syna.

W życiu będziesz sam, naucz się sam podnosić i nie oczekuj niczyjej pomocy. Nie rozdmuchuj swoich porażek i problemów. Odrzuć mentalność ofiary, bo siedzenie i użalanie się nad sobą nie przyniesie ci żadnego efektu.

Stopniowe odcinanie pępowiny i lekcje zaradności życiowej, wpajane od najmłodszych lat. Nie znam się na wychowywaniu dzieci, ale daję temu panu lajka.

 

Kto przespał lub nie miał tych lekcji w młodości, później i tak musi je odpracować i się nauczyć – tyle, że nie na bezpiecznym przykładzie rowerka, ale w prawdziwym życiu, gdzie konsekwencje biernej i roszczeniowej postawy mogą być bardzo bolesne. 

Artykuł Jak wygląda Twoja osobista armia? pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wyglada-twoja-osobista-armia/feed 0