biznes – VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ https://v1ncentify.prohost.pl O kobietach, życiu i zdrowym do niego podejściu. Mon, 03 Jan 2022 16:05:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.0.2 Wiecznie podlany kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek#respond Fri, 30 Sep 2016 13:28:43 +0000 http://www.v1ncent.pl/?p=1846 Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Przestań się oszukiwać. Karmić iluzją i wmawiać sobie, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym będziesz kompletny. Nie ma czegoś takiego, jak permanentna kompletność. Popkultura Ci nakłamała. Te wszystkie filmy z happy endem. Cukierkowate książki i bajki, które rodzice opowiadali Ci do poduszki. Gonisz zjawę, zrozum to wreszcie.

 

Większość ludzi ma źle obrany cel. Większość ludzi myśli, że istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”.

Raz na zawsze ogarnąć finanse.

Raz na zawsze ogarnąć życie seksualne, miłość.

Raz na zawsze ogarnąć sylwetkę.

Czyli przejść poziom, jak w Mortal Kombat. Rozpierdolić Subzero, problem Subzero rozwiązany. Tak? Nie, wszystko jest nie tak.

W naturze nie istnieje coś takiego, jak “raz na zawsze”. Raz na zawsze to miraż i powód, dla którego większość ludzi “szczęście” czuje jedynie od święta. Przy okazji kupna nowego auta, mieszkania; zaliczenia nowej dziewczyny, czy uzyskania awansu w robocie. Później wszystko wraca do normy, czyli do gonienia następnego checkpoint’u. I coraz większych rozczarowań.

Wszystko się rozpada, wszystko się degraduje. Sadzisz kwiatek – przestaniesz go podlewać, kwiatek usycha. Dwa plus dwa, cztery. Wiesz, że wiecznie podlany kwiatek to science fiction, a mimo to wierzysz w niego, jak naiwne dziecko w Mikołaja, zapach choinki i pierwszą gwiazdkę na niebie.

Życie ma tylko dwa biegi. Rozwój lub degradację – stagnacja, stanie w miejscu, to w rzeczywistości cofanie się. Uwstecznianie sposobu myślenia, utwierdzanie się w przekonaniach, które odcięte od nowych informacji szybko się dezaktualizują. To zapuszczanie korzeni w ziemi, która jest toksyczna i w dłuższej perspektywie po prostu Cię wykończy. Pewnego dnia powiesz sobie, że już nie musisz się rozwijać. Że w danej dziedzinie osiągnąłeś wszystko. Zatrzymasz więc ten obraz w swojej głowie, w wyobraźni oprawisz w ramkę i zawsze, gdy o sobie pomyślisz, zamiast faktycznego stanu rzeczy, dostrzeżesz tę właśnie laurkę.

Rysowanie laurek bywało niezłym zajęciem, ale w przedszkolu.

Wszystko jest w porządku – usłyszysz słodki szept z tyłu głowy. Nawet nie zauważysz, kiedy się przeterminowałeś – Ty, Twój sposób myślenia, umiejętności, relacje z bliskimi Ci ludźmi. Rzeczywistość spróbuje Cię wykoleić, pierdolnąć Ci w twarz, ale odbijesz się od ego, jak głowa kierowcy odbija się od poduszki powietrznej. Zracjonalizujesz sobie lenistwo, brak działania, rozwoju i stawiania sobie nowych wyzwań.

Człowiek dąży do status quo, tego co trwałe – by wydatkować jak najmniej energii, móc przełączyć mózg w Stand By mode. Przestaje być czujny i zamyka się w bańce. Tylko, że ta bańka nie zmienia podstawowych praw fizyki. Oszukiwanie samego siebie to żaden powód do dumy, wszyscy tak robią.

A teraz rozejrzyj się i sam oceń – jak na tym wychodzą “wszyscy”.

 

Weźmy na warsztat związki. Zwykle ludzie nie grają o ich jakość, ale o DEKLARACJĘ. Tak jakby “kocham cię”, “chcę być z tobą”, czy magiczne “tak” na banalne “wyjdziesz za mnie?” załatwiało sprawę. A, kochasz mnie? No to zajebiście, gdzie ten pilot od TV? Ludzie starają się, nadskakują sobie, a później nie tylko nie są w stanie długodystansowo sprostać odgrywaniu postaci, jaką wykreowali, ale po dobiegnięciu do mety (deklaracji) po prostu odpuszczają, kładą się na ziemi ciężko sapiąc – udało się. A przecież ta droga nigdy się nie kończy. W życiu nie chodzi o deklaracje, o kilka ciepłych słów. Słowa nie zastąpią właściwego uczucia i obopólnej chęci, by razem coś zbudować. Wciśnięcie drugiej osobie obrączki na palec nie powstrzyma biologii, ani nie zwolni Cię z obowiązku wkładania w relację energii – a już z pewnością nie zapewni “wierności aż po grób”.

(Przy okazji spójrzmy na wszystkie laski, które odwlekają w czasie seks z nowym facetem, byle tylko usłyszeć jakieś zapewnienie. Że tym razem po seksie będzie inaczej. Że napisze, odezwie się, będzie chciał znów się zobaczyć. Często tak bardzo na to napierają, że w końcu słyszą, co chciały usłyszeć. I po raz kolejny płaczą. Wybłaganie zapewnienia jest o wiele łatwiejsze, niż stanie się kobietą, do której facet będzie CHCIAŁ się odezwać po seksie.)

 

Podejście ludzi w wieku naszych rodziców do pracy? Jeśli nie wychowywałeś się w przedsiębiorczej rodzinie, to zwykle zamiast zachęty przy otwieraniu własnej firmy usłyszysz “normalną pracę byś znalazł”. Gdy pomyślisz o zmianie pracodawcy, bo uważasz, że stać Cię na więcej, z kolei osłuchasz się z “po co będziesz zmieniać, źle tam masz?”, “trzymać się jednej pracy trzeba”. Tak, trzeba trzymać się jednej pracy, aż po grób. Nawet za cenę zarabiania poniżej swoich kompetencji – tylko dlatego, że “pewne”.

 

Chcemy za wszelką cenę dobiec do mety i odpuścić. 

 

Nic nie jest permanentne. Twoje piękne mięśnie, przyjaźnie, biznes, kompetencje w danej dziedzinie. Permanentna i niezmienna jest jedynie konieczność “podlewania kwiatka”, w innym wypadku…

 

Spójrz na swój parapet. Policz martwe, uschnięte kwiatki. To nie ma być wyrzut sumienia, tylko lekcja. Język, którym posługiwałeś się biegle, ale przestałeś go używać. Fajna sylwetka, na którą zabrakło Ci motywacji. Dobrze prosperujący biznes, przy którym zamiast elastycznie odpowiadać na potrzeby rynku, powielałeś to, co działało na samym początku. Fotel w korpo, który miał dać Ci piękną przyszłość, a przyniósł stagnację. Niepielęgnowana, zdeptana miłość Twego życia. Relacje z przyjaciółmi, po których zostały cyferki w telefonie i “sto lat” raz do roku na Facebooku.

Zrozumienie natury rozwijania i utrzymywania jakiejkolwiek sfery w życiu pozwala oszczędzić wiele nerwów, czasu i energii.

 

Moje załamanie, upadek i strata szacunku do samego siebie były przywilejem. Dzięki temu przez lata robiłem wszystko, byle tylko nie wpaść w System. Nie poszedłem na etat, nie patrzyłem na to, co wypada i starałem się realizować własne cele – nie te sugerowane wymownym spojrzeniem rodziny, znajomych, czy piętnowane w popkulturze. Im bardziej jednak nie chciałem być częścią Systemu, tym bardziej System mnie dotyczył, bo byłem (i jestem) zmuszony stawiać mu ciągły opór. To wszystko przyniosło zrozumienie pewnych uniwersalnych mechanizmów. Niestety, nie każdy zdołał wyrwać sobie z karku wtyczkę z wgranym programem. Przeciętny Kowalski Systemu już nie widzi, bo od dawna jest jego częścią, o wiele ciężej jest więc mu dostrzec te wszystkie niuanse, kółka zębate i zależności.

 

Jednak mimo tej świadomości, daleko mi do pozowania na “oświeconego”. Nie jestem żadną wyrocznią i cały czas zdarza mi się popełniać te same błędy, od tego nie ma ucieczki. Pewnych lekcji uczymy się cyklicznie przez całe życie. Nie ma czegoś takiego, jak “zrozumieć” dane zjawisko raz na zawsze. Jako ludzie zapominamy, nadpisujemy to, co już wiemy, kasujemy i ładujemy od początku.

 

Ostatecznie jednak nie liczy się to, ile kwiatków Ci uschło, ale ile nowych dzięki nim mogło zakwitnąć.

 

 

Artykuł Wiecznie podlany kwiatek pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/wiecznie-podlany-kwiatek/feed 0
Zbrojenia do długodystansowej wojny https://v1ncentify.prohost.pl/post/zbrojenia_do_dlugodystansowej_wojny https://v1ncentify.prohost.pl/post/zbrojenia_do_dlugodystansowej_wojny#respond Sat, 23 May 2015 00:00:00 +0000 http://dev.v1ncent.pl/?p=168 Czy rzeczywiście jestem wyjątkowy? Co takiego w życiu osiągnąłem? Przecież nie mam miliona na koncie, moje mieszkanie nie przypomina rezydencji Dana Bilzeriana. Z kranu nie płynie Dżony Łolkeler, pięć różnych par cycków nie uśmiecha się do mnie z 3-metrowego łóżka. Na domiar złego, biały pył na stole to nie kokaina, tylko pieprzona “Tortowa” z Biedronki. 

Artykuł Zbrojenia do długodystansowej wojny pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
Czy rzeczywiście jestem wyjątkowy? Co takiego w życiu osiągnąłem? Przecież nie mam miliona na koncie, moje mieszkanie nie przypomina rezydencji Dana Bilzeriana. Z kranu nie płynie Dżony Łolkeler, pięć różnych par cycków nie uśmiecha się do mnie z 3-metrowego łóżka. Na domiar złego, biały pył na stole to nie kokaina, tylko pieprzona “Tortowa” z Biedronki. 

Czy do Twego umysłu pukają czasem podobne myśli? Czy lawirują w odmętach podświadomości zatruwając Twoją codzienność i obrzydzając nawet najprzyjemniejsze czynności? Podkopując Twoje poczucie własnej wartości i znęcając się nad zasadnością pracy, jaką wkładasz w to, by poprawić jakość swego życia?

UWAGA – TEKST JEST SKIEROWANY DO OSÓB, KTÓRE WYKONUJĄ KONKRETNE DZIAŁANIE W CELU POPRAWY SWEGO ŻYCIA, ALE JESZCZE NIE MAJĄ REZULTATÓW. JEŚLI SZCZYTEM TWOICH AMBICJI JEST OGLĄDANIE FAKTÓW W TVN I OPOWIADANIE WSZYSTKIM DOOKOŁA O SWOICH AMBITNYCH PLANACH – WYPIERDALAJ!

Takie myśli czasem zbierają się w sobie i bezczelnie pukają do mego umysłu. Tylko, że ja traktuję je podobnie jak Jehowych – po prostu nie otwieram drzwi.

 

Po pierwsze, widzę jaką drogę pokonałem i nie uważam wcale, że ktokolwiek musi podzielać mój pogląd odnośnie tego, że była wyjątkowa. Mam to w dupie, bo była wyjątkowa dla mnie. I tak jest z całym życiem. To, co przeżywasz zawsze będzie najbardziej znaczące dla Ciebie i nikt nie zbliży się choć trochę do zrozumienia tego, co masz w głowie i z czym walczyłeś, by dojść do momentu, w którym jesteś dzisiaj.

 

Okej, na jakiś czas straciłem zapał do rozwijania się w relacjach z kobietami, ale mam go znowu.

Przeżyłem stagnację biznesową, ale w tym momencie pompuję się moimi celami, jak jeszcze nigdy w życiu.

Rozumiem, że nie ma czegoś takiego, jak stabilny stan. Emocje to sinusoida, momenty kiedy z Twoich oczu płyną łzy szczęścia, ale także te gorzkie. Powodowane przez cierpienie wewnętrzne, krwotok duszy.  Kiedy czujesz się mały, bezsilny, pozbawiony jakiegokolwiek celu. Przekopany przez otoczenie, a co najgorsze: przez swojego najzacieklejszego wroga i jednocześnie najlepszego przyjaciela – samego siebie. Zadajesz sobie nowe rany, a także często rozdrapujesz stare. Tak czasami jest, po prostu.

Nie czuję się też bezwartościowy. Mam w dupie osiągnięcia innych ludzi i porównywanie się z nimi. Najważniejsze i tak zawsze, ale to kurwa zawsze jest to, czy dla Ciebie Twoje osiągnięcia są ważne, napawają Cię dumą i powodują przyspieszone bicie serca.  Bo jeśli myślisz w jakikolwiek inny sposób, to już przegrałeś i zawsze będziesz się katował porównywaniem z innymi ludźmi.

Przez ostatnie dwa lata nie zarabiałem oszałamiająco dużo, ale gdybym nie prowadził swojego biznesu, to w ogóle nie popełniałbym błędów. Jeśli nie popełniałbym błędów, nie wyciągałbym wniosków. Gdybym nie wyciągał wniosków, nie wiedziałbym co zmienić. Gdybym nie wiedział co zmienić nie miałbym teraz zapału do pracy i małego motorka w dupie, który codziennie rano wypycha mnie z łóżka i krzyczy przez megafon: ZAPIERDALAJ!

 

Godzę się na wszystkie konsekwencje moich decyzji. Rosnącą popularność, pogardę niektórych kobiet (pozdrawiam), które skazane są na niezrozumienie tego, czym się zajmuję. Przedmiotowe traktowanie przez wielu czytelników, których spotykam w klubach i na wykładach – zupełnie jakbym nie był człowiekiem, tylko automatem, który wypluwa rozwiązania na każdy palący problem. 

Na mojej drodze nie ma zbędnych doświadczeń. Zbędna to może być ich niewłaściwa interpretacja. Dosłownie każda relacja biznesowa, każdy ruch marketingowy i każde podjęte przeze mnie ryzyko nauczyło mnie, że albo zrobiłem coś dobrze albo zrobiłem coś źle. Dzięki temu mój mózg buduje drzewka decyzyjne i rozgałęzia te linie, które są najlepszą opcją według danych, jakie posiada.

DZIAŁANIE->RYZYKO->DOŚWIADCZENIE->FEEDBACK->UPGRADE MINDSETU->ZAPĘTLIĆ

Dostrzegam ciągłą ewolucję siebie i dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, w którym miejscu jestem. Dlatego też kompletnie nie rozumiem facetów, którzy po wejściu w tematykę psychologii relacji po kilku miesiącach załamują ręce i stwierdzają, że się do tego nie nadają, bo nie mają efektów. Kurwa mać! Ja na samym początku w ogóle nie oczekiwałem ŻADNYCH spektakularnych rezultatów, bo wiedziałem, że startuję z poziomu -100! Potrafiłem chodzić nakręcony przez pół dnia, BO SPYTAŁEM FAJNĄ DZIEWCZYNĘ O TO, KTÓRA JEST GODZINA. Pisałem podjarany maile bratu – zobacz, co osiągnąłem! Przełamałem swoją fobię społeczną! Czuję się jak młody bóg! 

 

Robiłem małe kroki i każdy, nawet ten najmniejszy napawał mnie absolutną, rozpierdalającą na kawałki DUMĄ.

Teraz mam identyczne podejście do biznesu. Świadomię pracuję dopiero od ponad dwóch lat. Wiem, jakie mam braki i zapełniam je doświadczeniem, popełnianiem błędów – stosuję identyczną analogię, co przy rozwoju umiejętności miękkich. Tutaj należy podkreślić jedną ważną rzecz:

Jeśli nie będziesz doceniał tego, ile robisz, jak dużo osiągnąłeś w tym momencie i się z tego po prostu cieszyć jak mały berbeć, który stawia swoje pierwsze kroki i ciągle pada na ziemię – co wywołuje u niego jeszcze większą radość – to NIGDY, ALE TO NIGDY NIE BĘDZIESZ SZCZĘŚLIWY I ZADOWOLONY Z SIEBIE.

Wiesz dlaczego? Bo tak na serio droga, którą sobie obierasz (nie ważne w jakiej sferze życia) nie ma końca. Rozwój to proces i właśnie ten proces jest celem samym w sobie. Mając podejście roszczeniowe i dawkując sobie szczęście od konkretnego celu, który sobie wyznaczasz, zawsze przegrywasz. Gdy osiągniesz swoje postanowienia wyznaczysz kolejne zadania, pojawią się następne problemy. Skatujesz się na śmierć, zgorzkniejesz i najpewniej rzucisz w końcu wszystko w pizdu.

Jeszcze rok temu nie potrafiłem sobie wyobrazić prowadzenia obecnego biznesu na szeroką skalę, nie tracąc przy tym idei i nie srając na własną markę. Teraz widzę to jasno i klarownie, bo ciężar skupienia mam na zupełnie innych rzeczach, posiadam też nowe dane, które wyciągnąłem z bezcennego doświadczenia. I to jest ewolucja. To jest ciągłe parcie naprzód. I to kiedyś mi zaprocentuje. Nie chcę tego zwrotu z inwestycji teraz, jutro, za miesiąc. Bo wiem, że zwrot i tak nadejdzie – wystarczy świadomość, że idę we właściwym kierunku. Wkładam pracę, a czas? Czas i tak minie.

Zbroję się na długodystansową wojnę. Nie oczekuję pieprzonej Armii Zbawienia, nie liczę na świętego Mikołaja i w dupie mam wiarę w to, że cokolwiek samo się ułoży. Nic się samo nie układa. Jestem ja, moje umiejętności, moja droga i świadomość tego, przez co przeszedłem i co jest przede mną. Identyczny mindset towarzyszył mi wtedy, gdy ocierałem łzy po kolejnym zwątpieniu w siebie i szedłem na miasto, by raz jeszcze stanąć do walki z własnym lękiem. 

Mocniej zaciskając wiązania na rękawicach i dopuszczając jedną, jedyną tylko możliwość: będę uderzał z całej siły, moim wewnętrznym blokadom serwuję techniczny nokaut. 

Tyle.

Artykuł Zbrojenia do długodystansowej wojny pochodzi z serwisu VINCENT: DOŚWIADCZANIE ŻYCIA I TWORZENIE WSPOMNIEŃ.

]]>
https://v1ncentify.prohost.pl/post/zbrojenia_do_dlugodystansowej_wojny/feed 0